**Roberta**
Niby to widziałam na własne oczy, a jednak nie dowierzałam. Pepper była tym kimś, który tak zranił moje dzieci? Ciężko było pomyśleć coś pozytywnego. To dobrze, że żyła, ale… coś było z nią nie w porządku. Najpierw zajęłam się Rhodey’m.
Roberta: Wracamy do szpitala.
Rhodey: Nie… Nie teraz. Ona… cierpi. Muszę… jej… po… móc.
Roberta: Potrzebny jest lekarz. Nie zbliżaj się do niej, bo znowu cię porazi.
Poprosiłam, a on jedynie usiadł na ziemi i przyglądał się jej. Traciła siły. Współczułam jej. Kto tak ją skrzywdził? Weszłam do budynku, szukając doktora Yinsena. Skierowałam się na cyberchirurgię, gdzie leżał Tony. Może tam go znajdę.
**Victoria**
Ho nie musiał mi tłumaczyć o sposobie z dostarczeniem większej ilości energii do implantu. Już wiedziałam co zrobić. Zaczęłam przygotowywać narzędzia. Nawet mogłam zrobić to urządzenie, lecz moje zamiary przerwało pojawienie się pani Rhodes. Wręcz wparowała do sali.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Roberta: Potrzebna pomoc.
Dr Yinsen: O kogo chodzi?
Zdziwiłam się, bo szybko odzyskał siły. Nawet mógł mówić bez maski tlenowej. Jednak był potrzebny. Cieszyłam się, że pomimo tak sporego wieku oraz bagażu doświadczeń szybko stanął na nogi.
Roberta: Znowu Rhodey dostał prądem, ale jest przytomny. Za to… Za to…
Dr Bernes: Spokojnie. Nie nerwowo.
Poprosiłam, bo było widać zdenerwowanie. Zaprowadziłam kobietę na krzesło, dając jej leki na uspokojenie.
Dr Bernes: Proszę mówić.
Roberta: Chodzi o Pepper… Pepper Potts.
Dr Yinsen: Ta córka agenta co zaginęła?
Roberta: Tak. Ona… Ona nie jest sobą.
Dr Bernes: W jakim sensie?
Roberta: To… To nie człowiek.
Oboje staliśmy zamurowani wiadomością, chociaż po części wyjaśniało jak przeżyła taki wybuch.
Dr Bernes: Ja pójdę z panią. Ho, zostajesz.
Dr Yinsen: No chyba muszę.
Podałam mu schemat wspomagacza, który wymyśliłam na szybko.
Dr Bernes: Nieinwazyjny i tylko wystarczy przylepić. Będzie przesyłać dodatkową energię.
Roberta: Energię? To Tony nadal nie może wrócić do domu?
Dr Yinsen: Wykluczone! Inaczej znowu będziemy musieli go otwierać, a on tego nie przeżyje!
Dr Bernes: Spokojnie, Ho. Damy radę.
Widziałam, że się zdenerwował. Chwyciłam go za rękę, aby wiedział, że nie borykał się z tym sam. Zostawiliśmy specjalistę, idąc na miejsce zdarzenia. Okazało się być blisko, bo zaraz przed wejściem do budynku. Faktycznie miała rację. Dziewczyna nie wyglądała na człowieka, ale tylko ciało miała mechaniczne. Biedna. Kto byłby w stanie posunąć się do czegoś takiego? Wpierw sprawdziłam stan chłopaka. Położyłam mu plastry na oparzenia.
Dr Bernes: Proszę go zabrać do sali. Ja spróbuję pomóc Pepper.
Roberta: Dobrze. Niech pani uważa, bo razi prądem.
Dr Bernes: Bez obaw. Nie z takimi problemami się mierzyłam.
Uśmiechnęłam się do niej, a następnie poczekałam, aż znikną za drzwiami. Powoli podchodziłam do nastolatki. Jedynie twarz pokazywała część ludzką.
Dr Bernes: Spokojnie. Jestem tu, żeby ci pomóc.
**Pepper**
Nie wierzyłam własnym uszom, a także oczom. Moje błagania zostały wysłuchane. Coraz trudniej było mi utrzymać przytomność, zaś bicze przestały pieścić prądem. Praktycznie moc w nich zanikła. Upadłam na kolana, chwytając się za głowę. Czułam olbrzymie piekło.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Pepper: B… Bomba.
Dr Bernes: Bomba? Masz ją w sobie? Gdzie?
Pepper: W… W głowie.
Dr Bernes: Potrafisz wskazać, gdzie dokładnie?
Zaprzeczyłam. Sama nie wiedziałam skąd dokładnie dochodziło tykanie. Dudniło w całej czaszce.
Pepper: Wy… Wybuchnie za… dziesięć… mi… nut.
Dr Bernes: Zrobię co mogę, ale nie atakuj, dobrze?
Kiwnęłam głową. Poszłam za nią do środka. Ludzie byli przerażeni. Nikt nie chciałby mieć do czynienia z potworem.
Po dotarciu do sali dostrzegłam doktorka i… Tony’ego. Był w kiepskim stanie. Co ja najlepszego narobiłam? Byłam załamana, a po policzkach spłynęły łzy.
Pepper: Tony…
Dr Bernes: Wszystko będzie dobrze, Pepper. Teraz zajmiemy się tobą. Prawda, doktorku? Ho?
Chyba musiał być bardzo w szoku, skoro nie reagował. Próbowałam jakoś się uspokoić. Zniknęłam z lekarką, widząc po raz ostatni swojego przyjaciela.
Dr Bernes: Połóż się tu.
Pepper: Czy… Czy on… prze… żyje?
Dr Bernes: Jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. Uspokój się, a ja cię tylko znieczulę. Musisz być przytomna, żebyśmy wiedzieli, czy nie dojdzie do szkód.
Pepper: J… Jakich?
Dr Bernes: Na razie nie myślmy o tym.
Uśmiechnęła się z taką dobrocią. Wciąż nie pojmowałam tego, że traktowała mnie jak człowieka. Położyłam się na stole, zaś w szyję dostałam zastrzyk. Powoli się uspokajałam. Miałam tylko nadzieję, że bomba nikogo nie zabije, a ja sama nie umrę.
**Ho**
Chyba nic mnie w życiu już nie zadziwi. Liczyłem tylko, że pomożemy im wszystkim. Wykonałem plaster energetyczny. Miał odpowiednią ilość mocy do wspomagania rozrusznika. Przykleiłem go obok mechanizmu, aż rozpoczął swoje działanie. Zmiany były widoczne od razu. Funkcje życiowe podniosły się na dobry poziom. Mogłem odetchnąć z ulgą.
Dr Yinsen: Brawo, Tony. Jeszcze nie muszę inwestować w czarne ubrania.
Tony: Bardzo… śmieszne.
Nieco odskoczyłem, chwytając się za serce.
Dr Yinsen: Mam zejść na zawał?! Takiego masz kopa energii?!
Tony: Bez nerwów… doktorze.
Uśmiechnął się pełny życia. Spisałem odczyty i usiadłem obok niego.
Dr Yinsen: No naprawdę ci kiedyś nie pomogę. Poza tym, mój czas i tak dobiega końca.
Tony: Co?! Nie!
Dr Yinsen: Żartowałem. Tak szybko mnie nie pochowacie.
Zaśmiałem się, podając mu leki nasenne. W kilka sekund zasnął. Nie zamierzałem go przykuwać do łóżka. Poszedłem do pomieszczenia obok, ubierając się odpowiednio. Wyjaśniła mi w skrócie o co chodzi. Jakaś bomba w mózgu?
Dr Bernes: Jesteś gotowy?
Dr Yinsen: Zabawa w sapera. Pięknie.
Dr Bernes: Potem się pośmiejesz z tego. O ile przeżyjemy.
Teraz to dowaliła porządnie. Tego jeszcze nie było. Wszystko znajdowało się na cienkiej linii wraz z przemijającym czasem.
Niby to widziałam na własne oczy, a jednak nie dowierzałam. Pepper była tym kimś, który tak zranił moje dzieci? Ciężko było pomyśleć coś pozytywnego. To dobrze, że żyła, ale… coś było z nią nie w porządku. Najpierw zajęłam się Rhodey’m.
Roberta: Wracamy do szpitala.
Rhodey: Nie… Nie teraz. Ona… cierpi. Muszę… jej… po… móc.
Roberta: Potrzebny jest lekarz. Nie zbliżaj się do niej, bo znowu cię porazi.
Poprosiłam, a on jedynie usiadł na ziemi i przyglądał się jej. Traciła siły. Współczułam jej. Kto tak ją skrzywdził? Weszłam do budynku, szukając doktora Yinsena. Skierowałam się na cyberchirurgię, gdzie leżał Tony. Może tam go znajdę.
**Victoria**
Ho nie musiał mi tłumaczyć o sposobie z dostarczeniem większej ilości energii do implantu. Już wiedziałam co zrobić. Zaczęłam przygotowywać narzędzia. Nawet mogłam zrobić to urządzenie, lecz moje zamiary przerwało pojawienie się pani Rhodes. Wręcz wparowała do sali.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Roberta: Potrzebna pomoc.
Dr Yinsen: O kogo chodzi?
Zdziwiłam się, bo szybko odzyskał siły. Nawet mógł mówić bez maski tlenowej. Jednak był potrzebny. Cieszyłam się, że pomimo tak sporego wieku oraz bagażu doświadczeń szybko stanął na nogi.
Roberta: Znowu Rhodey dostał prądem, ale jest przytomny. Za to… Za to…
Dr Bernes: Spokojnie. Nie nerwowo.
Poprosiłam, bo było widać zdenerwowanie. Zaprowadziłam kobietę na krzesło, dając jej leki na uspokojenie.
Dr Bernes: Proszę mówić.
Roberta: Chodzi o Pepper… Pepper Potts.
Dr Yinsen: Ta córka agenta co zaginęła?
Roberta: Tak. Ona… Ona nie jest sobą.
Dr Bernes: W jakim sensie?
Roberta: To… To nie człowiek.
Oboje staliśmy zamurowani wiadomością, chociaż po części wyjaśniało jak przeżyła taki wybuch.
Dr Bernes: Ja pójdę z panią. Ho, zostajesz.
Dr Yinsen: No chyba muszę.
Podałam mu schemat wspomagacza, który wymyśliłam na szybko.
Dr Bernes: Nieinwazyjny i tylko wystarczy przylepić. Będzie przesyłać dodatkową energię.
Roberta: Energię? To Tony nadal nie może wrócić do domu?
Dr Yinsen: Wykluczone! Inaczej znowu będziemy musieli go otwierać, a on tego nie przeżyje!
Dr Bernes: Spokojnie, Ho. Damy radę.
Widziałam, że się zdenerwował. Chwyciłam go za rękę, aby wiedział, że nie borykał się z tym sam. Zostawiliśmy specjalistę, idąc na miejsce zdarzenia. Okazało się być blisko, bo zaraz przed wejściem do budynku. Faktycznie miała rację. Dziewczyna nie wyglądała na człowieka, ale tylko ciało miała mechaniczne. Biedna. Kto byłby w stanie posunąć się do czegoś takiego? Wpierw sprawdziłam stan chłopaka. Położyłam mu plastry na oparzenia.
Dr Bernes: Proszę go zabrać do sali. Ja spróbuję pomóc Pepper.
Roberta: Dobrze. Niech pani uważa, bo razi prądem.
Dr Bernes: Bez obaw. Nie z takimi problemami się mierzyłam.
Uśmiechnęłam się do niej, a następnie poczekałam, aż znikną za drzwiami. Powoli podchodziłam do nastolatki. Jedynie twarz pokazywała część ludzką.
Dr Bernes: Spokojnie. Jestem tu, żeby ci pomóc.
**Pepper**
Nie wierzyłam własnym uszom, a także oczom. Moje błagania zostały wysłuchane. Coraz trudniej było mi utrzymać przytomność, zaś bicze przestały pieścić prądem. Praktycznie moc w nich zanikła. Upadłam na kolana, chwytając się za głowę. Czułam olbrzymie piekło.
Dr Bernes: Co się dzieje?
Pepper: B… Bomba.
Dr Bernes: Bomba? Masz ją w sobie? Gdzie?
Pepper: W… W głowie.
Dr Bernes: Potrafisz wskazać, gdzie dokładnie?
Zaprzeczyłam. Sama nie wiedziałam skąd dokładnie dochodziło tykanie. Dudniło w całej czaszce.
Pepper: Wy… Wybuchnie za… dziesięć… mi… nut.
Dr Bernes: Zrobię co mogę, ale nie atakuj, dobrze?
Kiwnęłam głową. Poszłam za nią do środka. Ludzie byli przerażeni. Nikt nie chciałby mieć do czynienia z potworem.
Po dotarciu do sali dostrzegłam doktorka i… Tony’ego. Był w kiepskim stanie. Co ja najlepszego narobiłam? Byłam załamana, a po policzkach spłynęły łzy.
Pepper: Tony…
Dr Bernes: Wszystko będzie dobrze, Pepper. Teraz zajmiemy się tobą. Prawda, doktorku? Ho?
Chyba musiał być bardzo w szoku, skoro nie reagował. Próbowałam jakoś się uspokoić. Zniknęłam z lekarką, widząc po raz ostatni swojego przyjaciela.
Dr Bernes: Połóż się tu.
Pepper: Czy… Czy on… prze… żyje?
Dr Bernes: Jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. Uspokój się, a ja cię tylko znieczulę. Musisz być przytomna, żebyśmy wiedzieli, czy nie dojdzie do szkód.
Pepper: J… Jakich?
Dr Bernes: Na razie nie myślmy o tym.
Uśmiechnęła się z taką dobrocią. Wciąż nie pojmowałam tego, że traktowała mnie jak człowieka. Położyłam się na stole, zaś w szyję dostałam zastrzyk. Powoli się uspokajałam. Miałam tylko nadzieję, że bomba nikogo nie zabije, a ja sama nie umrę.
**Ho**
Chyba nic mnie w życiu już nie zadziwi. Liczyłem tylko, że pomożemy im wszystkim. Wykonałem plaster energetyczny. Miał odpowiednią ilość mocy do wspomagania rozrusznika. Przykleiłem go obok mechanizmu, aż rozpoczął swoje działanie. Zmiany były widoczne od razu. Funkcje życiowe podniosły się na dobry poziom. Mogłem odetchnąć z ulgą.
Dr Yinsen: Brawo, Tony. Jeszcze nie muszę inwestować w czarne ubrania.
Tony: Bardzo… śmieszne.
Nieco odskoczyłem, chwytając się za serce.
Dr Yinsen: Mam zejść na zawał?! Takiego masz kopa energii?!
Tony: Bez nerwów… doktorze.
Uśmiechnął się pełny życia. Spisałem odczyty i usiadłem obok niego.
Dr Yinsen: No naprawdę ci kiedyś nie pomogę. Poza tym, mój czas i tak dobiega końca.
Tony: Co?! Nie!
Dr Yinsen: Żartowałem. Tak szybko mnie nie pochowacie.
Zaśmiałem się, podając mu leki nasenne. W kilka sekund zasnął. Nie zamierzałem go przykuwać do łóżka. Poszedłem do pomieszczenia obok, ubierając się odpowiednio. Wyjaśniła mi w skrócie o co chodzi. Jakaś bomba w mózgu?
Dr Bernes: Jesteś gotowy?
Dr Yinsen: Zabawa w sapera. Pięknie.
Dr Bernes: Potem się pośmiejesz z tego. O ile przeżyjemy.
Teraz to dowaliła porządnie. Tego jeszcze nie było. Wszystko znajdowało się na cienkiej linii wraz z przemijającym czasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi