Odcinek 25: Aż do końca cz.1

0 | Skomentuj
Więzienie Vault, dwóch strażników gra w karciankę. Pokazują swoją talię.

Strażnik I: Ej! Oszukujesz! Żądam rewanżu!
Strażnik II: Heh! Proszę bardzo

Tasuje karty. Rozdziela je. Rywal sięga po pięć z nich. Uśmiecha się do siebie.

Strażnik II: Ha! Teraz mnie nie ograsz
Strażnik I: Czyżby?

Porównują wartości.

Strażnik II: Co?! Same asy?!
Strażnik I: Nie martw się. Wygrasz następnym razem
Strażnik II: Rewanż!
Strażnik I: Och! Uparciuch z ciebie

Kiedy tasuje kolejną serię, dostrzega mrugnięcie żarówki. W jeden moment czuje ciarki na plecach.

Strażnik II: Ej! Gramy?

Stróż powraca do gry.

Strażnik I: Pewnie, więc tasuję

Szybko sprawdza moc swoich kart. Drugi ochroniarz rzuca swoje.

Strażnik II: No i? Co ty na to?
Strażnik I: Nieźle, ale…

Ponownie wygrywa. Kumpel jest w szoku.
Nagle słyszą wybuch. Natychmiast biegną w stronę eksplozji. Główna straż komunikuje się przez krótkofalówkę z resztą agentów.

Strażnik I: Uwaga do wszystkich strażników! Pilnować więźniów!

Zatrzymują się przed celą Castle.

Strażnik II: Zniknął!
Strażnik I: Nie! Tylko nie to!

Z więzień wychodzi reszta zbirów.

Strażnik II: Przekichane

Helikarier T.A.R.C.Z.Y., pracownicy Fury’ego otrzymują wiadomość z więzienia o zaostrzonym rygorze. Szef wydaje im rozkazy.

Nick Fury: Wysłać wszystkie jednostki. Nie można pozwolić, żeby któryś z tych popaprańców uciekł
Maria Hill: Skontaktujmy się z Avengers
Nick Fury: Uwierz mi, że chciałbym, ale każdy z nich dostał inne zadanie
Maria Hill: Jednak coś musimy zrobić
Nick Fury: Monitorujmy sytuację. Na razie mamy kontrolę

Tymczasem w zbrojowni, Tony kończy ulepszać ostatni pancerz bojowy, Rhodey czyta książkę, a Pepper biega przed jego nosem. Jest zirytowany, lecz bardziej skupia się na lekturze.

Pepper: Rhodey, pobaw się ze mną
Rhodey: Nie

Rudzielec od razu kradnie mu literaturę. Histeryk wstaje z miejsca i goni ją.

Rhodey: Pepper, oddaj to!
Pepper: Hahaha!

Wynalazca na moment przerywa pracę. Patrzy na gonitwę przyjaciół. Uśmiecha się.

Tony: Pep, lepiej zwróć książkę, bo inaczej będziesz w tarapatach
Pepper: Ha! Żadna nowość

Po raz kolejny okrąża fotel. Mija stół roboczy.
W jednej chwili, Potts potyka się o kabel ładowarki.

Pepper: Au!

Właściciel skradzionego egzemplarzu zabiera złodziejce swoją cenną książkę.

Rhodey: Jeśli jeszcze raz wywiniesz mi taki numer, to żywa nie wrócisz
Tony: Oj! Lepiej już nie prowokuj jej do powtórki z rozrywki
Pepper: Och! Chciałam tylko się troszkę zabawić. No błagam was. Nudy, jak flaki z olejem

Niespodziewanie odzywa się bardzo głośny alarm.

Pepper: Aaa! Moje uszy!
Tony: Chciałaś kłopotów, to je masz

Cała trójka podchodzi do komputera. Geniusz jest zmartwiony.

Tony: Nie jest dobrze
Rhodey: To nie żart, prawda? Ktoś zaatakował Vault i dopuścił do uwolnienia więźniów?
Tony: To… To nie powinno się zdarzyć. Przecież ulepszałem system zabezpieczeń
Pepper: Ale wirus Technovore mógł też wpłynąć na twoje ulepszenia, bo wcześniej cały świat miał problem z technologią
Tony: Musimy tam polecieć, żeby dowiedzieć się więcej. Jest niewielka szansa, że więźniowie jeszcze nie opuścili murów więziennych
Rhodey: Pospieszmy się

Kiedy oni zakładają zbroje, strażnicy słyszą krzyki z celi Rossa. Trwa to przez moment, ponieważ później następuje cisza. Punisher niezauważenie wybiega z paki. Ochrona wchodzi do środka. Na miejscu znajdują martwe ciało.

Strażnik I: Musimy coś zrobić, zanim dojdzie do kolejnych ofiar
Strażnik II: Biedny, generał Ross. A mógłby walczyć po naszej stronie

Frank bez problemu przemieszcza się po korytarzu. Trafia do celi Mallena. Wrzuca bombę z trującym gazem. Silne opary zabijają potwora. Zamachowiec wykorzystuje zamieszanie. Opuszcza placówkę T.A.R.C.Z.Y.
W tym samym czasie, blaszaki lecą nad miastem.

Pepper: Nie uważacie, że to trochę dziwne?
Tony: Co takiego?
Pepper: Ten atak na Vault. Dlaczego nie było tego wcześniej?
Tony: Nie wiem
Rhodey: A mi coś świta. Być może ktoś czekał na odpowiedni moment. Gdyby tak pomyśleć, większość przestępców zostało schwytanych w jedno miejsce
Tony: O kurczę! Masz rację

Nieoczekiwanie zauważają Czarnego Rycerza, który leci w ich stronę. Szykują się do walki.

Rhodey: Spóźniliśmy się. Już uciekli
Tony: Niech to!

Stark strzela z repulsorów w jeźdźca mechanicznego konia. Rhodes wykorzystuje pistolety maszynowe. Przeciwnik używa rakiet. Trafia w War Machine. Sojusznik spada.

Tony: Rhodey!
Rhodey: Ach! Poradzę sobie!

Natychmiast strzela z granatnika.

Rhodey: No to się doigrałeś, kolego

Pozostała część drużyny przez chwilę obserwuje zaciętą walkę.

Pepper: Tony, musimy lecieć. Rhodey wygra tę walkę, a jeśli spotkaliśmy jednego z kryminalistów, to reszta gdzieś się czai
Tony: No tak. Do roboty

Wzbijają się w powietrze. Szukają uciekinierów. W mgnieniu oka rzuca im się sylwetka Rhony oraz Madame Masque.

Pepper: Ja biorę blondynę, a ty zajmij się szajbuską
Tony: Zgoda, więc powodzenia, Rescue
Pepper: I wzajemnie, Iron Manie

Rozdzielają się. Iron Man staje do walki. Mierzy z repulsora.

Rhona: Tym razem mnie nie pokonasz
Tony: Heh! Przekonajmy się

Wystrzeliwuje promień. Dziewczyna wyjmuje broń. Strzela bez opamiętania.
W międzyczasie, Patricia rzuca granaty laserowe. Masque z łatwością wykonuje unik.

Whitney: Ha! Moja kolej

Uderza paralizatorem na odległość.

Pepper: Aaa!

Anthony odwraca się.

Tony: Pepper!
Rhona: Nie trać czujności, Anthony

Kobieca wersja Einsteina strzela z działa jonowego.

Tony: Nie!

Tony broni się polem siłowym.

Rhona: Daremny twój wysiłek

Podkręca moc w urządzeniu.

Rhona: A masz!
Tony: Aaa!

Bariera rozpada się. Pancerz upada. Chłopak nie rusza się.
Kilkaset metrów dalej, James ucieka przed rumakiem, który mierzy z rakiet. Rozwala je zwykłą mocą z rękawic, a następnie rzuca się  na niemego. Przygważdża go do podłoża. Rycerz chce wyciągnąć miecz, lecz Rhodey wali z pięści w ramię.

Rhona: Koniec zabawy. Wracasz do paki

Zabiera więźnia na helikarier. Rescue nadal walczy z córką Stane’a. Stosuje tryb maskujący. Atakuje w plecy przeciwniczki. Oszustka uderza granatem dymnym, przez co znika jej z pola widzenia.

Pepper: Nie ukryjesz się przede mną, Whitney! Walcz!
Whitney: Jeszcze nie kapituluję

Rudzielec słyszy głos za sobą. Jednak nikogo nie widzi.
Nagle obrywa armatą energetyczną. Z hukiem wbija się w asfalt. Moc w zbroi spada.

Pepper: Nie.. Nie mogę się poddać. Ach! Muszę… walczyć

Powoli wstaje, choć wróg zmienia spluwę na mały pistolet. Bez wahania strzela potężnym promieniem lasera.

Pepper: Aaa!

Brązowooka otacza się polem. Niefortunnie traci je przez brak zasilania. Krzyczy z bólu. Funkcje wyświetlają się na czerwono. Traci przytomność.

Whitney: Cóż… To było dosyć łatwe

Przeciwniczka znika. Geniusz jest w potrzasku.

Rhona: To twój koniec, Iron Manie. Pożegnaj się z życiem
Tony: Nigdy!

Kumuluje moc do wysłania niewielkiego impulsu elektromagnetycznego. Strzela, przez co pukawka już nie działa. Nastolatek wstaje z ziemi. Psychopatka jest sparaliżowana ze strachu.

Tony: Mam nową zbroję, więc twoja broń już nie jest skuteczna
Rhona: Widocznie muszę złożyć reklamację u Ducha

Upuszcza swoje gadżety.

Tony: Nadal z nim współpracujesz?
Rhona: To był jego plan
Tony: Co?
Rhona: Bądź gotowy na wszystko, bo są gorsi ode mnie

Wynalazca zakuwa ją w kajdanki, które dała mu Pepper.

Rhona: I lepiej ich nie lekceważ. W przeciwnym razie… kogoś stracisz

Stwierdza z uśmieszkiem. Heros nawiązuje kontakt z drużyną.

Tony: Złapałem Rhonę. Jak wam poszło?
Rhodey: Rycerz z koniem są w tymczasowym więzieniu T.A.R.C.Z.Y.
Tony: To super. A jak u ciebie, Pepper? Pepper?

Cisza na kanale.

Tony: Muszę jej pomóc

Namierza ostatnią lokalizację modelu z Stark Solutions. Przebiega ulicę. Na miejscu znajduje przyjaciółkę w zbroi o makabrycznym stanie. Potrząsa jej ramionami.

Tony: Pep, słyszysz mnie? Pep! Rescue! Błagam cię… Powiedz coś!

Robi skan medyczny.

Tony: O nie!

Chwyta ją sposobem matczynym. Leci z największą prędkością.
Helikarier T.A.R.C.Z.Y., lekarz zabiera agentkę. Tony jest wściekły. Uderza pięścią o ścianę.

Tony: Ach! Jak mogłem ją puścić samą?! Już raz pokonała Whitney, ale teraz…
Rhodey: Tony, nie obwiniaj się
Tony: Rhona dała mi ostrzeżenie
Rhodey: Nie rozumiem
Tony: Prawdziwa bitwa dopiero się rozpocznie

Po godzinie, specjalista otwiera drzwi. Patrzą na niego z nadzieją na dobre wieści.

Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Na początku wydawało się, że doznała poważnych obrażeń, lecz bez obaw. Szybko wróci do zdrowia. Poobijała się dość solidnie. Jednak nie ma żadnych złamań
Tony: Co za ulga
Lekarz T.A.R.C.Z.Y.: Za niedługo powinna się obudzić
Tony: Dziękujemy

Stark uspokaja się. Na chwilę, gdyż pojawia się Nick Fury.

Nick Fury: Stark, mamy do pogadania. Z tobą także, War Machine

Posłusznie przechodzą do centrum dowodzenia. Tam agenci obserwują całe miasto wraz z kamerami na Vault. Herosi z zaciekawieniem wpatrują się w te ekrany.

Nick Fury: Punisher opuścił Vault, zabijając przy tym generała Rossa oraz Mallena. Twoje zabezpieczenia zostały zniszczone przez bombę z silnym ładunkiem jonowym
Tony: To wina Ducha
Nick Fury: Skąd taka pewność?
Tony: On zaplanował ten atak
Nick Fury: Tak, czy owak, musimy złapać pozostałych uciekinierów. Liczę na waszą pomoc
Tony: Nie zostawię Pepper całkowicie samej!
Rhodey: Stary, wyluzuj
Tony: Ona została ranna przeze mnie!
Nick Fury: Stark, ogarnij się! Jeśli nie powstrzymamy reszty, ilość rannych się powieli. Chcesz tego?
Tony: Nie, ale Pepper…
Nick Fury: Patricia Potts jest wytrzymała. Nic jej nie będzie

Nastolatek tłumi swój gniew, a zarazem i też niepokój.

Tony: Nie możemy czekać. Musimy zebrać ludzi

Niespodziewanie słyszą kroki mecha. Iron Man z War Machine wychodzą na zewnątrz bazy. Zniżają swój lot na bezpieczną odległość. Przez ulicę kroczy Iron Monger, Titanium Man, a za nimi idzie Punisher z bronią w ręce.

---***---
Została ostatnia część, którą nie wiem kiedy napiszę. Postaram się, jak najszybciej, ale pisanie tylu walk jest męczące. Staram się jakoś pokazać inne wątki, bo jest do wyjaśnienia jedna kwestia. Kto wynajął Moon Knighta, żeby załatwił Whitney? Ta odpowiedź pojawi się w kolejnej notce.
PS: Jeśli jest coś niezrozumiałego, to przepraszam. Ostatnio z trudem cokolwiek potrafię przelać na papier.

IMAA: Revival

0 | Skomentuj

**Tony**

Krzyki, płacz, a także błaganie o litość. Wszędzie widziałem swoich najgorszych wrogów, którzy zabijali każdego na swojej drodze. Kiedy usłyszałem wrzask Pepper, pobiegłem najszybciej, jak tylko mogłem. Jednak spóźniłem się. Leżała w kałuży krwi, a obok niej był Rhodey. Widziałem, że cierpiał, aż nie potrafił nic z siebie wykrztusić.

Teraz pora na ciebie, Iron Manie

Za sobą usłyszałem złowrogi głos, a potem poczułem, że chwyta za moje serce i wyrywa. Upadłem, lecz ostatnim obrazem był martwy organ, co upadł przed moje oczy. I na tym skończył się sen, gdyż wróciłem do rzeczywistości. To było dość gwałtowne przez szturchnięcie przyjaciela, lecz starałem się uspokoić. Siedziałem na lekcji fizyki, więc musiałem zachowywać się normalnie.

Rhodey: Tony, wszystko gra?
Tony: Rhodey?

Zdołałem wypowiedzieć jedno słowo, aż oczy utonęły w ciemności.

**Rhodey**

Potrząsałem ramionami Tony’ego, żeby się ocknął. Nie wiedziałem, co się stało. Martwiłem się. Sprawdziłem, czy oddychał. Niepotrzebnie pojawiły się obawy, bo klatka piersiowa unosiła się. Cała klasa zamilkła, patrząc na jego ciało.

Prof. Klein: Koniec widowiska! Zabierz go do pielęgniarki.
Rhodey: A nie lepiej, żeby wrócił do domu?
Prof. Klein: Ona to oceni.

Zgodziłem się, więc wziąłem go sposobem matczynym. Ostrożnie wchodziłem po schodach, mijając nauczycieli oraz sprzątaczki. Nawet przez ułamek sekundy dostrzegłem kilku uczniów z starszej klasy, co gadali coś do siebie. Niezbyt się na tym skupiałem, dlatego szybko odnalazłem gabinet i wszedłem bez pukania.

Pielęgniarka: Co mu dolega?
Rhodey: Nie wiem. Widziałem, że zemdlał.
Pielęgniarka: Połóż go, a ja zaraz sprawdzę możliwą przyczynę.
Rhodey: Dobrze.

Zrobiłem tak, jak chciała, a przez lekkość ciała nie miałem z tym problemu.

Pielęgniarka: Nie martw się. To na pewno nie wina serca.
Rhodey: Skąd taka pewność?
Pielęgniarka: Bo nie zawsze przyczyna jest taka poważna. Zaufaj mojemu doświadczeniu.

Kobieta miała wgląd do dokumentów medycznych i wiedziała o implancie oraz zaleceniach lekarskich. Po zmierzeniu ciśnienia, sprawdzenia temperatury ciała oraz zwykłej obserwacji, poznała powód omdlenia.

Rhodey: I co z nim?
Pielęgniarka: Prawdopodobnie nic nie pił i nie jadł przez ostatnie dni.
Rhodey: Czyli wystarczy, że coś zje i będzie dobrze?
Pielęgniarka: Oczywiście. Tyle w zupełności wystarczy.
Rhodey: Uff. Co za ulga.
Pielęgniarka: O! Chyba się budzi.
Rhodey: Tony?

Zauważyłem, jak powoli otwierał oczy. Był zdezorientowany.

Tony: Co ja tu robię?
Rhodey: Chłopie, wystraszyłeś mnie, bo zemdlałeś na lekcji.
Tony: To dziwne. Przecież ładowałem implant.
Rhodey: A jadłeś coś?
Tony: Pracowałem.
Pielęgniarka: Dziecko, bez pożywienia nie dostarczasz energii do swojego organizmu, przez co słabniesz.
Tony: Przepraszam.
Pielęgniarka: Zmykajcie już, a gdyby coś się działo, to tu wróćcie.
Rhodey: Dziękuję, pani.
Pielęgniarka: Do usług.

Uśmiechnęła się, a my wyszliśmy z pomieszczenia. Poszliśmy na dach Akademii, żeby coś przekąsić. Dałem mu kanapki. Bez pytania wziął je i zaczął głośno przeżuwać. Apetyt mu się odezwał.

Rhodey: Smakuje?
Tony: Mhm.
Rhodey: To dobrze. Mam też wodę, gdybyś chciał.

Podałem mu plastikową butelkę z napojem. Błyskawicznie stała się pusta. Od razu jego twarz nabrała nieco żywszych kolorów. Jednego zmartwienia mniej. Pozostało jeszcze jedno. Test.

Tony: Wybacz, Rhodey. Znowu jesteś na mnie skazany.
Rhodey: Ej! Nic się nie stało. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Tony: A Pepper wie o tym?
Rhodey: Cała klasa się na ciebie gapiła, jak na jakiś cenny okaz z muzeum.
Tony: Heh! Już to sobie wyobrażam.
Rhodey: Jak długo przesiadujesz w zbrojowni?
Tony: Tyle, co zwykle. Spokojnie. Nie zaniedbuję zaleceń.
Rhodey: Ale chodzisz późno spać lub wcale.

