**Tony**
Pierwszy raz nie musiałem ładować się z rana. To było coś wspaniałego. Szybko ogarnąłem się do szkoły, zabierając prowiant. Pożegnaliśmy się z prawniczką i poszliśmy na lekcje. Całą drogę zastanawiałem się nad tym jak to teraz będzie wyglądało.
Kiedy dotarliśmy pod mury Akademii Jutra, przy szafkach dostrzegłem Pepper. Zabierała swoje książki. Podeszliśmy do niej.
Tony: Hej, Pep. Jak się czujesz?
Pepper: Jak widać. A ty?
Tony: No jak na trybach nieskończonego źródła energii.
Uśmiechnąłem się do niej, pomagając z podręcznikami. Trochę ich było.
Tony: Poradzisz sobie. Jesteśmy z tobą.
Pepper: Chłopaki, wy… Wy nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Rhodey: No i widzisz co narobiłeś, Tony? Przez ciebie płacze.
Tony: Pep, proszę cię.
Przytuliłem ją, a zaraz potem dołączył Rhodey.
Tony: Wiesz co ci powiem?
Pepper: Co takiego?
Tony: Nawet jeśli twoje ciało jest teraz inne i możesz czuć się w nim źle, to jedna rzecz nie zmieniła się na sto procent.
Pepper: Co takiego?
Tony: Twój charakter.
Rhodey: Oj! Już tak nie róbcie takich ckliwych scenek, bo sam się popłaczę.
Pepper: Ty? No nie wierzę. Czyżby mnie coś ominęło? Poopowiadajcie. Jestem ciekawa.
Rhodey: Później. Najpierw lekcje.
Udaliśmy się całą trójką, zajmując miejsca w sali. Nauczyciel podobno już został poinformowany przez jej ojca o konieczności nauczania domowego, lecz ten dzień miała jeszcze z nami spędzić po staremu. Zajęła swoje miejsce, a raczej te bez krzesła. Lekcja mijała w ślimaczym tempie, lecz ani trochę nie skupiałem się na pojęciach z fizyki. Bardziej wpatrywałem się w przyjaciółkę. W sumie, to nie tylko ja.
**Pepper**
Dziwnie było tak siedzieć, gdyż każdy z uczniów wpatrywał się we mnie. Tak jakby nigdy nie widzieli kogoś na wózku. Zdołałam jakoś ogarnąć stracony materiał. Chłopaki też dawali radę. Zresztą, Tony był asem w naukach ścisłych.
Po tej katordze zwanej nauką wyjechałam na korytarz. Ponownie odłożyłam książki. Plecak zrobił się przez to o wiele lżejszy. Żałowałam tylko, że nie mogłam udać się na dach Akademii. Musiałam jakoś to znieść.
Tony: Wszystko gra, Pepper?
Pepper: Pewnie. Nie musisz pytać o to za każdym razem.
Tony: Wyobraź sobie, że Rhodey tak robi każdego dnia. Spróbuj przywyknąć.
Zaśmiał się, a ja pokusiłam się, żeby mu przyłożyć z otwartej ręki w głowę.
Tony: Ostra jak zawsze. Mówiłem, że się nie zmieniłaś.
Pepper: Dla ciebie to dobre?
Tony: Nawet nie wiesz jak bardzo.
Nie zdołałam nic powiedzieć czy zareagować. Nie spodziewałam się pocałunku. Był krótki, lecz znaczący wiele.
Tony: Przesadziłem?
Pepper: Nie, nie! Właśnie… podobało mi się.
Nasze usta ponownie się złączyły. Oczywiście te piękne chwile nie mogą ciągnąć się bez końca. Jak zwykle pan panikarz pojawił się w najlepszym momencie.
Rhodey: Chyba wam przeszkodziłem, co?
W odpowiedzi rzuciłam go książką od historii.
Rhodey: Ej! Ale to szanuj!
Oboje zaśmialiśmy się, drocząc się wzajemnie ze sobą. Nie przypuszczałabym, że może być tak cudownie. Wspólnie udaliśmy się do zbrojowni. Tradycji stało się zadość i każdy zajął się tym co zawsze, chociaż wszyscy byliśmy ciekawi tego samego. Mr. Fix. Co porabiał? Gdzie się podziewał? Czy coś planował? Tony usiadł na fotelu, przeszukując aktywne sygnatury.
Pepper: No i co tam masz, geniuszu?
Tony: Czysto. Chyba faktycznie przepadł.
Pepper: Tony, mam wrażenie, że czegoś nam nie mówisz.
Tony: Ważne, że już nie zrobi ci krzywdy.
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Spytałam zaniepokojona. Nie zamierzałam myśleć o Iron Manie w złych kategoriach, lecz wszystko wskazywało na morderstwo. Musiałam czekać, aż sam się przyzna.
Tony: Tak, Pepper. Zabiłem go.
Rhodey: Zaraz… Ty na serio?! I nie gryzie cię sumienie?!
Tony: Skrzywdził ją! Nie mogłem pozwolić, żeby znowu to zrobił! Nie mogłem, a on… miał inne… ciało.
Pepper: Śmierć nie jest rozwiązaniem.
Rhodey: Normalnie szczęka na glebie. Nie sądziłem, że to zrobisz.
Tony: I co? Wsadzicie… mnie… do więzienia?
Widziałam, że gorzej się czuł, dlatego nie drążyłam tematu. Chwyciłam go za rękę, aby jakoś się uspokoił.
Pepper: Nikt się nie dowie. To nasza tajemnica.
Rhodey: Źle robimy.
Pepper: Buzia na kłódkę, Rhodey.
Nalegałam i za znak zawarcia sekretu położyliśmy dłonie. To był nasz drugi sekret przed rodzicami. Mimo wszystko, wiedziałam, że jakoś go utrzymamy długo pod kluczem. Nie baliśmy się. Po prostu wróciliśmy do swoich zajęć jakby tamto zdarzenie nie miało miejsca.
KONIEC
~~~~~******~~~~~~
No i na tym kończy się ostatnie (jak do tej pory) opo. Mam nadzieję, że będą kolejne, ale wpierw naprawa klawiatury (nie naprawiajcie nigdy sami, szczególnie improwizacja nożem, cyrklem i chusteczkami). Na razie mam parę krótkich bajeczek do dodania, ostatni bonus z odcinków i stare rzeczy, które właśnie teraz odważyłam się wstawić. Także to jeszcze nie koniec bloga. Oby tak pozostało.
Pierwszy raz nie musiałem ładować się z rana. To było coś wspaniałego. Szybko ogarnąłem się do szkoły, zabierając prowiant. Pożegnaliśmy się z prawniczką i poszliśmy na lekcje. Całą drogę zastanawiałem się nad tym jak to teraz będzie wyglądało.
Kiedy dotarliśmy pod mury Akademii Jutra, przy szafkach dostrzegłem Pepper. Zabierała swoje książki. Podeszliśmy do niej.
Tony: Hej, Pep. Jak się czujesz?
Pepper: Jak widać. A ty?
Tony: No jak na trybach nieskończonego źródła energii.
Uśmiechnąłem się do niej, pomagając z podręcznikami. Trochę ich było.
Tony: Poradzisz sobie. Jesteśmy z tobą.
Pepper: Chłopaki, wy… Wy nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Rhodey: No i widzisz co narobiłeś, Tony? Przez ciebie płacze.
Tony: Pep, proszę cię.
Przytuliłem ją, a zaraz potem dołączył Rhodey.
Tony: Wiesz co ci powiem?
Pepper: Co takiego?
Tony: Nawet jeśli twoje ciało jest teraz inne i możesz czuć się w nim źle, to jedna rzecz nie zmieniła się na sto procent.
Pepper: Co takiego?
Tony: Twój charakter.
Rhodey: Oj! Już tak nie róbcie takich ckliwych scenek, bo sam się popłaczę.
Pepper: Ty? No nie wierzę. Czyżby mnie coś ominęło? Poopowiadajcie. Jestem ciekawa.
Rhodey: Później. Najpierw lekcje.
Udaliśmy się całą trójką, zajmując miejsca w sali. Nauczyciel podobno już został poinformowany przez jej ojca o konieczności nauczania domowego, lecz ten dzień miała jeszcze z nami spędzić po staremu. Zajęła swoje miejsce, a raczej te bez krzesła. Lekcja mijała w ślimaczym tempie, lecz ani trochę nie skupiałem się na pojęciach z fizyki. Bardziej wpatrywałem się w przyjaciółkę. W sumie, to nie tylko ja.
