Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przypadkowe przeznaczenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przypadkowe przeznaczenie. Pokaż wszystkie posty

(12) FINAŁ

4 | Skomentuj
(12) FINAŁ

**Tony**

Wróciłem do domu, gdy jakimś cudem opanowałem kroki taneczne z przyjaciółką. O dziwo nie słyszałem nikogo. Pusto? Myliłem się. Rodzice siedzieli w salonie, oglądając film. Nie interesowałem się zbytnio, więc pomaszerowałem do pokoju, by naładować implant. Zdjąłem koszulkę, podpinając się do urządzenia. Leżałem tak bezczynnie, myśląc nad jutrzejszym występem, aż ktoś zapukał do drzwi. To była mama.


Maria: W porządku, Tony?
Tony: Tak. W jak najlepszym, mamo… A wy się już nie kłócicie?
Maria: Powiedział mi, co zrobił. Wybaczyłam mu błędy przeszłości i ty zrób to samo
Tony: Myślisz, że sobie zasłużył na wybaczenie? Prawie mnie zabił
Maria: Wiem, ale on chciał dla ciebie, jak najlepiej
Tony: Nie wiem, co mu powiedzieć
Maria: Kocha nas, rozumiesz? Nie gniewaj się dłużej na niego, dobrze?
Tony: Ech! Narobił sporo bałaganu. Jedno słowo nie wystarczy
Maria: Chociaż z nim porozmawiaj na spokojnie… Synku, proszę cię
Tony: Zobaczę, co da się zrobić
Maria: A tak, zmieniając temat… Jak tańce?
Tony: Coś tam umiem, choć często wpadałem na Pepper
Maria: Ha! Widać, że na nią lecisz
Tony: Mamo!
Maria: Hahaha! No dobra, ale dasz sobie radę?
Tony: Na pewno dam


Uśmiechnąłem się, próbując nastawić się pozytywnie na rozmowę z ojcem. Po naładowaniu implantu, zszedłem schodami do laboratorium, gdzie mogłem się spodziewać taty. Nie wyjął żadnego schematu ze swojej teczki. Na stole roboczym leżał mój projekt. Jak on znalazł tę kartkę? Widocznie ją gdzieś musiałem zostawić i nie schować na miejsce. Zresztą, długo byłem u Rhodey’go ćwiczyć. Natychmiast nalegałem na odpowiedź.


Tony: Skąd to masz?
Howard: Znalazłem u ciebie w pokoju, jak szukałem klucza francuskiego
Tony: Naprawdę? A gdzie leżała?
Howard: Pod łóżkiem
Tony: Mogłeś ją położyć na biurko. Chwila… Czy ty to budujesz?
Howard: Powiedzmy, bo nie mogę rozszyfrować wszystkiego
Tony: Heh! Zabezpieczyłem się, gdyby ktoś chciał skraść mój pomysł
Howard: Mogę ci z nim pomóc, Tony. Naprawdę masz oryginalny projekt i taki patent przydałby się w firmie. Pomyśl, ile osób można tym uratować
Tony: Nie liczą się dla ciebie pieniądze? Dziwne… Tato, miałem z tobą pogadać o…
Howard: Domyślam się, iż nadal jesteś na mnie zły
Tony: Już mi przeszło, choć dam ci szansę
Howard: Co masz na myśli?
Tony: Jeśli chciałeś dla nas dobrze, wybaczam
Howard: Tony, ty nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy
Tony: Dość sporo, prawda?
Howard: Prawda, synu... To co? Zbudujemy tego blaszaka razem?
Tony: Myślałem, że nigdy nie zapytasz


Chwyciłem za narzędzia, pracując razem z nim. Nie spodziewałem się tak dobrej współpracy. Zdołałem wyjaśnić skomplikowane elementy i jakoś dalej poszło bez problemu. Obiecałem nie pracować dla firmy, lecz tym razem zrobię wyjątek. Tu chodziło o dobro ludzi. To coś zmieni świat.


**Pepper**


Lekcje z Rhodey’m się popłaciły. Udało mi się załapać podstawowe kroki, czyli nie powinniśmy wyjść na pośmiewisko przed całą klasą. Jeszcze przed lustrem w pokoju ćwiczyłam ruchy i nawet nie zauważyłam, że tata cały czas patrzył się na mnie z głupawym uśmieszkiem na twarzy. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Pierwsze, co zdołałam zrobić, to rzucić torebką w jego facjatę. Byłam wściekła na niego.


