**Tony**
Cieszyłem się, że tak szybko dostałem wypis. Teraz mogłem zrealizować plan, który miałem w zanadrzu od samego początku. Problem był z Duchem. No i resztą złoczyńców. Niewiele pamiętałem z „wycieczki” po lesie samobójców, ale wiedziałem, że prawie umarłem. Fizycznie i psychicznie rozpadałem się.
Pepper: O czym tak myślisz?
Tony: Sam nie wiem, Pep. O wszystkim. Tak strasznie się bałem, że zostałem sam.
Pepper: Ale wciąż jesteśmy tu z tobą. Cokolwiek tam się stało, powinieneś wymazać to z pamięci. Pamiętasz, że jesteśmy na wakacjach, prawda?
Tony: Tak… Pamiętam.
Rhodey: Pepper, nie męcz go. Pewnie chce odpocząć. Zostaniemy w hotelu.
Tony: Nie taki był plan.
Wstałem z łóżka, podchodząc do okna.
Tony: Nie zamierzam znowu leżeć. Wiem, że miałem operację. Rozumiem wasze obawy, ale jesteśmy tu dla relaksu. Spróbujmy pochodzić parę godzin po Japonii.
Rhodey: No dobra. Nie zmusimy cię, a nawet nie przekonamy, żeby tu zostać. Jednak będziemy mieć na ciebie oko.
Tony: Pepper?
Pepper: Zgoda.
Ucałowała mnie w policzek, choć chciałem posmakować jej ust. Delikatnie musnąłem wargi, aż przejęła inicjatywę. Pocałowaliśmy się z lekkim pożądaniem. Pragnąłem ją całym sercem.
Rhodey: Ekhm!
Oczywiście ktoś musiał zniszczyć ten urok. Kochałem Rhodey’go jak brata, ale czasem pojawiała się ochota na danie mu w kość. Odsunąłem się od ukochanej.
Tony: Wybacz.
Pepper: Ale to nic takiego. Cieszę się, że dalej mnie kochasz.
Tony: Tak, ale…
Pepper: Tony?
W jednej chwili przypomniałem sobie pocałunek Whitney. Było mi za to wstyd. Nie chciałem ranić Pep. Liczyła się dla mnie bardziej niż zbroja.
Tony: Przepraszam was. Idziemy?
Pepper: Wszystko z tobą w porządku, Tony?
Tony: Tak jakby. Dużo się działo.
Rhodey: Nie jesteś z tym sam. Pamiętaj.
Tony: Dziękuję wam.
Przytuliłem ich do siebie, aż jedna łezka uciekła z oka. Byli największym skarbem jaki mogłem posiąść.
**Ho**
Skończyłem muzykować przez pojawienie się Naomi. Obiecała nam pokazać swoją placówkę. Przeszliśmy mnóstwo sal oraz korytarzy. Skończyliśmy po jakimś kwadransie.
Dr Yinsen: Robi ogromnie wrażenie, Naomi.
Dr Bernes: Naprawdę twoje wynalazki wyprzedzają nasze odkrycia o kilkaset lat.
Dr Yashida: No wiecie. Nudziłam się i projektowałam. Chciałam, aby ten szpital działał na moich zasadach. Tak, żeby pacjenci mogli leczyć się bez względu na ograniczenia.
Dr Bernes: Zrealizowałaś bardzo szczytny cel.
Dr Yashida: Tyle, że będę jeszcze rozbudowywać placówkę. Co powiecie na współpracę?
Zaniemówiłem. Kusząca oferta, bo podczas ingerencji Tony’ego we trójkę dawaliśmy sobie radę. Łączyły nas zasady działania, które były sprzeczne z prawem. Dogadywaliśmy się ze sobą. Chciałoby się spróbować.
Dr Yashida: No i jak? Wchodzicie w to?
Dr Yinsen: Szczerze? Nie widzę przeszkód.
Dr Yashida: A Tony? Przecież jest twoim pacjentem.
Dr Bernes: Tu się zgodzę. Musimy wrócić do Nowego Jorku.
Dr Yinsen: Jak na razie nie jest to możliwe. Punkty teleportacyjne wciąż nie zostały naprawione.
Dr Bernes Dzieciaki też tu będą. Na czas ich pobytu możemy być z tobą.
Dr Yinsen: Popieram.
Zgodziliśmy się na tymczasową współpracę. Byłem ciekawe co osiągniemy wspólnymi siłami.
**Pepper**
Pospacerowaliśmy po mieście, wpadając do baru z sushi. Zawsze chciałam spróbować, jak to smakuje. Każdy z nas wziął po jednej porcji. Rhodey od razu wypluł.
Rhodey: Ohyda! Jak można to jeść?!
Pepper: Przecież to surowa ryba z ryżem. Czego byś się spodziewał?
Zaśmiałam się, jedząc posiłek ze smakiem. Tony’emu także przypadło do gustu. I takie dni mi się podobały. Zero strachu, akcji Iron Mana, szkoły, kłamstw… Szkoda, że nic nie trwa wiecznie.
**Whitney**
Przeszliśmy przez punkt, zaś strażnicy wyłączyli do nich dostęp zaraz po naszym zniknięciu. Sprawnie trafiliśmy na miejsce. O dziwo świeciło pustkami. Coś tu nie pasowało.
Nagle rozbłysły światła. Otoczyli nas agenci z każdej strony.
Whitney: Cholera! Wiedzieliście?!
Odwróciłam się, mówiąc do towarzyszy. Ducha już nie było. Zawsze wiedział, kiedy się ulotnić. Whiplash starał się zaatakować, lecz szybko zneutralizowali go jakąś siatką. Niechętnie skapitulowałam, klęcząc. Położyłam ręce na kark. Skończyła się maskarada.
KONIEC.
~~~~~~***~~~~~
I tak po raz kolejny decyduję się na zamknięcie bloga. Dziękuję tym, którzy czytali. Katari odmeldowuje się.
Cieszyłem się, że tak szybko dostałem wypis. Teraz mogłem zrealizować plan, który miałem w zanadrzu od samego początku. Problem był z Duchem. No i resztą złoczyńców. Niewiele pamiętałem z „wycieczki” po lesie samobójców, ale wiedziałem, że prawie umarłem. Fizycznie i psychicznie rozpadałem się.
Pepper: O czym tak myślisz?
Tony: Sam nie wiem, Pep. O wszystkim. Tak strasznie się bałem, że zostałem sam.
Pepper: Ale wciąż jesteśmy tu z tobą. Cokolwiek tam się stało, powinieneś wymazać to z pamięci. Pamiętasz, że jesteśmy na wakacjach, prawda?
Tony: Tak… Pamiętam.
Rhodey: Pepper, nie męcz go. Pewnie chce odpocząć. Zostaniemy w hotelu.
Tony: Nie taki był plan.
Wstałem z łóżka, podchodząc do okna.
Tony: Nie zamierzam znowu leżeć. Wiem, że miałem operację. Rozumiem wasze obawy, ale jesteśmy tu dla relaksu. Spróbujmy pochodzić parę godzin po Japonii.
Rhodey: No dobra. Nie zmusimy cię, a nawet nie przekonamy, żeby tu zostać. Jednak będziemy mieć na ciebie oko.
Tony: Pepper?
Pepper: Zgoda.
Ucałowała mnie w policzek, choć chciałem posmakować jej ust. Delikatnie musnąłem wargi, aż przejęła inicjatywę. Pocałowaliśmy się z lekkim pożądaniem. Pragnąłem ją całym sercem.
Rhodey: Ekhm!
Oczywiście ktoś musiał zniszczyć ten urok. Kochałem Rhodey’go jak brata, ale czasem pojawiała się ochota na danie mu w kość. Odsunąłem się od ukochanej.
Tony: Wybacz.
Pepper: Ale to nic takiego. Cieszę się, że dalej mnie kochasz.
Tony: Tak, ale…
Pepper: Tony?
W jednej chwili przypomniałem sobie pocałunek Whitney. Było mi za to wstyd. Nie chciałem ranić Pep. Liczyła się dla mnie bardziej niż zbroja.
Tony: Przepraszam was. Idziemy?
Pepper: Wszystko z tobą w porządku, Tony?
Tony: Tak jakby. Dużo się działo.
Rhodey: Nie jesteś z tym sam. Pamiętaj.
Tony: Dziękuję wam.
Przytuliłem ich do siebie, aż jedna łezka uciekła z oka. Byli największym skarbem jaki mogłem posiąść.
**Ho**
Skończyłem muzykować przez pojawienie się Naomi. Obiecała nam pokazać swoją placówkę. Przeszliśmy mnóstwo sal oraz korytarzy. Skończyliśmy po jakimś kwadransie.
Dr Yinsen: Robi ogromnie wrażenie, Naomi.
Dr Bernes: Naprawdę twoje wynalazki wyprzedzają nasze odkrycia o kilkaset lat.
Dr Yashida: No wiecie. Nudziłam się i projektowałam. Chciałam, aby ten szpital działał na moich zasadach. Tak, żeby pacjenci mogli leczyć się bez względu na ograniczenia.
Dr Bernes: Zrealizowałaś bardzo szczytny cel.
Dr Yashida: Tyle, że będę jeszcze rozbudowywać placówkę. Co powiecie na współpracę?
Zaniemówiłem. Kusząca oferta, bo podczas ingerencji Tony’ego we trójkę dawaliśmy sobie radę. Łączyły nas zasady działania, które były sprzeczne z prawem. Dogadywaliśmy się ze sobą. Chciałoby się spróbować.
Dr Yashida: No i jak? Wchodzicie w to?
Dr Yinsen: Szczerze? Nie widzę przeszkód.
Dr Yashida: A Tony? Przecież jest twoim pacjentem.
Dr Bernes: Tu się zgodzę. Musimy wrócić do Nowego Jorku.
Dr Yinsen: Jak na razie nie jest to możliwe. Punkty teleportacyjne wciąż nie zostały naprawione.
Dr Bernes Dzieciaki też tu będą. Na czas ich pobytu możemy być z tobą.
Dr Yinsen: Popieram.
Zgodziliśmy się na tymczasową współpracę. Byłem ciekawe co osiągniemy wspólnymi siłami.
**Pepper**
Pospacerowaliśmy po mieście, wpadając do baru z sushi. Zawsze chciałam spróbować, jak to smakuje. Każdy z nas wziął po jednej porcji. Rhodey od razu wypluł.
Rhodey: Ohyda! Jak można to jeść?!
Pepper: Przecież to surowa ryba z ryżem. Czego byś się spodziewał?
Zaśmiałam się, jedząc posiłek ze smakiem. Tony’emu także przypadło do gustu. I takie dni mi się podobały. Zero strachu, akcji Iron Mana, szkoły, kłamstw… Szkoda, że nic nie trwa wiecznie.
**Whitney**
Przeszliśmy przez punkt, zaś strażnicy wyłączyli do nich dostęp zaraz po naszym zniknięciu. Sprawnie trafiliśmy na miejsce. O dziwo świeciło pustkami. Coś tu nie pasowało.
Nagle rozbłysły światła. Otoczyli nas agenci z każdej strony.
Whitney: Cholera! Wiedzieliście?!
Odwróciłam się, mówiąc do towarzyszy. Ducha już nie było. Zawsze wiedział, kiedy się ulotnić. Whiplash starał się zaatakować, lecz szybko zneutralizowali go jakąś siatką. Niechętnie skapitulowałam, klęcząc. Położyłam ręce na kark. Skończyła się maskarada.
KONIEC.
~~~~~~***~~~~~
I tak po raz kolejny decyduję się na zamknięcie bloga. Dziękuję tym, którzy czytali. Katari odmeldowuje się.