**Pepper**
Dziwnie było tak siedzieć, gdyż każdy z uczniów wpatrywał się we mnie. Tak jakby nigdy nie widzieli kogoś na wózku. Zdołałam jakoś ogarnąć stracony materiał. Chłopaki też dawali radę. Zresztą, Tony był asem w naukach ścisłych.
Po tej katordze zwanej nauką wyjechałam na korytarz. Ponownie odłożyłam książki. Plecak zrobił się przez to o wiele lżejszy. Żałowałam tylko, że nie mogłam udać się na dach Akademii. Musiałam jakoś to znieść.
Tony: Wszystko gra, Pepper?
Pepper: Pewnie. Nie musisz pytać o to za każdym razem.
Tony: Wyobraź sobie, że Rhodey tak robi każdego dnia. Spróbuj przywyknąć.
Zaśmiał się, a ja pokusiłam się, żeby mu przyłożyć z otwartej ręki w głowę.
Tony: Ostra jak zawsze. Mówiłem, że się nie zmieniłaś.
Pepper: Dla ciebie to dobre?
Tony: Nawet nie wiesz jak bardzo.
Nie zdołałam nic powiedzieć czy zareagować. Nie spodziewałam się pocałunku. Był krótki, lecz znaczący wiele.
Tony: Przesadziłem?
Pepper: Nie, nie! Właśnie… podobało mi się.
Nasze usta ponownie się złączyły. Oczywiście te piękne chwile nie mogą ciągnąć się bez końca. Jak zwykle pan panikarz pojawił się w najlepszym momencie.
Rhodey: Chyba wam przeszkodziłem, co?
W odpowiedzi rzuciłam go książką od historii.
Rhodey: Ej! Ale to szanuj!
Oboje zaśmialiśmy się, drocząc się wzajemnie ze sobą. Nie przypuszczałabym, że może być tak cudownie. Wspólnie udaliśmy się do zbrojowni. Tradycji stało się zadość i każdy zajął się tym co zawsze, chociaż wszyscy byliśmy ciekawi tego samego. Mr. Fix. Co porabiał? Gdzie się podziewał? Czy coś planował? Tony usiadł na fotelu, przeszukując aktywne sygnatury.
Pepper: No i co tam masz, geniuszu?
Tony: Czysto. Chyba faktycznie przepadł.
Pepper: Tony, mam wrażenie, że czegoś nam nie mówisz.
Tony: Ważne, że już nie zrobi ci krzywdy.
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Spytałam zaniepokojona. Nie zamierzałam myśleć o Iron Manie w złych kategoriach, lecz wszystko wskazywało na morderstwo. Musiałam czekać, aż sam się przyzna.
Tony: Tak, Pepper. Zabiłem go.
Rhodey: Zaraz… Ty na serio?! I nie gryzie cię sumienie?!
Tony: Skrzywdził ją! Nie mogłem pozwolić, żeby znowu to zrobił! Nie mogłem, a on… miał inne… ciało.
Pepper: Śmierć nie jest rozwiązaniem.
Rhodey: Normalnie szczęka na glebie. Nie sądziłem, że to zrobisz.
Tony: I co? Wsadzicie… mnie… do więzienia?
Widziałam, że gorzej się czuł, dlatego nie drążyłam tematu. Chwyciłam go za rękę, aby jakoś się uspokoił.
Pepper: Nikt się nie dowie. To nasza tajemnica.
Rhodey: Źle robimy.
Pepper: Buzia na kłódkę, Rhodey.
Nalegałam i za znak zawarcia sekretu położyliśmy dłonie. To był nasz drugi sekret przed rodzicami. Mimo wszystko, wiedziałam, że jakoś go utrzymamy długo pod kluczem. Nie baliśmy się. Po prostu wróciliśmy do swoich zajęć jakby tamto zdarzenie nie miało miejsca.
KONIEC
~~~~~******~~~~~~
No i na tym kończy się ostatnie (jak do tej pory) opo. Mam nadzieję, że będą kolejne, ale wpierw naprawa klawiatury (nie naprawiajcie nigdy sami, szczególnie improwizacja nożem, cyrklem i chusteczkami). Na razie mam parę krótkich bajeczek do dodania, ostatni bonus z odcinków i stare rzeczy, które właśnie teraz odważyłam się wstawić. Także to jeszcze nie koniec bloga. Oby tak pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi