Rozdział 18: Tutaj nie ma żadnych granic

**Rhodey**

Obserwowałem wszelkie funkcje zbroi oraz pilota w środku. Miałem tylko nadzieję, że wróci cały i zdrowy. Ten wspomagacz nie powinien tak ciągle atakować. Może to przez zmęczenie. Sam nie byłem tego pewny. Bałem się o niego, dlatego ani na chwilę nie odchodziłem od fotela. Ciągle czuwałem, spoglądając na wykresy.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie?
Tony: Słyszę głośno i wyraźnie. Właśnie doleciałem do portu.
Rhodey: Bądź ostrożny, dobra? Te wyładowania mogą się znowu powtórzyć.
Tony: No cóż… Takie ich zadanie. Mają pomóc implantowi pobudzać serce. Trochę musi poboleć.

Nie lubiłem jak tak sobie żartował. Sprawdzałem wszystko. I to niemal co minutę. Całą ciszę przerwał alarm. Pojawiła się sygnatura wroga. Niemożliwe.

Rhodey: Tony, ty widzisz…

Nie dokończyłem, bo zerwało kontakt. Cholera. Co tam się dzieje? To nie może być on.

<<Brak kontaktu z użytkownikiem>>

Rhodey: Sprowadź go do zbrojowni! Już!

<<Błąd. Nie da się wykonać polecenia>>

Rhodey: Komputerze, czy można przejąć zdalne sterowanie?

<<Odpowiedź negatywna. Ta funkcja zbroi została wyłączona>>

Wyłączona? W co on się bawił? Chyba nie postrzeliło go walczyć samemu? Musiałem zapanować nad strachem i pomyśleć jak mu pomóc.

**Tony**

Myślałem, że miałem zwidy. Jednak nie myliłem się. Ani mój system nie popełnił pomyłki. To był Whiplash. Tyle, że jeszcze inny niż za pierwszym czy drugim razem.

Tony: Fix, coś ty ze sobą zrobił?!
Mr. Fix: Niełatwo cię zniszczyć, Iron Manie. Sam się tym zajmę, ale moim celem jest siedziba FBI. Ty jako przeszkoda zaraz zostaniesz usunięty.
Tony: Nie będziesz już krzywdził niewinnych ludzi.
Mr. Fix: Jakoś nie przejmuję się tym, Anthony Starku.
Tony: Co?!

Zatkało mnie. Skąd on wiedział kim jestem? To się robiło coraz bardziej pokręcone. Na domiar złego oberwałem bombami, aż przebiłem się przez jeden budynek. Poprawka. Dwa budynki i dość boleśnie uderzyłem o asfalt jezdni. Ledwo czułem plecy.

Mr. Fix: Wygląda na to, że szpital ocalał, prawda? Jednak wszystko się może zmienić.
Tony: Nie możesz sobie darować, Fix? Po co ci to do szczęścia? Mścisz się za swojego sługę?
Mr. Fix: Nie, dzieciaku. To nie zemsta.

Znienacka oberwałem pociskami z piły tarczowej. Znowu ten ból. Chyba kiedyś poza sercem to kręgosłup mi złamie. Powoli wstawałem, przechodząc do ofensywy. Uderzyłem z repulsorów.

Mr. Fix: Jesteś słaby.

Odbił mój promień i ponownie ucałowałem glebę. Mimo wszystko podniosłem się dość powoli. Nie zamierzałem mu dać satysfakcji z wygranej. Nie tak szybko.
Kiedy miałem zaatakować kolejną wiązką promieni, odezwał się rozrywający ból w klatce piersiowej. Zgiąłem się w pół, próbując oddychać.

Mr. Fix: Gdybyś tylko wtedy nie mieszał się w moje sprawy i nie zniszczyłbyś Whiplasha, darowałbym ci życie.

Nawet nie zdążyłem zareagować, bo zbroję oplótł biczami. Większego ładunku już być nie mogło. Podwójne porażenie, a ja nic nie mogłem zrobić.

Mr. Fix: Odpuść sobie. I tak nie ochronisz swojej rodziny. Już po nich. Kiedy z tobą skończę, zajmę się nimi.
Tony: Nie… docze… kanie.

Ledwo mogłem mówić, bo przez ból nie mogłem prawidłowo oddychać. Dawno nie czułem się tak okropnie. Wyprostowałem się, zaś siłą impulsu elektromagnetycznego rozwaliłem bicze. Od razu poleciał ode mnie na spory dystans. Nie wystarczyło mi to. Chciałem zakończyć ten koszmar. Przekierowałem całą moc do unibeamu.

Tony: Jakieś… sło… wa na poże… gnanie?
Mr. Fix: Nie skończyłem.

Uśmiechnął się, strzelając z kolejnej serii pocisków. Krzyknąłem przez cierpienie ciała. Pomimo użycia pola siłowego cała bariera pękła, a ja ponownie zaliczyłem parę wieżowców, przebijając się dotkliwie przez jego ściany. Nie potrafiłem się ruszyć. Wspomagacz kopał energią, bo implant coraz bardziej słabł. Byłem na rezerwach. Zamglonym wzrokiem spojrzałem na drania. Chyba chciał zobaczyć, czy umarłem.

Mr. Fix: Mówiłem ci, że jesteś słaby.
Tony: Czyżby?
Mr. Fix: No co zrobisz? Już po tobie. Przegrałeś.

Uśmiechnąłem się złowrogo pod maską, uderzając z mocy napierśnika. Cała energia drastycznie spadała. Ryzyko się opłaciło, gdyż Fix płonął.

Tony: Za… bierz mnie… do… zbro… jowni.

Ostatkami sił wypowiedziałem komendę, aż uniosłem się nad ziemią, znikając z ogromną prędkością. Z trudem utrzymywałem przytomność.
Po dotarciu do laboratorium wypadłem z pancerza wprost na podłogę. Rhodey już w panice musiał zareagować.

Rhodey: Czemu mnie wyłączyłeś?!
Tony: Mu… sia… łem.
Rhodey: Cholera! Coś ty ze sobą zrobił?! Ty wiesz, że możesz kolejnej operacji nie przeżyć?!

Po raz kolejny pokazał jak bardzo się bał. Olałem jego krzyki, bo bezsilnie zemdlałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X