Pepper: Ładnie to tak podglądać! Długo tu stoisz?
Virgil: Hahaha! Na tyle długo, by widzieć, że potrafisz tańczyć. Przynajmniej nie próbujesz mi grzebać w komputerze
Pepper: Eee… O czym ty mówisz?
Virgil: Wiem, że podzieliłaś się z Tony’m informacjami o tamtym porwaniu, a skoro to już przeszłość, nie dostaniesz szlabanu
Pepper: Możesz mnie zostawić samą?
Virgil: Oj! No dobrze. I tak sobie świetnie dajesz radę, Pepuś
Pepper: Jaka Pepuś?! Jestem Pepper Potts! Nie mów, jakbyś w domu wychowywał świnkę
Virgil: Aż się rumienisz
Pepper: Tatku, wypad! Natychmiast, bo oberwiesz doniczką!
Virgil: Hahaha! Lubię się z tobą drażnić. To pomaga odreagować stres po pracy
Pepper: Co musiałeś dziś zrobić?
Virgil: Można powiedzieć, że twoja rówieśniczka straciła matkę przez Maggię. Próbowała ją chronić i dostała w głowę… Brzmi znajomo?
Pepper: Niby tak, ale mama oberwała w klatkę piersiową. Nawet w papierkach tak jest napisane
Virgil: Wiem, a ty miałaś tego nie rozpamiętywać. Taki był układ
Pepper: Pamiętam, tato
Virgil: Kiedy mogę cię zobaczyć w akcji?
Pepper: Jak tańczę? Nigdy!
Virgil: Oj! No błagam cię, Pepper. Specjalnie zwolnię się z pracy, by to widzieć
Pepper: Naprawdę?
Virgil: Tak, skarbie? Więc na kiedy masz te przedstawienie?
Pepper: Jutro
Virgil: Czyli wystarczy prób i idź spać. Potrzebujesz być wypoczęta
Pepper: Pojawisz się w szkole?
Virgil: Powiem szefowi prawdę, więc nie powinien być zły. On wie, jak to jest podzielać obowiązki ojca oraz agenta
Pepper: Dobranoc, tatku
Virgil: Śpij dobrze


Ucałował mnie w czoło, a ja ułożyłam się wygodnie do snu. Nawet po części byłam zadowolona, bo byłam dla niego ważniejsza od misji. Dawno nie czułam takiego spokoju. Będzie ze mną. Zero stresu. Jakoś zatańczę te kilka minut.


**Tony**


Siedzieliśmy nad zbroją ponad trzy godziny. Byłem zmęczony. Musiałem uciąć komara. Ojciec sam zechciał dokończyć brakujące elementy. Wiedział, że miałem unikać przemęczenia. No to poszedłem do łazienki, gdzie umyłem ręce, zęby i wziąłem szybki prysznic. Po tych czynnościach, ubrałem się w piżamę, zasypiając.
Gdy nastąpił nowy dzień, leniwie wstałem z łóżka. Ubrałem się, pakując też książki do plecaka. Zdołałem coś przekąsić i miałem zamiar wyjść z domu, by nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Niestety, ale mama musiała mnie zatrzymać przy drzwiach.


Maria: Masz wszystko?
Tony: Mam
Maria: Nie zapomnij o ładowarce
Tony: Mamo, sprawdzałem. Wziąłem, co trzeba
Maria: Mam taką nadzieję
Tony: Trzymaj kciuki
Maria: Oj! Nie martw się. Nie połamiesz nóg… Gdyby coś się działo, dzwoń
Tony: Pamiętam


Przytuliłem rodzicielkę na pożegnanie, idąc spokojnym chodem do Akademii Jutra. Miałem lekkie obawy, co do występu. Czy kilka prób jednego dnia wystarczyło na zaliczenie dodatkowego zadania? Oby tak było.
Gdy znalazłem się w klasie, Rhodey z Pepper już siedzieli, a nauczyciela nadal nie było. Przywitałem się z nimi, siadając w środkowym rzędzie. Ruda była za mną, zaś przyjaciel znajdował się przy ścianie. Fizyka obyła się bez sprawdzania wiedzy. Przeszło na luzie, choć trochę zjadał stres ze względu na zajęcia artystyczne. Podczas przerwy poćwiczyliśmy ostatni raz, będąc gotowym do występu. Na szczęście mieliśmy swoje pięć minut dopiero po trzech parach.


