Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W sieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W sieci. Pokaż wszystkie posty

Rozdział 100: Żelazni obrońcy cz.4 Victoria (Koniec)

4 | Skomentuj

**Roberta**

To była ciężka wiadomość do zrozumienia. Niewiele z niej wynikało i mieliśmy nadzieję, że wszystko było już w porządku. Nie wiedziałam dokładnie, jaki musieli przeżyć koszmar, że Rhodey nie potrafił zbytnio się opanować. Mój syn zawsze dawał radę w takich sytuacjach, ale tym razem, to go przerosło.
Poszliśmy na salę pooperacyjną, gdzie Tony leżał nieprzytomny, podpięty do kardiomonitora, a obok były worki z krwią. Widocznie był stan krytyczny, skoro stracił też i krew.

-Co z nim będzie? Reaktor działa?- spytałam za nich, bo sami nie wiedzieli, co powiedzieć

-Mimo sporych trudności, jak strata sporej ilości krwi, która groziła wykrwawieniem się na śmierć, Tony jakoś to zniósł. Implant nie nadawał się do niczego i reaktor musi ładować, co kilka dni, a w gorszych sytuacjach, to stres wpływa na ilość ładowania

-Uratowałaś go. Dziękuję!- przytuliła się do niej Pepper, a z jej oczu popłynęły łzy

-Nie możecie już walczyć. Widzicie, jak to się kończy? Podpisałam karty waszych zgonów, że zginęliście w akcji, ale to od was zależy, czy skończycie z sekretną tożsamością

-Już nigdy nie pozwolę mu wejść do tej trumny i ja też nie zamierzam!- zgodziła się Pepper z wielkim żalem

-Ja też się zgadzam i Tony też musi wyrazić zgodę- poparł Rhodey

To była decyzja, która miała zadecydować o ich dalszym życiu. Sama wolałam, by dawno to porzucili, ale ich zapał do walki oraz chęć pomagania ludziom były silniejsze od mojej prośby. Przeczuwałam, że dojdzie do tragedii, lecz takiej większej. Ledwie pozwoliła nam wejść do sali. Tony dalej nie odzyskał przytomności. Był bardzo słaby. Nawet wysiłkiem było zwykłe otwarcie oczu.

-Wyjdzie z tego. Nie bójcie się o niego, ale musicie porzucić bycie War Machine i Rescue. To jedyne rozwiązanie, by zapewnić wam bezpieczeństwo i należyty spokój- przyznała Victoria

-Będę tu z nim. Będę tak długo czekać, aż się obudzi

-To będzie trwało, bo obrażenia były na potężną skalę, a reaktor dopiero oswaja się ze swoją rolą. Na pewno ułatwi mu życie. Najważniejsze, że ocalał. Wszystko się ułoży, ale musicie znaleźć coś do życia. Jakiś inny element

-Znajdziemy- odezwał się mój syn, który odważył się porzucić blaszany strój

Nagle zauważyliśmy, że Tony poruszył powiekami i ręką. Otworzył oczy i widział nas.

-Nic nie mów. Musisz odpoczywać. Dobrze się czujesz?

Mrugnął i próbował spokojnie oddychać. Cieszyłam się i w sumie nie tylko ja, bo Pepper od razu go uścisnęła. Bardzo się rozczuliła, że znów się wypłakała.

-Już nigdy więcej mi tak nie rób! Nigdy! Musisz rzucić bycie Iron Manem!


**Pepper**

Nareszcie się ocknął. Tak bardzo się bałam, że już zbroję nie uznam za wynalazek, ratujący ludzkie życia. To właśnie zbroja prawie go wkopała do grobu. Byliśmy z Rhodey'm zdecydowani, by porzucić dawne zadanie i znaleźć coś nowego. Już sam się pochwalił, co miał zamiar robić w przyszłości.

-Zgadzam się z Pepper. Ja też rezygnuję na zawsze. Chcę skończyć Akademię Wojskową. Pamiętasz, ze to moje marzenie? Chcę je zrealizować

-Zgoda- odezwał się i nie był to, aż tak słaby głos, jakby mocno był pokiereszowany

-I to mnie cieszy. Mogę wiedzieć, co zaplanowałeś?

-Wkrótce się przekonasz- znowu był zagadką, którą chciałam rozwikłać

Nawet Rhodey nie domyślał się, co Tony'emu siedziało w głowie. Cmoknęłam go w policzek, gdy musieliśmy już wyjść. Musieliśmy go zostawić w spokoju, by odpoczywał. Byłam spokojniejsza, a on nabierał kolorów. Nie wyglądał na truposza, jak wcześniej, więc myślałam, że szybko wróci do domu. Coś mi podpowiadało, że tego chciał.

-Tęsknisz za domem?

-Bardzo... To mój... plan- jeszcze mówił, przerywając, bo dopiero, co wybudził się z narkozy

-Kiedy mi go zdradzisz?

-Kiedy stąd wyjdę- uśmiechnął się bez przymusu

Roberta upewniła się, że było z nim dobrze, więc zostaliśmy we trójkę, czyli ja, Tony i Rhodey. Nie licząc Victorii.

-Pozwólcie mu odpocząć. Potrzebuje teraz tego, jak najwięcej po tej całej serii przygód

-A kiedy może wrócić?- spytałam niecierpliwa

-Dopiero, co się obudził. Myślę, że bez problemu wróci za tydzień. Powinnam go dłużej trzymać, ale tyle mi w zupełności wystarczy

---Tydzień później---

SHIELD miała nasze karty zgonów. Tony wrócił do domu, co go bardzo zadowoliło. Nie słabnął i czuł się wypoczęty, czego nigdy nie mógł zaznać, gdy ciągle świat nas potrzebował. Cieszyłam się, że wszystko się ułoży. W czasie jego nieobecności wysprzątałam mieszkanie, żeby było czyste, bo mało, kiedy tu byłam po ostatnich przygodach.

-Widzę, że ci się nie nudziło- objął mnie w pasie, uśmiechając się

-Ha! Dobre! Musiałam posprzątać, bo był tu niezły syf. Nadal mi nie powiedziałeś, co zaplanowałeś?

-Dzisiaj jest nasza rocznica- wyciągnął zza pleców małą karteczkę

-Mam się bać?- zaśmiałam się zaintrygowana jej treścią

Czytałam.

Długo nad tym myślałem, żeby zapieczętować naszą rocznicę. 
Powinniśmy spełnić twoje marzenie.
Chyba domyślasz się, co mam na myśli?
A jeśli nie,
dziś się o tym przekonasz


**Tony**

Pepper była wczytana w kartkę, aż się zarumieniła. Liczyłem, że domyśli się, co miałem za plany. To głównie przez dzień rocznicy. Cmoknąłem ją w policzek, a ona po prostu mnie pocałowała namiętnie. Rzuciła na łóżko i położyła się na mnie. Moje dłonie błądziły po jej całym ciele, że musiałem je położyć na ramionach. Ruda odczytała znaki i już wiedziała, jaki był plan.

-Naprawdę tego chcesz? Przecież wcześniej byłeś temu przeciwny- chwyciła mnie za ręce, a ja ją pocałowałem

-Plany się zmieniają. Chcę tego. To będzie nasze dziecko

Znowu zacząłem wędrować rękami, całując ją po szyi, rozpinając jej bluzkę. Ona zrobiła to samo, a światło reaktora bardzo oświetlało jej piękną, uśmiechniętą twarz. Odwzajemniła uściski i pocałunki, aż poczułem wewnętrzne ciepło. Kochałem ją i chciałem z nią być. Nie wyobrażam sobie życie z inną kobietą. Dzięki nowemu sercu mogłem nie męczyć się tak przy ciągłym ładowaniu. Raz na trzy dni w zupełności wystarczyło.
Musnąłem ustami ponownie, lecz tym razem jej ucho i znowu szyję, aż do brzucha. Leżałem już bezwładnie i robiła ze mną to, na co miała ochotę.

---16 lat później---

Jesteśmy szczęśliwi. Mamy córeczkę o imieniu Victoria. Wspólnie zadecydowaliśmy, by chodziła do Akademii Jutra, gdzie zdobędzie więcej doświadczenia życiowego i naukowego. Była wygadana i inteligentna. Rhodey powiedziałby, że mieszanka wybuchowa.
Spotkaliśmy się po latach w zbrojowni.

-Hej. Co tam u was?- spytał się Rhodey, witając nas w mundurze

-Udało ci się. Gratuluję. Powinniśmy to uczcić- cieszyłem się z jego sukcesu

-Widzisz, że nie ma już naszych zbroi, ale za to nasza córeczka może zbudować kiedyś własną. Viki, chodź do nas!- zawołałem ją

Dziewczynka o brązowych oczach i włosach wyszła z ukrycia. Dorosła na świetną kobietę. Minęło trochę czasu, żeby ją nauczyć podstaw. Jednak udało się.

-Cześć- uśmiechnęła się, a Rhodey nie wiedział, że ona była moim planem

-Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?

-Niespodzianka!- zaśmiała się Pepper

-Przedstawiam ci Victorię Stark. Dostała imię naszej cudotwórczyni, ale i też to znaczy, że wygraliśmy. Odnieśliśmy zwycięstwo. Starzejemy, ale jeszcze pamiętam, co się wydarzyło.

-No to cześć. Miło cię poznać. Zdecydowanie wykapana Pepper - podał jej rękę, a ona ją uścisnęła i zaśmiał się, że ruda chciała mu coś zrobić, ale przy Victorii się hamowała

Nasza przygoda dobiegła końca. Wygraliśmy spokojne życie bez kłopotów i nasza córka może pójść swoją własną drogą wyboru. Mówiła, że chce mieć zbroję, więc może to zrobić. Byłem dumny z naszej trójki, Poszliśmy światem marzeń.

KONIEC



---**---
FINAŁ. KONIEC "W SIECI"!!!
Dziękuję wszystkim, że czytaliście to opowiadanie i być może bloga. Wciąż nie potrafię uwierzyć, że napisałam ponad 100 rozdziałów. Gdyby nie wy, brakłoby motywacji oraz weny. Z IMAA nie kończę. Może tu kończę jedno z najdłuższych opowiadań, ale serial zawsze będę mile wspominać. Dziękuję tym, którzy wytrwali i z chęcią tu zaglądali. Kolejne opowiadanie wystartuje w wtorek, bo do tej serii dodam one shot oraz dwa mini opka. Mam nadzieję, że wykażecie się i napiszecie własne zdanie o całym blogu, Co się podobało, a co nie? Odczuwaliście jakieś emocje, jak szok, śmiech, a może rozpacz, czy strach? Podzielcie się w komentarzu własnymi wrażeniami.
PS: Grupa o IMAA nadal aktywna. Wciąż szukamy zainteresowanych :)

Rozdział 99: Żelazni obrońcy cz.3 Mam nadzieję

0 | Skomentuj

**Pepper**

Rhodey dzwonił do lekarki, ale nie wyślą jej w kosmos. Chyba, że nie będzie miała innego wyjścia i nam pomoże? Nie wiedzieliśmy, co robić. Tony był w stanie krytycznym. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że umrze tu i teraz. Nie zgadzam się na to. Nie zgadzam się.
Był nieprzytomny, a najgorszego dowiedziałam się później. Przyłożyłam głowę przy jego klatce piersiowej.

-On nie oddycha! Rhodey!- byłam przerażona, że to się działo

-Pepper, bez paniki. Trzeba zdjąć z niego resztę zbroi i go ratować. Wiesz, jak?- próbował mnie uspokoić, dając mi powody do trzeźwego myślenia

Zdjęłam z niego całe uzbrojenie, gdy Rhodey nadal nawiązywał połączenie z Victorią. Przerażenie dosięgło zenitu, jak światełko z implantu zgasło w najgorszym momencie. To był okropny znak i koszmar. Jego serce przestało bić. Nie zatruwałam sobie głowy, dlaczego do tego doszło, bo w sumie wszystkie te walki miały ten rezultat, więc Mallen, Vanko i Android byli temu winni.

-Proszę cię, dodzwoniłeś się do niej?

-Już mam. Victorio, potrzebujemy pomocy. Tony jest nieprzytomny, a implant ma uszkodzony. Co mamy zrobić?- zaczął z nią rozmawiać i dał na głośnomówiący, bym mogła też jej coś powiedzieć

-Powiedzcie mi dokładnie, jak do tego doszło? Tylko spokojnie

-Spokojnie?! On umiera! Nie oddycha, a jego serce przestało bić!

-Co?!- zdziwił się Rhodey

-To nie jest dobrze. Trzeba operować, ale musicie przywrócić krążenie. Dwa wdechy i trzydzieści ucisków. Możecie robić na zmianę, ale pozbądźcie się zbroi- wyjaśniła lekarka, instruując

Wzięłam się w garść i zaczęłam udzielać mu pierwszej pomocy. Przyznam, że robiłam to pierwszy raz, a w szkole uczyli nas na manekinach.
Zaczęłam robić te uciśnięcia. Dość trudne, bo szybko się męczyłam i do tego wszystkiego doszły te wdechy. Nie mogłam go stracić. To mój i przyjaciel i mąż. Nie mogłam pozwolić na jego śmierć. Chcę wiedzieć, jakie miał plany. Przepraszał mnie niepotrzebnie, bo przeżyje jeszcze długo.
Po niecałych pięciu minutach zamieniłam się z Rhodey'm.

-Jak wam idzie?

-Zmienił mnie Rhodey i teraz on robi ten schemat. A jeśli będzie żył, to nie umrze?

