Part 133: Porachunki Nefarii

0 | Skomentuj
**Lily**

Mój tata nie żyje, a to wszystko przez głupią truciznę. Przecież na pewno lekarze wcześniej mieli antidotum, ale pojawili się za późno. Podobno odkupił swoje błędy. Jednak nie takim kosztem. Musiałam się uspokoić, by znowu nie trafić do szpitala.

Dr Bernes: W porządku?
Lily: Nic nie jest w porządku! Jak pani może o to pytać, skoro prawda jest inna?!
Matt: Lily...
Lily: Nie zgodzisz się z tym, Matt?!
Matt: Po części masz rację, ale nie krzycz. Dobrze wiesz, że sam się poddał
Lily: Tato, dlaczego?
Dr Bernes: Powinniście wrócić do domu. Odpocznijcie i pamiętajcie, że to nie koniec świata
Lily: Czyżby? Właśnie, że jest
Dr Bernes: Wasza mama zaraz tu powinna przyjść... Musicie się wzajemnie wspierać. Naprawdę wam współczuję, bo przez pierwsze dni będziecie czuć się ciężko. Jednak po jakimś czasie zapomnicie, do czego doszło
Lily: Mamy zapomnieć? Przecież był naszym ojcem! Nie możemy o nim zapomnieć!

To już całkiem wyprowadziło mnie z równowagi. Poczułam przypływ złości, że musiałam w coś uderzyć, by odreagować. Na szczęście w porę pojawiła się mama z wujkiem, który próbował zmusić się do jednego uśmiechu. Nie wychodziło mu to.

Pepper: Dziękuję, że się nimi zajęłaś
Dr Bernes: W porządku... Nic takiego... Podałam im leki na uspokojenie, ale widzę, że na Lily nie działają. Nadal się wścieka. Zabierz ich do domu. Potrzebują odpocząć
Pepper: Dobrze
Dr Bernes: A ty, jak się czujesz, Rhodey?
Rhodey: Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie
Dr Bernes: I co zrobisz?
Rhodey: Spełnię jego ostatnią wolę... Przeczytam list, a oni powinni zrobić to samo
Dr Bernes: Rozumiem, więc trzymajcie się jakoś
Pepper: Dziękujemy

Wyszliśmy z budynku i pojechaliśmy do domu. Wolałabym być na miejscu taty, niż żyć dalej. Nigdy nie zapomnę, co zrobił. Jestem mu wdzięczna za życie. Też otworzę kopertę i przeczytam, co miał mi do powiedzenia. Postanowiłam ją otworzyć, jak będę sama w pokoju. Mój brat też był przytłoczony, lecz nie tak bardzo, jak wujek.
O dziewiętnastej znaleźliśmy się u celu. Od razu pobiegłam do siebie, zamykając drzwi na klucz.

Matt: Lily, co ty wyrabiasz? Otwórz drzwi
Lily: Zostawcie mnie... Zostawcie mnie samą!
Pepper: Wiemy, że jest ci ciężko, ale nie powinnaś reagować w taki...
Lily: Dajcie mi spokój! Chcę przeczytać list. Wy też to zróbcie
Pepper: Dobrze, ale przyjdź na kolację
Lily: Nie chcę jeść
Pepper: Oj! Jeszcze zmienisz zdanie

Kiedy już poszli do swoich pokoi, przetarłam oczy. Ile można płakać jednego dnia?

**Katrine**

Biegłam najdalej, jak się da. Na mojego pecha wybrałam sobie dzień ucieczki, gdy na dworze lało, a w dodatku wiał mocny wiatr. Jednak byłam już daleko od domu. Nie mogłam wrócić. Szczególnie po tym, co mi zrobił. Chciał mnie ukarać. Bałam się, co wymyśli, więc pierwszy mój plan polegał na zwykłej improwizacji.
Nagle nastąpił strzał z jakiejś furgonetki. Widziałam jedynie dym oraz facetów w białych maskach. Kolejne niedociągnięcie w planie. Jakie? Bo zostawiłam gaz pieprzowy w domu. Nie zdołałam nic zrobić, a jeden z nich podszedł mnie od tyłu, używając paralizatora. Poczułam porażenie wzdłuż kręgosłupa, upadając na chodnik. Straciłam przytomność.

~*Trzy godziny później*~

Obudziłam się w jakimś opuszczonym magazynie, gdzie poza uzbrojonymi terrorystami w maskach i skrzyniach pełnej bodajże nielegalnej broni, nic więcej nie było. Tyle, że zostałam porwana w jakimś celu.
Wzrok szybko wrócił do normy, że zauważyłem jeszcze jakąś osobę. Jakiś facet, który miał laskę z kryształem i na niej się opierał. To pewnie ich szef. I w co ja się najlepszego wpakowałam?

Katrine: Czego ode mnie chcecie?! Kim wy jesteście?!
Nefaria: Dość szybko się obudziłaś. Nawet nie krzycz, bo nikt cię nie usłyszy
Katrine: Zadałam pytanie. ODPOWIADAĆ!
Nefaria: Widzę, że zadziorna. Chyba masz to po ojcu
Katrine: Co? Wy go znacie? Znacie Ducha?
Terrorysta: Szefie, nie powinniśmy jej porywać. Możemy skończyć, jak Hummer
Nefaria: Tchórzysz?
Terrorysta: Nie, panie. Jednak wolałbym jeszcze pożyć
Katrine: Czego chcecie od mojego taty?
Nefaria: Hmm... Zwykle dotrzymywał obietnic, ale ostatnio zalega z kasą
Katrine: Heh! Typowe. Może wypuścicie mnie, a on wam daruje życia
Nefaria: Gdyby to było takie proste, nie byłabyś tutaj, prawda?
Katrine: Prawda
Nefaria: Pilnujcie jej, a ja wyślę wiadomość Duchowi. Jeśli mi nie zapłaci, zabiję tą małą

Cholera! Lepiej niech im zapłaci. Szkoda mu kilku groszy? Na szczęście byłam od nich sprytniejsza. Z ukrycia wysłałam sygnał do ojca. Moment... Pomyliłam się. To nie ten numer.  A niech to diabli! Lepiej, żeby ten ktoś wezwał jakąś pomoc. Nie wierzę, że o tym pomyślałam, ale wolałabym, by Iron Man mnie uratował. Szkoda tylko, że nie żyje.

**Matt**

Nie potrafiłem zasnąć. Przecież jako jedyny widziałem, co robi. Wmawiał, że nie jest narkomanem, ale coś z tą strzykawką zrobił. No i oczywiście mam nieodebrane połączenie od nieznanego numeru. Nie wiedziałem, kto dzwonił i dlaczego. Nie był przypadkowy, skoro usłyszałem alarm ze zbrojowni. Dość hałaśliwy. Au! Zaraz pękną mi uszy!
Postanowiłem zejść i go wyłączyć. O dziwo ten hałas zbudził jedynie mnie w domu. Reszta spała, jaka zabita. Poza wujkiem, który też przybiegł na miejsce alarmu.

----***---

No i ferie się skończyły. Teraz nie wiem, jak to będzie z dodawaniem notek. Fakt, że to moje ostatnie miesiące nauki, a później matura. Jednak sprawy się jeszcze bardziej pokomplikowały. Wróciłam do nauki japońskiego, z czym wiąże się mniej czasu na pisanie, a do tego wszystkiego czytam "Atlas chmur". Jednak postaram się w weekendy dać notkę. Trzymajcie się, blaszaki :)

Part 132: Nieporozumienie cz.2

0 | Skomentuj

**Ho**

Musiałem wziąć się w garść i powiedzieć im. Ledwo wyszedłem z sali i już cała czwórka mnie otoczyła. Tony'ego traktowałem, jak kogoś bliskiego, bo przez tyle lat ktoś musiał się zająć jego uszkodzeniami po wypadku samolotu. Teraz trudno mi cokolwiek wydusić z siebie, ale powinni znać prawdę.

Dr Yinsen: Przykro mi
Pepper: Nie! To niemożliwe. To na pewno jakiś kiepski żart, jak wtedy myśleliśmy, że umiera... Chcę się z nim zobaczyć
Rhodey: Czy on...
Dr Yinsen: Robiłem wszystko, co w mojej mocy, ale... on... po prostu się poddał
Rhodey: Co? Przecież już było tak dobrze
Pepper: I tak chcę zobaczyć Tony'ego, czy faktycznie umarł
Dr Yinsen: Zgoda... Masz do tego prawo... Ty też chcesz?
Rhodey: Wierzę na słowo, lecz... chcę się z nim pożegnać
Lily: A ja mogę?
Dr Yinsen: Lepiej, żebyś tego nie widziała
Lily: Był moim tatą! Też chcę się pożegnać!
Matt: Ja też
Dr Yinsen: Ostrzegam, że możecie to źle znieść. Szczególnie ty, Lily
Lily: Dam... radę

Dzieciaki były uparte, ale na ich własną odpowiedzialność wpuściłem na OIOM, gdzie ciało już było przykryte białym prześcieradłem. Odkryłem je, by zobaczyli jedynie jego twarz. Podszedłem do Victorii, która obserwowała całe zdarzenie.

Dr Bernes: Powiedziałeś im?
Dr Yinsen: A miałem jakieś inne wyjście? Nie! Nie miałem!
Dr Bernes: Ho, uspokój się... Nic nie mogliśmy zrobić, skoro sam się poddał
Dr Yinsen: Masz rację, ale gdybyśmy zdążyli na czas zaaplikować serum Lily, zdołalibyśmy jeszcze przywrócić kylit do implantu
Dr Bernes: Nie cofniesz biegu zdarzeń. Trzeba żyć dalej
Dr Yinsen: Tak... Jakoś trzeba

**Pepper**

Przez cały ten czas myślałam, że to jakiś żart. Że to kolejne upozorowanie śmierci, a Tony naprawdę się poddał. Rhodey chyba najbardziej to przeżył. Ledwo zobaczył jego bladą twarz i zaczął płakać. Przecież stracił zarówno brata, jak i przyjaciela.

Lily: To moja wina! To przeze mnie umarł! Gdyby nie ja... dalej... byłby z nami
Pepper: Lily, uspokój się
Lily: To moja wina!
Matt: Odkupił swoje błędy
Pepper: Co?
Matt: Jak kłóciłem się z ojcem, powiedziałem mu, że nie chcę stracić mojej siostry przez niego
Lily: Tato, proszę... Jeszcze możesz... walczyć

Rhodey wyszedł z sali, bo nie wytrzymał tego. Najgorzej, kiedy wracają wspomnienia. To boli, że już nie będą takie piękne. Matt razem z Lily zostali zabrani przez lekarkę, bo chyba wystarczyło im tego widoku. Ja zostałam jeszcze przez chwilę.

Pepper: Jutro miała być nasza rocznica, a zamiast tego odprawimy ci pogrzeb. I co? Zadowolony? Przeczytamy listy, które dla nas zostawiłeś, ale to nie zmienia tego, że mogłeś walczyć. Wiem, bo w końcu nasza miłość przezwyciężyła wszelkie przeszkody. Żegnaj, Tony. Mój mężu, ojcu moich dzieci i bohaterze Nowego Jorku. Mam nadzieję, że kiedy do ciebie dołączę, spotkamy się tam. Tam po "drugiej stronie"

Dopiero, kiedy wyrzuciłam z siebie emocje i nie było dzieci w pobliżu, mogłam uwolnić falę łez. Dotknęłam miejsca, gdzie miał implant, Położyłam na nim głowę, roniąc łzy.

Pepper: Moje życie... już nigdy... nie będzie... takie... samo
Dr Yinsen: Ale musisz im pomóc pogodzić się z nową sytuacją. Naprawdę wam współczuję... Przepraszam, że nie byłem w stanie mu pomóc
Pepper: Zabił się... Nikt tego inny nie zrobił... Sam odebrał sobie życie
Dr Yinsen: Uspokój się... Muszę go stąd zabrać... Nie chcesz jakiś leków na uspokojenie?
Pepper: Nie trzeba. Dam radę

Wstałam z krzesła i wytarłam ręką policzki, aż w końcu wyszłam z sali. Rhodey dalej był załamany. Przytuliłam go, by jakoś pocieszyć przyjaciela. Musieliśmy jakoś trzymać się razem.

**Katrine**

Ojciec dopiero wrócił o osiemnastej. Zwykle jego jazgot słyszę później. Słyszałam, jak rozmawiał o czymś z mamą. Wyszłam po cichu z pokoju, chowając się przy schodach. Gadał o jakiejś śmierci. Kto zginął? Przybliżyłam się bardziej barierek, nasłuchując ich rozmowy w kuchni.

