Część 12: Nigdy nie trać nadziei, skoro tylko ona pozostała

**Rhodey**

Nie mogłem tego spartolić. Po prostu nie mogłem. Pepper krzyczała po mnie, wymyślając najróżniejsze błędy. Przecięcie tętnic, krwawienie wewnętrzne, złamanie kości, przebicie śledziony i inne takie. Musiałem zapanować nad sytuacją.

Rhodey: Nie przeciąłem nic, Pepper! Teraz go wentyluj!
Pepper: Co mam zrobić?
Rhodey: Bierz pompę i go dotleń! Chyba, że wolisz usta usta.
Pepper: Dobra. Niech będzie pompa.
Rhodey: Co trzy sekundy.

Poinstruowałem ją, rozpoczynając masaż serca. Nie miałem defibrylatora, dlatego tylko zwykłe metody powinny wystarczyć. Inaczej będzie koniec. Widziałem, że załapała rytm, dlatego po uciśnięciach sprawdziłem puls.

Rhodey: Nie przerywaj.
Pepper: Dobra. I jak jest?
Rhodey: Bez zmian.

Podałem adrenalinę dożylnie, ponawiając reanimację.

Rhodey: No dalej.

Nie zamierzałem się poddać. Bałem się porażki, lecz nie mogłem dać pożreć się strachowi.

Po kolejnej serii zerknąłem na odczyty.

Rhodey: Możesz przestać… Wrócił. Daj mu maskę tlenową i po zawodach.
Pepper: Wreszcie.
Rhodey: Pepper?

Zauważyłem, że bardzo zbladła. Pierwsze o czym pomyślałem to spore przeżycie widoku wnętrzności. Podałem jej worek zanim zapaskudziła jaskinię. Nie klepałem jej po plecach, bo zwracała całą zawartość.

Rhodey: Wiedziałem, że to się przyda.
Pepper: Cicho! O Boże!

No i znowu haftowała. Czekałem, aż przestanie. Dopiero po jakiś pięciu minutach opróżniła cały żołądek. Wziąłem jakąś kroplówkę, aby się dożywiła.

Rhodey: Usiądź. Zaraz poczujesz się lepiej.
Pepper: Dzięki. A Tony?
Rhodey: Już patrzę.

Zabandażowałem klatkę piersiową, a następnie nałożyłem maskę na twarz. Zużyte rękawiczki wywaliłem do worka co zrobiłem też z maską. Pepper poprosiłem o to samo. Wszystko wyglądało w porządku.

Rhodey: Sytuacja pod kontrolą. Jednak nadal musimy uciec.
Pepper: Musimy zdobyć więcej kylitu. No i znaleźć dobry punkt skąd wystrzelimy to wysoko nad planetę.
Rhodey: O ile jest to możliwe. Musimy czekać, aż Tony wydobrzeje.
Pepper: Ale mamy tylko dwa skafandry.
Rhodey: A nas jest trzech.

Potrzebowaliśmy przemyśleć cały plan działania. Na dłuższą metę zapasy nie wystarczą. Nie mieliśmy innego wyboru jak czekać.

**Whitney**

Nie bardzo pojmowałam działanie zbroi. Coś w niej nie pasowało. Energia się wyczerpywała, radio nie łapało żadnych częstotliwości. Błądziłam po planecie, myśląc nad tym jak mogłabym uciec. Gdybym do nich wróciła, nie spotkałoby mnie nic innego jak manto od całej trójki. O ile jeszcze żyją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X