Część 9: Liczy się przetrwanie

**Pepper**

Powoli otwierałam oczy. Słyszałam tylko jak Rhodey liczył do trzydziestu i błagał, żeby ktoś się nie poddawał. Wszystko stało się jasne jak wyostrzył się obraz. Reanimował Tony’ego. Byłam przerażona. Jak do tego doszło?

Pepper: Rhodey, co… się… dzieje?

Spytałam zrozpaczona. Ledwo potrafiłam mówić, a oddychanie też sprawiało problem. Jednak byłam też wściekła, bo ta farbowana blondyna nawet nie pomagała. Siedziała i patrzyła tylko na ten dramat. Miałam ochotę jej przyłożyć tak bardzo, że nie pozbierałaby się do tygodnia. Jednak nie miałam sił. Nie w tej chwili.

Pepper: Rhodey, powiedz… mi.

Nadal się nie odzywał. Dopiero jak skończył kolejną serię, sprawdził puls.

Rhodey: Mamy go. Już po wszystkim.
Pepper: Będzie… żył?
Rhodey: Będzie, ale nie będę kłamał, Pepper. Jest źle.
Pepper: J… Jak bardzo?

Głos drżał ze strachu. To nie mogło się tak skończyć.

**Rhodey**

Nie chciałem bardziej niepokoić przyjaciółki. Serce było przeciążone przez ostatni wysiłek. Nie było żadnej ładowarki. Lekarza również. Tylko mogliśmy improwizować.

Rhodey: Musimy odzyskać zasięg z T.A.R.C.Z.Ą. Pomysły?
Whitney: Nie ma szans. Już wiele razy próbowałam. Jedyny sposób to ucieczka stąd.
Pepper: Niekoniecznie.
Rhodey: Pepper?

Byłem ciekawy na co wpadła, a czasem potrafiła wymyślić jakiś dobry plan.

Rhodey: Jeśli masz jakiś pomysł, to powiedz. Tylko oszczędzaj się.

Poprosiłem, martwiąc się o gadułę. Byłem zaniepokojony przyjaciółmi. Poza dawną znajomą, która nadal wydawała mi się podejrzana.

Pepper: Sygnał.
Rhodey, Whitney: JAKI SYGNAŁ?
Pepper: Alarmowy. Nie wiem… Raca jakaś, Morse… Coś musi… być.
Whitney: Może i to głupie pytać, ale muszę wiedzieć jedno… Skąd wyście się tu wzięli?
Rhodey: A to może ty pierwsza nam powiesz? Na pewno nie przypadkiem.
Whitney: Mały wypadek.
Pepper: Bo ci… uwierzymy.
Rhodey: Ja nie będę drążyć. Tak czy owak, musimy stąd uciec. Długo tu nie przeżyjemy!
Whitney: Wszyscy to wiemy.

Zauważyłem, że oddaliła się od nas. Coś kombinowała? Musiałem zachować czujność. Dla bezpieczeństwa byłem gotowy wyciągnąć broń.
Gdy spojrzałem na monitor komputera, dostrzegłem spory spadek funkcji życiowych u każdego z nas. Dopiero jak do nosa dotarła chmura toksyny uderzyłem w Whitney z broni. Strzelałem lodem.

Rhodey: Ty zdrajco!

Więcej nic nie potrafiłem powiedzieć. Dusiłem się. Mogłem zauważyć, że zdejmuje maskę i nas atakuje. Nie potrafiłem oddychać. Traciłem siły. Wszystko rozmazywało się w jednolitą plamę.
Nagle poczułem ulgę. Mogłem nabrać powietrza do płuc. Miałem tlen. Jakim cudem? Odpowiedź uzyskałem przed nosem. Pepper była bez maski tlenowej.

Pepper: Musiałam… to zrobić.
Rhodey: Pepper!

Byłem przerażony, bo znowu zemdlała. Ocaliła mnie własnym kosztem, a po tej szajbusce nie został żaden ślad. Na szczęście opary zniknęły. Wtedy zauważyłem co tak naprawdę się stało.

Rhodey: Okradła nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X