Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miasto pikseli. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miasto pikseli. Pokaż wszystkie posty

10. Witaj w domu

0 | Skomentuj


Otrząsnąłem się po jakiś dziesięciu minutach. To był dla mnie wielki szok, widząc ich całych i zdrowych. Zwłaszcza w tych normalnych rolach. Trochę minie czasu, aż zacznę na nowo trybić. Długo z nimi nie rozmawiałem, bo przyszedł lekarz, który miał za zadanie zbadać mój stan. Najpierw sprawdził odczyty z kardiomonitora, co nie dawały powodów do obaw. Potem zajrzał pod bandaże.

Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Widzę, że rany się goją. Jak się czujesz?
Tony: Trochę skołowany, ale to chyba normalne, prawda?
Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Musieliśmy usunąć sondy, które mogły uszkodzić trwale twój mózg. Na szczęście nie naruszyliśmy nerwów, więc rekonwalescencja powinna potrwać do tygodnia.
Tony: Co dokładnie się stało?
Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Zarówno ty jak i twój przyjaciel byliście pod wpływem mocy Kontrolera. Dzięki waszej silnej woli przełamaliście jego kontrolę, odzyskując wolny umysł.

Wyjaśnił prostym językiem, aby bardziej nie mącić mi w głowie. Wiedział, przez co musiałem przejść.

Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Gdyby zaczęło się dziać coś niepokojącego, nie bój się zawołać.
Tony: Dziękuję.
Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Zdrowia, Iron Manie.

I tak zostałem ponownie sam. Tak na początku myślałem, lecz przyjaciele ponownie wparowali do pomieszczenia. Nie zamierzali mnie porzucić.

Tony: Zostaniecie tutaj?
Rhodey: Coś nie tak, Tony?
Tony: To był koszmar, rozumiecie? Tam tkwić... tyle dni.
Rhodey: Pepper, chyba nie mamy innego wyboru. Potrzebuje nas.
Pepper: No wiadomo. Hahaha! Dobrze cię mieć z powrotem.

Cmoknęła w policzek, aż twarz nabrała delikatnych rumieńców. Chwyciła za prawą rękę, zaś Rhodey trzymał moją lewą. Od razu poczułem się lepiej. Mogłem zasnąć bez obaw czy trafię ponownie do magistrali. Dopóki czułem ich obecność, niczego się nie bałem. Zasnąłem z uśmiechem na twarzy.

---***---

I tak kończy się ostatnie opowiadanie w tym roku. Teraz pozostały tylko one shoty. Nie wiem jak wy, ale ja się z tym źle czuję. Jednak mam nadzieję, że jeszcze coś kiedyś powstanie.

9. Wróciłem

0 | Skomentuj


Uchyliłem lekko powieki, dostrzegając brak rażącej bieli. Pokój przypominał ten sam, gdzie trafiłem po walce z Mallenem. Odetchnąłem z ulgą. Nienawidziłem sterylnych pomieszczeń, więc znalezienie się na helikarierze było dla mnie akceptowalne. Czułem się słaby, a głowę miałem w bandażach. Nie bardzo wiedziałem jak się tutaj znalazłem.
Gdy chciałem kogoś zawołać, w sali pojawił się Andros. Miałem wrażenie, jakby moje serce miało wyskoczyć ze strachu.

Andros: Spokojnie, Anthony. Już wszystko będzie dobrze.
Tony: Andros… czy ja…
Andros: Nic się nie zmieniło. Wszystko jest na swoim miejscu.
Tony: A Kontroler?
Andros: Widziałem, że został aresztowany. Bez obaw. Koszmar się skończył.

Uśmiechnął się, starając podnieść mnie jakoś na duchu. Już chciał całkowicie zniknąć, lecz w porę go zatrzymałem, chwytając za rękę.

Tony: Andros, zaczekaj.
Andros: Chcesz się z nimi zobaczyć? Chyba to cię bardziej uspokoi.
Tony: Proszę… Niech tu przyjdą.
Andros: Zaraz tu będą, a tymczasem ja się z tobą żegnam. Do zobaczenia w przyszłości, Anthony.

Nie zdołałem odpowiednio się pożegnać ze swym odpowiednikiem, gdyż zniknął w mgnieniu oka. Po części byłem nieco spokojniejszy, niż ostatnio. Jednak chciałem dowiedzieć się więcej o tym, co się wydarzyło.
Nagle zauważyłem jak przez próg przechodzą dwie osoby. Przetarłem oczy, aby mieć pewność, że mój mózg nie robi mi żadnych złudzeń. Wyglądali na prawdziwych. Nie potrafiłem być przekonany, co do tego świata. Czy naprawdę się uwolniłem? Dlaczego akurat teraz zwątpiłem w to, co widzę? Przecież Andros sam powiedział, że do żadnych zmian nie doszło.

Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: Pepper…
Rhodey: Wróciłeś do nas. Ponad tydzień nas szukali, wiesz?
Tony: T.. Tydzień?

Zadrżałem z przerażenia. Nie potrafiłem tego pojąć.

Pepper: Hej! Już jest dobrze. Kontroler siedzi w kiciu, agenci cię uratowali, a baza A.I.M. została przejęta, więc ciesz się z takiego zakończenia.


To były ich głosy. Ta troska oraz te typowe dla nich ruchy ciał. Przestałem wątpić.

Tony: Wróciłem. Naprawdę wróciłem.

Z moich oczu wykradły się małe łezki, aż zacząłem płakać, niczym beksa. Nie wstydziłem się swoich uczuć. Byłem szczęśliwy. Koszmar się skończył. Przytulili mnie dość czule i nie chciałem ich opuszczać. Już nigdy więcej.

--**---

Jutro ostatnia notka. Kto się cieszy? :D

8. Potrzebuję przyjaciół

0 | Skomentuj


Na początku wydawało mi się, że zabrał mnie do szpitala. Byłem w wielkim błędzie. Nie usłyszałem personelu medycznego. Jedynie jakiś pszczelarzy. Jego słudzy również znajdowali się w tym świecie? W sumie, to potrzebował paru dodatkowych rąk do pomocy nad kontrolą. Nie wiedziałem co robili, lecz mogłem się domyśleć. Przyczepili coś do głowy, a następnie uderzyli potężną dawką energii. Czułem, że właśnie usmażyli mój mózg. Ból był nie do zniesienia. Doznawałem silnych konwulsji, gdyż do końca nie umarłem.

Kontroler: Hmm… To dziwne. Śmierć mózgu powinna dawno nastąpić. No nic. Poradzę sobie i bez tego.

Zwiększył moc, aż sondy wypadły z głowy. Poczułem jak wraca zdolność serum. Nawet zacząłem odzyskiwać siły.
Lekko uchyliłem powieki, zauważając, że byłem w ukrytym laboratorium. Wykorzystałem rozproszenie jednostek, aby wstać.
Kiedy zmobilizowałem kończyny do ruchu, dwóch pszczelarzy nie odrywało wzroku od stołu. Podeszli do mnie, szepcząc parę słów.

Andros: Czekaj na nasz znak.
Tony: Jaki?
Andros: Kciuk do góry.
Tony: Andros…
Andros: Bądź silny. Wyciągniemy cię z tego piekła.

Miałem szczęście. Sojusznicy wtopili się w tło, więc mogli jakoś zadziałać. Sandhurst ponownie podszedł do stołu, a ja udawałem trupa. Jako, że grzebał mi z tyłu głowy, nie widział ruchu moich gałek ocznych.
Po tym jak próbował odpalić maszynę, otrzymałem znak od Androsa, że mogę działać. Chwyciłem za rękę Kontrolera, ściskając najmocniej jak się da.

Kontroler: Stark!
Tony: To… twój koniec.

Zerwałem się z miejsca, zaś przyjaciele atakowali agentów A.I.M. Rhodey rzucił mi zbroję.

Rhodey: Łap!

Od razu uzbroiłem się w swój pancerz, dziękując mu. W trójkę walczyliśmy przeciwko wrogom. Strzelaliśmy na przemian repulsorami. Bez problemu pokonaliśmy pszczelarzy, którzy nie mieli szans przez naszą przewagę liczebną. Przygwoździłem Kontrolera do ściany.

Tony: Uwolnij mnie! Już!
Kontroler: Myślałeś, że w ten sposób wrócisz do domu? Stąd nie ma wyjścia, ponieważ ja jestem Kontrolerem!

Odrzucił mnie od siebie, materializując rękę, która gniotła mój pancerz.

Kontroler: Nie pokonasz kogoś, kto ma całkowitą władzę. Nie masz takiej siły.
Tony: Myślisz? Przekonajmy się.

Skumulowałem moc do napierśnika, wystrzeliwując potężny promień unibeamu. Nie spodziewałem się, że będzie w stanie rozwalić ciało Sandhursta na drobinki. Pokonałem go?

Tony: Wygrałem?
Andros: Ten świat zaraz zniknie. Jeśli nie uciekniesz stąd na czas, to będzie nasz koniec.
Tony: Więc jak mam to zrobić?
Andros: Użyj Extremis. Skup się i nie panikuj.
Tony: Przecież je straciłem.
Andros: Sprawdź klatkę piersiową.

Dotknąłem miejsca, gdzie powinien znajdować się rozrusznik. Zniknął. Nie było żadnej dziury ani ustrojstwa. Byłem wolny, więc mogłem wykorzystać serum.

Tony: Czyli po zniszczeniu Kontrolera…
Andros: Pozbawiłeś go mocy. Jednak może się ponownie zmaterializować. Nie trać czasu.
Tony: To będzie bolało.
Andros: Wiem, ale jeszcze wiele przed tobą.

Skupiłem się na stworzeniu przejścia. Włamałem się do systemu, łamiąc wszelkie szyfry. Pomimo narastającego bólu głowy, kontynuowałem. Krzyczałem z bólu, ale oni wspierali mnie. Czułem jak ściskają za rękę.

Rhodey: Jesteśmy z tobą. Myśl o tych, których chciałbyś zobaczyć.
Tony: Rhodey…

Cały świat rozsypywał się na kawałki. Nawet znikali przestępcy, zaś Rhodey również powoli tracił ciało. Zamknąłem oczy, skupiając myśli na obrazie moich bliskich. Starałem sobie przypomnieć jak wyglądali, kiedy ostatnio ich widziałem. W głowie odwzorowałem każdy detal, aż usłyszałem czyjeś wołanie.

Pepper: Tony, wróć do nas! Proszę!
Rhodey: Iron Manie, walcz!


Rozpoznałem ich głosy. Dla nich walczyłem o wolność umysłu. Dla nich przeżyłem tak wiele. Nie mogłem skapitulować na półmetku.
Po ujrzeniu przejścia, zauważyłem Pepper i Rhodey’go. Zmartwione twarze, które przybierały na kształtach. Przebiłem się przez mrok, aż rozbłysnęło rażące światło. Chyba wróciłem do domu.

Znajdowałem się w bazie A.I.M. W tej samej, gdzie obudziłem się po poprzednich próbach ucieczki. Przede mną stali przyjaciele. Ci prawdziwi.

Pepper: Tony, wróciłeś! Tak się bałam!

Rzuciła mi się w ramiona, a ja nic nie powiedziałem. Byłem tak przemęczony, że zemdlałem w jej ramionach.

---**---

Szkoła daje o sobie znać przez egzaminy, ale to nie znaczy, że nie wstawię notki. Postanowienia dotrzymam i wszystko wstawię.
PS: Jeszcze dwa rozdziały do tego opo.

7. Tony Stark nie istnieje

0 | Skomentuj

Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Pewnie dlatego Andros nie zdradził mi tożsamości Mandaryna. Jednak i bez tego nie mogłem walczyć. Moje serce nie było w stanie znieść przeciążenia przez walkę. Nie ruszałem się. Po prostu czekałem na ruch ojca.

Tony: No dalej. Dobij… mnie.
Mandaryn: Nie będziesz się bronił?

Odsłoniłem twarz, uśmiechając się do niego.

Tony: Nie będę.
Mandaryn: T… Tony? Nie! To niemożliwe!

Namieszałem mu w głowie na tyle skutecznie, że nie planował ataku. Oczekiwałem dalszego rozwoju sytuacji. Może przy okazji wybawię Kontrolera z kryjówki.

Andros: Anthony!

Andros podbiegł do mnie, a Rhodey jedynie patrzył się na to wszystko z przerażeniem. Wiedziałem, że umierałem. Czułem jak wszelkie procesy organizmu zaczynają zwalniać.

Andros: Nie powinieneś pokazywać twarzy! W ten sposób nic nie zdziałasz! Anthony, słyszysz mnie? Anthony!
Tony: Nie krzycz. Jeszcze… słyszę.
Mandaryn: Co... Co ja zrobiłem? Nie!

Myślałem, że zapyta się o coś, a on po prostu zniknął.

Tony: Przepraszam… Zepsułem… plan.
Andros: Masz tego, czego chciałeś. Umierasz.
Tony: A Kontrolera… nie ma.

Z trudem łapałem powietrze do płuc. Już nie potrzebowałam handlarza do upozorowania śmierci. Cały plan legł w gruzach. Nie wiedziałem jak wrócić innym sposobem do domu. Byłem załamany, że przestałem się uśmiechać.

Tony: Przegrałem.
Andros: Niekoniecznie. Wystarczy poczekać, aż po ciebie przyjdzie. Ja i Rhodey będziemy obserwować z daleka, a kiedy cię zabierze, polecimy za nim.
Tony: Andros…

Nie potrafiłem dłużej być przytomny. Pogrążyłem się w ciemności.
Ponownie znalazłem się w nicości. Nie mogłem zatrzymać ciała, które spadało w nieskończoność. Niewidzialna siła ciągnęła mnie w dół, nie pozwalając na zmianę scenariusza. Nie słyszałem ani jednego krzyku, lecz zamiast tego dotarł do mnie czyjś płacz. Ktoś szlochał na tyle głośno, że czułem się winny.
Nagle moje ciało ogarnął wszech ogromny strach przed nieznaną mocą. Dotarło do mnie, iż byłem na skraju życia i śmierci. Taka cienka granica, której przekroczenie zależało od siły woli przetrwania. Chociaż nie potrafiłem się ruszyć, słyszałem znane mi głosy.

Andros: Nie pytaj mnie o nic, Rhodey. To jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje.
Rhodey: Ja… Ja chyba zgłupiałem do reszty. Widziałem Tony’ego. Ta twarz… To był on. Nie zwariowałem, prawda?
Andros: Nie jesteś wariatem. Ciężko to wytłumaczyć, ale musisz mu pomóc. Zrobisz to?
Rhodey: Chodzi ci o tego Kontrolera, o którym mówiłeś, gdy zemdlał?
Andros: Tak. Właśnie o niego. Musimy czekać, aż się pojawi.

W zaledwie kilka sekund poczułem jak ktoś rusza moim ciałem. Widocznie sprawdzał czy żyłem.

Kontroler: Szybko się poddałeś, Stark. Extremis należy do mnie.

Miałem wrażenie, że złowieszczo się uśmiecha. Przeklęty drań. Poczułem, że zostałem podniesiony z ziemi. Gdzieś byłem transportowany.

6. Pod maską

0 | Skomentuj

Nie wiedziałem, co zrobić. Ujawnić swoją obecność czy słuchać dalej? Byłem skołowany przez olbrzymią ilość informacji. Oboje zamilkli, nie wypowiadając ani jednego słowa. Jednak cisza została przerwana przez alarm o zagrożeniu. Czyją sygnaturę wykrył komputer? Podeszli do fotela, przyglądając się odczytom. Lekko zerknąłem, aby również dowiedzieć się, z kim Rhodey będzie musiał się zmierzyć.

Rhodey: Dawno się nie uaktywniał. Czego może chcieć?
Andros: Nie mam pojęcia, ale to twoja szansa, aby odbić Gene’a.

Gene’a? O czym on mówił? Miałem wrażenie, że nadmiar poznawanych szczegółów przyprawiał o zawrót głowy. Jak bardzo ten świat różnił się od oryginału? Umarłem w wypadku, Gene został porwany przez Mandaryna, a Rhodey stał się Iron Manem. Czego jeszcze się dowiem? Na samą myśl miałem dreszcze.

Andros: Mam ci pomóc?
Rhodey: Nie chcę cię w to mieszać.
Andros: Przykro mi, ale już zostałem wplątany w twoją sprawę.
Rhodey: Ech! Niech będzie.

Uzbroił się w pancerz i wyleciał z bazy. Wykorzystałem jego nieobecność na założenie własnej zbroi. Może organizm potrzebował więcej odpoczynku, lecz kwadrans leżakowania wystarczył na nabranie sił do walki. Udało mi się wstać na nogi, a przede wszystkim użyć Mark II.

Andros: To też i twoja szansa, Anthony. Mandaryn będzie chciał cię zniszczyć, jeśli przeszkodzisz mu w jego planach.
Tony: A jakie ma zamiary?
Andros: Zdobycie wszystkich pierścieni.
Tony: Jednak to nie Gene jest Mandarynem. Kto jest w zbroi?
Andros: Przykro mi. Tego akurat nie mogę zdradzić. Wtedy zniszczę plan ucieczki.
Tony: Czy to… Czy to Pepper?
Andros: Nie powiem ci. Tutaj pozostaniesz w niewiedzy. To konieczne, dlatego nie naciskaj.
Tony: Zgoda.

Odpuściłem i skupiłem się na misji. Wylecieliśmy ze zbrojowni, kierując się za sygnaturą Iron Mana. Dość długo nie lecieliśmy, ponieważ walka już się rozpoczęła na terenie opuszczonego magazynu. Istniała też szansa na spotkanie się z Yinsenem, czyli handlarzem broni.
Gdy wylądowaliśmy, Rhodey przeleciał przez skrzynie, upadając na podłogę. Ledwo dawał radę walczyć. Chciałem zareagować, ale Andros chwycił mnie za rękę.

Andros: Zaczekaj. Musisz poczekać na odpowiedni moment.
Tony: Ale on nie daje rady. Muszę mu pomóc.
Andros: On wie, co robi.

Ponownie wiązka energii z pierścienia narobiła uszkodzeń w skafandrze. Dostrzegłem kilka wgnieceń w napierśniku. Nie wyglądało to dobrze. Jednak zauważyłem, że za jego plecami leżał ktoś nieprzytomny. Bronił go.

Tony: On… On się powstrzymuje.
Andros: Dlatego ci powiedziałem. Wie, co robi, więc nie mieszaj się na razie.
Tony: Nie mogę… Nie mogę na to patrzeć.
Andros: Anthony, stój!

Wkroczyłem na pole bitwy, podbiegając do rannego. Nie był to nikt inny jak Gene. Postanowiłem go stąd zabrać.

Tony: Spokojnie. Już nic ci nie grozi. Zaraz będzie po wszystkim.

Ostrożnie szedłem z nim, idąc w stronę wyjścia. Wszystko szło jak po maśle, a sprawność bojowa Rhodey’go polepszyła się. Zauważył, że odbiłem więźnia, więc mógł bez problemu zająć się oponentem.
Kiedy znalazłem się blisko wyjścia, oberwałem ogniem. Od razu upadłem, wypuszczając Khana.

Mandaryn: Widzę, że Iron Man nie przyszedł sam. Jak wiele weźmiesz ze sobą blaszaków, to i tak mnie nie pokonasz.
Rhodey: Nie znam go. Aaa!
Mandaryn: Za kłamstwo trzeba karać.

Uderzył w niego falą uderzeniową, przez co wypadł poza magazyn.

Tony: Nie!

Rzuciłem się na Mandaryna z całej siły, aż przebiłem się z nim przez jedną ze ścian. Potem drugą, trzecią, a przy czwartej zaczął się ze mną siłować.

Mandaryn: No nieźle jak na amatora.
Tony: A kto powiedział, że nim jestem?

Zamierzałem użyć repulsora, lecz wróg szybciej zareagował, wykorzystując chmurę kwasu. Próbował przeżreć zbroję na wylot. W porę pozbyłem się jej przez pole siłowe.

Tony: To wszystko?
Mandaryn: Ja się dopiero rozkręcam.
Tony: Znam każdy twój ruch. Nie zaskoczysz mnie niczym.
Mandaryn: Czyżby?

Aktywował żółty pierścień, wytwarzając lód. Odskoczyłem, stapiając go przy pomocy miotacza ognia. Na moment starałem zorientować się o lokalizacji Rhodey’go, Androsa i Gene’a. Byli bezpieczni.

Mandaryn: Nie odwracaj się.
Tony: Aaa!

Wrzasnąłem z bólu, gdyż jakimś cudem skierował na mnie całą moc pierścieni. Odczułem piekielny ból w klatce piersiowej. Nie mogłem oddychać. Osłabłem na tyle, że z łatwością zostałem przygnieciony przez wroga. Ostatkami sił strzeliłem repulsorem w jego maskę, która pękła. Ledwo dostrzegłem twarz przeciwnika, aż obraz wyostrzył się. Zamarłem.

Tony: Tato?

Potraciłem zmysły. Jak mam walczyć z kimś kto był dla mnie kimś bliskim?

5. Błąd

0 | Skomentuj

Dość długo lecieliśmy nad miastem. Praktycznie nie widziałem końca tej podróży. Czyżby to miejsce znajdowało się, aż tak daleko? Mimo wszystko, musieliśmy być czujni. Kontroler mógł w każdej chwili uderzyć. Skoro posunął się do zabrania mi Extremis, nie wiadomo, na co jeszcze może wpaść.

Andros: Trzymasz się jakoś?
Tony: O dziwo chyba tak.
Andros: To dobrze, bo będę musiał przyspieszyć.
Tony: Śledzi nas?
Andros: Trzeba brać taką możliwość pod uwagę.

Przyspieszył lotu, dzięki czemu skrócił się czas dotarcia do celu. Wreszcie mogłem dostrzec znajome budynki. Wiedziałem, gdzie zabrał zbroję. Nie traciłem czujności, żeby nie zostać zaatakowanym. Co chwilę rozglądałem się do tyłu, szukając przeciwnika. Byłem nieco poddenerwowany. I z tego też powodu wrócił ból.
Gdy znaleźliśmy się na terenie zbrojowni, weszliśmy do środka. Ledwo zdołałem przejść kilka kroków, aż upadłem.

Andros: Anthony!
Tony: Wybacz… Dłużej… nie mogłem.
Andros: Potrzebujesz odpocząć. Tutaj jesteś bezpieczny.
Tony: Ale Rhodey… zobaczy mnie.
Andros: Coś wymyślę, a teraz połóż się.

Zaprowadził mnie na kanapę, na którą padłem, niczym trup. Byłem na tyle zmęczony, że moje ciało potrzebowało snu. Jednak broniłem się przed tym. Leżałem przykryty pod kocem, czekając na Rhodey’go.

Tony: Czegoś… nie… rozumiem.
Andros: Czego dokładnie? Wiem jak można się tutaj pogubić, ale kiedyś znajdziesz się w gorszych sytuacjach. Nie mogę ci zdradzić przyszłości, choć pewnie domyślasz się, co się z tobą stanie.
Tony: Dlaczego… przeniosłeś się… tutaj?
Andros: O! Dobre pytanie. Ujmę to najprościej jak się da.
Tony: Słucham.
Andros: Przybyłem z przyszłości, aby zapobiec planom Kontrolera.

Nie ukrywałem, iż ta wiadomość w pewien sposób mnie zaskoczyła. Oboje nie mogliśmy pozwolić, aby plan tego szaleńca się ziścił. Jednak nadal coś tu nie pasowało.

Tony: Jego plan… ma… lukę.
Andros: Też to zauważyłem. Jednak w teorii nadal posiadasz Extremis i może ci je odebrać.
Tony: Co takiego?!

Krzyknąłem z niedowierzania, aż ból wzrósł na sile. Musiałem nabrać powietrza do płuc i oddychać spokojnie.

Andros: W magistrali może zrobić, co zechce, ale w świecie rzeczywistym wszystko jest na swoim miejscu. Poza przyszłością, bo już za długo błądzisz w tej sieci.
Tony: Więc jesteś tu, ponieważ…
Andros: Zgadza się, Anthony. Muszę ci pomóc stąd uciec, a jeśli mi się nie uda, przestanę istnieć, zaś dalsze wydarzenia ulegną drastycznym zmianom.

Teraz każdy element układanki pasował w odpowiednie miejsce. Rozumiałem jego rolę. Chciałem zapytać się o coś jeszcze, lecz do bazy przyszedł Iron Man. Udałem sen, aby podsłuchiwać ich rozmowę. Byłem w szoku, bo gadali tak, jakby znali się całe życie. Rzeczywistość tak wyglądała, ale nie w tym chorym świecie.

Andros: Witaj, Rhodey. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły, zostawiając ci bałagan w zbrojowni.
Rhodey: Eee… tam. Żaden problem, Andros. W końcu potrzebowałeś pomocy.
Andros: Tak dokładnie, to mój przyjaciel jej potrzebuje.
Rhodey: Poważnie? To jego zbroja? Wygląda na starszy model. Skąd go wytrzasnąłeś?

Ewidentnie miał zamiar śmiać się z Mark II, chociaż powstrzymywał się. Widocznie moje przyszłe “ja” wiedziało jak porozumieć się z pikselowymi postaciami. Najpierw w jakiś sposób przekonał Fixa, że jest moim opiekunem, a teraz zbratał się z Rhodey’m. Byłem ciekawy czy zdołał się zbliżyć do Pepper. Usłyszenie jej głosu mi nie wystarczyło. Pragnąłem zobaczyć moją rudą.

Andros: Kiedyś zbuduje lepszą. Zobaczysz.
Rhodey: Heh! Pewnie tak.
Andros: Masz to, o co cię prosiłem?
Rhodey: Momencik.

Poszedł po jakąś rzecz. Nie miałem bladego pojęcia, czego chciał. Wszystko stało się jasne, gdy jednym okiem zobaczyłem mini pendrive z danymi. Jakim cudem był taki mądry? Możliwe, że nigdy nie doceniałem swego przyjaciela, który tak często poświęcał się dla mojego dobra.

Rhodey: Tam znajdziesz wzór sygnatury. Twoja zbroja powinna sobie z nią poradzić.
Andros: Dziękuję, Rhodey. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Wziął przenośne urządzenie, a następnie wgrał dane do pancerza.

Rhodey: A tak w ogóle, to bardzo mi go przypominasz.
Andros: Ile to już lat minęło, Rhodey? Rok?
Rhodey: Ponad dwa.

Usłyszałem w jego głosie, jakby przypomniał sobie coś okropnego. Ciekawość wzięła górę, więc wytężyłem słuch.

Andros: Na pewno jest z ciebie dumny.
Rhodey: Znałem Tony’ego praktycznie od pieluch. Nie przypuszczałbym, że zginie w wypadku.

Przeraziłem się, lecz nie krzyczałem. Próbowałem pojąć ciąg wydarzeń. Pamiętałem słowa Gene’a. Porwał mojego ojca. Kim był w magistrali? Bałem się go zobaczyć.

----***---

Z racji nieprzespanej nocy przez dzień pełen wrażeń pojawi się jeszcze jeden one shot. Tym razem połączone z postacią mojej przyjaciółki Marty. Też sadystka, więc raczej nie będzie w nim happy endu :D
PS: To już połowa opowiadania.

4. Pociągając za sznurki

2 | Skomentuj

Im dłużej tkwiłem w tym koszmarze, tym trudniej było walczyć z mocą Kontrolera. Na szczęście miałem sojusznika, więc nie pogrążałem się w rozpaczy. Myślałem nad pokrzyżowaniem jego planów. Może i znał moje myśli, ale mogłem to wykorzystać na jego niekorzyść.

Andros: Ucieczka tylko pogorszy sprawę. Nawet nie myśl o tym.
Tony: Ala ja wcale nie chcę uciec. Nie ze szpitala, ale z magistrali.
Andros: Jak chcesz to zrobić?
Tony: Podaj mi kartkę i coś do pisania.
Andros: A! Rozumiem. Bardzo sprytne. W ten sposób nie dowie się o twoim planie.
Tony: Właśnie.

Znalazł jakiś świstek papieru wraz z długopisem. Sandhurst nie mógł tego zobaczyć, dlatego pozostanie w niewiedzy.

Upozorowanie śmierci

Andros: Anthony…
Tony: Tylko w ten sposób wygram.
Andros: To za duże ryzyko. A tak poza tym, jak chcesz to zrobić?
Tony: Znaleźć wroga, który będzie chciał mnie wpędzić do grobu. Znasz jakiegoś?

Musiał odpowiedzieć na to pytanie. W końcu Iron Man jest aktywny. Powinien mieć wrogów do walki.

Andros: Daj kartkę.

Nie rozpisywał się zbytnio. Zauważyłem jedno nazwisko.

Yinsen

Tony: To wróg? A czym walczy?
Andros: Tworzy bronie.
Tony: Więc Fix…
Andros: Mówiłem. Zamiana ról.
Tony: No to trzeba go znaleźć. Ma gdzieś blisko kryjówkę?
Andros: Trzeba poszukać w opuszczonych magazynach.
Tony: Czyli nie mam innego wyboru.

Wstałem z łóżka, choć nadal odczuwałem rany pooperacyjne. Założyłem bluzkę, buty i ruszyłem ku wyjściu. Ledwo stałem o własnych siłach, więc podpierałem się o Androsa, który nadal miał ciało pokryte zbroją. No właśnie.

Tony: Gdzie jest zbroja?
Andros: Spokojnie. Schowałem ją do kieszeni. Potrafią pomieścić wszystko.
Tony: Poważnie?!
Andros: Nie no żartuję. Nie mam takich rzeczy, ale zostawiłem ją w bezpiecznym miejscu.
Tony: Gdzie?
Andros: Jeśli nie zemdlejesz, to się dowiesz.
Tony: Zgoda.

Starałem się utrzymać się jak najdłuższej na byciu przytomnym. Jednak przez to badziewie na baterii miałem z tym problem.
Gdy znaleźliśmy się przy drzwiach, natknęliśmy się na Fixa.

Mr Fix: A ty dokąd? Chyba nie zamierzasz stąd uciec w takim stanie?
Tony: Ja…

Próbowałem jakoś się wytłumaczyć, aby pozwolił mi odejść. Akurat zostałem wybawiony przez pojawienie się ratowników, którzy wjechali z rannymi po jakimś wypadku. Wykorzystałem zamieszanie, znikając mu z oczu.

Andros: Zawsze miałeś tyle szczęścia do swojej głupoty. I to nigdy się nie zmieni.
Tony: Heh! Też mi pocieszenie… To gdzie idziemy?
Andros: Nie mogę się teleportować, żeby cię nie zranić. Polecimy tam.
Tony: A zdradzisz mi w końcu gdzie?
Andros: Nie mogę, bo nas wyśledzi.

Chwycił mnie na ręce, a następnie wzbił się w powietrze. Obserwowałem miasto nocą, które wyglądało tak jak te prawdziwe. Ludzie zachowywali się zwyczajnie. Czyżby kontrola umysłów niosła ze sobą ograniczenia? A może sam wprowadzałem siebie w błąd? Jednego byłem pewny. Jeśli mój plan spali na panewce, wtedy będę mógł pożegnać się z powrotem do domu.

--***---

To już prawie połowa opowiadania, ale coś mi się zdaje, że tylko wstawiam dla odczepnego, bo nikt nie ma czasu, aby tu zajrzeć. I ja to rozumiem.

3. Władca marionetek

0 | Skomentuj

Mój umysł błądził w czeluściach otchłani. Nie widziałem nic, tonąc w nicości. Spadałem do studni, która nie miała dna. Mimo wszystko, słyszałem w niej jakieś głosy, krzyczące w agonii oraz wołające o pomoc. Nie spodziewałem się zobaczyć światła. Niewielka jej część przebiła się przez mrok, ukazując wyjście. Po chwili rozjaśniło całe wnętrze, aż pozostała wyłącznie biel.
Obudziłem się na łóżku szpitalnym. Nic dziwnego, skoro coś dziwnego ze mną się działo na dachu. Byłem osłabiony na tyle, że nie mogłem się ruszyć. Ciało odmawiało posłuszeństwa, lecz zdołałem lekko poruszyć dłonią. Dotknąłem klatki piersiowej, wyczuwając rozrusznik. Wrzasnąłem na cały głos, przez co pojawił się personel medyczny. Dostałem jakieś leki dożylnie i ponownie zemdlałem.
Gdy ocknąłem się po raz kolejny, zauważyłem, że był już późny wieczór. Obok łóżka dostrzegłem Mr Fixa. Myślałem, że oszaleję, ale nie pragnąłem sprawiać kłopotów. Kolejny szok zachowałem dla siebie.

Mr Fix: Jak się czujesz? Mam nadzieję, że nieco lepiej.
Tony: Tak... Lepiej.

Skłamałem. Nie było tak kolorowo jak myślał. Utknąłem w najgorszej wersji rzeczywistości. Nie przypuszczałbym, że handlarz bronią zajmie się ratowaniem ludzkiego życia. Jednak jak widać, tu wszystko jest możliwe.

Mr Fix: Twoje serce doznało nieodwracalnych uszkodzeń, a jako, że liczył się czas, nie czekałem na zgodę twoich opiekunów.
Tony: Moi rodzice… Oni nie żyją.
Mr Fix: Ale ktoś się tobą zajmuje, prawda?
Tony: Jestem sam.

Stwierdziłem, mówiąc prawdę. W magistrali nie miałem nikogo, a mój odpowiednik z przyszłości również do tego świata nie należał.

Mr Fix: Dziwne, bo ktoś na ciebie czeka.
Tony: Kto?
Mr Fix: Podobno zajmuje się tobą. Nawet pokazał papiery.
Tony: Nie wierzę.
Mr Fix: Może nie pamiętasz, chociaż nie wykryłem żadnych uszkodzeń mózgu. Jedynie jakieś sondy.

Sandhurst, ty draniu.

Tony: Pozbyliście się ich?
Mr Fix: Staraliśmy się, ale są zbytnio przytwierdzone do nerwów. Jeden zły ruch, a skutki mogą być bardzo nieprzyjemne. Wlicza się też w to utratę życia.

Dopiął swego. Nie da się ukryć, że pragnął mnie zniewolić, a serum wziąć po tym jak umrę. Straszył, że będzie chciał użyć całej mocy, żeby obrać mój mózg jak cebulę i w ten sposób poznać recepturę. Nie mogłem pozwolić na śmierć w magistrali. Jeśli do tego dojdzie, fizyczne ciało umrze razem ze mną.

Mr Fix: Wszystko gra?
Tony: Chcę zobaczyć się z tym opiekunem.
Mr Fix: No dobrze. Mam nadzieję, że to ci jakoś pomoże.

Wyszedł na chwilę, prosząc tego kogoś o wejście do sali. O dziwo nie byłem zaskoczony. Usiadł obok, nie zamieniając ani jednego słowa.

Tony: Muszę dorwać Kontrolera. Pomożesz mi w tym?

Cisza. Nie odpowiedział.

Tony: Świetnie. Będziesz tak siedział i milczał. Czekasz, aż całkowicie zwariuję? Tego chcesz?
Andros: Anthony, musisz o czymś wiedzieć.

Powiedział to tak poważnie, że zaczynałem się bać tego, co mogłem usłyszeć.

Andros: On zna twoje myśli. Nic nie ukryjesz przed nim.

Zatkało mnie. Nie mogłem bronić się przed kimś, kto całkowicie zniewolił wszystkich i zamienił ich role, a mnie całkowicie wykasował. Powoli stawałem się wariatem.

2. Do góry nogami

0 | Skomentuj

Po raz kolejny rozejrzałem się po dawnym laboratorium. Wszystko pasowało. Poza jednym wyjątkiem.

Tony: Gdzie są Rhodey i Pepper?
Andros: Zanim ci powiem, pozwól, że wytłumaczę. W tym świecie każdy żyje inną rolą, przez co pewne wydarzenia uległy zmianie. Domyślasz się, skąd doszło do takich zmian?
Tony: Przeze mnie.
Andros: To prawda, ponieważ ciebie tutaj nie ma.
Tony: Co?

W pierwszej kolejności chciałem krzyczeć, ale powstrzymałem się. Słuchałem wyjaśnień.

Tony: To znaczy, że nie istnieję i nikt mnie nie rozpozna?
Andros: Niestety.
Tony: Więc gdzie mam ich spotkać? Muszę się z nimi zobaczyć! Muszę wiedzieć, że są cali i zdrowi!
Andros: Zapewniam cię, że nic im nie jest. Zresztą, zaraz możemy natknąć się na jednego z nich.
Tony: Jak to?

Usłyszeliśmy dźwięk ze zbroi Mark I. Schowaliśmy się za jedną ze ścian. Moje serce waliło jak młot. Obawiałem się kogo zobaczę w roli Iron Mana. Na pewno nie siebie, skoro nie istnieję.
Po wylądowaniu pancerza, wyszedł pilot. Musiałem zasłonić usta ręką, żeby nie krzyczeć z dość porządnego zdziwienia.

Tony: R… Rhodey?
Andros: Mówiłem ci. Każdy ma inną rolę.
Tony: Nic z tego nie rozumiem. Co jest grane?!

Krzyknąłem tak głośno, że przyjaciel zaczął się rozglądać.

Rhodey: Hmm… Chyba kogoś słyszałem.

Podszedł do tej samej ściany, gdzie się znajdowałem. Już zamierzał zerknąć za nią, lecz ktoś zaczął go wołać. Wszędzie rozpoznałbym ten głos. Od razu odczułem przyjemną ulgę. Oboje żyli.

Tony: Pepper…
Andros: Pewnie chciałbyś ją zobaczyć, ale nie możesz. Poza tym, uzna cię za nieznajomego, więc musisz przeżyć tęsknotę za nią.
Tony: Wierzę ci.
Andros: Dlaczego?
Tony: Bo wiesz, co czuję.

Nie miałem wątpliwości. Jedyna osoba, która mnie znała była mną.

Tony: Jesteś z przyszłości?
Andros: Zgadza się. Chcesz coś wiedzieć?
Tony: Tak. Jedną rzecz.
Andros: Jaką?
Tony: Czy wrócę do normalnego świata?
Andros: Wrócisz.

Powiedział to tak spokojnie, aż miałem takie wrażenie, że w tej części nie pokrywał się z moją osobowością. Chyba, że kiedyś będę inny. Bardziej poukładany? Ludzie się zmieniają, więc nie powinienem być zdziwiony, kiedy będę miał więcej rozsądku przy braniu udziału w dość ryzykownych akcjach.
Gdy ponownie się przenieśliśmy, byliśmy na dachu Akademii Jutra. Z jakiegoś powodu czułem, iż ktoś nas obserwuje. Kontroler.

Tony: Skoro jesteś mną, to może lepiej używaj innego imienia.
Andros: Rozumiem. Dziwnie tak mówić do siebie samego.
Tony: No to może Andros?
Andros: Brzmi nieźle. Niech tak będzie.

Zgodził się na taki jakby pseudonim, a prawdziwa tożsamość pozostała między nami. Patrzyłem na budynek Stark International, zastanawiając się nad tym czy ten wariat nadal tam siedział. Ostatnio tam go spotkałem.
Nagle poczułem się słabo. I to nie z powodu migreny. Cały ból rozchodził się po klatce piersiowej. Moje oczy nabrały przerażenia. Andros próbował mnie uspokoić i jakoś pomóc.

Andros: Trzymaj się, Anthony.
Tony: Co… Co się… dzieje? Ach!

Coraz trudniej oddychałem, a to uczucie było mi znajome. Skuliłem się z bólu, chwytając za serce.

Andros: To sprawka Kontrolera.
Tony: Ach! Czemu… Czemu to… robi? Aaa! Przecież chciał… serum.
Andros: Nie wiem. Może chce utrudnić ci ucieczkę.
Tony: Andros…

Nie zdołałem dokończyć zdania, tracąc przytomność.

1. Świat w pikselach

0 | Skomentuj



Walczyłem z Kontrolerem. Nawet kiedy pokazał mi moich przyjaciół w niebezpieczeństwie, wiedziałem, że nie są prawdziwi. Wtedy myślałem tylko o tym, aby znowu ich zobaczyć. Wrócić do rzeczywistości.
Gdy użycie Extremis poskutkowało, zauważyłem pszczelarzy. Cała baza A.I.M. była nimi zapełniona. Starałem się uwolnić z uwięzi. Wyszarpałem się, odczepiając od ściany. Jednak długo nie ustałem na nogach. Zanim się spostrzegłem, straciłem przytomność.

Po raz kolejny ocknąłem się na dachu. To wszystko było, niczym błędne koło. Nie miałem pojęcia jak się uwolnić z magistrali, a każda próba włamania kończyła się piekielnym bólem głowy. Nie zamierzałem skapitulować. Pragnąłem walczyć. Choćbym miał przypłacić za to życiem.
Nagle przede mną pojawił się ktoś w futurystycznej zbroi. Oniemiałem na sam widok.

Andros: Anthony Stark?
Tony: Chwila… Ty znasz mnie?
Andros: Oczywiście, ponieważ…

Zdjął hełm, pokazując swoją twarz. Byłem w szoku.

Andros: Jestem tobą.
Tony: Jak… Jak to możliwe?
Andros: Wytłumaczę ci w zbrojowni.
Tony: Nie wierzę. To nie mieści mi się w głowie.
Andros: Anthony…

Chwyciłem się za głowę, chodząc nerwowo po dachu. Nie potrafiłem mu uwierzyć. To wszystko brzmiało tak niewiarygodnie. Pogubiłem się.

Tony: Daj mi jakiś dowód.
Andros: A! Ty mi nie wierzysz, prawda? Cóż… Nie jestem zdziwiony. Ten świat potrafi namieszać w głowie, ale wszystko ci wyjaśnię.

Nie byłem w stanie błądzić w nieskończoność, dlatego kiwnąłem głową. Wydawało mi się, że będziemy lecieć nad miastem, a on po prostu wykorzystał coś na rodzaj… teleportera? W kilka sekund znaleźliśmy się na miejscu. Rozpoznałem to pomieszczenie. Stara zbrojownia przy domu Rhodesów. Jakim cudem przetrwała? Do tego cały mój sprzęt był na miejscu. Zupełnie tak, jakby atak Tong nie miał miejsca. Zmiana zdarzeń? Możliwe.

---***---

Nie wiem kto czekał, ale to jest ostatnie. Tak. Ostatnie opowiadanie w tym roku. Poza one shotami nie napisałam niczego więcej, więc... Miłego czytania.
PS: Jako, że były już pamiętniczki Pepper ("W głębi umysłu"), Pepperony ("It's too late"), to czas na pamiętniczki Tony'ego, czyli "Miasto pikseli".
PS 2: Ma 10 części, dlatego szybko to zleci.
PS 3: Przyszłość bloga na rok 2018 wciąż jest nieznana.
PS 4: Czy ktoś już wymyślił kiedyś takie opo? Nie chcę powtarzać wzorca.
© Mrs Black | WS X X X