Pepper: Boisz się?
Tony: Nie. A ty?
Pepper: Dobrze im idzie. Chyba nie zbłaźnię
Tony: Oj! Przeżyjemy to jakoś… Rhodey?
Rhodey: Ja jestem gotowy
Pepper: Szczerze? Przeżyliśmy gorsze rzeczy, a to będzie… pikuś
Tony: Pep, coś nie tak?
Pepper: No nie! Mój tata tu jest!
Rhodey: Chyba nie stchórzysz, co?
Tony: O kurcze blade!
Rhodey: A tobie, co się stało?
Tony: Widzę mamę
Rhodey: Niemożliwe, żeby ode mnie ktoś… przyszedł. Jasny gwint! Kiedy on wrócił?
Pepper: Hahaha! No widać, że pikuś. Najgorzej, jak narobią nam wstydu
Tony: Dobra, uspokójmy się… Nasza kolej


Weszliśmy na scenę, nie zwracając uwagi na naszych rodziców. Rhodey, aż się zawstydził, chowając za kulisami.


Pepper: Wychodź, kurczaku. Poradzisz sobie
Rhodey: Ja zaraz zhaftuję
Tony: Rhodey, jesteśmy w tym razem, więc nie przejmuj się. Jak już, to razem padniemy
Pepper: Hahaha!
Tony: Będzie dobrze


Poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu, licząc na zbudowanie w nim odwagi. Też obawiałem się klapy, ale spróbowałem skupić się na czymś innym, niż negatywnych myślach. Wsłuchałem się w melodię, zapraszając Pepper do tańca. Na początku miałem wrażenie, że zapomniałem kroków, lecz myliłem się. Po prostu przez stres nie mogłem ruszyć nogami. Nie miałem kontroli nad ciałem.


Pepper: Tony, spokojnie. Tak, jak było na próbie
Tony: Pep…
Pepper: No już


Obróciła się z gracją, utrzymując równowagę. Powoli zbliżałem się do niej, starając się nie wypaść z rytmu.
Kiedy poczułem, jak nogi się pode mną uginają, ruda w porę mnie złapała.


Pepper: Mam cię


Patrzyłem się w jej oczy, jakby mnie zahipnotyzowała swoim spojrzeniem. Skupiałem się tylko na niej i nic więcej się nie liczyło. Nie spodziewałem się, że nasze twarze będą tak niebezpiecznie blisko. Nie myślałem o pocałunku, ale stało się. Pocałowałem dziewczynę. Miałem wrażenie, jak słyszę oklaski. To działo się naprawdę. Natychmiast wyprostowałem się, robiąc ukłon. Zeszliśmy ze sceny, zaś Rhodey tańczył solową końcówkę. Biliśmy mu brawa, bo naprawdę wywijał niestworzone numery. Nauczycielka nie mogła ukryć zdziwienia, lecz też klaskała.
Po skończeniu występu, otrzymaliśmy czwórki. Wszystko przez mój upadek, którym niewiele się przejmowałem. Zaliczyliśmy i to było ważne.


**Rhodey**


Zostałem pochwalony przez mamę oraz tatę. Rozmawialiśmy krótko, bo Tony chciał nam coś pokazać. Byłem ciekaw, co wymyślił, dlatego we trójkę poszliśmy do jego domu. Może udawałem, że nie widziałem zajścia na scenie, choć ruda wyglądała na nieśmiałą. Zwykle dużo mówiła, a tu chwila milczenia.
Kiedy przyjaciel pokazał nam laboratorium, z okrycia odsłonił coś na kształt robota. Okazało się, iż zbudował wspólnymi siłami z ojcem coś, co było zbroją. Nie taką, jak ze średniowiecza. Zawiera gadżety i różne bajery technologiczne.


Rhodey: No nieźle. I jak to nazwałeś?
Tony: Na razie nie ma konkretnej nazwy. To bioegzoszkielet
Pepper: A inaczej, czym to coś jest?
Tony: Zbroja, która ma pomóc ludziom w przypadku katastrof, zagrożenia życia, czy też innych zastosowaniach
Pepper: Przetestujesz ją?
Tony: Nie dziś… Eee… Pepper?
Pepper: Tak?
Rhodey: Oho! Zaczyna się
Pepper: Milcz!
Rhodey: Wybacz
Tony: Ta sytuacja z tym tańcem… No wiesz…
Pepper: Wpadłeś na mnie raz i jeszcze domyślasz się, co było dalej
Tony: Taa… Głupio wyszło
Rhodey: Hahaha! Tłumacz się
Tony: Nie muszę… Pepper, chodź na słówko
Rhodey: Ej!
Pepper: Zaraz wrócimy


Chwycił ją za rękę i zaczął coś do niej mówić. Pewnie wyjaśniał, dlaczego go tak poniosło. Od początku wiedziałem, że coś było między nimi. Ona tylko przytuliła Tony’ego, lecz on nie zamierzał na tym skończyć. Zbliżył się do niej na tyle blisko, całując drugi raz tego samego dnia. Uśmiechałem się skrycie, bo jeszcze oberwałbym czymś ostrym, a z nią lepiej nie zadzierać.


KONIEC

--***--

I to było moje ostatnie opowiadanie z poprzedniego roku (2016). Teraz zostały dwa, które napisałam w tym roku. Na razie daję wam przerwę, bo były porządne spamy. Kolejne notki od poniedziałku.

(11) Zatańczysz?

0 | Skomentuj
    


(11) Zatańczysz?
**Roberta**

Dzieciaki próbowały nauczyć się podstaw tańca. Obserwowałam ich z daleka, by im nie przeszkadzać. Rhodey jakoś dawał radę, zaś Tony ciągle potykał się o Pepper, wpadając na nią. Wyglądało to zabawnie, lecz później chłopak zaczął być nerwowy. Wtedy musiałam coś na to poradzić. Podałam im talerz ciastek oraz po szklance soku jabłkowego.

Roberta: Idzie wam coraz lepiej. Kiedy macie zdawać na ocenę?
Pepper: To już jutro, a my nadal stoimy na tym samym!
Tony: Nie chciałem cię deptać
Pepper: Ach! Głupie to! Rhodey, jak ty możesz ogarniać te ruchy?
Rhodey: No normalnie. Wystarczy poczuć rytm
Pepper: Idiotyzm
Tony: Też tak uważam
Roberta: Powiedziałam waszym rodzicom, że tu jesteście, więc ćwiczcie do woli

Uśmiechnęłam się, zostawiając ich samych. Pogłośnili muzykę z magnetofonu, włączając ten sam utwór. Ruda śmiała się z błędów przyjaciela, lecz mój syn dawał sobie świetnie radę. Może zamiast roli w wojsku zostanie tancerzem? Kto wie, czym jeszcze mnie zaskoczy?

**Maria**

Właśnie gotowałam obiad, gdy otrzymałam wiadomość od Roberty. Tony ćwiczył z Rhodey'm taniec? Dziwna sprawa, choć w Akademii Jutra mieli coś takiego, jak zajęcia artystyczne. No nic. Wiedziałam, że nic mu nie grozi. Przynajmniej zaczął na siebie uważać.
Kiedy sprawdziłam, czy ugotował się makaron, do kuchni wszedł mój mąż. Dawno nie rozmawialiśmy.

Howard: Mario...
Maria: Nie mam zamiaru się do ciebie odzywać. Jakie tym razem kłamstwo mi wmówisz?
Howard: To nie tak. Kochana, jesteście dla mnie ważni. Wszystko robiłem po to, by was chronić, ale z jednym zawaliłem
Maria: Co takiego masz na myśli? Jeśli znowu zmuszasz naszego syna do pracy...
Howard: Chodzi o Tony'ego, lecz nie w sprawie pracy. To ważne
Maria: Więc słucham
Howard: Zrobiłem wielki błąd
Maria: Jaki? Mów jaśniej, bo przestanę cię słuchać i znowu będziesz dla mnie jedynie powietrzem
Howard: Powiedziałem mu, jak bardzo został przeze mnie skrzywdzony. Raczej nigdy mi nie wybaczy. Prawie skazałem jedynego syna na śmierć przez modyfikację implantu
Maria: Co ty zrobiłeś? Mam rozumieć, że z twojej winy mógł umrzeć? Howard, co się z tobą dzieje?
Howard: Wybacz mi. Obiecuję nie popełnić kolejnych błędów... Mario, proszę
Maria: Co chciałbyś usłyszeć? Mam tak po prostu ci wybaczyć? A może liczysz na szybkie zapomnienie?
Howard: Mario...
Maria: Mogę tobie odpuścić pod jednym warunkiem
Howard: Jakim?
Maria: Ograniczysz pracę w firmie
Howard: Zgoda

Nie byłam w stanie długo chować urazy, mimo że popełnił bardzo poważny błąd. Mógł zabić Tony'ego. Przytuliłam go i miałam nadzieję, że zmieni się. Nasz syn potrzebował czerpać z ojca prawdziwe wzory godne naśladowania, więc musiał spędzać z nim, jak najwięcej czasu.

**Tony**

Musiałem odpocząć. Miałem, jak na jeden dzień dość tańczenia. Usiadłem, biorąc łyk soku. Myślałem, że tylko ja potrzebowałem odrobinę spokoju. Pepper też nabrała ochoty, by przerwać naukę tańca. Za to Rhodey świetnie się przy tym bawił, wywijając niezwykłe kombinacje ruchów ciała.
Nagle odezwał się pisk z bransoletki. Bateria implantu spadła do połowy. Jeszcze zdołam wytrzymać. Wziąłem głęboki wdech, wracając do swojej roli. Ledwo wstałem, wpadając na przyjaciółkę. Poważnie? Stark, co się z tobą dzieje?

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Wybacz. Próbuję tańczyć i mi nie wychodzi
Pepper: Spoko. Nauczymy się tego. Martwię się o twoje serce. Dasz radę?
Tony: Pep, jest okej. Możemy ćwiczyć dalej
Pepper: Ale obiecaj, że przerwiesz, gdy będziesz miał dość
Tony: Zgoda

Nie skłamałem, bo i tak pragnąłem położyć się spać. Obiecałem mamie uważać na siebie, więc słowa dotrzymam. Szybko odzyskałem potrzebne siły, prosząc rudą do tańca. Na początku znowu wpadłem na nią kilka razy, że syn pani Rhodes ciągle się z nas nabijał, jakie to z nas pokraki. W końcu załapaliśmy kroki, tańcząc według rytmu muzyki. Poczułem taką wolność oraz lekkość przy jednym ruchu kończyn. Dziewczyna zdołała nadążać za mną. Chyba się uda.
Kiedy kończyła się melodia, ktoś popchnął mnie na nią, aż spaliła rumieńca.

Tony: Rhodey?
Pepper: Musiałeś na mnie wpaść. Aż tak ci się podobam? Hahaha! Oj! Tony, jesteś taki…
Tony: Romantyczny?
Pepper: Dziecinny
Tony: Ja? Dziecinny? Wypraszam sobie, ale ja taki nie jestem
Pepper: Żartowałam
Tony: Poważnie? Bo brzmiałaś tak poważnie
Pepper: Hahaha! Nauczyłam się tak gadać, bym mówiła wiarygodnie
Tony: Więc chciałbym też poznać tajniki twoich metod

Mrugnąłem do niej, a następnie podzieliłem się szczerym uśmiechem. Oby jutrzejszy występ wyszedł lepiej. Bez wpadek, deptania oraz zaliczania ciągłej gleby.

(10) Teatralne przedstawienie

0 | Skomentuj
(10) Teatralne przedstawienie
**Rhodey**


Nie miałem kontaktu z Tony’m, czy Pepper. Oboje nie pojawili się w szkole, lecz następnego dnia zobaczyłem ich na lekcjach. Wylosowaliśmy role, otrzymując tekst do nauczenia. Mieliśmy na to dzień. Jednak dla takich, jak my, nie stanowiło to zbyt dużego wyzwania. No może bez liczenia przyjaciela, dla którego słowa wydawały się czarną magią. Z liczbami łatwiej nawiązywał wspólny język, ale sztuka? Nie dla Tony’ego Starka.
Gdy wyszliśmy na dach ćwiczyć scenę, oboje stali nieśmiało i tylko spoglądali gdzieś w dal. Klasnąłem mocno w dłonie, by się zbudzili.