-Wiem, co masz na myśli. Zaraz do was polecę z innymi agentami, bo widziałam, że niewiele wam pomogli. Wszczepię mu reaktor i tym razem bez błędów. Na pewno organizm go zaakceptuje. Dobra, poszukaj apteczki i znajdź adrenalinę

-Już szukam- zaczęłam rozglądać się po pozostałościach bazy i szybko natrafiłam na poszukiwaną rzecz

-Znalazłaś? To teraz szukaj adrenaliny. Powinna pomóc. Tylko się uspokój, bo nie zdołasz potem nic zrobić


**Victoria**

Pepper była silna. Próbowała działać w tak dramatycznej sytuacji. Rhodey też jej musiał pomóc. Wiem, jak bardzo się bała o niego, ale na pewno musiała myśleć pozytywnie, bo bez tego, cuda się nie zdarzają.

-I mam mu to... wbić w serce, czy do ręki?- próbowała spytać na spokojnie, ale drżał jej głos

-Spokojnie, Pepper. Uderz w serce. Rhodey dalej powtarza schemat?

-Tak

-Musi przestać, a ty masz jedno podejście. Wbij mu to. Tylko mi nie panikuj

Nastąpiła cisza. Nie wiedziałam, czy to zrobiła, a może się przestraszyła?

-Wbiłaś?- spytałam spokojnie, choć też martwiłam się, co się tam rozgrywał za koszmar

Coulson wysłał nowy oddział i pozwolił mi lecieć z nimi. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy, łącznie z sprzętem chirurgicznym. Nigdy nie wiadomo, co się przyda, a w zawodzie lekarza łatwo o "niespodzianki".
Byłam już na statku. Dalej czekałam na odpowiedź.

-Wbiłam. Co teraz?

-Coś się zmieniło?

-Nic. I co teraz?! Potrzebujemy cię! Musisz go uratować! Tylko ty to możesz zrobić. Błagam!

-Już do was lecę. Bez paniki. Spróbujcie przywrócić krążenie. Będę najszybciej, jak się da. Wszystko będzie dobrze. Daleko do tamtej bazy?- usiłowałam wpłynąć na nią, a ona dalej krzyczała, a przy okazji spytałam się jednego z agentów o odległość

-Godzina

-Nie można szybciej? Jeden z nich potrzebuje pilnej interwencji medycznej. Niewykluczone, że reszta ma jakieś urazy

-Zrobię, co się da, tylko, to trwa

W takich sytuacjach cierpliwość wysiadała przez samą myśl, że nie zdąży się na czas. Miałam kiedyś taki przypadek i na moich oczach umarło dwumiesięczne dziecko. Nie chciałam powtórzyć tego błędu, dlatego szybkość reakcji była najważniejsza.
Cudem trasa skróciła się o połowę wyspekulowanego czasu. W specjalnym kombinezonie wlecieliśmy do pozostałości dawnej bazy powietrznej SHIELD. Na szczęście szybko ich znaleźliśmy. Pepper przejęła resuscytację, a Rhodey szukał strzykawek.

-Już jestem. Odsuńcie się. Dalej bez zmian?

-Koszmar! To jakiś koszmar! Nie reaguje na nic!

-Spokojnie, Pepper. Ile mu tego wbiłaś?

-Jedną. Tylko tyle było. Uratujesz go, prawda?

-Zobaczymy, co da się zrobić

Sprawdziłam funkcje życiowe i bransoletka skróciła mój czas analizy, że dzięki temu mogłam szybciej reagować medycznie. Wyjęłam wszystko, co potrzebowałam.

**Pepper**

Nareszcie. Victoria się pojawiła. Byłam zmęczona całym tym dniem i nie patrzyłam, nawet na zegarek. Odetchnęłam z ulgą na chwilę, gdy lekarka zaczęła go ratować. Niestety Rhodey też był wykończony fizycznie. W sumie, to on najwięcej siły zużył i w walce i w tym uciskaniu. Teraz wszystko było w jej rękach.
Wstrzyknęła mu coś dożylnie. Jego powieki się uchyliły lekko, ale to był znak.

-Tony, słyszysz mnie? Tony?- patrzyłam z rozpaczą na jego twarz

-Tony, wszystko gra? Słyszysz, co do ciebie mówię? Jeśli mnie słyszysz, mrugnij

On ruszył powiekami, ale coś dalej było złego. Gwałtownie zakaszlnął i zaczął się dusić. Znowu chciałam panikować. Już było tak dobrze i znowu to samo.

-Spokojnie. Muszę go zabrać na operację. Macie tu sterylne pomieszczenie?

-Już nie- odezwał się Rhodey, który jako jedyny był zarazem spokojny i rozsądny

-No to trzeba go zabrać do SHIELD. Tam mam więcej możliwości, niż w zwykłym szpitalu. Powiadomiłam chirurga- założyła mu maskę tlenową i położyła na nosze

-Będzie żył i nie umrze?

-Będzie i nie umrze. Operacja naprawi mój błąd, który kosztował go życie- odparła łagodnie i poszła do statku

Tych , których miała przy sobie agentów, byli bardziej ogarnięci, niż ci, co przybyli po Vanko, choć głównie mieli nam pomóc. Razem z Rhodey'm dołączyliśmy do nich.
Gy trafiliśmy do bazy w Nowym Jorku i to już na Ziemi, Victoria zabrała Tony'ego na operację. My mogliśmy tylko czekać. Rhodey musiał powiadomić matkę, ale też się pojawiła.

-Jesteście cali?- uścisnęła nas, ciesząc się, że wyszliśmy bez szwanku z tak trudnego starcia, które przejdzie do historii

-Wygraliśmy, ale teraz musi tylko Tony przeżyć

-Będzie dobrze. Uratowała go wtedy, uda się jej teraz

-Tylko nie widziałaś, jak go potraktowali. To było okropne- powiedział Rhodey, którego spokój ducha zaczynał znikać

-Poczekajmy, aż się skończy operacja

Godziny się przedłużały, że na korytarzu zostały zapalone światła. Operacja się ciągnęła i nikt nie wyszedł nam coś powiedzieć. Była cisza i żaden z nas się nie odezwał ani jednym słowem.
Dopiero po trzech godzinach, wyszła lekarka.

-Co z nim?

-Robiłam wszystko, co w mojej mocy. Obrażenia były bardzo głębokie, że kawałki implantu wbiły się poza skórę i musiałam je usunąć. Doszło do komplikacji, gdy wszczepiałam reaktor. Chcecie go zobaczyć?

-Tak- nie wiedziałam, jak na to zareagować

Rozdział 98: Żelazni obrońcy cz.2 Ostatnie uderzenie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Nie wiem, co to miała być za pomoc, ale SHIELD wcale nam nie pomagała. Ganiała za Androidem, jakby wydawało się, że był największym wrogiem, a to kłamstwo. Liczyliśmy na wsparcie z ich strony, a tu zerowy rezultat. Słyszałem, jak Pepper się darła przez komunikator. Miała uszkodzony hełm, więc każdy mógł wiedzieć, o czym ona mówi. Tony był w najgorszej sytuacji. Widziałem, jak słabnie, bo ledwo stał na nogach. Uwolnił się z jego uścisku, ale podpierał się ściany.

-Lepiej, odpuść, bo twoje serce tego nie wytrzyma- pomogłem mu wstać

-Nie... Nie mogę. Ja muszę walczyć. Przecież on...

-Uspokój się. Ziemi już nic nie zagraża. Teraz pozostało przeżyć i wrócić do domu

-Mieli nam pomóc. I co oni robią?!- wkurzył się, aż go zabolało

-Tylko spokojnie. Będzie dobrze. Poradzimy sobie, ale najlepiej już nie walcz

Tony nie chciał się poddać i dalej odpierał ataki Vanko. Gdy zbliżał się do Pepper, obronił ją swoim ciałem. To było szalone. W końcu targa się na szubienicę, czy jak? Ruda była zrozpaczona. Jedynie, co mogła zrobić, to używać zwykłych ciosów.

-Zostawcie tego szaleńca i znikajmy stąd!- kazałem im wziąć się za odwrót, lecz mnie nie słuchali

-Nie!- Tony odpowiedział z pięści

-Proszę cię, zostaw go!- krzyczała Pepper, gdy zaczęli się ze sobą siłować

-Znikaj stąd!- znowu się odezwałem, ale on nie chciał odpuścić

-Już nic nie zdziałacie, Rhodey! Musicie się ewakuować!- odezwała się mama, która nie ukrywała swego przerażenia

Wszyscy działali pod wpływem emocji. Rosjanin nie chciał odpuścić i użył całej siły, by dosłownie zgnieść zbroję Centuriona. Po Androidzie nie było śladu i samych agentach. Zostaliśmy sami na pastwę losu. Chciałem mu pomóc, ale trafił we mnie rakietą. Znowu odezwała się mama.

-Uciekajcie i się nie zastanawiajcie!

-Mówiłem im, ale nie chcą odpuścić, a Crimson Dynamo zaraz zgniecie Tony'ego!

-A gdzie SHIELD?! Mieli wam pomóc!- teraz to ona była zdenerwowana i też nie była zachwycona, jak "fajnie" nam pomogli, nie pomagając

-Już ich nie ma! Muszę kończyć, bo Vanko zaraz go zabije. Muszę go powstrzymać!- rzuciłem się na Rosjanina, który skrupulatnie chciał, by Iron Man się poddał, a raczej zginął

Pepper próbowała odepchnąć Vanko, ale on nie reagował na jej zwykłe ataki i nikt z nas nie mógł go powstrzymać. Jednak stało się coś niemożliwego. Tony był o wiele silniejszy od kombinezonu Ivana. Całą siłę włożył w ręce i powalił niepowstrzymanego szaleńca.

-Jak ty to zrobiłeś?!- zdziwiłem się, jak zrobił coś niewykonalnego

-Zwycięstwo!- ucieszyła się Pepper

**Tony**

Udało się. Jakoś udało mi się pokonać Ivana, by nie zabił nikogo z moich przyjaciół. Przytula się do mnie Pepper i Rhodey również to uczynił. To było wielkie szczęście, które miało swoje poświęcenie. Jakie? Nie wiedzieli, że serce ledwo biło i bardzo je przeciążyłem przez tę walkę.

-Jest! Wygraliśmy!- dalej cieszyła się ruda z tego wyczynu

-Tak... zwycięstwo- wziąłem głęboki wdech, bo czułem się źle

-Tony? Wszystko gra?- spytał się Rhodey

-Tak. Jest dobrze- uśmiechnąłem się i odsłoniliśmy na chwilę hełmy

Cała nasza trójka cieszyła się z rezultatu naszej misji. Agenci wrócili do nas i Android przyleciał za nimi. Myślałem, że mamy od niego spokój. Na kogo się rzucił? Na Pepper.

-Uważaj!- ostrzegłem ją

Ochroniłem rudą przed robotem i zmienił szybko swój cel. Tym razem skupił się na Rhodey'm. Przeginał, a agenci zajęli się nieprzytomnym Vanko. Kim oni są?! Nie mogą być z SHIELD! Jak oni mogą nie wiedzieć, kto jest groźniejszy?

-Rhodey!- krzyknąłem i podleciałem do niego

Android przygwoździł go do ziemi i strzelił z lasera. Od razu rzuciłem się w strefę ataku. Serce biło, jak szalone, bo ten strach, że ktoś z nich mógł umrzeć, nie pozwalał mi odpowiednio działać.

-Powinieneś już sobie odpuścić, Iron Manie!

-Nigdy!- krzyknąłem, uderzając go w twarz

-To zginiesz najpierw ty!- strzelił z unibeamu, aż cały mój napierśnik rozpadł się

-Tony! Nie!- Pepper była przerażona

Walczyłem do końca i chciałem jakoś go powstrzymać. Jeśli kogoś ma zabić, niech to będę ja. Miałem plany, ale już nie będą ważne.

<< Krytyczne uszkodzenia zbroi. Zagrożenie zdrowia i życia użytkownika>>

Nie potrafiłem wstać. Byłem słaby, a on zaczął bić pięściami, gdzie był umiejscowiony implant. Chcieli coś zrobić, ale zostaliśmy otoczeni jakimś polem siłowym. "SHIELD" zabrało Vanko i nikt nam nie zechciał udzielić pomocy. Dobijali się przez pole, a ja czułem, jak z gwałtownego bicia, serce zaczęło zwalniać. Wiedziałem, że umrę.

-Tony, wynoś się stamtąd!- krzyczała Roberta, a ja nawet nie byłem w stanie się podnieść

-Teraz z tobą skończę, Stark- zerwał mi hełm, by patrzeć, jak schodzę z tego świata

-Pepper... przepraszam

-Tony!- dalej krzyczała, dobijając się, by rozwalić otaczające nas pole

-To twój koniec! Żegnaj, Iron Manie- uderzył w klatkę piersiową, aż zobaczył iskry z implantu

<< Funkcja lotu wyłączona. Systemu wyłączone. Komunikacja wyłączona>>

**Rhodey**

Próbowałem przebić się przez dzielącą nas barierę, ale nie udawało się za każdym podejściem. Byłem przerażony, widząc Tony'ego, skazanego na śmierć. Nawet nie był w stanie uciec, czy chociaż się bronić. Pepper była zrozpaczona.

-Musimy coś zrobić! Masz jakieś rakiety?!

-Już nic nie działa. Zbroja nadaje się do złomu

-Ale Tony...- przerwałem jej

-Wiem, Pepper. Gdyby SHIELD coś zrobiła

-Musicie stąd zabrać Tony'ego. Jego implant się wyczerpuje. Ledwo ma 10%. Skontaktujcie się z SHIELD. Natychmiast!

Pepper walnęła z furią w pole, aż się zniszczyło, rozsypując w drobny mak. Natychmiast wbiegliśmy na Androida, który dalej maltretował Tony'ego. Jedynie, gdzie miał zbroję, to na rękach i nogach.

-Masz go zostawić!- próbowała odepchnąć go, lecz bezskutecznie

-Za późno! On umiera i nic z tym nie zrobicie!- uderzył z całych sił w implant i odszedł, gdy jego cybernetyczne oko dało mu informacje

-Dlaczego nic nie robicie?! Tego was uczyli?!- wściekła się ruda, że siłą chciała przyciągnąć agentów, ale jej się nie udało

-Lepiej darujcie sobie! On już umarł!

Zaśmiał się robot i wyleciał z helikariera. Tony dalej był przytomny, tylko, że jego implant był zniszczony. Sprawdziłem bransoletkę i nie było dobrze. Serce słabło, a agenci SHIELD zniknęli tak samo, jak Android, który już się nie pojawił.

-Tony, słyszysz mnie?- podeszła do niego zrozpaczona Pepper i była bez hełmu, że mogłem zobaczyć, jak płacze

-Pepper... przepraszam. Nici z planów... Naszych planów- odparł słabym głosem

-Nie mów tak. Wyjdziemy z tego żywi

-Uciekajcie

-Nie zostawimy cię. Jak już, to razem-  odezwałem się do nich

Nagle implant zaczął szybko migotać, a Tony odczuwał ból. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale domyślałem się, że to nic dobrego. Na bransoletce pojawiły się odczyty na czerwono. To był koszmar. Nie może umrzeć.

-Tony, słyszysz mnie? Dasz radę! Musisz z nami zostać!- chwyciła go za rękę, która była wolna od pancerza

-Pepper... to... koniec

-Nie mów tak! Będzie dobrze

Niespodziewanie zaprzestał migotać mechanizm, a on zemdlał. Sprawdziłem jego puls. Słaby. Umierał. To nie może się tak skończyć. On musi żyć. Musi wytrwać.
 Pepper zaczęła krzyczeć, gdy już na nic nie reagował. Musiałem zadzwonić do Victorii. Musi nam pomóc.

Rozdział 97: Żelazni obrońcy cz.1 Wsparcie

0 | Skomentuj

**Pepper**

Co to było? To musiało być coś mocnego. Wszyscy leżeli na ziemi. Nawet Vanko padł. Byliśmy na części helikariera, która miała rezerwy tlenu, więc Tony się nie udusi. Każdy powoli wstawał i otrzepywał się z gruzu.
Podleciałam do chłopaków. Zbroje były już w takim stopniu uszkodzone, że szansa na przetrwanie była niewielka. Posiłki dalej nie przybywały i skończył nam się czas. Baza zniszczona. Poddadzą się?

-Żyjecie? Odezwijcie się! Proszę!

-Pepper, to bolało. Ledwo czuję... kości- odezwał się Rhodey, wstając powoli z podłogi

-Kości? Au! Ja już nie czuję nic- odezwał się Tony

-Co robimy? Misja skończona. Powinniśmy wracać

-Nie pozwolimy wam wrócić w jednym kawałku! Zginiecie!- rzucił się Vanko wraz z Androidem, mierząc do nas z różnych broni

Nie mieliśmy planu działania, a SHIELD miała już dawno się pojawić. Skontaktowałam się z Coulsonem. Dlaczego tak to długo trwa? Musi wiedzieć, że plan został wykonany, ale z negatywnym skutkiem.

-Mówi agentka Potts. Rozmawiam teraz z szefem SHIELD?

-Witaj. Jak misja?

-Tragedia. Już nie dajemy rady, a helikarier zniszczony, tylko, że oni dalej chcą walki!

-Tylko spokojnie. Wysłałem już oddział godzinę temu, więc powinni się tam zjawić

-Mają być już teraz!- zaczęłam być podirytowana szybkością działania agencji, ale za czasów Fury'ego było tak samo

Niespodziewanie sygnał został przerwany, a Android robił ostry łomot na pozostałości helikariera. Od razu pomogłam chłopakom w walce, bo bezwzględność Rosjanina sięgała granic. Uderzyłam w niego z całej siły, żeby odsunąć go od nich.

-Twoje ataki są bezcelowe, Rescue. Kolej na mnie!- strzelił z rakiety, która przebiła mnie przez ścianę dość mocno

-Rescue!- zerwał się Tony do obrony i strzelił z repulsora

<< Uwaga. Rezerwy zostały wyczerpane>>

Cholera. No i doszło do najgorszego. Moja zbroja była w takim stanie, jak Centurion, więc jedynie ataki mogły być z repulsorów. Rhodey jeszcze zużywał całą artylerię na Dynamo, lecz również bez rezultatu pozytywnego.

-Co z SHIELD?- spytał Tony

- Wysłali już posiłki godzinę temu

-Gdzie oni są tak długo?! Nie damy rady bez wsparcia!- zdenerwował się Rhodey

-Musimy grać na zwłokę. Zdobądźmy ten cenny czas i hamujmy ich ataki. Ma ktoś jeszcze energię na pole siłowe?

-Za późno. Poszły ostatnie rezerwy- wyjaśnił War Machine, przygotowując się do ataku

**Victoria**

Pojawiłam się w bazie SHIELD, skąd uzyskałam informacje, że Tony, Rhodey i Pepper walczyli w kosmosie. Wiedziałam, w co się wplątali i obawiałam się, że przez Rosjanina i Androida, nie wrócą na Ziemię.
Nowy szef SHIELD ciągle czekał na jakiś kontakt od nich. Podobno wysłali gdzieś jednostki pomocne w walce, które nie dotarły na miejsce batalii.

-Mieliście jakiś z nimi kontakt? W jakim są stanie?

-Na pewno potrzebna jest im wszelaka pomoc. Dobrze, że jesteś. Zniszczyli już helikarier, ale dalej walczą. Vanko jest bez skrupułów i agentka Potts już mówiła, że nie dają dłużej rady i potrzebują wsparcia. Wysłałem już im pomoc, ale jeszcze nie dotarli

-To fatalnie. Trzeba coś zrobić. Kiedy wrócą do nas?- spytałam, bo za długo czekać i nic nie robić nie można było, gdy ich życia były zagrożone

Kilka dni temu rozmawiałam z dyrektorem i niestety dalej opcją był reaktor, jednak uznał, że jego zmniejszona wersja zostanie zaakceptowana przez organizm, a czas się dla niego kończył. Według moich założeń, jeszcze tego samego dnia jego stan się pogorszy.

-Musimy czekać, Victorio. Będzie dobrze. Poczekajmy na kontakt wysłanych jednostek, albo od Rescue

-Zna pan ich tożsamość?- byłem w wielkim zdumieniu

-Całe SHIELD zna. To już nie jest żadna tajemnica. Możliwe, że świat również pozna ich sekret, ale zależy, jak sprawy się potoczą

-Mam nadzieję, że jakoś wytrwają. Są silni. Muszą jeszcze dać radę i wygrać starcie

-Miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze skończy

SHIELD nie miała dostępu do danych ze zbroi, więc nie byli w stanie określić, jak bardzo było z nimi źle. Myślałam, jak im pomóc. Miałam przy sobie wszystko, co się może przydać. Nawet w najgorszych wypadkach przygotowałam strzykawki z różnymi środkami na każde możliwe objawy. Postanowiłam jeszcze ustalić sprawę z implantem wraz z chirurgiem, który mi bardzo pomógł po śmierci Rachele. Udało się nawiązać z nim łączność.

-Dzień dobry, Victorio. Gdzie jesteś? Szukałem cię po szpitalu, ale ciebie nigdzie nie ma. Muszę ci coś ważnego powiedzieć i to w sprawie Tony'ego

-Przepraszam, że uciekłam, ale SHIELD mnie potrzebuje. Również chciałam z tobą o tym porozmawiać. Możliwe, że jeszcze dzisiaj będzie jego operacja

-Pogorszyło mu się?- spytał, a nie wiedział o jego drugiej tożsamości

-Niestety, ale tak. Zmniejszenie reaktora łukowego coś da? Na pewno zadziała?- spytałam dla pewności

-Jeśli implant go zabija, trzeba działać, jak najszybciej się da. Przygotuj się na taką konieczność, by operować. Dasz radę, Victorio. Wiem, że ci się uda. Ja nie wiem, czy będę w bazie SHIELD, więc będziesz musiała wziąć sprawy w swoje ręce

On miał rację. Musiałam wziąć się w garść. Rozłączyłam się z nim i zastanowiłam się nad planem. Mimo wszystko musiałam czekać, aż się tu pojawią. Bałam się, że dojdzie do czegoś okropnego. W kosmosie trudno przeżyć, a walka z bezlitosnym Rosjaninem i robotem, będzie ciężka, a do tego walczą z jakimś mutantem, co zabił Fury'ego, że pochwalił się tym czynem całemu światu.

**Pepper**

Rhodey dalej nie chciał się poddać. Nacierał ostatnimi siłami tak samo, jak Tony, który powinien już odpuścić. Widziałam, że z nim było kiepsko. Mój instynkt mi podpowiadał najgorsze. Bałam się, że umrze, a miał jakieś plany, które pozostały zagadką. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Musiałam coś zrobić, by nikt z nas nie umarł. Wzięłam się w garść i zaatakowałam Vanko.

-Łapy precz od moich przyjaciół!- uderzyłam z impetem w ciężką zbroję Rosjanina

-O tobie nie zapomniałem, Rescue!- rzucił się na mnie, a Android zajął się Centurionem

-Nie!- krzyknęłam, wymierzając w Dynamo, który obronił się przed atakiem

-Macie jakiś plan?!- krzyknął Rhodey, spowalniając

-Przetrwać!- krzyknął Tony, zbierając znowu siły

Rozpętało się prawdziwe piekło. Z każdego elementu zbroi iskrzyły kawałki metalu, a niektóre już odpadły, ze jedynie, co pozostało, to po części hełm, napierśnik i rękawice wraz z nagolennikami. Reszta zniszczyła się. Nie dawaliśmy rady, ale na szczęście pojawiło się oczekiwane wsparcie. SHIELD zajęła się Vanko.

-Co tak długo?!- podirytowałam się ich szybkością reakcji

-Natrafiliśmy na AIM. Też się wmieszali i chcieli zniszczyć Ziemię- odezwał się jeden z agentów

-Co?!- zdziwił się Android i zaczął uciekać

-Nigdzie mi nie pójdziesz- strzelił Tony z repulsora, ale to go nie powstrzymało

Większość agentów, jak idiotów, chciała się zająć Androidem. Mieli nam pomóc, a zajmują się najmniejszym zagrożeniem.
Nagle usłyszałam krzyk Tony'ego i Rhodey'go. Bardzo się przeraziłam i poleciałam za Crimson Dynamo. Przydusił ich do podłoża. Tworzyła się tragedia, a ci "pseudoagenci" dalej ganiali za robotem, a mieli nam pomóc. To nie tak miało być.

-Zostaw ich!- ostatnią energię użyłam na strzał z repulsora

-Haha! Tak wam SHIELD pomaga?! Żałosne!- zaśmiał się Ivan, odrzucając Rhodey'go do tyłu

-Rhodey!- nie mogłam nic zrobić i zbroja mogła tylko uderzać zwykłe ciosy

-Uciekaj, Rescue!- ostrzegł mnie, ale ja nie chciałam stać bezczynnie

Skontaktowałam się z SHIELD i wyrzuciłam z siebie gniew. Coulson kazał mi się uspokoić, a nie potrafiłam.

-Co to ma być?! To jest wasze wsparcie, że zajmują się robotem, a nie prawdziwym zagrożeniem?!

-Spokojnie, panno Potts. Pojawili się, więc wam pomogą

-Właśnie, że nam nie pomogą! Ganiają za robotem! Tak mieli pomóc?!

-Wszystko będzie dobrze

-Walczyli z AIM,  bo mieli zniszczyć Ziemię?! To jakieś jaja!- byłam podirytowana, że walczyliśmy o życie, a SHIELD nam nie pomogło

Rozdział 96: Tylko jedna strona wygra

0 | Skomentuj

**Tony**

Udało mi się dolecieć do lewego skrzydła, gdzie aktywowałem ładunek. Android dalej mnie atakował, a przez zużytą energię mogłem jedynie uderzać z repulsorów na niskim poziomie, co ani trochę go nie zraniło.

-A jednak przeżyłeś. Chyba za słabo się do tego przyłożyłem, ale ja ci to obiecuję,  że dziś na pewno skonasz

-To się jeszcze okaże- ustawiłem odliczanie i wyleciałem dołączyć do Rhodey'go, który ledwo dawał radę z Vanko

-Nic wam to nie da

-Druga już jest!- zakomunikowałem pozostałym, gdy Android rzucił się do pościgu

Pozostała kwestia z Pepper. Miałem nadzieję, że poradzi sobie z Mallenem. Poznałem wcześniej jego umiejętności i wiedziałem, jakie ma możliwości. Musiałem coś z nim zrobić, by ruda nie skończyła tak samo, jak wtedy Rhodey. Crimson Dynamo nadal był nietknięty. Cała zbroja nie miała żadnych uszkodzeń. Walczenie z wrogiem, którego nie da się pokonać, było trudne. Jednak dla nich obu musiało być rozwiązanie z gazem.
Nagle nastąpiła eksplozja. Pepper przebiła się przez ścianę. Natychmiast do niej podbiegłem.

-Pepper, jesteś cała? Odezwij się!- mówiłem do niej, a ona wyglądała na zdezorientowaną

-Żyję i nie musisz nade mną sterczeć- poczułem, że lekko się uśmiechnęła

-Chodź- pomogłem jej wstać

-Nie zdołałam podłożyć ładunku. Możecie mi pomóc?- poprosiła o wsparcie

-Dla ciebie zawsze- teraz, to ja się uśmiechnąłem i wspólnie zajęliśmy się mutantem

Rhodey siłował się z Vanko, ale Android znowu nam przeszkadzał. Musieliśmy ponownie rozdzielić siły, ale trzymać się razem. Trzeba było skupić ataki na tym przeciwniku, który był na naszym poziomie, czyli Crimson Dynamo nadal walczył z War Machine, ale Mallenem ja się zająłem, zaś Rescue zdołała odpierać ataki Androida. I tak mieliśmy walczyć do samego końca, aż ktoś z nich podda się i zostawi SHIELD w spokoju. Na nasze szczęście ewakuacja została wcześniej przeprowadzona, więc nie musieliśmy się bać o życie i zdrowie agentów.
Nagle nastąpił kolejny wybuch, ale to nie był spowodowany przez kogoś. To nie wyglądało dobrze.

-Ile miało być tych ładunków?- spytałem Pepper

-No trzy, ale na helikarierze jest sporo innych ładunków, które się odpalą, gdyby tamte nie zadziałały

-I dopiero teraz o tym mówisz?!- zdenerwował się Rhodey

-Przepraszam, ale ja też o tym zapomniałam. Większość czasu spędziłam w bazie na Argentynie, a nie w bazie powietrznej SHIELD !- krzyknęła podirytowana

-Pepper, spokój! To już nieistotne. Nie aktywujemy ostatniej bomby, jeśli ich "sojusz" będzie nam deptał po piętach

-Rhodey ma rację. Myślałem, żeby zatruć Mallena, a Ivana pozbędziemy się inaczej- pomyślałem, a oni zaczęli patrzeć z niedowierzaniem, że planowałem czyjąś śmierć, co nigdy nie było w moim stylu

**Pepper**

Kiedy skończyliśmy nasze pogawędki w dniu zagłady SHIELD, znowu zaczęli nas atakować. Na nasze nieszczęście całe rezerwy zmierzały do końca, a Tony dalej się upierał, by walczyć. Na nic się nie skarżył, ale czułam, że nie było z nim dobrze. To taki instynkt, wyczuwający zagrożenie.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi?

-Pepper, możesz walczyć. Osłony nadal są aktywne, ale rezerwy się wykończą za niecałe 10 minut- odezwał się głos kobiety, który nie był systemem ze zbrojowni

-Pani Rhodes, co pani tam robi?

-Miałam was informować o wszystkim. Wybacz, że tak późno, ale praca prawniczki nie jest lekka

-Żadna nie jest- zaśmiałam się

-Tony dalej walczy? Powinien sobie odpuścić, bo jego zbroja długo nie wytrzyma

Widzę, że nie tylko ja wiedziałam o tym, że miał skończyć walczyć. Niestety, ale on nikogo nie słuchał.

-Jest uparty

-Tylko, że on wie, jak to się może dla niego skończyć, a mimo tego nie chce odpuścić

-Musimy ich powstrzymać razem

Poleciałam do ostatniego pomieszczenia na końcu korytarza, gdzie znajdował się ostatni zapalnik do całkowitej destrukcji helikariera. Skoro nowy szef tego chciał, pewnie planował odbudowę całej siedziby.

-Pepper, uważaj!- krzyknął Rhodey i znienacka zaatakował mnie Vanko

-Nie taki był plan!- krzyczałam do nich podirytowana obiegiem spraw

Wiedziałam, że nie miałam żadnych szans z Vanko, ale w porę Rhodey wymierzył z pocisku, że przeleciał przez ściany i padł na chwilę. Najpierw uważali, że wysadzenie helikariera nic nam nie da, a teraz cała trójka rzuca się na nas.
Pozostał jeden ładunek. Strzeliłam do nadchodzącego Androida przez unibeam, co naruszyło jego osłony. Nagle wleciał Tony, kierując się do ucieczki.

-Zakładajcie maski!

-Tony, co ty zrobiłeś?!- wydarłam się na niego

-Zróbcie to. Już!- ostrzegł, jakby coś nam groziło

Wszystko stało się jasne, gdy zaobserwowałam zieloną mgłę. To gaz. On naprawdę chce go zabić. Czy to Mallena wykończy? Miał twardą skórę, która ciągle się zmieniała. Może jednak jakoś go pokonany? A Vanko? Na zbroję, która może przetrwać wszystko, co możliwe, nie było sposobu. Zrobiłam, co nam kazał i gaz zaatakował mutanta. Jednak, nim się zdołał przedostać do jego organizmu, rzucił się na Rhodey'go. Chwycił go za kark, że szczelność hełmu była zagrożona. Na szczęście opadł z sił.

-Nic ci nie jest?- podbiegł do niego Tony

-W porządku. Gaz zadziałał

-Według skanu medycznego nie ma pulsu

-Zostali nam, tylko oni!- oznajmij z ulgą przyjaciel

**Tony**

Mallen padł. Nie sądziłem, że gaz zadziała. A jednak udało się. Teraz została kwestia aktywowania ładunku. We trójkę polecieliśmy do wyznaczonego pomieszczenia, gdzie bezmyślny Rosjanin wszedł, niszcząc ścianę. Rescue poleciała do kolumny, by aktywować ostatnią bombę. Android również się pojawił. Mieliśmy większe szanse, by dokończyć misję, bo nasza grupa liczyła trzy osoby, zaś oni pozostali w dwójkę.

-Trzeci już jest!- zaalarmowała Pepper, ustawiając odliczanie

-Nadal uważasz, że to nic nam nie da?- spytałem Vanko, szykując się do strzału

-No pewnie, że nic. SHIELD szybko się pozbiera, a wy nie macie szans tego przewidzieć- wtrącił się robot, który znowu był przy moim karku

Jedynie War Machine pozostał przy Vanko i wraz z Pepper próbował dokończyć, co zaczęliśmy. Pozostało jedynie odpalić zapalnik aktywujący. Kiedy już miałem zamiar atakować, odezwał się komunikat.

<< Wyczerpały się rezerwy. Zdolność do ataku niemożliwa>>

-No po prostu świetnie. Cholerne zasilanie- przekląłem pod nosem

-Masz się wycofać, Tony!- krzyknęła kobieta, a jej głos był mi znany

-Roberta? Jesteś w zbrojowni?- byłem w szoku, że się zjawiła nam pomóc

-Tak. Aktywujcie bomby i uciekajcie. Naprawdę twoja zbroja już niewiele wytrzyma. Musisz się wycofać!

Android chciał użyć unibeamu, ale przez wstrząsy nie zrobił tego. Nie wiedziałem, co się dzieje. Czy to jakieś bomby? Mieliśmy tylko aktywować te trzy i znikać. Skontaktowałem się z drużyną.

-Co się stało?

-Nie wiem. Musimy się spieszyć. Zostało 5 minut- odezwała się ruda

- A co z aktywowaniem?

-One były już włączone, jak się zaprogramowało odliczanie

-Pepper, ty znowu wszystko komplikujesz. No to zwiewamy stąd. A gdzie posiłki?!

Wstrząsy były coraz bardziej odczuwalne. Musieliśmy uciekać. Jednak Rescue była zajęta Vanko. Chciałem jej pomóc, ale robot dalej ze mną walczył.

-Już nikomu nie pomożesz. Jesteś mój!- uderzył w napierśnik, który znowu zaczął iskrzyć

<< Poważne naruszenie zbroi. Zalecane manewry uniku>>

-Tony, wynoś się stamtąd!- krzyknął Rhodey, ale jego też Ivan atakował

-Nie!- próbowałem się bronić

Gwałtownie wstrząsy stały się silniejsze. Na chwilę ustąpiły, ale znowu powróciły z potężną siłą, która skumulowana doprowadziła do równomiernej eksplozji. Poczułem dym i ogień. Baza eksplodowała. Jednak nie przewidzieliśmy tego, że została rozdarta na pół.

-Wszyscy cali? Odezwijcie się!- krzyczałem, wstając z podłogi i każdy leżał nieruchomo

---**---

No to odliczamy. Czteroczęściowy finał czas rozpocząć :)

Rozdział 95: To boli, kiedy na to patrzę

0 | Skomentuj

Próbowaliśmy uderzać wszystkim, co mamy, by tylko Vanko się osłabił. Walka z potężnym gigantem była dla nas nie fair, bo z łatwością mógł nas zabić. Nawet strzały z rakiet w niczym nie pomagały. Niestety do tego wszystkiego zaatakował Android. Dopiero wtedy zauważyłem, że nie byliśmy we trójkę.

-Gdzie Iron Man?!- spytałem, celując w robota

-Już po nim. To wasz koniec! - krzyknął uradowany

-Zabiłeś go?!- Vanko wymierzył ciosy pięściami, a struktura Androida została poważnie naruszona

Chyba nie ma takiego wroga, który nie chciałby czegoś innego. Pepper od razu chciała wiedzieć, czy to nie jakiś blef. Chwyciłem ją za rękę, żeby nie leciała.

-Zostań! Potrzebuję cię tutaj. Sam go odszukam, a ty spróbuj ich spowolnić- powiedziałem jej przez komunikator, by sojusz Ivana nie zdołał dowiedzieć się o naszych planach

-Zgoda, ale powiesz mi od razu wszystko- prawie krzyknęła, gdy poprosiła mnie o informowanie jej na bieżąco

-Dobrze, Pepper. Uważaj na siebie. Nie podchodź zbyt blisko. Z dystansem. Po prostu ich spowolnij

-Wiem, co robić, Rhodey. To nie jest moja pierwsza akcja

-Są niebezpieczni i trzeba na nich uważać. Dobrze wiesz, że zbroja Dynamo może przetrwać wszystko, a Mallen jest nieobliczalny. Musisz zachować ostrożność- wyjaśniłem jej i wyleciałem szukać Tony'ego

Również się bałem, co Android mógł mu zrobić. Obawiałem się najgorszego z możliwych śmierci. Rescue dobrze odwracała ich uwagę. Ciągle słyszałem w oddali dźwięk repulsorów. Dawała sobie radę sama z dwoma zbirami, a raczej zabójcami.
Po pięciu minutach zauważyłem srebrną zbroję z wygaszonym źródłem zasilania, co nie wróżyło nic dobrego. Z hełmu wyciekało powietrze.

-Tony, słyszysz mnie?

Nie reagował. Chwyciłem go i poleciałem w stronę helikariera. Pepper nadal rozprawiała się z Vanko i Androidem, ale przerwała na chwilę, gdy zauważyła Centuriona bez światła.

-Co ty mu zrobiłeś?!- wściekła się z rozpaczą, wystrzeliwując w niego z unibeamu

-Opanuj się! Nie marnuj energii na bezmyślne ataki- zwróciłem jej uwagę i odrobinę ochłonęła

Jednak dalej atakowała Androida. Kiedy udało się jej odepchnąć go na dosyć daleką odległość, podleciała do mnie.

-Rhodey, co z nim?- słyszałem, że do oczu zbierają się jej łzy

-Nie reaguje. Ma zniszczony hełm, ale będzie dobrze. Trzeba dojść na helikarier. Potrzebuje tlenu. Pomożesz?

-Nawet mnie o to nie pytaj. No pewnie, że ci pomogę. On nie może umrzeć. Ja go potrzebuję

-Ja też. To do dzieła i nie martw się. Szybko dojdzie do siebie- chciałem ją uspokoić, by była w stanie działać, ale dalej przeżywała strach


Serce mi się krajało, gdy widziałam Tony'ego w tak tragicznym stanie. Bałam się, że to coś poważnego, a Rhodey niewiele mi mówił. Może też nie wiedział dokładnie, co się z nim dzieje? Udało nam się dojść na helikarier. Android szybko się pozbierał, ale ucierał się z Vanko. Pewnie nie współpracowali razem i to nam dawało jakąś przewagę.
Gdy oni się kłócili, uderzając wszystkim, co tam mieli, otworzyliśmy wejście i weszliśmy do środka.

-Mamy mało czasu. Mallen tu gdzieś krąży. Trzeba uważać

-Ja o tym nie zapominam. Co będzie z Tony'm?

-Teraz ty z nim zostań, a ja się rozejrzę, czy pseudoagent Fury'ego stał się silniejszy przez kolejną dawkę serum- położył jego zbroję przy ścianie i poleciał do przodu

Minęło trochę czasu, czyli niecałe 10 minut, kiedy jego ręka się poruszyła, potem noga, a następnie głowa z całym ciałem. Próbował złapać powietrze, by oddychać. Cieszyłam się, że żyje. Odetchnęłam z ulgą. On również.

-Tony, dobrze się czujesz?- spytałam z troską

-Pepper... jesteś moją

-Bohaterką? No przecież nie od dziś to wiadomo- uśmiechnęłam się

-Moja Rescue- wstał i przytulił mnie, ale przez zbroję nie był tak przyjemny, bo przytulać się do kawałka blachy, a prawdziwej skóry, to była wielka różnica, którą czułam

-Dasz radę walczyć?

-Muszę- podpierał się ściany, ledwo stojąc na nogach

Tony niczego nie musiał. Nadal pamiętałam, jaką miał postawioną diagnozę. Nie mogłam o tym zapomnieć, co może go czekać. Nadal nie zdołałam przyjąć do wiadomości, że umiera.

-Lepiej odpocznij. Nieźle oberwałeś od Androida. Naprawdę, gdyby Rhodey cię nie znalazł, byłoby po tobie

-Pepper, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze, bo mam tyle planów i chciałby je zrealizować

-Niech zgadnę. Kolejne zbroje?

-Coś innego. Nasze plany- mówił tajemniczo i nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli

Nagle przez jakieś drzwi wleciał Mallen, trzymając Rhodey'go za kark. W dodatku, do tego całego zamieszania dołącza Android z Vanko. Oni też podskakiwali sobie do gardeł. Musieliśmy jakoś podzielić siły, by zdołać ich pokonać. Na mój komunikator zadzwonił ktoś z SHIELD.

-Mówi agentka Potts. Czy coś się stało?

-Nazywam się Phil Coulson. Od teraz dowodzę SHIELD. Jako, że to jest międzynarodowy kryzys, musicie go rozwiązać, jak najszybciej, nim będą kolejne ofiary

-Co zrobić, jak ledwo dajemy radę? Wezwiecie wsparcie?

-Bez obaw. Wsparcie się niebawem pojawi, ale musicie zniszczyć helikarier. To jedyne wyjście, by zakończyć wojnę- zdecydował nowy dowódca SHIELD, a ja musiałam robić, co chciał



Ledwo znowu musiałem walczyć z Mallenem, który był uradowany, że po raz drugi spróbuje mnie zabić. Z tego, co widziałem, to Tony oprzytomniał, ale cała trójka uprzykrzała nam życie. Pepper jedynie, co jakiś czas strzelała repulsorami, bo była zajęta. To musiał być ktoś ważny. Zbroja Centuriona nie nadawała się do walki, ale on musiał walczyć.

-Musimy zniszczyć to miejsce!- odezwała się ruda, strzelając w Mallena, który dalej się uśmiechał, jak szaleniec

-Co?! Taki mają plan?!- najpierw Tony się wkurzył

-Kto ci tak powiedział?- spytałem z niedowierzaniem

-Nowy szef SHIELD. To w sumie ma sens, bo nie damy rady, a jeśli zniszczymy helikarier, który przecież był ich celem, by zgładzić ludzkość, wygramy tę wojnę

Pepper miała całkowitą rację. Rzadko przyznawałem dobre myślenie, ale skoro nowy szef agencji tak zarządził, musiał być strategiem. Baza powietrzna to centralny punkt, a po jego destrukcji, Mallen z resztą bandy nie mają, co tu szukać.

-Dobra. Jak mamy to zrobić?

-Na pokładzie są 3 ładunki. Każdy z nas poleci do innego skrzydła, by je aktywować. Czas na ewakuację zostanie z 10 minut, ale musi nam wystarczyć- wyjaśniła

-Jeśli tego nie przeżyjemy, pamiętajcie, kim byliśmy- Tony odezwał się pesymistycznie

-Nikt nie umrze, dobra? Damy radę. Musimy to zrobić. Jeden za wszystkich

-Wszyscy za jednego!- krzyknęliśmy wspólnie dla dodania sobie wzajemnej odwagi

Tony zajął się Androidem, Pepper starła się z Mallenem, a ja usiłowałem wygrać z Crimson Dynamo. Nasze zbroje były ledwo na chodzie, ale musieliśmy jakoś wytrwać. Rozdzieliliśmy się do różnych części helikariera, by aktywować ładunki. Znalazłem się w prawej części i aktywowałem pierwszą bombę. Odliczanie zostało ustawione na te 10 minut.

-Pierwsza już jest!- zakomunikowałem ekipie, gdy Vanko uderzył pięścią blisko niej

-Nie uda wam się to- otworzył zapalnik, który użył, by przegrzać zbroję

-Nie stopisz mnie. Nie jestem z tytanu- wystrzeliłem na niego rakietę, a siła wyrzutu wyrzuciła go przez dwie ściany

-Nie o to mi chodziło

Nastąpiła eksplozja. Nie zauważyłem, że tu też były materiały łatwopalne.

<< Wyczerpują się rezerwy. Poważne naruszenie zbroi>>

-Rhodey!- ktoś krzyknął, ale nikt w bazie

-Mama?

-Wybacz, że tak późno, ale miałam ważną rozprawę. Musicie wygrać, ale błagam cię. Uważajcie na siebie

-Nie zginiemy. Nie damy się łatwo pokonać

Rozdział 94: Po prostu nie daj się zabić

0 | Skomentuj

**Android**

Fury był martwy, Co zrobi SHIELD? Agentka Hill wskoczyła do ostatniej kapsuły ratunkowej i na helikarierze pozostał Vanko, Mallen i ja. Zdobyli bazę powietrzną i teraz to ich uznają za wrogów numer jeden. Cała ta bujda o zniszczeniu Ziemi już nie sprowadzi wrogów. Jednak baza SHIELD również znajdowała się w kosmosie, więc być może złapię ich w pułapkę. Gdy oni będą się zajmować tą dwójką, zranię całą trójcę z zaskoczenia. Nie zdążą przewidzieć ataku.

-Możesz się ujawnić. Wiem, że tu jesteś, Centurionie 2.0

-Gratuluję wam szybkiej wygranej- wyłączyłem kamuflaż

-A wy chcieliście zniszczyć planetę. Nadal tego chcecie?- spytał mnie Vanko

-To miała być pułapka na Iron Mana i jego bandę. Ja chcę ich zgładzić, a wy jaki macie cel? Może powinniśmy sobie pomóc?

-My niszczymy SHIELD, a ty jedynie żądasz ofiar. Może nie przeszkadzajmy sobie nawzajem, a będzie najlepiej dla nas wszystkich?- wyjaśnił Mallen, znajdując dobre rozwiązanie

Zgodziłem się na ten układ. Mieliśmy inne cele, ale wspólnymi siłami moglibyśmy oba zrealizować bez problemu. Chociaż z drugiej strony, sam wolałbym zająć się pseudobohaterami. Wystarczy poczekać na helikarierze, bo oni tu się pojawią. Atak na agencję to wielki kryzys międzynarodowy. Strzegą pokoju, który jednym atakiem i egzekucją stracił swój priorytet. Ciężka sytuacja dla ludzi, a to jedynie sprawi, że zaplanują wprowadzić nowy porządek.

-No, to ja czekam na swoje ofiary, a wy róbcie swoje

-I tak ma być. Ludzie poznali, jak bardzo potrafimy być nieobliczalni, by osiągnąć cel. Muszą poczuć strach, że nic ich nie uchroni

-Bo Iron Man, War Machine i Rescue zginą- wysunąłem ostateczny wniosek

-Powiedz mi, dlaczego chcesz ich zabić? Co ci to da, oprócz satysfakcji?- spytał Ivan

-Córka Ducha prawie to zrobiła, ale przeszkodziły jej inne osoby. Nie spodziewała się SHIELD, Mockingbird i nowego cudotwórcy. Jeśli ich zabiję, mnie też uznają za groźnego wroga

-No to czekamy- odezwał się Mallen

Nagle zaobserwowałem, że przestrzeń przeszyły trzy błyski. To chyba byli oni. Wszelkie wątpliwości zniknęły, gdy zatrzymali się, podziwiając widok planety z kosmosu. Była Rescue razem z War Machine i Iron Manem. Mieli ulepszone zbroje, ale to im niewiele pomoże dłużej przetrwać.

-Idą goście. Na razie nic nie rób. My się z nimi podroczymy, a potem wbijesz im nóż w plecy. Niech cierpią. Najbardziej boli, gdy się niczego nie spodziewasz- wyszedł Vanko z bazy

-Chcesz z nim współpracować, bo cię uwolnił?- zwróciłem się do Mallena, wpatrującego się w oddalającego Crimson Dynamo

-To nie jest mój powód. Moja misja skończona. Zniszczyłem Fury'ego, a do pełni szczęścia brakuje upadku SHIELD. I dlatego Ivan jest mi potrzebny. Lepiej nam nie przeszkadzaj, bo się dla ciebie źle skończy. Może jesteś zwykłym robotem, zbudowanym z projektów zbroi, ale bez zasilania nic nie zdziałasz


**Tony**

Byliśmy z całą trójką w kosmosie. To nadal było wielkie ryzyko, by zabrać ich ze sobą. Tlenu mieliśmy pod dostatkiem, ale Vanko mógł nas łatwo pokonać. Nigdy nie wygrałem walki z Crimson Dynamo. Ostatnie z nim spotkanie prawie się skończyło dla mnie śmiercią, ratując naukowca z Projektu Pegaz. Musieliśmy uważać na siebie, a Rhodey przyznał ledwie, że Android go zranił. Możemy niego tu zobaczyć. Nie mieliśmy już czasu do odwrotu. Ivan był blisko nas.

-Nie możemy stchórzyć i uciec. Trzeba przejąć helikarier

-Nie uda wam się to, jeśli mnie nie pokonacie, Iron Manie- rzucił się pięściami na moją zbroję, uderzając w napierśnik

Rhodey włączył się do ataku i wystrzelił praktycznie więcej, niż połowę arsenału, a Vanko nadal odpierał ataki. Rescue strzeliła z repulsorów i też nic. Zero rezultatów. Użyłem rakiet, co również zakończyło się fiaskiem. Miał bardziej odporny pancerz, niż wcześniej zakładałem. Musi być jakiś sposób. Może przetrwać wszystko.

-Musimy mieć plan, żeby coś zdziałać- odezwał się Rhodey, cofając do tyłu

-Rhodey ma rację. Bezmyślne ataki nic nam nie dadzą. Trzeba coś innego wykombinować. Otoczymy go i zaatakujemy z każdej strony. Potem spróbuję jakoś wtargnąć do helikariera, uważając na Mallena- pomyślałem nad taką taktyką

-Zgoda. Tak zrobimy. To do dzieła. Jeden za wszystkich

-Wszyscy za jednego!- krzyknęliśmy wspólnie, dając sobie większej odwagi, by nie wątpić w cel misji

Podeszliśmy nieco bliżej Dynamo, atakując go, jak ustaliliśmy z drużyną. Załadowaliśmy moc do unibeamu, wystrzeliwując promień w niego. Nie zadziałało, ale w tym celu wymknąłem się z kręgu, by dojść do celu. Rosjanin szybko spostrzegł, jak zniknąłem daleko od niego. Od razu uderzył w nich z podwójną siłą i chwycił mnie za kark.

-Iron Man!- krzyknęła ruda, wlatując na Vanko

-Nie! Odsuń się!- ostrzegłem ją, ale ona nie chciała się wycofać

-Rescue! Wracaj!- wrzasnął Rhodey i jego też nie zamierzała słuchać

Wystrzeliłem z unibeamu, by uwolnić się z jego uścisku. Udało się, ale Pepper znajdowała się zbyt blisko Vanko. Kazaliśmy jej wracać i nadal nas olewała. Bałem się, że skrupuły Rosjanina przekroczą tę samą granicę, gdy Mallen zabijał Fury'ego.

<< Osłony spadły do 70%>>

-Oj! Długo, to wy nie pożyjecie- wystrzelił pięć rakiet w naszą stronę

Nastąpiła potężna eksplozja. Dzięki polu siłowemu zdołaliśmy niezbyt ucierpieć.

-Wszyscy cali?- spytałem się przyjaciół

-Tak. A ty, Tony?

<< Uwaga. Nastąpiło uszkodzenie hełmu. Zalecana ostrożność>>

-Jest dobrze. Rhodey?

-Żyję, ale musimy coś wymyślić, by nie zginąć

**Android**

Ivan był nie do pokonania. Celowali w niego, uderzając każdą możliwą artylerią, a on wyszedł bez szwanku. Krążył wokół helikariera, strzegąc punktu docelowego. Oni coś jeszcze planowali. Moje cybernetyczne oko zdołało przeskanować wszystkie zbroje, włączając w to Rosjanina. Ciekawe, że Mockingbird nie działa z nimi, albo chce coś zrobić sama?

-Co on tam tak krąży?

-Ostrożności nigdy nie za wiele. Będą myśleli nad kolejnym atakiem i nie może w spokoju siedzieć z nami. Potrzebna jest dokładna obserwacja

-Długo nie wytrzymają. Iron Man ma najsłabszą zbroję, a myślałem, że Rescue taka była. Widocznie się myliłem, ale Vanko i tak ma niezniszczalną zbroję

-Wiem o tym. Nie potrzebuję skanu, czy mieć cybernetyczne oko, jak ty. To widać zwyczajnym okiem

-Tylko, żeby mi ich nie zabił. To moje zadanie

-Powiedz mu, bo raczej, jak już zacznie walczyć, nie przerwie za nic. Jak chcesz ich zabić, musisz odsunąć od nich Dynamo, ale nie radzę

Wiedziałem, co znaczy mu wejść w paradę. Oczywiście mówiłem, że nie będę się wtrącał, ale Mallen miał rację. Za kilka godzin Crimson Dynamo zostanie uznany za tego, kto zabił "świętą trójcę". To był mój cel.
Musiałem coś zrobić i wyleciałem z helikariera, natykając się na niego.

-Po co tu przyleciałeś? Jeszcze masz czas

-Zanim do niego dojdzie, niczego mi nie pozostawisz- zwróciłem mu uwagę

-Niestety, Androidzie. Tak już wyszło, więc zejdź mi z drogi, bo cię zgniotę, jak robala!- odepchnął mnie, rzucając się na War Machine, którego osłony były na niskim poziomie, choć najgorzej miał Stark, bo jeśli nie zmieni hełmu, udusi się

Musiałem jakoś zadziałać i wtrąciłem się do walki. Zacząłem walczyć z całą trójcą, a Vanko się wkurzył i z furią wparował na mnie.

-Nikt nie będzie mi przerywać!- odepchnął nich i silnym uściskiem chwycił mnie za gardło

-Vanko!- odrzuciłem go dalej

Iron Man dalej atakował Dynamo i to był czas, by zniszczyć mojego wroga. Rescue z War Machine też skupili się na tym samym celu. Dzięki bombie wraz z Starkiem zniknąłem z pola bitwy. Dokończyłem stare porachunki.

-Długo już nie pożyjesz i ja się o to postaram- strzeliłem z unibeamu, aż odrzuciło go w tył i z hełmu wyciekało powietrze

-Nie! Nie! Nie!- zaczął panikować, ale walczył dalej, strzelając z małych rakiet

-Ja też mam ulepszenia. Oto jedno z nich-  w jego kierunku strzeliłem z blastera, umiejscowionego na ramieniu, który spowodował, że jego zbroja była do niczego

Zabrałem mu zasilanie i nie mógł użyć żadnej broni. Nie zdołał też się nigdzie ruszyć. Słyszałem, jak próbuje złapać oddech z trudem

-To twój koniec, Iron Manie. Pora na War Machine- uderzyłem w niego napierśnik, aż zaiskrzyło

Poleciałem do pozostałej dwójki.

Rozdział 93: Wiadomość ku przestrodze

0 | Skomentuj
**Tony**

Nawet Victoria potrafiła się śmiać z takich wybryków, jak agresja Pepper na Rhodey'go. Nie musiałem zbytnio negocjować i po czterech godzinach zostałem wypisany ze szpitala.

-Pamiętaj, że gdyby coś się działo, masz dzwonić

-Dobrze, Victorio. Nawet w kosmosie?

-Czemu?

-Mamy misję, prawda?- spojrzałem na przyjaciół

-Jest! Znowu razem!- krzyknęła Pepper, klaszcząc zachwycona

Wspólnie udaliśmy się do zbrojowni, gdzie wziąłem się za ulepszanie Centuriona. Teraz lot w kosmos nie był, tylko wybujałym planem, ale jedyną opcją na ratowanie świata. Ruda się rozkręciła i spełniła swoją obietnicę. Chwyciła pierwszy śrubokręt do ręki i niespodziewanie Rhodey oberwał.

-A to za co?! Zaraz cię zdzielę w tę twoją mózgownicę, o ile ją masz

-Ej!- znowu w powietrzu pojawiło się to samo narzędzie

-Podręczycie się później. Pomożecie mi ze zbrojami?

-No dobra. Jeszcze się policzymy- odłożyła "zabawki", patrząc wrogim na niego wzrokiem

-Na pewno- zaśmiał się Rhodey, kombinując, jak bardziej zdenerwować Pepper

Wiedziałem, że znowu zaczną, gdy robota dobiegnie końca. To tylko kwestia czasu, bo taka ich natura. Powinni zajmować się sobą, a nie niepotrzebnie zaprzątać sobie czymś innym głowy. Chwyciłem narzędzia i zacząłem zajmować się Centurionem. Wystarczyło jedynie dodać silniki rakietowe i ulepszyć hełm, by bez problemu znieść najgorsze warunki związane z oddychaniem w kosmosie. AIM ogłosiło koniec świata i trzeba reagować.
W niecałe dwie godziny zbroja była gotowa do użytku. Teraz została sprawa Rescue. Wahałem się, by w ogóle ją zabrać na misję.

-A mojej nie ulepszysz?- spytała ruda

-Nie chcę  żebyś ryzykowała, jak my. Rhodey jest po pas uzbrojony w ciężką artylerię, a ty nie masz odpowiedniego wyposażenia, by walczyć

-A to nie tyczy się ciebie? Boję się, że już nie wrócisz. Ile razy mam jeszcze znosić ten ból? Nie mogę znieść tego, że umierasz- objęła mnie w pasie, wpatrując się na przebijające się światło implantu

-To będzie nasza ostatnia misja. Aktywujemy drużynę. Rhodey, zgadzasz się?

-Nie ma wyjścia. Jeśli nie ocalimy Ziemi, nie będziemy mieli, gdzie wracać. Zgadzam się i cieszę, że znowu jesteśmy razem- wywnioskował Rhodey, dając mi do myślenia, co zrobić z Pepper

Powinienem ją zabrać ze sobą, bo wtedy będe mieć pewność, że nic jej nie grozi, a strach będzie mniejszy. Wziąłem się za Rescue. To zajęło mi kolejne godziny. Jednak nasunął się jeden problem.

-Skoro z nami polecisz, kto będzie obserwował całą sytuację?- spytałem ekipę

-Moja mama nam pomoże- zaproponował przyjaciel

**Android**

Zanim zdecydowałem się na ostateczny plan, musiałem rozrachunkować szansę. Od razu skierowałem się do wyjścia. Magnum chyba domyślał się, gdzie chcę polecieć.

-Dokąd cię niesie? Nie możemy nic teraz robić, gdy Vanko robi miazgę na helikarierze

-Chcę wiedzieć, czy Mallen do niego dołączy

-Głupia ciekawość, Androidzie. On cię zniszczy. Zaczekaj, aż trochę się uciszy

-Czyli kiedy?- nie byłem cierpliwy

-Jak żadna z kapsuł już nie będzie wystrzeliwana

Nie zamierzałem go słuchać i poleciałem w strefę ognia. Pancerz był nadal w dobrym stanie, a poza tym jako robot nie muszę mieć funkcji podtrzymywania życia. Jedynie, jak ktoś mi wyrwie lub zniszczy źródło zasilania, będę trupem.
Włączyłem tryb maskujący i znalazłem ukryte przejście do środka. Oczywiście naukowiec musiał ze mną nawiązać kontakt, by opieprzyć za nieposłuszeństwo. Ja nikogo nie będę słuchać. Nie byłem człowiekiem.

-W tej chwili masz wracać!

-Nie! Ja muszę coś zrobić, więc mi nie przeszkadzaj!

-Chcesz jeszcze pożyć?

-A co to za pytanie?! O mnie się nie martw. Potrafię o siebie zadbać. Nie tak, jak twoje drony- wyłączyłem komunikację z bazą i zacząłem sprawdzać, co Dynamo już zrobił

Odzywały się alarmy na wszystkich poziomach, że wszyscy agenci, którzy pozostali, ewakuowali się, by przetrwać. Ivan był bezlitosny. Skąd taki wniosek? Agenci byli w różnym stopniu zmasakrowani. Byli cali we krwi, a ciało zdobiła ogromna ilość pocisków.
Na helikarierze agentka Hill i Fury również próbowali zbiec, ale został dopadnięty generał przez Vanko.

-To moje zadanie, Ivan- odezwał się Mallen, który skończył smażyć głowę jakiemuś agentowi pierwszego stopnia i rzucił o ścianę, niszcząc wyjście z celi

-Hill, biegnij!- rozkazał

Nie chciałem się mieszać pomiędzy tych dwóch szaleńców. Vanko chyba wyczuł moją obecność, bo gapił się tam, gdzie stałem w maskowaniu.

-Mamy gościa. Co z nim zrobimy?- zwrócił się do mutanta

-Niech wyśle wiadomość całemu światu- zaśmiał się, chwytając szefa SHIELD, powodując pęknięcie żeber

Byłem w szoku, że do tego byli w stanie się posunąć. Byli w stanie zabić każdego, kto im przeszkodzi. Szaleńcy z krwi i kości.

-Jeśli ktoś będzie stawiał opór lub próbował nam się przeciwstawić, skończy, jak Nick Fury!- krzyknął Ivan, strzelając z broni w jego ciało, które w kilka sekund zostało podziurawione

Nagrałem całe to zajście i wysłałem do AIM, a następnie do Starka. Pewnie znowu mnie uzna za anonima, ale musiałem mu pomóc w szukaniu kłopotów. Jednak nie planowałem wysłać do wszystkich na Ziemi, ale Crimson Dynamo musiał zhakować mi łącze i przez to każdy mógł się dowiedzieć o egzekucji. Fury umarł. Kto następny?

**Tony**

Rhodey chciał polegać na Robercie, ale czy to był dobry pomysł? Nie to, że jej nie ufałem, tylko wolałbym nie mieszać. Wystarczy już, że poznała prawdę.
Zbroje były gotowe na lot. Została tylko kwestia, kto nas będzie obserwować i mówić nam, co się dzieje. Gdy tak myślałem, oni znowu musieli się podroczyć.

-Widzę, że moje narzędzia mają też inne zastosowania- uśmiechnąłem się lekko, dołączając do ich "zabawy"

Rzuciłem w nią piłką, a ona nie patrzyła, jak ostre trzyma narzędzia. Byle narobić hałasu, raniąc Rhodey'go. Ich utarczki przerwał alarm.

-Głupi komputer! Głupi, głupi, głupi!- tupała nogami z irytacją

-Haha! Pepper się pieli. Papryczka

-Że jak?!- rozzłościł ją komentarz i od razu wymierzyła w jego twarz

-Hola! Hej! Spokojnie! Sprawdźmy, co to jest?

-Koty- pomyślała Pepper z uśmiechem, jakby podpitej

-Sama jesteś kot- zaśmiał się Rhodey

Postanowiłem rzucić okiem na przyczynę alarmu. I to nie były koty, tylko coś strasznego. W wiadomościach pokazywali filmik z jakiejś egzekucji. Uważnie przyjrzałem się osądowi i dostrzegłem znane mi miejsce. Helikarier, a na nim Fury, Mallen i Vanko. Crimson Dynamo?

-Przerąbane. Pepper, musisz zostać. Ty Rhodey również

-A to niby czemu?!- krzyknęli oboje

-Dlatego- wskazałem na ekran w fotelu, gdzie włączyłem wideo

-Nie! Niemożliwe! To Crimson Dynamo!

-I Mallen! Nie możesz lecieć sam!- spanikowała

-To zagrożenie na skalę masową. Nie chcę, żeby coś wam się stało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył

Pepper nie chciała znać sprzeciwu. Wskoczyła do zbroi, wylatując ze zbrojowni. Rhodey poleciał za nią, a ja dołączyłem do nich. Ona naprawdę kocha kłopoty. Dlaczego z nimi nie mogła się ożenić?

-Czy ona zawsze musi mnie wyprzedzać o słowo?- spytał Rhodey

-To Pepper. Nie przemówisz jej do rozsądku. Postrzelona i niecierpliwa

-I ty to mówisz?

-Tak, bo wiem, jak to jest mieć ją na co dzień. Jak chcesz, by Roberta nam pomogła, to zgoda. Wolałbym, żeby nie ryzykowała

Nagle Rhodey zatrzymał się na chwilę w powietrzu.

-Coś nie tak?

-To nic. Android mnie odwiedził

-Czemu nic nie mówiłeś? Zranił cię?

-Lekko, ale bez obaw. Dobra, złapmy ją, nim zacznie mieć świra

---**---

Wielkie podziękowania dla Michaliny aka Widow za zrobienie nagłówka do bloga. Teraz będzie wiadome, że tu piszę o naszych blaszakach z IMAA. Wytrwacie do finału? Możliwe, że dodam jeszcze tego wieczora. Tak się zabrałam do pracy, że raczej dzisiaj skończymy te historię, a od jutra coś nowego. Jednak zanim to nastąpi, "święta trójca" będzie walczyła za wszelką cenę.

Rozdział 92: Crimson Dynamo powrócił

0 | Skomentuj

Rhodes miał szczęście, że jego matka się pojawiła w pobliżu, bo gdyby nie ona, już leżałby ledwo żywy. Miałem go tylko zmusić do działania. Chcę się z nimi podroczyć, by wykończyć jednego po drugim. Najgorszy ich widok przed śmiercią będzie patrzenie, jak ginie poprzednik.
Rozejrzałem się po fabryce, szukając lokalizacji zbrojowni. Gdzieś na podłodze były zaschnięte ślady krwi. Stark musiał tu być. Drzwi były zablokowane, a nie chciałem ich niepotrzebnie rozwalać. Uruchomiłbym alarm, albo zniszczyłbym całą zbrojownię. Na początku taki miałem zamiar. Jednak ostatecznie wycofałem się i wróciłem do bazy w kosmosie.

-I jak ci poszło? Baza w ogniu?

-Ty byś chciał wszystko wiedzieć, Magnum. Byłem na takich jakby zwiadach. Znalazłem ich zbrojownię, ale są nam potrzebni, więc nie zniszczyłem jej

-Nadal chcesz ich ściągnąć do kosmosu?- spytał naczelny naukowiec

-Nadal i nie poddam się! Muszą zginąć tu w kosmosie. Broń gotowa?

-Przecież nie mieliśmy niszczyć Ziemi. Co ty znowu kombinujesz?

-Niech atrapa wygląda na groźną. Niech świat się dowie o naszej potędze

Jednak musimy zmienić plany. Pomyślałem, żeby zaatakować o wiele większy cel. Helikarier SHIELD. To na pewno ruszy ich z miejsca i polecą w kosmos.
Gdy tak myślałem nad dalszy działaniem, zaskoczyłem się na widok starego znajomego. Crimson Dynamo.

-Co on tu robi?

-Chyba też ma niedokończone porachunki z nami- pomyślał jeden ze pszczelarzy, który widział, jak Ivan ruszył w naszą stronę

-Wysłać drony!- rozkazał naczelny naukowiec, a ja zacząłem nimi dowodzić

Wyleciałem ze stacji, lecz najpierw chciałem negocjacji. Niestety mnie nie słuchał, więc wystrzeliłem ostrzegawczo, żeby się wycofał.

-Vanko, odsuń się stąd!

-Nie będziesz mi rozkazywał, głupi robocie!- rzucił się z pięściami i uderzył w moją stalową strukturę, która dla niego była prosta do zniszczenia

-Po co tu przyleciałeś?- spytałem z ciekawości

-Zemsta!- wrzasnął, wyrzucając mnie na teleskop

Drony atakowały go z całych sił, ale Ivan je rozwalał na drobne kawałki. Na kim chciał się zemścić? Z tego, co mi wiadomo, to przestał być szaleńcem, gdy wrócił do rodziny. Może chce zemsty na Iron Manie?

-Może zamiast atakować, złożę ci ofertę. Połączmy siły w walce z Iron Manem i SHIELD

-Ja chcę sam!- rzucił kolejnymi dronami w stację

-Razem go zniszczymy

-On mnie powstrzymał! Zabiję go za to!- rozerwał ostatniego drona na pół, działając agresywnie na wszystko, co się tylko rusza



Stałam sparaliżowana ze strachu. Lekarka nie ma dobrych wieści? Co to znaczy? On nie mógł umrzeć. Tak bardzo się bałam, a Rhodey odczuł to samo po jej słowach.

-Proszę, powiedz nam... Co z Tony'm? Umarł?

-Spokojnie, Pepper. Tony żyje, ale...- przerwała

-Ale co? Jakie wieści? Czemu złe? Co się stało?!- zaczęłam pytać o każdy szczegół

-Chciałam mu zastąpić implant na reaktor łukowy, ale jego organizm nie potrafi go zaakceptować. Musi dalej męczyć się z mechanizmem. Nie będę go trzymać w szpitalu. Za kilka godzin dostanie wypis, tylko pod warunkiem, że będziecie mieć na niego oko

-Czyli nadal może umrzeć?- spytał Rhodey z niepokojem

-Przykro mi. Na razie leży i odpoczywa. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Porozmawiam z chirurgiem i ustalimy dalsze działania- oznajmiła Victoria

Z wrażeń myślałam, że zemdleję, ale po prostu usiadłam i uroniłam ostatnie łzy. To była ulga. Tony żył. Kiedy próbowałam dojść do siebie, lekarka poszła na salę pooperacyjną, gdzie go zabrała.

-Rhodey, co teraz będzie? Reaktor miał go ocalić i nic!- byłam dalej zrozpaczona

-Będzie dobrze. Chodźmy do niego. Dasz radę?- widział, jak zbladłam przez ten ciągły strach

-Tak- wstałam i poszłam z nim, gdzie leżał Tony, czyli w to samo miejsce, dokąd poszła lekarka

Niestety straciłam już siły przez te ciągłe siedzenie w szpitalu. Podparłam się ściany i poszłam po kawę. Wypiłam kilka łyków, aż odczułam poprawę. Już nie byłam taka blada, lecz strach dalej mi mącił w głowie i rozsądne myślenie.
Po wypiciu całego napoju, dotarliśmy do sali, gdzie Tony był przytomny. Nie wyglądał na umarlaka i dobrze. Obawy stały się mniejsze. Rozglądał się po sali całkiem rozkojarzony. Rzuciłam mu się na szyję i znowu się musiałam uspokoić.

- Już więcej mnie tak nie strasz

-Pepper, jest dobrze

-Naprawdę nie wiesz, jak ona się o ciebie bała. Ciągle tylko płakała- wyznał Rhodey, aż chciałam go walnąć za to

-I tego chciałam uniknąć. Twojego płaczu

-Proszę cię, nie strasz mnie tak. Nigdy więcej- uwolniłam go z uścisku i chwyciłam za rękę

-Spróbuję- uścisnął mi dłoń, uśmiechając się bez przymusu

Nie wiem, czy przeżyłabym jego śmierć. Nawet, gdybyśmy nie połączyli się węzłem małżeńskim i tak bym nie zdołała tego strawić. Wystarczy, jak często muszę go widywać w bieli ścian.

-Już sobie pogruchaliście, gołąbeczki- zaśmiał się Rhodey, by rozluźnić napiętą atmosferę

-Rhodey, gdybyśmy nie byli w szpitalu, zabiłabym cię- rozbawiła mnie trochę ta sytuacja, bo chciałam chwycić za śrubokręt, którego tu nie było

-O nie, nie, nie. Innym razem-  pokiwał palcem, uśmiechając się chytrze

-Nikt nie będzie tu nikogo mordować-  Victoria wtrąciła się również rozbawiona całą sytuacją




Nagle pojawił się oddział SHIELD. Pszczelarze walczyli z nimi, a Vanko z łatwością niszczył im kombinezony, utrzymujące ich przy życiu. Agenci padali, jak muchy. Fury chyba nie miał dziś dobrego dnia, skoro bezmyślnie wysyłał swoich ludzi na pewną śmierć.

-Wycofać się!- krzyknąłem do agentów AIM

SHIELD już nic nie robiła. Jedynie zabierali swoich ocalałych agentów do bazy. Przez głupie decyzje Fury'ego mogli umrzeć. Czy było mi ich szkoda? Nie. Sam chcę zniszczyć całą ich organizację, ale Vanko mi stał na drodze.
Włączyłem tryb maskujący, by przemknąć obok niego niezauważalnie. Udało się przedostać do bazy pszczelarzy, gdzie chciałem czekać na "świętą trójcę".

-Nawet nie próbuj do niego podchodzić! Zniszczył nam wszystkie drony! Wiesz, ile lat zajęło ich zbudowanie?!

-Pewnie sporo?- próbowałem zgadnąć

-10 lat, licząc od skradzionych schematów!- uderzył w stół z projektami

-Dobra, opanuj się! Już nie będę z nim negocjował

-To szaleniec! Nic z nim nie zdziałamy!- znowu uderzył pszczelarz w ten sam stół, unosząc się groźnie, że reszta agentów zwróciła na niego uwagę

Po części zgadzałem się z nim, ale Crimson Dynamo byłby dla nas nieocenioną siłą. Przydałby się AIM w wielu sytuacjach. Kiedyś zmusimy go do posłuszeństwa. Chipy kontroli były aktywne, więc mógłbym podlecieć do niego, spróbować go wszczepić, jeśli ochrona zbroi była na niskim poziomie.

-Nie chciałbyś go wykorzystać? Pomyśl, ile moglibyśmy z nim zrobić?- zaproponowałem naczelnemu naukowcowi, który nieco ochłonął po furii przez zniszczone drony

-Może i tak, ale to za duże ryzyko. Tak samo, jakbyś poprosił o sojusz samego Mallena, a on to kompletny wariat

-Tylko, że jego można kontrolować. Hydrze się udało

-Na początku, ale później sam ustalił sobie, kto ma nim rządzić. Nic nie kombinuj, bo i nasi agenci będą trupami przez niego

-Podobno zgarnęli Mallena i siedzi bodajże w celi o zaostrzonym rygorze. Gdyby tak SHIELD zaatakować...- zacząłem myśleć nad inną strategią

-Chyba Ivan sam na to wpadł

Nie wiedziałem, co miał na myśli, ale wszystko stało się jasne, gdy baza powietrzna stanęła w ogniu. W przestrzeni kosmicznej zostały wystrzelone kapsuły ratownicze. Nikt z nas nie reagował. Patrzyliśmy na dzieło zniszczenia .Vanko odwalał za nas robotę.

-Kończymy bujdę z apokalipsą?- spytał z Magnum

-Tak. Przejdźmy do większego przedsięwzięcia. Zaatakujmy SHIELD

-Teraz to już za późno. Kompletnie postradałeś zmysły?! Dwóch szaleńców w kilka minut opanuje sam helikarier, a ty chcesz się wtrącać?! Zły pomysł

-Mam inny plan. Niech "święta trójca" nam pomoże w walce i wykorzystamy to przeciwko nim

-Dwie pieczenie na jednym ogniu- wywnioskował naukowiec

Rozdział 91: Cięcie

0 | Skomentuj

Co tu robił Android? Nie powinien się zajmować atakiem na Ziemię? Słyszałem o jego planach. Wszyscy już o tym wiedzą. Musiałem wrócić do domu, bo trzeba ratować świat, ale tak naprawdę, to nie miałem wyboru. Placówka szkoleniowa poszła z dymem przez Androida. Teraz trzymał mnie za gardło i chciał udusić.

-Tego, co każdy chciał. Waszej śmierci. Iron Man najszybciej padnie, a z nim też Rescue i ty, War Machine

-Skąd ty...?- byłem przerażony, że znał nasze tożsamości

-Wiem? To proste. Katrine wgrała mi wszystkie informacje o was

Chwycił mnie bardziej za gardło, że z trudem złapałem oddech. Musiałem jakoś się uwolnić, ale byłem wysoko nad ziemią, więc skok skończyłby się dla mnie kalectwem. Musiałem wymyślić coś innego, co nie będzie czymś strasznym.
Nagle obluźnił uścisk, gdy zauważył moją mamę.

-Proszę... Zostaw ją!

-Nic jej nie zrobię, ale macie się ruszyć, bo zniszczymy Ziemię- z ramienia wyciągnął ostrze, którym przejechał po mojej ręce

-Musiałeś?!- syknąłem z bólu

-Musiałem. Bierzcie się w garść. Do roboty! Zniszczę was wszystkich!

-Po co ostrzegasz? Chcesz, żebyśmy cię pokonali?- nie rozumiałem, co chciał zdziałać

-To nie tak. Komunikuję koniec świata i chcę, żebyście sprawili nam zabawę- mówił, jakby się uśmiechał i puścił mnie, aż spadłem

Na szczęście nie było zbyt wysoko. Jedynie trochę się poobijałem. Android, jak się pojawił, tak zniknął. Co gorsza, w telefonie padła bateria. Za długo dzwoniłem do Pepper. Liczyłem na jej pomoc, a ona się nie pojawiła.
Wstałem na nogi i poszedłem do domu. Ledwo czułem kończyny, bo upadek nie był miękki. Mama niestety spanikowała.

-Rhodey!

-Nic mi nie jest

-Ty krwawisz!- krzyknęła bardziej, zauważając ranę

-To nic takiego- syknąłem, gdy dotknęła ręki, ale próbowałem myśleć o czymś innym, niż bólu

-Zabiorę cię do domu- podparłem się na jej ramieniu i weszliśmy do salonu, gdzie usiadłem na kanapie

Mama natychmiast znalazła apteczkę i zaczęła opatrywać ranę.

-Kto ci to zrobił?- spojrzała, pytającym wzrokiem

-Jeden z wrogów. Ten... który pracował z Katrine-  wycedziłem przez zęby, czując piekło przy przemywaniu rany

-Nie ma to, jak dwie tragedie tego samego dnia- przyznała niezadowolona z ironią

-Mamo, co się stało?- spytałem, widząc, że bardzo zbladła, do jakiego wniosku musiała dojść i nie potrafiła ukryć, co ją gryzie



Mijały kolejne godziny, aż wzrastała we mnie niepewność. Czy go jeszcze zobaczę? Dobra, spokojnie. Myśl pozytywnie, Pepper. Tony zawsze był silny i teraz też tak będzie. Wychodził już nie raz z gorszych tarapatów, ale on ma umrzeć. Może ta operacja coś zmieni? Trzeba wierzyć, że będzie dobrze.
Co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonie równocześnie, rozglądając się, kiedy ktoś wyjdzie mi coś powiedzieć. W końcu ciszę przerwał dźwięk telefonu. Znowu Rhodey. Musiałam odebrać. Już nie dam rady.

-Cześć, Rhodey. Przepraszam, że nie odbierałam

-Potrzebowałem pomocy, ale już nie trzeba. Jest dobrze

-Rhodey, o czym ty mówisz?- nie mówił normalnie i zaczęłam się bać o niego

-Android za wszelką cenę chce, żebyśmy z nim walczyli. Mówił to do mnie, jak chciał udusić

-Nic ci nie jest?- czułam się okropnie, że mu nie pomogłam, a taka ze mnie "przyjaciółka"

-W porządku. To niegroźne draśnięcie

Było mi strasznie wstyd. Jak mogłam tak lekceważyć jego prośbę o pomoc? Jak mogłam nie wiedzieć, że ma kłopoty? Nie doszłoby do niczego, gdybym zareagowała. Niestety czasu nie cofnę. Nie chyba, że specjalnie pojadę do Budynku Baxtera, by poprosić o to Reeda Richardsa.

-Rhodey, ja... już nie dam rady. Przyjedziesz do szpitala?- prosiłam, łkającym głosem

-Pepper, co ci jest? Mama też mi nic nie mówi. Co się dzieje?

-Powinnam ci powiedzieć, bo jesteś jego najbliższym przyjacielem. Zawsze go wspierasz i mu pomagasz przez długi czas- mówiłam z płaczem, przypominając sobie, co mi powiedział mój mąż

-Ale co się stało?

Trudno mi było powiedzieć. Jak mu przekazać w najbardziej delikatny sposób? To było trudne. Sama do tej pory nie potrafię się z tym pogodzić.

-Operują go- wydusiłam z siebie

-Tony'ego? Pepper, co ty mówisz?!- był w szoku, ale jednocześnie tez przeraził się tą informacją

-On... umiera- znowu się rozpłakałam

-Co ty wygadujesz? To niemożliwe.  To... to musi być jakoś koszmar- również nie chciał w to uwierzyć

-Ja też nie chcę tego już słyszeć, ale pamiętasz, jak ostatnio zemdlał? Wszystko się sprawdza, a pomiary na bransoletce były specjalnie dodane, by bardziej obserwować jego stan- przetarłam oczy, szybko mu tłumacząc

Rhodey na chwilę zamilknął, by pewnie ułożyć to sobie w głowie. Potrzebował wsparcia, a ja nic nie zrobiłam. Mogło coś mu się stać, nawet zginąć. W końcu zaatakował go "przyjemniaczek" Katrine.

-Wiem, że ci jest ciężko. Będzie dobrze. Zaraz do ciebie przyjadę

-Będę czekać przed salą operacyjną

-Dobrze. To do zobaczenia i już nie płacz. To nie zdrowo tak ciągle płakać


Pepper była niespokojna. Pewnie przez to, co ja się teraz od niej dowiedziałem. Czy mama o tym wiedziała? Dlatego zamilkła i chciała to przede mną ukryć? Bałem się, że ruda wpadła w kłopoty, a tu coś takiego.

-Mamo, wiedziałaś, że Tony jest umierający?- spytałem, powstrzymując łzy, bo ta wiadomość mną wstrząsnęła

-Chciałam ci powiedzieć. Jednak Pepper mnie wyprzedziła. Prosiła, bym ci tego nie mówiła, a ona sama się złamała. Jego stan się pogorszył. Chciał uciec ze szpitala no i stała się tragedia. Potrafisz ruszać ręką?

-Nie zmieniaj tematu! Potrafię! Od kiedy wiesz?

-Można powiedzieć, że kilka dni temu poznałam prawdę. Mi też jest ciężko, a Pepper najbardziej przeżyła. To jej mąż, więc nic dziwnego- wyznała mama, kończąc opatrywanie rany

-Pojadę ją wesprzeć. Dam radę mimo ręki. Android chciał mnie nastraszyć, a zabić chce naszą trójkę w tym samym momencie. Mamy ratować świat

-Na razie zajmijcie się sobą i uważajcie na siebie. Muszę jechać do pracy, bo mam rozprawę psychopaty. Trzymaj się i powiedz mi, jeśli czegoś się dowiesz

Od razu wstałem i ubrałem kurtkę, bo w nocy zrobiło się zimniej. Wziąłem też klucze od auta i pojechałem do szpitala. Biedna Pepper. Tak strasznie mi jej szkoda. Taka tragedia. Mieliśmy ułożyć sobie życie, a tu kolejna katastrofa. Jedna po drugiej. Zaczynałem mieć dość bycia bohaterem, Czy na tym polega poświęcenie? Nie możemy zabrać szczęścia przez ciągły chaos?
Po godzinie dojechałem na miejsce. Niestety drogę znałem na pamięć i znalazłem zrozpaczoną rudą.

-Już jestem, Pepper- przytuliłem ją, bo wiedziałem, że w tej sytuacji potrzebowała wsparcia

-Dziękuję, że jesteś- odwzajemniła bardziej uścisk

-Wiem, że Tony jest w ciężkiej kondycji, ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze

-Próbuję, ale nikt do tej pory nie wyszedł! Operacja się ciągnie w nieskończoność, a niewiedza mnie pogrzebie żywcem!

-Pepper, spokojnie

-Jak mam być spokojna, kiedy Tony umiera?!- od razu z oczu wypłynęło kilka łez

Oboje baliśmy się, co się może zdarzyć. Powtarzałem w głowie pozytywną mantrę. To pewnie była niebezpieczna operacja.

-Jak ręka?- próbowała zająć się czymś innym

-Nie jest źle. Mogło być gorzej. A co dokładnie się stało, że mu się pogorszyło?

-Implant nie działa, jak trzeba i reaktor łukowy ponoć ma go ocalić. On nie może nas zostawić! On musi z tego wyjść! Ja go potrzebuję. Świat go potrzebuje!

-Pepper, będzie dobrze- usiedliśmy, czekając w miarę spokojnie na jakieś wieści

Mijały długie godziny. Po bodajże trzech godzinach od mojego przyjścia, wyszła Victoria. Bałem się, co możemy usłyszeć.

-Operacja była trudna i niestety nie mam zbyt dobrych wiadomości

-Czy on...?- Pepper cała dygotała, aż nie mogła nic powiedzieć bez jąkania

Rozdział 90: Taki miał być plan?

0 | Skomentuj

Wszyscy zostawiliśmy Tony'ego, by spał w spokoju. Naprawdę martwiłam się o niego. O jakiej operacji była mowa? Na pewno chodzi o serce. Dlaczego ja nic nie zauważyłam? Czemu byłam taka ślepa? Nie mogę w to uwierzyć, że świat się skończy, a Tony umrze. Chyba gorszej informacji nie mogłam otrzymać.
Sama zadzwoniłam do Rhodey'go. Byłam w miarę opanowana, żeby go nie przestraszyć. Nie mogę mu powiedzieć, czego się dowiedziałam.

-Hej, Pepper. Co tam u was? Jestem w domu i chciałem do was jechać...- przerwałam mu

-Nie przyjeżdżaj. Spotkajmy się w zbrojowni. Słyszałeś, co się dzieje na świecie?- spytałam

-Chyba każdy, kto ma telewizor, okno, czy plotkującego sąsiada o tym już wie. Mamy reaktywować drużynę?

-Sama nie wiem. Raczej będzie trzeba. Tylko, że musimy skontaktować się z SHIELD, by wiedzieć, gdzie znajduje się broń

-Chyba to nie będzie konieczne. Jeśli chcą zniszczyć Ziemię, muszą to zrobić z kosmosu- wydedukował

No i Tony ma swoją podróż w kosmos. Teraz będzie chciał... O nie. Nie może w takim stanie. Będzie próbował ucieczki. Muszę go powstrzymać.
Natychmiast pobiegłam do sali, gdzie miał leżeć, ale go tam nie było. Rhodey słyszał, jak zerwałam się do biegu.

-Pepper, co się dzieje? Kogo tam ścigasz?

-Spotkajmy się w zbrojowni. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Trzymaj się i bezpiecznej podróży

-Pepper, ja już jestem w domu. Co ty taka bez kontaktu?

-Pa- rozłączyłam się, bo musiałam coś zrobić

Lekarka właśnie szła w moją stronę i zdecydowałam się jej powiedzieć o zniknięciu Tony'ego. Od razu pojawiło się przerażenie. Zerwała się do biegu.

-Co on sobie myśli? Chce uciec?

-Chyba chce ratować świat

-To jest bezmyślne! W jego stanie to niedopuszczalne!

-A o co chodzi z tą operacją?- przypomniałam sobie, że nie miałam wcześniej udzielonej odpowiedzi

-Implant nie działa, jak należy i jedyna opcja to wymiana na reaktor łukowy

Wspólnymi siłami szukałyśmy Tony'ego. Przeczesałyśmy każdą salę, nawet zwykły schowek na miotły i nic. Zero śladu. Dopiero później spostrzegłam kogoś, leżącego przy schodach. Chciałam sprawdzić, czy to był on. Serce biło, jak szalone.

-Znalazłam Tony'ego!- krzyknęłam

-Co z nim?- podbiegła lekarka

-Nie reaguje. Jest nieprzytomny!

-Pepper, spokojnie. Zaraz zobaczę, co się z nim dzieje- sprawdziła odczyty z bransoletki

Chciałam o coś spytać, a ona tylko go wzięła na ręce i zabrała na salę. W międzyczasie skontaktowała się z tym drugim lekarzem.



Siedziałem na stanowisku przy teleskopie w kosmosie. Rozglądałem się po stacji, czekając na pojawienie się "świętej trójcy", ale nikogo nie było. Nie wiem, co to miało znaczyć. To nie taki był plan. Przecież daliśmy im głośny sygnał do działania, a oni się nie pokazują.
Traciłem cierpliwość, że coś się zdarzy. Tylko SHIELD siedzi nam na ogonie i cała artyleria wojskowa. Krążyłem po bazie, składając myśli.

-Co cię tak dręczy? Oni przyjdą. Przecież dla nich Ziemia i ratowanie ludzi to obowiązek

-Tylko, że minęły już dwie godziny i cisza! Ile mamy czekać?! To bez sensu, Magnum!- zacząłem krzyczeć na wszystkich przez niecierpliwość

-Jesteś taki, jaki chciała byś był. Wiem, że chcesz śmierci. Żądasz rozlewu krwi, ale musisz zrozumieć. Potrzeba czasu

-Proszę, zamilcz! Ile mamy się tu czaić?! To bez sensu! Trzeba zniszczyć zbrojownię, jak akcja z unicestwieniem planety nie zadziałała, jak magnes!- strzeliłem repulsorem w agentów

Teleskop był wciąż wymierzony w miasto i został wyposażony w broń, którą skradliśmy. Gotowa do użytku, ale nasz plan nie polegał na zniszczeniu Ziemi, tylko pozbyciu się "świętej trójcy" na dobre. Oni muszą umrzeć. Stark długo nie pociągnie, a wraz z nim zniknie Rescue i War Machine.

-Skoro tak bardzo chcesz się ich pozbyć, zabij ich sam. Po co ci ta pułapka w kosmosie?- odezwał się jeden z pszczelarzy

-Bo w kosmosie jest ograniczona ilość tlenu, więc łatwiej zginą. Przecież już o tym mówiłem

-Dobra, uspokój się. Rób, jak chcesz, tylko nie mieszaj nas w swoje porażki

-Porażki?!- chwyciłem go za kark i próbowałem udusić

-Spokój!- wrzasnął naczelny naukowiec

Próbowałem się uspokoić i trzymać w sobie agresję na potrzebny atak. W końcu, to moja siła. Zdecydowałem jeszcze poczekać, ale ludzie musieli znać nasze możliwości, więc kilka pszczelarzy zostało rozproszonych po mieście, by zaatakować agentów SHIELD. Potrzebne było zamieszanie. Zrobię wszystko, by wpadli w naszą pułapkę.
Poleciałem do Nowego Jorku, wystrzeliwując się z orbity. I stało się zamieszane w centrum miasta. Podleciałem do jednego dziennikarza i wyrwałem mu mikrofon.

-Jeśli nie chcecie, by świat został zniszczony za 48 godzin, poddacie się dobrowolnie! Jeśli macie swoich obrońców, niech się pojawią!- wykrzyczałem, aż strach wynurzył się na powierzchnię z ciał ludzi

Musiałem sprawdzić, co tak zajmuje "bohaterom" ten cenny czas, który powinni wykorzystać na ratowanie Ziemi. Użyłam maskowania, by przemierzać w powietrzu niewidzialnie. Nie chciałem zmuszać ich do ataku. Miałem inny cel. W pamięci miałem wgrane wszystkie informacje o nich, dlatego z łatwością odnalazłem zbrojownię.
Gdy byłem na terenie opuszczonej fabryki, usłyszałem, ze ktoś był za mną. Odwróciłem się lekko do tyłu i spostrzegłem War Machine. Był bez zbroi, ale wiedziałem, że ten dzieciak wcielał się w niego. Nie zignorowałam go. Poleciałem go schwytać. Zaczął uciekać.

-Nie chowaj się, Rhodes! Pokaż się! Nie chcesz ratować świata?- mówiłem, kpiąc z niego

Dzieciak biegł w stronę fabryki. Od razu go dogoniłem i chwyciłem za gardło. Miałem ochotę zabić, ale chciałem, żeby cała trójka zginęła wspólnie. Musiałem go pomęczyć.




Lekarka chciała, jak najszybciej go ocudzić. Odczyty na bransoletce były bardzo złe. Słaby puls i wrażenie, jakby miał skonać. Tracił się czas. Żeby go uratowała. On musi żyć.

-Przygotuj salę operacyjną. Nie możemy zwlekać z wymianą implantu na reaktor łukowy. Albo to zrobimy, albo on umrze

-Bez paniki, dr Bernes. Zaraz do ciebie przyjdę

Byłam przerażona, bo nie wiedziałam, że jego koniec był tak bliski, a już myślałam pozytywnie. Nic z tego wyszło. Łzy cisnęły się do oczu. Chciałam być silna dla niego, ale to mnie przerastało.

-Nie pozwolisz mu umrzeć, prawda?- spytałam kompletnie roztrzęsiona

-Nie pozwolę. Zrobię to, co w mojej mocy, a zgadzasz się na operację?

-Proszę! Błagam! Ratuj go!

-Wszystko będzie dobrze, Pepper. Zajmiemy się nim. Poczekaj przed blokiem

Victoria położyła go na noszach i zabrała na operację. Czekałam przed drzwiami na jej zakończenie.

-Tony, nie możesz mnie zostawić! Potrzebuję cię! Proszę cię,wróć!- dałam upust emocjom i uwolniłam łzy

-Nie martw się, Pepper. Ona go ocali ponownie- odezwała się pani Rhodes, która też była w szpitalu

Myślałam, że sama będę musiała to znieść, ale nie byłam osamotniona. Była matka Rhodey'go. Siedziała przed blokiem, zachowując stoicki spokój. Jednak czuła obawy tak samo, jak ja. Najgorsza była ta niepewność i myśl, co się rozgrywa po tamtej stronie. Mam nadzieję, że cały ten reaktor łukowy go ocali. Przecież, jak wychodziłam, to spał, jak dziecko, a teraz nie wiadomo, czy się obudzi.

-Co mu strzeliło do głowy, by uciekać?!- spytała mnie podirytowana

-Ziemia zostanie zniszczona, a Tony nie chce być bezradny. Pewnie chciał udać się do zbrojowni

-Mimo, że ma ciebie jako żonę, dalej robi głupstwa. Zupełnie, jak dziecko

-Nigdy się nie zmieni- przyznałem z powagą

-Niestety, Pepper. Niestety- westchnęła ciężko

Nie chciałam rozmawiać z Rhodey'm, ale on ciągle się dobijał na linię. Nie byłam w dobrej kondycji psychicznej, by z nim odbyć rozmowę. Odrzucałam każde połączenie.

-Rhodey dzwoni?

-Tak. Już wrócił do domu

-Powinnam mu dać klucze, bo biedak zamarznie na kość- lekko się uśmiechnęła i wstała

-Ja tu zostanę i powiem, jak się czegoś dowiem. Tylko niech Rhodey się o niczym nie dowie. Proszę!- błagałam

-To mój syn. Nie mogę go okłamywać. Niech się dowie ode mnie, niż od kogoś innego


© Mrs Black | WS X X X