Viper: Nie żyje? Ty to zrobiłeś?
Duch: Chciałem, ale sam mnie wyprzedził. Zresztą, już dawno powinien wąchać kwiatki od spodu
Viper: Kochanie, przecież nic ci nie zrobił. Wspólnymi siłami wydostaliście się z tej cholernej wyspy
Duch: Fakt, ale teraz nie musi obrywać za Katrine
Viper: A co ona ma z tym wszystkim wspólnego?
Duch: Śledziłem ją
Viper: Porąbało cię do reszty?! Tak się nie robi! W ten sposób jedynie cię znienawidzi! Tego chcesz?
Duch: Miała nie zadawać się ze Starkami! Złamała zakaz!
Viper: Porozmawiam z nią
Duch: Nie trzeba. Dostanie ode mnie karę
Viper: I naprawdę Iron Man nie żyje?
Duch: Raczej nie upozorowali jego śmierci po raz drugi... Raczej nie

Taa... Kochany tatuś. Chcesz dać mi karę? Proszę bardzo, ale ja stąd spadam. Wróciłam do pokoju, pakując najważniejsze rzeczy do plecaka. Okno nie było zbyt wysoko, więc mogłam skoczyć bez problemu.
Gdy już otwierał drzwi, w ostatnim momencie wyskoczyłam.

Duch: Katrine!

Miałam szczęście. Drugie piętro i obyło się jakoś bez złamań, bo spadłam na materac. Widocznie ktoś nowy się wprowadza, lecz to mnie uratowało. Szybko chwyciłam za plecak, biegnąc daleko od domu. Czy robię dobrze? Uwalniam się od dyktatury ojca.

**Lily**

Dostaliśmy od lekarki jakieś leki na uspokojenie. Jednak nadal się źle z tym czułam. To moja wina, że popełnił samobójstwo. Teraz i ja muszę odkupić swoje błędy.

Part 131: Nieporozumienie cz.1

0 | Skomentuj


**Pepper**

Lily mogła mieć rację, co do tego, że zostały mu ledwie dwa dni. Sądząc po tym, jak wygląda, wszystko było możliwe. Jednak nie chciałam go stracić. Gdyby lekarze szybciej się pojawili, może powstrzymaliby Tony'ego przed wstrzyknięciem kylitu. Rhodey milczał, siedząc przy nim.

Pepper: Może powiesz coś? Tylko ty wiesz, co się z nim dzieje
Rhodey: Nie będę ci mówić. Sama przecież widzisz...  A Lily mówi prawdę
Pepper: Czyli on...
Rhodey: Ma coraz mniej czasu
Lily: Przecież oni go uratują, tak?
Rhodey: Trzeba wierzyć, że będzie walczył

I znowu cisza. Nikt nie odezwał się ani jednym słowem. Jedynie, co było słychać, to dźwięk maszyn przy łóżku Tony'ego. Jedna z nich zaczęła dziwnie reagować. Od razu pobiegłam po lekarza. Czy to możliwe, że się obudził? Lily wybiegła ze mną i też chciała, by wrócił do zdrowia.

**Rhodey**

Nie wierzyłem, co widziałem. On poruszył ręką, a jego powieki się uniosły, gdy otworzył oczy. Nie panikował i sam pozbył się rurki z gardła, która mu przeszkadzała. Oddychał spokojnie, ale nadal z bólem.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś
Tony: Rhodey...
Rhodey: Ale nas wystraszyłeś, chłopie. Już więcej tego nie rób, jasne?
Tony: Rhodey...
Rhodey: Muszę to powiedzieć Pepper i Lily. Będą zachwycone
Tony: Nie... mów... przez chwilę
Rhodey: O co chodzi? Przecież powinny wiedzieć. To twoja rodzina
Tony: Ja... umieram
Rhodey: Oj! Nie pleć bzdur. Będzie dobrze. Wyzdrowiejesz
Tony: Obiecaj... że... otworzysz... kopertę
Rhodey: Tony, proszę

Chwyciłem go za dłoń. Nie chciałem, by nas opuszczał. Skoro oddycha samodzielnie, może walczyć. Wygra to... No musi.

Tony: Przeczytajcie... listy
Rhodey: Tony!

Opadła jego ręka, a na ekranie pojawiła się pozioma linia, co mogła oznaczać jedno. Na szczęście lekarze usłyszeli pisk kardiomonitora i przybiegli na OIOM. Musiałem wyjść z sali, a Pepper chciała wiedzieć, co się stało. Uniknąłem niechcianego wzroku. Nie potrafiłem spojrzeć w jej oczy.

Pepper: Rhodey, co się dzieje?
Rhodey: Obudził... się
Lily: Wujku?

Zbladłem na twarzy i musiałem usiąść. Chciałem się uspokoić, ale wiedziałem, że szanse zmalały do 2%.

**Matt**

Wróciłem do domu, ale nikogo nie było. Pomyślałem, że siedzą w zbrojowni. Jednak tam też nie znalazłem żywej duszy. Jedynie usłyszałem głos komputera.

<<Coś się stało?>>

Matt: Gdzie są wszyscy?

<<Pojechali do szpitala, ale nie martw się. Lily całkowicie wyzdrowiała. Chciały się zobaczyć z Tony'm>>

Matt: A coś wiadomo?

<<Nie wiem. Musiałbyś sam zobaczyć, ale lepiej zajmij się lekcjami>>

Matt: Nie mam żadnych

<<No to idź zobacz się z ojcem>>

Odłożyłem plecak na kanapę i szybko pobiegłem do szpitala. Dzięki moim genom, znalazłem się na miejscu w zaledwie pięć minut. Zdziwiłem się, że było tak pusto, lecz poczułem, jak coś przechodzi przez korytarz. Nie widziałem tego, ale wiedziałem, że to coś żyje. Od razu poszedłem za tym kimś, aż dotarłem pod salę ojca. Przed nią siedziała mama z Lily i wujkiem. Aż tak źle?

Matt: Mamo?
Pepper: Nic... nie wiem
Matt: A ty, Lily?
Lily: Musi być dobrze. Po prostu musi
Matt: Co robią lekarze?
Pepper: Walczą za niego

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Po prostu też musiałem usiąść. Próbowałem też myśleć jako pozytywnie, ale nie dało się.

**Duch**

Przeszedłem bez problemu po korytarzu, aż dotarłem do sali, gdzie leżał Iron Man. Przeniknąłem przez drzwi bez dotykania klamki. Widziałem, jak zaledwie dwójka lekarzy próbowała ocalić mu życie. Chyba raczej nie muszę go dobijać, skoro sam umrze. Jednak nie miał ran na ciele, więc on był temu winny. Samobójstwo? A! To nowość.

Dr Bernes: Kardiofryna
Dr Yinsen: Podano... Teraz trzeba czekać

Zaprzestał czynności ratowniczych, a stan Anthony'ego nie uległ poprawie. Zanim zniknąłem z sali, usłyszałem jedynie kilka kluczowych słów.

Dr Yinsen: Czas zgonu. Godzina 16:05

Żegnaj, Iron Manie. Chyba już nie doczekam się z tobą walki.

**Ho**

Nie udało się. Myślałem, że coś uda się zdziałać, ale on po prostu się poddał. Teraz muszę powiadomić jego rodzinę. Byłem załamany i nie chciałem im nic mówić.

Dr Bernes: Ho, spokojnie... Powiem im
Dr Yinsen: Nie, bo to ja prowadziłem całą akcję. Muszą poznać prawdę ode mnie
Dr Bernes: Robiliśmy, co się dało
Dr Yinsen: Przecież... Przecież powinien jeszcze wytrzymać
Dr Bernes: Sam się poddał
Dr Yinsen: Po nim nie spodziewałbym się czegoś takiego

---**---

Nie bijcie. To nie koniec opo. Jeszcze czeka nas sporo wątków. Wiem, że zrobiło się niefajnie, ale jakoś musicie przeżyć bez blaszaka.

Part 130: Czasem lepiej zapomnieć

3 | Skomentuj

**Lily**

Dzięki mojej nowej zdolności, mogę poznać prawdę o stanie ojca. Pewnie doktorek będzie myślał o tym, czego nie powiedzieć, więc łatwo dowiem się, co się tak naprawdę dzieje. Jednak jedynie mama wraz ze strażnikiem wiedzą, jakie mam moce.
Postanowiłam iść do szpitala bez względu na to, czy mama mi pozwoli, czy też nie.

Pepper: Dokąd idziesz?
Lily: Do szpitala. Muszę odwiedzić tatę
Pepper: Daj działać lekarzom. Gdyby coś się działo, powiedzieliby nam. Zresztą, Rhodey jest przy nim. Będzie dobrze
Lily: To dlaczego myślisz inaczej?
Pepper: Lily, nie wchodź do mojej głowy
Lily:A pojedziemy do niego?
Pepper: Jeśli czujesz się dobrze...
Lily: Czuję... Jedziemy?
Pepper: Tak

Zgodziła się mnie zabrać do szpitala. Już nawet nie próbowała myśleć o tacie, a skupiła swoje myśli na moim bracie. Chciała coś przede mną ukryć, ale lekarzom się to nie uda.

~*Trzy godziny później*~

**Rhodey**

Z sali nikt nie wychodził. Myślałem, że zwariuję przez dalsze czekanie na jakiekolwiek informacje. Na szczęście dr Yinsen w końcu wyszedł powiedzieć, co się dzieje z Tony'm. Liczyłem na dobre wieści. Gwałtownie wstałem z krzesła, czekając, aż się odezwie.

Rhodey: I co z nim?
Dr Yinsen: Śpiączka skróciła się do czterech dni
Rhodey: To dobrze
Dr Yinsen: Nie rozumiesz. Kończy nam się czas, a Tony umrze wcześniej, bo jego organizm nie daje rady już walczyć
Rhodey: Nie... To niemożliwe... To nie może się dziać
Dr Yinsen: Powiesz o tym Pepper?
Rhodey: Chyba sama się dowie

Zauważyłem, że szła w naszą stronę razem z Lily. Chciałem wiedzieć więcej na temat stanu przyjaciela, więc poprosiłem o zobaczenie się z nim. Pozwolił mi i akurat w najlepszym momencie zniknąłem im z oczu. Zauważyłem, że maszyny znowu go próbowały utrzymać przy życiu. Wyglądał tak blado, że przypominał trupa, którego wolałbym nie chować do trumny.

Rhodey: Nie poznaję cię, Tony. Tak łatwo chcesz dać za wygraną? Pewnie Whiplash czeka na rewanż. Proszę cię... Obudź się. Zawsze byłeś silny i tylko dlatego przeżyłeś wypadek. Nie możesz się poddać, rozumiesz? Masz dla kogo wracać, więc weź się w garść... Czekamy na ciebie

**Katrine**

Szybko nam lekcje minęły, ale Matt zaproponował rewanż za ostatni mecz, gdy z nim wygrałam w zbijaka. Jednak teraz rywalizowaliśmy w tenisie. Graliśmy do jedenastu punktów. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Z początku serwował agresywnie, ale później dał mi fory. Mecz skończył się dla niego zwycięstwem. Przybiliśmy sobie piątkę.

Matt: Byłaś godnym przeciwnikiem
Katrine: W tenisie? Pewnie tak
Matt: Następnym razem, ty wybierasz. Masz już coś na celowniku?
Katrine: Hmm... Pomyślimy później.... Muszę wracać do domu. Dzięki za grę
Matt: To ja dziękuję, Katrine. Miło jest przy tobie zapomnieć o problemach
Katrine: A to coś poważnego?
Matt: Chodzi o siostrę i ojca
Katrine: Nie wiem, co się stało, ale na pewno będzie dobrze
Matt: Oby
Katrine: Zagramy jutro?
Matt: Pewnie... Znowu po lekcjach?
Katrine: Czemu nie?
Matt: No to jesteśmy umówieni

Uśmiechnął się, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Próbowałam go ukryć, lecz było za późno. Zaśmiał się, machając ręką na pożegnanie. Gdy zniknął mi z oczu, wzięłam torbę i poszłam do domu. Mam nadzieję, że nie uczepią się, jak mogłam tak późno wrócić. Jeśli ojciec się dowie, będę miała przerąbane. Przecież powinni być zadowoleni z mojego szczęścia. Jednak nie w tej porąbanej rodzinie.
Po przekroczeniu progu drzwi, pomaszerowałam do pokoju, gdzie o dziwo spotkałam ojca. Wyczuwam kłopoty.

Duch: Musiałem długo na ciebie czekać... Gdzie byłaś?
Katrine: No w szkole... A gdzie miałam być?
Duch: Ja to sprawdzę. Wiesz o tym?
Katrine: Czy możesz mi wyjść z pokoju? Proszę
Duch: Popełniasz poważny błąd
Katrine: Znowu masz zamiar się mnie czepiać? Przecież ci obiecałam, że...
Duch: Śledziłem cię
Katrine: Jakim kurwa prawem?! Chyba mam prawo mieć trochę prywatności?!
Duch: Katrine...
Katrine: Wyjdź!

Krzyknęłam, wskazując na drzwi. Jak on mógł mi to zrobić? Teraz na pewno muszę z Mattem spotykać się po kryjomu. Oby ojciec nie odwalił jakiejś głupoty. Śledził mnie... Całkowicie oszalał, a mama oczywiście się zgadza.

**Duch**

Jeśli wydaje jej się, że zdoła ukryć fakt, że zadaje się z synem Starka, to jest w błędzie. Od początku go śledziłem. Pora złożyć Anthony'emu wizytę.

**Pepper**

Lekarz niewiele nam powiedział. Prawie, że nic, a Rhodey wciąż siedział w sali. My też chcieliśmy się zobaczyć z Tony'm, więc pozwolił nam na chwilę. Byłam przerażona na widok tych maszyn. Było ich więcej, niż poprzednim razem, a on tak leżał blady.

Lily: Zostały mu dwa dni
Pepper: Jak to?
Lily: Doktorek nie ukrywa swoich myśli

BONUS#8: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Uśmiechnij się, dzisiaj będzie Happy

0 | Skomentuj

1
00:00:43,079 --> 00:00:45,612
<i><b> 1x22
Uśmiechnij się, dzisiaj będzie Happy </b></i>

3
00:00:55,262 --> 00:00:56,292
Nie rozumiem

4
00:00:56,452 --> 00:00:59,679
Nie potrzebujesz nic kupować
ale chcesz iść do centrum

5
00:01:00,005 --> 00:01:03,874
- Chcesz tylko ... tylko ...
- Połazić.

6
00:01:04,015 --> 00:01:06,612
Ale zatrzymajmy się
najpierw w paru miejscach

7
00:01:07,838 --> 00:01:11,645
Khaaaaaan.
Co tam, ziom?

8
00:01:11,987 --> 00:01:15,805
Nie. Nie, nie, nie.
Tylko nie, to

9
00:01:16,590 --> 00:01:23,715
Ja cię kręcę. Czy to jest lodówka
, dvd? O nie! Karaoke

10
00:01:24,262 --> 00:01:26,710
Proszę. Będzie świetnie
Naprawdę, obiecuję

11
00:01:27,393 --> 00:01:30,213
Dobra. Ale zatrzymamy się 
gdzieś jeszcze

12
00:01:31,626 --> 00:01:34,081
Hej, Gene.
Potts?

13
00:01:36,317 --> 00:01:38,204
Spokojnie. Będzie świetnie, nie?

14
00:01:41,459 --> 00:01:45,062
- Hej!
- Mała, Zamień się miejscem z Whitney

15
00:01:46,399 --> 00:01:48,506
Och! Jedźmy teraz po Tony'ego
i Rhodey'go

16
00:01:52,582 --> 00:01:56,391
Uhuhu. Patrzcie!
Ja latam!

17
00:02:02,579 --> 00:02:05,594
Hej, pojedźmy na Bermudy

18
00:02:05,980 --> 00:02:09,530
Whitney, ty i ja ...
Bermudy, co?

19
00:02:10,679 --> 00:02:13,907
Happy, nie możemy tam pojechać.
To jest wyspa

20
00:02:14,277 --> 00:02:16,690
No, ale poza tym,  w porzo nie?

21
00:02:22,819 --> 00:02:25,797
Niczego... nie... dotykaj

22
00:02:26,255 --> 00:02:30,426
Ech! Wyluzuj trochę, Gene Khan
Zaszalej

23
00:02:30,602 --> 00:02:34,338
I wy też. Nie chcielibyście się troszkę zabawić?

24
00:02:34,513 --> 00:02:37,112
-No nie, raczej nie tak

25
00:02:37,376 --> 00:02:40,061
- Niekoniecznie
- Nie lubię cię

26
00:02:40,252 --> 00:02:45,102
Ale lamy. Wy kujony powinniście
zacząć mnie naśladować

27
00:02:53,225 --> 00:02:56,806
Jedź za nim!

28
00:03:03,565 --> 00:03:04,583
Ruchy.

29
00:03:05,053 --> 00:03:10,505
Ludzie, serio. Chyba nie powinniśmy tam iść.
Na pewno nic mu nie jest

30
00:03:12,303 --> 00:03:13,893
Czaad.

 20 minut wcześniej

31
00:03:22,423 --> 00:03:25,965
Hej! No musisz ją w końcu wypróbować.
Ciągle tego unikasz

32
00:03:26,656 --> 00:03:29,616
Po raz ostatni, nie
Nie chcę.

33
00:03:29,786 --> 00:03:32,148
To jest zły pomysł z wielu powodów

34
00:03:32,867 --> 00:03:34,024
Jakich?

35
00:03:34,234 --> 00:03:40,151
Ja ... Ty ... no ptaki ...
Co jeśli ... Ech! Nie mogę

36
00:03:40,971 --> 00:03:42,270
Nie zmieszczę się w zbroję

37
00:03:42,467 --> 00:03:44,798
Ma w sobie ruchome spojenia i
rozszerzalny pancerz

38
00:03:44,937 --> 00:03:47,712
Każdy się zmieści
A na pewno ty

39
00:03:48,725 --> 00:03:51,382
Ech! Okej, dobrze
Spróbuję

40
00:03:51,772 --> 00:03:54,827
Nic się przecież nie stanie, tak?

41
00:04:08,942 --> 00:04:11,708
<i> Udało mi się.
Tony, jak mi idzie? </i>

42
00:04:11,941 --> 00:04:13,258
-Na pewno masz otwarte oczy?
-Ej!

43
00:04:22,086 --> 00:04:24,147
<i>Po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić. </i>

44
00:04:24,531 --> 00:04:29,535
<i>A może powinieneś lecieć
 trochę niżej... iii nad oceanem? </i>

45
00:04:30,028 --> 00:04:31,463
Zawsze tu tak gorąco?

46
00:04:32,595 --> 00:04:33,893
Muszę odetchnąć.

47
00:04:34,650 --> 00:04:37,369
Może... Może otworzę maskę, czy coś?

48
00:04:37,645 --> 00:04:39,353
<i> Patrz, jak lecisz! </i>

49
00:05:00,615 --> 00:05:03,500
Masz przyjść i mnie stąd zabrać!

50
00:05:03,738 --> 00:05:06,190
Słyszysz mnie, Tony?
To koniec.

51
00:05:06,410 --> 00:05:09,307
Co ty wyprawiasz?
Ło-ło-ło, hej! Nie zdejmuj jej!

52
00:05:09,493 --> 00:05:11,565
Rhodey, ktoś cię może zobaczyć
Rhodey!

53
00:05:11,829 --> 00:05:14,096
<i>Rozmowa przychodząca. </i>

54
00:05:14,361 --> 00:05:16,473
<i>- Rhodey?
- Zabierz mnie stąd! </i>

55
00:05:16,744 --> 00:05:18,696
<i> Rhodey.
Wróć tu w zbroi </i>

56
00:05:19,037 --> 00:05:22,648
Nie ma mowy!
Już do niej nie wejdę ...  w życiu!

57
00:05:22,864 --> 00:05:25,020
Jeśli chcesz ją odzyskać,
Przyjdź tu ...

58
00:05:25,524 --> 00:05:26,736
O, nie

59
00:05:31,683 --> 00:05:36,104
Ludzie, serio. Chyba nie powinniśmy tam iść.
Na pewno nic mu nie jest

60
00:05:37,822 --> 00:05:39,278
Czaad!

61
00:05:39,532 --> 00:05:43,484
Jest pusta. Kimkolwiek jest Iron Man,
musi być gdzieś blisko

62
00:05:44,367 --> 00:05:48,414
Hahaha! Głupek! To jasne.
Iron Man jest robotem

63
00:05:48,664 --> 00:05:52,542
Iron Man to nie robot, Happy.
Mówiłam ci

64
00:05:52,909 --> 00:05:57,228
Co ty wyrabiasz?
Musimy ee ... nie ...

65
00:05:57,460 --> 00:05:59,671
Happy!
Wyjdź stamtąd!

66
00:06:00,257 --> 00:06:02,439
Ludzie.
Patrzcie na to!

67
00:06:02,777 --> 00:06:04,524
Jestem Iron Manem.

68
00:06:05,093 --> 00:06:07,801
A przed chwilą mówiłeś, że on
jest zwykłym robotem

69
00:06:08,052 --> 00:06:11,944
Taak,i teraz jestem w środku
robota. Ha!

70
00:06:12,310 --> 00:06:15,896
Happy, zdejmuj tę zbroję
Natychmiast!

71
00:06:16,191 --> 00:06:20,026
Nie!
Chcę lecieć, robocie! Już!

72
00:06:26,730 --> 00:06:29,062
Co za niewiarygodny kretyn

73
00:06:29,838 --> 00:06:32,362
Bardzo niedobrze

74
00:06:38,946 --> 00:06:41,747
<i>Użytkownik na miejscu.
Wznawianie działania. </i>

75
00:06:43,513 --> 00:06:45,652
Tak!
Najwyższy czas, chłopie

76
00:06:47,631 --> 00:06:51,233
<i>- Zaraz, czy ty nie ...
 - Tony, mamy duże kłopoty </i>

77
00:06:51,372 --> 00:06:54,447
<i>- Musisz wyłączyć.
- Robocie? Czy to ty? </i>

78
00:06:54,928 --> 00:06:56,078
Happy?

79
00:06:58,279 --> 00:07:01,275
Ja cie!
Znasz moje imię

80
00:07:01,535 --> 00:07:07,004
Jak cię nazywać?
Robot? Iron-ziom? Blaszak?

81
00:07:07,211 --> 00:07:11,241
<i>- Coś ty zrobił, Rhodey?
 - On myśli, że Iron Man jest robotem. </i>

82
00:07:11,481 --> 00:07:13,704
<i> Musisz go przekonać
żeby opuścił zbroję. </i>

83
00:07:13,900 --> 00:07:16,765
<i> - I przejąć nad nią kontrolę.
- Nie cierpię cię.</i>

84
00:07:19,401 --> 00:07:24,969
Jesteś...
Jestem Iron Manem ... robotem.

85
00:07:25,252 --> 00:07:29,264
Ląduj i wyjdź... ze mnie

86
00:07:30,473 --> 00:07:33,501
To idiotyzm. 
Zaraz ją tutaj sprowadzę

87
00:07:33,710 --> 00:07:35,670
<i> Sprowadzisz? Gdzie?
Do zbrojowni?</i>

88
00:07:35,818 --> 00:07:38,225
<i>I co wtedy?
Dowie się wszystkiego. </i>

89
00:07:38,626 --> 00:07:43,187
<i> Cud. Ja latam! (?)
Lecę do góry nogami! </i>

90
00:08:05,322 --> 00:08:07,265
<i>Hej.
Happy całkiem nieźle lata. </i>

91
00:08:07,629 --> 00:08:09,817
<i> - Jestem pod wrażeniem
- Ty chyba żartujesz?</i>

92
00:08:09,989 --> 00:08:11,459
<i> No co?
Tylko mówię. </i>

93
00:08:11,660 --> 00:08:13,127
Pepper jest teraz razem z Gene'm
i Whitney

94
00:08:13,268 --> 00:08:14,725
Chyba próbują za nim jechać.

95
00:08:14,909 --> 00:08:18,825
Wezwę taksówkę.
Tylko, że nie mam ze sobą portfela

96
00:08:19,123 --> 00:08:21,224
<i> Przestań się wygłupiać
 i wracaj. </i>

97
00:08:21,410 --> 00:08:25,484
<i> Muszę tak pokierować Happy'm,
żeby nic się nie stało. Jemu i innym. </i>

98
00:08:25,722 --> 00:08:27,713
<i> Całkiem nieźle lata </i>

99
00:08:31,337 --> 00:08:34,219
Ekhm... Uwaga, Happy ... człowieku

100
00:08:34,429 --> 00:08:38,576
Iron Man przełącza się na autopilota
dla twojego bezpieczeństwa

101
00:08:40,921 --> 00:08:48,417
Hej! Dalej!
Ruszaj się! Chcę się... aaa dalej ruszaać!

102
00:08:54,396 --> 00:08:57,814
Co ty wyprawiasz?
Masz przestać!

103
00:09:02,440 --> 00:09:05,754
- Hej!
- Musisz wyluzować, Iron-bocie

104
00:09:05,998 --> 00:09:09,019
Dopiero zacząłem się rozkręcać

105
00:09:11,520 --> 00:09:14,197
Co on wyprawia?

106
00:09:43,800 --> 00:09:45,418
Aaaa!

107
00:09:49,923 --> 00:09:52,978
- O, nie!
- O, nie!

108
00:09:53,268 --> 00:09:55,513
O, nie.

109
00:09:59,185 --> 00:10:01,558
Zadzwoń do kapitana Tong.
Niech nikt cię nie słyszy

110
00:10:01,773 --> 00:10:04,253
Powiedz mu, że Iron Man
wpadł do jednego z naszych skarbców

111
00:10:04,694 --> 00:10:08,107
Żadnego działania, póki Mandaryn
nie wyda rozkazu. Zrozumiałaś?

112
00:10:09,695 --> 00:10:14,150
Panie Khan. Brak odpowiedzi.
Coś jest nie tak.

113
00:10:17,090 --> 00:10:19,438
Hej.
Kto postawił tutaj budynek?

114
00:10:24,711 --> 00:10:27,240
O, nie!

115
00:10:28,962 --> 00:10:31,257
Co jest, ziomki?

116
00:10:35,043 --> 00:10:40,216
Nie wiem, jak nas znalazłeś, Iron Manie
ale powinieneś był trzymać się z daleka

117
00:10:43,896 --> 00:10:48,681
Happy? Hej, człowieku!
Jesteś cały?

118
00:10:48,890 --> 00:10:53,234
<i> Zajefajnie!
Mam lasery, nie? </i>

119
00:10:53,432 --> 00:10:57,919
Tak. Aktywuję systemy broni,
ale pozwól mnie je kontrolować

120
00:11:00,008 --> 00:11:04,394
Yyy, nie.
Raczej nie

121
00:11:04,939 --> 00:11:07,244
Lasery dla was, złoczyńcy!

122
00:11:21,261 --> 00:11:24,251
Tak!
Słusznie... Schowajcie się, frajerzy

123
00:11:24,531 --> 00:11:28,078
Happy, masz przestać
Wynoś się stamtąd!

124
00:11:40,241 --> 00:11:45,041
Ninja
Ha! To najlepszy dzień mojego życia

125
00:11:47,312 --> 00:11:49,899
Łączność z budynkiem
została odcięta

126
00:11:50,176 --> 00:11:53,875
Mandaryn nie będzie zadowolony.
Zostań tu.

127
00:11:57,285 --> 00:12:01,048
- Nie jest dobrze
- Ja.. muszę zadzwonić

128
00:12:01,365 --> 00:12:05,255
Nie, macie tutaj zostać.
Ja wejdę do środka po Happy'ego

129
00:12:05,459 --> 00:12:08,038
W żadnym wypadku tam nie wchodźcie!

130
00:12:08,227 --> 00:12:10,163
Gene, nie!
Gene!

131
00:12:10,775 --> 00:12:12,706
Och! Jest gorzej z każdą chwilą

132
00:12:12,898 --> 00:12:16,249
Racja.
Utknęłam tutaj z tobą

133
00:12:16,478 --> 00:12:19,722
A wiesz, co, Whitney?
Możesz  ee...

134
00:12:21,497 --> 00:12:23,393
Whitney?

135
00:12:38,789 --> 00:12:43,203
Dalej, dalej!
Tony, co się dzieje? Jak to ...

136
00:12:43,522 --> 00:12:45,651
Rhodey ją wziął?
Serio?

137
00:12:45,831 --> 00:12:49,005
Tak źle?
Eee... Też mogę?

138
00:12:50,267 --> 00:12:52,999
O, rany!
Policja tu jedzie. Co powinnam...

139
00:12:53,356 --> 00:12:55,788
Co?
Killershrike i Unicorn?

140
00:12:56,109 --> 00:12:59,110
I Tong!
Muszę mu tam pomóc.

142
00:13:07,729 --> 00:13:10,898
Odwalisz się, blaszaku?
Nie potrzebuję cię!

143
00:13:12,604 --> 00:13:16,898
<i> Potrzebujesz!
Próbuję uratować ci życie.</i>

144
00:13:22,178 --> 00:13:26,243
Maggia!
Hmm... Happy ich pokona

145
00:13:26,456 --> 00:13:29,565
A potem doprowadzi mnie
do Iron Mana

146
00:13:29,960 --> 00:13:34,036
Cóż za ironia losu.
Chcę, żeby Happy wygrał

147
00:13:45,707 --> 00:13:47,980
Potrzebujemy wsparcia.
Wszystkie siły.

148
00:13:50,884 --> 00:13:52,518
Cześć.

149
00:13:54,879 --> 00:13:59,789
Przepraszam bardzo. Ale łapiąc
Happy'ego, sprawiłby pan kłopot Iron Manowi

150
00:14:00,065 --> 00:14:01,717
A na to nie pozwolę

151
00:14:03,747 --> 00:14:07,227
<i>Proszę o uwagę.
Będziemy czekać na rozwój sytuacji. </i>

152
00:14:07,414 --> 00:14:11,394
<i>Niech nikt nie wchodzi do środka.
Tylko ja. </i>

154
00:14:21,784 --> 00:14:25,591
Przepraszam państwa. Na mieście jest jakaś
afera z Iron Manem

155
00:14:25,896 --> 00:14:28,715
I teraz wszystkie ulice są zakorkowane
Och!

156
00:14:31,168 --> 00:14:32,783
Powiedz szczabrzeszyn (?)
No mów!

157
00:14:32,982 --> 00:14:34,974
Pozbądź się go!

158
00:14:38,779 --> 00:14:40,909
Hej! 
Uważaj!

159
00:14:41,986 --> 00:14:44,543
Niewiarygodne

160
00:14:57,223 --> 00:15:01,218
Walczy przeciwko Tong.
Czyli plotki muszą być prawdziwe.

161
00:15:01,429 --> 00:15:04,423
To nie jest Mandaryn

162
00:15:07,332 --> 00:15:10,034
Chcesz jeszcze trochę tego? 
A ty może tego?

163
00:15:10,226 --> 00:15:11,817
Jeszcze nie skończyłem!

164
00:15:12,149 --> 00:15:14,296
<i> Skończyłeś!
Posłuchaj mnie,  ...</i>

165
00:15:16,224 --> 00:15:18,552
My nie chcemy walczyć, Iron Manie

166
00:15:18,769 --> 00:15:22,479
Kradniemy pieniądze od Tong.
Oni są gorsi od nas

167
00:15:22,683 --> 00:15:24,813
Tak.
Czemu się nie przyłączysz?

168
00:15:25,024 --> 00:15:29,085
Kiedy te bomby wybuchną,
pieniędzy starczy dla nas wszystkich

169
00:15:30,129 --> 00:15:31,011
Stoi.

170
00:15:31,688 --> 00:15:34,269
Bomby?
Zrób zbliżenie na sejf

171
00:15:37,696 --> 00:15:40,908
Analizuj.
O, nie.

172
00:15:41,326 --> 00:15:43,135
Eee.
Co się dzieje, robocie?

173
00:15:43,388 --> 00:15:46,059
<i> To nie bomba.
Tylko dziesięć bomb.</i>

174
00:15:46,268 --> 00:15:51,865
<i>Wykorzystują one energię kwantową
Kiedy są połączone, siła ich wybuchu wzrasta wykładniczo. </i>

175
00:15:52,180 --> 00:15:54,173
Heh. Dobrze o tym wiem

176
00:15:54,790 --> 00:16:01,911
Jedna z nich otworzy sejf, trzy zniszczą budynek,
przez wszystkie dziesięć wyparuje miasto

177
00:16:02,198 --> 00:16:07,389
Hahaha! Genialnie .... Zaraz, nie
To źle, tak?

178
00:16:13,426 --> 00:16:15,128
Co źle?

179
00:16:15,398 --> 00:16:17,547
Komputerze, niech mój głos
idzie przez filtry zbroi

180
00:16:18,456 --> 00:16:21,926
<i> - Gotowe.
- Wy durnie! Co wy robicie?</i>

181
00:16:22,657 --> 00:16:27,125
Whoa, hej! To nie byłem ja
Jesteście całkiem spoko

182
00:16:27,333 --> 00:16:31,551
<i> Bomby, którymi chcecie otworzyć sejf,
zniszczą całe miasto! </i>

183
00:16:32,908 --> 00:16:37,011
Czy to jakiś podstęp?
Kupiliśmy je przecież od Mr. Fixa

184
00:16:37,303 --> 00:16:40,348
<i>- Kogo?.
- Czyli Fix chce się was pozbyć </i>

185
00:16:40,571 --> 00:16:44,352
<i> Musicie je rozbroić, albo
będzie po nas i po was </i>

186
00:16:46,723 --> 00:16:52,573
- Taa! Te pieniądze nie są chyba tego warte
- Tak. Powiedz nam, jak poszło?

187
00:16:53,210 --> 00:16:56,452
Zaraz. Nie wychodźcie!
A co z forsą?

188
00:16:56,452 --> 00:16:58,738
<i> Zostaw ich, musimy rozbroić bomby.</i>

189
00:16:59,191 --> 00:17:01,685
Śmierdzisz, robocie

190
00:17:03,123 --> 00:17:06,626
- Myślisz, że one naprawdę wysadzą miasto?
- Eee.

191
00:17:13,382 --> 00:17:16,801
Mam pomysła. Włożymy bomby do sejfu,

192
00:17:17,029 --> 00:17:20,755
A sejf ochroni miasto przed eksplozją

193
00:17:21,660 --> 00:17:23,890
To musi być sen...

194
00:17:27,053 --> 00:17:28,720
Dalej Tony, odbierz

195
00:17:32,270 --> 00:17:35,045
Pepper, nie mam czasu
Musisz uciekać z miasta

196
00:17:35,313 --> 00:17:37,532
Znajdź Rhodey'go, kogo tylko możesz
i wynoście się

197
00:17:37,781 --> 00:17:41,207
<i> Co? Jestem w budynku.
Pomogę Happy'emu. </i>

198
00:17:41,471 --> 00:17:45,328
Nie! Uciekaj stamtąd!
Już Pepper, koniecznie!

199
00:17:48,292 --> 00:17:52,862
Ech.
Lepiej żebyś to docenił, Tony

200
00:17:54,560 --> 00:17:55,746
Pepper.

201
00:17:57,109 --> 00:17:59,944
Gene. Co się dzieje?
Znalazłeś Happy'ego?

202
00:18:00,126 --> 00:18:02,971
Musimy się stąd wynosić !
Iron Man zajął się wszystkim

203
00:18:03,217 --> 00:18:06,379
Serio? 
Ale ... ale to Happy.

204
00:18:06,876 --> 00:18:08,511
Nie martw się
Dalej!.

205
00:18:09,072 --> 00:18:12,574
Dobra, ale musimy znaleźć też Whitney

206
00:18:14,675 --> 00:18:17,079
Do dzieła

207
00:18:17,854 --> 00:18:22,308
Posłuchaj uważnie. Najpierw musisz zdjąć
obudowę z głównej bomby

208
00:18:22,507 --> 00:18:26,265
Dzięki temu, będziemy mogli sprawdzić
przewody i baterię

209
00:18:26,831 --> 00:18:30,235
O! Coś tu pipczy
Chyba jest zepsuta

210
00:18:30,307 --> 00:18:35,398
Happy, bądź ostrożny.
Rób to wolno i spokojnie

211
00:18:36,801 --> 00:18:42,716
Nie, nie, tak głupi. Zdjęcie obudowy
musiało przyspieszyć zegar

212
00:18:42,913 --> 00:18:45,398
<i>Mamy około minuty.
To niemożliwe</i>

213
00:18:45,804 --> 00:18:49,140
<i> Za trudne.
Nie mamy tyle czasu. Zaraz wybuchnie</i>

214
00:18:49,318 --> 00:18:51,850
Happy!
Happy, wynoś się stamtąd!

215
00:18:52,022 --> 00:18:55,496
Zrób to, teraz!
Nie powstrzymamy jej

216
00:18:57,824 --> 00:18:59,440
Happy?

217
00:19:00,527 --> 00:19:04,705
Eee... To było nudne.
Chcę sobie polatać.

218
00:19:05,151 --> 00:19:07,229
<i> Aktywacja butów odrzutowych. </i>

219
00:19:07,866 --> 00:19:13,705
Happy ... Ekhm... Użytkowniku,
tutaj Iron Man. Nie odlatuj.

220
00:19:14,242 --> 00:19:19,393
<i> - Czemu nie?
-  No, bo zbroja została bardzo uszkodzona <i>
221
00:19:19,862 --> 00:19:24,704
<i>-Wygląda wporzo
- Nie, nie, nie, nie. Jest źle</i>

222
00:19:24,883 --> 00:19:30,063
<i> Poważne uszkodzenie.
Zbroja zaraz ...  eee wybuchnie. </i>

223
00:19:30,364 --> 00:19:37,716
Uratowałeś całe miasto
Nie ma powodu  żebyś poświęcał się tylko dla... Happy?

224
00:19:43,353 --> 00:19:46,468
Dobra. Zdalne sterowanie, natychmiast!

225
00:19:49,675 --> 00:19:51,822
Miałeś rację, Gene
Wszystko będzie dobrze

226
00:19:52,676 --> 00:19:55,595
Do kogo ty mówisz?

227
00:19:59,245 --> 00:20:02,100
Ludzie, Iron Man zaraz wybuchnie

228
00:20:07,002 --> 00:20:09,265
Ta zbroja, była pusta ?

229
00:20:09,798 --> 00:20:16,317
Pusta? Nie, Gene Khan.
Ten robot miał duszę

230
00:20:16,529 --> 00:20:20,103
Był trochę spięty i
krzyczał na mnie

231
00:20:20,321 --> 00:20:25,759
Ale nigdy nie spotkałem tak dzielnego
robota

232
00:20:29,183 --> 00:20:34,764
I właśnie wtedy pokazali się ninja
Więc dałem im łupnia, nie

233
00:20:34,901 --> 00:20:38,470
Ha! Była też bomba.... och.
Robot mówił, że jeżeli wybuchnie

234
00:20:38,641 --> 00:20:41,699
to rozwali całą planetę

235
00:20:41,898 --> 00:20:44,724
No więc też jej dałem łupnia, nie

236
00:20:48,457 --> 00:20:50,065
Gdzie ty byłeś?

237
00:20:50,547 --> 00:20:54,809
Przepraszam
Na mieście były duże korki


---**---

Hehe.  To chyba jedyny odcinek, gdzie nasz blaszak nie ryzykuje życiem. Jako, że Tośka, Donia i Agata wybrały ten odcinek, znalazłam czas na ten scenariusz. Miałam problem z dwoma słowami, bo brzmiały dziwnie. No nic. Jednak myślę, że się udało :) Dziś był już part, ale to jako dodatek.
© Mrs Black | WS X X X