Pokazywanie postów oznaczonych etykietą It's too late. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą It's too late. Pokaż wszystkie posty

Część dziesiąta: Spóźniłem się (FINAŁ)

2 | Skomentuj

**Pepper**

Każda minuta była udręką. Czułam, że nie zdołam się pożegnać z Tony'm. Wciąż miałam nadzieję na ratunek. Może jeszcze nie jest za późno, by mnie stąd wyciągnąć, choć coraz to szybciej traciłam krew. Cała ta Deadly Trinity chciała Iron Mana. Dlaczego? Słabłam o wiele bardziej, niż wcześniej, a jakiekolwiek słowa z trudem przechodziły przez gardło. Nie bałam się swojej śmierci. Bałam się jedynie patrzeć, jak mój ukochany geniusz kona.
Po jakiś kilku minutach, ktoś podszedł do celi. Od razu, gdy ją zobaczyłam, przypomniałam obie, że to ona mnie zaatakowała w ramię.

Pepper: Czego... chcecie... od Iron... Mana?
Typhoid Mary: Oj! To dosyć prosta odpowiedź. Ogun nienawidzi konkurencji i chce dostać jego zbroję, by później go zabić. Hahaha!
Pepper: Jesteś... chora
Typhoid Mary: Ej! Nie jestem! Po prostu nie lubię bawić się sama
Pepper: Wypuść... mnie
Typhoid Mary: Ojej! Mam cię wypuścić? Za kogo ty mnie uważasz? Tak jest ciekawiej
Pepper: Nie
Typhoid Mary: Nie? O! A co ty chowasz za plecami?
Pepper: Nic
Typhoid Mary: Pozwól, że ci to zabiorę... Haha! Pogódź się, że umrzesz
Pepper: Nigdy

Wariatka zabrała komórkę, która niespodziewanie zaczęła dzwonić. Zdołałam zauważyć nazwę na wyświetlaczu. Rhodey? Chyba faktycznie nie daje sobie rady sam z Iron Mongerem. Przydałaby mu się pomocna dłoń.
Próbowałam rozerwać bandaże, lecz nie miałam na to siły. Walczyłam, by nie zasnąć. Szybko oprzytomniałam, słysząc trzask. Swoim butem zmiażdżyła ostatnią rzecz, co pomogłaby mnie odnaleźć.

Pepper: Nie... poddam... się
Typhoid Mary: Yuriko, pokaż jej, jaką nagrodę zasługuje za nieposłuszeństwo
Lady Deathstrike: Z przyjemnością

Następna stuknięta się znalazła. Powoli podeszła do celi, wysuwając swoje pazury. Znowu czułam, że moje serce szybko biło. Wszystko przez strach. Zimny metal zetknął się z moją skórą, ale zaczęła ciąć materiał bluzki, aż po brzuchu spłynęło parę kropli krwi. Później utworzyła rany na samych rękach oraz nogach. Syknęłam z bólu. Przez dodatkowe nacięcia słabłam bardziej, a czas się skrócił. Upadłam na podłogę, próbując spokojnie oddychać. Teraz wiedziałem, co czuje Tony przy chorym sercu. Zakrwawioną ręką chwyciłam się za klatkę piersiową, zwijając z bólu. Walczyłam o życie. Nie miałam zamiaru odejść.
Gdy obraz zaczął się zamazywać, usłyszałam czyjeś niezadowolenie. Dosyć donośny męski głos. Był wściekły.

Ogun: Kompletnie wam odbiło?! Stark ma ją widzieć żywą, jasne?! Wystarczy, że nadal ma odsysaną krew... Jeśli spróbujecie skrzywdzić przynętę, nie będę tolerował samowolki i czyjaś głowa zawiśnie na ścianie. Hmm... Chętne?
Lady Deathstrike: Wybacz mi, panie
Ogun: Mary?
Typhoid Mary: Ojejku! Wielki problem! Lekko przesadziłyśmy
Ogun: Lekko?! Ma być żywa! Dotarło?!
Lady Deathstrike, Typhoid Mary: Tak, panie!
Ogun: Dobrze, a teraz zerknę zobaczyć, jak się trzyma

Im więcej słyszałam głosów, tym bardziej się bałam, co mogą zrobić. Nie mogłam wstać i ciągle wiłam się w konwulsjach. Nawet nie ufałam ich szefowi, że nie spróbuje zrobić żadnej krzywdy. Może opieprzył swoich członków organizacji, ale i tak pewnie będzie chciał mnie wykorzystać do informacji. O Iron Manie, jego słabych punktach oraz samej broni. Byłam przekonana, że tak szybko nie zginę z ich ręki, skoro bez "przynęty" nie dorwą ofiary, jaką jest Tony.
Mężczyzna z twarzą demona sprawdzał stan obrażeń. Jako, iż ciągle się szarpałam, kobieta z pazurami trzymała moje ciało, aż oględziny odbiegły końca.

Ogun: Prawie byłaby martwa, gdybyście znowu tworzyły następne cięcia. Zatamujcie krwawienie z brzucha, a powierzchowne rany jedynie zabandażujcie
Typhoid Mary: Nie! Ona ma umrzeć!
Ogun: I też tak się stanie, ale teraz musimy ją ustabilizować. Spróbujesz zrobić coś innego, a posmakujesz śmierci
Pepper: D-dziękuję
Ogun: Nie dziękuj. Dopóki Iron Man się nie zjawi, musisz żyć

To były ostatnie słowa, które usłyszałam, nim straciłam przytomność. Przypominałam sobie całe życie i pragnęłam zobaczyć się ponownie z ojcem. Co to za córka, która odchodzi bez pożegnania?

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Powoli otwierałem oczy. Obudziłem się w łóżku, ale bez Pepper. Martwiłem się o nią. Nerwowo szukałem rudej, a zamiast ukochanej spostrzegłem Katari. Stała przed oknem, wpatrując się w dal. Zachowywała spokój, choć miałam wrażenie, że coś przede mną próbowała ukryć. Już chciałem wstać, ale odradzała mi tego. Czułem się słabo. Niczego nie pamiętałem. Czy ja z kimś walczyłem? Próbowałem na spokojnie sobie uświadomić, przypominając walkę z Typhoid Mary.

Tony: Katari... gdzie... jest Pepper?
Seira: Niebawem ją odbijemy, lecz spróbuj nie zemdleć, dobra? Musisz odpocząć
Tony: Nie mogę... Mów, co wiesz?
Seira: "Kto ma teraz ucierpieć? Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć ją żywą, zjaw się"
Tony: Co? Ktoś... porwał...  rudą?!
Seira: Uspokój się... Uratujemy twoją dziewczynę, ale najpierw nabierz sił. Nie wyglądasz za dobrze
Tony: Nic... mi... nie jest
Seira: Właśnie słyszę
Tony: Mówię serio
Seira: Nie jestem głucha
Tony: Więc... mów
Seira: Znalazłam kilka kropli krwi na parapecie, które mogą należeć do naszej zaginionej. Jednak nie jestem, co do tego na sto procent pewna
Tony: Coś jeszcze?
Seira: Wiem, gdzie jest i w takim stanie nigdzie cię nie puszczę
Tony: Katari... proszę
Seira: Tony, bez dyskusji! Nie potrzebuję ciebie jako trupa!
Tony: Ale ja... ją kocham. Muszę... być... przy niej
Seira: Pogadamy o tym, jak ci się poprawi
Tony: Nie!
Seira: Jesteś uparty

Kiedy już miałem coś powiedzieć, zadzwonił Rhodey. Chwyciłem za telefon, sięgając ręką na torbę, bo tam leżało urządzenie. Usiadłem, biorąc głęboki wdech i wydech. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Już dawno z nim nie rozmawiałem. Trochę tęskniłem za Nowym Jorkiem. Oby War Machine nie musiał być potrzebny w walce. Powinien również mieć wakacje. Zasługuje na to bardziej, niż ja.
Odebrałem połączenie, nawiązując kontakt z przyjacielem.

Rhodey: Hej, Tony. W końcu się do ciebie dodzwoniłem. Co się z tobą działo?
Tony: Ech! Długa historia
Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Powiedzmy... Czemu dzwonisz?
Rhodey: Chciałem powiedzieć Pepper, że SHIELD zamknęła Stane'a w Vault, ale nie odbiera. To dziwne, jak na nią. Zwykle odzywa się w pół sekundy
Tony: Chwila... Nie rozumiem... Stane? Przecież... był w śpiączce
Rhodey: No jasne. Nic nie wiesz? Chyba przed tobą zataiła ten fakt
Tony: Czemu?
Rhodey: Żebyś się nie denerwował... Tony, jesteś tam?
Tony: Tak
Rhodey: Rescue do was dotarła?
Tony: Jeszcze... nie
Rhodey:  Ej! Co się z tobą dzieje? Mówisz, jakbyś był po walce
Tony: Narobiłem sobie... wrogów.... Tak, Rhodey... Na wakacjach
Rhodey: Oj! To fatalnie... Trzymasz się jakoś?
Tony: Daję... radę
Rhodey: Przekaż Pepper zbroję, jeśli się z nią skontaktujesz
Tony: Zgoda

Rozłączyłem się akurat w tym momencie, gdy coś metalowego przebiło się przez dach. To była kapsuła ze zbroją Pepper. Katari nie była zła, bo podobno wiele rzeczy już na nią spadało, więc nic dla niej nowego. Z gruzów wyciągnąłem pancerz Rescue. Przydałaby się Pepper. Jednak oni chcą Iron Mana. Razem z wojowniczką zacząłem pracować nad modyfikacją zbroi. Musieli wiedzieć, że to Iron Man przybył rudej na ratunek.
Nie miałem zbyt wiele siły i z pomocą przyjaciółki zszedłem na dolny poziom domu. Wykorzystaliśmy wszelkie narzędzia do modyfikacji.

Tony: Do roboty

~*Trzy godziny później*~

Czułem się lepiej, więc mogłem walczyć. Przetestowałem rękawice, czy działają zgodnie z przeznaczeniem. Nie dopatrzyłem się usterek. Katari ostrzyła swoją katanę, żeby z łatwością pozbawiała przeciwników chęci do dalszego boju. Napierśnik również został odpowiednio skalibrowany. Był w stanie podtrzymywać bicie serca, gdyby zasilanie implantu spadło do słabego poziomu mocy. Nawet silniki działały bez zarzutów. Iron Man był gotowy na starcie z Deadly Trinity, zaś wojowniczka poprawiała ostrość dodatkowego oręża broni.

Seira: Pamiętaj o treningu i nie daj się zabić
Tony: Nie bój się. W zbroi nic mi nie grozi
Seira: A jeśli cię jej pozbawią?
Tony: Wtedy będę walczył, jak mnie uczyłaś
Seira: Widzę, że trochę lepiej się czujesz... Nie zemdlejesz?
Tony: Raczej nie
Seira: Chyba spodziewasz się, że możemy nie wrócić
Tony: I tak już za późno, żeby zmienić plan... Chcę zapewnić Pepper bezpieczeństwo
Seira: Dasz radę

Uzbroiłem się w zbroję, zabierając wojowniczkę ze sobą. Wciąż miałem nadzieję, że znajdę ją całą i zdrową. Błagałem, żeby żaden rudy włos nie spadł jej z głowy. Tak bardzo kochałem Pep i nie chciałbym widzieć, jak umiera. Po prostu nie zasługuje na śmierć. Zasługuje na szczęśliwe zakończenie.
Deadly Trinity już na nas czekała u swych bram. Były rozproszone po całym placu. Ukryliśmy się przed wejściem. Zza pleców wyjęła miecz, znikając mi z oczu. Przez szybkie poruszanie się, moje sensory nie mogły jej wychwycić. Wleciałem na plac, strzelając z repulsorów w Echo, która starała się skopiować ruchy zbroi. Bezskutecznie, bo działałem poza schematami. Połączyłem styl walki, jaki się nauczyłem razem z tym, co często używam w walce. W ten sposób uderzałem nie tylko z mocy pancerza, ale i też siły własnych mięśni. Osłabiłem kobietę, strzelając w nogi, aż upadła. Wojowniczka jednym ruchem wbiła miecz w jej brzuch.

Tony: Raczej to nie było konieczne
Seira: Żadna z nich nie może zostać przy życiu... Chcesz ratować Pepper, to przekrocz granicę
Tony: No własnie... Gdzie jest więziona?

**Pepper**

Umierałam. Czułam oddech śmierci przy swojej szyi. Może rana z brzucha przestała tak mocno krwawić, ale i tak nadal traciłam krew. Demon ciągle przyglądał się, jak walczę, by nadal żyć, choć drastycznie spadały wszelkie funkcje życiowe. Ledwo podniosłam się, podchodząc bliżej krat. Próbowałam pozbyć się bandaży z ręki w celu przerwania drenażu. Jeszcze niewiele pozostało czasu na ocalenie. Gdzieś w oddali słyszałam dźwięk repulsorów oraz same odgłosy walki. Tony przyszedł po mnie. Czy mam jeszcze szansę wrócić do domu? Przeżyję następny dzień? A może nie mogłam liczyć na cud?
Zaczęłam błagać o zaprzestanie tortur. Liczyłam na wysłuchanie prośby, bo nadzieja umiera jako ostatnia.

