Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anne Stark- siostra Iron Mana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anne Stark- siostra Iron Mana. Pokaż wszystkie posty

Epilog

0 | Skomentuj
Podobny obraz
Whitney umarła mimo walki lekarzy o jej życie. Duch już się nie pojawił, a Tony mógł wrócić do domu. Powinnam zakończyć na tym swój pamiętnik, ale było coś jeszcze, co powinnam opisać. Otóż Pepper odważyła się powiedzieć temu pacanowi, że go kocha. Jak zareagował? Zdziwił się, ale na szczęście czuł to samo do rudej. To był spokojny dzień. Ostatni dzień. Siedzieliśmy we czwórkę w ogrodzie, aż do naszych uszu dotarł odgłos strzał. Natychmiast padliśmy na ziemię. Jednak rodzice nie wiedzieli nic o tym i nieświadomie przyszli do nas. Od razu dostali kulkę w łeb. Nie potrafiłam krzyczeć. Zamurowało mnie, ale czułam strach. Dlaczego wszystko, kiedy szło po naszej myśli, coś musiało nam przeszkodzić? Tony chronił dziewczynę całym swoim ciałem i nie chciał, żeby stała się jej krzywda.
Nagle strzały ucichły. Rhodey lekko wychylił się, sprawdzając, czy faktycznie zaprzestano ataku.

Rhodey: Czysto. Możemy…
Tony, Pepper: RHODEY!

I ponownie zaczęła się strzelanina. Zostaliśmy we trójkę, a jego już nie dało się uratować.

Pepper: Zginiemy. My zginiemy!
Tony: Pepper, opanuj się. Wyjdziemy z tego cało.
Pepper: Obiecujesz?
Tony: Obiecuję.
Anne: Lepiej go nie słuchaj, bo sam nie wie, co mówi, a my nawet nie mamy dobrego schronienia, żeby to przeżyć, choć sam strzelec nie wie, ilu nas zostało, ale na pewno zaatakuje ponownie.
Pepper: No racja, ale ja chcę przeżyć. Damy radę. Poświęcenie Rhodey’go nie pójdzie na marne.
Tony: I rodziców.
Anne: Byli głupi, że tu przyszli. Mogli tego nie robić, a nie zginęliby.

Znowu nastała cisza. Nikt się nie wychylał. Jednak on był wariatem. Po co mu mówić, by tego nie robił, skoro za chwilę sam to zrobi.

Anne: Zostajesz!
Tony: Pójdę po zbroję.
Pepper: Nie ma mowy!
Tony: Rany! Nie rozumiecie, że potrzebujemy się bronić?
Anne: Prędzej zginiesz, durniu! Masz tu zostać, jasne?!
Tony: Czy ty się o mnie martwisz?
Anne: Wydaje ci się.
Tony: Wrócę.
Pepper: Obiecujesz?
Anne: Zamknij się! Nie pytaj o to! Nie wróci żywy, bo jest głupi!
Pepper: Obrażasz mojego chłopaka, przyszłego męża i…
Anne: Guzik mnie to obchodzi! Nikt stąd nie wychodzi, jasne?!

Powiedziałam stanowczym głosem, ale ten kretyn wybiegł. Ruda już chciała za nim płakać. Nie lepiej ryczeć na pogrzebie?

Anne: Debil, idiota, patelnia i jeszcze raz debil.
Pepper: Patelnia?
Anne: Tak. Jest tak płaska, jak jego mózg.

Ponownie była strzelanina, a Tony nie zdołał nawet opuścić ogrodu. Krzyknął i upadł. Chyba też zarobił w łeb.

Anne: Ostrzegałam.
Pepper: Zostałyśmy same. Co teraz?
Anne: Zostajemy.
Pepper: Ale…
Anne: Nic nie możemy zrobić.
Pepper: Świetnie. Cały życie mamy spędzić tutaj?
Anne: No bez przesady. W końcu sobie pójdzie i zostawi nas.
Pepper: Nie! Ja tak nie mogę! Nie chcę być sama! Chcę być z Tony’m!
Anne: Pepper!

No i kolejna osoba padła. Zostałam tylko ja. Jako jedyna byłam w ukryciu. Nie wiedziałam, jak długo musiałam czekać.
Kiedy minęło pół dnia, rzuciłam kamień, skąd zwykle snajper celował. Było cicho. Postanowiłam wyjść. Szłam powoli. Powoli, powoli… Ukrywałam strach, dlatego szłam bardzo wolnym tempem. Minęłam zwłoki i poszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i zaczęłam brać prysznic. Nie spodziewałam się, że zacznę płakać. Nie wytrzymałam. Pękłam.

Anne: To juz koniec.
Duch: Zgadza się.


Przestraszyłam się, słysząc wrogi głos. Trafił mnie w klatkę piersiową trzykrotnie, a następnie odchodząc, sam sobie strzelił w głowę. Umierałam. Krew mieszała się z wodą. Traciłam siły. Upadłam, uderzając o krawędź wanny i odpłynęłam. Przegrałam ze śmiercią.

---***---

I kolejne opowiadanie kończy się w podobny sposób, gdzie wszyscy giną. Nie było pomysłu na dalsze notki, a tak pojawiło się nowe opo. To straszne, bo taka mania do tego serialu, że piszę dalej.

Notatka 10: Wszystko, co dobre kiedyś się kończy

0 | Skomentuj

Przed salą znowu stała mama, ale uśmiechała się. Miała do tego dobre powody. Lekarz powiedział, że Tony obudził się i chce gadać ze mną. Zdziwiłam się, bo nie wiedziałam, co miał mi do powiedzenia, a jako jedyna nie bałam się o niego. Nie czułam żadnych emocji i on woli rozmawiać akurat z siostrą, która go nie znosi. No nic. Zgodziłam się. Weszłam do środka. Nadal wyglądał słabo, co było widać po wymuszonym uśmiechu na twarzy. Próbował ukryć grymas bólu, lecz nie udawało mu się.

Anne: Cześć. Jak tam? Przestaniesz już straszyć mamę i wszystkich innych?
Tony: Dziękuję.
Anne: Za co? Czekaj… Pogubiłam się. Przyszłam tu, bo chciałeś pogadać, a zamiast tego, ty mi dziękujesz za coś.
Tony: Słyszałem, co zrobiłaś.
Anne: Nadal nie jesteś bezpieczny. Co z tego, że cię przenieśli, jak on pewnie nie odpuści, bo gadanie o kasie raczej niewiele dało, choć pewnie przez chwilę nad tym myślał.
Tony: Nie rozumiem, jak można tyle gadać.
Anne: Problem?
Tony: Mały na pewno.
Anne: Mam coś im przekazać?
Tony: Nie.
Anne:  Więc, czego jeszcze chcesz?
Tony: Nie tak wyobrażałaś sobie wakacje, co?
Anne: Szczerze? Jest ciekawie i podoba mi się. Zero monotonii, ciągła adrenalina i w ogóle tyle się dzieje.
Tony: Z Duchem nie ma żartów.
Anne: A wiesz, że znam twój sekret? Wiem, kim naprawdę jesteś.
Tony: No twoim bratem, a kim miałbym być?
Anne: Iron Manem.

Zamilknął. Chyba próbował to jakoś strawić, bo poznałam jego największą tajemnicę. Powiedziałam coś bardzo cicho, co szybko zapomniałam. Pożegnałam się z nim i wyszłam. Mama weszła do sali, a my siedzieliśmy.

Pepper: O czym gadaliście?
Rhodey: Pepper, nie bądź taka ciekawska. Może mają jakieś rodzinne sprawy.
Anne: Nie gadaliśmy za wiele, bo go męczyło moje gadulstwo, ale jakoś żyje. Heh! Nawet się zdziwił, że wiem o blaszaku.
Rhodey: Powiedziałaś mu?!
Anne: Co w tym złego?
Rhodey: Nie powinien wiedzieć.
Anne: Wy macie też przed nim jakieś sekrety? Nieładnie. Tacy z was przyjaciele, jak pies z kotem.
Pepper: Cóż… Kot z psem mogą być przyjaciółmi.
Anne: Ech! Wiesz, co mam na myśli.
Pepper: Tak.


Niespodziewanie przy nas pojawiła się jakaś zakrwawiona postać. Trzymała się za ranę, jaką miała przy klatce piersiowej. Długo nie została w masce i rozpoznaliśmy blondynę. Ta sama, co wtedy ostrzegła przed atakiem, umierała.

Notatka 9: Szybko i bezboleśnie

0 | Skomentuj


Głos przestał być słyszalny. Widocznie ta zjawa rozpłynęła się w powietrzu. Albo i nie. Nadal była w szpitalu. Co robić? Na pewno nie możemy pozwolić, żeby skrzywdził Tony'ego. Już wystarczająco chłopaczyna wycierpiała.
Nagle usłyszałam dźwięk pistoletu. Ludzie zaczęli panikować i przepychać się, żeby uciec z dala od strzelaniny.

Pepper: On ma broń!
Rhodey: To logiczne. Musiał z czymś przyjść.
Pepper: Tony musi żyć. Trzeba jakoś wykurzyć Ducha.
Rhodey: Jak?
Anne: Mam pomysł.
Rhodey: Czekaj! Chyba nie zamierzasz z nim walczyć?
Anne: Rozumu jeszcze nie zjadłam, Rhodey. Wiem, co robię. Chyba.
Rhodey, Pepper: CHYBA?
Anne: Życzcie mi powodzenia.

Natychmiast ruszyłam do biegu szukać sprawcy chaosu. Rozglądałam się za każdym kątem, zakamarkiem oddziału. I co? Nic. Zero śladów po Duchu.

Anne: On tu jest. Nie mógł uciec.
Duch: Masz rację.

Odskoczyłam przestraszona, szukając wroga. Dobrowolnie pokazał swoją sylwetkę. Nie był już niewidzialny.  Stał i jedynie, co robił, to patrzył na mnie.

Anne: Eee… Coś nie tak? Jestem brudna na twarzy?
Duch:  Bezmyślnie jest działać w pojedynkę, wiesz? Zrobię jeden ruch i umrzesz.
Anne: Próbuj. Proszę bardzo, ale mam ci coś do powiedzenia, jeśli chcesz mnie wysłuchać przed zabiciem mnie, bo chyba jesteś ciekaw, czemu cię szukałam, co?
Duch: Kolejna gaduła. Rany! Mów wolniej.
Anne: Powiem krótko. Wiesz, dlaczego cię szukałam?
Duch: Lubisz kłopoty.
Anne: Nie.
Duch: Kochasz Starka?
Anne: Nie? Skąd taki pomysł?!
Duch: No to, jaki może być powód?
Anne: Tony Stark nie jest warty śmierci.
Duch: Dlaczego? Sądzisz, że pozostawiając go przy życiu będzie lepiej, niż wykonać zlecenie?
Anne: Nieważne, ile ci płacą. Pomyśl. Co on ci zrobił? Może… Może znajdź lepsze zlecenie. Bardziej… płatne?
Duch: Dostanę 10 milionów za niego.
Anne: Oj! To słabo.
Duch: Sądzisz, iż mój zleceniodawca dał małą kwotę?
Anne: Oczywiście. Mogłeś targować się o większą sumkę, ale widać, że nie masz jaj.
Duch: Oj! Lepiej tak nie mów, bo ciebie zabiję.
Anne: Nie boję się śmierci. Proszę. Zrób to.

Rozgadać się potrafiłam, ale tym razem, miałam do tego dobry cel. Kiedy ja z nim nawijałam, oni powinni przenieść mojego brata w bezpieczniejsze miejsce.

Duch: Jesteś nietypową osobą. Zawsze spotykałem się z tchórzami, którzy chcieli uniknąć śmierci, a ty nie. Dlaczego?
Anne: Bo to w końcu wszystkich czeka. Prędzej, czy później, umrzemy… Nadal chcesz go zabić?
Duch: Dostałem takie zadanie, więc muszę je wykonać. Dobrze będzie, jeśli zejdziesz mi z drogi.