**Tony**

Cholera. Jest dobry. Chyba musiałem mu wyjaśnić, skąd te zarwane noce. Ostatnie trzy dni nie miałem apetytu, choć potrzebowałem czegoś do picia. O dziwo zapominałem o tym, kiedy pracowałem na dłuższą metę.

Tony: Koszmary.
Rhodey: Dlatego nie możesz zmrużyć oka?
Tony: Tak.
Rhodey: Opowiedz mi o tym.
Tony: Rhodey…

Z nerwów zaczęły drżeć ręce, strach opanował ciało, a oddech był bardzo niespokojny.

Rhodey: Ej! Tony, co z tobą?
Tony: Nie chcę… Nie chcę o tym mówić.
Rhodey: Boisz się?
Tony: Czego?
Rhodey: Że ten koszmar się ziści?

Niepotrzebnie zapytał. Przerażenie wzrosło, przez co ledwo łapałem tchu.

Tony: Widziałem… Widziałem, jak umierałeś. Ty i Pepper… Jesteście moją rodziną i… I nie chcę was stracić. Zbyt wiele dla mnie znaczycie, rozumiesz?
Rhodey: Rozumiem. Już dobrze, bracie. Nie zostawimy cię. Lęki są wytworami z naszej głowy. Nie bój się.
Tony: Dziękuję.

Nagle poczułem ucisk przy mechanizmie. Na bransoletce wyświetliło się przypomnienie. Pechowo.

Rhodey: Ładowanie?
Tony: Konieczne.
Rhodey: Pójdę z tobą.
Tony: Nie przesadzaj. Dam radę. Zresztą, zaraz będzie historia.
Rhodey: A! Faktycznie, ale to nie zmienia faktu, że wolałbym, gdybyś poszedł z kimś.
Tony: Spoko. Zadzwonię, gdy będę w fabryce.

Pożegnaliśmy się, idąc w swoje strony. Bez problemu opuściłem mury szkoły, kierując się do miejsca docelowego. Mijałem ludzi, którzy gdzieś się spieszyli. Jedni pałali do siebie nienawiścią, a pozostali uśmiechali się do siebie. Wtedy przypomniałem sobie, kiedy moja mama robiła ten sam wyraz twarzy. Nawet, gdy zachorowała, pokazywała szczery uśmiech. Przy cierpieniu, nigdy nie schodził jej z twarzy. Była najszczęśliwszą osobą, jaką kochałem. Niestety, lecz odeszła.
Po przejściu części drogi, ból się nasilił, a obraz stawał się niewyraźny. Ledwo stałem na nogach, słabnąc, co kilka kroków. Zdecydowałem zatrzymać się z dala od motłochu. Mechanizm ściskał niemiłosiernie boleśnie, co spowodowało, że dłużej nie mogłem już iść. Nie mogłem normalnie oddychać. Upadłem. Zanim całkowicie straciłem przytomność, zobaczyłem przed sobą twarz jakiejś kobiety. Z jakiegoś powodu wydawała mi się znajoma.

**Pepper**

Od fizyki nie widziałam już Tony’ego. Wiedziałam, z czym się boryka, bo przyjaźnimy się. Jednak czasem mam wrażenie, że coś zaiskrzylo między nami. Złudna nadzieja, ale zawsze jakaś. Większość mojego życia opiera się na tej iskierce wiary w cuda. Postanowiłam zapytać się historyka od siedmiu boleści, choć na tej lekcji wykazywał się mocną aktywnością. Kopnęłam w jego krzesło. Nie reagował. Uderzyłam ręką o oparcie. Zero reakcji. Dopiero, jak igłą od cyrkla dotknęłam jego dłoni, odskoczył z przerażenia. Szybko zorientował się, kto był winowajcą.

Rhodey: Pepper, do jasnej anielki, nudzi ci się?
Pepper: Nie, chociaż nie znoszę gadaniny twojego profesorka, a tak poza tym, to mam do ciebie parę pytań i się nie wymigasz, bo dobrze wiesz, że przede mną nie uciekniesz.
Rhodey: Oj! Jesteś w swoim żywiole, więc zero szans na odwrót.
Pepper: Hahaha! A żebyś wiedział. No to powiedz mi, gdzie wcięło naszego Einsteina?
Rhodey: Fabryka.
Pepper: Nie wierzę. Walczy z kimś?
Rhodey: Nie w tym rzecz. Chodzi o implant.
Pepper: A! No jasne, więc stąd zgon na fizie.
Rhodey: Nie tym razem. Po prostu nic nie jadł.
Pepper: Och! Ten Tony. Same z nim kłopoty.
Rhodey: Dobrze, że nie z tobą.

Chciałam jakoś skomentować wypowiedź kumpla, lecz został uratowany przez wezwanie nauczyciela do tablicy. Zaczął opowiadać o wojnie secesyjnej. No to czas na drzemkę.

**Tony**

Obudziłem się w nieznanym miejscu. Swoim umeblowaniem przypominało salon. Byłem przykryty jakimś kocem, pod głową miałem poduszkę, a wokół kanapy kręcił się rudy kot. Przez ból nie mogłem się ruszyć, choć był bardziej znośny, niż poprzednio. Ten ktoś znał się na medycynie. Nienawidziłem białych ścian, a tu były kwieciste wzory. Zresztą, pchlarza nie wpuściliby na oddział. No to wylądowałem w czyimś domu.
Kiedy usiłowałem ruszyć się z miejsca, w pokoju pojawiła się kobieta z długimi włosami w kolorze ciemnej czerwieni z zielonymi tęczówkami. Jasny gwint! Znam ją! Oj! Wkopałeś się, Stark. Wkopałeś.

Mama Pepper: Widzę, że się już obudziłeś. To dobrze. Jak tam?
Tony: Przepraszam… za kłopot.
Mama Pepper: Może nie jestem jakimś specem, ale coś mi się wydaje, że twoje pikadełko potrzebuje ładunku energii. A skoro chodzi o tarapaty, to Patricia będzie je miała, jak wróci do domu.
Tony: Co zrobiła?
Mama Pepper: Nic specjalnego, choć zatrucie chemiczki dziwnymi proszkami z możliwością silnego zatrucia mogło skończyć się tragicznie.

Taa… To mama Pepper. Wiadomo po kim ma gadulstwo.

Mama Pepper: Dałam ci jedną dawkę morfiny dożylnie, lecz nadal wyglądasz marnie. Czy do twojego urządzenia masz jakąś ładowarkę?
Tony: Tak.
Mama Pepper: W porządku, więc podaj mi adres, a ja po to pojadę, chociaż z drugiej strony, to my się już znamy, Anthony. Wiem, że mieszkasz z Rhodesami, a akurat mieszkam niedaleko nich. Czy poczekasz tu na mnie? Wrócę, jak najszybciej.
Tony: Dobrze.
Mama Pepper: Leż spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

Zapewniła, opuszczając dom. Żeby nie zasnąć, patrzyłem na zwierzaka, co wskoczył na małą półkę, gdzie leżały szklane figurki. W tych ślepiach dostrzegałem chęć niszczenia.

Tony: Lepiej… to… zostaw.

Jestem głupi. Ten mruczek nie wie, co mówię. Ech! Mogę jedynie patrzeć na dzieło zniszczenia z ręki kotki.

**Pepper**

Wreszcie Rhodey skończył swój pouczający wykład. Miałam bardzo przyjemne spanie na książce od historii. Taka miękka okładka, aż nabrałam ochoty na sen. Wyszliśmy z Akademii, idąc do swoich domów. O dziwo był mały ruch, więc bardzo szybko znalazłam się na swojej ulicy. Zauważyłam auto od mamy, czyli to znaczyło, iż skończyła zmianę. Była lekarzem T.A.R.C.Z.Y., więc tatuś zawsze mógł wrócić poharatany z akcji, a ona bez najmniejszego problemu mogła poskładać go do kupy.
Po otworzeniu drzwi, usłyszałam, jak ktoś tłucze coś szklanego. Winny był mój czworonożny przyjaciel.

Pepper: Drapek, co ty wyprawiasz?
Tony: Pepper…

To było dziwne. Ktoś mnie wołał? Odważyłam się sprawdzić, czy w domu nie ma nieproszonego gościa. Zamarłam, widząc Tony’ego na kanapie.

Pepper: Tony!

Nie pojmowałam tego. Jak on się tu znalazł? Co się stało? Miałam więcej pytań w głowie, gdzie panował chaos. Potrząsłam jego ramionami, a on nie reagował. Bałam się o niego, bo może coś ukrywał przed nami, a niedożywienie i odwodnienie nie było przyczyną tak złego stanu. Implant ledwo świecił, więc jeszcze nie ładował go.
Niespodziewanie ktoś wszedł.

Mama Pepper: Córciu, wróciłaś?
Pepper: Tak, mamo. Przed chwilą.
Mama Pepper: To dobrze.
Pepper: Co tu robi Tony?
Mama Pepper: Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw trzeba się nim zająć. Wiesz, jak podłączyć ładowarkę do tego czegoś, co ma na klatce piersiowej?
Pepper: Wiem, bo już nieraz musiałam tak robić.

Dość sprawnie użyłam zasilacza do rozładowanego urządzenia, które zaczęło mieć przesyłaną moc.

Mama Pepper: Chodźmy do kuchni.

Usiadłyśmy przy stole, gdzie nawijała, jak na szpulę. Powiedziała, że wracała z pracy i zauważyła geniusza, który leżał obok jakiegoś sklepu. Od razu wysiadła z auta, biorąc go ze sobą. Wspomniała też o pisku z bransoletki oraz dziwnym świetle spod bluzki. Dopiero później sprawdziła, co to jest.

Mama Pepper: No i tak to wyglądało.
Pepper: Oj! Biedak. Powinnam opieprzyć Rhodey’go, bo puścił go samego, ale dla niego historia jest całym życiem.
Mama Pepper: Nie cofniesz czasu. Teraz najważniejsze, żeby stanął na nogi.
Pepper: Trochę to potrwa.
Mama Pepper: Z pewnością tak będzie.
Pepper: A kot rozrabiał.
Mama Pepper: Znowu? Co tym razem wpadło w łapska?
Pepper: Figurki.
Mama Pepper: No co za sierściuch! Jeszcze jeden taki numer, a wyleci w podskokach.
Pepper: Mamo, koty mają to w naturze.
Mama Pepper: A pamiętasz, jak pierwszego dnia drapał kanapę, tapetę i meble?
Pepper: Stąd nazywa się Drapek.
Mama Pepper: Powiadomię panią Rhodes, że jest u nas.
Pepper: A zostanie też na noc? Mamo, zgódź się. Proszę, proszę, proszę.
Mama Pepper: Na razie musi.

Kiedy wróciłyśmy do salonu, kociak niszczył tapetę. Zrobił sobie z niej drapak. Rodzicielka od razu go przegoniła, aż wybiegł na korytarz. Wyglądało to dosyć zabawnie i nie mogłam przestać się śmiać z tej sytuacji. Na chwilę odpłynęły troski. Tylko na chwilę, gdyż światło drugiego serca zaczęło migotać tak szybko, jakby coś złego mu się śniło. Chwyciłam chłopaka za rękę, żeby się uspokoił.

Pepper: Tony, spokojnie. Jesteś bezpieczny. Nic ci nie grozi.
Tony: Pepper…

Lekko uchylił powieki, a następnie odłączył się od ładowarki.

Pepper: Jak się czujesz?
Tony: Lepiej.
Pepper: Na pewno? Coś chyba kręcisz, ale bez obaw, bo zostajesz na noc u mnie.
Tony: Serio?
Pepper: Tak, ponieważ sam nie wrócisz do domu.
Tony: To mnie zaniesiesz.

Uśmiechnął się głupawo, aż świerzbiło mnie, aby mu przywalić.

Pepper: Jeszcze jedna taka odzywka, a śpisz z Drapkiem.
Tony: Tak ją nazwałaś?
Pepper: Ją? To samiec, bystrzaku.
Tony: Rudy?
Pepper: Tak, głupku. Rude też są samczyki.
Tony: Czyli mnie nie zaniesiesz?
Pepper: Pewnie, że nie.
Tony: Więc sam wrócę.
Pepper: O nie! Mowy nie ma!
Tony: Eee… Gdzie jest łazienka?
Pepper: Jeśli spróbujesz mi uciec, to gorzko tego pożałujesz.
Tony: Ej! Po prostu muszę skorzystać.
Pepper: Ech! Na prawo.
Tony: Dzięki, skarbuś.

Cmoknął mnie w policzek, czego się nie spodziewałam. Skarbuś? Tatuś nie będzie zachwycony, gdy usłyszy, jak się do mnie wyraża przyjaciel. Tak. Przyjaciel i nikt inny, chociaż serce mówi, co innego.

**Tony**

Załatwiłem potrzeby w ubikacji i umyłem ręce, wycierając je ręcznikiem. Na moment spojrzałem w lustro. Niby znowu prześladował mnie koszmar, ale byłem bezpieczny. Do tego czułem się jakoś dziwnie. Wszystko stało się jasne po przyjrzeniu się implantowi. Biała otoczka wokół kylitu. Niedobrze.
Po wyjściu z pomieszczenia, pani Potts skończyła rozmawiać przez telefon.

Mama Pepper: Właśnie powiedziałam Robercie, że będziesz u mnie nocował. Jak pewnie się domyślasz, to jedna osoba zaczęła wypytywać.
Tony: Rhodey.
Mama Pepper: Nie inaczej. Możesz spać na kanapie, jeśli ci pasuje lub wyjmę materac, ale pod żadnym pozorem nie pozwolę na spanie w pokoju Pepper, bo mój mąż osobiście mnie ukatrupi, a potem zajmie się tobą. Dotarło?

Stałem sparaliżowany ze strachu. Na szczęście szybko się ocknąłem.

Tony: Dotarło.
Mama Pepper: To dobrze.
Tony: A tak w ogóle, jestem wdzięczny za pomoc.
Mama Pepper: Taka moja praca. No to wskakuj do wyra i żadnego chodzenia po nocy. Ładowarkę masz przy łóżku, dlatego nie musisz wstawać.
Tony: Dziękuję.
Mama Pepper: Dobranoc, Anthony.
Tony: Dobranoc, pani Potts.

Posłusznie położyłem się na te same miejsce, co poprzednio. Pepper nie zamierzała mnie zostawić i wcisnęła się jakoś na wygodny mebel. Nie powiedziałem nic. Na ułamek sekundy poczułem jej ciepłe wargi na moim policzku. Odwróciłem się na chwilę, całując rudzielca w czoło. Potem zamknąłem oczy, zasypiając.

**Pepper**

Obudziłam się jako pierwsza, lecz planowałam wstać nie za wcześnie. Nie pamiętałam, czy sama poszłam do pokoju, a może kochany tatulek oddzielił mnie od tego sianogłowego. No nic. Mimo wszystko, nie spałam już o trzeciej. Postanowiłam połazić po mieszkaniu, żeby nie leżeć bezczynnie. Wtedy usłyszałam niepokojące dźwięki. Ktoś się dusił. Nie potrafił oddychać. Pomyślałam o jednej osobie, która mogłaby napędzić takiego stracha.
Kiedy znalazłam się na miejscu, przyjaciel trzymał rękę przy implancie, dysząc ciężko. Podbiegłam do niego, a następnie krzyknęłam na cały dom.

Pepper: MAMO!

Nie ma takiego człowieka na świecie, co nie usłyszałby tak donośnego wrzasku. Niechcący kot się wkurzył i zaczął drapać ścianę na przedpokoju. Nie miałam sił na pchlarza, a miałam ważniejsze zadanie.
Po pojawieniu się mamy, natychmiast sprawdziła mu funkcje życiowe przez specjalny skaner z nadgarstka. Korzystała z niego na wypadek przypadków w rodzinie.

Mama Pepper: Pepper, biegnij po maskę tlenową. Jest w czarnej torbie obok kosmetyczki.
Pepper: Już lecę!

Wyleciałam w podskokach, dysząc, bo zanim dotarłam do celu, miałam do przebycia dwa piętra. Na szczęście znalazłam to, co było potrzebne i bez zamyślania się głupotami wróciłam do niej. Podałam jej sprzęt.

Pepper: Będzie żył?
Mama Pepper: Będzie, choć szpital będzie konieczny.
Pepper: Tony nienawidzi szpitali. Pielęgniarki uważa za wiedźmy, doktorów nazywa szaleńcami w kitlach, a na sam widok białych ścian, aż ma gęsią skórkę.
Mama Pepper: Nie mamy innego wyboru. Nie dam rady mu pomóc, bo prawdopodobnie tu chodzi o te jego pikadełko.
Pepper: Dzwonię do Rhodey’go. Musi coś wiedzieć.

Pospiesznie wybrałam numer do czarnoskórego. Od razu po nawiązaniu kontaktu, zaczęłam krzyczeć z naleganiem na odpowiedzi. Sam też zmartwił się, słysząc o stanie Tony’ego.

Rhodey: Powiem mamie, aby zawiadomiła odpowiedniego lekarza.
Pepper: Rhodey, boję się.
Rhodey: Najważniejszy jest czas, ale da radę. Nie odejdzie.
Pepper: Na pewno?
Rhodey: Nie on.

Niby miał rację, lecz po części myślałam trochę odwrotnie. Bardziej negatywnie z niewielką nadzieją na lepsze wieści. Wymieniliśmy kilka zdań, a później rozłączyliśmy się.

Mama Pepper: Maska dostarczy tlen do organizmu, choć i tak potrzebuje pomocy kogoś, kto zna jego przypadek.
Pepper: Dr Yinsen.
Mama Pepper: A! No to w takim razie będzie w dobrych rękach.

I te słowa zdusiły obawy o życie Tony’ego. Wzięła go sposobem matczynym, a ja trzymałam butlę. Nie była tak ciężka, jak na początku myślałam. Jakoś znalazł się w aucie, więc mogłyśmy wyruszyć w drogę.

**Ho**

Rany! Czwarta nad ranem, a nadal nikt nie może mnie zastąpić. Ostatnio brakuje ludzi do pomocy, a na mój pech musiałem być dostępny. Roberta powiedziała, że coś się stało z Tony’m. Nie bardzo wiedziałem, czy byłbym w stanie coś zrobić.
Nagle usłyszałem czyjeś wołanie. Natychmiast podszedłem do źródła dźwięku. Na korytarzu dostrzegłem kobietę, jakąś dziewczynę oraz mojego pacjenta. Bez tłumaczenia wziąłem go na badania. Na początku zrobiłem prześwietlenie, aby wykluczyć stan zapalny, potem sprawdziłem działanie serca, a na sam koniec przyjrzałem się implantowi. Wtedy znalazłem winowajcę. Diagnoza niezbyt oczywista.
Po serii kontroli, trafił na zwykły oddział obserwacji. Cała trójka, bo dołączył też przyjaciel chorego, czekali na informacje.

