Część 4: Ofiara

**Tony**

Byłem skołowany. Nie wiedziałem, że nie byliśmy sami na tej planecie. Niezbyt potrafiłem rozumieć powód ataku. Chyba, że buszowałem po kryjówce tego… obcego? Tego kogoś.

Tony: Kim jesteś? Czego chcesz?!

Postać nie powiedziała nic. Jedynie podeszła bliżej, odsłaniając usta. Dostrzegłem, jak próbowała użyć jakiś oparów na mnie. Nie mogłem na to pozwolić, więc uderzyłem z unibeamu. Nie było to mądre, ale taka pojawiła się pierwsza myśl. Obcy uderzył w skały na tyle mocno, że wszystko zaczęło spadać mi na łeb. Chwyciłem za kryształy i poleciałem do jaskini, uciekając przed burzą, nieznanym przeciwnikiem oraz chmurą jakiejś toksyny. Kątem oka zaobserwowałem, jak oponent rozpyla to z ust. Systemy ostrzegały przed tym. Przyspieszyłem maksymalnie na prostej, wlatując z impetem do kryjówki.

Tony: Mam to!

Upadłem na ziemię wraz z metalem.

Tony: Jak Pepper?
Rhodey: Kiepsko. Potrzebna odtrutka. Dasz radę ją sporządzić?
Tony: Żaden… problem.

Odłożyłem zbroję, biorąc się do pracy. Nawet nie sprawdzałem ilości energii. Implant mógł działać bez zasilania pancerza, lecz słabo. Szczególnie, że zużyłem na unibeam. Sporządzanie odtrutki zajęło mi z jakieś dziesięć minut.

Tony: Go… towe.
Rhodey: Tony, co z tobą? Tony!

Z jakiegoś powodu poczułem się słabo. Niemożliwe, żeby i mnie dopadła trucizna. Ledwo nabierałem powietrza do płuc, bo ciągle kaszlałem. Podałem mu fiolkę z antidotum, a sam upadłem, tracąc kontakt ze światem.

**Rhodey**

Byłem przerażony. Jednak musiałem wziąć się w garść. Później na niego nakrzyczę, choć nie bardzo wiem za co. Podałem odtrutkę Pepper, czekając na poprawę stanu. Przy okazji sprawdziłem stan Tony’ego. Miał wysoką gorączkę.

Rhodey: Co jest grane?
Pepper: Rhodey…
Rhodey: Pepper!

Zdziwiłem się nieco, bo szybko odzyskała przytomność. Oczy zmieniały barwę na naturalną. Podobnie jak naczynka. Dla pewności zbadałem kończyny. Nie były sztywne.

Rhodey: Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze, ale… Ale co z Tony’m?
Rhodey: Nie mam pojęcia. Zrobił odtrutkę i zemdlał.
Pepper: Zemdlał? Rhodey, wyjaśnij. Co jest grane?
Rhodey: Sam chciałbym to wiedzieć!

Podniosłem ton, choć tego nie chciałem. Powoli traciłem kontrolę nad emocjami. Tak bardzo się bałem o brata. Nie tylko przez chore serce, ale i to, że któregoś dnia mógłby już nie wrócić z misji. Utknęliśmy na planecie, która daje nam w kość. Przetrwanie stanęło pod znakiem zapytania.

Rhodey: Przepraszam, Pepper. Poniosło mnie.
Pepper: Nic nie szkodzi. Ważne, żebyśmy jak najszybciej stąd uciekli.
Rhodey: A misja?
Pepper: Już wolę przeżyć mniej na Ziemi i zginąć tam z wami niż walczyć z siłami na tej debilnej planecie!
Rhodey: Widzę, że myślimy tak samo.

Lekko się do niej uśmiechnąłem, pomagając usiąść. Nadal potrzebowała odpocząć. Jednak była stabilna.

Rhodey: Na razie stąd nie wychodzimy. Jest burza, a poza tym…

Spojrzałem na Tony’ego.

Pepper: Rhodey, musimy wiedzieć co mu jest. Mamy tu tkwić, a on ma umierać? Nie zgodzę się na to.
Rhodey: Wykonam skan. Zobaczę czy też jest otruty kylitem.
Pepper: Kylitem?

Nie miałem czasu na wyjaśnienia. Zbadałem ciało przez skaner. Wykryło coś dziwnego czego nie dało się w żaden sposób nazwać. Niedobrze.

Pepper: Rhodey?
Rhodey: To… To zaraza. Musimy uważać, jeśli nie chcemy dostać od niego infekcji.

Wytłumaczyłem najprościej jak mogłem. Brakowało danych, a musieliśmy mu pomóc. Nie mógł umrzeć. Nie tutaj.

**Pepper**

Nie spodobała mi się ani trochę ta wiadomość. Potrzebowaliśmy informacji.

Pepper: Rhodey, on gdzieś wcześniej był?
Rhodey: Po kylit.
Pepper: No dobra, więc brał zbroję.
Rhodey: I co to zmienia? Na pewno przesadził z mocą.
Pepper: Ale kamera coś musiała zarejestrować.

Nie wierzyłam, że nie potrafił wpaść na coś tak banalnego. Odtworzyłam ostatnie nagranie z hełmu. Wyświetlił nam się hologram jak walczył z kimś.

Pepper: Rhodey?
Rhodey: Cholera. Musiał czymś… oberwać.
Pepper: Toksyną.

Stwierdziłam, widząc jakąś chmurę, która zbliżała się do zbroi. Uciekał od niej.

Rhodey: Przeniknęła do wnętrza.
Pepper: Więc musimy znaleźć tego osobnika.
Rhodey: Pepper?

Popatrzył na mnie przerażony, a swój wzrok przeniósł na Tony’ego. Dusił się. Z bezradnością patrzyłam na jego ból. Ta planeta nas prędzej wykończy niż my ją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X