Spojrzałam na zegarek. Trochę ta gadka trwała.

Duch: Rozumiesz?
Anne: Pewnie. Droga wolna.

Odeszłam od niego, idąc w stronę łazienki. Czekałam, aż zniknie. Ponownie stał się niewidzialny. Od razu mogłam wrócić do Pepper i Rhodey’go. Nadal stali przed intensywną terapią, ale mama zniknęła.

Anne: Chyba się udało… Gdzie wcięło moją mamę?
Pepper: Rozmawia z lekarzem.
Anne: A Tony?
Pepper: Na początku nie wiedziałam, co jest grane, bo tak poszłaś na konfrontację z Duchem i tak myślałam, że już nie wrócisz, ale jesteś, więc się cieszę.
Anne: Dostaliście sporo czasu. No tak mi się wydaje.
Pepper: Rhodey domyślił się, czemu tak długo nie wracałaś. Powiedzieliśmy lekarzom, skąd te zamieszanie niewidzialnego zamachowca i zgodzili się zabrać go na inny oddział. W ogóle, to trochę cię minęło.
Anne: Co takiego?
Pepper: Poprawiło mu się i nie musi być ciągle monitorowany. Został przeniesiony również z tego powodu, a poza tym…
Anne: Chyba brakuje ci tlenu. Spoko. Możesz zwolnić.
Pepper: Nie no. To emocje. Wreszcie wszystko się poukładało, a on żyje. Po prostu kamień mi spadł z serca, bo nawet widziałam, jak lekko otworzył oczy, a potem mruczał coś pod nosem. Nie wiem, co to były za słowa, ale…
Rhodey: Dość, Pepper. Jesteś szczęśliwa. Wiemy o tym.
Anne: Heh! Oby Duch zniknął.
Rhodey: O czym z nim gadałaś?
Anne: Próbowałam go przekonać, że jego zlecenie jest nic niewarte.


Uśmiechnęłam się lekko, a następnie poszłam z nimi tam, gdzie leżał Tony. Jednak miałam nadal jakieś obawy. Coś mnie drażniło. Nie wiedziałam tylko, co.

Notatka 8: Co się może stać?

0 | Skomentuj


Myliłam się. Gdyby jego serce zaprzestałoby pracy, już byłby martwy, a tak nie było. On nadal żył, choć było widać, że puls słabł. Niby umierał, ale i tak nie zrobi tego. Nie on. Nie da rady tak odejść.
Po jakimś kwadransie, uchyliły się drzwi. Wyszedł lekarz. Mówił coś, czego nie zrozumiałam, choć do mnie dotarła jedna wiadomość. Wkrótce Tony się obudzi. Na taką wieść czekali wszyscy. Smutek zastąpiła radość, a ja jedynie nie czułam nic. Zwyczajna obojętność na czyjś los.

Pepper: Wiedziałam… Wiedziałam, że tak będzie.
Anne: Też tak myślałam. Teraz tylko czekać, aż się gamoń zechce obudzić, bo mam dość przebywania całego dnia w szpitalu.
Pepper: Ja też.
Anne: O! Przynajmniej w tym się zgadzamy.
Rhodey: I tak trzeba uważać na Ducha.
Pepper: Ducha?
Rhodey: Wydawało mi się, że o tym też mówiłem.
Pepper: Widocznie już wtedy musiałam odpłynąć.
Anne: Każdemu się zdarza.

Lekko parsknęłam śmiechem, na co i oni zareagowali w ten sam sposób. Humor nam dopisywał. Co może się niby stać?

Pepper: To, o co chodzi z tym Duchem?
Rhodey: Whitney ostrzegła przed nim, bo chce zabić Tony’ego.
Pepper: Ktoś musiał go wynająć. A.I.M,  Pegaz, Stane, Hammer, a może…
Rhodey: To Stane.
Anne: Kim jest Stane?
Rhodey: Myślałem, że wiesz. Pracuje z twoim ojcem w tej samej firmie.
Anne: A! No jakiś łysielec.
Pepper: To on. Nie da się pomylić tego typka z kimś innym. Takie łysej pały się nie zapomina. Hahaha!

Znowu się zaśmiałam, ale bardziej.

Rhodey: No dobra. Koniec tych żartów.
Anne: Nikt sobie z niczego nie żartował, Rhodey.
Rhodey: Ale obie wiecie, o co chodzi. Jesteśmy w szpitalu. Trzeba się odpowiednio… zachowywać.
Pepper: Rhodey, co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył…
Rhodey: Ducha? Tak. On… On tu jest.
Pepper: Cholera!

Przez chwilę nie miałam pojęcia, skąd taki wniosek, lecz dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy światła zaczęły migotać. Myślałam, że to jakaś awaria. Mama też się zdziwiła, a cały personel zamarł w bezruchu na korytarzu. Z różnych stron słyszeliśmy ten sam głos. Odbijał się, jakby echem.


Duch: Nic nikomu się nie stanie. Daję słowo... Przyszedłem załatwić z kimś sprawę. Gdy to zrobię, będzie po krzyku... Żadnego wzywania policji. To pójdzie szybko i bezboleśnie.

Notatka 7: Nieporozumienie

0 | Skomentuj

Zobaczyliśmy kobietę w masce. Byłam rozkojarzona. Zmieniała, co chwilę twarz. Nie była jedną postacią, a wieloma w jednej. Jakim cudem? Czyżbym miała jakieś zwidy?

Whitney: Gdzie Stark? Mam z nim do pogadania.
Rhodey: Rany! Dajcie mu już wszyscy spokój. Albo chcecie go zabić albo straszycie, że skrzywdzicie kogoś, na kim zależy Tony’emu… Anne, poznaj Whitney Stane, która znana jest jako Madame Masque.
Anne: Eee… Cześć?
Whitney: A to kto? Twoja dziewczyna?
Rhodey: Co? Nie! Ona jest…

Już chciał powiedzieć o moim pokrewieństwie z geniuszem, ale się powstrzymał. Ma trudne te życie bohatera. Każdy chce go zabić. Nie zazdroszczę.

Whitney: No dobra. Nie wnikam, ale gdzie on jest?!
Rhodey: Nie pozwolę ci go skrzywdzić!
Whitney: Przecież nie tego chcę.
Rhodey: I ja mam ci w to uwierzyć po tym, co zrobiłaś? Do tego jesteś uzbrojona.
Whitney: Tak na wszelki wypadek.
Anne: Eee… To wy sobie gadajcie, a ja sobie pójdę.
Whitney: Zaczekaj. Dopóki nie dowiem się, co się z nim dzieje, nie puszczę nikogo.

Wyjęła broń i zaczęła w nas celować. Jakie to typowe dla kryminalistów. Nie bałam się, bo miała przy sobie maleńką spluwę. Może lepiej jej nie lekceważyć. Mogła zmienić się w każdego, co raczej nie było niczym dobrym, bo to oznaczało jedynie kłopoty.

Rhodey: Tony jest… Jest w szpitalu.
Whitney: W którym?
Rhodey: Nie powiem, bo na pewno coś knujesz. Jest z nim Pepper, więc może ci skopać porządnie dupę.
Whitney: Hmm… Zaryzykuję.
Rhodey: Czego ty chcesz?
Whitney: Chcę go jedynie ostrzec.
Rhodey: Przed czym? Każdy chce jego śmierci. Ty również.
Whitney: Zmieniłam się.
Anne: To może schowasz broń, bo tak ci nikt nie zaufa.
Whitney: Zgoda.

Posłuchała się mnie, lecz zamiast zabezpieczyć pukawkę, wyrzuciła cały arsenał. Rozbroiła się w dziesięć minut, bo dużo miała tych “zabawek”.

Anne: Kto mu grozi? Jakiś śmiertelny robot, kosmita, czy co to jest?
Whitney: To człowiek. To znaczy, to taki niby człowiek, bo jest bardzo niebezpieczny.
Rhodey: I tak na razie nic mu nie powiesz, bo jest nieprzytomny.
Whitney: Więc będzie źle.
Rhodey: Ale dlaczego ostrzegasz przed tym “kimś”?
Whitney: Bo wiem, że Tony wiele razy mi uratował życie, a do tego poświęcił swoje.
Rhodey: Super, że w końcu do tego dotarłaś, bo przez większość czasu chciałaś jedynie zemsty. Ech! Kto jest tym wrogiem?
Whitney: Duch.
Anne: Kim on jest?
Rhodey: Oj! Nie chcesz mieć z nim do czynienia… Whitney, powiemy mu, a ty wracaj do siebie.
Whitney: Nie mogę.
Rhodey: Dlaczego?
Whitney: Bo to mój ojciec go nasłał, a jeśli się dowie, że ostrzegłam Tony’ego, to będzie na mnie wściekły i to dość porządnie.
Anne: Nie wiem, o co chodzi, ale z rodzicami każdy ma praktycznie na pieńku, co się tyczy i mamy i taty, więc nie bój się i kurde pokaż, że szczekanie psa nie rusza.
Whitney: Niby tak, ale…
Anne: Poczekaj chwilę.

Oboje z Rhodey’m otrzymaliśmy taką samą wiadomość. Nie wskazywała na coś dobrego. Pogorszyło się.

Rhodey: Musimy już lecieć. Dzięki za ostrzeżenie. Na pewno powiemy o Duchu.
Whitney: Dziękuję. Aha! I niech zdrowieje.
Rhodey: Na pewno tak będzie.
Anne: Kłamca.

Powiedziałam to ledwo słyszalnym głosem, ale wiedział, co miałam na myśli. Bez dalszego rozumowania poszliśmy do szpitala. Już nawet odechciało mu się tych zwiadów.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Pepper była przed salą i tylko mama była. Ojca gdzieś wcięło. Typowe. Pewnie firma, czy coś podobnego.

Anne: Mamo, dostałam SMS-a. Co się stało?
Mama: To okropne.
Anne: Ale co?
Mama: Nadal się nie obudził.
Anne: Potrzebuje czasu. A! Właśnie! Gdzie tatę wywiało?
Mama: Musiał wrócić do firmy, ale przyjedzie znowu.
Rhodey: Pepper?
Pepper: Czego chcesz?
Rhodey: Musimy pogadać.
Pepper: Chodzi o sekret?
Rhodey: Tak.
Pepper: Zgoda.

Poszłam razem z nimi, bo jakoś nie chciałam siedzieć przed intensywną terapią. Ruda wpadła w szał i zaczęła sklinać dość porządnie. Gdybym miała wypisać każdy wulgaryzm, brakłoby kartki.

Rhodey: Pepper, już! Starczy!
Pepper: Nie! Ja… Ja nie daję… rady.
Anne: Przytulić?
Pepper: Proszę.

Pokazałam gest otwartych ramion i rzuciła się w nie. Dała upust swoim emocjom. Uspokajała się powoli, aż lekko uśmiechnęla się.

Pepper: Będzie dobrze. Musi być.
Anne: Może jest głupi, ale chyba nie zostawiłby kogoś, kogo kocha nad życie.
Pepper: Ale my nie jesteśmy razem.
Anne: Co z tego? Pasujecie do siebie.


Lekko się zaśmiałam, bo w takim miejscu trochę nie było to na miejscu. Zwłaszcza po tym, co się później stało. Do sali wbiegł lekarz, próbując opanować sytuację. Miała ochotę znowu płakać, ale się powstrzymała. Jedynie popatrzyła przez szybę, jak lekarze próbowali uratować mojego brata. Sama zauważyłam, że kolejny raz i to tego samego dnia, jego serce przestało bić.

Notatka 6: War Machine w tarapatach

0 | Skomentuj


Byłam kompletnie nieczuła, ale nie mogłam nic poradzić na mój brak empatii. Po prostu się zmieniłam, a z trudem pokazuję emocje, jakie odczuwam. Przynajmniej Pepper była szczera. Było widać, że bała się o niego śmiertelnie. Szkoda, że nie potrafiłam pokazać tego, co sama czuję. Za trudne. Zdecydowanie za trudne.
Po kilku minutach, lekarz pozwolił wejść jednej osobie. Nikt nie miał problemu, żeby to ruda poszła się zobaczyć z Tony’m.

Mama: A ty nie chcesz widzieć brata?
Anne: Na razie nie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Odpowiadałam krótko, co było dziwne, jak na taką gadułę. Zaczęłam rozmyślać o tym, co powiedzieć mu, kiedy się obudzi. Czy byłby zadowolony, że wiem o jego małej tajemnicy z blaszakiem? Czy chciałby, żebym poznała ich sekretną kryjówkę? Zdecydowanie sprzeciwiłby się. Nie byłam w stanie dłużej siedzieć i chciałam zniknąć z tego miejsca. Nic nie robiłam i nikomu nie pomagałam. Byłam jedynie niepotrzebna.
Nagle ktoś mnie stuknął czymś w ramię.

Anne: Co?
Rhodey: Chcesz się do czegoś przydać?
Anne: Zależy, co to miałoby być.
Rhodey: Nie będę prosił Pepper, ale muszę zrobić patrol. Będziesz jedynie siedzieć i obserwować, czy ktoś się nie pojawił.
Anne: Eee… A Tony nie będzie zły, że będę w waszej bazie?
Rhodey: Nie wiemy, kiedy się obudzi. Muszę wiedzieć, kto nam zagraża.
Anne: Nam?
Rhodey: Tobie też. Masz w rodzinie Iron Mana.
Anne: No fakt.

Zgodziłam się pójść z nim. Nie szliśmy za daleko, bo po jakimś kwadransie ukazała nam się fabryka. Weszliśmy przez drzwi, które były otwarte.

Rhodey: Dziwne. Coś mi tu nie gra.


Wbiegł do środka, a ja nie wiedziałam, co go tak poruszyło. Wszystko stało się jasne, gdy zobaczyliśmy...

Notatka 5: Nie takiej prawdy chciałam

0 | Skomentuj


Co chwilę ktoś wychodził z bloku i przynosił jakieś rzeczy. Niezbyt zwracałam na to uwagę, bo bardziej skupiłam się na grze. Miałam już mapkę na 40 poziom w “Polyforge”. W ten sposób próbowałam zająć myśli, choć po części martwiłam się o Tony’ego. Nie tak wyobrażałam sobie spędzić wakacje, a przez tego idiotę chyba będą ciągłe wizyty w szpitalu. A może szybko wróci do domu? Oby, bo chciałabym go trochę podręczyć. Żartuję. Na początku byłam przeciwna wyjazdowi, ale będzie ciekawie.
Kiedy chciałam się spytać o coś mamy, do nas podbiegł jakiś czarnoskóry chłopak. Niewiele powiedział, bo Pepper chwyciła go za rękę i zaciągnęła do jakiegoś kąta. Mieli sekrety, a to mnie ciekawiło. Ukryłam się kilka metrów za ścianą i przysłuchiwałam się uważnie ich rozmowie.

Pepper: I ty mu na to pozwoliłeś?! To szaleństwo?! Trzech na jednego?!
Rhodey: Pepper, nie krzycz, bo cały szpital nas usłyszy.
Pepper: To jak do tego doszło?
Rhodey: Tony był na patrolu i natknął się na Whiplasha.
Pepper: No i wszystko jasne. Tylko on mógł tak zaszkodzić Tony’emu.
Rhodey: Potem pojawił się Mandaryn, a kiedy już wracał do bazy, Crimson Dynamo zaatakował znienacka.
Pepper: O kurde! To niedobrze.
Rhodey: Co się z nim dzieje?
Pepper: Nadal operują. A wiesz, co on powiedział? Mówił, że go pobiłeś.
Rhodey: Niezłe kłamstwo, w które chyba nikt nie uwierzy. Nigdy nie wyrządziłbym mu krzywdy.
Pepper: Chyba, że przez zabranie twojej kochanki.
Rhodey: Naprawdę, Pepper? Jest ci do śmiechu w takim momencie?
Pepper: Nie śmieję się… Rhodey, co teraz? On nie da sobie rady sam.
Rhodey: Wiesz, jaką mam mamę. Ciężko się wyrwać, a zbrojownia nie jest blisko.

Moment… Zbrojownia? Czy to znaczy, że… Nie. Niemożliwe.

Rhodey: Iron Man potrzebuje wsparcia.

O jasny gwint! Czyli jednak to prawda! Natychmiast wyszłam z ukrycia, na co chłopak odskoczył, jak poparzony.

Anne: Tony to Iron Man? Dobrze słyszałam?
Rhodey: Kim ty jesteś? Pepper, znasz ją?
Pepper: To siostra Tony’ego.
Rhodey: Nigdy nie mówił, że ma jakiekolwiek rodzeństwo.
Anne: Czyli nikomu się mną nie chwali. I bardzo dobrze.
Rhodey: Eee… No dobra.
Anne: No więc?
Pepper: Niech wie.
Rhodey: Tak. Dobrze słyszałaś. Twój brat lata w tej metalowej trumnie.
Anne: Wow! Każdy ma sekrety, choć tego się nie spodziewałam. A tak, to nie przedstawiłam się. Jestem Anne.
Rhodey: Rhodey.

Podaliśmy sobie ręce na znak rozpoczęcia znajomości. Atmosfera została zmieniona na poważną przez otwarcie drzwi od sali operacyjnej. Zabrali Tony’ego na intensywną terapię, więc nie było dobrze. Już myślałam, że jednak z nim pogadam, a tu taka lipa. No nic. Kiedyś obudzi się. Ruda zaczęła płakać. Oho! Czują więcej poza przyjaźnią. Wiedziałam. Rodzice rozmawiali z lekarzem, a ja usiłowałam coś zrozumieć. Wiedziałam jedynie kilka informacji. Pierwsza: on żyje. Druga: implant jest naprawiony. Trzecia: trzeba być dobrej myśli.

Pepper: A mówili mu, żeby więcej nie walczył. On nikogo nie słucha. Nikogo!
Rhodey: Pepper, spokojnie.
Anne: Ma rację. Krzyki nic nie dadzą… Mamo, czy on ma chore serce?
Mama: Dawno się nie widzieliście, ale tak. Nie ma je w dobrym stanie. To tak, jak u ciebie z oczami.
Anne: Taa… Trzy wady, ale nie jest źle. Nie pogłębiły się.
Pepper: Wszyscy mają jakieś problemy. Tony, błagam cię. Wyzdrowiej i już tak nie szalej, dobrze?


Przyłożyła rękę do okna od sali i patrzyła na niego ze łzami w oczach. Nie miałam ochoty patrzeć na ten widok, dlatego siedziałam i nie robiłam nic.

Notatka 4: Pobicie

0 | Skomentuj

Rozmawiałyśmy w najlepsze. Wymieniłyśmy się wieloma myślami na raz, a poza nami nikt nie rozumiał tego bełkotu. Niestety, lecz cały czar prysł, kiedy pojawił się Tony. Otworzył drzwi i od razu szedł do swojego pokoju. Ledwo stał, więc chyba ktoś potraktował go, jak worek treningowy.

Howard: Tony, zaczekaj! Nie zostaniesz z nami?

Głupek odwrócił się, a ja zaczęłam się śmiać. Nigdy nie potrafiłam być poważna albo po prostu nie odczuwałam nic. Byłam nieczuła. No mam problemy z wyrażaniem emocji.

Howard: Co ci się stało? Boże! Jak ty wyglądasz?!
Tony: Nic mi nie jest.
Howard: Na pewno?
Tony: Tak… Jestem zmęczony, a jeszcze muszę się pouczyć.
Howard: W porządku, ale odpowiedz na jedno pytanie. Kto cię pobił?
Tony: Ech! Trochę poszarpałem się z Rhodey’m.
Pepper: Nie wierzę. On nie mógł ci tego zrobić. Coś tu śmierdzi i to nie chodzi o twoje skarpetki.
Tony: Pep, nic się nie stało. Naprawdę.

Kłamał. Wszyscy to wiedzieli. Poszedł do siebie, a ja z rudą nadal nawijałam, jak na szpule.

Pepper: On kłamie. Na sto procent Rhodey go nie tknął. Nie posunąłby się do czegoś takiego, chociaż gdyby zabrał mu książkę od historii, to mógłby troszeczkę “pobawić się” Tony’m, ale raczej to jest bardzo mało prawdopodobne.
Anne: Wierzę ci. Nie umie kłamać. Nieudolny kłamca.
Mama: Może pójdę zobaczyć, czy na pewno wszystko z nim w porządku.
Pepper: Ja pójdę!

Natychmiast zerwała się do biegu, aż mi się przykro zrobiło. Wolała pobyć z tym gamoniem niż ze mną. No trudno. Musiałam to jakoś przeboleć. Siedzieliśmy w milczeniu. Nikt się nie odzywał. Po prostu martwa cisza.
Nagle usłyszałam krzyk. Pewnie Pepper jest jego dziewczyną, chociaż… To był odgłos faceta, a nie kobiety. Okej. Dziwne. Od razu poszłam sprawdzić, co się tam działo. Dziewczyna klęczała nad nim, usiłując zatamować silne krwawienie z brzucha.

Anne: MAMO, TONY UDAJE TRUPA!
Pepper: I to cię bawi? On tu się zaraz wykrwawi! Trzeba zabrać go do szpitala!
Anne: Eee… Okej.

Chyba mnie usłyszeli, bo do pokoju wparowali rodzice. Ojciec był opanowany i wybrał odpowiedni numer alarmowy.

Howard: Karetka zaraz przyjedzie. Musisz wytrzymać, Tony. Słyszysz mnie?
Tony: Tak.

Niby nie udawał, bo ta krew wydawała się prawdziwa, ale nie potrafiłam odpowiednio zareagować. Obserwowałam jedynie, co się działo. Brat długo nie wytrzymał i zemdlał, co bardzo przeraziło jego przyjaciółkę, naszą mamę, a tata nadal miał poważną minę.
Gdy pojawiło się pogotowie, zdołali zatamować krwawienie i znieśli go na noszach.

Pepper: Muszę zadzwonić do Rhodey’go. On musi coś wiedzieć!
Anne: Nie krzycz tak, bo mi uszy pękną. Och! Wyliże się. Nic mu nie będzie.
Howard: Chodźcie do samochodu. Pojedziemy za nimi.

Wskazał na pojazd przed domem. Zgodziliśmy się, a ta dalej dzwoniła do jednej i tej samej osoby. Krzyczała coraz głośniej, na co każdy zwrócił uwagę. Nie mogła się uspokoić, chociaż moja mama próbowała uspokoić ją. Bezskutecznie.

Po pojawieniu się na miejscu, podeszliśmy pod salę operacyjną. Za bardzo dramatyzują. Już mają ochotę w nim grzebać? Fakt. Nie było z nim dobrze. Powoli zaczynało do mnie docierać, że mógł umrzeć.

Notatka 3: Rozmowa wariatek

0 | Skomentuj

Długo tak stałam, jak kołek, aż w końcu ona sama weszła do mieszkania, rozglądając się za tym głupkiem. Przeczesywała swym wzrokiem każdy zakamarek. Szybko znudziła się i padła na kanapę z nogami do góry. Próbowała do niego dzwonić.

Anne: Pewnie do łazienki pobiegł. Wróci.
Pepper: No nie wiem. Chyba nie znasz go tak dobrze, jak ja. No, bo wiesz. Eee… Właśnie. Kim ty jesteś? Jego dziewczyną?
Anne: Ha! Wolne żarty! Ja i on? Nigdy w życiu nawet, jeśli będzie ostatnim facetem na globie… Jestem Anne, a Tony jest moim bratem.
Pepper: Wow! Nigdy mi nie mówił o tobie.
Anne: Mamy ze sobą trochę na pieńku.

Przyznałam, a ta wpatrywała się we mnie, jakby czegoś szukała. Chyba była ciekawa, skąd ta nienawiść. Oj! Mogłyśmy go obgadywać. Żaden problem.

Pepper: Każdy ma z nim problem. Nie zliczę ich na palcach jednej ręki, dlatego ma pecha do znajomości. Hehehe! I zaufaj mi na słowo. On nie siedzi w kiblu. Ma swoje sekrety.
Anne: O! Jakie?
Pepper: Ach! Ten Tony. Wiesz, gdyby nie moja wścibskość i grzebanie w aktach, to byłby dalej dla mnie zagadką, a teraz został otwartą księgą. Wiem wszystko o nim.
Anne: No to zamieniam się w słuch.

Wskoczyłam na kanapę, czekając na rozpoczęcie jej słowotoku. Zamiast tego, milczała. Świetnie. Chyba niczego się nie dowiem. No dobra. Pora przerwać tę niezręczną ciszę.

Anne: Podobno lubisz Japonię. To prawda?
Pepper: Świetny kraj i cała ta kultura. Nawet jadłam już sushi, ale wolałabym posmakować też innych potraw i może też pojechać tam, bo to naprawdę ciekawe miejsce, a do tego można dużo zwiedzić i w ogóle… Nadążasz?
Anne: Jestem taka, jak ty podobno. Też potrafię się porządnie rozgadać… Prawda, mamo? Halo?
Mama: Co? Mówiłaś coś?
Anne: Ech! Już nic.
Pepper: Też tego nienawidzę. Mówię coś i wszyscy mnie ignorują. A tak, to co ogólnie robisz tutaj?
Anne: Przyjechałam na wakacje, bo mam wolne od studiowania na razie.
Pepper: A jakie studia?
Anne: Japonistyka.
Pepper: Ej! To naprawdę fajnie! Tłumaczysz jakieś teksty?
Anne: Próbuję, ale średnio mi wychodzi.
Pepper: Mam taką mangę, której nie rozumiem. Fajnie byłoby, jakbyś ją przetłumaczyła.

Uśmiechnęła się, żeby zachęcić mnie do tego. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale znowu drzwi się otworzyły. Myślałam, że ten gnojek wrócił, ale nie. Wreszcie mogłam zobaczyć tatę. Trochę się zmienił. Więcej siwych włosków i ten zarost. Od razu przywitałam się z nim.

Anne: Cześć.
Howard: Jak dobrze was widzieć całe i zdrowe. Mam nadzieję, że podróż się udała.
Anne: Heh! Większość przespałam.
Howard: Rany! Czy mi się wydaje, że urosłaś z kilka centymetrów?
Anne: Chyba troszkę tak.
Pepper: Dzień dobry, panie Stark.
Howard: Witaj, Pepper. Zgaduję, że przyszłaś do mojego syna. Wiem, jak bardzo się lubicie, ale znając go, zniknął na długo.
Anne: Pewnie liczy kropelki moczu.
Howard: Hahaha! Widzę, że ciągle masz te swoje poczucie humoru. Bardzo dobrze… Chyba musiałyście długo czekać.
Mama: Nie liczyłyśmy nawet.
Howard: Cóż… Na niego długo poczekamy. Może chcecie coś do jedzenia
Anne: Ja nie mam nic przeciwko.
Mama: Zjadłaś talerz ciastek.

Bekłam.

Mama: I jeszcze ci się odbija.
Pepper: O! Były zawody, kto je szybciej? I mnie nie zaproszono? Ze mną nie ma równych.
Anne: Zgłodniałam… Pepper, ty jesteś tylko przyjaciółką Tony’ego?
Pepper: Tak. Tyle lat, a on nadal woli…
Anne: Co woli?
Pepper: Woli siebie. Heh! Pieprzony egoista.
Howard: Mówisz o moim synu w moim domu. Pohamuj się trochę.
Anne: No tak. Trudno się pogodzić z prawdą, ale taki już jest.


Zaśmiałam się, a ruda też parsknęła śmiechem. Kilka minut znajomości i już ją lubię.

Notatka 2: Anne, poznaj Pepper

0 | Skomentuj


Zjadłam parę ciastek, popijając oranżadą. Nawet były dobre, ale na pewno kupił ze sklepu. Nigdy nie zjadłabym czegoś jego wyrobu. Bałabym się zatrucia. Ciężko było mu zaufać, a szczególnie po tym, że zniknął na dłużej, niż pięć minut. Co on się tak guzdra? Mogłabym sprawdzić, co robi, ale złapałam lenia. Czekałam na niego tak długo, że nie było już smakołyków na talerzu. Zostawiłam okruszki. Mama ledwo zjadła dwa ciastka. Ja do tego wypiłam dwie szklanki napoju i zaczęła się symfonia beków.
Gdy w końcu się pojawił, udawałam niewiniątko. Patrzyłam w ekran komórki, udając sprawdzanie wiadomości, których tak naprawdę nie było.

Tony: Wybaczcie, że musiałyście na mnie czekać. Potrzebowałem coś… sprawdzić.
Mama: W porządku. To pogadaj z nami, co tam u ciebie słychać.
Anne: Masz coś jeszcze słodkiego?

Bekłam. Ojć! I wydało się.

Tony:  To były ostatnie. Masz niezłego głoda. Okres się zbliża?
Anne: Ej! To było wredne.
Tony: Naprawdę pasujesz do Pepper. Jesteście jak dwie krople wody.
Anne: Czyżby?
Tony: Zadzwonię do niej, żeby przyszła.
Anne: Siedź!
Tony: Cicho. Nie będziesz mi mówić, co mam robić.
Anne: Wredota.

Wyciągnął telefon i usiłował nawiązać połączenie. Jedno… drugie… trzecie...

Tony: Kurcze. Nie odbiera.
Anne: Hahaha! Chyba ma cię już dość.
Mama: Anne, nie mów tak. Pewnie jest zajęta. Każdy ma własne życie i żyje nim.
Anne: Tony, przyznaj się. Masz dziewczynę? A może spłoszyłeś wszystkie przez swój móżdżek?
Mama: Anne, hamuj się. Przestań mu tak dogryzać. Może ty mu powiesz o swoim związku, co?
Tony: O! Właśnie. Odbijamy piłeczkę. Ty masz już kogoś?
Anne: Nie twój interes.
Tony: A właśnie, że mój. Braciszek się martwi.
Anne: Ty! Możesz jesteś starszy o miesiąc, ale nie przeginaj, jasne?!
Tony: No dobra. Wybacz, ale nie pisane ci jest bycie samotną. Musisz mieć kogoś, bo zwariujesz.
Anne: Nie byłabym taka pewna.

Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. To nie był mój telefon, a jego. Spojrzał na wyświetlacz, przeprosił nas i wybiegł. Nie wiem, co się stało. Zachciało mu się siku, a to przypomnienie o oddaniu moczu? Boże! Mam dziwne domysły.
Gdy już chciałam przejrzeć z nudów stare opowiadania o Iron Manie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i otworzyłam. Spodziewałam się taty, ale to nie był on. W drzwiach stała dziewczyna.

Pepper: Cześć. Jestem Pepper. Zastałam może Tony’ego, bo ten głąb nawet nie odbiera ode mnie telefonów, co się naprawdę kiedyś dla niego źle skończy, a mówię to, bo nie jestem cierpliwa i jeszcze jak mnie ignoruje, to musiałam tu przyjść. Jest w domu?
Anne: Eee… Hej.

Zatkało mnie. Tylko tyle zdołałam powiedzieć, ale zrozumiałam jej przekaz. Faktycznie moja bratnia dusza. Widać ten świat jest duży dla tylu wariatek.

Notatka 1: Spotkanie po latach

0 | Skomentuj

No i pożegnałam się z Polską. Byłam w USA, co mnie nadal nie cieszyło. O dziwo ciągle było jasno. Pewnie tak przysnęłam podczas podróży, że zgubiłam za sobą poczucie czasu. W mojej głowie, aż roiło się od pytań. O co mogę zapytać Tony’ego? Może o dziewczynę. Pewnie jakąś ma.
Kiedy złapałyśmy taksówkę, pojechałyśmy pod odpowiedni adres. Z lotniska nie było tak daleko do domu ojca. Dość szybko znalazłyśmy się na miejscu. Mama zapłaciła za podwózkę i mogłyśmy zapukać do drzwi. Chciałam zobaczyć tatę, jak się zmienił, lecz zamiast niego otworzył mój brat. Był cały w smarze. Idiota, czy jak? Okej. W tym roku skończymy 20 lat, ale i tak ma dziwne hobby. Szperanie w samochodach? Mogłam się tego domyślić. Rodzicielka od razu go przytuliła, choć zdawała sobie sprawę, że jest brudny.

Mama: Tony, jak ty urosłeś. Dawno się nie widzieliśmy.
Tony: Heh! Trochę minęło… Cześć, Anne. Jak ci życie mija?
Anne: Świetnie. Daję radę i nawet studiuję.
Tony: Ja też. A co dokładnie?
Anne: Japonistyka.
Tony: O! Ciekawy kierunek. Z Pepper miałabyś o czym gadać.
Anne: Pepper? To twoja… dziewczyna?
Tony: Tylko przyjaciółka.
Anne: A jaki jest twój kierunek?
Tony: Ogólnie technologia.
Anne: Nic, a nic się nie zmieniłeś, Tony.
Tony: Ty również. Dalej nosisz okulary. Nie wolisz mieć soczewek?
Anne: Przyzwyczaiłam się do okularów. Mi się podoba. Tobie nie musi.
Mama: Oj! Nie bądź na niego zła. On tylko daje ci dobrą radę.
Anne: Taa… Dobrą.
Tony: Wejdźcie do środka. Tata zaraz wróci z pracy.


Jaki geniusz. Szybko zauważył, że nadal stoimy przed drzwiami. Przekroczyłyśmy próg drzwi, udając się do salonu, gdzie leżały jakieś ciastka i oranżada. Przynajmniej pamiętał o naszej wizycie. Zostawił nas i chyba poszedł się przebrać. Do tego mógłby się umyć. Chętnie powiedziałabym to na głos, ale trochę zabrakło mi odwagi. Byłam ciekawa tej Pepper. Kim ona jest? Przyjaciółka? Oj! W takie bajeczki nie uwierzę.

Prolog

0 | Skomentuj

Eee… Dobra. To mój pierwszy wpis w pamiętniku, ale niech będzie. Mam na imię Anne i jestem siostrą Tony’ego Starka. Nie cieszę się z tego powodu, bo z tym mądralą nie potrafiłam wytrzymać ani jednego dnia. Na moje szczęście wyjechałam z mamą do Polski, a on został w tym swoim Nowym Jorku. Przez ponad 7 lat żyliśmy daleko od siebie, lecz nasze drogi ponownie się skrzyżowały. Miałam spędzić całe wakacje z nim. Jak dla mnie, to jakaś kara. Może przez to, że za dużo gadam i narzekam, kiedy każdy mnie ignoruje. Ech! Nie pozostało mi nic innego, jak tylko spakować rzeczy i wyjechać. Pewnie ktoś, czytając ten wpis pomyślałby o rozwodzie rodziców. Wręcz przeciwnie. Po prostu powodem była praca i nic poza tym. Jeśli minął taki kawał czasu, jest maleńka nadzieja, że brat się zmienił. No nic. Zobaczymy.

---***---

Chyba ostatnie opowiadanie, jak na razie, ale pozostał jeszcze projekt. Miłego czytania ;)
© Mrs Black | WS X X X