**Victoria**
Musiałam wyprosić ojca dziewczyny z sali, żeby zapewnić jej ciszę i spokój. Tak jak mogłam przypuszczać. Każde takie przebudzenie spowalniało proces regeneracji, a nawet potrafiły całkowicie go zatrzymać. Nie musiałam się z nim siłować, dlatego razem z Ho sprawdzaliśmy wszelkie pomiary.
Dr Bernes: Nie przerwało odbudowy kończyn, ale jest wolniejsze.
Dr Yinsen: Mogliśmy ją znowu intubować. Co to za problem?
Dr Bernes: Ona i tak już wiele wycierpiała, Ho. Po prostu na wszelki wypadek dostanie mieszankę ze środkami nasennymi.
Dr Yinsen: Tylko, że nie możemy tego podawać cały czas. Trzeba przyspieszyć proces.
Dr Bernes: Jakieś pomysły?
Dr Yinsen: Biowspomagacz podany w formie kroplówki mógłby coś zdziałać.
Dr Bernes: W takim razie przygotuj, bo może naprawdę pomóc.
Poprosiłam, spisując parametry. Spała dość spokojnie. Nie chciałam sprawiać jej więcej bólu, a przez brak pacjentów na toksykologii mogłam siedzieć i pomóc Ho. Ciekawe jak trzymał się Tony. Może nie wpadł w żadne kłopoty. Tak dla odmiany.
**Rhodey**
Nie wiedziałem co robić. Tak nagle padł nieżywy na podłogę. No dobra. Jednak żył, ale puls był bardzo słaby. Ledwo go wyczuwałem. Konieczny był szpital. Tylko, że jeszcze dziś z niego wyszedł. Znowu byłby przykuty do łóżka. Przeniosłem brata do pomieszczenia medycznego. Może jednak jakoś opanuję sytuację.
Rhodey: Musiałeś tak szaleć. Po prostu musiałeś.
Zadzwoniłem do lekarza. Potrzebowałem wiedzieć jakie mogłem podać leki. Wybrałem numer.
**Ho**
Podałem chorej kroplówkę z biowspomagaczem. Wszystko wyglądało na to, że do żadnych niespodzianek nie dojdzie. Dla pewności kontrolowaliśmy ją na zmianę.
Dr Yinsen: Chyba dziś szybciej wyjdę z pracy.
Dr Bernes: Kuszące, bo myślałam o tym samym. Jednak ona nie może być sama.
Dr Yinsen: Jak na razie zmiany po kilka godzin. Myślę, że to… wystarczy.
Dr Bernes: Ho?
No jasne. Ktoś musiał się dobijać na mój numer. Ciekawe kto. Odebrałem bez sprawdzania kontaktu.
Dr Yinsen: Mówi Ho Yinsen. W czym mogę pomóc?
Rhodey: Potrzebuję pomocy!
Jasna cholera! Chyba się zastrzelę. Ten głos nie brzmiał optymistycznie.
Dr Yinsen: Błagam. Powiedz mi, że nie chodzi o Tony’ego.
Rhodey: Chciałbym, ale nie. Jego serce słabnie. Mam jakieś leki, ale nie wiem co podać!
Ja pierdolę. No i tyle z krótszej roboty. Kiedyś tego chłopaka za skórę powieszę jak wcześniej nie zejdę na zawał. W co on się takiego bawił, że znowu serce nie domaga? Powiedział mi jakie widzi odczyty z bransoletki i dzięki tym danym podałem mu nazwę leku.
Dr Yinsen: Masz coś takiego w apteczce?
Rhodey: Mam, mam.
Dr Yinsen: Tych leków normalnie nie sprzedają. Zresztą, nieważne. Podaj mu to, a ja zaraz tam przyjadę i rozeznam się czym się bawił.
Rhodey: Chyba znowu porażenie. Nie wiem, bo… Bo to co ma obok implantu ciągle go pieściło prądem.
Dr Yinsen: No to bardzo niedobrze. Zaraz tam będę.
Tyle powiedziałem, rozłączając się. Victoria była gotowa do rzucenia pytań, a ja jedynie przewróciłem oczami. Wiedziała co to znaczyło. Zabrałem swoje rzeczy, jadąc na miejsce. Tony kiedyś pomagał przy tworzeniu sal medycznych, więc pewnie znajdowali się w jego laboratorium. Dojechałem tam z dziesięć minut, aż mogłem zaparkować przed fabryką. Wszedłem do środka. Nie znałem kodu do drzwi, więc postukałem w metal. Dość szybko ktoś się pojawił.
Dr Yinsen: Prowadź. Mamy mało czasu.
Rhodey: Pan jest zły?
Dr Yinsen: No po prostu skaczę z radości!
Odparłem ironicznie, idąc do pomieszczenia, w którym leżała ta fujara. Podpiąłem go do przenośnego monitora, badając funkcje życiowe.
Dr Yinsen: Czy on wie, że może kolejnej operacji nie przeżyć? Mało tego nie ma zastępczego implantu.
Rhodey: Mówiłem mu, ale on swoje! Chwila… Nadal nie ma?
Dr Yinsen: Spokojnie, Rhodey. Spróbuję mu jakoś pomóc.
Przysłuchałem się biciu serca, które ledwo działało. Wszystko wyglądało jak na drugie porażenie prądem. Wspomagacz do rozrusznika był wręcz zwęglony.
Dr Yinsen: Nie mam dobrych wieści.
Rhodey: To znaczy?
Dr Yinsen: Ruszyć go stąd nie mogę, bo może się zatrzymać. Poza tym, szanse na przeżycie kolejnej operacji są bardzo niskie. Czy wasza mama o tym wie?
Rhodey: Nie… Właśnie nie wie, ale to… To jest dziwne, bo przecież Whiplashem była Pepper. Jakim cudem oberwał prądem?
Dr Yinsen: Być może ten ktoś, który chciał nas wszystkich wysadzić w powietrze.
Zasugerowałem, podając leki na wzmocnienie serca. Próbowałem jakoś mu pomóc. Jakkolwiek, choć tylko odkładałem to co nieuniknione. Usiadłem tylko, czekając na wyjaśnienia.
Dr Yinsen: Będę tutaj, ale nie pomogę mu, jeśli nie dowiem się co dokładnie się stało.
Rhodey: Ja… Ja sam nie wiem.
Dr Yinsen: Dziecko, masz mnie za idiotę?! Ktoś go zaatakował! To widać! Powiedz mi z kim walczył?
Próbowałem mówić w miarę opanowanie, bo wiele przypadków mi się zdarzało leczyć. Bałem się, że tym razem moja pomoc będzie niewystarczalna.
Musiałam wyprosić ojca dziewczyny z sali, żeby zapewnić jej ciszę i spokój. Tak jak mogłam przypuszczać. Każde takie przebudzenie spowalniało proces regeneracji, a nawet potrafiły całkowicie go zatrzymać. Nie musiałam się z nim siłować, dlatego razem z Ho sprawdzaliśmy wszelkie pomiary.
Dr Bernes: Nie przerwało odbudowy kończyn, ale jest wolniejsze.
Dr Yinsen: Mogliśmy ją znowu intubować. Co to za problem?
Dr Bernes: Ona i tak już wiele wycierpiała, Ho. Po prostu na wszelki wypadek dostanie mieszankę ze środkami nasennymi.
Dr Yinsen: Tylko, że nie możemy tego podawać cały czas. Trzeba przyspieszyć proces.
Dr Bernes: Jakieś pomysły?
Dr Yinsen: Biowspomagacz podany w formie kroplówki mógłby coś zdziałać.
Dr Bernes: W takim razie przygotuj, bo może naprawdę pomóc.
Poprosiłam, spisując parametry. Spała dość spokojnie. Nie chciałam sprawiać jej więcej bólu, a przez brak pacjentów na toksykologii mogłam siedzieć i pomóc Ho. Ciekawe jak trzymał się Tony. Może nie wpadł w żadne kłopoty. Tak dla odmiany.
**Rhodey**
Nie wiedziałem co robić. Tak nagle padł nieżywy na podłogę. No dobra. Jednak żył, ale puls był bardzo słaby. Ledwo go wyczuwałem. Konieczny był szpital. Tylko, że jeszcze dziś z niego wyszedł. Znowu byłby przykuty do łóżka. Przeniosłem brata do pomieszczenia medycznego. Może jednak jakoś opanuję sytuację.
Rhodey: Musiałeś tak szaleć. Po prostu musiałeś.
Zadzwoniłem do lekarza. Potrzebowałem wiedzieć jakie mogłem podać leki. Wybrałem numer.
**Ho**
Podałem chorej kroplówkę z biowspomagaczem. Wszystko wyglądało na to, że do żadnych niespodzianek nie dojdzie. Dla pewności kontrolowaliśmy ją na zmianę.
Dr Yinsen: Chyba dziś szybciej wyjdę z pracy.
Dr Bernes: Kuszące, bo myślałam o tym samym. Jednak ona nie może być sama.
Dr Yinsen: Jak na razie zmiany po kilka godzin. Myślę, że to… wystarczy.
Dr Bernes: Ho?
No jasne. Ktoś musiał się dobijać na mój numer. Ciekawe kto. Odebrałem bez sprawdzania kontaktu.
Dr Yinsen: Mówi Ho Yinsen. W czym mogę pomóc?
Rhodey: Potrzebuję pomocy!
Jasna cholera! Chyba się zastrzelę. Ten głos nie brzmiał optymistycznie.
Dr Yinsen: Błagam. Powiedz mi, że nie chodzi o Tony’ego.
Rhodey: Chciałbym, ale nie. Jego serce słabnie. Mam jakieś leki, ale nie wiem co podać!
Ja pierdolę. No i tyle z krótszej roboty. Kiedyś tego chłopaka za skórę powieszę jak wcześniej nie zejdę na zawał. W co on się takiego bawił, że znowu serce nie domaga? Powiedział mi jakie widzi odczyty z bransoletki i dzięki tym danym podałem mu nazwę leku.
Dr Yinsen: Masz coś takiego w apteczce?
Rhodey: Mam, mam.
Dr Yinsen: Tych leków normalnie nie sprzedają. Zresztą, nieważne. Podaj mu to, a ja zaraz tam przyjadę i rozeznam się czym się bawił.
Rhodey: Chyba znowu porażenie. Nie wiem, bo… Bo to co ma obok implantu ciągle go pieściło prądem.
Dr Yinsen: No to bardzo niedobrze. Zaraz tam będę.
Tyle powiedziałem, rozłączając się. Victoria była gotowa do rzucenia pytań, a ja jedynie przewróciłem oczami. Wiedziała co to znaczyło. Zabrałem swoje rzeczy, jadąc na miejsce. Tony kiedyś pomagał przy tworzeniu sal medycznych, więc pewnie znajdowali się w jego laboratorium. Dojechałem tam z dziesięć minut, aż mogłem zaparkować przed fabryką. Wszedłem do środka. Nie znałem kodu do drzwi, więc postukałem w metal. Dość szybko ktoś się pojawił.
Dr Yinsen: Prowadź. Mamy mało czasu.
Rhodey: Pan jest zły?
Dr Yinsen: No po prostu skaczę z radości!
Odparłem ironicznie, idąc do pomieszczenia, w którym leżała ta fujara. Podpiąłem go do przenośnego monitora, badając funkcje życiowe.
Dr Yinsen: Czy on wie, że może kolejnej operacji nie przeżyć? Mało tego nie ma zastępczego implantu.
Rhodey: Mówiłem mu, ale on swoje! Chwila… Nadal nie ma?
Dr Yinsen: Spokojnie, Rhodey. Spróbuję mu jakoś pomóc.
Przysłuchałem się biciu serca, które ledwo działało. Wszystko wyglądało jak na drugie porażenie prądem. Wspomagacz do rozrusznika był wręcz zwęglony.
Dr Yinsen: Nie mam dobrych wieści.
Rhodey: To znaczy?
Dr Yinsen: Ruszyć go stąd nie mogę, bo może się zatrzymać. Poza tym, szanse na przeżycie kolejnej operacji są bardzo niskie. Czy wasza mama o tym wie?
Rhodey: Nie… Właśnie nie wie, ale to… To jest dziwne, bo przecież Whiplashem była Pepper. Jakim cudem oberwał prądem?
Dr Yinsen: Być może ten ktoś, który chciał nas wszystkich wysadzić w powietrze.
Zasugerowałem, podając leki na wzmocnienie serca. Próbowałem jakoś mu pomóc. Jakkolwiek, choć tylko odkładałem to co nieuniknione. Usiadłem tylko, czekając na wyjaśnienia.
Dr Yinsen: Będę tutaj, ale nie pomogę mu, jeśli nie dowiem się co dokładnie się stało.
Rhodey: Ja… Ja sam nie wiem.
Dr Yinsen: Dziecko, masz mnie za idiotę?! Ktoś go zaatakował! To widać! Powiedz mi z kim walczył?
Próbowałem mówić w miarę opanowanie, bo wiele przypadków mi się zdarzało leczyć. Bałem się, że tym razem moja pomoc będzie niewystarczalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi