Rozdział 26: Symfonia agonii

**Victoria**

Pojechałam zaraz za karetką, bo korek się ciągnął bez końca. Miałam tylko nadzieję, że ilość antidotum wystarczy do końca transportu. Potrzebowałam rozeznać się w sytuacji. Wzięłam mini słuchawkę na ucho, zaś telefonem wybrałam numer do Ho.
Gdy czekałam na odebranie połączenia, dostrzegłam w lusterku jak pani Rhodes się obudziła. Odwróciłam się do niej.

Dr Bernes: Jak się pani czuje?
Roberta: Co… się… stało?
Dr Bernes: Miała pani stan przedzawałowy. Proszę odpoczywać.
Roberta: Nic… mi nie… jest.
Dr Bernes: Słychać. Niech pani się położy. Trudno było wyjść z tego korku, dlatego jedziemy inną drogą.
Roberta: A Tony?
Dr Bernes: Jesteśmy przed nimi. Właśnie nawiązuję z nimi kontakt. Spokojnie.

Poprosiłam, czekając na głos przyjaciela po drugiej stronie. Po kilku minutach się odezwał.

Dr Yinsen: Jestem, Victorio. Panuję nad sytuacją, ale fiolek zaczyna brakować.
Dr Bernes: Domyślam się. Jak się czujesz?
Dr Yinsen: Nie zrobię nic głupiego, jeśli o to pytasz.
Dr Bernes: To dobrze.
Dr Yinsen: Co z Robertą?
Dr Bernes: Właśnie się obudziła. Zabiorę ją potem na badania, żeby wykluczyć zawał. Jestem na słuchawce bluetooth, dlatego nie rozłączaj się.

W odpowiedzi coś tam mruknął pod nosem. Nadal jechałam za nim, lecz przy okazji wpatrywałam się czy stan kobiety był stabilny. Wyglądała o niebo lepiej niż poprzednio. Pomimo tego musiała przejść podstawową diagnostykę.
Po jakiś dziesięciu minutach znowu się zatrzymaliśmy.

Dr Bernes: Co tym razem?
Dr Yinsen: Roboty na drodze. Nie przejedziemy.
Dr Bernes: Cholera. Znowu tracimy czas. Jest inna droga?
Dr Yinsen: Nie ma, ale i tak musimy…

Nie usłyszałam co powiedział, bo pisk maszyny go zagłuszył. Działo się tam coś złego.

**Ho**

Podałem kolejną fiolkę antidotum. Po cholerę próbowałem mu pomóc opuścić ten świat? Z mojej winy szybko kapitulował. Byłem bezradny. Możliwe, że za ten wybryk mogłem pożegnać się z pracą. Egoizm. Tylko to było winne.
Kiedy odczyty ponownie się poprawiły, rozkazałem kierowcy pojazdu zakręcić w boczną uliczkę. Była ciasna, ale tylko w ten sposób można było dotrzeć do szpitala na czas. Trochę trzęsło przez nierówną powierzchnię.

Dr Bernes: Gdzie ty nas prowadzisz?!
Dr Yinsen: Inaczej będzie zgon. Zaufaj mi.
Dr Bernes: Za ile będziemy?
Dr Yinsen: Kwadrans, ale uwaga. Bardzo trzęsie.
Dr Bernes: No co ty nie powiesz?

Już słyszałem tę ironię w głosie, aż chciałem parsknąć śmiechem, a ona się tylko rozłączyła. Czułem te drżenia, przez co musiałem podtrzymywać drzwiczki od szafek nad Tony’m.

Dr Yinsen: Możesz pomóc? Jakiś super silny nie jestem.

Więcej nie musiałem mu mówić i zablokował wysypywanie z drugiej strony. Te długie minuty zdołaliśmy przetrwać, dojeżdżając na miejsce. Natychmiast wziąłem Tony’ego na badania. Akurat Victoria też się pojawiła, idąc w tym samym kierunku. Podtrzymywała Robertę, żeby nie upadła. Dobrze, że się ocknęła. Dziesięć minut badań związanych z sercem pomogło ustalić ich stan. Skonsultowałem się z przyjaciółką.

Dr Yinsen: Powiększona wada z serca z nieregularnym tętnem. A ty?
Dr Bernes: Zawał.
Dr Yinsen: Żartujesz chyba?
Dr Bernes: Koronarografia ją czeka.

Chyba świetnie się przy tym bawiła, strasząc wszystkich diagnozą. Nie dałem się nabrać. Wziąłem wyniki prawniczki, widząc co tak naprawdę przeżyła.

Dr Yinsen: Żaden zawał, a stan przedzawałowy. Zabieg nie jest konieczny, a jedynie leki na uspokojenie oraz odpoczynek. Poleży trochę na kardiologii.
Dr Bernes: Oj! Ja sobie żartować nie mogę?
Dr Yinsen: A możesz. Zezwalam.

Zaśmiałem się, zabierając chłopaka na cyberchirurgię. Podpiąłem go do maszyn, zaś respirator odłączyłem, zastępując maską tlenową. Podszedłem do pana Potts.

Virgil: Coś nie tak, doktorze?
Dr Yinsen: Mógłby mi pan powiedzieć o swojej grupie krwi?
Virgil: Tak się składa, że mam zapisane w książeczce.

Wyjął ją z kieszeni, pokazując informacje. Przyjrzałem się im. Rzeczywiście grupa okazała się zgodna. Co za szczęście. Dla mnie i Tony’ego.

Dr Yinsen: Potrzebuję pana krwi. Mogę ją pobrać?
Virgil: Proszę. Żaden problem.
Dr Yinsen: Bardzo panu dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.

Wskazałem mu na łóżko, żeby się położył. Podłączyłem go do maszyny, przetaczając krew.

Podczas kiedy robił się proces do sali weszła przyjaciółka. Trochę się zdziwiłem tak szybką wizytą na oddziale.

Dr Bernes: Mówiłam, że mamy do pogadania.
Dr Yinsen; Daj spokój. Było i minęło, Victorio.
Dr Bernes: Nie wydaje mi się.

Wyszliśmy na stronę, obserwując przez oddzielną szybę wszelkie łóżka w sali. Mieliśmy podgląd na całe skrzydło.

Dr Yinsen: Nie możemy tego przełożyć na później?
Dr Bernes: Nie, bo potem będzie za późno.
Dr Yinsen: Sugerujesz tak jakby coś miało się stać.
Dr Bernes: Bo może tak być.

Mówiła tak tajemniczo, a ja próbowałem zrozumieć na czym stałem.

Dr Yinsen: Już tego nie zrobię. Wiem, że mu bardziej zaszkodziłem niż pomogłem. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?
Dr Bernes: To nie mnie przepraszaj, a panią Rhodes. Chyba jej to mówiłeś, nie?
Dr Yinsen: Niestety.

Było mi głupio znowu do tego wracać, choć musiałem liczyć się z konsekwencjami.

Dr Yinsen: Doniesiesz na mnie? Złożysz skargę?
Dr Bernes: Nie, Ho. Ja chcę ci pomóc.

Zamurowało mnie po raz któryś tego samego dnia. Ciągle byłem zaskakiwany z różnych stron. W różny sposób.

Gdy już chciałem coś powiedzieć od siebie, usłyszałem pisk. Dwa głośne piski kardiomonitorów.

Dr Yinsen: Cholera jasna!

Wbiegliśmy natychmiast do sali. Niedowierzałem własnym oczom.

Dr Bernes: Asystolia!
Dr Yinsen: Ale oboje?! To jakiś żart?!

**Rhodey**

Mama trafiła na kardiologię. Postanowiłem dotrzymać jej towarzystwa. Nie sądziłem, że będę ją oglądał w tym miejscu. Jakoś tak dla odmiany zamieniły się miejsca. Siedziałem przy niej, aż spokojnie usnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X