Rhodey: No dobra, moi mili. Mamy zadanie do wykonania. Pobudka i działamy!
Pepper: Już, już
Tony: Och! Pospałbym sobie może tak… z dwie doby?
Rhodey: Oj! Co wyście takiego robili? Goniliście stado kóz?
Tony: To nie jest śmieszne… Zerwałem noc. Musiałem
Pepper: Chyba nie w laboratorium?
Tony: Nie mogłem zasnąć, więc trochę pracowałem
Pepper: Tony, przecież miałeś tego nie robić
Tony: A do tego ta rozmowa z tatą
Pepper: Co ci powiedział?
Rhodey: Możemy pogadać o tym później? Raz przećwiczmy kwestie. Zobaczmy, na czym stoimy?
Pepper: Powinieneś się bardziej interesować, Rhodey. Jesteście przyjaciółmi, zgadza się? Masz go wspierać, a nie olewać jego kłopoty
Tony: Pepper…
Pepper: Co? Taka jest prawda
Tony: Dobra… Przećwiczymy pierwszy akt


Wyjęliśmy swoje książki, otwierając na odpowiedniej stronie. Ruda stanęła obok niego, a ja odgrywałem rolę pirata.


Rhodey: Do abordażu, kamraci! Do abordażu!
Pepper:  Eee… Rhodey, tego nie ma w tekście. Coś ty wziął za sztukę?
Rhodey: A to nie miało być o piratach?
Tony: Ech! Skupmy się wszyscy. To miał być monolog Hamleta. Każdy ma jedną część… Jeszcze raz
Rhodey: A! Tutaj jest!


Czytałem reklamę żelek? Co ona robiła w “Hamlecie”? Widocznie musiałem zasnąć i zapomniałem, że ją tu włożyłem. Pewnie miała mi pomóc odnaleźć odpowiedni fragment. O! To ten. Starałem się wczuć w rolę, wykazując część aktorstwa, którego i tak mi brakowało.


Rhodey: Ekhm… Być albo nie być! Oto jest pytanie! Kto postępuje godnie… Ten, kto biernie stoi pod gradem… zajadłych strzał… losu? Nie! To jest głupie! Nie będę tego czytał! Pepper, teraz ty. Ja się poddaję na razie
Pepper: Hahaha! A myślałam, że dłużej wytrzymasz
Rhodey: Pokaż, co potrafisz
Pepper: Ekhm… Doczesny zamęt? Niepewni wolimy wstrzymać tę chwilę. I z tych chwil urasta długie, potulnie przecierpiane życie. Bo gdyby nie ten wzgląd, którz by chciał znosić
to, czym nas chłoszcze i znieważa czas: Gwałty ciemiężców, nadętość pyszałków, męki wzgardzonych uczuć, opieszałość prawa, bezczelność władzy i kopniaki, którymi byle zero upokarza cierpliwą wartość? Któż by się z tym godził, gdyby był w stanie przekreślić rachunki nagim sztyletem? Któż by dźwigał brzemię życia, stękając i spływając potem, gdyby nam woli nie zbijała z tropu…
Tony: Dość! Ej! Powiedziałaś za dużo
Pepper: Sorki, ale te takie dziwne. Nie widziałam końca… Tony, kończ te dziadostwo
Tony: Eee… I gdyby lęk ten... nie kazał nam raczej... znosić zło znane niż rzucać się w nowe? Tak... to świadomość czyni nas tchórzami i... naturalne rumieńce porywu namysł... rozcieńcza w chorbliwą bladość, a naszym ważkim i szczytnym zamiarom... refleksja plącze szyki, zanim któryś zdąży przerodzić się w czyn
Rhodey, Pepper: HAHAHAHA!
Tony: Co?
Pepper: Nic, nic. Nieźle to zagrałeś
Tony: Czytałem tekst. Nic wielkiego
Rhodey: Dobra, więc skończyliśmy. Możesz powiedzieć, co się stało


**Tony**


Wracając do klasy, zwierzyłem się przyjacielowi, do czego doszło wczoraj. Powiedziałem też o poprzedniej kłótni, przez którą trafiłem do szpitala. Omówiłem sprawę niezbyt szczegółowo. Wystarczyło, by znał podstawy. Nie wspomniałem jedynie o implancie. Pep też nie wiedziała.
Gdy usiedliśmy do ławki, nauczycielka wyjaśniła, że chciała poznać nasze możliwości w grupach. Za ten kiepski teatrzyk wystawiła nam oceny? Byliśmy w szoku. Lekko się zdenerwowałem, ale jakoś ochłonąłem.


Rhodey: Tony, wybacz, że nie zachowałem się, jak powinien przyjaciel
Tony: W porządku. Nic się nie stało
Rhodey: Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, co zaszło między tobą, a twoim tatą. Może… Może nie musiałbyś znowu z nim rozmawiać na ten temat
Tony: Nie wydaje mi się, Rhodey. Tak miało być


Nauczycielka wyczytała alfabetycznie, mówiąc przyznane punkty za scenkę. Mieliśmy jedną próbę, a ona potraktowała to na poważnie. Nienawidziłem szkoły. Niesprawiedliwie dostaliśmy po dwójce, choć myślałem, iż podwyższy do trzech punktów. Myliłem się. Nie była tak wspaniałomyślna. Musieliśmy pogodzić się z taką oceną, ale zaproponowała zadanie na poprawę. Co tym razem? Też sztuka, ale… Co konkretnie?


Rhodey: Taniec?
Pepper: Taniec?!
Tony: Tylko nie... to


Miałem wrażenie, jak nogi się pode mną ugięły. Wszystko przez niusa od pani z zajęć teatralnych. Co tańczenie ma wspólnego z aktorstwem? Porażka.  

(9) Rachunek sumienia

0 | Skomentuj


(9) Rachunek sumienia

**Tony**

Obudziliśmy się w podobnym czasie, zaś lekarz nie widział powodów, by mnie dłużej trzymać. Otrzymałem wypis. Razem z Pepper i mamą wróciłem do domu. Chciałem tego samego dnia pojawić się w szkole, ale rodzicielka wolała nie ryzykować. Czułem się o wiele lepiej, a z ojcem miałem wiele do pogadania. Pragnąłem poznać prawdę za wszelką cenę.
Kiedy znalazłem się na miejscu, pożegnałem przyjaciółkę.

Tony: Widzimy się jutro?
Pepper: Pewnie. Nie mogę się doczekać... Wybacz, że przeze mnie masz na pieńku z tatą
Tony: To nie twoja wina, Pep
Pepper: A jednak będziesz do mnie tak mówić, co?
Tony: Nie podoba się?
Pepper: Podoba... Zdrowiej
Tony: Już jestem zdrowy
Pepper: Ale nie pracuj
Tony: Mam jeden projekt
Pepper: Chodzi o zbroję?
Tony: Co? Skąd wiesz, że...
Pepper: Widziałam kartkę na podłodze. Całkiem ciekawe, wiesz? Jak zbudujesz, chcę mieć jazdę próbną
Tony: Raczej lot, ale okej

Uśmiechnąłem się głupawo, wchodząc do domu. O dziwo było otwarte. Czułem zapach spalenizny z laboratorium. Widocznie nad czymś pracował. Od razu chciałem tam zajrzeć, lecz coś mnie powstrzymało. Poszedłem do pokoju, zajmując się dalszym projektowaniem wynalazku.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. To był Rhodey.

Rhodey: Hej, Tony. Wysłałem ci na maila wszystkie notatki z lekcji. Miałem przynieść zeszyty, ale nie było cię w domu. Wszystko gra?
Tony: Mama miała ci napisać SMS-a, że jestem w szpitalu
Rhodey: Chłopie, coś ty najlepszego narobił?
Tony: Już wróciłem i wszystko gra. Po prostu miałem małą kłótnię z tatą
Rhodey: No to chyba nie będziesz zachwycony, ale pani Daniels wyznaczyła każdemu rolę do przedstawienia
Tony: Serio? Rhodey, ja się w to nie bawię!
Rhodey: Hahaha! No wiem. Sam cię zgłosiłem na ochotnika
Tony: Zabiję cię
Rhodey: Nie no, ale tak naprawdę, to jutro mamy losować role
Tony: Już jutro? Boże! Co ona wymyśliła?
Rhodey: Hmm... To jedno z zadań na zdanie semestru. Każdy otrzyma kwestię do odegrania
Tony: Ech! Ja mam ważniejsze sprawy, niż zabawa w aktora
Rhodey: Oj! Nie masz wyboru. Jak wszyscy, to wszyscy. Dobra. Ja już uciekam, bo mam do zrobienia lekcje z angola, więc trzymaj się
Tony: Na razie

Rozłączyłem się, pochłaniając się pracy. Głównie dopracowywałem szczegóły projektu. Długo nie myślałem nad tym, co miałem tworzyć. Odpłynąłem, wyobrażając sobie, jaką mam rolę. Padło na księcia, zaś ruda otrzymała tekst dla księżniczki. Mówiła tak uroczo, ale za dużo, jak na jedną minutę.

Tony: Pepper, ty gaduło

Powiedziałem sam do siebie opinię o przyjaciółce. Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie spodziewałem się wizyty ojca.

Howard: Tony, możemy pogadać?

No i masz. A może nie miałem na to czasu? Nie zignorowałem go. Czekałem, co powie.

**Pepper**

Zabiję Rhodey'go. Tak sobie żartował z tym teatrem, że miałam ochotę udusić żarłoka gołymi rękami. Jednak odpuściłam jeden dzień szkoły. Na szczęście tatuś siedział w biurze, czekając na cynk o przestępcach. Zostawił mi talerz pełny kanapek oraz sok na stole. Kochałam jego troskę. Starał się zapełnić pustkę po śmierci mamy. Nawet dawał radę.
Po zjedzeniu posiłku, sprawdziłam skrzynkę mailową. Otrzymałam wiadomość od wychowawcy. Głównie prośba o usprawiedliwienie ostatniej nieobecności. Co dalej? Pisał też o obowiązkowej obecności na zajęciach teatralnych. Oj! Coś dużo tych niusów, jak na jeden dzień. I jeszcze informacja od przyjaciela.

Nie mam zamiaru też ci wysyłać zadań. Zjaw się w szkole

Taa… No jasne. Już lecę na zawołanie. Wolałam uderzyć w kimono, niż siedzieć na lekcjach. Zwłaszcza w dzień z podwójną fizyką, jedną chemią i matą. Jakiś koszmar.

**Howard**

Nie miałem innego wyjścia. Rozmowa z synem była konieczna. Lepiej mieć z nim dobre relacje, dopóki znalazł się czas na naprawę błędów z przeszłości. Głównie chodziło o implant. Tony nie odezwał się ani jednym słowem. Widocznie uspokoił się, choć nie powinienem go denerwować. Maria nalegała na wyjaśnienie mu pewnych tajemnic.

Howard: Tony, wybacz mi, co zrobiłem. Naprawdę nie chciałem, by ktoś stracił życie… Synu, rozumiesz?
Tony: Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Mam lekcje do odrobienia, więc lepiej się streszczaj
Howard: Mogłeś stracić życie ponad dwa razy. Trzeciego razu nie byłbym w stanie przeżyć. Zależy mi na tobie i twojej mamie, dlatego wysłuchaj mnie uważnie… Stane miał haka na firmę i wiedział, że implant jest eksperymentem. Po drugiej modyfikacji… Synu, nie wiedziałem, jak bardzo zepsuje układ działania mechanizmu
Tony: Przejdź do sedna. Mam dość słuchania twoich wyjaśnień
Howard: Maggia chciała ten wynalazek wykorzystać do broni i nie mogłem na to pozwolić. Stąd doszło do porwania, a Patricia Potts straciła życie. Wiem, ile wyrządziłem szkód wam wszystkim, ale staram się jakoś naprawić, choć nie da się wyleczyć każdej rany
Tony: I co mam powiedzieć, tato? Bo nie rozumiem... Czego ty ode mnie oczekujesz?
Howard: Żeby przeszłość niczego nie psuła
Tony: Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej
Howard: Wiem o tym… Nie miałem zamiaru cię skrzywdzić, Tony
Tony: Ja nie cierpię, ale Pepper. Ją powinieneś przepraszać oraz jej ojca. To od nich oczekuj wybaczenia… Czy to wszystko? Mogę wrócić do lekcji?
Howard: Możesz

Wycofałem się, bo mało brakowało, a znowu wpadłby w gniew. Żałowałem wielu podjętych decyzji, lecz najbardziej bałem się utracić to, co zbudowałem z żoną przez tyle lat. Rodziny.
© Mrs Black | WS X X X