**Victoria**
Zdecydowanie to działo się za szybko. Jednak mój strzał jakoś spłoszył przeciwnika. Zaczął się wahać, aż wyskoczył przez okno. Podbiegłam do Ho, panując nad wewnętrznym strachem.
Dr Bernes: Cholera. Nie!
Byłam przerażona. Nie wyczuwałam pulsu. Od razu przystąpiłam do masażu serca.
Dr Bernes: No dalej!
Wykorzystałam siłę do uciskania klatki piersiowej. Po pierwszej serii sprawdziłam puls. Nadal bez zmian, więc ponowiłam schemat. To nie mogło się tak skończyć. Jeszcze jego misja nie dobiegła końca. Bałam się, że umrze na moich oczach.
Po zakończeniu masażu, podałam adrenalinę. Walczyłam za niego, choć szanse malały przez rozległe oparzenia.
Dr Bernes: Nie poddawaj się! Jesteś nam potrzebny! Słyszysz mnie?! Wróć do nas!
Wzięłam przenośny defibrylator, uderzając wyładowaniem o średniej mocy. Nie chciałam się bawić mniejszym ładunkiem, bo w takim stanie byłaby to jedynie strata cennego czasu.
Gdy uderzyłam po raz drugi, skutek był taki sam.
Dr Bernes: Ty uparty ośle!
Podałam kolejną dawkę dożylnie, wracając do masażu serca. Nie mógł ot tak odejść. Nawet się nie pożegnał. Tak wredny nie mógłby być. Nie Ho Yinsen.
Nagle zauważyłam rytm na monitorze. Odetchnęłam z głęboką ulgą, przecierając czoło z potu. Podniosłam się, kładąc go na łóżko. Zabrałam na cyberchirurgię, aby tam mieć na niego oko. Mijałam spanikowanych ludzi, zaś zasilanie w budynku włączyło się. Udało im się z generatorami.
Dr Bernes: Za głupotę się cierpi, wiesz?
Dr Yinsen: Jakbym… nie wiedział.
Nieco odskoczyłam na bok, aż miałam wrażenie, że serce mi wyskoczy z piersi. Nie znosiłam takich żarcików. Do tego ten głupawy uśmieszek.
Dr Bernes: Mam ci przywalić?
Dr Yinsen: Nie… Nie dobijaj.
Dr Bernes: Zaraz zajmę się oparzeniami i podam ci tlen. Przy okazji jak się czujesz?
Dr Yinsen: Już… nie po… fikam.
Dr Bernes: Za bardzo ryzykowałeś, Ho. Warto było?
Dr Yinsen: Musiałem… coś… zro…bić.
Dr Bernes: Już nic nie mów. Zajmę się wami.
Dr Yinsen: Rhodey… też… ucie… rpiał.
Byłam w szoku. Kolejna ofiara tego dziwaka? Wszystkich pokopał prąd. Co za przeznaczenie. Podłączyłam przyjaciela do kardiomonitora, a na twarz podałam maskę tlenową. Po jakimś czasie usnął z tym samym uśmiechem co zawsze. Kiedyś go zatłukę za takie numery.
**Pepper**
Wycofałam się. Jakimś cudem zdobyłam się na walkę z własnym ciałem. Powoli przekonywałam się do drastycznego pomysłu. Gdybym pozbyła się rąk, nie zraniłabym już nikogo więcej. Źle się czułam, bo zraniłam lekarza. Próbowałam jakoś pomyśleć jak pozbyć się tykającej bomby. Ile mi zostało czasu do śmierci? Czy zdążę sobie przypomnieć, gdzie znajduje się moja rodzina? Moi przyjaciele? Chyba, że straciłam ich bezpowrotnie.
Gdy miałam zamiar odlecieć, tykanie przyspieszyło. Słyszałam je coraz głośniej w głowie.
Mr. Fix: Mam nad tobą kontrolę, Whiplash. Gdybyś tylko zabił Iron Mana, nie musiałbym cię wysadzać w powietrze.
Pepper: Dezaktywuj bombę! Tu są niewinni ludzie!
Mr. Fix: Hmm… Doprawdy? To nie takie proste, bo widzisz…
W jednym momencie poczułam paraliż. Nie mogłam się ruszyć. Traciłam siły na walkę.
Mr. Fix: Stworzę sobie nowego sługę, a ciebie zostawię. I tak za godzinę nie zostanie z ciebie nic. Będziesz bez rąk i nóg. Nawet głowa ci odleci.
Pepper: Co?!
Mr. Fix: Gdy cię znalazłem, byłaś bez kończyn.
Pepper: Byłam?
Teraz to miało sens. Nie byłam żadną maszyną. Byłam człowiekiem. Takim, który miał uczucia i własne myśli.
Pepper: Nie jestem Whiplashem.
Mr. Fix: Dla mnie jesteś. Odkąd cię ocaliłem, taka jest twoja nazwa.
Pepper: Nazwa? Nie jestem twoją zabawką! Nie możesz po prostu…
Nie dokończyłam, gdyż ciało przeżyło potężny elektrowstrząs, a tykanie znowu przyspieszyło.
Mr. Fix: Teraz zostało ci tylko pół godziny.
**Tony**
Poczułem się jakoś dziwnie. Wszystko mnie bolało. Praktycznie ledwo czułem, że żyłem, a mimo to… obudziłem się. Powoli otwierałem oczy, rozpoznając znany mi oddział. Obracałem głowę na różne strony, szukając znanych mi osób. Zatrzymałem się na doktorku. Leżał obok.
Tony: Co… się… stało?
Dr Bernes: Już dobrze, Tony. Doszło do nieprzyjemnego ataku w szpitalu. Lepiej się stąd nie ruszaj. Twoje serce nie zniesie kolejnego przeciążenia.
Wyjaśniła na spokojnie, choć wydawało mi się, że sama się bała. Na pewien sposób każdy to jakoś odczuwał. Nawet ja. Podała mi jakieś leki przeciwbólowe.
Dr Bernes: Przeszedłeś operację, ale i tak musisz uważać. Nie mamy w zapasach zastępczego implantu dla ciebie, dlatego nie próbuj ucieczki czy głupich akcji.
Tony: I?
Dr Bernes: I będziesz przez tydzień uziemiony jak nie dłużej. Kiedy doktor Yinsen wydobrzeje, sam sprawdzi z czym to się je.
Tony: I?
Dr Bernes: No i tyle. Co byś chciał jeszcze usłyszeć?
Zamilkłem. Nie chciałem męczyć lekarki. Na pewno miała sporo do roboty, ale coś przede mną ukrywała. Atak? Kto mógł zaatakować? No i dlaczego? Jeśli chodziło o mnie, to każdy był w niebezpieczeństwie. Próbowałem się ruszyć z łóżka, lecz leki były zbyt silne.
Dr Bernes: Mówiłam ci coś. Nie ruszaj się.
Tony: Czy… ktoś… ucierpiał?
Dr Bernes: Poza tobą i doktorkiem? Jeszcze parę innych osób, ale są lekarze, którzy ogarną ten bałagan.
Tony: Niech… pani… nic nie… ukrywa.
Westchnęła i jakoś spojrzała na podłogę. Były złe wieści. Inaczej nie wyglądałaby na taką tajemniczą.
Dr Bernes: Rhodey też tu jest jako pacjent. Nie wiem dokładnie co mu się stało, ale pewnie też porażenie prądem.
Zatkało mnie. O co Whiplashowi chodziło? Myślałem, że celował tylko i wyłącznie w Iron Mana. Usiłowałem walczyć z osłabionym ciałem.
Dr Bernes: Nie ruszaj się!
Tony: Muszę… iść… to… za… kończyć.
Dr Bernes: Nie ma mowy. Zostajesz.
Od razu, gdy to powiedziała, straciłem bardziej siły. Osłabłem, mdlejąc.
Zdecydowanie to działo się za szybko. Jednak mój strzał jakoś spłoszył przeciwnika. Zaczął się wahać, aż wyskoczył przez okno. Podbiegłam do Ho, panując nad wewnętrznym strachem.
Dr Bernes: Cholera. Nie!
Byłam przerażona. Nie wyczuwałam pulsu. Od razu przystąpiłam do masażu serca.
Dr Bernes: No dalej!
Wykorzystałam siłę do uciskania klatki piersiowej. Po pierwszej serii sprawdziłam puls. Nadal bez zmian, więc ponowiłam schemat. To nie mogło się tak skończyć. Jeszcze jego misja nie dobiegła końca. Bałam się, że umrze na moich oczach.
Po zakończeniu masażu, podałam adrenalinę. Walczyłam za niego, choć szanse malały przez rozległe oparzenia.
Dr Bernes: Nie poddawaj się! Jesteś nam potrzebny! Słyszysz mnie?! Wróć do nas!
Wzięłam przenośny defibrylator, uderzając wyładowaniem o średniej mocy. Nie chciałam się bawić mniejszym ładunkiem, bo w takim stanie byłaby to jedynie strata cennego czasu.
Gdy uderzyłam po raz drugi, skutek był taki sam.
Dr Bernes: Ty uparty ośle!
Podałam kolejną dawkę dożylnie, wracając do masażu serca. Nie mógł ot tak odejść. Nawet się nie pożegnał. Tak wredny nie mógłby być. Nie Ho Yinsen.
Nagle zauważyłam rytm na monitorze. Odetchnęłam z głęboką ulgą, przecierając czoło z potu. Podniosłam się, kładąc go na łóżko. Zabrałam na cyberchirurgię, aby tam mieć na niego oko. Mijałam spanikowanych ludzi, zaś zasilanie w budynku włączyło się. Udało im się z generatorami.
Dr Bernes: Za głupotę się cierpi, wiesz?
Dr Yinsen: Jakbym… nie wiedział.
Nieco odskoczyłam na bok, aż miałam wrażenie, że serce mi wyskoczy z piersi. Nie znosiłam takich żarcików. Do tego ten głupawy uśmieszek.
Dr Bernes: Mam ci przywalić?
Dr Yinsen: Nie… Nie dobijaj.
Dr Bernes: Zaraz zajmę się oparzeniami i podam ci tlen. Przy okazji jak się czujesz?
Dr Yinsen: Już… nie po… fikam.
Dr Bernes: Za bardzo ryzykowałeś, Ho. Warto było?
Dr Yinsen: Musiałem… coś… zro…bić.
Dr Bernes: Już nic nie mów. Zajmę się wami.
Dr Yinsen: Rhodey… też… ucie… rpiał.
Byłam w szoku. Kolejna ofiara tego dziwaka? Wszystkich pokopał prąd. Co za przeznaczenie. Podłączyłam przyjaciela do kardiomonitora, a na twarz podałam maskę tlenową. Po jakimś czasie usnął z tym samym uśmiechem co zawsze. Kiedyś go zatłukę za takie numery.
**Pepper**
Wycofałam się. Jakimś cudem zdobyłam się na walkę z własnym ciałem. Powoli przekonywałam się do drastycznego pomysłu. Gdybym pozbyła się rąk, nie zraniłabym już nikogo więcej. Źle się czułam, bo zraniłam lekarza. Próbowałam jakoś pomyśleć jak pozbyć się tykającej bomby. Ile mi zostało czasu do śmierci? Czy zdążę sobie przypomnieć, gdzie znajduje się moja rodzina? Moi przyjaciele? Chyba, że straciłam ich bezpowrotnie.
Gdy miałam zamiar odlecieć, tykanie przyspieszyło. Słyszałam je coraz głośniej w głowie.
Mr. Fix: Mam nad tobą kontrolę, Whiplash. Gdybyś tylko zabił Iron Mana, nie musiałbym cię wysadzać w powietrze.
Pepper: Dezaktywuj bombę! Tu są niewinni ludzie!
Mr. Fix: Hmm… Doprawdy? To nie takie proste, bo widzisz…
W jednym momencie poczułam paraliż. Nie mogłam się ruszyć. Traciłam siły na walkę.
Mr. Fix: Stworzę sobie nowego sługę, a ciebie zostawię. I tak za godzinę nie zostanie z ciebie nic. Będziesz bez rąk i nóg. Nawet głowa ci odleci.
Pepper: Co?!
Mr. Fix: Gdy cię znalazłem, byłaś bez kończyn.
Pepper: Byłam?
Teraz to miało sens. Nie byłam żadną maszyną. Byłam człowiekiem. Takim, który miał uczucia i własne myśli.
Pepper: Nie jestem Whiplashem.
Mr. Fix: Dla mnie jesteś. Odkąd cię ocaliłem, taka jest twoja nazwa.
Pepper: Nazwa? Nie jestem twoją zabawką! Nie możesz po prostu…
Nie dokończyłam, gdyż ciało przeżyło potężny elektrowstrząs, a tykanie znowu przyspieszyło.
Mr. Fix: Teraz zostało ci tylko pół godziny.
**Tony**
Poczułem się jakoś dziwnie. Wszystko mnie bolało. Praktycznie ledwo czułem, że żyłem, a mimo to… obudziłem się. Powoli otwierałem oczy, rozpoznając znany mi oddział. Obracałem głowę na różne strony, szukając znanych mi osób. Zatrzymałem się na doktorku. Leżał obok.
Tony: Co… się… stało?
Dr Bernes: Już dobrze, Tony. Doszło do nieprzyjemnego ataku w szpitalu. Lepiej się stąd nie ruszaj. Twoje serce nie zniesie kolejnego przeciążenia.
Wyjaśniła na spokojnie, choć wydawało mi się, że sama się bała. Na pewien sposób każdy to jakoś odczuwał. Nawet ja. Podała mi jakieś leki przeciwbólowe.
Dr Bernes: Przeszedłeś operację, ale i tak musisz uważać. Nie mamy w zapasach zastępczego implantu dla ciebie, dlatego nie próbuj ucieczki czy głupich akcji.
Tony: I?
Dr Bernes: I będziesz przez tydzień uziemiony jak nie dłużej. Kiedy doktor Yinsen wydobrzeje, sam sprawdzi z czym to się je.
Tony: I?
Dr Bernes: No i tyle. Co byś chciał jeszcze usłyszeć?
Zamilkłem. Nie chciałem męczyć lekarki. Na pewno miała sporo do roboty, ale coś przede mną ukrywała. Atak? Kto mógł zaatakować? No i dlaczego? Jeśli chodziło o mnie, to każdy był w niebezpieczeństwie. Próbowałem się ruszyć z łóżka, lecz leki były zbyt silne.
Dr Bernes: Mówiłam ci coś. Nie ruszaj się.
Tony: Czy… ktoś… ucierpiał?
Dr Bernes: Poza tobą i doktorkiem? Jeszcze parę innych osób, ale są lekarze, którzy ogarną ten bałagan.
Tony: Niech… pani… nic nie… ukrywa.
Westchnęła i jakoś spojrzała na podłogę. Były złe wieści. Inaczej nie wyglądałaby na taką tajemniczą.
Dr Bernes: Rhodey też tu jest jako pacjent. Nie wiem dokładnie co mu się stało, ale pewnie też porażenie prądem.
Zatkało mnie. O co Whiplashowi chodziło? Myślałem, że celował tylko i wyłącznie w Iron Mana. Usiłowałem walczyć z osłabionym ciałem.
Dr Bernes: Nie ruszaj się!
Tony: Muszę… iść… to… za… kończyć.
Dr Bernes: Nie ma mowy. Zostajesz.
Od razu, gdy to powiedziała, straciłem bardziej siły. Osłabłem, mdlejąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi