Rozdział 32: Dzień, który nigdy nie nadejdzie

**Rhodey**

To było nawet przyjemne spanie w sali. Żadnych hałasów. Po prostu cisza i spokój. Tak jak miałem w planach wziąłem coś z automatu do zjedzenia, a potem udałem się na cyberchirurgię. Była tam dość napięta atmosfera. Dosyć nietypowa. Pepper była zalana łzami, zaś lekarze stali nad Tony’m. Nie bardzo pojmowałem o co chodziło.

Rhodey: Co jest grane?
Dr Yinsen: Victorio, przygotuj wszystko.
Dr Bernes: Robi się.
Rhodey: Doktorze?
Dr Yinsen: Na osobności, Rhodey.

Zgodziłem się pójść za szybę skąd był widok na wszystkie łóżka z oddziału. Czekałem co sam mi powie, a przy okazji patrzyłem na działania lekarki. Do łózka Tony’ego przyniosła defibrylator. Co oni chcieli zrobić?

Dr Yinsen: Tu nikt nie będzie nam przeszkadzał. Od czego zacząć?
Rhodey: Najlepiej od początku.
Dr Yinsen: Jeśli chodzi o Tony’ego, musimy zmniejszyć moc rdzenia. Jest za silny. To dość prosty zabieg bez konieczności cięcia.
Rhodey: Chociaż tyle.
Dr Yinsen: Z kolei Pepper czeka rehabilitacja. Nie potrafi koordynować swoim ciałem, zaś twoja mama dostała już wypis. Jest pewnie w domu.

Zamilkłem. Musiałem to jakoś przetrawić. Zabieg, rehabilitacja… Oboje wiele znieśli, a nadal cierpią. Jak długo będę ich jeszcze oglądał w szpitalnych łózkach? Czy to się kiedyś skończy?

Dr Yinsen: Nie martw się. Wkrótce wrócą do domu.
Rhodey: Mam taką nadzieję.
Dr Yinsen: Poczekaj przed salą. Zawołam cię, gdy będzie po wszystkim.

Kiwnąłem tylko głową i rozdzieliliśmy się w swoje strony. Usiadłem na korytarzu, licząc na brak komplikacji. O ile było to możliwe.

**Ho**

Wróciłem do Victorii, która uśpiła chłopaka, zaś defibrylator był przygotowany. Zanim zaczęliśmy restart pokazała skany urządzenia. Skomplikowana zabaweczka. Musiałem mu przyznać, ale skoro to zasilało jego zbroje, mogło być zbyt potężne dla serca.

Dr Yinsen: Elektrody czy łyżki?
Dr Bernes: Najpierw łyżki. Potem stymulujemy.
Dr Yinsen: Myślisz, że pójdzie gładko?
Dr Bernes: Szczerze, Ho? Jego ciało ciągle nas zaskakuje.

Wzięła defibrylator do ręki. Spojrzałem na odczyty, dając znak do wyładowania.

Dr Yinsen: Teraz.

Zmiany dostrzegłem w mgnieniu oka. Jednak coś tu nie pasowało.

Dr Yinsen: Victorio, jaka była siła wyładowania?
Dr Bernes: Powinna być średnia.
Dr Yinsen: Tak? To czemu widzę maksymalną?
Dr Bernes: Cholera! Zatrzymał się!
Dr Yinsen: Niespodzianka.

Odparłem z ironią, podając adrenalinę. Przystąpiłem do masażu serca. Po jednej serii reanimacji puls się pojawił. Niewielki, lecz był.

Dr Yinsen: Sprawdzałaś wcześniej na ile było ustawione?
Dr Bernes: No tak. Zawsze jest na średnią.
Dr Yinsen: Ja pierdziele! W tym też grzebała?!
Dr Bernes: Spokojnie, Ho. Przyłóż elektrody.

Zrobiłem, jak powiedziała, choć wewnątrz wszystko we mnie wrzało. Przykleiłem je w odpowiednie miejsca na ciele i sprawdziłem moc w urządzeniu. Pasowała.

Dr Yinsen: Od najniższej, aż implant będzie słabszy.
Dr Bernes: Tylko nie można przesadzić. Jedno wyładowanie więcej i będzie po nim.
Dr Yinsen: Mów ciszej, bo dziewczyna nie śpi.
Dr Bernes: Przepraszam.
Dr Yinsen: Trzymaj skaner i patrz, czy mocy ubywa.

Od razu chwyciła za urządzenie. Stanęła na tyle blisko ile mogła. Nie chciałem, żeby prąd ją popieścił. Na szczęście jej skaner działał z różnych odległości od pacjenta.

Dr Yinsen: No to zaczynamy.

Uderzyło pierwszy raz. Podkręciłem gałkę, zmieniając siłę wyładowań. Stopniowo ją zwiększałem, aż Victoria kazała mi przestać.

Dr Yinsen: Co mamy?
Dr Bernes: Rdzeń stabilny. Moc wystarczy do pobudzania serca.
Dr Yinsen: Dobra robota. Idę po Rhodey’go.
Dr Bernes: A nie pomożesz mi schować defibrylatorów?
Dr Yinsen: Eee… Nie.

Uśmiechnąłem się wrednie i wyszedłem z sali. Chłopak wstał jak porażony. Już chciał pytać. Było widać, że miał ochotę otworzyć gębę, lecz go wyprzedziłem o kilka sekund.

Dr Yinsen: Udało się. Implant działa odpowiednią mocą. Teraz twój brat trochę sobie pośpi.
Rhodey: Czy… Czy mogę tam wejść?
Dr Yinsen: A przypadkiem szkoły nie masz?
Rhodey: Zrobiłem sobie wolne.
Dr Yinsen: Oj! Ty urwisie.

Zaśmiałem się, pozwalając mu na odwiedziny. Przyjaciółka była zła na mnie. Ciągle patrzyła złowrogo.

Dr Yinsen: No przestań się gniewać. To za karę.
Dr Bernes: Jaką karę? Bo wzięłam więcej kofeiny niż zwykle?
Dr Yinsen: Bo przez to mogłaś umrzeć, a takie mieszanie było bardzo bezmyślne.

Odparłem z powagą.

Dr Yinsen: Idę do kawiarenki, a ty pójdziesz ze mną.
Dr Bernes: Potem zjem. Zresztą, trzeba ich pilnować.
Dr Yinsen: Jest Rhodey, a on wezwie nas, gdyby coś się działo.

Chwyciłem ją za rękę, wychodząc na zewnątrz. Potem już się słuchała. Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Wziąłem kawę oraz kanapki. Podałem jej porcję.

Dr Yinsen: Bezkofeinowa. Nie ciesz się.
Dr Bernes: Torturujesz mnie.
Dr Yinsen: Nie. Po prostu dbam o ciebie. Dobrze się dziś czujesz?

W odpowiedzi pokazała mi język. Zaśmiałem się, biorąc kanapkę do ust. Nie przejmowałem się, że była zła. Kiedyś skończy z babskimi humorkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X