**Ho**
Mój dyżur się jeszcze nie skończył, dlatego poszedłem zorientować się jak miała się sytuacja z Virgilem Potts. Może jego stan poprawi się, kiedy tylko dowie się o odnalezieniu córki. Victoria wykonywała potrzebne skany do wykonania konstrukcji protez, więc mi pozostała jedynie reszta pacjentów.
Nagle wpadłem na Robertę, która wylała na mnie kawę. Nie przejmowałem się plamą na kitlu lekarskim.
Roberta: Najmocniej przepraszam. M… Mogłam bardziej uważać.
Dr Yinsen: W porządku, Roberto. Czy wyglądam, jakby był zły?
Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
Dr Yinsen: Zabierz Rhodey’go do domu. Niech odpocznie.
Roberta: Już po wszystkim?
Dr Yinsen: Ma zagojone rany, a reszta zostaje. Pepper potrzebuje zregenerować siły, a Tony nie może szaleć.
Roberta: Bo się przeciąży?
Dr Yinsen: Dokładnie, dlatego idź po swojego syna, a ja dopilnuję reszty.
Roberta: Dziękuję, doktorze.
Dr Yinsen: Taka praca. Poza tym, czego się nie robi dla przyjaciół?
Uśmiechnąłem się i poszedłem do sali agenta. Już odłączali go od aparatury. Sprawdziłem co dokładnie się działo. Wyjaśnili w skrócie, że właśnie się obudził. Zbadałem go i faktycznie wracały mu siły. Podałem mu maskę tlenową dla ułatwienia oddychania, zaś ilość maszyn przy łóżku się zmniejszyła.
Dr Yinsen: Może pan niczego nie pamiętać, ale to wina wypadku. To znaczy pana… misji.
Virgil: Wiem.
Dr Yinsen: Pańska córka też tu leży, ale na innym oddziale.
Virgil: Co… się stało…z nią?
Dr Yinsen: Doznała sporych obrażeń, lecz jest stabilna. Proszę się o nią nie martwić. Wszystko gra. Teraz nalegam na odpoczynek, panie Potts.
Zmieniłem opatrunki oraz spisałem wszelkie odczyty, życząc powrotu do zdrowia. Zerknąłem do jeszcze innych sal, aż uznałem, że czas na sen. Udałem się do pokoju lekarskiego, gdzie odłożyłem kitel, narzędzia i zasnąłem na kanapie.
~*Tydzień później*~
**Tony**
Otrzymałem wypis do domu. Tak bardzo się cieszyłem, że wreszcie mogłem opuścić to przeklęte miejsce. Jednak Pepper nadal musiała tu zostać ze względu na swój stan. Brak rąk i nóg. Nie da się tak żyć.
Kiedy pożegnałem się z lekarzem, który wypisał mi nowe zalecenia przez wspomagacz do implantu, wróciłem z Robertą do domu. Od tych kilku dni nic a nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Postanowiłem odświeżyć się, a następnie udać się do zbrojowni. Tam jak zwykle musiałem przejrzeć raporty o aktywności przestępczej.
Rhodey: Nie dasz sobie z tym spokoju, co?
Tony: Nie ma mowy. Fix musi dostać za swoje. Zapuszkuję go.
Rhodey: Dopiero wyszedłeś ze szpitala. Chyba upadłeś na mózg, jeśli chcesz go teraz szukać.
Tony: A może upadłem. Nie wiem. Wiem tylko, że Pep nie zasłużyła na taki los.
Rhodey: Przecież dadzą jej nowe kończyny.
Tony: To nie to samo!
Nieco podniosłem ton, choć tego nie chciałem.
Tony: Przepraszam, Rhodey.
Rhodey: Nie gniewam się. Rozumiem jakie to dla ciebie trudne. Oboje ją potraktowaliśmy nieodpowiednio.
Tony: Gdybym wcześniej wiedział…
Rhodey: Nie wiemy co tam dokładnie się stało, Tony. Każda misja agenta FBI wiąże się z ryzykiem.
Tony: Chciał, żeby stała się potworem. To… To gorsze od śmierci.
Rhodey: Tony…
Tony: Pomożesz mi? Muszę naprawić zbroję, bo w tej za bardzo nie powalczę.
Wziął tylko narzędzia i bez słowa czekał na moje polecenia. Uśmiechnąłem się, rozpoczynając proces napraw.
**Victoria**
Modele kończyn były gotowe, zaś tkanka regeneracyjna pomogłaby wykształcić je na podobieństwo do tych brakujących. Nikt nie poznałby różnicy. W wyglądzie, dotyku czy samym zapachu. Taka sama skóra oraz ciało.
Dr Yinsen: Wyjaśnij mi jeszcze raz co chciałaś zrobić? Wiem, że to moja działka, ale twój pomysł jest o niebo lepszy.
Dr Bernes: Po prostu trzeba umieścić cztery tkanki regeneracyjne w miejscu przerwań kończyn. Modele, które są szkieletem do brakujących części będą podpięte, a po skończonym procesie, usuniemy je. Potem zostanie zbadanie odruchów i tyle.
Dr Yinsen: I pomyśleć, że długo szukałem takiego geniusza jak ty.
Dr Bernes: O! Miło mi to słyszeć.
Dr Yinsen: Ale za bardzo nie myśli, żeby sobie pójść na łatwiznę.
Dr Bernes: Rany! Będziesz ciągle wracał do tej cholernej szlifierki?
Dr Yinsen: Eee… Tak.
Uśmiechnął się głupawo, aż go trzepnęłam w głowę. Wszczepiłam pierwszą tkankę, potem drugą, trzecią, aż została umieszczona ta ostatnia.
Dr Bernes: Przypinaj szkielet, mądralo.
Dr Yinsen: Oj! Co taka zła jesteś?
Dr Bernes: Przypinaj!
Nalegałam na posłuszeństwo, a sama skontrolowałam funkcje życiowe Pepper. Znikąd pojawiły się nierówne linie.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Dr Yinsen: Mamy problem.
Dr Bernes: Jaki?
Na dowód pokazał mi szkielet, który po samym dotknięciu skóry zaczął razić prądem.
Dr Bernes: Załóż rękawice i już. Takich iskierek się boisz?
Dr Yinsen: Żeby tylko ciebie nie pokopało, Victorio.
Dr Bernes: Dobra. Koniec tych złośliwości. Pomóżmy jej.
Sama ochroniłam się przed możliwym porażeniem, montując elementy do odbudowy. Lekkie iskry poleciały, lecz nie przejęłam się tym. To były łaskotki.
Po jakimś kwadransie odczyty wróciły do normy. Zakończyliśmy montaż na czas, gdyż do drzwi zapukał ktoś z zewnątrz.
Dr Bernes: Dałeś mu już wypis?
Dr Yinsen: Jakoś wczoraj. Sprawdzałem wszystko, więc nie musi tu siedzieć. Zresztą, przydałby się jej ktoś do wsparcia.
Dr Bernes: Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Widok nadal nie jest przyjemny.
Dr Yinsen: To ojciec tej rudej, czyli tak. Powinien tu zajrzeć.
Zauważyłam, jak otworzył mu drzwi, wymieniając się paroma ostrzeżeniami co do odwiedzin. Potem zaprowadził go do łóżka dziewczyny.
Virgil: Czy… Czy ona…
Dr Bernes: Wróci do zdrowia, ale co do pełnej sprawności trzeba jeszcze poczekać.
Wyjaśniłam na spokojnie, choć rokowania pokazywały nadzieję, że któregoś dnia stanie na nogi i będzie cieszyła się życiem jak dawniej.
Mój dyżur się jeszcze nie skończył, dlatego poszedłem zorientować się jak miała się sytuacja z Virgilem Potts. Może jego stan poprawi się, kiedy tylko dowie się o odnalezieniu córki. Victoria wykonywała potrzebne skany do wykonania konstrukcji protez, więc mi pozostała jedynie reszta pacjentów.
Nagle wpadłem na Robertę, która wylała na mnie kawę. Nie przejmowałem się plamą na kitlu lekarskim.
Roberta: Najmocniej przepraszam. M… Mogłam bardziej uważać.
Dr Yinsen: W porządku, Roberto. Czy wyglądam, jakby był zły?
Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
Dr Yinsen: Zabierz Rhodey’go do domu. Niech odpocznie.
Roberta: Już po wszystkim?
Dr Yinsen: Ma zagojone rany, a reszta zostaje. Pepper potrzebuje zregenerować siły, a Tony nie może szaleć.
Roberta: Bo się przeciąży?
Dr Yinsen: Dokładnie, dlatego idź po swojego syna, a ja dopilnuję reszty.
Roberta: Dziękuję, doktorze.
Dr Yinsen: Taka praca. Poza tym, czego się nie robi dla przyjaciół?
Uśmiechnąłem się i poszedłem do sali agenta. Już odłączali go od aparatury. Sprawdziłem co dokładnie się działo. Wyjaśnili w skrócie, że właśnie się obudził. Zbadałem go i faktycznie wracały mu siły. Podałem mu maskę tlenową dla ułatwienia oddychania, zaś ilość maszyn przy łóżku się zmniejszyła.
Dr Yinsen: Może pan niczego nie pamiętać, ale to wina wypadku. To znaczy pana… misji.
Virgil: Wiem.
Dr Yinsen: Pańska córka też tu leży, ale na innym oddziale.
Virgil: Co… się stało…z nią?
Dr Yinsen: Doznała sporych obrażeń, lecz jest stabilna. Proszę się o nią nie martwić. Wszystko gra. Teraz nalegam na odpoczynek, panie Potts.
Zmieniłem opatrunki oraz spisałem wszelkie odczyty, życząc powrotu do zdrowia. Zerknąłem do jeszcze innych sal, aż uznałem, że czas na sen. Udałem się do pokoju lekarskiego, gdzie odłożyłem kitel, narzędzia i zasnąłem na kanapie.
~*Tydzień później*~
**Tony**
Otrzymałem wypis do domu. Tak bardzo się cieszyłem, że wreszcie mogłem opuścić to przeklęte miejsce. Jednak Pepper nadal musiała tu zostać ze względu na swój stan. Brak rąk i nóg. Nie da się tak żyć.
Kiedy pożegnałem się z lekarzem, który wypisał mi nowe zalecenia przez wspomagacz do implantu, wróciłem z Robertą do domu. Od tych kilku dni nic a nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Postanowiłem odświeżyć się, a następnie udać się do zbrojowni. Tam jak zwykle musiałem przejrzeć raporty o aktywności przestępczej.
Rhodey: Nie dasz sobie z tym spokoju, co?
Tony: Nie ma mowy. Fix musi dostać za swoje. Zapuszkuję go.
Rhodey: Dopiero wyszedłeś ze szpitala. Chyba upadłeś na mózg, jeśli chcesz go teraz szukać.
Tony: A może upadłem. Nie wiem. Wiem tylko, że Pep nie zasłużyła na taki los.
Rhodey: Przecież dadzą jej nowe kończyny.
Tony: To nie to samo!
Nieco podniosłem ton, choć tego nie chciałem.
Tony: Przepraszam, Rhodey.
Rhodey: Nie gniewam się. Rozumiem jakie to dla ciebie trudne. Oboje ją potraktowaliśmy nieodpowiednio.
Tony: Gdybym wcześniej wiedział…
Rhodey: Nie wiemy co tam dokładnie się stało, Tony. Każda misja agenta FBI wiąże się z ryzykiem.
Tony: Chciał, żeby stała się potworem. To… To gorsze od śmierci.
Rhodey: Tony…
Tony: Pomożesz mi? Muszę naprawić zbroję, bo w tej za bardzo nie powalczę.
Wziął tylko narzędzia i bez słowa czekał na moje polecenia. Uśmiechnąłem się, rozpoczynając proces napraw.
**Victoria**
Modele kończyn były gotowe, zaś tkanka regeneracyjna pomogłaby wykształcić je na podobieństwo do tych brakujących. Nikt nie poznałby różnicy. W wyglądzie, dotyku czy samym zapachu. Taka sama skóra oraz ciało.
Dr Yinsen: Wyjaśnij mi jeszcze raz co chciałaś zrobić? Wiem, że to moja działka, ale twój pomysł jest o niebo lepszy.
Dr Bernes: Po prostu trzeba umieścić cztery tkanki regeneracyjne w miejscu przerwań kończyn. Modele, które są szkieletem do brakujących części będą podpięte, a po skończonym procesie, usuniemy je. Potem zostanie zbadanie odruchów i tyle.
Dr Yinsen: I pomyśleć, że długo szukałem takiego geniusza jak ty.
Dr Bernes: O! Miło mi to słyszeć.
Dr Yinsen: Ale za bardzo nie myśli, żeby sobie pójść na łatwiznę.
Dr Bernes: Rany! Będziesz ciągle wracał do tej cholernej szlifierki?
Dr Yinsen: Eee… Tak.
Uśmiechnął się głupawo, aż go trzepnęłam w głowę. Wszczepiłam pierwszą tkankę, potem drugą, trzecią, aż została umieszczona ta ostatnia.
Dr Bernes: Przypinaj szkielet, mądralo.
Dr Yinsen: Oj! Co taka zła jesteś?
Dr Bernes: Przypinaj!
Nalegałam na posłuszeństwo, a sama skontrolowałam funkcje życiowe Pepper. Znikąd pojawiły się nierówne linie.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Dr Yinsen: Mamy problem.
Dr Bernes: Jaki?
Na dowód pokazał mi szkielet, który po samym dotknięciu skóry zaczął razić prądem.
Dr Bernes: Załóż rękawice i już. Takich iskierek się boisz?
Dr Yinsen: Żeby tylko ciebie nie pokopało, Victorio.
Dr Bernes: Dobra. Koniec tych złośliwości. Pomóżmy jej.
Sama ochroniłam się przed możliwym porażeniem, montując elementy do odbudowy. Lekkie iskry poleciały, lecz nie przejęłam się tym. To były łaskotki.
Po jakimś kwadransie odczyty wróciły do normy. Zakończyliśmy montaż na czas, gdyż do drzwi zapukał ktoś z zewnątrz.
Dr Bernes: Dałeś mu już wypis?
Dr Yinsen: Jakoś wczoraj. Sprawdzałem wszystko, więc nie musi tu siedzieć. Zresztą, przydałby się jej ktoś do wsparcia.
Dr Bernes: Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Widok nadal nie jest przyjemny.
Dr Yinsen: To ojciec tej rudej, czyli tak. Powinien tu zajrzeć.
Zauważyłam, jak otworzył mu drzwi, wymieniając się paroma ostrzeżeniami co do odwiedzin. Potem zaprowadził go do łóżka dziewczyny.
Virgil: Czy… Czy ona…
Dr Bernes: Wróci do zdrowia, ale co do pełnej sprawności trzeba jeszcze poczekać.
Wyjaśniłam na spokojnie, choć rokowania pokazywały nadzieję, że któregoś dnia stanie na nogi i będzie cieszyła się życiem jak dawniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi