AKT III: Szpieg

9 | Skomentuj

Godzinę później implant był w pełni naładowany. Tony nadal myślał, że Obadiah mógł wysadzić samolot i doprowadził do wypadku. Pamiętał, że miał pochwalić się ojcu swoim wynalazkiem i wpadł na pomysł, by go wykorzystać w tej sytuacji. Otworzył komorę ze zbroją i zastanowił się.

Tony: Chyba, tylko w ten sposób zdołam się dowiedzieć prawdy

Podszedł do komory i nałożył na siebie pancerz. Gdy był w tunelu, poobijał się po rurach i ścianach, a na ulicy również latał, stykając się ze wszystkim.

Tony: Whoa! Dobra. Powoli zaczynam rozumieć... chyba, jak to działa. Włącz systemy szpiegowskie i kamuflaż.

Wzbił się wysoko w powietrze bez obijania się niepotrzebnie o budynki. Zdołał sterować zbroją i stał się niewidzialny. Dość szybko znalazł się naprzeciw budynku Stark International.

Tony: Stane
Stane: Zajmijcie się sejfem Starka. Wszystkie wynalazki zbadajcie w laboratorium. Może coś da się z nich sprzedać?
O'Brien: Zrozumiano. Zajmiemy się tym. Spotkanie aktualne?
Stane: Tak

Tony nie dowierzał, co łysielec mówił. Był wściekły z dwóch powodów, a nawet i z trzech. Że Stane przekształca wynalazki ojca w broń, był podejrzany w sprawie wypadku, a do tego na palcu miał pierścień Howarda. Postanowił dalej go śledzić niezauważalnie.
Kiedy Stane wyszedł z budynku, wsiadł do limuzyny. Wiedział, że jedzie na spotkanie. Nie wiedział z kim. Wszystko stało się jasne, gdy za nim dotarł na poligon doświadczalny.

Tony: O nie! Nie! Co oni zrobili?! Przecież to glebożery! Jak on mógł?!
Stane: Zapewniam, że jeszcze dziś przetestujemy kolejną broń
Generał: A jego syn się zgadza, by coś robić z wynalazkami Howarda?
Stane: Nie ma skończonych 18 lat, więc też nie ma nic do gadania

Tony miał chęć strzału do niego z broni, czyli repulsorów, ale zawahał się. Gdy pomyślał o ojcu, zmienił swoje zamiary i próbował się uspokoić. Nagle zadzwonił do niego Rhodey.

Rhodey: Tony, gdzie ty jesteś?
Tony: Mówiłem ci. Muszę się czymś zająć
Rhodey: Czym?
Tony: Zadzwonię później
Rhodey: Powiedz mi tylko, gdzie cię wcięło?
Tony: Eee... no jestem, jak to powiedzieć... na poligonie

Podrapał się w głowę i powiedział pół żartem pół serio.

Rhodey: Słucham?! Co ty tam robisz ?!
Tony: Obserwuję
Rhodey: Nie masz nic innego do roboty? Zaraz mama przyjedzie z pracy i zacznie mnie przepytywać!
Tony: Nie panikuj. Zaraz będę, tylko muszę...

Tak się zagadał, że nie zauważył wystrzału lasera.

Tony: Au! Jak oni mnie zauważyli?
Rhodey: Co się dzieje?
Tony: Nic. Już wracam

Uznał, że dokończy "obserwację" później, gdy "przesłuchanie" Roberty dobiegnie końca. Wrócił do laboratorium, gdzie odłożył zbroję. Rhodey tam na niego czekał.

Rhodey: Zabrałeś ją?

Tony: Tak. Musiałem coś zrobić. Szpiegowałem Stane'a. Coś czuję, że to on wysadził samolot. Ma pierścień mojego ojca, a do tego wszystkiego, przerabia jego wynalazki w broń i sprzedaje wojsku!

Zrzucił narzędzia z blatu i mocno się wkurzył.

Rhodey: Stane nie zrobiłby tego
Tony: A kto mógł to być inny?!
Rhodey: Ochłoń trochę, bo naprawdę zaraz coś zrobisz głupiego

Chłopak odrobinę był spokojniejszy tak z pozoru, bo wewnątrz niego gotowała się nienawiść.

Tony: Rozumiesz, że mój ojciec zginął? Jego praca została zniszczona, a ja "nie mam nic do gadania"!
Rhodey: Tak powiedział?
Tony: Chcę wiedzieć, czy to jego wina. Znajdę jakieś dokumenty. No cokolwiek. Byle dowieść, kto za tym stoi
Rhodey: Naprawdę tak bardzo ci na tym zależy?
Tony: A co ty byś zrobił, gdyby twój ojciec zginął? Obudziłbyś się i byłbyś sam. Nie dręczyłaby cię myśl, że to się nie zdarzyło przez przypadek?! Ja muszę poznać prawdę!
Rhodey: Tony, wybacz, ale nie możesz ciągle rozdrapywać starych ran. Prawda też może boleć
Tony: To mam spokojnie patrzeć, jak Stane niszczy firmę?!
Rhodey: Ja tego tak nie powiedziałem
Tony: A co z Pepper? Chyba się nie pozabijaliście?

Próbował rozluźnić sytuację, która przez sprawę z firmą była nieprzyjemna. I udało mu się, bo Rhodey to, aż wybuchnął śmiechem.

Rhodey: No dorwała mnie i wylała całą wodę na mnie. Ona jest pokręcona
Tony: I tak ją lubię
Rhodey: Wow! Znasz ją jeden dzień i już masz o niej zdanie?
Tony: Nie jest taka zła. Jest zabawna
Rhodey: Zabawna? To wariatka. Oj! Ja chyba widzę, że coś zaiskrzyło

Przyjaciel zaśmiał się, widząc jego rumieńce na twarzy, gdy mówili o Pepper. Bawiło go to, że w jeden dzień, jedna osoba na niego tak wpłynęła pozytywnie. Jednak mimo wszystko nie chciał zostawić sprawy firmy.

Rhodey: No dobra, chodźmy na obiad. Mama będzie zła, jak się spóźnimy
Tony: Musi mieć wszystko, jak w zegarku. Nie za wcześnie i nie za późno

Obaj się zaśmiali i wyszli z laboratorium. Rhodey jako pierwszy dorwał się do zupy, zajadając z wielkim apetytem. Roberta lustrowała ich wzrokiem, zastanawiając się, czy czegoś nie naskrobali. Słyszała jedynie, że dyrektor kogoś miał w swoim gabinecie. O istnieniu Pepper znała jedynie z opowieści Rhodey'go, gdy ten przychodził czasem z limo pod okiem, bądź z poszarpaną bluzką.

Roberta: I jak tam pierwszy dzień w szkole, Tony?
Tony: Nie było, aż tak źle. Nawet poznałem kogoś
Rhodey: Ty tam już jej powiedz, kogo poznałeś

Zaśmiał się.

Roberta: Kto to taki?
Tony: Gaduła Pepper
Roberta: Chyba jeszcze nie raz o niej usłyszę

Teraz to kobieta się uśmiała. Podejrzewała, że nie mówią jej wszystkiego. Musiała zadać kolejne pytania.

Roberta: Pamiętaj, że ja się dowiem o wszystkim, jeśli coś naskrobaliście. Cieszę się, że oprócz Rhodey'go to teraz znasz kogoś jeszcze. A gdzie zniknąłeś przed lekcjami?

Tony: Ooł

Czuł, że wpadł w niezłe kłopoty. Rhodey stanął w jego obronie.

Rhodey: Zwolnili nas wcześniej
Roberta: Naprawdę? To ci dopiero. Rozmawiałam z dyrektorem i mi powiedział, ze nie byłeś na żadnej lekcji
Tony: Po raz drugi ooł
Roberta: Chcesz, żeby cię wylali?!

Teraz podniosła głos stanowczo i już jej spokój ducha ulotnił się. Tony nie chciał jej mówić prawdy. Ufał tylko swojemu przyjacielowi, ale chciał też później powiedzieć Robercie.

Tony: Przepraszam, ale ja... Eee... muszę już iść

Wstał od stołu i znowu pojawiło się kolejne pytanie prawniczki.

Roberta: Gdzie idziesz?
Tony: Przewietrzyć się

Tak naprawdę znowu założył zbroję i poleciał nad firmą, by zgrać całą dokumentację sprzed wypadku.

Tony: Muszę znać prawdę. Muszę to wiedzieć, bo inaczej nigdy nie zasnę spokojnie

W kilka minut uzyskał dostęp do plików, jakie potrzebował. Stał jeszcze, patrząc w kamuflażu na uśmiechniętego łysielca. Na biurku była teczka z projektem, podpisanym przez wojsko.
Było już późno wieczorem. Rhodey zadzwonił do niego.

Rhodey: Znowu robisz to samo? Szpiegujesz?
Tony: Tak. A nie powinieneś już spać?

Zaśmiał się, ale jego to nie bawiło.

Rhodey: Nie żartuj sobie. Wybiegłeś bez słowa. Wiesz, że już coś podejrzewa?
Tony: Spokojnie, Rhodey. Już nam te dokumenty. Uwierzysz, że wojsko podpisało z nim projekt?! Jak on może dalej niszczyć firmę?!
Rhodey: Dobra. Teraz to ty wrzuć na luz. Wracaj do domu, bo nie mogę cię wiecznie kryć. Wmówiłem jej, że poszedłeś do sklepu

Tony poczuł powód, by się śmiać. Nie wiedział, jakie wymówki mógł wymyślić Rhodey, żeby go kryć,a nie robił tego, bo nie miał nic do roboty. Chciał mu pomóc.

KONIEC AKTU III


--**---

Katari ma pewne problemy i rozpoczęła opo o Daredevilu ( taki projekcik), a poza tym problemy szkolne. Z racji tego, notek regularnie nie będzie. Jeśli coś się zmieni, zobaczycie post. A teraz, jak wam się podoba notka? Przypominam, że rozpoczęło się nowe opowiadanie :)
A na Diabełka zapraszam tu  http://dance-with-daredevil.blogspot.com/

AKT II: Szkoła

2 | Skomentuj

Mija pół roku od wypadku. Tony z trudem pogodził się z nową sytuacją, ale życie z Rhodey'm pod jednym dachem nie było niczym złym. Jednak Roberta była surowa, gdy ktoś nie chciał jej słuchać. Potrafiła być bardzo przekonywująca. Jego ojciec chciał, by chodził do szkoły i nauczył się tego, czego nie zdołał mu przekazać. Siedział z Rhodey'm w pokoju.

Tony: Czy ja naprawdę muszę chodzić do tej... no szkoły?
Rhodey: Nie marudź. Nie będzie tak źle. W końcu twój ojciec tego chciał, a poza tym poznasz nowych ludzi
Tony: Chyba nie mam wyboru. Roberta może nas pozwać za niechodzenie do szkoły

Oboje się zaśmiali, myśląc, co Roberta może im zrobić.

Rhodey: Będzie dobrze. Szkoła nie jest taka zła. Sam zobaczysz. To co, idziemy?
Tony: Chyba tak

Chłopak chwycił za plecak pełny książek i wyszedł z przyjacielem do miejsca, zwanego szkołą. Oprócz Rhodey'go nikogo nie znał. Mijał różnych uczniów i uczennice, jak sportowcy, modnisie, czy klasyczne kujony z książkami. Jednak jego uwagę przykuła rudowłosa dziewczyna z piegami, która dręczyła profesora.

Prof .Klein: Nie mogę ci podwyższyć oceny, bo ci brakuje pół punktu. Uważam, że trójka z fizyki jest dla ciebie wystarczająca
Pepper: Dlaczego trójka? Wie profesor, co mi zrobi mój tata za taką ocenę? Zabierze mi komórkę! Ja tego nie przeżyję! Nie mogę mieć wyższej? Przecież nie opuściłam ani jednej lekcji
Prof. Klein: To nie będzie fair w stosunku do innych uczniów. Zrozum, że nie mogę. Przykro mi, ale trzeba było się więcej pouczyć, niż siedzieć w necie
Pepper: Że jak?!

Dziewczyna się wkurzyła i wzięła od kogoś sok, który wylała na głowę nauczyciela.

Prof. Klein: Patricio, do dyrektora!

Była obrażona, ale nie przeszkadzało jej to, że wpadła na "odwiedziny" do dyrektora Nara. Cała szkoła śmiała się z jej wybryku. Jedynie Tony przyglądał się jej, jakby czegoś szukał. Wiedział, że nazywa się Patricia.

Tony: Znasz ją?
Rhodey: A kto o niej nie słyszał? No tak, twój pierwszy dzień w szkole. No to jest Patricia Potts. Najbardziej wygadana w szkole. Mówimy na nią Pepper i często pakuje się w kłopoty
Tony: Czyli dyrektor nie jest jej obcy?

Rhodey się zaśmiał.

Rhodey: Pogadaj, ile razy już poszła do niego na kawkę. Nawet żona z nim tyle czasu nie spędza. Dobra, koniec żartów. Ja mam historię, a ty nic. Pójdź na dach, zjedz lunch. albo pozwiedzaj Akademię.

Tony dalej myślał nad poznaną mu osobą. Chciał bliżej ją poznać, bo była odmieńcem w szkole. Uznał, że jeśli ma zacząć nowe znajomości, to właśnie z nią. Poszedł na dach Akademii, skąd był widok na firmę Stark International, a dalej Hummer Multinational. Zamknął oczy i znów wspomniał mu się wypadek. Wspomniał sobie o rozmowie na temat pierścieni.

Tony: Kto mi cię zabrał? Kto?

Zacisnął rękę w pięść i ujrzał przed sobą sylwetkę wspólnika Howarda. Był duchem.

Stane: I jak to jest, Tony? Nie udało wam się z ojcem mnie powstrzymać. Wszystko nad czym pracowałeś z tatą od teraz należy do firmy. Do mnie!

Uśmiechnął się złośliwym uśmieszkiem. Wydawało mu się,  że to kłamstwo, ale powoli zaczął układać sobie w całość, kto najbardziej zyskał na jego śmierci.

Pepper: Tony Stark. Wiem, kim jesteś, a ty już niestety o mnie usłyszałeś. Czasami można dostać szału w szkole. To jakieś więzienie! Tu nawet w stołówce żarcie ci psy nie zjedzą. Oj! Współczuję, że też tu musisz uczęszczać . Halo? Słyszysz mnie? Nie ignoruj mnie, bo będę mówić więcej!
Tony: Przepraszam, Patricio. No Pepper. Eee... ale się zamyśliłem
Pepper: A co ty taki nieśmiały? Nigdy nie gadałeś z dziewczyną? A właściwie masz dziewczynę? Jak długo?

Tony wtrącił się w jej długiej liście pytań, bo nie zdołał odpowiedzieć na pierwsze, a ruda zadała coraz to więcej.

Tony: Zawsze tyle mówisz?
Pepper: Jakiś problem? Taka natura, a jak ci to przeszkadza to spadaj!

Odezwała się nieco podirytowana zwróceniem uwagi na jej charakterystyczną cechę. Gadulstwo.

Tony: To po pierwsze: jestem tu nowy, a po drugie, to nie mam dziewczyny. Skąd wiesz, jak się nazywam?
Pepper: Mój tata  to agent FBI. Czasem sobie pożyczę jego komputer i co nieco się dowiem. To uczy więcej niż szkoła.
Tony: Pewnie tak
Pepper: Mogę coś wiedzieć, Tony?
Tony: Od kiedy jesteśmy na "ty" ?
Pepper: Nie przeginaj. No dobra. To mnie ciekawi taka jedna sprawa. Przez tydzień byłeś zaginiony. Jak ty przeżyłeś wypadek?
Tony: Szczęście

Chłopak uznał, że nowo poznana osoba nie może wiedzieć o wszystkim, dopóki w pełni jej nie pozna i nie uzna, że może zaufać.

Pepper: Szczęście? Nie, nie, nie. Nie kupuję tej bajeczki, bo gdyby tak było, nie dostałabym kary, a kiedyś mi uchodziło na sucho takie występki
Tony: Kochasz kłopoty
Pepper: Że co?!
Tony: Sama się o nie prosisz

Wniosek Tony'ego ją podirytował. Chwyciła go za bluzkę i pociągnęła do góry.

Pepper: Odwołaj to!
Tony: Zaprzeczasz?

Geniusz zaczął lubić rudą i chętnie męczył ją dalej, Chciał wiedzieć, jak bardzo się posunie, gdy wkurzy ją na maksa. Ich utarczki przerwał Rhodey.

Rhodey: Pepper, zostaw go!
Pepper: O! Jesteś! Robisz za niańkę pseudo geniusza? Urocze

Zaśmiała się i puściła chłopaka. Poczuł, że bardziej zabiło mu serce. Nie wiedział, czy to z wrażeń, czy z tego ścisku gaduły.

Tony: Możesz powtórzyć?
Pepper: Nie słyszałeś? Pseudo geniusz!

Ponownie się uśmiechnęła, ale dość chytrze, że Tony sam chciał ją dorwać. Rhodey go uprzedził.

Rhodey: No i to nasza ruda Pepper. Potrafi się pieklić, ale nie radzę jej bardziej drażnić
Pepper: Taa.... Akurat cię posłucha. Nie usłyszy, kłamie i nie myśli

Tony wycofał się, bo poczuł ból w klatce piersiowej. To nie był stres, tylko przypomnienie, by naładować implant. Z tego też powodu wyszedł ze szkoły i pojechał na teren fabryki obok domu Rhodes'ów.

Tony: No i gdzie ty jesteś?... A tutaj się schowałaś

Podpiął się do ładowania, a kiedy chciał pomyśleć nad ostatnim wspomnieniem, zadzwonił Rhodey. Nie był zadowolony z ucieczki.

Rhodey: Wagary w pierwszy dzień? Chcesz, żeby cię wyrzucili?!
Pepper: Hahaha!
Rhodey: Pepper, milcz! Tony, słyszysz?
Tony: Słyszę. Musiałem iść do laboratorium, Wiesz czemu?
Rhodey: Wybacz, ale wrócisz na lekcje?
Tony: Muszę się czymś zająć
Pepper: Hahaha! Mądrością to on nie grzeszy!
Rhodey: Ucisz się, bo ci przywalę, małpo
Pepper: Że jak?!
Tony: Ej, jesteście tam?

Rhodey rozłączył się i próbował uciszyć rudą.

Rhodey:  Zawsze tak robisz, jak ktoś z kimś gada?
Pepper: Ojej! Tylko żebyś się nie popłakał, Rhodey

Pepper dalej głupio się uśmiechała coś planując. Swoje zamiary wymierzyła centralnie w jego nos. Rhodey obronił się i chwycił za jej ręce.

Rhodey: Jak będę musiał, to cię przywiążę do tej rury
Pepper: Hahaha! Boję się! Ojej! Ojej! Zajmij się Starkiem, mamusiu

Chłopak wyjął z plecaka czarną taśmę i zakleił jej usta, by nie mogła nic mówić.

Rhodey: Co tam mówisz? Nic nie słyszę

Pepper przygniotła mu stopę, aż syknął z bólu.

Rhodey: Wariatka

Przez ten komentarz znowu oberwał, ale bardziej. Odkleiła sobie taśmę i zaczęła gonić Rhodey'go po szkole z... butelką pełnej wody.

Pepper: Nie uciekaj! Nie uciekaj! Dorwę cię!

Chłopak próbował skończyć z nią walkę, a ruda nie chciała końca.

KONIEC AKTU II

AKT I: Wypadek

2 | Skomentuj

Tony siedział w samolocie, rozmawiając o pierścieniach ze swoim ojcem. Próbował się zainteresować tym, co mu opowiadał.

Howard: Ależ, Tony. To możliwe, że ludzie mieli na wyciągnięcie ręki o wiele bardziej zaawansowaną technologię
Tony: Niemożliwe. To Chińczycy mogli budować samochody?

Chłopak zaczął się śmiać, bo coraz bardziej nie uwierzył, co chciał mu przekazać Howard.

Howard: Nie wiemy tego. Wiemy natomiast, tylko tyle, że to mogła być prawdziwa technologia
Tony: Jak wrócimy do domu, pokażę ci, co zbudowałem. Na pewno ci się spodoba

Nagle zadzwonił jego współpracownik. Obadiah Stane. Tony nie przepadał za nim przez obsesję na punkcie broni.

Howard: Przygotuj się do lądowania
Tony: Założę się, że dzwoni w sprawie glebożerów
Howard: Umowa stoi

Uśmiechnął się i nawiązał kontakt z łysielcem. Tony zamiast szykować się do lądowania, podszedł do zbroi, by sprawdzić, czy była w całości.

Tony: Będziesz ze mnie dumny, tato

Niespodziewanie oślepił go blask. Samolot rozpadł się. Słyszał hałas zepsutego silnika i dźwięk rozrywania się maszyny. Pole utworzone z rękawicy ocaliło go przed śmiercią. Chłopak chciał wrócić do domu, ale nie sam. Rozglądał się, szukając ojca.

Tony: Tato! Tato!

Krzyczał dławiącym głosem. Nie wiedział, jak to się stało, że nastąpiła eksplozja. Zauważył skrzynię z częściami zbroi. Była niedaleko. Udało mu się doczołgać ostatkami sił. Wyjął hełm.

Tony: Aktywacja kodu...Stark....02

<<Aktywacja zakończona. Uwaga. Wykryto rozległe uszkodzenia serca i klatki piersiowej. Leczenie w trakcie>>

Tony: Systemy nawigacyjne. Ach... Zabierzcie mnie... Zabierz mnie do Rhodey'go

Tony był wyczerpany. Wszystkie elementy pancerza połączyły się z hełmem, zabierając go do laboratorium. Minęła godzina. Był zdezorientowany i zamiast dolecieć do budynku, rozbił się niedaleko tego miejsca. Jego przyjaciel usłyszał twarde lądowanie. Chłopak próbował trzymać się przytomny. Z ciężkimi obrażeniami było to trudne.

Rhodey: Tony, co się stało? Tony!

Był przerażony, gdy została odsłonięta twarz. Nie wyglądała na poważnie zmasakrowaną, ale głowę miał rozbitą.

Tony: Rhodey...
Rhodey: Tony! Ty jesteś ranny!
Tony: Moje...serce
Rhodey: Trzymaj się. Nie pozwolę ci umrzeć

Chłopak opadł z sił i stracił przytomność. Rhodey pozbawił go zbroi, by zabrać do szpitala. Widząc pozostałe obrażenia był zmuszony powiadomić matkę o wypadku. Razem przekazali rannego pierwszemu napotkanemu lekarzowi. Bez pytania o szczegóły wzięli go na operację.

Roberta: Musimy skontaktować się z dr Yinsenem. Tylko on może go uratować
Rhodey: Skąd wiesz?
Roberta: Razem z Howardem pracowali nad czymś, co miało być ulepszoną wersją rozrusznika serca
Rhodey: Mamo, obyś się nie myliła

Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem, Tony otworzył oczy. Oślepia go na początku białe światło. Dalej był zdezorientowany. Nie wiedział, co się stało i gdzie jest. Rozglądał się po sali, a Rhodey trzymał go za rękę.

Rhodey: Tony, spokojnie. Wszystko będzie dobrze
Tony: Gdzie...mój tata?

Do sali weszła matka Rhodey'go.

Roberta: Tony, uspokój się

Ponownie nastąpiła cisza. Słyszał jeden dziwny dźwięk, dochodzący z jego klatki piersiowej. Dotknął tego ręką. To było okrągłe urządzenie, wydające bicie serca, migoczące łagodnie na niebiesko.

Tony: Co to jest?!
Rhodey: Musisz się uspokoić
Tony: Rhodey, co się stało?

Wciąż był zagubiony i krzyczał przez to, że nic nie rozumiał. Do sali wszedł lekarz. Ten sam, którego wezwała Roberta. Wpatrywał się swoimi okularami w mechanizm, myśląc.

Dr Yinsen: Widzę, że implant spełnia swoje zadanie
Tony: Co?!
Dr. Yinsen: Twoje serce jest uszkodzone i to, co masz na klatce piersiowej, pobudza je do pracy. Naprawdę to cud, że przeżyłeś
Tony: A co się dzieje z tatą? Gdzie on jest?!

Bardzo się zdenerwował, aż maszyna przy łóżku zaczęła piszczeć.

Dr. Yinsen: Musisz się uspokoić

Znowu zaczął nerwowo rozglądać się, szukając swego ojca. Wszyscy kazali mu się uspokoić. Chciał mieć informacje. Jakikolwiek szczegół, co stało się z Howardem. Miał nadzieję, że przeżył wypadek.

Tony: Gdzie on jest?! Rhodey!
Rhodey: Tony... Tak mi przykro, ale on...nie żyje
Tony: Co?!

Krzyknął, zaciskając pięści, a po policzkach spłynęło kilka łez. Nie potrafił strawić prawdy, ze już nigdy nie zobaczy ojca. Ledwo zniósł śmierć matki w młodości, a to był dla niego okrutny cios. Lekarz próbował go jakoś uspokoić, bo widział, że oprócz psychicznego bólu był też ten fizyczny. W dodatku, gdy pomyślał, że jego serce było uszkodzone nieodwracalnie, a utrzymuje je specjalna technologia, czuł utratę chęci do życia.
Kardiomonitor znowu hałasował. Przez chwilę skupił się na biciu serca. Biło tak słabo, że to małe światełko w klatce piersiowej dało mu nowe życie. Rhodey trzymał go za rękę, by się uspokoił.

Rhodey: Razem przez to przejdziemy. Wszystko się ułoży
Tony: Rhodey

Powoli zaczął się uspokajać. Wszystko wróciło do normy.

Dr Yinsen: Według opisy prawnego w dokumencie twojego ojca, państwo Rhodes to twoi opiekunowie w razie jego śmierci
Rhodey: Widzisz? Nie jest źle. Teraz będziesz musiał się użerać razem ze mną z moją mamą

Uśmiechnął się, a Roberta popatrzyła na niego groźnym spojrzeniem. Tony poczuł ulgę, że zamieszka z przyjacielem, bo znał jego rodzinę. Matkę- prawnik i ojca- pilota wojskowego.

Tony: Faktycznie. Nie jest źle

Zrodziła się w nim nadzieja na "lepsze jutro".

Dr  Yinsen: Będzie dobrze, Tony. Roberta odpowiednio się zajmie tobą
Tony: Kiedy mogę wyjść?
Dr Yinsen: Za pół roku
Tony: Za pół roku?

Lekarz przyznał, że żartował. Miał zostać na 2 miesiące w szpitalu, by mógł ustabilizować jego stan. Ciągle tęsknił za ojcem, ale z Rhodey'm nie czuł się tak osamotniony.


KONIEC AKTU I


----**----

Witajcie w nowym opowiadaniu, Jest ono nietypowe, gdyż pisane jako scenariusz, ale mimo to myślę, że taka forma będzie wam odpowiadać. Żeby tak nie popędzać, jedna notka dziennie wystarczy. Z początku będą kolory przy osobach, ale później znikną, bo na wstępie chciałam pokazać, jak to mniej więcej zaznaczam w zeszycie. Taka mała ciekawostka. No to, jak reakcja? :)

"Kim był? Kim pozostał? Ten Tony Stark"-wspomnienie o przyjacielu: Rhodey

1 | Skomentuj
"Czy było warto?
Czego ci brakowało?" ~ Rhodey

Jestem jedyną osobą, która jakoś znosi ból przez stratę bliskiej osoby, Przyjaciela i brata. Często byłeś mi wdzięczny za pomoc i samo uratowanie życia. Ciągle przypominałeś mi o feralnym dniu, zmieniającym twoje życie. Zawsze byłem pełny wiary, ale teraz zwątpiłem w nią. Nie potrafię pojąć logiki.

Dlaczego targnąłeś się na życie?
Dlaczego z nikim się nie pożegnałeś?

Znałem cię od najmłodszych lat i na pewno odczuwam pewną pustkę. Najbardziej cierpi Pepper. To ona przyjęła najgorszy cios ze wszystkich.

Byłeś dla mnie, jak brat. Zawsze ci pomagałem, choć często tego nie chciałeś. Męczyło cię moje matkowanie, ale robiłem to z troską o twoje zdrowie. Jako jedyny widziałem twój stan po wypadku.

Pamiętam nasze wspólnie misje, czy dogryzki w zbrojowni. Rzucaliśmy czym popadnie, bo chcieliśmy się bawić niczym dzieci.

Kiedy Pepper mi powiedziała o zgonie, nie potrafiłem uwierzyć, że sam jesteś sobie winien. Nie sądziłem, że szaleństwo sięgnie zenitu.

Wyrywając mechaniczne serce?

To akt samobójczy.

Bardziej spodziewałbym się śmiertelnej walki z kimś niebezpiecznym, a ty tak po prostu bez słowa pozbawiłeś się życia?

Uwierz, czy nie, ale przez to uważam cię za okropnego dupka. Bezmyślnego.

Podjąłeś wybór, kosztujący masę cierpień.

Szczerze przyznam, że jako facet nie chciałem uronić żadnej łzy. Jednak emocje zwyciężyły i w dniu, kiedy odszedłeś, a ja się dowiedziałem o tym, płakałem.

Płakałem, bo umarł mój przyjaciel i brat. Znałem cię bardziej, niż twoja własna żona, co obecnie ma stan wdowy, a psychika została poważnie naruszona.

Czy wiedziałaś, jakie będą skutki?
Pamiętasz może, kiedy powiedziałeś mi o sekrecie?

Do tej pory niczego nie żałuję. Nie żałuję, że cię poznałem. Dzięki tobie zrozumiałem, jak wielką ceną może być ryzykowanie życia w imię osoby, która jest całym twoim światem.

Dlaczego nas zostawiłeś?

Miałeś wszystko, czego chciałeś. Chyba nie doceniałeś prawdziwego piękna życia. Gdybyś je naprawdę docenił, nadal oddychałbyś tym samym powietrzem, co my.

Byłbyś świadkiem, jak Viki wchodzi w dorosłość ze swoim partnerem u boku.
Byłbyś dziadkiem jej dzieci.
Byłbyś szczęśliwy.

Nigdy ci nic nie brakowało.

Mylę się?

Pewnie tak. Zawsze chciałeś być zdrowy i nie mieć tej słabości w sobie, która jest bolesną przeszłością, ale i nadchodzącą nadzieją. Zgasła razem z tobą.

Miałeś wszystko i wszystkich. Brakuje mi cię. Teraz nie mam z kim pogadać o tych sprawach, jakimi się z tobą dzieliłem.

Spędziliśmy wspólnie dzieciństwo. Prawie całe życie byliśmy razem.

A teraz?
Co zostało po tobie, oprócz wyjątkowych wspomnień, jak pierwszy dzień w szkole, twój ślub, nasza ostatnia misja oraz urodziny Viki?

Zaufałeś mi na tyle, by dać swój ciężar na moje barki. Chciałem ci pomóc i być twoim oparciem do samego tchu.
Do ostatniego oddechu.
Uderzenia serca.

Duchem nadal będziesz z nami. Jeśli widzisz, co piszę, znaczy, że chcesz zrozumieć mój tok myślenia. Pragnę ci w ostatnich słowach przekazać jedną, ale i ostatnią rzecz.

Byliśmy rodziną.
Byłeś wariatem gotowym rzucić się w ogień.

I za to zostałeś nazwany Iron Manem.

Bądź dumny, co osiągnąłeś.

James Rhodes
Z wielkim żalem żegna Tony'ego Starka
Swojego przyjaciela i brata


---**--

Koniec. Teraz nowe opowiadanie.

"Kim był? Kim pozostał? Ten Tony Stark"- wspomnienie o ojcu: Viki

1 | Skomentuj
"Kto będzie mi pomagał i wspierał w dorosłości?
Dlaczego odszedłeś po moich urodzinach?
Co się stało?" ~ Viki

Nie mogę w to uwierzyć, że ciebie już nie ma na tym świecie.

Co ja bez ciebie zrobię?

Próbowałam ci pomóc wrócić do normalnego życia. Nikt nie chce mi powiedzieć, dlaczego wyrwałeś reaktor. Obawiam się, że nigdy nie zostanie udzielona odpowiedź. Jeśli wydaje ci się, że mam siłę, by znieść ból wraz z obowiązkami, mylisz się. To wielki trud dla zwykłego człowieka, jak ja.

Byłam z ciebie dumna, słuchając o twoich odważnych, choć często szalonych czynach. Z chorym sercem zdołałeś nie raz pokazać, że Iron Man nigdy się nie poddaje. Walczy do samego końca.
Byłeś dla mnie wzorem. Autorytetem.

A teraz?

Pozostaniesz jedynie wspomnieniem. Z pomocą mamy staram się rozporządzać firmą.

Jak osoba, która była pełni życia, radując się ze mną w tak ważnym dla mnie wydarzeniu, pomyślała o tej błędnej myśli?

Samobójstwie. To odruch niezwykły u takich ludzi, którzy mają wszystko, czego chcą.

Czy to przeze mnie pozbawiłeś się życia?
Byłam dla ciebie ciężarem?

Nic nie wskazywało, że tej samej nocy zacznie się walka na krawędzi. Między życiem a śmiercią. Nie myślałam, że tak szybko ciebie stracę. Pochowaliśmy cię kilka dni temu, a ja nadal nie potrafię się otrząsnąć, jak mama.

Może gdybym została na noc, nie doszłoby do tej tragedii?

To prawda. Żałuję, do czego doszło. Najgorsza myśl zawsze jest taka.

Mogło być inaczej.

Zgodnie z tą zasadą rodzą się przypadki nagłych zmian w życiu. Wiem, że cię straciłam i już nie odzyskam, ale muszę wyrzucić te myśli z siebie. Na szczęście nie jest ze mną źle. W przeciwieństwie do mamy, nie muszę brać żadnych leków na uspokojenie.

Staram się stanąć na nogi po tym dniu, gdy odważyłeś się zatrzymać bicie serca. Wszyscy cierpią, bo ty musiałeś nas zostawić. Kochałam cię, jak ojca i bliską mi osobą. Taką bratnią duszę. Po tobie odziedziczyłam mądrość oraz smykałkę wynalazcy. Raz już ocaliłam ci życie, ale niestety śmierć była nieuchronna. Miałeś rodzinę i wspaniałego przyjaciela.

Czy było warto się poświęcić?
W imię czego?

Niczego. To było samolubne zagranie. Nie przypuszczałam, że zalążki Narcyza kiełkowały w tobie, bo zwykle skrywałeś się w cieniu swej pracowni. Zastanawia mnie wiele rzeczy. Na większość z nich nie uzyskam odpowiedzi.

Przez kogo?

Przez ciebie. Zabrałeś mi część marzeń.

Nie wiedziałeś?

To teraz wiesz. Planowałam wypad rodzinny w góry na kilka dni, czy zwykły maraton filmowy naszych ulubionych gatunków. Mama na pewno wybrałaby romansidło, a ty zapewne ze mną coś pod science fiction. Jakoś doszlibyśmy do porozumienia.

Zniszczyłeś to. Mieliśmy być szczęśliwą rodziną. Teraz jedynie zostaliśmy obrazem rozpaczy. Chodzimy w czarnych ubraniach i każdego dnia wylewamy łzy wraz z żalem. Nie jestem w stanie policzyć, jak często przychodzę na cmentarz.

Nie wiem, czy wiesz, ale mówię do ciebie. Mówię, żeby zapełnić pustkę.
Tato, nie miałeś źle na świecie, a technologia rozwija się i to mógłby być klucz do twojego wyzdrowienia.

Chciałeś tego, prawda?
Czuć ciepło, bijące od serca, a czynności baterii zakończyć raz na zawsze?

Próbuję żyć, ale czuję ten ból.

Rozumiesz, przez co musimy przechodzić?

Ludzki umysł nie jest w stanie wyobrazić sobie tego stanu, który nas ogarnia wewnątrz. Ja, Victoria Stark zawsze będę cię pamiętać jako ojca, który nie był idealny, ale życie posiada wady. Czasem potrzeba czasu, żeby je odkryć.

Żegnam się z tobą. Niech ci będzie dobrze tam, gdzie teraz jesteś.
W niebie.

Victoria Stark
Z wielkim żalem żegna Tony'ego Starka
Swojego ojca

" Kim był? Kim pozostał? Ten Tony Stark"- wspomnienie o mężu : Pepper

3 | Skomentuj
Z dedykacją dla Selene Stark. Mojej gwiazdki, obrończyni i chodzącej optymistki, wierzącej w nadludzką siłę. By nigdy się nie poddawać

"Byłeś taki szczęśliwy na urodzinach Viki, a teraz cię tu nie ma"~ Pepper


Niedawno siedzieliśmy wspólnie przy stole, świętując urodziny Viki. Tylko ja znam treść wiadomości, jaką mi pozostawiłeś. Próbuję jakoś żyć z pustką w sercu, ale nie daję rady. Płaczę każdej nocy, przypominając sobie ten samobójczy akt śmierci. Teraz jedynie patrzę na puste miejsce w łóżku, gdzie zwykle spałeś ze mną, a blask twojego reaktora był twoim życiem. Pamiętam każdy moment spędzony z tobą.

Czy żałuję, że cię poznałam?

Nigdy w życiu. Kochałam cię za to, że byłeś ze mną. Że byłeś moim obrońcą, ryzykującym tak wiele, by zapewnić bezpieczeństwo. Pamiętam ten ślub w dawnej zbrojowni. To było niezapomniane przeżycie. Stałam się wdową. Trochę zbyt wcześnie, ale chciałam z tobą jeszcze spędzić kolejne lata. Razem.
Godzina 3:30, to wtedy moje serce zwalnia. Tak jest każdego dnia przez określony czas twojego odejścia. Wystarczy, że poznałam wyrok, jaki został ci skazany z góry.

Gdzie tu sprawiedliwość?

Straciłeś w młodości wszystko, lecz pewnego dnia odważyłeś się powiedzieć TAK przy "ołtarzu". Odważyłeś się zawiązać ze mną przyszłość i spłodzić nową potomkinię Starków. Żyję z myślą, że całe to koło przestałoby się toczyć, gdybyśmy nie wpadli na siebie wtedy na dachu Akademii.

Jak cię traktowałam?

Zwyczajnie. Bez jakiejś tam ekscytacji, że poznaję bogatego dzieciaka, który mądrością przewyższał swoich nauczycieli. Dałeś mi tak wiele, a ja próbowałam się jakoś odwdzięczyć. A teraz siedzę na łóżku w nocy przy świetle Księżyca, płacząc. Wszystko mogło być inaczej.

Mogłam odrzucić zaręczyny.
Nie zrobiłam tego.
Mogłeś przestać mnie chronić.
Nie przestałeś.

Czy pomyślałeś, jak to zniesie twoja córka?

Dowiedziałeś się, że ma chłopaka. Możliwy byłby podobny los, jaki spotkał nas. Pierwsze zauroczenie, a później poznanie się bliżej, aż sekret nie byłby sekretem. Ja, Patricia Stark cierpię z trudem, znosząc ból zadany przez twoją stratę. Mój mężu, ojcu mojej córki i dawny bohaterze, zwany Iron Manem.

Ty zmieniałeś świat, więc dlaczego go opuściłeś? Przez ból?

Chyba nigdy tego nie zrozumiem, Rzadko chodzę do warsztatu. Jedynie tam pozostała zbroja Violet. Wszystko zostało sprzątnięte.

Nie wiem, jak mam żyć dalej?
A może na odwrót?
Czy chcę żyć?

Nigdy nie zdradziłam cię z kimś innym. Starałam się być szczera.

I co z tego wyszło?

Miłość ponad wszystkie granice. Zniosłam zbyt wiele, by spotkać się z tobą na "tamtym" świecie. Długo myślałam nad tym, jak nazwać twoje zachowanie.

Psychopatyczne?
Zdradzieckie?
Mordercze?

Nie, nie. Żaden z nich. Egoistyczne. Myślałeś jedynie o swoim cierpieniu, nie patrząc na skutki tej decyzji.

Odebrałeś sobie życie, bo nie chciałeś męczyć się z bólem?
A może chciałeś znowu poeksperymentować?

Niestety tym razem wyszła PORAŻKA.

Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czym jest prawdziwy ból?

To taki, gdy cierpią wszyscy wokół. Zostanę dla Viki. Będę żyć dla niej.

Czy będę ci w stanie wybaczyć taką zdradę?

Jeśli tak, to będzie długi proces.
Jeśli nie, spoczywaj w pokoju i przestań mnie męczyć, włączając wspomnienia w mej głowie.

Straciłam ciebie, tracąc poczucie istnienia oraz sensu życia. Czasem wydaje mi się, że to jakiś koszmar. Ciągnący się horror bez możliwości zatrzymania.

Czy kiedyś otrząsnę się z tak wielkiego ciosu w serce?

Spróbuję, ale dawna Pepper umarła z Tony'm Starkiem. Odeszli razem w otchłań.

W pustkę.
Nicość.

Patricia Stark
 Z wielkim żalem żegna Tony'ego Starka
Swojego męża

Co by było, gdyby Tony i Pepper Stark umarli razem? ( alternative ending "Koniec czasu")

1 | Skomentuj
----** Specjalnie dla czytelniczki Pepper**----


-Nie przeżyję wcześniejszej straty- prawie wymknęły się łzy z oczu

- A jednak będziesz musiała- pomyślał, przytulając ją i całując

Wziął ze sobą przybornik, schodząc do warsztatu. Szukał zapasowej morfiny. Ból był zbyt odczuwalny. Ciągle się nasilał, a zabijacza bólu nigdzie nie było. Ostatnią strzykawkę zużył na urodzinach.

-To twoja wina. Mogę stracić życie... Mogę, jeśli mam... nie czuć... tego piekła- stuknął palcem w reaktor

Zdecydował się na zabójczy ruch. Chwycił za specjalne urządzenie, które przymocował do mechanizmu. Dzięki niemu wyjął "serce" z piersi.
Pepper nie potrafiła czekać spokojnie na powrót męża. Wiedziała, że poszedł tam na godzinę, by naładować reaktor. Postanowiła być tam z nim, bo coś jej mówiło, że stanie się coś złego.
Nagle usłyszała donośny i to dość głośny krzyk Tony'ego. Natychmiast wzięła swoją broń, bo jako agentka SHIELD posiadała zezwolenie. Gdy pojawiła się na miejscu, drzwi były zablokowane. Jedynym wejściem było małe okienko. Z łatwością się przez nie przecisnęła. Wyjęła pistolet, szukając sprawcy. Nikogo tam nie było za wyjątkiem męża, który czuł się słabo. Opadał z sił.

-Tony! Nie!- krzyknęła rozpaczliwie, podbiegając do niego

-Musiałem to zrobić. Ach! Musiałem- serce biło gwałtownie, stopniowo zwalniając

-Tony, dlaczego?- spytała, wycierając łzy, a broń schowała do kieszeni

-Pepper... ja dłużej tego nie zniosę. Nie... chcę żyć. Nie chcę- krzywił się z bólu, który go rozrywał od środka

Już chciała włożyć mu z powrotem reaktor na miejsce, ale on od razu bronił się, by tego nie robiła

-To nie powód,  by targnąć się na swoje życie. Pamiętaj, że jestem z tobą. Musisz żyć. My cię potrzebujemy. Proszę, zostań z nami!- błagała, krzycząc

-Reaktor... to zabójca. Zostaw go... i nie dobijaj mnie... gorzej- prosił z trudem oddychając, aż stracił przytomność

-Tony! Błagam! Nie rób mi tego!- próbowała go ocudzić, lecz on padł na podłogę

Sprawdziła, czy oddychał. Niestety, ale nie. Serce tak zwolniło, że natychmiast zatrzymało się. Zaczęła robić masaż serca.

-Nie możesz mi tu umrzeć! Słyszysz?! Nie umieraj!- chwyciła za przybornik, gdzie odnalazła adrenalinę, które po wbiciu w organ, znowu zaczęło pracować

Jej mąż gwałtownie się zbudził,  nabierając powietrza. Niestety, to było chwila, bo bez reaktora nie mogła nic zrobić, by poprawić sytuację. Sprawdziła puls. Brak oznak życia. Wiedziała, co to znaczy.

-Pamiętasz, co ci powiedziałam? Nie przeżyję tego, jak umrzesz! Nie przeżyję- chwyciła za broń, ładując magazynek, przygotowując się do strzału

Wycelowała w swoje serce jeden pocisk. To było dla niej za mało. Chciała poczuć ból, jak on. Wycelowała drugi raz, a trzeci był dla utraty życia.
Viki zbudziła się przerażona, czując, że stało się coś strasznego. Bała się swoich przeczuć. Próbowała dodzwonić się do mamy. Nie odbierała. Ojciec również nie dał sygnału. Wzięła kluczyki od samochodu i przyjechała do nich. Akurat po urodzinach chciała się spakować na wyjazd do Kairu, ale musiała to odłożyć na później.
Jechała najszybciej jak się da. Było po drugiej w nocy, ale ruch na drodze nadal był spory. Jakoś się tym nie przejmowała i szybko dojechała na miejsce. Jeden z przechodniów stał pod warsztatem, a na placu zjawiła się policja wraz z pogotowiem. Viki nie wiedziała, co ma o tym myśleć.

-Co się stało?- zapytała mężczyznę

-Nie mam pojęcia. Słyszałem jedynie strzały, to wezwałem tych, co trzeba i tyle- wyjaśnił

-Muszę tam iść- pobiegła, przepychając się przez funkcjonariuszy

Gdy zauważyła, że drzwi warsztatu zostały zniszczone, weszła tam zobaczyć, czy nie ma tam ojca. Leżał obok kałuży krwi, w której była mama Viki. Była przerażona. Lekarze jedynie coś zapisywali, a ich zabrali do worków na... zwłoki. Umarli.

-Nie wierzę! Jak to się stało?!- krzyczała, a łzy spłynęły po policzkach

-Najprawdopodobniej popełnili samobójstwo, lecz wszystko wykaże szczegółowo sekcja zwłok. Znałaś ich?- zasunął worki, odkładając długopis i dokumenty

-To moja rodzina. Moja mama i tata!- była roztrzęsiona, ale nie chciała leków na uspokojenie.


---**---

Już więcej z tym kombinować nie będę, ale sama chciałaś, żeby oboje zginęli. Czy tego chciałaś? Pozostały listy.

"Koniec czasu"- ostatni oddech

3 | Skomentuj


Tony miał ostatnie 5 lat do życia. Próbował dbać o siebie, nie zamartwiając żony. Często dzwonił do córki. Tęsknił. Tym razem miał ważny powód do rozmowy. Otworzył laptop i uruchomił kamerkę.

-Cześć, Viki. Co tam u ciebie? Dawno nie dzwoniłaś- uśmiechnął się, witając

-Ja nie dzwonię? Wybacz, ale czasem jestem zajęta. Szkoła i te sprawy- zauważył, że coś chciała ukryć, a wydawało mu się, że tylko on chował sekrety

-Co masz na myśli "te sprawy" ? Czy coś się stało? Viki, to do ciebie nie podobne, ale nieważne. Musimy się spotkać. Mam ci coś do przekazania w firmie

-Tato, wszystko w porządku? Mam się bać?- spytała zmartwiona

-Wszystko ci wyjaśnię, jak się zobaczymy. Pasuje ci dzisiaj?- obiecał, prosząc

-Zgoda. Jakiś tam czas znajdę- uśmiechnęła się, rozłączając połączenie wideo

Jej ojciec nie znosił patrzeć na zegarek i kalendarz. To sprawiało mu psychiczny ból, bo przypominało, jak niewiele zostało czasu.
Spotkał się z nią w Stark Solutions. Czekał przy biurku ze stertą papierów. Chciał to załatwić szybko i bez rozgłosu. Pojawiła się o czwartej po południu. Od razu wstał, przytulając swoją córkę. Dawno jej nie widział w pełni. Była dorosłą w pełni dojrzałą kobietą.

-Ależ ty urosłaś, Viki. Zupełnie cię nie poznaję- przyjrzał się uważnie kobiecie, która w głębi duszy dalej była córeczką tatusia

-Ja ciebie też, ale przyszłam, jak prosiłeś. To mogę wiedzieć, dlaczego nie mogłeś mi tego powiedzieć przez internet?- nalegała na wyjaśnienia

Podszedł do biurka po dokumenty związanymi z umową w sprawie zarządzania firmą. Nie wiedziała, czemu je otrzymała.

-Dlaczego?- odważyła się zapytać bez szczegółów

-Jesteś już w odpowiednim wieku, by otrzymać we władanie Stark Solutions- próbował wytłumaczyć swoje zachowanie

-Dlaczego akurat teraz?- była zdziwiona jego postawą

-Sama chciałaś, żebym się zmienił, dlatego prowadź tę firmę, dobrze?- wręczył jej też plakietkę identyfikacyjną

-Dziwne. Naprawdę rezygnujesz z pracy? Przecież miałeś ją jedynie ograniczyć- nadal nie rozumiała postępowania ojca

-O nic więcej nie pytaj. Od dzisiaj to Victoria Stark jest szefową Stark Solutions- zakomunikował bez wahania

Dziewczyna nie chciała już bardziej na niego naciskać. Pożegnał się z nią i wyszedł. Nie potrafiła uwierzyć, że posunął się do oddania firmy. Spojrzała przez okno, jak wracał do domu. Coś jej nie pasowało w zachowaniu ojca. Weszła w dane firmy i nie było nic o długach.

-Chyba musiał mieć inny powód. Tak nagle prosi o spotkanie i porzuca Stark Solutions. Coś mi tu nie gra- powiedziała, myśląc na głos

Kolejne foldery dotyczyły projektów. Wszystkie zostały ukończone i sprzedane. To bardziej spowodowało powiększenie zdumienia. Była w szoku, co zrobił.

-To do niego nie podobne

Tymczasem Tony był w warsztacie. Zastanawiał się, czy dobrze postąpił. Czy Viki da radę sprawować zarządzanie nad firmą? Czy musiał sprzedać wszystkie wynalazki? Jak długo uda się ukrywać sekret? Te i inne pytania zaprzątały jego głowę.
Natłok pytań przerwał Rhodey. Niespodziewanie przyszedł do niego z wizytą, ale bez munduru. Był dawno po pracy.

-Cześć, Rhodey. A ty nie na poligonie? Przecież miałeś testować nowego czołga- wspomniał mu przyjaciel

-Masz rację, ale na dziś mi wystarczy. Możemy pogadać?- zgodził się, pytając

-Gadamy- stwierdził

-Ale w innym miejscu- nalegał

-Wszystko gra?- Tony zdziwił się zachowaniem Rhodey'go

-Musimy pogadać. Na osobności i nie tutaj- odparł poważnym tonem, wskazując na niego palcem

Zdziwił się, co w niego wstąpiło, że tak nalegał na spotkanie. Obawiał się najgorzej opcji z możliwych. Że Rhodey ma kłopoty. Poszli do baru, gdzie zamówili po jednym piwie.

-No to jesteśmy. Powiesz mi, co się z tobą dzieje?- zaczął pytać Tony

-Chciałbym zapytać o to samo- popatrzył, lustrując go wzrokiem, co nie było zbyt przyjemne

-O co ci chodzi? Przecież się zmieniłem! Nie tego chciałeś, co?!- zdenerwował się podirytowany

-Uspokój się, Tony. Zmieniłeś się, ale za bardzo, jak na kogoś, kogo życiem była firma i tworzenie wynalazków dla ratowania ludzi- zauważył Rhodey

-Przejdź do sedna- poprosił

-Powiedz mi, dlaczego twoja córka dostała firmę? To prezent na urodziny?- był ciekawy odpowiedzi

Mężczyzna zamilknął, zastanawiając się, jak najlepiej ukryć prawdę. Jednak zdziwił go fakt, że Rhodey dość szybko dowiedział się o przekazaniu Stark Solutions w ręce Viki. Nieco zbladnął na samą myśl, że zaraz każdy będzie pytać o to samo. Jego bladą twarz zwykle widział przez zarwane noce, ale ta była o wiele bladsza, niż normalnie. Nie chciał mu mówić prawdy, ale wiedział jedno. Sam nie da rady dźwigać tego ciężaru, a Rhodey'go darzył największym zaufaniem.

- Kończy mi się czas- wydusił z siebie, aż zakręciło się mu w głowie

-Tony, o czym ty mówisz?- twarz nabrała zarazem zdziwienia, jak i przerażenia

-Chcesz wiedzieć? Umieram, rozumiesz? Umieram i nic nie mogę z tym zrobić- wyrzucił, kpiąc ze swego nieuchronnego losu

-Żartujesz chyba?- nadal nie dowierzał

-A wyglądam, jakbym żartował? Chciałeś prawdy, to masz- wstał i poszedł w stronę wyjścia, lecz zatoczył się przy drzwiach

Rhodey pomógł mu wstać, by wrócił do domu. Był słaby, a do tego wszystkiego zaczął podać deszcz. Martwił się o przyjaciela. Nie potrafił strawić informacji, że jego najbliższy mu kolega z szkolnych lat w końcu natrafi na tamten "inny" świat. Na złość włączyło się przypomnienie. Dość szybko trafił do warsztatu, gdzie podłączył reaktor do ładowania i położył się na kanapie.

-Pepper wie?- spytał, choć domyślał się jego odpowiedzi

-Nikt, oprócz ciebie i Victorii. Nie mogą poznać prawdy? Wiesz, jak się załamią? Nie będę je niepotrzebnie denerwować- zaciskał zęby przez ból

-Co się dzieje?- zauważył grymas na jego twarzy, ale wskazywał ręką jakąś półkę

-Podaj mi przybornik- poprosił, a on jedynie odnalazł poszukiwaną rzecz

Tony wyjął jedną strzykawkę, wbijając ją sobie w rękę. Powoli odczuwał, jak ból znika. Rhodey z trudem patrzył na samobójstwo przyjaciela.

-Morfina?- próbował zgadnąć, jaka substancja płynie w krwiobiegu

-To mi pomaga... znieść ból. To wszystko przeze mnie. Sam jestem sobie winien. Chcę umrzeć szybciej, ale muszę czekać te niecałe 5 lat- wyjaśnił, użalając się nad sobą

-Kiedy zamierzasz powiedzieć Pepper i Viki? Nie możesz ukrywać tego w nieskończoność- spytał, ostrzegając

-Nie mogę. Po prostu nie mogę, ale jestem ci wdzięczny za pomoc. Dzięki- zawahał się, lecz pamiętał, by podziękować za użyczenie pomocnej dłoni

-Dobrze ci radzę, Tony. Nie okłamuj jej. Bardziej zaboli to, że dowiedzą się za późno. Trzymaj się jakoś i dzwoń, gdybyś czegoś potrzebował. Tylko przemyśl na spokojnie, co ci powiedziałem- doradził, żegnając się z nim

Rhodey za jego niewiedzą poszedł porozmawiać z Pepper. Nie mógł wygadać się z tajemnicy, ale czuł się okropnie, by ją pozostawić bez informacji. Chciał naprowadzić na trop.

-Cześć, Pepper. Masz chwilkę?- przywitał się w drzwiach

-Rhodey? A to ci niespodzianka. Co ty tu robisz? Myślałem, że siedzisz na poligonie- uśmiechnęła się, goszcząc go w salonie

-Czemu wszyscy myślą o tym samym? No nieistotne. Chcę z tobą porozmawiać o...- nie zdążył dokończył i wtrąciła swoje słowa

-O Tony'm, czy może o czymś innym dla odmiany? Jesteśmy dorośli, a ty dalej to samo. Matkujesz, choć wiesz, że ja od tego jestem- przypomniała mu, a on jedynie podrapał się w głowę

-Bądź poważna, Pepper. Wiesz, że twoja córka przejęła firmę? Nie uważasz, że to dziwne?- zaczął rzucać pierwsze poszlaki

-Co w tym dziwnego? Viki sama chciała być kiedyś taka, jak Tony. Bardziej udała się do ojca. To trochę przykre- nie zauważyła powodu do obaw

Przyjaciel nie poddawał się. Dał inny trop.

-A co powiesz na sprzedaż wszystkich wynalazków?- spytał, mając nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy

-Skąd ty to wszystko wiesz? Powiedział ci o tym?- zdziwiła się na bogatą ilość informacji, a sama poczuła się głupio, bo nie znała własnego męża

-Zachowywał się dziwnie i niestety musiałem naruszyć jego prywatność. Tak, Pepper. Śledziłem go, ale z bardzo ważnego powodu. Zmienił się nie do poznania- wyjaśnił, trzymając sekret w umyśle

-Faktycznie, masz rację. Z tego, co pamiętam, miał jedynie ograniczyć pracę. I sprzedał wszystko, co stworzył? Rhodey, co się z nim dzieje?- zaczęła martwić się o Tony'ego, aż z oka wypłynęła jedna łza

-Pepper, nie bój się. To na pewno nic strasznego- skłamał z trudem

-Muszę z nim porozmawiać. Pewnie siedzi w warsztacie- pomyślała nad szczerą rozmową żony z mężem, a Rhodey poszedł z nią do przyjaciela, którego tam nie było

Na podłodze leżała zużyta strzykawka, a na kanapie była ładowarka. Pepper zauważyła małą kartkę przy niej. Wzięła do ręki, czytając na głos.

- Wyszedłem na chwilę, Nie martw się. Wrócę za kwadrans. Tony. Rhodey, gdzie on poszedł?-zastanawiała się, czy wiadomość nie miała ukrytej treści, a być może jedyna osoba, która może wiedzieć, był jego najbliższy przyjaciel

Gdy oni myśleli, gdzie znajduje się Tony, on przechodził w deszczu daleko od domu. Chciał przemyśleć samotnie słowa Rhodey'go. Bardziej zaboli to, że dowiedzą się za późno. Nie chciał dawać takiego ciężaru swojej rodzinie, Wystarczyło, że brzemię dźwigał z Rhodey'm. Był blady i ledwo chodził. Ludzie go mijali i żaden nie rozpoznał dawnego przedsiębiorcy Stark Solutions. Jedynie omijali szerokim łukiem. Szedł ciągle w deszczu, powoli słabnąc.
Pepper razem z Rhodey'm pojechali go szukać, gdy po minionym kwadransie nie odnalazł się w domu. Wzięła samochód, jadąc przez miasto.

-Po co on wyszedł? Na spacer w taką ulewę? Mam nadzieję, że wziął kurtkę- rozglądała się uważnie, szukając męża

-Nie wiem, ale znam Tony'ego na tyle dobrze, że na pewno o niej zapomniał- odparł, twierdząc niezbyt optymistycznie

-Rhodey, ty wiesz coś, czego ja nie wiem?- odważyła się w końcu sprawdzić swoje przeczucia

-Możemy pogadać o tym później? Znajdźmy Tony'ego i obiecuję, że wszystko ci powiem- pomyślał nad ujawnieniem tajemnicy

Tony nadal tracił siły na dalszy chód po ulicy. Ból zaczynał ponownie dokuczać, choć miał naładowany w pełni reaktor. Oparł się ręką o murek, próbując utrzymać się na nogach. Pepper go zauważyła i natychmiast przyspieszyła.
Gdy zaparkowała gdzieś na poboczu, wyszła z auta, biegnąc w stronę mężczyzny, który bezsilnie padł na chodnik.

-Tony!- krzyknęła, podbiegając do niego

-Pepper, bez paniki- poprosił Rhodey o opanowanie, choć ona nie miała zamiaru nikogo słuchać

-Jak ja mam być spokojna, skoro jest nieprzytomny?! Nie naładował się?!- zaczęła krzyczeć tak głośno, że musiał się odrobinę odsunąć

-Na pewno się ładował. Zabierzmy go stąd- sprawdził bransoletkę, która wskazywała na pełne ładowanie

-Jesteś mi winny wyjaśnień!- nalegała na logiczne wytłumaczenie

Zabrali Tony'ego i pojechali do domu. Rhodey znowu pomyślał o tym samym, co ostatnio. Samobójca.
Gdy dotarli na miejsce, Pepper chwyciła nieprzytomnego na ręce, zanosząc do salonu. Ostrożnie go położyła, przykrywając kocem. Przyjaciel próbował ją wspierać w tak trudnych chwilach.

-Nie wiem, dlaczego zemdlał, ale niech dojdzie do siebie. Chcę uniknąć szpitala za wszelką cenę- spojrzała na jego bladą twarz

-Powiem ci całą prawdę, bo nie chcę, żebyś później cierpiała. Prosiłem, żeby cię nie okłamywał. Ty musisz wiedzieć- zaczął rozwiązywać zagadkę

-Rhodey, co się stało? Czemu miałabym cierpieć?- wciąż czekała na odpowiedź

-On umiera- w końcu wydusił to z siebie

Pepper próbowała jakoś przełknąć to przez gardło. Najgorsza myśl była. że nie mógł się pomylić. Obiecał jej i powiedział całą prawdę. Wierzyła mu, lecz po prostu nie potrafiła w to uwierzyć. Posmutniała, aż cicho zaczęła płakać.

-Jak długo o tym wiesz?- spytała

-Dzisiaj się dowiedziałem. Pewnie przez "wyrok" oddał firmę i sprzedał wszystko, co stworzył. Pepper, nie możemy się załamywać. Musimy mu pomóc. Bądź silna- próbował ją wspierać, jak najbardziej się da

-Próbuję, ale... nie potrafię. Rhodey, ile mu czasu zostało?- ponownie spłynęły łzy po policzkach

-Czy naprawdę chcesz wiedzieć, ile pożyje? Nie będę ci mówić, bo to może zmienić się na lepsze...- w porę przerwał, by nie zniszczyć nadziei

-On naprawdę umiera. Powiedz mi, ile mu czasu zostało? Zniosę wszystko. Cały ten ból- nalegała rozpaczliwym tonem

-Powiedział, że 5 lat. To i tak się może zmienić. Przestań płakać. Viki o tym nie mów. Niech nie cierpi. Nie wiem, jak ona zniesie, skoro ty ledwo trzeźwo myślisz. Uspokój się i nie denerwuj. Za niedługo się obudzi. Porozmawiasz z nim, ale teraz wyśpij się- wyznał, lecz poprosił o dochowanie tajemnicy przed Viki

Pepper była zrozpaczona. Jak ona płakała, tak dalej na zewnątrz padał deszcz, aż zrobiło się ciemno. Próbowała ukryć swój strach. Nie udało się. Głos drżał wraz z jej rękami. Popatrzyła przez chwilę w okno. Chciała zająć myśli czymś innym. Pomyśleć o kolejnym dniu. To było zbyt trudne. Podeszła do męża i dotknęła jego czoła. Było ciepłe. Miał gorączkę. Zaczął coś majaczyć.

-Zostawcie ją... Zostawcie! Nie! Nie!- krzyczał, bo w głowie pojawił się obraz Whiplasha, porażającego żonę, a obok niej leżała Viki

-Tony, uspokój się. Nic się złego nie dzieje. Tony, jestem tu. Nikomu nie dzieje się krzywda- chwyciła za jego rękę i podała leki na zbicie temperatury

-Pepper- otworzył oczy, czując jej dotyk

-Jestem tu. Jestem- cmoknęła go w policzek, roniąc łzy równocześnie ze szczęścia i strachu

-Dobrze, że się obudził. Jednak muszę coś przynieść, co na pewno się przyda- pobiegł do warsztatu po przybornik, a leżał otwarty na stole roboczym

Szybko się z nim uporał i wrócił do nich. Tony zasnął. Położył przybornik na stole.

-Co z nim?- zapytał również zmartwiony

-Gorączka spadła. Musi odpocząć. Dlaczego to musi się dziać? Jutro są urodziny Viki. Mieliśmy je spędzić razem- uspokoiła go, choć sama odczuwała obawy przed kolejnym dniem

-I będziecie razem. Tony się wyliże do jutra. Jest silny. Zobaczysz, że będzie pełny energii- stwierdził, klepiąc krzepiąco po ramieniu

-Mam taką nadzieję. Chcę, żeby miała niezapomniane urodziny. Kończy 25 lat- przypomniała sobie, żeby przygotować tort, kupić prezent i zadbać o miłą atmosferę

-Nie martw się. Wszystko wypali pomyślnie. Gniewasz się na mnie, że ci powiedziałem prawdę? Sama przecież chciałaś- poprosił, ale zapytał się

- Rhodey, nie gniewam się. Jakoś dam radę. Muszę to zrobić dla Viki. Zero zmartwień. To trudne wyzwania, ale chyba warto spróbować- uśmiechnęła się na chwilkę

Rhodey musiał wrócić do domu, bo z rana czekały go nieuchronne testy na poligonie, ale o urodzinach małej Starkówny nie zapomniał. Chciał na nich być. Pepper wzięła poduszkę i koc, zasypiając na podłodze przy kanapie, gdzie leżał chory.
Następnego dnia nastał dość pogodny dzień, aczkolwiek z aurą nigdy nic nie wiadomo. Mężczyznę zbudziły promienie Słońca, przenikające przez okno. Otworzył oczy i zobaczył, leżącą rudą na ziemi. Powoli wstał, chwytając ją ostrożnie, by podnieść z ziemi. To zbudziło żonę. Ten dotyk męskich dłoni, próbujących przenieść ją w inne miejsce.

-Dzień dobry, skarbie. A co ty leżysz na podłodze? Łóżko stało się niewygodne?- uśmiechnął się, całując ją w czoło

-Tony, już wyzdrowiałeś?- zdziwiła się, choć musiała go porządnie uścisnąć, by odczuć istnienie umierającego męża

-A byłem chory? Nieważne. Wiesz, jaki jest dzisiaj dzień? Chyba upiekłaś tort?- dalej się uśmiechał, lecz odwzajemnił gest

-Dziś wezmę się za to. Naprawdę dobrze się czujesz?- wciąż pamiętała, co powiedział Rhodey

-Wyśmienicie. Zjem śniadanie i idę do warsztatu. Muszę zrobić dla niej coś wyjątkowego. Powinna pamiętać ten dzień- zdecydował

-Bo kończy ci się czas?- spytała, a on popatrzył z niedowierzaniem

Przez myśl przeszło mu gadulstwo przyjaciela, który obiecał nie mówić nikomu o swoim stanie zdrowia.

-Rhodey powiedział?- zapytał dla pewności

-Wiem o wszystkim. Wszystko mi powiedział, ale nie martw się. Będę z tobą do końca i jeśli będzie trzeba, odejdę z tobą- przyłożyła dłoń do reaktora, odczuwając miarowe bicie serca

-Musisz zostać z Viki. Może i jest już dorosła, ale potrzebuje matki, a poza tym, pomożesz jej w firmie- nalegał i wziął kromkę do ust

-Czy może to być jeden dzień bez zmartwień? Niech spędzi te urodziny, jak najlepiej. Dasz radę, czy czegoś potrzebujesz?-poprosiła, martwiąc się dalej stanem Tony'ego

-Spokojnie. Poradzę sobie bez problemu- uśmiechnął się, całując ją w usta i wyszedł do warsztatu

Tam zajął się prezentem dla córki z okazji 25 urodzin. Chciał, by to było coś wyjątkowego. Chwycił narzędzia i wziął się do roboty. Wiedział, że tym drobiazgiem zadowoli Viki. Spojrzał na komorę ze zbroją i miał pomysł dla swojej córki, że nie mogła potraktować niej obojętnie.
Po dwóch godzinach prezent był gotowy. Gdy odezwało się przypomnienie, pozostał kolejną godzinę w warsztacie. Chciał być pełen energii bez pokazywania swej słabości.
Tymczasem Pepper zdążyła upiec i udekorować tort. Również głowiła się nad prezentem, co przez zatroskane myśli nie było łatwo znaleźć pomysłu. Postanowiła zajrzeć do sklepu jubilerskiego. Od tego zaczęła poszukiwania.

-To musi mieć swoją wartość, ale i też jakiś sentyment. To musi być coś w jej guście. Może wisiorek? Hmm... jest myśl- zastanowiła się, przeglądając ozdoby za szklaną wystawą

Po sprawdzeniu różnych dodatków na szyję, czy też uszy, znalazła odpowiedni element. Zapłaciła, dziękując i wyszła. Biedna Viki siedziała od rana w firmie. Nic innego nie robiła, oprócz papierkowej roboty, którą miała po dziurki w nosie od pierwszego dnia zarządzania. Nie przypuszczała, że to będzie okropna męka z nudów oraz monotonności pracy. Wiedziała, jaki był dzień. Chciała, jak najszybciej pojechać do rodziców.

-Dużo jest tego jeszcze?- spytała, licząc na jakąś ulgę

-To transakcje międzynarodowe. Mają szczególną wartość i priorytet dla Stark Solutions- wyjaśniła asystentka

-Czy mogę to odłożyć na jutro? Proszę, to dla mnie ważny dzień i nie mam ochoty spędzić go za biurkiem- prawie krzyknęła

-Myślę, że skoro od teraz ty tu rządzisz, możesz zrobić sobie jeden dzień wolny- przypomniała, jakie miała stanowisko

-No i to mi pasuje- uśmiechnęła się, wybiegając uradowana z biura, które czasem nazywała więzieniem

Pojechała autem do domu rodziców. Nie usłyszała żadnych niepokojących hałasów. Zapukała i weszła do środka. Niespodziewanie zza jej pleców wyskoczyła mama, która natychmiast skryła prezent w torebce.

-Jesteś za wcześnie, nie sądzisz? Nawet nie zdążyłam zrobić dekoracji, a jeszcze trzeba...- przerwała jej, domyślając się, jak długa będzie wypowiedź o tym, co zrobiła, a czego jeszcze nie zdążyła

-Mamo, przesadzasz. A gdzie ojciec? Warsztat?- usiłowała zgadnąć

-Pewnie tak. Może zaparzę ci kawy? Trochę mamy ziąb na dworze- zaproponowała

-Z przyjemnością- weszła do salonu, gdzie nadal panował nieład przez pośpiech z przygotowaniem imprezy

-Wybacz,Viki. Nie zabrałam się za sprzątanie. Musiałam zająć się czymś innym- szybko zaczęła ogarniać bałagan

Nagle w salonie pojawił się Tony. Przywitał się z córką, całując ją w czoło i przytulając czule do siebie. Też był zaskoczony szybkim pojawieniem się Viki. Jednak na szczęście zdążył zrobić niespodziankę. Schował ją do szuflady w sypialni.
2 godziny później pojawił się Rhodey. Kobieta była trochę sfrustrowana przez to, że nie zrobiła wszystkiego, a każdy cisnął się w progi drzwi.

-A ty też przed czasem? Nie myśl, że szybciej sobie pojesz- uśmiechnęła się diabelnie, wskazując na niego palcem

-Niestety, ale nie mogę być później. Obowiązki wzywają. O! Cześć, Viki. Widzę, że niecierpliwa- zauważył dziewczynę, schowaną za plecami mamy

-Tak, tak. To się zgadza. Dobrze to ująłeś. Niecierpliwa. Dokładnie taka jestem i mnie rozwali, jeśli jakiś kretyn będzie mi wydzwaniał z firmy. Jelenia do papierków niech szukają gdzieś indziej, a dzisiaj mam wolne- zakomunikowała stanowczo

-Nie wystarczy wyłączyć telefon?- zasugerował Rhodey

-A można. Ups- kliknęła na przycisk i ekran zgasł

-No to zaczynamy wcześniej- zdecydowała niezbyt zachwycona, wyjmując tort z lodówki, a później dała każdemu po talerzu i łyżce

Na stole leżała też butelka wina, więc kieliszki również były potrzebne. Przyjaciele przypomnieli sobie, jaką zrobili akcję po tym trunku. Wróciły zabawne wspomnienia.

-Tym razem nie wychlej całej butelki- zwrócił uwagę na smakosza

-Zobaczymy. No to wznieśmy toast- wstali, chwytając za kieliszek

-Wznieśmy toast na Victorię Stark. Młody umysł przyszłości, który zdziała wiele dobrego dla ludzi w zbroi, czy bez. Niech jej sprzyja szczęście. Niech promienieje radością, by żaden smutek nie wkradł się do jej duszy. Żeby spełniała marzenia. Za Viki!- wygłosił Tony, stukając szkłem na znak toastu

-Za Viki!- zrobili to samo i wzięli łyk wina, delektując się smakiem

Viki jako jedyna pozostała przy stole, gdy oni poszli po prezenty dla niej. Położyli je pod stołem i zdmuchnęła świeczki, myśląc nad życzeniem. Życzyła sobie, by praca przestała być nużąca, a więcej czasu mogła spędzać w miłym gronie wraz z rodziną.

-Czas na prezenty. Mam nadzieję, że ci się spodoba- wzięła paczkę od ojca, rozpakowując papier

-Jej! Przecież to mini Violet. Nawet się świeci unibeam i hełm. Dziękuję- przytuliła go, aż wzruszyła się, roniąc małą łezkę z oka

-Może nie jestem taka twórcza, jak tata, ale też coś mam dla ciebie - podarowała jej wisiorek w kształcie serca z zdjęciem całej rodziny, a w nim była ona

-Dzięki. Jesteś kochana- również ją obdarowała tym samym gestem, lecz bardziej się wzruszyła

-No to został ode mnie. Nie wiedziałem, co ci kupić, więc dałem ci to- podarował Viki gaz pieprzowy, co byłby idealny dla obrony, niż prezentem na urodziny

-Na pewno się przyda, wujku. Dziękuję- uścisnęła ich wszystkich, dziękując ponownie

Tony chciał, żeby to był dzień bez zmartwień, więc wyszedł do łazienki. Nikt nie wiedział, co chciał zrobić. Był spokój. Z kieszeni wyjął morfinę i wstrzyknął ją dożylnie, by uśmierzyć swój ból. Spojrzał przez chwilę w lustro na twarz. Lekko zbladła , lecz powoli nabierała kolorów. Gdy poczuł się lepiej, wrócił do stołu, gdzie skosztował tortu.

-Mmm... Naprawdę pyszny. Lepszego nigdy nie jadłam, jak nie z twoich rąk- pochwalił żonę, uznając ją za najlepszego cukiernika

-Dziękuję. Starałam się, jak mogłam, ale wydaje mi się, że dałam za mało dżemu- lekko podrapała się w głowę

-A ja dziękuję za tak wspaniałe urodziny. Jesteście wspaniali. Kocham was, ale muszę wam coś powiedzieć ważnego. Wyjeżdżam do Kairu. Nie sama, bo z moim chłopakiem- podziękowała, przekazując im wieść

-Masz chłopaka? Czemu nic nie mówiłaś?- jako pierwsza swoje zdziwienie wyraziła Pepper

-Od dwóch miesięcy. Nie było okazji wam go przedstawić, ale ufam mu bezgranicznie. Nie bójcie się. Jeszcze do ślubu daleko- zaśmiała się, ale Tony nie bardzo potrafił wierzyć, że jego córka będzie bezpieczna z kimś, kogo jeszcze nie poznał

O północy cała impreza urodzinowa dobiegła końca. Pożegnali się z Viki i Rhodey'm, którzy pojechali do swoich prac. Ona musiała się zdrzemnąć przed kolejną papierkową, nudną robotą w Stark Solutions, zaś jej wujek przełożył testy na inny dzień przez niepełną trzeźwość. Małżonkowie położyli się spać.

-Dziękuję, Tony. A jednak, to był dzień bez zmartwień- przytuliła go czule, obejmując w pasie

-Masz rację. Udało się, ale Viki za nic w życiu nie może poznać... prawdy. Nie może- zaczął czuć ból, niesugerujący o przypomnieniu

-Poczekam na ciebie. Musisz dbać o swoje serce. Nie chcę cię stracić. Nie przeżyję wcześniejszej straty- prawie wymknęły się łzy z oczu

- A jednak będziesz musiała- pomyślał, przytulając ją i całując

Wziął ze sobą przybornik, schodząc do warsztatu. Szukał zapasowej morfiny. Ból był zbyt odczuwalny. Ciągle się nasilał, a zabijacza bólu nigdzie nie było. Ostatnią strzykawkę zużył na urodzinach.

-To twoja wina. Mogę stracić życie... Mogę, jeśli mam... nie czuć... tego piekła- stuknął palcem w reaktor

Zdecydował się na zabójczy ruch. Chwycił za specjalne urządzenie, które przymocował do mechanizmu. Dzięki niemu wyjął "serce" z piersi. Gdy już miał krzyknąć z bólu, zasłonił sobie usta. Czuł, jak słabnie. Opada z sił. Wziął jedynie kartkę i napisał dla Pepper kilka zdań, tłumaczących samobójstwo. Zdołał szkryfnąć trzy ważne zdania, aż osunął się na podłogę. Serce biło gwałtownie, stopniowo zwalniając.

-Musiałem to zrobić. Ach! Musiałem...- stracił przytomność

Pepper zauważyła, że po minionej godzinie, Tony dalej nie zjawił się w domu. Zmartwiła się i bez zastanowienia udała się do warsztatu. Było ciemno, ale zauważyła słabe światło reaktora, leżące kilka metrów dalej od męża.

-Tony! Nie!- krzyknęła rozpaczliwie, podbiegając do niego

Włożyła reaktor z powrotem do jego piersi. Nadal wyczuwała słaby puls. Sprawdził się najgorszy koszmar. On umierał. Niespodziewanie odzyskał przytomność, by oddychać ostatni raz.

-Tony, dlaczego to zrobiłeś?!- krzyknęła, błagając, a on jedynie wskazał palcem na kartkę

Przez ponowne włożenie reaktora poczuł się gorzej, że sam wyrwał go z klatki piersiowej. Rzucił nim tak mocno, że uran się wylał z urządzenia. Znowu stracił przytomność. Tym razem nie oddychał, a serce przestało bić. Zaczęła robić masaż serca, by ocalić Tony'ego. W międzyczasie przez słuchawkę bluetooth nawiązała kontakt z lekarką.

-Victorio, jesteś w szpitalu? Tony chciał popełnić samobójstwo! Jego serce przestało bić! Masaż serca nie pomaga! Co robić?!- krzyczała z przerażenia

-Tak, jestem tam, ale nie panikuj. Wstrzyknij adrenalinę, jeśli jeszcze jakaś pozostała- doradziła

Na szczęście w przyborniku znalazła poszukiwaną substancję, którą wbiła mu w klatkę piersiową, celując w umarły organ. Sprawdziła puls. Oddychał i na chwilę był ustabilizowany.

-Podziałało? To teraz weź go do szpitala. Będę czekać- poprosiła i miała nadzieję, że sytuacja uległa znacznej poprawie

Rozłączyła się i zabrała Tony'ego do szpitala. Miała nadzieję, że zobaczy go żywego po raz kolejny. Wzięła ze sobą kartkę i pęknięty reaktor. Gdy zjawiła się na miejscu, Victoria zabrała go na salę operacyjną. Dała jej reaktor. Wiedziała, że to był koniec. Kobieta odważyła się przeczytać kartkę pozostawioną przez męża samobójcę.

Nie chciałem cierpieć.
Musiałem to zrobić.
Przepraszam, Pepper

- I dlatego naraziłeś swoje życie? Przez ból?- próbowała zrozumieć jego zachowanie

Lekarka próbowała ocalić jego życie. Adrenalina przestała działać i ponownie organizm się zbuntował. Użyła defibrylatora, by wznowić działanie serca. Walka trwała ponad 3 godziny. Nie zamierzała się poddać. Walczyła dalej.

-No dalej, Tony. Walcz! Nie poddawaj się!- używała kolejnych wyładowań, co nadal były z zerowym rezultatem

Podała kardiofrynę. Nie zadziałała. Pulsu brak. Zero reakcji. W końcu musiała zaprzestać swoich działań. Była zmuszona przez przyjaciela.

-To już nic nie da. Musisz jej to powiedzieć- zabrał urządzenie z jej rąk

-Nie wiem, jak to przeżyje. Nawet nie wiem, dlaczego się zabił?- zmartwiła się

-Myślę, że winą był reaktor. Uran mógł działać negatywnie na organizm, gdy był w nim przez długi czas- pomyślał przyjaciel

-Musi znać prawdę. Zabierzcie go do sali pooperacyjnej. Pozwólmy jej się z nim pożegnać- poprosiła chirurgów i wyszła porozmawiać z Pepper

Natychmiast wstała po otworzeniu drzwi od bloku. Czekała, aż powie, co trzeba. Chciała wiedzieć, co z Tony'm? Bała się.

-Pepper, robiliśmy wszystko, by go ocalić, ale przez brak czystego reaktora nie zdołaliśmy przywrócić mu życia. Przykro mi- z trudem przekazała wiadomość

Ona nic nie powiedziała. Poszła zobaczyć ostatni raz twarz męża, który już nigdy nie szepnie słów na dobranoc, odchodząc w nicość. Chwyciła za jego rękę, a z oczu wypłynęły łzy.

-Nie mogę w to uwierzyć, że przez ból byłeś gotowy się zabić. Pomyślałeś o nas? Byłeś taki szczęśliwy na urodzinach Viki, a teraz cię tu nie ma- rozpłakała się

EPILOG

Zgon został określony na 3:30 nowego dnia. Viki dowiedziała się z Rhodey'm o tym. Byli pogrążeni w żałobie. Nie mogli ułożyć tej myśli, że Tony Stark umarł. I już nie wróci.


----**---

No i to prawie koniec dodatków do " W sieci". Jedna z czytelniczek poprosiła o alternatywną wersję zakończenia, więc dziś dodam to razem z listami. I tak zamkniemy "W sieci", rozpoczynając inne opowiadanie też o IMAA. Jak wrażenia?

"Od przyczyny do skutku"- zmiana reaktora

3 | Skomentuj


PROLOG

Tony siedział w warsztacie. Właśnie ciął ostatnie kable wraz z ładowarką do reaktora. Doskonale wiedział, jak to się może dla niego skończyć. Gdy już prawie skończył swoje działanie, musiał przerwać, gdy otworzyły się drzwi. Do środka weszła Viki i Pepper.

-A ty znowu tu siedzisz? Wiedziałam, że cię tu znajdę. Możesz z nami gdzieś pójść?- Viki skoczyła mu na szyję

-Nie teraz, Viki. Jak widzisz, pracuję

-A dla mnie nie zrobisz wyjątku?- cmoknęła go Pepper w policzek, by się ożywił

Tony odwrócił się i odwzajemnił gest swojej żony. Od razu też uśmiechnął się do nich i przytulił. Od ostatniego ataku szału zaczął kontrolować swoje emocje. Znalazł równowagę między rodziną a pracą. Trochę brakowało mu walk dla ratowania ludzi, ale cieszył się, że ma rodzinę, która go wspiera. Wstał od stołu i posprzątał po sobie cały bałagan, jak porozrzucane puszki z napojem energetycznym, papierki starych projektów, czy zwykłe klucze francuskie i inne narzędzia. Córka pomogła mu zrobić porządek. Udało im się w kilka minut.

-No i gotowe. Chodźmy na spacer. Dawno nigdzie nie byliśmy razem. Proszę, proszę, proooszę- zaczęła błagać Viki

-Zgoda, ale muszę...- nie zdołał dokończyć i zemdlał

-Musi się naładować- wzięła go Pepper z podłogi i położyła na kanapie

----****----

Viki rozglądała się, szukając ładowarki. Nie znalazła ani jednej działającej. Wszystkie były w kawałkach. Zepsute i nie do użytku. Przeszukała każdy kąt warsztatu.

-Viki, znalazłaś?- spytała zaniepokojona

-Nie ma- odparła spokojnie

-Jak to nie ma?!- była w szoku

-Wszystkie są zepsute. Nie ma żadnej działającej. Co teraz? Mamo?

Pepper wzięła rękawicę od zbroi Viki, która nadal nie była ukończona. Wiedziała, że to go zaboli, ale musiała spróbować włączyć reaktor na nowo.

-Wybacz mi, Tony- wymierzyła cios, uderzając potężną energią w reaktor

-Aaa! Pepper! Co ty mi zrobiłaś?!- gwałtownie się ożywił, odczuwając ból

-Nie miałam innego wyboru. To twoja wina. Czemu zniszczyłeś ładowarki?! Chcesz umrzeć?!- prawie załamał się jej głos

-Nie, ja tylko...- zaczął ciężko oddychać, ponownie tracąc przytomność

-Tony!- krzyknęła żona, a córka stała sparaliżowana ze strachu

Kobieta sprawdziła mu bransoletkę, gdzie miał notowane odczyty parametrów życiowych. Jego serce biło, ale zbyt szybko, że w każdej chwili mogło się zatrzymać. Zabrała go sposobem matczynym i wyszła z warsztatu. Musiała z nim pojechać do szpitala. Chwyciła za klucze od samochodu. Jednak ktoś musiał zostać.

-Viki, popilnujesz warsztatu. Zostań tu- poprosiła jej mama

-Czemu nie mogę jechać z tobą? Ja też się martwię. Chcę wiedzieć, czy tata wyzdrowieje?

-Nie martw się. Ona mu pomoże. Zna się na tym. Będzie dobrze

-Ale powiesz mi o wszystkim?- poprosiła

-Powiem- cmoknęła ją w czoło i pojechała do szpitala

Jechała najszybciej, jak się da. Bała się, że tym razem go straci na zawsze. Wrzuciła największe obroty silnika, by dotrzeć do celu. Udało się jej dojechać pod budynek w niecały kwadrans. Natychmiast pobiegła z nim do gabinetu dr Bernes. Jednak na szczęście spotkała ją na korytarzu. Od razu sprawdziła, co się z nim dzieje. Sprawdziła reakcję źrenic, odczyty z bransoletki i sam reaktor.

-Jak to się stało?- liczyła na jakiekolwiek wyjaśnienia

-Musiał mieć naładowany reaktor, ale wszystkie ładowarki ma zniszczone. Nie wiem, czemu to zrobił. No i walnęłam go z rękawicy. Na chwilę się obudził i znowu padł- wyjaśniła dość szybko

-Nie jest dobrze, a jego reaktor wygląda okropnie. Kto mu to zrobił?- zauważyła, jak z jego wnętrza wylewa się niebieska wydzielina

-Chyba nikt. Przecież nie ma już żadnych wrogów!


Victoria sprawdziła znowu odczyty. Nie wyczuwała też pulsu, co oznaczało, tylko jedno. Musiała interweniować. Szybko wzięła go na salę operacyjną, a Pepper stała przerażona przed blokiem. Nie zdołała jej zapytać, co się stało i już zniknęła za szklanymi drzwiami. Była tak przerażona, że jej ciało drżało ze strachu.
Tymczasem lekarka walczyła o jego życie. W szafkach z urządzeniami szukała reaktora. Chirurdzy zdołali przywrócić prawidłowy rytm i obyło się bez intubacji.

-Nie ma już innych reaktorów? Naprawdę jest mi potrzebny!- była zdenerwowana, myśląc, jak go ocalić

-Raczej nie będzie konieczny. Sytuacja opanowana- przyznał chirurg, który nie wiedział, że się bardzo mylił

-Z reaktora wycieka kylit. Jest uszkodzony i trzeba go naprawić, bo inaczej umrze. To coś jest jego sercem i bez tego nie może funkcjonować!- wyjaśniła im powagę sytuacji

-Jesteś Victoria Bernes. Ty coś wymyślisz. Dasz radę. Zabierz go na obserwację na razie

Pepper natychmiast wstała, jak porażona. Od razu chciała wiedzieć, co się dzieje z jej mężem. Victoria nie wiedziała, jak przekazać informację. Zauważyła, że była roztrzęsiona. Bardzo przejęta. Uważała, że postara się powiedzieć, jak najmniej, by nie martwić zbytnio jego żony.

-Co z Tony'm? Żyje, tak? Powiesz coś?!- zaczęła krzyczeć, a po policzkach spłynęły łzy

-Żyje. Leży na obserwacji

-Uf. Dobrze, że nie OIOM- odetchnęła z ulgą i musiała podtrzymać się ściany

-Wszystko gra?- pomogła jej usiąść, widząc, jak opadła z sił

-To nic. Po prostu martwię się- chwyciła się za głowę, roniąc kolejne łzy

-Nie martw się. Będzie dobrze

Lekarka skłamała. Było jej trudno to zrobić, bo w końcu znała ich i uważała za przyjaciół. Pierwszy raz posunęła się do kłamstwa w słusznej sprawie.
Zaprowadziła ją do sali, gdzie leżał Tony. Był nieprzytomny, ale oddychał. Podeszła do niego i chwyciła za rękę.

-Tony, dlaczego to zrobiłeś? Po co ci to było? Naprawdę nie chcesz z nami żyć? Przecież my cię kochamy. Mieliśmy pójść z Viki na spacer, a teraz jesteś w szpitalu. Bądź zdrowy. Proszę- cmoknęła go w czoło i trzymała ciągle

Gdy Pepper przy nim czuwała, Viki pilnowała dalej warsztatu. Niecierpliwie czekała na jakieś informację. Przechodziła wokół pokoju w kółko, aż natrafiła na coś mokrego. Przyjrzała się temu bliżej. To był kylit. Od razu zadzwoniła do mamy.
Gdy nawiązywała połączenie, pod stołem roboczym znalazła wszystkie pocięte ładowarki.

-Tato, dlaczego to zrobiłeś?- powiedziała sama do siebie, myśląc nad jego zachowaniem

W końcu odezwała się Pepper. Odebrała telefon i wyszła z sali na korytarz.

-Viki, co się stało?- spytała zatroskana

-Mamo, jest źle. Znalazłam te ładowarki, ale to nie wszystko. Coś jest mokrego na ziemi i na pewno nie jest to woda, tylko kylit- zaczęła szybko wyjaśniać, lecz w miarę się zatrzymała, by złapać oddech

-Dobra, zwolnij. Nikt cię nie goni. Jesteś pewna, że to kylit? Może faktycznie jakaś woda?- próbowała uwierzyć w pomyłkę córki

-Jestem pewna. A co z tatą? Żyje? Chyba nie trafił na OIOM? Co się z nim dzieje?- po raz kolejny wyrzuciła sporo pytań, bo była i ciekawa i zdenerwowana

-Viki, daj mi czas na odpowiedź, Tata żyje i leży na obserwacji. Chyba nie jest źle, jak mi się wydawało

-Mamo, jeśli kylit jest w warsztacie rozlany i są uszkodzone ładowarki, to nasuwa mi się jedna myśl. Całkiem oszalał! Robił na sobie eksperymenty! Lepiej z nim porozmawiaj, jak się obudzi!- pomyślała o powrocie szaleństwa sprzed kilku tygodni

-Porozmawiam i nie martw się. Jest w dobrych rękach- usiłowała opanować emocje córki i rozłączyła się

Kobieta zastanawiała się nad pewną sugestią córki. Mogła mieć rację, ale eksperymenty? Nie chciała wierzyć, że żyje z szaleńcem pod jednym dachem. Postanowiła porozmawiać z dr Bernes. Jako jedyna wiedziała, w jak prawdziwych kłopotach znalazł się Tony.
Poszła do jej gabinetu, gdzie siedziała przy biurku z otwartą kartoteką. Układała w głowie swoją rozmowę. Lekarka zauważyła, że ktoś wszedł. Rzuciła wzrok na drzwi. Nie czuła się zbyt dobrze, by z nią rozmawiać, a kłamać nie mogła w nieskończoność. Czekała na rozwój wypadków.

-Dzień dobry, Victorio. Mogłabym o coś spytać?- podeszła nieśmiało i usiadła

-Coś nie tak?- spytała, zamykając teczkę

-Tak. Chodzi o mojego męża. Pewnie pamiętasz, co się z nim działo po skończeniu bycia Iron Manem? Wpadał w niejedno szaleństwo, a do tego wszystkiego, Viki znalazła pełno pociętych ładowarek i podejrzewa, że robił na sobie eksperymenty. Co tak naprawdę się z nim dzieje?- wyjaśniła swoje obawy

-I tak prędzej, czy później, byś się dowiedziała. Przykro mi to mówić, ale...- przerwało jej wejście lekarza z szybkim otwarciem drzwi

-Co się dzieje? Przerwałeś mi!

-Przepraszam, ale to pilne. Trzeba operować- poprosił, czekając na reakcję

-Wiedziałam, że tak będzie. Przygotujcie blok. Natychmiast!- rozkazała, wstając od biurka

Już nie odezwała się i w biegu pobiegła pod blok. Pepper dogoniła ją i nie wierzyła, co widzi. Z reaktora wyciekał kylit. Tony został podłączony do maski tlenowej, by ułatwić mu oddychanie. Ona stała przerażona. Chciała krzyczeć, albo podbiec do niego. Nic z tego. Wygrała bezradność.
Usiadła na korytarzu przed blokiem, roniąc po cichu łzy. Już myślała, że wszystko wróci do normy. W dodatku lekarka miała jej o wszystkim powiedzieć. Victoria ponownie musiała zadziałać. Zdecydowała się na coś ryzykownego.

-Nie ma innego na razie wyjścia. Reaktor jest zepsuty i zamiast mu pomagać, to bardziej szkodzi. Trzeba wszczepić tymczasowy rozrusznik

-Jesteś pewna? Mówiłaś, że to jego serce?

-Tak, to prawda, ale już do niczego się nie nadaje. Trzeba to zrobić. Pozbądźmy się reaktora- nalegała, choć obawiała się pogorszenia stanu zdrowia

-Jesteś tego pewna?- znowu zapytał chirurg, dziwiąc się jej decyzji, bo wcześniej mówiła, że to jego serce, a teraz bez problemu chciała się go pozbyć

-To moja ostateczna decyzja. Zróbmy to- wzięła do ręki skalpel, by lekko naciąć skórę, wyjmując z łatwością reaktor

Jeden z chirurgów przygotował rozrusznik do wszczepienia, a jeszcze inny uważnie obserwował funkcje życiowe, które po pozbyciu się reaktora zaczęły być nienaturalne. Podali mu kardiofrynę, normując puls na chwilę. Victoria bała się, że coś pójdzie nie tak, a to samo ryzyko mogło wpędzić Tony'ego do grobu. Ostrożnie wszczepili urządzenie. Czekali, aż zacznie działać. Powolne migotanie było dobrym znakiem.

-No i udało się. Tym razem trzeba go zabrać na OIOM. Rozrusznik utrzyma przy życiu, ale przez kilka dni. Będę go bacznie obserwować- ponownie odetchnęła z ulgą, ale dalej miała te same obawy

-Spokojnie, Victorio, Już wiele zrobiłaś. Wiesz, że nie możesz jej okłamywać, że nic złego się nie dzieje. Powinna być przygotowana na najgorsze- doradził chirurg, co również był wsparciem po śmierci Yinsena

-Może i masz rację, ale nie wiem, jak ona to przeżyje, a jeszcze ma 16- letnią córkę, która potrzebuje ojca- posmutniała i zdjęła rękawiczki, wrzucając je do kosza

-Nie martw się. Jakoś to będzie- próbował ją pocieszyć, ale dalej zmartwienia krążyły w głowie

-Tylko, że rozrusznik jest tymczasowym rozwiązaniem. Nadal może umrzeć!- krzyknęła, załamując się

Lekarz chwycił ją za ramiona i wziął od niej każde narzędzie z ręki. Próbował uspokoić jej nerwy, bo widział, że za bardzo się tym przejęła.

-Jeśli się nie opanujesz, ktoś inny się nim zajmie, bo nie jesteś, jak na razie w stanie- ostrzegł

-Przepraszam cię, ale po prostu jest tego zbyt wiele. Nie chcę, by umarł. Dobrze wiesz, że nie mogę na to pozwolić- z jej oczu wypłynęło kilka łez, lecz szybko je starła

-Będzie dobrze. Nie martw się- dalej miała wsparcie swego przyjaciela

-Dziękuję- przytuliła go i uspokoiła się

Zabrali Tony'ego na OIOM, gdzie został podpięty do różnych, przerażających maszyn, aż Pepper musiała zapytać, a raczej wykrzyczeć. Zaczepiła lekarkę przed salą.

-Victorio, wyjaśnij mi! Co się z nim dzieje?!- krzyknęła przerażona, licząc na jakieś logiczne wyjaśnienie

-Chciałam ci to to wcześniej powiedzieć, ale nam przerwało. Otóż nie będę ci ściemniać. Tony poważnie sobie zaszkodził. Reaktor jest nie do użytku, więc wszczepiliśmy mu rozrusznik. Niestety będzie działać jedynie kilka dni, a kylitu i nowego reaktora nie ma- wyjaśniła najspokojniej, jak się da, choć zauważyła drżenie jej rąk

-Tony... umrze?- spytała złamanym głosem

-Nic takiego nie powiedziałam. Bądźmy dobrej myśli

-Dobrej myśli?! Przecież nie jestem ślepa! Przestań mnie okłamywać i powiedz to! Powiedz, że...- nie zdołała dokończyć, zaciskając pięści

-Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Tony będzie żyć- chciała ją podnieść na duchu

Tymczasem Viki miała swój plan. Postanowiła dokończyć zbroję, by polecieć szukać zastępczego metalu do kylitu. Zespawała wszystkie elementy i w trzy godziny zdołała się uzbroić. Nie miała czasu na testy. Musiała ratować tatę.
Najpierw poleciała do przyjaciela ojca, czyli Rhodey'go, znanego teraz jako generał Rhodes. Dość szybko załapała sterowność zbroi, więc godzina lotu wystarczyła, by dolecieć do niego. Był w swojej kwaterze. Viki zdjęła zbroję i poszła z nim porozmawiać. Zaskoczyła go jej wizyta.

-Dzień dobry, generale- uśmiechnęła się bez przymusu

-Cześć, Viki. Co cię tu do mnie sprowadza? Robisz jakąś niespodziankę, czy może zapraszasz na obiad?- nie ukrywał zaskoczenia, ale cieszył się, że przyszła

-Jak zwykle głodny- zażartowała na chwilę, aż wróciła poważna mina

-Wszystko gra? Jakoś zamilkłaś- próbował zrozumieć jej stan umysłu

-Tata umiera i muszę znaleźć coś, co zastąpi kylit. Wyobraź sobie, że zniszczył sobie reaktor i wszystkie ładowarki, a do tego dołączają eksperymenty. Naprawdę z nim bardzo źle. Może nie rozmawiałam z mamą, ale ja to czuję- mówiła bardzo szybko dość zdenerwowana, ale Rhodey był przyzwyczajony, bo w końcu w szkole gadułą była jej matka

-Musiał mieć ważny powód, by to zrobić. Najlepiej przeszukaj jego rzeczy dokładnie, szczególnie warsztat. On jest silny i nie da zabić się tak łatwo. Gdyby coś się działo, powiedz mi

Dziewczyna jedynie kiwnęła głową, wzięła zbroję i poleciała do warsztatu, choć myślała, by wpaść do Reeda Richardsa, ale po dłuższym namyśle stwierdziła, że on nie zna czegoś takiego, jak kylit. Natychmiast znalazła się w warsztacie. Zrobiła demolkę w sanktuarium ojca. Gdy przekopywała się przez różne kartony, zadzwoniła do niej Pepper.

-No nareszcie. Coś już wiadomo? Jakaś poprawa?- jako pierwsza doszła do słowa

-Córeczko, ja... Ja nie mam dobrych wieści. A ty coś masz?- zadrżał głos matki zrozpaczonej stanem męża

-Przeszukuję warsztat. Tu coś musi być, ale co się z nim dzieje? Mamo!- krzyknęła, by w końcu udzieliła należnej odpowiedzi

-Intubowali go. Jest źle. Jeśli coś znajdziesz, co mu pomoże, przynieś to, jak najszybciej do szpitala- wydusiła z siebie, wycierając policzki

-Mamo, spokojnie. Musimy być silne. Znajdę, co trzeba i tam przyjadę- poprosiła i rozłączyła się, żeby dokończyć poszukiwania

Przeszukiwała każdy kąt warsztatu. Na początku znajdywała jeszcze inne zniszczone urządzenia, rozlany kylit, porozwalane narzędzia i w końcu natrafiła na wiadomość z hologramu.

-To musi być klucz. Błagam, tato. Powiedz mi coś, co nam pomoże cię uratować- włączyła odtwarzanie

-Witajcie moje kochane. Jeśli znalazłyście tę wiadomość, to znaczy, że byłyście zmuszone wtargnąć z silą destrukcji do warsztatu. Musiałyście znaleźć się w trudnej sytuacji, którą pewnie ja stanowię jej źródło. Przepraszam, że do tego doszło. Przyznaję, że szperałem przy reaktorze. Czy mi odbiło? Może trochę, ale chciałem usprawnić jego działanie. Jednak potrzebowałem zniszczyć ładowarki. One były częścią eksperymentu. Na szczęście mam zapasowy reaktor. Trzymam go w szufladzie, jeśli jest wam potrzebny. Naprawdę wybaczcie mi za moją głupotę. Kocham was i nie chcę stracić- skończyła się wiadomość, a po jej policzkach spłynęły łzy, aż się rozpłakała, dowiadując się prawdy

Czuła żal do ojca, że narażał swoje życie w imię głupiego eksperymentu. Bała się, że go straci, a niepokój mamy się nasilał z każdą minutę. Trzymała Tony'ego za rękę i nie opuszczała go ani o krok. Próbowała ułożyć swoje myśli, więc wyjęła jakąś kartkę z notesu, chwytając za długopis, by napisać dla niego krótką wiadomość. Długo zastanawiała się, jakie słowa nadadzą się do wyrzucenia swoich myśli i emocji.
Gdy ruda spisywała list, Viki znalazła poszukiwaną rzecz. Chwyciła za reaktor, zamknęła warsztat i zamiast pojechać taksówką do szpitala, poleciała w zbroi. Kwadrans później była przed budynkiem. Zdjęła zbroję i pobiegła szukać mamy. Zajrzała do sali obserwacji. Wparowała do środka. Jednak nie znalazła tam nikogo.

-Gdzie oni są?!- krzyknęła, a lekarze patrzyli na nią ze zdumieniem, ale jeden z nich wiedział, czego chce

-Ich tu nie ma. Są na OIOMie, jeśli szukasz mamy- odparł przyjaciel lekarki

-Wiesz, kim jestem?- spytała nieco zdezorientowana

-Jesteś córką Starków. Znam cię. Mam cię zaprowadzić, czy trafisz sama?

-Na OIOM? Wiem, gdzie to jest. Dziękuję- uśmiechnęła się, biegnąc przez korytarz do odpowiedniej sali, trzymając silnie reaktor w rękach

Szybko trafiła na oddział, gdzie znalazła dr Bernes i mamę. Bez gadania dała lekarce reaktor. Jeden element już mieli, ale nadal pozostała sprawa metalu.

-Znalazłaś go w warsztacie?- oderwała się Pepper od kartki

-Tak i tylko to. Aha no i też znalazłam hologram. Powiedział w nim, że chciał "usprawnić" działanie reaktora, a ładowarki były częścią "eksperymentu"- znowu zaczęła być gadułą, co im nie przeszkadzało

-Został jeszcze kylit. Nie miał go gdzieś schowany w zapasach?- spytała lekarka

-Niestety, nie. Czy pomogłam jakoś? Wierzę, że on musi żyć! Ratuj go!- krzyknęła prawie rozpaczliwie

-Zrobię, co się da i chyba wiem, co może zastąpić kylit- dała nadzieję, która znowu zgasła, gdy nastąpił atak, że puls był nierówny, a rozrusznik zaczął się psuć

Victoria bez większego wahania zawiozła go na salę operacyjną, gdzie zajęła się wszczepieniem reaktora. Z pomocą przyjaciela ustabilizowała jego stan, choć mechanizm został zniszczony.

-Trzeba coś zrobić. Bez metalu, reaktor nie będzie działał odpowiednio. Czym zastąpić kylit?- spytała lekarza, który również głowił się nad tą zagadką

-Co powiesz na uran? Gdyby znowu potrzebował operacji, mamy go w dostatku

-Tylko, że jest promieniotwórczy. To za duże ryzyko- obawiała się skutków użycia pierwiastka

Po lekkim namyśle podjęła decyzję. Zaryzykowała, ale w obecnej sytuacji musiała to zrobić. Do reaktora dała uran, spajając elementy ze sobą. Ostrożnie go zamontowali w klatce piersiowej, pozbywając się rozrusznika. Wszystkie funkcje na monitorze wariowały, bo organizm musiał zaakceptować metal. Jeden z chirurgów chciał już jakoś zareagować, ale Victoria nalegała, by poczekali.
Nagle Tony zaczął samodzielnie oddychać, więc mogli mu usunąć rurkę z przełyku. Wszystko powoli wracało do normy. Jednak stało się coś dziwnego. Na kardiomonitorze pojawiła się ciągła linia.

-To niemożliwe- sprawdziła ręcznie puls i oddech, który wyczuwała słabo

-Trzeba podać adrenalinę, bo umrze- zwrócił uwagę na to lekarz

-Nic nie róbcie. Poczekajcie chwilę- wciąż nie pozwalała na jakiekolwiek działania, licząc na poprawę stanu zdrowia w dość specyficznym tempie

Cierpliwość opłaciła się. Puls był normalny, a oddech spokojny bez zakłóceń. Ryzyko się opłaciło. Mogli zakończyć operację. Victoria jedynie sprawdziła działanie reaktora z sercem.
Gdy okazało się, że działał prawidłowo, zabrała Tony'ego ostatni raz na OIOM, gdzie miał wydobrzeć w ciągu kilku dni. Pepper nie zauważyła, kiedy znowu pojawił się w sali, a wiadomość zgięła w pół, kładąc na stole. Była zmęczona całym tym strachem i niepewnością. Zasnęła obok łóżka na krześle. Tylko Viki żyła pełnią energii. Nie chciała budzić mamy, więc czekała na obudzenie się ojca.

-Udało się?- spytała Victorię

-Było gorąco, ale wszystko będzie dobrze. Miał sporo sił, by walczyć. W końcu dla was musiał wygrać ze Śmiercią. Możemy być spokojne. Niebawem stanie na nogi- powiadomiła z uśmiechem na twarz, tląc iskierkę w sercu

-Dziękuję- rzuciła się w jej ramiona i uwolniła krople łez

-Od tego przecież jestem. Mówiłam, że nie pozwolę mu umrzeć. Już jest dobrze i będzie coraz lepiej

Córka Tony'ego w końcu odetchnęła z ulgą, że koszmar w końcu minął. Teraz jedynie czekała na jeden znak. Na jego przebudzenie. Po kilku minutach ona również poczuła się senna i zasnęła przy parapecie, kładąc na nim głowę.
Było już późno w nocy. Tony powoli otwierał oczy, ruszając delikatnie palcami, całą dłonią, aż głowa zrobiła lekki ruch w prawo. Zauważył córkę, jak spała, zaś po przeciwnej stronie poznał swoją zmęczoną żonę. Widział normalnie obraz bez problemów, choć kilka minut minęło w ciemnościach. Jego ręka natrafiła na kartkę. Otworzył ją.

-Od Pepper- przeczytał początek

Zaczął czytać pierwsze linijki wyznań Pepper. Nie wiedział, że tak bardzo przeżyły jego walkę o życie. Na papierze były plamy po łzach, co już uświadczyło go w przekonaniu, jak kobieta jego życia musiała cierpieć.

Kochany Tony

Przez ciebie znowu muszę przeżywać na nowo ten koszmar. Czy kiedyś zastanowiłeś się, co się dzieje z moim sercem? Umiera, gdy czuję, jak ryzykujesz własnym życiem. Masz kochającą rodzinę i wspaniałego przyjaciela. Czego ci brak? Czy jesteśmy dla ciebie ciężarem? Co się dla ciebie liczy? Gdy to piszę, ciągle jestem przy tobie i patrzę na twoje zamknięte oczy. Tracę nadzieję, że znowu cię zobaczę, ale jeśli to przeczytasz, daj mi znać, że wróciłeś do nas. Pamiętaj, że my ci pomożemy z Viki we wszystkim. Po prostu nam na to pozwól.

Tęsknię

Pepper

List bardzo go poruszył. Nie zdołał zatrzymać jednej łezki, uciekającej z oka. Zaczął rozumieć, jakie błędy popełnił. Zaczął zauważać te rzeczy, które były dla niego zbyt odległe. Chciał zacząć żyć od początku.
Chwycił żonę za rękę i ścisnął, by odczuła wysłany sygnał. Jego serce zabiło szybciej przez te wrażenia z listu ukochanej. Miał plan, żeby naprawić relacje z rodziną, które przez pracę były na straconej pozycji. Znowu zamknął oczy i zasnął, lecz dalej ściskał rudą za rękę.
Następnego dnia nastał nowy dzień. Nie był tak depresyjny, jak poprzednie dni, gdy toczyła się zacięta batalia o jedno istnienie na Ziemi. Pepper obudziła się z bólem karku i kręgosłupa. Nic dziwnego, jak spała w niezbyt komfortowej pozycji. Viki również się zbudziła, a jej ojciec potrzebował czasu. Kobieta poczuła, że ktoś ściskał jej rękę, a kartka była otwarta.

-Viki, to byłaś ty? Czytałaś tę kartkę?- spytała, przecierając oczy

-Nie, mamo. Grzecznie spałam. Uwierz mi, ale tak było. Mamo, może...- chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej Victoria

-Witajcie. Jak się czujecie?- zapytała o samopoczucie

-Dobrze- ziewnęła Viki

-Victorio, co z Tony'm?- nalegała żona na odpowiedź

-Już nic mu nie grozi. Dochodzi do zdrowia. Jak dobrze pójdzie, to za trzy dni wróci do domu- odparła optymistycznie

Lekarka sprawdziła odczyty z monitora i wyniki badań. Ne miała powodów do obaw. Bez ukrywania informacji mogła im powiedzieć o wszystkim. W końcu zobaczyli, jak Tony się budzi. Jeszcze nie czuł się w pełni sił, ale zaskakująco szybko wracał do zdrowia.

-Pepper- zawołał słabym głosem

-Tony, nareszcie- cmoknęła go w policzek, a z oczu wypłynęły łzy

-Witaj wśród żywych. Trochę z tym zwlekałeś. Nie spieszyłeś się- zażartowała lekarka, a Viki od razu przytuliła tatę

-Dobrze was... znowu widzieć. Wybaczcie... mi, co zrobiłem- przytulił je do siebie, a córkę ucałował  w czoło

-Ja ci wybaczam, tato. Już więcej nam tego nie rób. Gdybyś nie nagrał wiadomości, nie byłoby cię tu z nami- przyznała, ale błagała o poprawę

-Kochane... nie płaczcie... przeze mnie. To nie ma... sensu- poprosił o brak rozpaczy

Victoria nalegała, by opuściły salę. Musiała mu zrobić kilka badań diagnostycznych w sprawie serca i nowego reaktora. On odczuwał zmianę w ciele przez inny metal. Odważył się o to zapytać.

-Co zastąpiłaś zamiast kylitu?

-To uran. Mam go w dużych ilościach, więc w razie twojej kolejnej głupoty, będę przygotowana. Możesz mi szczere powiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?- wytłumaczyła, zadając nurtujące ją pytanie

-Dziwne. Radioaktywne, a jeszcze żyję. Muszę mieć za dużo szczęścia. Pytasz mnie, dlaczego zniszczyłem reaktor? Chciałem, by działał efektywniej. Męczyło mnie ciągle wstawanie i ładowanie. Mam prawo żyć, jak prawdziwy człowiek

-Pozwól, że ci przerwę. Żaden człowiek nie był w stanie przeżyć tyle, co ty. Masz chore serce na zawsze i musisz z tym żyć. Tylko nie świruj, bo następnym razem nie będziesz mieć tyle szczęścia- ostrzegła, kończąc skan

-Masz rację, ale chcę żyć długo razem z moją rodziną, a Viki mam tyle do powiedzenia. Nie mogę umrzeć za 10 lat

-I to był ten największy powód do robienia na sobie eksperymentów? Tony, ja cię rozumiem, że chcesz żyć dłużej, ale to nie moja wina, że sam wypadek, walki jako Iron Man i ciągle przeciążanie serca są tego przyczyną- wyjaśniła Victoria

Kobieta współczuła mu. Ma rodzinę, a przez przeszłość i swoją bezmyślność mógł nie ujrzeć następnych dni. Jednak widziała, jak pragnął życia i to dzięki córce, a list mu uświadomił, jak bardzo zranił Pepper, którą kochał ponad wszystko.

-A co mogę zrobić? Proszę, powiedz mi. Ja chcę żyć- był załamany

-Wrócisz do domu i coś w sobie zmienisz. Skoro wiesz, ile ci zostało czasu, nie zmarnuj go. Najlepiej skup się na rodzinie, a pracę pozostaw komuś innemu- doradziła

-Tylko, że ja... nie mogę. Nie mogę zrezygnować z pracy. Z czegoś muszą być pieniądze

- Skup się na tym, co jest dla ciebie ważne. Przemyśl to sobie. A powiedz mi, czy gorzej się czujesz przez uran w reaktorze?- zapytała o jego stan

-Nie. Jest dobrze, ale...

-Ale co? Niczego nie ukrywaj. Mów mi o wszystkim- narzucała szczerość

Tony pogrążył się w myślach, krążąc w wspomnieniach. Przypomniał sobie zaręczyny, ślub, każdą akcję Iron Mana, a potem narodziny Viki, szaleństwo, pracoholizm i bliską śmierć. Z ilości późnych obrazów życia, jego serce gwałtownie zabiło mocniej.

-Tony, co się dzieje?- lekko nim szturchnęła, a on był tak pogrążony w starej pamięci, że nie usłyszał jej

Gdy przypomniał sobie, jak mógł stracić swoich przyjaciół przez zagrywki Katrine, opadł bezwładnie na łóżko. Victoria podała mu coś na uspokojenie.

-Tony, obudź się. Musisz się uspokoić! Tony!- krzyknęła, a on dalej nie drgnął

Wędrówkę po przeszłości oraz minionych wydarzeń przerwało pojawienie się Pepper. Słysząc krzyki lekarki natychmiast weszła do sali. Było zdezorientowana. Nie wiedziała, co się z nim dzieje.

-Victorio, słyszałam krzyki. Co się dzieje?- spytała zmartwiona

-Chyba sobie coś przypomniał i to go przeraziło. Trzeba czekać. Możesz być przy nim? Możliwe, że pomożesz mu wrócić do rzeczywistości- poprosiła i zostawiła ją na chwilę z nim, licząc na poprawę sytuacji

Żona chwyciła go za rękę, a drugą położyła na reaktorze. W ten sposób chciała dać mu poczucie bezpieczeństwa, które było zaburzone przez napływ największych obaw z przeszłości, gdy był Iron Manem.

-Tony, jestem z tobą. Nie jesteś sam. Obudź się. Przestań wracać do tamtych lat. Ciesz się, z czego masz. Pamiętaj, że cię kocham. Wróć, proszę. Tony, obudź się

Tony zaczynał zamykać przeszłość i wrócił do realnego świata. Gwałtownie się zbudził, ale czuł się spokojny, gdy zauważył Pepper, nieodstępującej o krok.

-Pepper, ja też cię kocham. Dziękuję-  przytulił ją, aż odważył się na namiętny pocałunek

Trzy dni później, Tony wrócił do domu. Obiecał, że się poprawi. Jednak one nie wiedziały, jak długo z nimi będzie. To byłby zbyt wielki cios dla nich. Spotkali się w warsztacie, bo Viki chciała mu coś pokazać. Nie uwierzył, co widzi.

-Viki, czy to...- nie zdołał dokończyć, bo gaduła się wtrąciła

-Aha. Przedstawiam ci moja zbroję. Violet. I jak ci się podoba?- uśmiechnęła się, czekając na odpowiedź ojca

-Jestem z ciebie dumny. Świetnie się spisałaś. A tak w ogóle, to dziękuję, że mnie uratowałaś- przytulił ją czule, całując w policzek

Miłą atmosferę przerwała żona. Uderzyła go w twarz, ale potem przytuliła i pocałowała. Był zdziwiony jej zachowaniem. Rhodey się uśmiał, a Viki również się zmieszała. Nie znała mamy z takiej strony.

-Mogę wiedzieć, za co to było?!- prawie krzyknął, nalegając na wyjaśnienie

-Zasłużyłeś sobie na to, Tony. Przez ciebie o mało, co nie umarłam ze strachu, ale dobrze, że wróciłeś, ale następnym razem, jak coś zwalisz, sam będziesz się składał- zagroziła

-Serio?- zrobił wytrzeszcz oczu z niedowierzania

-Stary, nie dramatyzuj. Ona żartuje. Przecież nie pozwoliłaby ci umrzeć- uspokoił go przyjaciel

-Mamo, ty żartowałaś?- spytała Viki

-No pewnie, że żartowałam. Kocham go nad życie- przyznała z uśmiechem, obejmując w pasie

-To co robimy?- spytała dziewczyna, mając ochotę na lot Violet

Tak ją korciło, by gdzieś polecieć zbroją, ale przypomniała sobie o wcześniejszych planach, nim ojciec padł, jak zużyta bateria. Pociągnęła całą trójkę pod same drzwi warsztatu i je otworzyła. Wszystkich wyrzuciła na świeże powietrze, popychając całą siłą.

-Ej, Viki. Gdzie mamy iść?- odważył się spytać Tony

-Na spacer, jak wcześniej planowaliśmy- zdradziła

-Pamiętam. No to chodźmy

Wspólnie poszli do pobliskiego parku, gdzie przeszli wzdłuż ścieżki po kilka razy. Potem zaczęli się gonić po trawie, grając w berka.
Gdy Rhodey się potknął o kamień, najbardziej śmiała się Viki, bo taki generał, a pokonany przez kamień. Po grach i zabawach usiedli pod drzewem, gdzie zjedli kanapki. Oczywiście to przyjaciel pierwszy dorwał się do jedzenia.

-Rhodey, jak zwykle do jedzenia, a musi być pierwszy. To ci nie ucieknie- zwrócił uwagę Tony, śmiejąc się

-Tony, musimy coś ustalić. Nie pozwolę ci się zamęczać pracą. Od teraz ja zarabiam, a ty zajmujesz się domem- rozkazała żona, kładąc nacisk na JA i TY

-Gosposia domowa. No ładnie, chłopie. Tego się po tobie nie spodziewałem- zachichotał Rhodey, wyobrażając go sobie w fartuchu, jak trzyma miotłę

-Bez przesady. Gosposią, to ja nie będę. Jak już, będę ogarniał porządek, co będzie dla mnie wyzwaniem- pomyślał nad zamianą ról

-Zgadzasz się, czy nie? Musisz coś w sobie zmienić. Nie chcę, byś znowu zrobił jakąś głupotę. Nie wiem, jak długo przeżyję, patrząc, jak sam siebie zabijesz- powiedziała na poważnie

Nagle Tony przypomniał sobie, ile mu czasu pozostało. Jedynie dziesięć lat. Obiecał poprawę, więc zgodził się.
Rhodey wrócił do swojej bazy po zjedzeniu kanapek. Pożegnał się z nimi i poszedł w swoja stronę. Mąż oprzytomniał, więc bez wahania chciał tego samego dnia wcielić zmiany. Przez dwa lata zdołał żyć bez pracy, ale na dłuższą metę nie dawał rady pociągnąć. Po prostu znudziły mu się prace domowe.

EPILOG

Kiedy Viki była pełnoletnia, wyprowadziła się do New Jersey, by mieć blisko do rodziców. Chciała się usamodzielnić oraz dać im wolną przestrzeń.
Minęły trzy kolejne lata. Pozostało mu ich pięć do życia. Tylko lekarka wiedziała, że wkrótce umrze. Spędzał najwięcej czasu z rodziną. Bardzo rzadko wchodził do warsztatu. Jedynie, by naładować reaktor. I tak bezmyślny geniusz zrozumiał, co się dla niego liczy. Rodzina.

KONIEC

----***----

Pozostało jedno opowiadanie i kończymy z tym blaszakiem. Jak się podobało?

© Mrs Black | WS X X X