Pepper: Macie... Iron... Mana... Uwolnijcie... mnie
Ogun: Mógłbym to zrobić, ale spróbujesz nam uciec
Pepper: Błagam... Dłużej... tego... nie zniosę... Chcę żyć
Ogun: Nie płacz... To nic ci nie da
Pepper: Proszę... Przestańcie... zabierać... krew. Zlitujcie się... nade mną
Ogun: Bardzo zbladłaś i chyba to mogę dla ciebie zrobić

Wyłączył maszynę, pobierającą czerwoną ciecz, a z ręki wyjął rurkę. Poczułam się trochę lepiej, choć nadal mogłam skończyć swój żywot jeszcze tej samej nocy. Próbowałam nie zamykać oczu. Chciałam być silna. Chciałam po raz ostatni zobaczyć się z Tony'm. Chociaż ten jedyny raz poczuć jego bicie serca. Cokolwiek, ale bałam się umierać sama. Wolę odejść, gdy ktoś doda mi tej odwagi oraz poda dłoń, by być ze mną do końca.

**Tony**

Wojowniczka wskazała na miejsce, gdzie prawdopodobnie mogliśmy się spodziewać Pepper. Pewnie pilnował ją ten cały Ogun, co dowodził Deadly Trinity. Uważnie rozglądaliśmy się, szukając kolejnej siostry z diabelnej trójcy. Tym razem natrafiło na Typhoid Mary. Nienawidziłem tej wariatki całym sercem. Ostatnio mnie chciała zabić, lecz teraz tak nie będzie.
Gdy wymierzyłem z repulsorów, machnęła ręką w powietrzu, że pozostałem bez zbroi. Mogłem się tego spodziewać. Zacząłem walczyć na gołe pięści. Uderzyłem raz w brzuch, aż oberwała w twarz. Z początku dawałem radę, choć szczęście wiecznie nie trwa. Z łatwością powaliła mnie na ziemię, wytwarzając ogień w dłoni.

Typhoid Mary: Jakieś ostatnie słowo?
Tony: Zginiesz za to, co zrobiłaś Pepper!
Typhoid Mary: Hahaha! Oj! Myślisz, że się ciebie boję?
Tony: Nie mówiłem o sobie
Typhoid Mary: W takim razie...
Seira: Bój się mnie

Uśmiechnęła się, przywalając szajbuskę do podłoża. Wyjęła swój oręż i bez problemu odcięła głowę Typhoid Mary od reszty ciała. Cały miecz przesiąknął krwią. Nie miałem zamiaru o nic pytać. Na drodze pozostała Lady Deathstrike. Jeśli ją pokonamy, Deadly Trinity przestanie istnieć. Akurat ostatnia przeciwniczka blokowała nam wejście do kryjówki. Wiedziałem, że tam była Pepper. Musieliśmy jakoś unieszkodliwić pazury z adamantium. Najpierw chciała mnie zaatakować, lecz Katari znowu swoim ostrzem pokazała bezlitosne cięcia. Wskoczyła w górę, przecinając przy jednym oku, aż nie mogła dostrzec nikogo z lewej strony. Lekko syknęła z bólu, lecz nadal chciała walczyć.
Postanowiłem zbliżyć się niebezpiecznie blisko zabójczyni, by zadać cios. Jednak nie byłem tak szybki i przejechała szponami przy mojej bluzce, robiąc potrójne nacięcia blisko implantu. Krzyknąłem z bólu.

Lady Deathstrike: Mnie tak łatwo nie zabijesz, Seiro
Seira: To się jeszcze okaże

Przecięła jej rękę, że dłoń spadła na ziemię. O mało nie zhaftowałem, bo to było obleśne. Kobieta wrzasnęła przez cierpienie, chwytając się za miejsce, gdzie wcześniej miała dłoń. Znowu wydała z siebie głośny krzyk. Wstałem z podłogi, trzymając się za ranne miejsce.

Seira: Trzymasz się?
Tony: Tak
Lady Deathstrike: Twoja dziewczyna zginie. Spóźniliście się
Seira: Oj! Zamknij się!

Krzyknęła, wbijając katanę centralnie w mostek, aż ostatnia z sióstr padła martwa. Bałem się, co powiedziała przed śmiercią. Spóźniliśmy się? Niemożliwe. Natychmiast pobiegłem szukać ukochanej. Musiała żyć! Musiała! Serce mi biło, jak szalone, ale nie mogłem się zatrzymać. Pep była ważniejsza od mojego zdrowia. O dziwo nie spotkaliśmy żadnych przeciwników na swojej drodze.
Nagle zauważyłem jakieś klatki. Większości z nich była pusta. Szukaliśmy dalej. Na samym końcu pomieszczenia dostrzegliśmy rękę, wystającą pomiędzy kratami. Myślałem, że oszaleję. Znalazłem tam mnóstwo krwi, a w celi znajdowała się Pep razem z Ogunem. Blada, ledwo żywa, ale wciąż walcząca. Moja Pep.

Tony: Zostaw ją! Masz natychmiast uwolnić Pepper!
Ogun: Chciałem tylko Iron Mana i nic poza tym... Gdzie zbroja?
Tony: Leży na placu nie do użytku
Ogun: Tak mówisz?
Pepper: Tony...
Tony: Pep, trzymaj się
Ogun: Zabiliście moje zabójczynie. Zapłacicie mi za to

Przyłożył broń blisko jej gardła. Nie potrafiłem stłumić w sobie złości, a ten strach powodował silny ból w klatce piersiowej. Zastanawiałem się, co zrobić z Ogunem. Czekałem, aż straci czujność. Katari rzuciła shurikenem w lampę, że odwrócił głowę, szukając kłopotu. Szybko zabrałem mu katanę. Bałem się kolejnych gróźb, więc zamknąłem oczy, wbijając ostrze w jego plecy.
Kiedy ponownie uchyliłem powieki, leżał martwy. Podszedłem do rudej, przytulając.

Tony: Już dobrze, Pep. To koniec... Wygraliśmy... Pep, słyszysz? Pep! Pepper!
Pepper: Dziękuję... za wszystko
Tony: Proszę... Zostań... Zostań ze mną
Pepper: Jestem... tu

Niespodziewanie oberwałem jakimś ostrzem. Z ręki sączyła się krew. Czułem, jak słabnę i upadłem przy ukochanej. Ostatnie, co widziałem, to blady uśmiech, aż straciłem przytomność.

~*Dwa dni później*~

Obudziło mnie ostre światło. Znajdowałem się w szpitalu, co rozpoznałem przez biel ścian. Prawą rękę przy łokciu miałem w bandażach. Gdzieś po lewej stronie słyszałem dźwięk kardiomonitora, zaś klatka piersiowa również została zabandażowana. Byłem skołowany. Nie bardzo wiedziałem, co się stało. Zdołałem rozpoznać Katari oraz dr Yashidę.

Dr Yashida: Witaj wśród żywych. Nareszcie się obudziłeś. Byłeś nieprzytomny przez dwa dni
Tony: Dwa dni? Jak to możliwe?
Dr Yashida: Podobno z kimś walczyłeś i odniosłeś spore obrażenia. Raz musiałam cię porządnie uśpić, bo majaczyłeś przez sen, wołając Pepper
Tony: Pepper? Pepper! Gdzie ona jest?!
Seira: No i znowu się zaczyna. Mogę go do niej zaprowadzić?
Dr Yashida: Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Nie chcę, żeby dostał kolejnego ataku
Seira: Już ja zadbam o to, by tak się nie stało... Tony, chcesz zobaczyć się ze swoją dziewczynę?
Tony: Chcę!
Seira: No to musimy pojechać w pewne miejsce
Tony: Nie rozumiem
Seira: Wszystkiego się dowiesz na miejscu

Zgodziłem się pójść z nią tam, gdzie według niej miałem zobaczyć się z Pep. Powoli sobie przypominałem, do czego doszło. Walczyłem z Deadly Trinity, a później zabiłem Oguna, by uratować rudą.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, zauważyłem mnóstwo grobów. Cmentarz? Co ona chce mi przez to powiedzieć? Wszystko stało się jasne, kiedy poszedłem za nią na pewien kopiec ziemi. Najpierw mówiła coś o swojej siostrze, która też leżała na tym cmentarzu i poprzysięgła zemsty na zabójcy. Dopiero po latach pozbawiła go życia. Nie rozumiałem, dlaczego mnie tu przyprowadziła. Powoli odkrywała jedną część, gdzie widziałem twarz.

Tony: To... Pepper?
Seira: Drenaż pozbawił jej prawie całej krwi. Nie dało się nic zrobić. Przykro mi
Tony: Nie zdążyłem... Nie zdążyłem!
Seira: Tony, spokojnie
Tony: Umarła przeze mnie... Ja ją zabiłem
Seira: Ej! Nawet tak nie mów
Tony: Gdyby nie Iron Man, nikt nie zrobiłby jej krzywdy
Seira: Wyrazy współczucia... Musisz jakoś z tym żyć
Tony: A mam jakieś inne wyjście?

Nie potrafiłem żyć z myślą, że nic nie zrobiłem. Uroniłem kilka łez nad jej ciałem. Musiałem wrócić do Nowego Jorku i powiedzieć panu Potts o śmierci córki. Jednak nie miałem na to odwagi. Chciałem resztę miesiąca spędzić w Japonii. Może któregoś dnia wrócę do domu i powiem wszystkim, co się wydarzyło. Na razie potrzebowałem czasu, by pogodzić się z brakiem możliwości cofnięcia wydarzeń.

Część dziewiąta: Kto ma teraz ucierpieć?

2 | Skomentuj

**Tony**

Podbiegłem do Pepper, by ją przytulić. Tak bardzo się o nią bałem, że zrobi jej krzywdę, lecz znowu nas uratowała Katari. Po raz kolejny zawdzięczamy wojowniczce życie. Mieliśmy szczęście, bo przeciwnik się wycofał. Jednak niepokoiła mnie pozostawiona wiadomość. Chcą Iron Mana, ale zaatakowali rudą. Dlaczego?
Wróciliśmy do kryjówki, by pomyśleć nad planem działania. Właścicielka mieszkania przedstawiła nam kolejną osobę z Deadly Trinity.

Seira: To była Echo. Jest w stanie kopiować to, co zobaczy. Każdy ruch, jaki zrobisz, może wykorzystać przeciwko tobie
Pepper: Teraz wiem, dlaczego nie miałam szans
Seira: Można ją pokonać. Jedynie trzeba znać słaby punkt
Tony: Dlaczego... cię zaatakowała?
Pepper: Nie wiem. Może... Może chciała cię, zwabić, żeby...
Tony: Pep... spokojnie. Już... po wszystkim
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Musiałem... Przepraszam
Seira: Skoro chcą dorwać Iron Mana, na pewno zaatakuje znowu... Odpocznijcie, a ja będę obserwować, czy ktoś się nie zbliża
Tony: Dobrze

Razem z ukochaną poszliśmy do swojego pokoju, by odpocząć. Widziałem, że nadal się bała. Nie mogłem jej powiedzieć o zlekceważeniu zaleceń. Musiałem ją ratować. Znowu mogła przeze mnie zginąć. Wciąż dziwię się, ile jest w stanie tego znieść. Położyłem się obok niej i chciałem być blisko, ale nadal była wściekła za to, co powiedziałem. Czasem sam nie wiem, jakie wypowiadam słowa. Robię to bezmyślnie, raniąc innych, a tak nie powinno być. Wolałbym odesłać Pepper do domu, gdzie żadna Deadly Trinity nie spróbuje skrzywdzić rudej.

Tony: Jesteś cała?
Pepper: Chcesz zniszczyć Rescue. Raczej nie będę skakać ze szczęścia
Tony: Wybacz mi... Nie powinienem... tak... mówić
Pepper: Naprawdę chcę wam pomagać w walce. Nie mogę znieść tego, jak wiele ryzykujecie. Ty masz chore serce, a Rhodey ma rodzinę. Mi pozostał ojciec, dla którego będę walczyć za wszelką cenę... Tony, nie niszcz mojej zbroi. Proszę cię
Tony: Nie... zrobię... tego

Przytuliłem ją i pocałowałem, że nie spodziewałem się porywczości ze strony partnerki. Dłonie manewrowały pod kimono i bez problemu pozbyła się paska. Nie pozostałem dłużny, więc również jej pas spadł na podłogę. Byłem tak podniecony, że chciałem, by szybko pozbyła się reszty garderoby. Sprawnymi palcami znów wędrowała po plecach wzdłuż kręgosłupa, całując z głęboką namiętnością. Odwdzięczyłem się tym samym, dotykając każdego skrawku ciała, poczynając od ramion, schodząc coraz niżej. Głęboko oddychałem razem z jej oddechami.
Kiedy miałem zdjąć ostatnie okrycie, usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Moje serce biło bardzo szybko. Pojawiła się jakaś wariatka z pazurami. Kolejna z trójcy. Moment... Coś musiało mi się przewidzieć. Ona nie ma pazurów. Miała pół twarzy pomalowanej na biało. Czyżby chciała też skrzywdzić Pep? Chyba kończy zadanie poprzedniczki.

Tony: Odejdź... stąd
Typhoid Mary: Ojej! Chyba wam przeszkodziłam. No nic
Pepper: Odczep się od nas!
Typhoid Mary: Nie tak szybko

Ruszyła do ataku. Ruda zdołała odeprzeć pierwsze ciosy. Chroniła mnie. Musiałem zrobić to samo. Szybko się ubrałem i chwyciłem za broń ze ściany. Jakiś miecz. Chciałem uderzyć w przeciwniczkę, lecz poczułem, jak odrywa mnie od ziemi, skupiając się na implancie. Nie mogłem nic zrobić.

Typhoid Mary: Chyba pora go wykończyć, siostro... Co? A! Tak będzie lepiej. Niech twoja płomienna przyjaciółka spłonie w ogniu
Tony: Nie!

Nagle w powietrzu pojawił się shuriken. Katari potrafi pojawić się w odpowiednim momencie. Jednak nadal chciała potraktować ją ogniem. Wojowniczka znów rzuciła tą samą bronią.

Typhoid Mary: Au! Zraniłaś moją siostrę! Zemszczę się
Seira: Typhoid Mary, zgadza się? Jeśli spróbujesz jeszcze raz się pojawić, to przebiję go przez twoje serce
Typhoid Mary: Oj! Nie strasz nas. My to wiemy. Hahaha!

Zaśmiała się złowieszczo i upadłem na podłogę. Nie miałem siły, by wstać. Cały obraz zaczął się zamazywać, choć wiedziałem, że to Pep pochylała się nade mną. W jednej chwili odczułem silny ból w klatce piersiowej, aż straciłem przytomność.

**Pepper**

Zmartwiłam się stanem Tony'ego. Próbowałam go przywrócić do życia, uderzając lekko po policzkach. Nie wiedziałam, co się z nim działo. Musiałam zapytać się Seiry. Ona ostatnio była z nim, gdy uciekłam po kłótni. Zabrałam chłopaka na ręce i położyłam w łóżku, przykrywając kołdrą. Jeśli Typhoid Mary coś mu zrobiła, pożałuje tego. Dla pewności, że nic mu nie groziło, sprawdziłam odczyty z bransoletki. Były mniej więcej prawidłowe.

Seira: Na pewno przeżyje. Musi odpocząć
Pepper: Chyba tak, ale jest bardzo zmęczony... Co wyście robili?
Seira: Pokazywałam kilka sztuczek, gdyby musiał walczyć bez zbroi... Ta, co nas zaatakowała, może używać telekinezy
Pepper: Zdążyłam to zauważyć
Seira: Świetnie sobie poradził, choć stracił siły
Pepper: Nie może tak ryzykować. Przecież, jeśli będzie tak przemęczał serce, umrze
Seira; Boisz się?
Pepper: Bardzo
Seira: Ty też się zdrzemnij
Pepper: Dziękuję za pomoc
Seira; Od tego tu jestem. Mam was chronić... Masz wspaniałego chłopaka. Broniłby cię, poświęcając nawet własne życie
Pepper: Dlatego mi na nim zależy. To mój bohater
Seira: Nie wiedziałam, jak bardzo musi na siebie uważać
Pepper: Często on o tym zapomina
Seira: Gdyby coś się działo, będę na dole
Pepper: Trenować?
Seira: Zawsze wykorzystuję na to wolną chwilę

Kiedy wojowniczka poszła nabrać większej sprawności bojowej, znowu na telefon Tony'ego dzwonił Rhodey. Ostrożnie chwyciłam za telefon, odbierając połączenie. Oczywiście chciał rozmawiać z kimś innym, ale sam zadzwonił nie w porę. Niezbyt go słyszałam, bo w tle były jakieś odgłosy walki.

Pepper: Rhodey, jesteś tam?
Rhodey: Wysłałem... Rescue. Ach! Przekaż mu
Pepper: Dzięki, ale powiedz mi, kto ci tak daje popalić?
Rhodey: Stane... A gdzie Tony?
Pepper: Nie może teraz gadać
Rhodey: Znowu?! Aaa!
Pepper: Poradzisz sobie? Może lepiej zostaw to SHIELD
Rhodey: Dam... radę

Szybko się rozłączył. Oboje są uparci. Nie wiedzą, kiedy odpuścić. Nie dość, że martwiłam się o Tony'ego, to teraz i bałam się o stratę przyjaciela. Nie powinien sam walczyć z Iron Mongerem. Nie poradzi sobie. Mam nadzieję, że ktoś mu pomoże. Otworzyłam okno w pokoju, wpatrując się na gwiaździste niebo. Myślałam nad powrotem do domu. Powinniśmy pomóc War Machine jako jedna drużyna. Nie składaliśmy żadnych obietnic poza brakiem blaszaka na wakacjach. Życie nie jest kolorowe. Zawsze pojawia się jakaś przeszkoda.
Niespodziewanie zostałam zaatakowana. Ktoś wbił mi ostrze w rękę, że nie mogłam stłumić krzyku. Później tylko była ciemność.

~*Godzinę później*~

Obudziłam się w jakiejś ciasnej klatce. Czułam się coraz słabiej, co sugerowała moja blada twarz. Uchodziło ze mnie życie. Rozejrzałam się szukając wskazówki, gdzie byłam. Jedynie dostrzegłam kilku ninja, świecące lampy na suficie, a z ręki była odsysana krew. Teraz już się nie dziwiłam, skąd takie, a nie inne samopoczucie. Jakaś sekta mnie porwała? W Japonii?
Po kilku minutach, ktoś podszedł do klatki. Przejechała pazurami po mojej twarzy. Jedna z Deadly Trinity? No pięknie. Serce mi skakało do gardła.

Lady Deathstrike: Nie bój się. Nic ci nie zrobię... Na razie posłużysz jako przynęta, więc nie uciekaj
Pepper: Dlaczego... to robicie?
Lady Deathstrike: Iron Man zginie, a tobie wkrótce skończy się czas

Część ósma: Poznaj wroga swego i siebie samego

0 | Skomentuj

**Pepper**

Chyba więcej nie mieli nic sobie do powiedzenia. Musiałam odejść od ściany i zjeść zupę, którą mi pozostawiła na stole. Musiałam też nam urządzić miejsce do spania, jak wcześniej mówiłam. Udawałam nieobecną, rozkoszując się ramen. Nigdy w życiu nie jadłam takiej potrawy. Niby to jajko z makaronem i mięsem, ale smakowało wyśmienicie. Tony podszedł do mnie, cmokając w policzek. Chciałam z nim iść do pokoju, ale coś musiało nam przerwać. Telefon. Od kogo? Od Rhodey'go. Ten ma dopiero wyczucie czasu. Postanowiłam odebrać, a mój ukochany jedynie poszedł zasnąć. Na pewno był zmęczony lub po prostu potrzebował przemyśleć na spokojnie kilka spraw.

Pepper: Słucham cię, Rhodey. Czemu dzwonisz tak późno? W sensie, że u ciebie jest noc, a my mamy dzień
Rhodey: Nie umiem się dodzwonić do Tony'ego. Coś się stało?
Pepper: Haha! Przecież jesteśmy na wakacjach. Co mogłoby nam się... stać?
Rhodey: Pepper, mów prawdę
Pepper: Przyślij mi Rescue
Rhodey: Po co?
Pepper: Stęskniłam się za moją blaszaną przyjaciółką
Rhodey: Wy mieliście odpocząć z dala od ratowania świata. Już chcesz wracać?
Pepper: A potrzebujesz pomocy?
Rhodey: Cisza. Zero zbirów. Odkąd pojechaliście, nikogo nie ma. Nawet Mandaryn odpuścił z Whiplashem
Pepper: Za to synalek Stane'a kopnął w kalendarz
Rhodey: Co takiego?!
Pepper: Wyślij Rescue. Potrzebuję jej
Rhodey: Daj mi Tony'ego. Muszę z nim pogadać
Pepper: Ej! Jestem częścią drużyny. Nie miejcie przede mną żadnych sekretów
Rhodey: Więc powiedz, gdzie jest Tony?
Pepper: Śpi
Rhodey: Mówiłaś, że macie dzień
Pepper: Oj! Daj mu już spokój. Popełnia jakieś wykroczenie?
Rhodey: Źle się czuje? No mów. Wiesz, że się martwię
Pepper: Trudno tak od razu przyzwyczaić się do nowej strefy czasowej
Rhodey: No dobra. Rozumiem
Pepper: A co chciałeś mu przekazać?
Rhodey: Że Stane się wybudził ze śpiączki
Pepper: Niemożliwe
Rhodey: Chyba udawał, bo jak przyszła moja mama po jakieś dokumenty do Stark International, Obadiah siedział za biurkiem
Pepper: Lepiej tego nie ujawniaj. Nie chcę, żeby niepotrzebnie się denerwował... I proszę cię, wyślij moją zbroję. Naprawdę jest mi potrzebna
Rhodey: Do czego?
Pepper: Mamy kłopoty
Rhodey: Kłopoty? Jakie?

Nie dokończyłam, bo nie chciałam histerykowi zdradzić wszystkich szczegółów. Tony nie może wiedzieć o przebudzeniu ze śpiączki, która chyba była idealnie zaaranżowana, żeby wyglądała na prawdziwą. No nic, ale liczyłam na to, że przyjaciel mnie wysłucha i zrozumie potrzebę wysłania pancerza. Geniusz znajdzie jakiś sposób na zbudowanie nowej zbroi dla Iron Mana, lecz ja takich możliwości nie posiadałam. Akurat, kiedy o nim pomyślałam, wstał z łóżka i podszedł do nas. Katari dziwnie na mnie patrzyła. Pewnie wiedziała o tym, co robiłam zamiast zająć się przygotowywaniem pokoju. Jednak nic nie powiedziała.

Tony: Z kim rozmawiałaś?
Pepper: To tylko Rhodey. Daje sobie świetnie radę bez nas
Tony: Poważnie? A tak chciałem, by mu uprzykrzyli życie. Hahaha! Żartuję. Dobrze, że nie potrzebuje pomocy
Pepper: Poprosiłam o podesłanie Rescue. Może spełni tę prośbę
Tony: Pepper, nie możesz tak ryzykować. Nie chcę cię stracić
Pepper: Nie! Ja się boję o ciebie, więc będę walczyła za nas
Seira: Mogę coś powiedzieć?
Pepper: Nie!
Seira: Dobra. Kontynuujcie kłótnię
Pepper: My się nie kłócimy... Po prostu... Ech! To troska
Tony: Zamieniasz się w Rhodey'go. Trochę mnie tym przerażasz
Pepper: Bo ktoś musi ciebie pilnować! Nie pozwolę ci walczyć!
Tony: A ty już nigdy nie włożysz na siebie zbroi
Pepper: Co... Co takiego?
Tony: Koniec z Rescue
Pepper: Czyli koniec z nami
Tony: Pep, nie!

Wybiegłam z płaczem, uciekając daleko od domu Seiry. Nie chciałam na niego patrzeć. Jak on mógł tak powiedzieć? Przetopi moją zbroję? Wszystko przez to, że się boję o jego życie. Obiecałam sobie być przy nim. Potrzebowałam chwili spokoju, by przemyśleć, czy nie lepiej wrócić do Nowego Jorku. Wyjaśnić sprawę ze Stane'm.

**Tony**

Czasem nie wiem, co mówię. Powiedziałem to w złości, ale i też przez strach. Ona czuła się tak samo, jak ja. Zachowałem się okropnie. Powinienem pobiec za nią i przeprosić za to, co powiedziałem. Pozbawić Pep czegoś, czym wypełnia się część jej osobowości? Nie! Nigdy bym tego nie zrobił. Katari nalegała na zostanie w domu, a ja przecież nie mogłem biegać. Powinienem się oszczędzać po operacji, choć czasem trzeba złamać kilka zasad. Nie byłem w stanie tak siedzieć, czekając na rozwój wydarzeń. Otrzymałem materiały potrzebne do stworzenia nowej zbroi, ale i tak musiałem przejść trening. Zeszliśmy do sali ćwiczeń, gdzie były maty, całe wyposażenie broni oaz pancerze samurajów.

Seira: Pepper nas podsłuchiwała, dlatego się wściekła. Musisz dać jej czas ochłonąć, a my zajmiemy się twoim ciałem... Jednym z wrogów jest Typhoid Mary. Może cię pozbawić pancerza za pomocą telekinezy. Co wtedy zrobisz?
Tony: Eee... Improwizacja
Seira: Błąd. Jeden zły ruch i zginiesz
Tony: Auć
Seira: Potrzebujesz poznać swoje mocne strony wraz z tymi słabymi. Musisz chronić swoje czułe punkty, nie zdradzając ich
Tony: To skomplikowane
Seira: A takie nie jest... Pierwsza zasada brzmi: Poznaj wroga swego i siebie samego
Tony: Czyli?
Seira: Po prostu nie daj się zabić... Pokaż, co potrafisz

Rzuciła się na mnie z pięściami, lecz zdołałem ją ominąć, prześlizgując się pod nogami, aż znalazłem się za jej plecami. Ponownie zrobiła odruch, mierząc lewą ręką w brzuch, ale odskoczyłem. Nie mogłem ciągle robić uników, więc przeszedłem do ataku. Chwyciłem za nadgarstek, próbując zablokować kolejny cios. Gdy trzymałem jej jedną rękę, by nie mogła nic zrobić, zniknęła w zaledwie ułamku sekundy. Próbowałem się skupić, skąd mogłaby uderzyć. Wytężyłem wzrok i słuch na tyle, aby dostrzec wojowniczkę. Pomyślałem, że zaatakuje od tyłu. Mogła tak zrobić, lecz miała zupełnie inną strategię. Usłyszałem gwizd, a ona spadła na mnie z sufitu. Padłem na materac bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Katari pomogła mi wstać.

Seira: Całkiem nieźle, jak na gadżetomaniaka
Tony: Poważne? Mi się wydawało, że wyszło tragicznie
Seira; Widziałam, kiedy trzymałeś skupienie przez zmysły. Starałeś się mnie zlokalizować, a nie każdy tak robi. Niektórzy najpierw walą. Siłą nic nie zdziałasz, jeśli nie masz włączonego umysłu
Tony: Słuszna uwaga... Z kim jeszcze musimy się zmierzyć?
Seira: Lady Deathstrike potrafi szponami z adamantium przebić się przez każdy materiał
Tony: Niczym vibranium?
Seira: Dokładnie, dlatego na nią też trzeba uważać
Tony: Ktoś jeszcze?
Seira: O Oguna nie musimy się martwić, ale Echo sprawia kłopoty
Tony: Echo?
Seira: Tak. Może...

Nie zdołała dokończyć, bo usłyszała czyjś krzyk. Poznałbym go wszędzie. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy była o Pepper. Była w niebezpieczeństwie. Wtedy zapomniałem o zaleceniach. Wybiegłem z domu Katari, odnajdując jakąś kobietę z kataną. Pep leżała na ziemi, a przy szyi miała broń. Bałem się, co się stanie. Wiedziałem, że tego pożałuję. Przez chwilę czułem lekki ból, ale później zniknął. Zdecydowałem przypuścić atak. Rzuciłem się na kobietę. Nie zdołałem nic jej zrobić, aż wyrzuciła mnie daleko do tyłu. Na szczęście nasza przyjaciółka zaatakowała wroga własną bronią, a Pep mogła uciec.

Seira: Powiedz swojemu szefowi, że nic nie dostanie
Tony: Czego ty chcesz? Czemu zaatakowałaś Pepper?

Dość szybko się ulotniła. Jako odpowiedź znaleźliśmy kartkę.

Chcemy dostać Iron Mana. Żywy, bo martwy później będzie

Część siódma: Deadly Trinity

1 | Skomentuj

**Tony**

Liczyłem na to, że się przesłyszałem. Komu mogłoby zależeć na zbroi? Nie ukrywałem zdenerwowania, a kardiomonitor piszczał. Pepper próbowała mnie uspokoić, ale nie byłem w stanie opanować stresu. Jednak chciałem zrozumieć informacje od Katari. Zacząłem spokojnie oddychać, ale i tak poczułem ból przy implancie. Lekarka podała mi jakieś leki, aż zrobiłem się senny. Zamknąłem oczy, pogrążając się we śnie.

~*Godzinę później*~

Powoli otwierałem oczy, wracając do przytomności. W sali byli wszyscy poza dr Yashida. Ruda była przerażona i wściekła. Nie dziwię jej się, skoro te wakacje miały wyglądać o wiele inaczej. Mieliśmy zwiedzać Japonię, podziwiać krajobrazy, a przede wszystkim porządnie odpocząć od obowiązku bycia herosami. Ciekawe, czy Rhodey daje sobie radę? Pewnie jego zbroja powoduje strach u przeciwników. Powinienem do niego zadzwonić i zapytać, czy daje sobie radę.

Pepper: Lekarka musiała na chwilę wyjść. Wybacz, że wrzeszczałam, Lepiej się już czujesz?
Tony: Tak... Dziękuję ci
Seira: Nie ma sprawy. Teraz taką mam misję
Tony: O co chodzi ze zbroją? Wiesz, kim jest złodziej?
Pepper: Chyba mamy prawo wiedzieć
Seira: Cóż.. Zacznijmy od początku. Ezekiel Stane pracował dla Mandaryna i pragnął zemsty na Tony'm za to, w jakim stanie ma ojca. Potrzebował pomocy kogoś, kto mu pomoże bez problemu wylądować w Japonii. Nigdy nie mógł zdjąć pancerza, bo utrzymywał go przy życiu, więc dzięki Tong przedostał się, aż do Kyoto. Ciągle was obserwował i w końcu zdradził swój plan. Na początku potrzebowałam kasy. Miałam was śledzić. Jednak później chciał śmierci Iron Mana, dlatego postanowiłam was zawiadomić o jego planach
Pepper: Wow! No nieźle. I na pewno możemy tobie zaufać?
Tony: Uratowała nam życie... Jeszcze raz ci dziękuję
Seira: Wiedziałam, kim jesteście, a ja bohaterów nie zabijam. Mam swoje zasady
Tony: To w takim razie powiedz, kto zabrał pancerz?
Seira: Na początku były jedynie zwykłą legendą. Deadly Trinity na czele z Ogunem pragnęła władcy. Nawet mieli konflikt z klanem ninja o nazwie Hand. Możliwe, że Ezekiel pracował z nimi
Tony: Znają prawdziwą tożsamość Iron Mana?
Seira: One nie, ale on pewnie tak... Zgaduję, iż chcesz odzyskać swoją latająca zabaweczkę
Pepper: Tony, musisz się oszczędzać. Nie rób nic głupiego
Seira: Nie martw się o to, Pepper. Nie są łatwe do znalezienia. Deadly Trinity ujawnia się w nocy. Jeśli chcesz zdobyć zbroję, potrzebujesz broni. Bezbronny długo nie pożyjesz
Pepper: A może ja je znajdę?
Tony: Pep, zostawiłaś Rescue w zbrojowni
Pepper: Ale zawsze możesz mi zbudować nową. Proszę, Tony. Zgódź się
Seira: Nawet z moim doświadczeniem sama nie poradzę sobie z nimi. Przydałaby się pomocna dłoń
Tony: Czyli ustalone. Działamy z tobą

Wojowniczka się zgodziła pod warunkiem, że będziemy uzbrojeni. Może Rhodey nam podeśle te zbroje na autopilocie? Fakt, że to kawał drogi, ale nie miałem materiałów do budowy. Zresztą, musieliśmy się spieszyć. Nie wiadomo, kiedy zrealizują kolejny etap swojego planu. Gdziekolwiek pojedziemy, zawsze zdobędziemy następnych wrogów. 
Gdy rozmyślałem nad tym, za co wpierw się zabrać, w sali pojawiła się lekarka. Powiedziała, że nie widzi przeciwwskazań mnie trzymać dłużej. Całe szczęście, bo zwariowałbym, gdybym musiał leżeć jeszcze następne dni w szpitalu. Wyniki były w miarę dobre, co przed wyjazdem wskazywały na te same przyczyny z sercem.
Otrzymałem wypis, lecz nie obyło się bez zaleceń. Odpięła mnie od aparatury medycznej.

Dr Yashida: Na pewno będziesz chciał walczyć, ale przez te kilka dni powstrzymaj się od jakiegokolwiek wysiłku. Potrzebujesz odpoczynku, żeby twoje serce znowu prawidłowo funkcjonowało z implantem
Pepper: Niech się pani nie martwi. Przy mnie nie zrobi żadnych głupstw
Dr Yashida: W porządku. Liczę na twoje słowo... Seira, ten gang Kane'a dalej cię ściga?
Seira: Na razie odpuścił, bo Deadly Trinity stanowi teraz większe zagrożenie
Dr Yashida: Watashi wa Katari koroshimasu!
Pepper: Eee... Mówcie po ludzku
Seira: Zabije mnie
Tony: Nie dziwię się
Dr Yashida: Zadarliście z niewłaściwymi ludźmi
Seira: Wszystko przez Ezekiela
Dr Yashida: Nie mam z tym nic wspólnego i nie mieszaj mnie do tego, jasne?
Seira: Oczywiście, Naomi. One chcą dopaść blaszaka. Nie bój się. Powstrzymam je za wszelką cenę
Dr Yashida: Uważajcie na siebie
Tony: Dziękujemy za wszystko
Pepper: A ja też mogę wrócić?
Dr Yashida: Skoro Tony'ego wypuściłam, to ciebie również powinnam
Pepper: Naprawdę mi wybacz za to, jaka byłam dla ciebie niemiła
Seira: Ja cię rozumiem, bo miałaś prawo tak zareagować

**Pepper**

Dobrze, że mogliśmy wyjść ze szpitala. Dość szybko, choć u naszego doktorka nie mogliśmy liczyć na taką łaskę. Nie spodziewałam się, jak szybko znaleźliśmy się w innym pomieszczeniu. Nadal nie znałam jej zdolności. Szybkość, jak u ninja. Znajdowaliśmy się w czyimś domu. Zwykłe drewniane półki oraz japoński styl dekoracji. Wszędzie otaczały nas różne znaki, lampy i te drzewka bonsai. Okazało się, że byliśmy gośćmi w jej domu. Naprawdę zajęła się naszą ochroną. Wcześniej uważałam ją za wroga, ale po ocaleniu Tony'ego, mogłam zaakceptować, co zrobiła z ciałem dawnego wroga Iron Mana.

Seira: Witajcie w moim domu. Czujcie się, jak u siebie. Jednak jest jedna zasada, za której nieprzestrzeganie każę. Nie dotykajcie żadnej broni, zgoda?
Pepper: Tak
Tony: Jesteśmy wdzięczni za gościnę, ale podałaś wcześniej adres kryjówki. Daleko mamy?
Seira: Od teraz tu mieszkacie, a adres, który napisałam na kartce jest od mojego domu
Tony: Ile możemy zostać?
Seira: Tyle, ile będzie trzeba... Tony, mogę cię porwać na chwilę?
Pepper: On jest mój. Znajdź sobie innego faceta. Hahaha! Naprawdę, bo gorzko tego pożałujesz
Seira: Spokojnie... Po prostu musimy porozmawiać
Tony: Za chwilę do ciebie wrócę
Seira: Na stole masz ramen. Smacznego
Pepper: Dzięki
Seira: Aha! Walizki macie w pokoju obok salonu. Tam też będziecie spać
Pepper: Spoko. To ja mam się czym zająć

Mój geniusz cmoknął mnie w policzek, żebym nie była zazdrosna. Nie obiecałam, że nie będę podsłuchiwać. Byłam ciekawa, czy rozmawiają o Death Trinity lub czymś innym. Myliłam się. Rozmawiali o tym, by mnie nie angażować w misję. Poczułam się odrzucona. Przecież pomogłabym im w walce. Trzy jakieś kobiety i facet. Na pewno sami sobie nie poradzą. Tony nadal musiał na siebie uważać. Nie miałam zamiaru przygotowywać trumny na jego pogrzeb w Japonii. Podeszłam do ściany, nasłuchując ich konwersacji.

Seira: To bardzo niebezpieczna grupa, która działa w całej Japonii. Naprawdę wolałabym zostawić Pepper tu w domu. Nikt jej nie zrobi krzywdy, bo do tej pory nie zdołali odnaleźć mojej kryjówki
Tony: Ona tak bardzo chce pomóc. Zresztą, mówiłaś, że potrzebujesz pomocy
Seira: We dwoje się uda
Tony: Jesteś pewna?
Seira: Są bardzo trudnymi przeciwnikami. Chciałbyś zaryzykować jej życie i później płakać nad ciałem ukochanej?
Tony: Nie... Nie! Na pewno nie
Seira: Przemyśl na spokojnie. Kiedy nabierzesz sił, nauczę cię paru sztuczek z kataną
Tony: Wolę walczyć w zbroi
Seira: W porządku, więc zbuduj ją
Tony: Daj mi 5 dni
Seira: Obawiam się, że nawet i tyle nie mamy
Tony: Najpierw dowiedzmy się, co kombinuje Deadly Trinity

Część szósta: Za dużo mówisz

0 | Skomentuj

**Pepper**

Byłam całkowicie rozkojarzona. Nie wiedziałam, co się wokół mnie działo. Obserwowałam jedynie jakiś chaos. Słyszałam jeszcze, jak zabójczyni rozmawiała z jakąś lekarką. Mówiły po japońsku dość skomplikowane zdania. Nie rozumiałam nic z tego.

Seira: Może przejdźmy na angielski, bo ona potrzebuje pomocy. Oboje potrzebują
Dr Yashida: W porządku. Zobaczmy, z czym mam do czynienia?

Nareszcie mogłam bez problemu rozmawiać z nimi. Nadal liczyłam, że nam pomoże. Zwłaszcza Tony'emu, bo z nim było najgorzej. Niezbyt słyszałam bicie jego serca. Niedobrze. Lekarka podeszła, sprawdzając, jakie ma urazy. Jej oczy również zauważyły ledwo świecący implant. Zbadała stetoskopem i skontrolowała wszelkie funkcje życiowe. Nie potrafiłam zbyt wiele powiedzieć. Bałam się, że go stracę. Chciałam coś wykrzyczeć, lecz byłam bezradna.
Gdy kobieta chwyciła rannego sposobem matczynym, przestałam milczeć.

Pepper: Pomoże mu pani?
Dr Yashida: Jestem lekarzem i moim zadaniem jest ratowanie ludzkiego życia, lecz nie mogę nic obiecać. Jeśli chciałabyś uzyskać informacje, pytaj o Naomi Yashidę, bo tak się nazywam
Pepper: Dobrze
Dr Yashida: Jak masz na imię?
Pepper: Pepper
Dr Yashida: W porządku, Pepper. Poczekasz przed blokiem razem z Seirą, zgoda? Nie bój się. Nie zrobi ci krzywdy. Właśnie uratowała wam życie
Pepper: Chyba tak
Seira: Znasz się na tym?
Dr Yashida: Rzadka technologia, ale tylko jeden człowiek mógł ją wynaleźć. Pamiętam za czasów studiów przyjaciela, co właśnie próbował stworzyć coś takiego. Chyba go znasz
Pepper: Dr Yinsen?
Dr Yashida: Bingo! Pamiętaj, by pod żadnym pozorem nie wchodzić na salę operacyjną. Bądź cierpliwa
Pepper: Bardzo... z nim źle?
Dr Yashida: Tak

Już nic więcej nie powiedziała, znikając za drzwiami. Jeśli zna naszego doktorka, to chyba nie mam powodów do obaw. Pewnie uratują Tony'ego. Wszystko się ułoży. Jednak sama czułam się źle i kręciło mi się w głowie, że prawie puściłabym pawia. Z pomocą Seiry doszłam do innego specjalisty. Miał utwierdzić mnie w przekonaniu na temat doznanych urazów z wypadku. Japonka przetłumaczyła mi, co powiedział. Brak złamań, lecz miałam wstrząśnienie mózgu i zostałam zabrana na salę obserwacji. Oboje chcieliśmy miło spędzić ten czas. Nie spodziewaliśmy się kłopotów. Musiałam poznać prawdę, co nas jeszcze czeka.

Seira: Jak się czujesz?
Pepper: Już nie udawaj takiej troskliwej
Seira: Przecież nie zrobiłam nic złego
Pepper: Przez ciebie mogę stracić Tony'ego!
Seira: Wiem, jak to jest. Ja straciłam siostrę przez brata przyjaciółki, ale słono zapłacił za krzywdę, jaką mi wyrządził... Pepper, nie martw się. Ze mną będziecie bezpieczni
Pepper: Kłamiesz
Seira: Ostrzegłam was przed atakiem Ezekiela, bo to on zawinił. Jego obarczaj winą za stan swojego chłopaka
Pepper: Boję się
Seira: Naomi jest świetną lekarką. Uratuje go. Zobaczysz, że dzisiaj się dowiesz, czy przeżył
Pepper: Byliśmy w złym miejscu
Seira: Niekoniecznie. On i tak znalazłby was gdzieś indziej i zabiłby z premedytacją
Pepper: Mówiłaś wcześniej, że to jeszcze nie koniec. O co chodzi?
Seira: Wyjaśnię ci później

Nie miałam siły, by wstać, więc położyłam się, zasypiając. Moje myśli wciąż krążyły wokół wypadku. Głowa powoli przestała wariować, a wzrok wracał do normy. Widziałam prawidłowo, choć dalej bolało mnie stłuczone ramię. Mdłości też ustąpiły. Mogłam zasnąć prawie w spokoju. Prawie, skoro nie wiem nic, co się dzieje z Tony'm.

~*Cztery godziny później*~

Obudziło mnie czyjeś wołanie. Nade mną stała lekarka, a Seira po prostu zniknęła. Od razu usiadłam na łóżku, licząc na jakieś informacje. Nalegała, żebym leżała, choć czułam się o niebo lepiej, niż poprzednio. Miałam ochotę zarzucić ją setką pytań, ale się powstrzymałam. Pozwoliłam jej zacząć mówić, co ma mi ważnego do powiedzenia. Czekałam niecierpliwie, aż wydusi z siebie jakieś słowo, lecz ona nadal milczała. Postanowiłam sama spytać, co się dzieje.

Pepper: Jak z Tony'm? Żyje? Mogę się z nim zobaczyć? Bardzo ucierpiał? Gdzie teraz jest?
Dr Yashida: Whoa! Faktycznie dużo mówisz. Ostrzegał mnie przed twoim gadulstwem
Pepper: Kto?
Dr Yashida: Twój chłopak. Właśnie wybudza się z narkozy. Operacja się udała, choć muszę go poobserwować, czy nie dojdzie do jakiś powikłań. Dobrze, że dr Yinsen wydał książeczkę. Pomógł mi uratować Tony'ego... Widziałaś gdzieś Seirę?
Pepper: Nie
Dr Yashida: Muszę z nią porozmawiać
Pepper: Raczej wróci
Dr Yashida: Tak uważasz?
Pepper: Przecież ma nas chronić
Dr Yashida: Dokładnie, dlatego niech szybko wróci
Pepper: Mogę się z nim zobaczyć?
Dr Yashida: A doszłaś do siebie?
Pepper: Tak
Dr Yashida: Na pewno?
Pepper: Proszę cię... Chcę zobaczyć, czy wszystko gra
Dr Yashida: Ech! W porządku. Tylko go nie denerwuj. Musi unikać stresu
Pepper: Wiem o tym. Nie znamy się od wczoraj

Lekarka przeniosła mnie na wózek i zabrała do sali pooperacyjnej, gdzie leżał Tony. Nie wiedziałam, w jakim go zobaczę stanie. Z tego, co widziałam pod koniec walki z Ezekielem, dostał porządne baty, ale zabójczyni pozbawiła naszego wroga życia, ratując Iron Mana. Powinnam ją przeprosić za to, jak krzyczałam, zwalając na nią całą winę. Czułam się głupio.
Gdy znalazłam się przed wejściem do sali, wahałam się przez chwilę, czy wejść tam i zapytać, jak się czuje. A może potrzebował odpocząć? Ostatecznie przekroczyłam próg sali, podchodząc do jego łóżka. Nadal leżał nieprzytomny, choć nie powinnam mieć powodów do obaw. Chwyciłam Tony'ego za rękę, by czuł moją obecność oraz wsparcie.

Pepper: Jak dobrze cię znów widzieć. Tak bardzo się bałam, że się nie zobaczymy. Chyba nie wyobrażałeś sobie wakacji bez zbroi Iron Mana. Ciągle jesteś gdzieś potrzebny
Tony: Pepper... za dużo... gadasz
Pepper: Tony!
Dr Yashida: Nie krzycz, bo są tu też inni chorzy
Pepper: Udawałeś, że śpisz? Ej! To było wredne
Tony: Przepraszam... Nie powinienem
Pepper: Na szczęście już nic ci nie grozi
Seira: Nie byłabym taka pewna
Dr Yashida: Cholera! Seira, weź ostrzegaj, kiedy się pojawiasz... Szukałam cię. Gdzie byłaś?
Seira: Musiałam się upewnić, że są zatarte wszystkie ślady
Dr Yashida: Boże! W jakie gówno mnie teraz wpakowałaś? Gang Kane'a? Hand? Kto?
Tony: Chwila... Jaki gang?
Pepper: Wyjaśnisz w końcu, co tu się wyrabia?! Czemu nas zaatakował?! Kto jeszcze się ośmieli zrobić to samo?!

**Tony**

Cieszyłem się, widząc Pep. Jednak teraz wolałabym nie być w jej skórze. Była wściekła i mogła zrobić coś głupiego. Nie mogłem na to pozwolić. Dr Yashida próbowała ją uciszyć, ale ona się nie dała. Musiała dalej dręczyć wojowniczkę, która wyglądała na zwyczajną osobę bez elementów broni.

Dr Yashida: URUSAI!
Pepper: Eee... Co pani powiedziała?
Seira: Czyli masz się zamknąć
Pepper: Oj! No dobra, ale wyjaśnij mi, co się dzieje?
Tony: Też... chcę wiedzieć
Seira: To skomplikowane
Tony: Co... ze zbroją?
Seira: Nie ma jej
Tony: Jak to... nie ma?!
Pepper: Tony, spokojnie

Część piąta: To jeszcze nie koniec

0 | Skomentuj

**Tony**

Próbowałem zasnąć. Trochę sprawiało mi to kłopot, skoro ciągle myśli krążyły przy tajemniczym ostrzeżeniu. Bałem się, że to prawda, bo nikt normalny nie rzuca kataną w ludzi. No chyba, że jakiś najemnik. Czułem czyjąś obecność w pokoju. Na początku zignorowałem to, ale później...

Seira: Musicie wyjechać

Usłyszałem ten sam głos, co wcześniej na korytarzu. Wydawało mi się, że jedynie śniłem i nikogo nie było w pokoju poza mną i Pep. Nie potrafiłem się skupić, co jest prawdą, a fikcją. Zaryzykowałem, idąc na balkon.
Nagle w moją stronę poleciał miecz z japońskimi znakami, które wskazywały na imię właściciela lub jakiś wyryty napis. Szkoda, że nie znałem japońskiego, choć mogłem w inny sposób poznać jej tożsamość. Kiedy znalazłem się na miejscu, zauważyłem pewną postać w cieniu. Chciałem do niej podejść, ale zabroniła tego robić.

Tony: Czego od nas chcesz? Kim jesteś?
Seira: Przyszłam was ostrzec. Musicie, jak najszybciej wyjechać z Osaki i udać się do Kyoto
Tony: Dlaczego?
Seira: Grozi wam niebezpieczeństwo
Tony: Nie! Ty kłamiesz! Kto niby może nam zagrażać?
Seira: Ezekiel... Mówi ci to coś?
Tony: Stane, ale... Ale jak?
Seira: Wyjedźcie, jak najszybciej
Tony: To chociaż mi powiedz, kim jesteś?
Seira: Mów mi Katari
Tony: Dobra, Katari. Mam do ciebie jedno... pytanie

Dość szybko rozpłynęła się w powietrzu. Nie ukrywałem swojego zdenerwowania tą rozmową. Na podłodze znalazłem kartkę z jakimś adresem. Napisane po angielsku. Pomyślałem, by zaufać tej Katari, a sama myśl o Ezekielu powodowała przyspieszenie bicia serca. Jednak musiałem się uspokoić. Wciąż miałem nadzieję, iż wojowniczka się pomyliła i nic nam nie grozi. Wróciłem do łóżka, zasypiając.

~*Następnego dnia*~

Wstałem wcześnie z rana, budząc ukochaną do wyjazdu. Pamiętała, by zmienić hotel właśnie dzisiaj, skoro w Kyoto planowaliśmy odpocząć z dala od kłopotów. Adres z kartki nie wskazywał na żaden hotel, lecz na miejsce w dzielnicy, gdzie pewnie mieliśmy być bezpieczni. Postanowiłem udać się we wskazane miejsce. Znieśliśmy bagaże, wsiadając do taksówki. Wciąż miałem wrażenie, jak ona nas obserwuje. Pewnie chce upewnić się, że Ezekiel nie zaatakuje. Pepper nie potrafiła znieść tej niezręcznej ciszy.

Pepper: Wszystko gra, Tony? Wyglądasz na zamyślonego. Co cię gryzie?
Tony: Przed tobą nic nie ukryję
Pepper: Możesz próbować, ale zawsze cię rozszyfruję
Tony: Wiem o tym
Pepper: Co się stało?
Tony: Chodzi o Ezekiela
Pepper: Ten syn od Stane'a? O! Pamiętam. Obwinia Iron Mana za śpiączkę ojca
Tony: No właśnie
Pepper: Dlaczego o nim wspominasz?
Tony: Bo ktoś powiedział, że jest tu
Pepper: W Japonii? Oj! Przestań, Tony. Przecież nie przyleciałby za nami. Czego, by chciał od nas?
Tony: Zna moją tożsamość. Zaufaj mi
Pepper: Spróbuję... Do Kyoto mamy godzinę drogi i stamtąd się nigdzie nie ruszamy
Tony: Zgoda
Pepper: Ej! Rozchmurz się, choć trochę. Wszystko będzie dobrze

Ciągle myślała pozytywnie. Ja tak nie potrafiłem. Zresztą, Katari gdzieś się czaiła w cieniu. Czekała na coś lub na kogoś. Nie rozumiałem, skąd ostrzeżenie.
Nagle coś przeleciało przez tylną szybę samochodu. Oberwał kierowca w głowę, aż upadł na kierownicę. Nerwowo się rozglądałem, szukając strzelca. Musieliśmy jakoś spróbować kierować pojazdem, lecz nastąpił kolejny strzał. Repulsory? Nie! Tylko nie on! Nie spostrzegłem, kiedy auto zaczęło się toczyć przez kolejne uderzenie, aż unieśliśmy się w powietrzu, wgniatając maskę w asfalt.
Kiedy przestaliśmy się obracać, Pep była nieprzytomna. Wyciągnąłem ją z samochodu. Kierowca już nie żył.

Tony: Pepper, odezwij się. Pep, proszę! Powiedz coś!
Ezekiel: STARK!
Tony: Cholera!

Katari się nie myliła. Ezekiel Stane powrócił. Serce biło mi, jak szalone. Nie chciałem stracić Pepper. Próbowałem ją chronić. Podpełzłem do plecaka, uzbrajając się w zbroję. Nie miałem innego wyjścia, niż walka. Zostawiłem Pep w bezpiecznym miejscu. Przygotowałem całe uzbrojenie, celując w przeciwnika. A tak myślałem o wakacjach bez zbroi. Bez Iron Mana. Niestety, nie udało się. Ezekiel wymierzył z unibeamu, który był silniejszy od mojego źródła zasilania. Dwukrotnie mocniejsza, aż zostałem odrzucony daleko do tyłu. Wszelkie sensory wariowały.

Ezekiel: Poddajesz się?
Tony: N... Nigdy
Ezekiel: To pożegnaj się ze swoją dziewczyną! Odebrałeś mi ojca, więc ty też będziesz cierpiał!
Tony: Nie!

Natychmiast wstałem, rzucając się na jego stronę. Użyłem całej mocy do unibeamu. Musiałem go pozbawić mocy. Gdy byłem niebezpiecznie blisko jego zasilania, skumulowałem moc do rękawic. Nagle moje uderzenie odbiło się w moją stronę, a rękawice celowały w napierśnik. Nie mogłem tego powstrzymać.

Ezekiel: Przegrałeś, Stark! To twój koniec!
Tony: Nie... licz... na... to

Poczułem potężny cios, aż przebiłem się przez asfalt swoją głową. Już chciałem wstać, lecz ten mi na to nie pozwolił. Wskoczył na mnie, używając całej siły, by uszkodzić pancerz. Dokładnie tę część, bez której implant nie byłby w stanie działać. Traciłem siły.
Kiedy zbliżał się mój koniec, usłyszałem krzyk Pepper. Odwróciłem lekko głowę. To była ona.

Pepper: Uciekaj! Tony!
Tony: Pepper... nie... mogę
Pepper: Zostaw go!

Nie potrafiłem oddychać. Wystarczyło jeszcze jedno uderzenie pięścią, a trafię do piachu. Moje serce zwalniało. Mechanizm w każdej chwili mógł się wyłączyć przez uszkodzenia. Byłem tak pewny swojej śmierci, że nie oczekiwałem żadnego cudu. Jednak ktoś mnie ocalił. Już miał uderzyć po raz ostatni, gdy katana wbiła się w jego źródło zasilania i padł. Z cienia wyszła wojowniczka. Powoli podchodziła do niego, wyjmując swoją broń.

Ezekiel: Nie za to ci płaciłem!
Seira: Umowa została unieważniona

Chwyciła w dłoń miecz i zmiażdżyła mu hełm, że widziała twarz Ezekiela. Jednym machnięciem Iron Monger pozostał bez głowy. Nie wierzyłem własnym oczom. Zrobiła to. Nie zdołałem nic powiedzieć, tracąc przytomność.

**Pepper**

Tony się nie ruszał. Bałam się, że mocno oberwał od młodego Stane'a. Czułam silny ból ręki, więc prawdopodobnie była złamana. Jakaś zabójczyni schowała swój oręż i zdjęła pancerz z Tony'ego. Myślałam o najgorszym. Zabije też i niego? Nie! Nie może! Chciałam coś zrobić, lecz byłam za słaba.

Pepper: Co z nim?! Żyje?!
Seira: Teraz jesteście bezpieczni
Pepper: Co z Iron Manem?!
Seira: Wygląda kiepsko. Zresztą, oboje potrzebujecie lekarza
Pepper: Kim ty do diabła jesteś?!
Seira: Seira Katari. Na pewno mnie nie znasz, bo ukrywam się w cieniu
Pepper: Dlaczego go zabiłaś?
Seira: Żeby was chronić, ale to jeszcze nie koniec
Pepper: Co takiego?!
Seira: Są gorsi od niego... Wyjaśnię ci później. Musisz mi zaufać
Pepper: A mam jakieś inne wyjście?
Seira: Nie

Wstałam z podłogi, lecz musiałam się o coś oprzeć. Miałam zaburzony wzrok. Widziałam podwójnie, a do tego ten ból w ręce. Podeszłam do niej. To działo się tak szybko, że jakimś sposobem znaleźliśmy się przed szpitalem. Kim ona jest? Do cholery! W co myśmy się wpakowali?

Część czwarta: Witamy w Japonii

0 | Skomentuj



**Pepper**

~*Szesnaście godzin później*~

Nasza podróż dobiegła końca. Nareszcie wylądowaliśmy. Tony tak mocno spał, że jeszcze się nie obudził. Musiałam mu w tym pomóc. Lekko klepnęłam go po policzku, lecz to na niego nie zadziałało. Wykorzystałam moją niezawodną zabawkę. Gwizdek! Jeśli tego nie poczuł, powinnam wymyślić lepszy sposób na pobudkę. Jednak jeden gwizd zadziałał, aż podskoczył, uderzając o półkę nad głową.

Tony: Au! Pepper!
Pepper: Zbudź się, księżniczko. Jesteśmy już na miejscu
Tony: Naprawdę?
Pepper: Przeżyłeś?
Tony: Przeżyłem
Pepper: Nie było tak źle?
Tony: Nie było
Pepper: Ufasz mi?
Tony: Eee... nie
Pepper: No dzięki, Toneczku
Tony: Miałaś tak do mnie nie mówić, Pepuś
Pepper: Ach! Zobaczysz, że się zemszczę. Teraz Rhodey nie będzie twoją tarczą... No chodź. Szybko przejdziemy przez kontrolę i weźmiemy bagaże

Odpięliśmy pasy, a stewardessa zakomunikowała nam o znalezieniu się na lotnisku w Osace. Wszelkie rzeczy znowu przeszły przez taśmociąg w poszukiwaniu podejrzanych rzeczy. U mnie nic nie wykryli, ale Tony miał problem. Pisnęło w trakcie skanowania plecaka. No i ma kłopoty. Wyjaśnił strażnikowi, tłumacząc o potrzebie posiadania specjalnej ładowarki. Zrozumiał to, a z dokumentacją nie było problemu. Paszporty pasowały, więc mogliśmy wyjść z lotniska. Dostaliśmy resztę bagaży. Postanowiliśmy zameldować się w najbliższym, ale i najtańszym hotelu. Po jakimś kwadransie, podjechała po nas taksówka. Pomogłam mu zabrać walizki, które trochę ważyły. Plecak włożył na plecy, zaś podręczną torbę trzymał w ręce. Ja jedynie miałam torebkę oraz małą walizkę. Dziwne, jak na dziewczynę, ale nie jestem Whitney.
Gdy wsiedliśmy do taksówki, podałam adres, gdzie mieliśmy spędzić te kilka tygodni. Nie znałam zbytnio japońskiego, choć zapamiętałam kilka podstawowych zwrotów.

Pepper: Arigato

Podziękowałam, biorąc ze sobą wszelki balast. Mój chłopak chyba się zdziwił, słysząc podrobiony akcent. Uśmiechnęłam się jedynie, bo tłumaczyć się mogę dopiero później. To szczęście, że w hotelu pracowały osoby, co znały dosyć dobrze angielski. Przynajmniej niczego nie pomylimy w tych "krzaczkach". Nawet pod każdym znakiem pisało tłumaczenie, więc chyba sobie poradzimy.
Gdy znaleźliśmy się w wyznaczonym pokoju, zostałam zaatakowana pytaniami.

Tony: Od kiedy znasz japoński? Uczyłaś się go kiedyś? Co jeszcze potrafisz, czego o tobie nie wiem?
Pepper: Hahaha! Papugujesz mnie, Tony... Przed wyjazdem trochę nauczyłam się podstawowych wyrażeń. A jeśli chodzi o to, czego jeszcze o mnie nie wiesz, to wielu rzeczy. Tak samo, jak ja nie wiem o tobie
Tony: Tu się zgodzę
Pepper: Zadzwonię do taty, że jesteśmy na miejscu
Tony: A wiesz, jaka jest teraz godzina w Nowym Jorku?
Pepper: Dwudziesta druga. Auć! Raczej będzie spał
Tony: Rhodey pewnie też
Pepper: Raczej nie byłabym taka pewna. Romansu z historią nie ma końca. Hahaha! Nie wierzę, że z nim nie zwariowałeś
Tony: Jesteśmy braćmi. Ja akceptuję jego umiłowanie, a on przymyka oko na nocne ucieczki
Pepper: Ucieczki? O! Tony, ty jesteś buntownikiem? Od kiedy?
Tony: Przecież kiedyś muszę budować zbroje
Pepper: Oczywiście... Oczywiście. Prawie cię nie przepuścili, bo ją wykryli
Tony: Ale jakoś się udało

Uśmiechnął na głupawo, ale nie trwało to długo, bo poczuł ból w klatce piersiowej. Lekko go zgięło w pól. Pewnie odezwało się przypomnienie. Od razu zaczął szukać ładowarki, której nie potrafił znaleźć. Próbowałam mu pomóc. Zaczęłam wyrzucać wszystkie ubrania, dokumenty i inne klamoty. Lekko się zdenerwowałam. Nigdzie jej nie było. Nie poddawaliśmy się, przeczesując całą torbę. Nadal nic. Pozostał jeszcze plecak, w którym ukrył zbroję. O dziwo tam znaleźliśmy zgubę. W ostatniej chwili się udało.

**Tony**

Nie wiem, jak to się stało, ale ładowarka znalazła się w plecaku. Może pomyliłem się przy pakowaniu. No nieważne. Usiadłem na łóżku, zdejmując bluzkę i buty. Pepper pomogła mi podnieść urządzenie, by podpiąć mechanizm do ładowania. Oczywiście położyła się obok mnie, a ja wtuliłem się do niej. Dobrze, że nic się nie stało. Tak bardzo się bałem, a mój strach był bezcelowy. Przecież przy mnie Pep nie spadnie ani jeden rudy włos z głowy.

Pepper: Nad czym tak myślisz?
Tony: Że niepotrzebnie brałem zbroję. Przecież Whiplash nie pofatygowałby się, żeby lecieć za nami, aż do Japonii
Pepper: Hahaha! A może wpadnie z wizytą?
Tony: Pep, to nie jest śmieszne
Pepper: Czemu?
Tony: Nie chcę cie stracić. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało z mojej winy. Ciągle jesteś w niebezpieczeństwie. Chyba twój ojciec wolałby, żebyś wyszła za mąż za kogoś innego
Pepper: Ej! Nie mów tak. Przecież cię lubi
Tony: Ale gdyby poznał prawdę, kim tak naprawdę jestem, to zakazywałby się nam spotykać
Pepper: Tony...
Tony: Dobranoc, Pep
Pepper: Idziesz spać?
Tony: Ty powinnaś
Pepper: Nie jestem zmęczona
Tony: Oj! Zmienisz zdanie
Pepper: Tony?
Tony: Tak, Pepper?
Pepper: Kocham cię. Bardzo mi na tobie zależy
Tony: I wzajemnie

Pocałowałem ją czule w usta, aż sama pragnęła namiętności. Dotknęła rękami moich barków, schodząc do klatki piersiowej. Jednak musiała poczekać na dalsze czułostki. Musiałem pójść do łazienki. Przeprosiłem Pep i wyszedłem, odłączając się od ładowania.

Pepper: Tony, nie możesz
Tony: Spokojnie. Za chwilę wrócę
Pepper: Pamiętaj o swoim sercu
Tony: Nie martw się. Przecież nie mamy tu wrogów, prawda? Będzie dobrze
Pepper: Co mam zrobić, gdyby Rhodey dzwonił?
Tony: Powiesz, żeby oddzwonił później, okej?
Pepper: Tak... Albo weź komórkę ze sobą
Tony: Hmm... Dobra myśl. Dobranoc, Pep
Pepper: Dobranoc, Tonusiu

Cmoknąłem rudą w policzek, przykrywając kocem. Musiała odpocząć po podróży, a mnie czekało to samo. Na bransoletce wyświetlił się stan implantu. 30%. Dam radę. Dokończę go ładować później. Trochę było ciemno na korytarzu, skoro wciąż mieliśmy noc. Dobrze, że implant generował jakieś światełko. Lekkie, ale mogłem się poruszać bez potknięcia się o coś, co leży na ziemi.
Gdy znalazłem odpowiednią tabliczkę z drzwiami do łazienki, zauważyłem czyjś cień. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłem się. Zanim chciałem upewnić się, kim była ta osoba, zadzwonił mój telefon. Rhodey... Nie miałem ochoty z nim rozmawiać.

Tony: Halo! Jest tam ktoś?

Nagle w moją stronę poleciała jakaś ostra broń. Szybko zrobiłem unik. O mały włos, a miałbym japoński miecz w głowie. Byłbym martwy. Już chciałem pobiec za napastnikiem, lecz poczułem silny ból. No tak. Muszę naładować mechanizm, bo dalsze lekceważenie może się dla mnie źle skończyć.
Gdy zmierzałem do pokoju, usłyszałem jedno słowo.

Seira: Abunai
Tony: Co takiego?
Seira: Uważaj

To był głos jakiejś kobiety. Wojowniczki? Postanowiłem wrócić do Pep. Od razu podłączyłem się do ładowania. Jednak nie potrafiłem zapomnieć, co usłyszałem. Jedno słowo, które przyprawia o dreszcze. Po skończonym ładowaniu, ułożyłem się do snu obok rudej. Kiedy zamykałem już oczy, znowu panikarz dzwonił. Byłem podirytowany, ale odebrałem dla świętego spokoju.

Rhodey: Hej, Tony. Jak tam podróż?
Tony: Wybrałeś zły moment na rozmowę. Właśnie śpimy
Rhodey: Oj! Sorki, ale wszystko dobrze?
Tony: Pewnie. Pogadamy jutro

Rozłączyłem się i wyłączyłem komórkę. Musiałem pomyśleć nad tym, kto może nam zagrażać.

Część trzecia: Szaleństwo

0 | Skomentuj


**Tony**

Nie potrafiłem spokojnie oddychać, aż czułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Starałem opanować swoje nerwy. Powoli nabierałem powietrza do płuc i zrobiłem wdech, a następnie wydech. Próbowałem myśleć pozytywnie, że nic nam się nie stanie, skoro Mandaryn nie wie o naszej podróży. Kiedy atak paniki powoli mijał, usłyszałem głos Pep.

Pepper: Tony, spokojnie. Jesteśmy bezpieczni
Tony: Pepper... przepraszam
Pepper: Uspokoiłeś się, choć trochę?
Tony: Gdzie... jesteśmy?
Pepper: Nie pamiętasz? Przecież wybieramy się do Japonii
Tony: Samolotem... Pepper, nie! Musimy uciekać!
Pepper: Tony, zostań i nie wstawaj

Nie posłuchałem jej. Znowu nad moim ciałem kontrolę przejął strach. Wstałem z fotela, biegnąc w stronę pilota maszyny. Chciałem, żeby natychmiast wylądował. Krzyczałem na niego, aż niektórzy pasażerowie uznali mnie za kogoś wyrwanego z oddziału zamkniętego. Jak wariat szukałem wyjścia ewakuacyjnego. Nie wiedziałem, co robić. Cały ten stres źle wpływał na serce, więc musiałem się uspokoić. Upadłem na podłogę i Pepper mnie stamtąd zabrała.

Pepper: Mówiłam, żebyś nie wstawał. I już tak nie krzycz, bo stewardessa nas wywali automatycznie z samolotu. Ja nie chciałabym spadać w nieznane. A ty?
Tony: Pep...
Pepper: No chodź... Jestem tu z tobą. Nie masz się, czego bać
Tony: Masz... rację
Pepper: Kiedy byłeś ostatnio w samolocie, leciałam z tobą?
Tony: Nie
Pepper: No właśnie, więc nie martw się

Usadowiła mnie na fotelu, przypinając pasami. Chyba ponownie musiałem oprzytomnieć, co wcześniej zrobiłem. Zachowałem się, jak dureń. Nie powinienem był tak krzyczeć. Całe szczęście, że atak paniki minął. Bałem się powtórki tych symptomów, ale przy rudej mogłem czuć się bezpiecznie. Podała mi maskę tlenową, którą miałem nad siedzeniem. Oddychałem miarowo, odzyskując spokój.

Pepper: Jak się czujesz? Już nie będziesz szalał, wariacie?
Tony: Chyba... nie
Pepper: Ciebie to bawi?
Tony: Trochę... ale... źle...
Pepper: Byłeś niegrzecznym chłopcem i nie dostaniesz lizaka
Tony: Ej!
Pepper: Hahaha! No dobra. Poszukam twojej ładowarki, gdybyś musiał się naładować
Tony: Nie trzeba
Pepper: Oj! Trzeba. Jeszcze pomylisz ładowarkę do implantu z tą od komórki. Ale to by było zabawne. Hahaha!
Tony: Jesteś okropna, Pep
Pepper: Cóż... Muszę się jakoś wyróżniać
Tony: Dla mnie... i tak zawsze... byłaś wyjątkowym rudzielcem
Pepper: O! Tony, jak miło
Tony: To chyba cytat
Pepper: No wiesz ty co? Wredota!
Tony: A może mam do ciebie mówić Pepuś?
Pepper: Pepuś? A czy ja wyglądam na świnkę?
Tony: No wiesz. Biorąc pod uwagę, że masz piegi oraz fakt, że często się rumienisz, możesz być taką świnką
Pepper: Ej!
Tony: Heh! Nie gniewaj się

Zdjąłem już maskę tlenową, całując ją w usta. Musiałem trochę ujarzmić papryczkę. Jakaś mała dziewczynka pokazała mi język. Ja na to nie reagowałem, ale Pep... Tak. Ona musiała coś zrobić. Wypięła tyłek w stronę dziecka, a później odwróciła się, pokazując dziwną minę. Pokazała język i do tego kręciła oczami. Chyba tylko mnie to bawiło, bo rodzice małej uznali moją ukochaną za szurniętą. Mieli rację, ale ona była taka zawsze. Nawet po skończeniu szkoły ani trochę się nie zmieniła.

Tony: Już wystarczy, Pepuś
Pepper: Ej! Nie mów tak do mnie! Zabraniam ci!
Tony: I co mi zrobisz?
Pepper: Jeszcze nic. Poczekaj, aż wylądujemy
Tony: Hahaha! Zgoda... Poczekam
Pepper: Oprzytomniałeś, Toneczku?
Tony: Toneczku?
Pepper: Ha! Twoje będzie takie. Podoba się?
Tony: Niezbyt. Już wolałem Tonuś
Pepper: A ja chcę być Pep. Twoją Pep
Tony: No i jesteś

Ponownie nasze usta się ze sobą złączyły, że złość szybko przeminęła.

**Pepper**

Pepuś? Chyba Tony potrzebował odpocząć. Nie myślał zbyt trzeźwo i raczej powinien zasnąć. Wyjęłam z mojej torby swój kocyk, przykrywając go nim. Poduszka też się jakaś znalazła. Trochę martwiłam się, że znowu zacznie wariować. Dobrze jest tak czasem pożartować. Przynajmniej przestał myśleć o locie. Wiedziałam, jakie miał zalecenia, więc nie miałam zamiaru chować trupa do walizki. O! Właśnie. Miałam wyjąć mu ładowarkę.
Gdy on zasnął, zajęłam się poszukiwaniem rzeczy. Zaczęłam od przeszukiwania plecaka. Sięgnęłam ręką, próbując dokopać się do urządzenia. Zamiast natrafić na jakąś elektronikę, poczułam metal. Hełm... rękawice... napierśnik. Byłam wściekła, aż wydarłam się na cały pokład.

Pepper: TONY!
Tony: Pep, nie krzycz. Chcę... spać
Pepper: Czy to jest to, co ja myślę?!
Tony: Co takiego?
Pepper: Zbroja!
Tony: Co?
Pepper: Nie udawaj głuchego! No to, co masz w plecaku!
Tony: Żelazko?

Uśmiechnął się głupawo, a we mnie gotowała się furia. Miałam ochotę mu przywalić. Za kłamstwo, za udawanie idioty i za bycie takim kretynem. Starałam się jakoś ochłonąć, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienia. Szturchnęłam Tony'ego, próbując zbudzić śpiącą królewnę. Na chwilę mógł ze mną porozmawiać. Dopóki mi nie powie prawdy, nie pójdzie spać. Nie uderzy w kimono.

Pepper: Słucham... Co tak naprawdę wzięłaś ze sobą?
Tony: Mówiłem, że żelazko
Pepper: Na cholerę potrzebujesz żelazko?! Nie kręć tylko mów prawdę!
Tony: Ech! No dobra. Tak naprawdę wziąłem zbroję ze sobą
Pepper: Nawet nie chce wiedzieć, po co ci ona. Pewnie chciałeś ją przemycić, a ja miałam tobie w tym pomóc... I co? Pewnie Rhodey'go też zabrałeś ze sobą? Jest w podręcznym bagażu?!
Tony: Pep, za dużo mówisz. Rhodey został w domu. Już wcześniej o tym mówiłem. Nie pamiętasz?
Pepper: Znowu kłamiesz?!
Tony: Nie!
Pepper: Bez swojej ukochanej zabawki nigdzie się nie ruszysz!
Tony: To dla bezpieczeństwa
Pepper: Lepiej przyznaj się, że wolisz kawałek blachy od swojej dziewczyny

Strzeliłam focha i nie chciałam się do niego odzywać. Jednak długo nie siedziałam obrażona. Poczułam, jak zbliża się do mnie, próbując coś szepnąć. Nie miałam ochoty nawet patrzyć na jego głupawy wyraz twarzy.

Tony: Uwielbiam, jak słodko się na mnie gniewasz
Pepper: Hmm... Powietrze coś mówi? Chyba jestem nienormalna
Tony: Kochana, proszę. Nie rób tak. Posłuchaj mnie
Pepper: A od kiedy mnie słuchasz?
Tony: Od zawsze
Pepper: Dobranoc, Tony
Tony: Pep, porozmawiajmy
Pepper: Nie ma, o czym
Tony: A właśnie, że jest. Przepraszam, że wziąłem zbroję, ale sama wiesz, jak ten wypadek mnie ciągle prześladuje
Pepper: Wiem, dlatego odpocznijmy
Tony: Czy mogę się ciebie o coś zapytać?
Pepper: Zależy, ale pytaj
Tony: Bo widzisz...
Pepper: Co?
Tony: Wybacz mi, jak się zachowałem. Jeśli nie chcesz ze mną spędzić wakacji, uszanuję twoją decyzję
Pepper: Teraz przegiąłeś. Ja wiem, jaka czasem bywam nieznośna, ale to nie znaczy, że mamy się rozstać
Tony: Ja tak nie powiedziałem
Pepper: Wybacz. Tak to odebrałam i nie chcę cię zostawiać. Więc, co będzie?
Tony: Zapomnijmy o tym, co wcześniej miało miejsce. Zgoda?
Pepper: Zgoda

Uścisnęłam mu dłoń na znak zgody i wzięłam kawałek od niego kocyka. Razem zasnęliśmy wtuleni obok siebie. Powoli zapadałam w sen, choć jednym okiem czuwałam nad Tony'm. Nadal istniało ryzyko powtórzenia się ataku paniki lub czegoś gorszego. Musiałam zadbać o jego bezpieczeństwo. Gdyby próbował znowu latać po samolocie, lecz z czymś ostrym w ręce, to na pewno go obezwładnię, wstrzykując środek nasenny. Doktorek pewnie zaopatrzył w jakąś malutką apteczkę. Jednak zawsze istniała jeszcze inna opcja. Po prostu przywalić mu gaśnicą. Hmm... Tylko, czy na pokładzie coś takiego mają? Zamknęłam oczy, zasypiając.

Część druga: Lot

2 | Skomentuj

**Pepper**

~*Następnego dnia*~

Raptownie wstałam o trzeciej nad ranem. Oczywiście, że chciałam jeszcze pospać, ale nie mogłam się spóźnić. Zresztą, musiałam wziąć Tony'ego, a dojazd do niego też trochę zajmie. Szybko ubrałam się w dżinsy i białą bluzkę z rękawami, a torebka została wypełniona najważniejszymi rzeczami. Po przegryzieniu jabłka, spakowałam prowiant na podróż. Potem zniosłam walizki. Ostatni raz sprawdziłam, czy czegoś nie zapomniałam. Moja irytacja sięgnęła zenitu. Nie było trzeciej, a dopiero wybiła pierwsza! Miałam jeszcze czas. Wróciłam z powrotem do pokoju, ale walizkę zostawiłam już na dole. Żeby trochę oprzytomnieć, przemyłam twarz.
Gdy poszłam wypić kawę, zadzwonił mój telefon. Tony?

Pepper: Też wstałeś za wcześnie, śpioszku?
Tony: Ech! Za bardzo się stresuję, że nie zdążę
Pepper: Tony, spokojnie. Przyjadę po ciebie. Jestem gotowa, więc za jakąś godzinę lub dwie przyjadę
Tony: Czyli cię nie obudziłem?
Pepper: Mój budzik chyba szwankuje albo też się stresuję
Tony: Zdążymy
Pepper: Teraz w to wierzysz?
Tony: Tak
Pepper: Rhodey skończył panikować?
Tony: Zamknął się, gdy mu dałem książkę o rewolucji francuskiej
Pepper: Hahaha! On kocha historię... A jak się czujesz?
Tony: Nie martw się. Doktorek mi zezwolił na lot
Pepper: Wiesz, że i tak się boję
Tony: Naprawdę nie musisz
Pepper: Co ci powiedział?
Tony: Że mamy na siebie uważać
Pepper: Wiadomo, ale mam nadzieję, że nikt nam nie zepsuje wakacji
Tony: Będziemy daleko od kłopotów
Pepper: Oby
Tony: Bez obaw, Pep. Damy radę
Pepper: Może powinieneś iść spać? Odpocznij, bo czeka nas długa podróż
Tony: Wiem o tym, kochana

Uśmiechnęłam się i rozłączyłam, próbując opanować swoje zdenerwowanie. Nie poszłam spać. Jedynie siedziałam w kuchni, myśląc nad tym, co możemy spotkać w Japonii. Czytałam na temat różnych atrakcji. Świątynie, zamki, parki sakury oraz różne restauracje, gdzie można zjeść wiele odmian sushi.
Gdy wypiłam kawę, usłyszałam alarm. Nastawiłam budzik na drugą? Chyba coś sknociłam. Pozmywałam po sobie, chwyciłam za buty, zakładając kurtkę. Ostatnim krokiem było zamknięcie domu.

Pepper: Do zobaczenia później, tatku

Zniosłam bagaż oraz po raz kolejny upewniłam się, czy wzięłam wszystko, co potrzebuję do tej podróży. Wszelkie rzeczy wrzuciłam na tył samochodu. Zapięłam pasy, jadąc po Tony'ego. Akurat wystarczyło pół godziny, by go zgarnąć. Już czekał przed swoim domem z walizką.

Pepper: Masz wszystko?
Tony: Mam
Pepper: No to jedziemy

Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyruszyliśmy na lotnisko. Wcześniej słyszałam jego zdenerwowany głos, kiedy rozmawialiśmy przez telefon. Teraz był oazą spokoju. Jak on to zrobił?

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Tak. A co? Nie widać?
Pepper: Jesteś za spokojny, jak na Tony'ego Starka. Podmieniłeś mi chłopaka?
Tony: Heh! Nie. Po prostu rozmowa z Robertą trochę mnie uspokoiła. Powiedziała, że nie muszę ciągle siedzieć w samolocie. Mogę całą podróż przespać
Pepper: I niczym się nie przejmować. Dobry pomysł, ale mam malutki problem
Tony: Jaki?
Pepper: Ja chcę z tobą gadać! Rozumiesz?!
Tony: No dobrze, Pep. Jednak nie zabronisz mi snu?
Pepper: Nie
Tony: Świetnie

W odbiciu lusterka widziałam jego głupawy uśmieszek. Lubiłam to, choć raczej bywały takie dni, gdy w taki sposób doprowadzał do szału. Dziś tak nie było, więc chyba nic się nie zmieni. Jednak przez głowę przeszła taka dziwna myśl. Co, jeśli Tony wziął coś więcej poza walizką oraz plecakiem? Wolałabym na niego nie krzyczeć za zabranie zbroi na pokład. A może spakował Rhodey'go do podręcznego bagażu? Nie! To już byłoby głupie!

**Tony**

Chyba Pepper coś podejrzewa, że wziąłem coś więcej poza zwykłymi rzeczami, do których należą ubrania, elektryczne gadżety z ładowarką do implantu oraz kilka drobiazgów. Jednak w plecaku miałem zbroję. Trochę nią dopracowałem, więc wykrywacze metalu nie mają prawa jej wykryć. Kiedy znaleźliśmy się na lotnisku, chwyciliśmy za bagaże, podchodząc do bramki. Do lotu pozostała godzina. Zdążymy z odprawą. Przygotowaliśmy dokumenty do sprawdzenia, który nie były zbyt długo analizowane. Zaakceptował autentyczność paszportu wraz z biletem. Teraz pozostała najgorsza część. Wykrywanie metali.

Pepper: Nie bój się. Jestem tu z tobą. Pójdę pierwsza, żebyś był pewniejszy, dobrze?
Tony: Ech! Dobrze
Pepper: Spokojnie

Ruda przeszła pierwsza przez urządzenie. Torebkę pozostawiła w specjalnym pudle razem z kurtką. Nic nie pisnęło, więc udało jej się zaliczyć kontrolę. Wzięła swoje rzeczy, czekając na mnie po drugiej stronie. Uśmiechnęła się, próbując jakoś mnie uspokoić. Nadal się bałem. Położyłem plecak ze zbroją, bagaże oraz okrycie wierzchnie. Pokazałem strażnikowi książeczkę na temat implantu. Trochę się zdziwił, bo mechanizm był mało znany. Powiedziałem, że pełni funkcję rozrusznika serca. Musiał po raz kolejny przejrzeć dokumenty. Po kilku minutach byłem wolny, ale w walizce wykrył metal. Nie zbroję, lecz ładowarkę. Znowu wyjaśniłem, czym to jest. Uwierzył mi. Całe szczęście. Odetchnąłem z ulgą, dołączając do ukochanej.

Pepper: I jak?
Tony: Udało się, ale...
Pepper: Ale zapiszczało
Tony: Przez ładowarkę
Pepper: Chyba zbroję
Tony: Pep, skąd taki pomysł?
Pepper: Po tobie mogłabym się wszystkiego spodziewać
Tony: Tak bardzo mi nie ufasz?
Pepper: Troszeczkę muszę zachować ostrożność... Wziąłeś rzeczy?
Tony: Wziąłem
Pepper: Nadal się boisz?
Tony: To chyba normalne. Przecież nigdy nie leciałem tak daleko. Najdalej, gdzie byłem, to Chiny
Pepper: Tak. Pamiętam, jak walczyliśmy z Mandarynem w ostatniej świątyni Makluan
Tony: Wolałbym już o tym zapomnieć
Pepper: Zdradził nas, ale razem we trójkę jesteśmy niepokonani
Tony: Masz rację
Pepper: Tak, jak zawsze

Podzieliła się szczerym uśmiechem i weszliśmy na pokład samolotu. Stewardessa instruowała pasażerów, jak się zachować. Po znalezieniu naszych miejsc, usiadłem przy oknie. Położyłem plecak nad siedzeniem, zaś podręczny bagaż miałem przy sobie. Zapięliśmy pasy, wyłączyliśmy telefon, a jako ostatnie wystarczyło wyprostować oparcie fotela.

Tony: No to lecimy
Pepper: Pora na wakacje

Chwyciłam mnie za rękę, bym poczuł się pewniej. Nadal się bałem, że wrócą wspomnienia z wypadku. Wiedziałem, że za pomocą przycisku nad głową mogłem wezwać pomoc w przypadku ataku paniki. Po oderwaniu się maszyny w górę, zaczęły się turbulencje. Musiałem na chwilę zamknąć oczy, bo i tak nic nie widziałem poza czarnymi plamkami. Na pewno szybko mi przejdzie, a Pep nadal była zachwycona. Może przez to, iż nie było histeryka na pokładzie. Fakt. Bez Rhodey'go tak cicho. Dziwne, lecz prawdziwe.
Powoli uchyliłem powieki, widząc prawidłowo.

Pepper: Tony, dobrze się czujesz?
Tony: Taa... Tak... Po prostu...
Pepper: Pierwszy raz zawsze jest najgorszy
Tony: A ty kiedyś leciałaś samolotem?
Pepper: Raz z tatą na wakacje do Hiszpanii
Tony: I myślisz, że teraz...
Pepper: Ja nic nie myślę... Spokojnie

Gdy wyrównało się ciśnienie, pragnąłem zasnąć. Odwróciłem głowę w stronę okna, zasypiając. Nie słuchałem gadania rudej. Jedynie chciałem zapomnieć o siedzeniu w samolocie. Myślałem, że byłem w zbrojowni, budując nową zbroję. Jednak na długo nie utrzymałem tej myśli, przenosząc się do chwili wypadku. Słyszałem hałas silnika, który zastąpił mój krzyk. Maszyna się rozerwała na strzępy.
Kiedy wróciłem do rzeczywistości, głęboko oddychałem. Zacząłem panikować.

Pepper: Tony, jestem tu

Nie słyszałem nikogo, wpadając w przerażenie.

Część pierwsza: Plany wakacji

0 | Skomentuj

**Tony**

Walczyliśmy zaciekle z Whiplashem. We trójkę daliśmy radę go pokonać. Wystarczyło w tym samym czasie użyć unibeamu, a drań już leżał na ziemi. Razem wróciliśmy do zbrojowni, gdzie musiałem naładować implant. Moja ruda nie potrafiła przestać skakać z radości. Rhodey patrzył na nią, jak na wariatkę, którą zawsze była.

Rhodey: Chyba za dużo cukru zjadła
Tony: Nie. Tym razem jedynie jest szczęśliwa... Ja w sumie też, bo dawno nie byłem nigdzie poza Nowym Jorkiem
Rhodey: Eee... Tony, co wyście wymyślili?
Pepper: Jedziemy na wakacje! Jupi! I to bez ciebie!
Tony: Wybacz. Nalegała, żebyśmy sami polecieli
Rhodey: Nie wierzę. Zostawiacie mnie?
Tony: Tylko na jakiś miesiąc, a potem wrócimy
Pepper: Nie załapałeś się. Haha! Masz pecha
Rhodey: Jesteście gorsi od małp
Pepper: Małp?! Ja ci zaraz pokażę małpy, gdy cię stłukę na kwaśne jabłko!
Tony: Pepper, nie! Zostaw go!

Chciałem wstać, ale ładowanie jeszcze nie dobiegło końca. Jednak nie miałem zamiaru patrzeć, jak dwójka moich przyjaciół się bije. Postanowiłem zareagować, rzucając Pepper w głowę. Nie znalazłem nic miękkiego, więc oberwała kluczem francuskim.

Pepper: Tony!
Tony: Przepraszam, Pep
Pepper: Mam gdzieś te twoje "przepraszam"

Wskoczyła na mnie z taką siłą, że wylądowaliśmy na podłodze. Zaczęła łaskotki pod pachami, a później na brzuchu. Nie mogłem przestać się śmiać.

Tony: Hahaha! Dość! Przestań!
Pepper: Oj! Zasłużyłeś sobie na to

Delikatnie ją odepchnąłem i wstałem, siadając na kanapę, by czekać na skończenie ładowania. Nie dała mi spokoju. Wskoczyła na mebel, kładąc się obok mnie.

Rhodey: Eee... To ja może wam nie będę przeszkadzać?
Tony: Zostań, bo jutro się już nie zobaczymy
Rhodey: Myślisz, że dam radę sam ze zbirami?
Tony: No pewnie. Przecież nie przez przypadek jesteś War Machine
Rhodey: Może masz rację... A dokładnie, gdzie lecicie?
Pepper: Do Japonii... Mój pomysł
Tony: I się zgodziłem
Rhodey: O! To macie długi lot przed sobą... Tony, dasz radę wytrzymać w samolocie?
Tony: Przy niej niczego się nie boję

Cmoknąłem rudą w policzek, aż wtuliła się bardziej. Gdy na bransoletce otrzymałem alarm, że implant był pełny energii, odłączyłem się od urządzenia. Przed podróżą musiałem odwiedzić lekarza. Potrzebowałem specjalnej książeczki, którą będę mógł pokazać władzom lotniska przy wykrywaczach metali. Akurat był jeszcze dzień, więc nie musiałem ubierać kurtki. Pep poszła tam ze mną. Beze mnie się nigdzie nie ruszy. Zresztą, chyba wolała uniknąć pana histeryka.
Gdy wszedłem do gabinetu, trochę się zdziwił tak szybką wizytą.

Dr Yinsen: Witaj, Tony. Co cię tu do mnie sprowadza? Wizytę kontrolną masz dopiero za miesiąc
Tony: Wiem, ale jutro lecimy na wakacje i chciałbym być pewny...
Pepper: Ekhm...
Tony: Raczej Pepper chce być pewna, że nic mi nie będzie
Dr Yinsen: No dobrze... Poczekaj na niego, a ja go zbadam, dobrze?
Tony: Pep, to zajmie chwilkę
Pepper: Tylko niech pan nie robi żadnych kawałów, bo ukatrupię
Dr Yinsen: Heh! W porządku
Pepper: Będę blisko

Teraz i ona mnie cmoknęła w policzek. Mrugnąłem do niej z lekkim uśmiechem, by niczego się nie bała. Przecież nie zostawi mnie w szpitalu. Po wyjściu Pep z gabinetu, zostałem sam z doktorkiem.

Dr Yinsen: Widzę, że cię nie potrafi zostawić. Haha! Bardzo cię lubi
Tony: Kocha mnie. Nie da się tego ukryć
Dr Yinsen: Ty się tak nie śmiej, bo nigdy tego nie skończymy
Tony: Przepraszam
Dr Yinsen: Nie mów przez chwilę

Zrobił mi podstawowe badania, zaczynając od badania stetoskopem. Sprawdził też ciśnienie, działanie implantu oraz same bicie serca. Kiedy było już po wszystkim, wypisał książeczkę.

Dr Yinsen: Proszę. Tu masz wszystko, co ci potrzeba. Gdybyś miał przejść na lotnisku przez kontrolę, pokaż to. Chyba wiesz, że będziesz daleko, więc zapisałem też, jak lekarze mają ci pomóc, gdyby coś się stało
Tony: Dziękuję za wszystko
Dr Yinsen: Uważajcie na siebie i pilnuj implantu
Tony: Będę na pewno uważał... A jak wyniki?
Dr Yinsen: W miarę dobre
Tony: W miarę?
Dr Yinsen: Jesteś Iron Manem. Czego byś się spodziewał?
Tony: Na pewno nie cudów
Dr Yinsen: Dobra, dobra. Już tak się nie ciesz i wracaj do swojej dziewczyny
Tony: Dobrze

Pożegnałem się i wziąłem książeczkę ze sobą. W zbrojowni miałem przenośną ładowarkę, więc nie było problemu z implantem. Jednak miałem wrażenie, że nie powiedział całej prawdy.

**Pepper**

Cieszyłam się, widząc uśmiech Tony'ego na twarzy. Nie pytałam o nic i rozeszliśmy się do swoich domów. Od razu przywitałam się z tatą, biegnąc szybko do pokoju. Musiałam spakować swoje rzeczy. Zaczęłam od ubrań, elektronicznych zabawek, ręczników i wszystko, co byłoby przydatne w podróż. Prawie miałam wszystko, lecz nie mogłem znaleźć paszportu.

Virgil: Jak zwykle jesteś zabiegana
Pepper: No jutro mam samolot. O szóstej! Tato, gdzie jest ten porąbany dokument?!
Virgil: Spokojnie, córciu
Pepper: Ja go muszę znaleźć! Bez tego mnie nie wpuszczą! On gdzieś musi być!
Virgil: Pepper...
Pepper: Pomożesz mi?
Virgil: Leży na biurku

Zaśmiał się, a ja zrobiłam facepalma. Jak mogłam nie zauważyć? Teraz wstydziłam się za to, że krzyczałam. Miałam paszport pod nosem.

Virgil: Nie stresuj się tak. Niczego nie zapomnisz. Będzie dobrze
Pepper: Dzięki, tatku. Zawsze mogę na ciebie liczyć

Wtuliłam się do niego, żegnając. Już rano się nie zobaczymy. Walizki postawiłam przy szafie, by później je znieść na dół. Teraz potrzebowałam się odprężyć, a najlepszym sposobem była kąpiel. Wzięłam piżamę, zamykając drzwi od łazienki. Nalałam sobie wody, wlewając do niej płyn do kąpieli. Zdjęłam ubrania i zanurzyłam się, aż po czubek nosa. Uwielbiałam tak leżeć, rozkoszując się ciszą i spokojem.

Virgil: CÓRUŚ, KTOŚ DO CIEBIE DZWONI

No jasne. Coś musiało zburzyć tę ciszę.

Pepper: KTO?!
Virgil: HEHE! TONUŚ
Pepper: TATO, NIE ODBIERAJ
Virgil: JAK KOCHA, TO POCZEKA
Pepper: EJ!
Virgil: MYJ SIĘ, A JA CI WYŁĄCZĘ TELEFON
Pepper: NIE!

Gwałtownie wstałam z wanny, aż się poślizgnęłam, łykając wodę. Musiałam też wypluć pianę.

Virgil: ŻARTOWAŁEM. TYLKO GO ROZŁĄCZYŁEM
Pepper: TATO!

Wstałam i wytarłam się ręcznikiem. Od razu przebrałam się w piżamę, biegnąc po komórkę. Tata podał mi go, ale nadal nie potrafił przestać się głupio śmiać. Chciałam mu przywalić, lecz się powstrzymałam. Wybrałam numer do Tony'ego. Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci...

Tony: Cześć, Pep. Co tam?
Pepper: Wszystko gra?
Tony: Właśnie spakowałem ostatnie rzeczy. A co? Przeszkadzam ci w czymś?
Pepper: Muszę się uspokoić, bo nie uwierzysz, ale nie mogłam znaleźć paszportu
Tony: Nic dziwnego, skoro jesteś nieźle zabiegana
Pepper: Mój ojciec powiedział to samo
Tony: I chyba się z tym zgodzisz?
Pepper: Tak. A ty? Zero chaosu?
Tony: Rhodey panikował
Pepper: Hahaha! Mam nadzieję, że nie leci z nami
Tony: Nie, bo ktoś musi pilnować, co się dzieje w mieście... Pep, przepraszam, jeśli dzwoniłem nie w porę
Pepper: Teraz się, aż tak nie gniewam. Pamiętaj, żeby wstać na szóstą. Nie zaśpij, Tony. Lepiej idź spać. Zero siedzenia w zbrojowni
Tony: Jedna osoba, a nawet i dwie już mi mówiły... Spokojnie. Będę na czas
Pepper: Jak się ogólnie czujesz?
Tony: Świetnie. Pogadamy jutro, papryczko
Pepper Ej!
Tony: Ciao!

---**---

Witajcie z powrotem. Tym razem zwolnimy i jedna notka dziennie, bo obecnie jestem bardzo zajęta nauką do matury, co idzie w różnym stopniu. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Komentarze miłe widziane ;)
© Mrs Black | WS X X X