Rozdział 21: Czarno białe cienie

**Roberta**

Opowiadałam mu, dając dowód na istnienie wspaniałej przyjaźni między ich trójką. Takiej więzi nie da się tak łatwo zniszczyć. Cokolwiek się stanie zawsze będą razem. Piliśmy na spokojnie kawę. W milczeniu, lecz chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Takiego czasu na chwilę namysłu.

Roberta: Jak się Pepper trzyma?
Virgil: Sama się obudziła, bo walczy. Jednak znowu ją uśpili ze względu na regenerację.
Roberta: Jest naprawdę silna. Poradzi sobie.
Virgil: A jak twoje dzieciaki?
Roberta: Tony dziś dostał wypis, a Rhodey już nie ma śladów po oparzeniach. Wszystko gra, chociaż długo nie wracają z tej fabryki.
Virgil: No wiesz. Nastolatkowie mają swoje sekrety.
Roberta: Może i mają, ale nie mogą mieć żadnych przede mną.
Virgil: Nie martw się. Co oni mogą mieć do ukrycia?

**Rhodey**

Lekarz zdołał jakoś ustabilizować Tony’ego, ale czas nadal działał na niekorzyść. Śmiertelnie się bałem, że umrze. Nie wyglądało to dobrze, a z każdą minutą czułem, jak go tracimy. Starałem się zachować stalowe nerwy. Gdyby nie obecność doktora Yinsena, wpadłbym w panikę.

Rhodey: Co teraz? Musi być operowany, prawda?
Dr Yinsen: Musi, ale boję się go stąd ruszyć. Czy tutaj są też narzędzia do chirurgii?
Rhodey: Chyba… Chyba tak.

Zacząłem szukać po szafkach, sprawdzając wszelkie zasoby medyczne w pomieszczeniu. Na szczęście było tego sporo. Zupełnie jakby część szpitala została przeniesiona do zbrojowni. Wyjąłem wszystko co mogłoby się przydać. Opatrunki, kroplówki, strzykawki, skalpele, nożyczki… Praktycznie każdy element do ingerencji. Mężczyzna nieco zaniemówił na ilość rzeczy.

Dr Yinsen: Jesteście bardzo przygotowani na każdą ewentualność. Moja obecność jest tutaj zbędna.
Rhodey: Co?! Nie! Nie może pan…
Dr Yinsen: Żartowałem. No nie zostawię was tu na pastwę losu. Powiedz swojej mamie, że Tony będzie operowany. Musi dowiedzieć się o tym teraz, bo potem…
Rhodey: Będzie za późno.
Dr Yinsen: Dokładnie tak. Wyjdź, a ja wszystko przygotuję.
Rhodey: A co do tajemnicy…
Dr Yinsen: To zostanie dla mojej wiadomości.

Uśmiechnął się ciepło, a ja wyszedłem powiadomić mamę. Pierwszy raz drżały mi ręce ze strachu. Powoli przejmował nade mną kontrolę. Dopiero kilka głębszych wdechów pozwoliło na wybranie numeru.
Gdy już usłyszałem jej głos, nieco się spiąłem. Jak jej przekazać tak trudne wieści? Niewykonalne. No dobra. Spokojnie, Rhodey. Doktorek liczy na ciebie.

Roberta: James, jesteś tam?
Rhodey: Mamo, ja… Ja muszę ci coś powiedzieć.
Roberta: Mówisz tak jakbyś zobaczył ducha. Co się dzieje?
Rhodey: Chodzi o Tony’ego.
Roberta: A dokładnie?
Rhodey: Zaraz będzie operowany.

Nie usłyszałem żadnej reakcji. Chyba też nie przeszło jej to przez gardło.

Rhodey: Mamo?
Roberta: Laboratorium? Tam jesteście?
Rhodey: Za długo… Za długo pracowaliśmy. Przepraszam. Ja… Boję się, mamo. Może… Może tego nie przeżyć.
Roberta: Już tam idę, ale zgadzam się na to. Niech go ratuje.

Nie powiedziałem nic. Po prostu straciłem możliwość mowy przez wszechobecny strach. Podszedłem do lekarza na chwilę. Już był przygotowany z narzędziami oraz całym asortymentem. Tony leżał na wpółżywy. Wyglądał okropnie.

Rhodey: Mama wie.
Dr Yinsen: To dobrze. Bądź z nią i nie bój się. Zrobię co mogę, choć sam mam ograniczone możliwości. Doktor Bernes pilnuje Pepper, więc muszę cię o coś poprosić.
Rhodey: T… Tak?

Mój głos zadrżał z przerażenia.

Dr Yinsen: Może pojawić się taki moment, że będę potrzebował twojej pomocy. Czy będziesz w stanie mi jej udzielić?
Rhodey: Muszę, bo… tu stawka jest wysoka.
Dr Yinsen: W takim razie czekaj w pogotowiu za drzwiami.

Znowu zamilkłem. Usiadłem przed salą, zaś mama weszła do środka. Zapomniałem zamknąć drzwi. Wstałem jak porażony, naprawiając swój błąd. Potem już tylko siedziałem. Mogłem tylko czekać.

**Ho**

To był jakiś cud. Miałem wszystko pod ręką bez konieczności zabierania go do szpitala. Mimo wszystko, ryzyko wciąż pozostało takie same. Mogłem otworzyć Tony’ego już na dobre. Mógł mi umrzeć na stole nawet przez jedno cięcie. Potrzebowałem wsparcia z zewnątrz. Zadzwoniłem do Victorii, zakładając mini słuchawkę.

Dr Yinsen: Victorio, słyszysz mnie?
Dr Bernes: Tak, Ho. Jestem przy telefonie. Co tam masz?
Dr Yinsen: Zaraz otworzę Tony’ego.
Dr Bernes: Cholera! Poza szpitalem? Nie widziałam, żebyś wrócił.
Dr Yinsen: Nie mam wyboru. Czas ucieka i może znowu serce się zbuntować. Wspomagacz się zwęglił, więc i on zaraz zrobi na złość. Jednak mam zastępczy rozrusznik. Powinien pomóc utrzymać chłopaka przy życiu przez najbliższe lata.
Dr Bernes: I tak może umrzeć.
Dr Yinsen: Powiesz mi jak sporządzić mieszanki. To będzie chyba moja najgorsza operacja w życiu.
Dr Bernes: Ale nie ostatnia.

Niby chciała jakoś podnieść na duchu, choć czułem, że zawiodłem. Zawiodłem jako przyjaciel Howarda. Nasza technologia właśnie zabijała jego syna. Wziąłem kilka wdechów, chwytając za skalpel.

Dr Yinsen: Nie chcę nawet myśleć co będzie, jeśli umrze.
Dr Bernes; Po prostu skup się, aby tak się nie stało, dobra? Jesteś tam i wiesz co robić. Ja ci na odległość spróbuję też udzielić wsparcia, ale nie jestem twoimi oczami. Musisz poradzić sobie sam.
Dr Yinsen: I to jest najgorsze, Victorio.

Pierwszy raz w życiu zacząłem się modlić. To już był szczyt mojego załamania. Błagałem, żeby chociaż ten na górze pomógł mu w walce, a mi dał siły, żeby zaprowadzić dzieciaka na właściwą drogę.

Dr Yinsen: Zaczynam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X