Pepper: I co z nim, doktorze?
Dr Yinsen: Nie będę kłamał, bo kolorowo nie jest.
Pepper: Umiera? Nie, nie! Tylko nie to!
Dr Yinsen: Uspokój się. Nic takiego nie powiedziałem.
Mama Pepper: A jaka jest prawda?
Dr Yinsen: Metal się wypala.

Byli w szoku, a bardziej mogłem powiedzieć o zagubieniu. Nie rozumieli diagnozy.

Dr Yinsen: To znaczy, że kylit się wyczerpuje, co doprowadzi do wyłączenia implantu.
Rhodey: A można coś zrobić?
Dr Yinsen: Teoretycznie jest jedno wyjście.
Pepper, Rhodey: JAKIE?
Dr Yinsen: Gdyby zdobyć czysty metal, który znajduje się na Arktyce, można coś zrobić. Jednak są nikłe szanse.
Mama Pepper: A gdyby wypełnić część, jakiej brakuje odpowiednim stopem?
Dr Yinsen: Hmm… To może się udać. Problem w tym, iż w szpitalu nie ma czegoś takiego.
Mama Pepper: Ale T.A.R.C.Z.A. ma. Mogę poprosić o stop. Powinni się zgodzić.

Gdy ona załatwiała negocjacje z agencją, moim zadaniem była obserwacja Tony’ego. Miał podawany tlen, mierzone bicie organu oraz kontrolowaną pracę rozrusznika. On wiele przeszedł, dlatego teraz również zwycięży.

**Pepper**

Podobno mogła wziąć element stopu potrzebnego metalu. Dobrze, że byli wyrozumiali. Nie wiem, czym zostali przekonani. Tak, czy owak, Tony wróci do zdrowia. Teraz wiedziałam, że tak będzie. I nic nie zburzy mojego optymizmu.
Trzy godziny później, pojawił się agent z paczką. Rozmawiali z boku, ale wszystko poszło dość sprawnie. Lekarz bez dalszego zwlekania zabrał go z sali, a my mogliśmy tylko czekać na zakończenie operacji. Siedzieliśmy przed blokiem, licząc na dobre zakończenie.

Rhodey: Będzie dobrze, Pepper. Wychodził z gorszych przypadków.
Pepper: Wiem, ale i tak ten strach jest zakorzeniony we mnie. Odkąd poznałam prawdę, strach zawsze się uaktywnia.
Rhodey: Ja tak miałem przez większość czasu, aż w końcu zrozumiałem fenomen cudu.
Pepper: To znaczy?
Rhodey: Cokolwiek mu się przytrafi, zawsze wróci z tarczą. Przekonałem się o tym wiele razy. Nie zawiedzie.
Mama Pepper: Głowa do góry. Dr Yinsen jest jednym z najlepszych lekarzy, jakich mogłam poznać. Musi być dobrze. Nigdy nie zawiódł.

No i cisza. Nikt się nie odezwał. Najgorszy moment, siedząc w niepewności na koniec.

Mama Pepper: Może na rozluźnienie napięcia powiem wam żart.
Pepper: Mamo, to raczej nie jest miejsce na żarty.
Rhodey: Zgadzam się. Tu leżą chorzy ludzie.
Mama Pepper: Oj! Pozwólcie. Na pewno poprawi wam się humor.
Pepper: Jesteś uparta.
Rhodey: O! Już wiem po kim to masz.

Zaczął się tak śmiać, aż ręka kusiła się o przywalenie z liścia.

Pepper: Córcia, spokojnie. Podroczysz się z chłopakiem później.
Pepper, Rhodey: CHŁOPAKIEM?!
Mama Pepper: Hahaha! Żartuję. Wiem, że więcej mięty masz do Tony’ego. Specjalnie musiałam cię ciągnąć do pokoju.
Pepper: A! To byłaś ty! Myślałam, że tatuś…
Mama Pepper: Twój tatuś grzecznie spał.
Rhodey: No dobra. Jednak przyda się coś śmiesznego.
Mama Pepper: Jest! Wygrałam życie.
Pepper: Nie ciesz się tak.
Mama Pepper: Okej. Słuchajcie tego. Przychodzi facet do lekarza.
Pepper: O rany! Stare!
Mama Pepper: Cicho! Nie słyszałaś reszty.

Rhodes znowu chichotał, co mnie wkurzyło.

Pepper: Rhodey, przestań.
Rhodey: Wybacz. Hahaha! Nie mogę.
Mama Pepper: Nawet nie jestem w połowie.
Rhodey: Przepraszam. Niech pani mówi.
Mama Pepper: Mówi do doktora, że ma problem, bo chrapie w nocy, kiedy śpi. Lekarz zaleca otworzyć okno na noc, to przejdzie. Na następny dzień przychodzi na wizytę i on pyta się jej, czy chrapanie zniknęło. Powiedziala, że nie, ale za to telewizor, mikrofala i DVD przepadło.

Zmusiłam się do śmiania, a Rhodey wybuchnął śmiechem. Zdecydowanie humor się polepszył, ale to nie zmieniało powagi sytuacji. Musieliśmy czekać.
Nagle pojawiła się pielęgniarka, wybiegając z bloku. Strach przejął nade mną kontrolę. Nie wiedziałam, jak bardzo było źle po tamtej stronie.

Pepper: Tony, bądź silny.

Błagałam w myślach o zaprzestanie tortur. Nie wiedziałam, jak się zachować. Byłam całkowicie zatracona. Miałam ochotę płakać, dlatego zasłoniłam twarz. Nikt nie musiał widzieć, jaka byłam zmęczona. Na ramieniu czułam dotyk przyjaciela.

Rhodey: Nie płacz. Bądź silna. Na pewno wyjdzie z tego.
Pepper: Rhodey, ja…

Głos mi drżał wraz z dłońmi. Jednak, kiedy mnie przytulił, poczułam się bezpieczna.

Mama Pepper: Chyba już skończyli.

Miała rację. Wreszcie otworzyli te drzwi. Wyszedł z nich tylko nasz doktorek. Wyglądał bardzo poważnie. Nic nie mówił. Od razu przez myśl przeszło mi najgorsze. Nie potrafiłam wstać, gdyż nogi odmawiały posłuszeństwa. Wydusiłam tylko trzy słowa.

Pepper: Co z Tony’m?
Dr Yinsen: Doszło do pewnych komplikacji.
Pepper: Nie.
Dr Yinsen: Na początku metal nie mógł się związać z stopem. Jednak…

Coś we mnie pękło. Zaczęłam płakać, jak małe dziecko. Nie byłam w stanie dłużej wstrzymywać uczuć. Tak strasznie się bałam.

Dr Yinsen: Dlaczego płaczesz?
Pepper: Bo… Bo on…
Rhodey: Pepper, nie myśl tak.
Dr Yinsen: Chcecie się z nim zobaczyć po raz ostatni?
Pepper: TONY!

Krzyknęłam na całe gardło, aż upadłam. Miałam wrażenie, że moje serce obumarło wraz z nim.

**Rhodey**

Biedna. Tak bardzo się martwiła, że nie wytrzymała do końca. Na szczęście szybko otworzyła oczy. Podałem jej wodę, zaś pani Potts musiała wrócić do domu. Siedziałem z nią przy sali, gdzie był Tony.

Pepper: Rhodey…
Rhodey: Jak się trzymasz?
Pepper: Chyba… Chyba dobrze.
Rhodey: Chcesz zobaczyć Tony’ego?
Pepper: Nie… Nie mogę.
Rhodey: Ej! Spokojnie.
Pepper: Nie chcę oglądać jego martwego ciała.
Rhodey: A kto ci powiedział, że nie żyje?
Pepper: Ale dr Yinsen mówił…
Rhodey: Jak zwykle nas nastraszył. Żartował. Zapomniałaś, jaki ma charakterek?
Pepper: Czyli Tony…
Rhodey: Wejdź i sama zobacz, bo cokolwiek ci powiem, to nie uwierzysz.
Pepper: Dobrze.

Bez niczyjej pomocy mogła się poruszać. Patrzyłem, jak znikała za drzwiami sali.

**Tony**

Poczułem czyjąś dłoń na swojej i… płacze? Co się stało? Super. Znowu kogoś przestraszyłem. Kogo? Powoli otwierałem oczy, dostrzegając mojego rudzielca. Na mój widok, aż mnie przytuliła, choć bardziej próbowała udusić.

Tony: Pepper… wystarczy.
Pepper: Sorki.

Od razu uwolniła z mocnego ucisku.

Pepper: Jak zdrówko?
Tony: Jak widzisz, to nadal żyję.

Zaśmiałem się, lecz pożałowałem tej reakcji. Posmutniała.

Tony: Pep, co z tobą? Zraniłem cię?
Pepper: Bałam się. Nie rób już tak więcej.
Tony: Życie jest pełne niespodzianek.

Tylko tyle mogłem powiedzieć, ponieważ bycie bohatera nie jest usłane różami. Zawsze znajdzie się miejsce na ból oraz ofiary. Wiedziałem o tym i do tej pory nie potrafiłem o tym zapomnieć, a co dopiero żyć inaczej. W ramach przeprosin pocałowałem ją. Pozwoliła mi na to.

Tony: W porządku?
Pepper: Teraz już tak.

Nasze wargi złączyły się, oddając namiętności. Byłem szczęśliwy, mając ją ku swojego boku, lecz na mojego pecha ktoś musiał zniszczyć ten piękny czar. Kto taki? Doktorek śmieszek.

Dr Yinsen: Jeszcze sobie poromansujecie, gołąbki, ale na razie was rozdzielę.
Pepper: Pan jest zły.
Dr Yinsen: Nie jestem.
Pepper: I do tego kłamca doskonały.
Dr Yinsen: Dziękuję. Staram się zapewnić dreszczyk emocji.

Zaśmiał się, a ona posłała mi ukrytą wiadomość, jakim było złożenie rąk w kształcie serca. Nasza relacja poszła o krok naprzód.
Kiedy wyszła, lekarz zrobił serię badań, przy której coś nucił, a następnie zapisywał wszelkie odczyty z urządzeń.

Dr Yinsen: Masz szczęście, Tony. Wyniki są w normie, co oznacza, że jeszcze dziś będziesz mógł wrócić do domu.
Tony: To świetnie.
Dr Yinsen: Jednak powinieneś się oszczędzać. Nie wiem, czy wiesz, ale kylit zaczął się wypalać. Wiesz, skąd taka anomalia?
Tony: Niezbyt.
Dr Yinsen: Już ci tłumaczę. Przyczyn mogło być wiele, choć u ciebie powód znalazł się dość prosty.
Tony: Jaki?
Dr Yinsen: Praca przy wysokiej temperaturze. To tak, jakbyś ciągle przebywał na Słońcu, dlatego nie pracuj w takich warunkach.
Tony: Dobrze, doktorze.
Dr Yinsen: Dobranoc i trzymaj się zdrów.

Uśmiechnął się szczerze, opuszczając pokój. Przez moment patrzyłem na sufit, a później zasnąłem. Nienawidziłem szpitali, dlatego wolałem odpłynąć w świat snów.
Następnego dnia, zostałem wypisany ze szpitala. Rhodey zabrał mnie do zbrojowni, chociaż myślałem, że odradzi mi walk. Coś kombinował.

Tony: Po co tam idziemy?
Rhodey: Zaraz się przekonasz.

Nie ufałem mu mimo bliskich relacji, jak rodzina. Szedłem w niewiedzy na to, co przygotowali. Zamurowało mnie na widok dekoracji.

Tony: Jak? Co? Kiedy wy…
Pepper: Mieliśmy sporo czasu, żeby to zrobić, a mieliśmy powód, bo wróciłeś do zdrowia, a do tego jesteśmy parą.
Tony: Parą?
Rhodey: Hahaha! Pepper sobie ubzdurała, że skoro ją pocałowałeś, to jesteś jej chłopakiem.
Tony: Szczerze? Tak powinno być.

Ruda włączyła muzykę, zaciągając mnie do tańca. Znała mój brak umiejętności w ruszaniu ciałem na parkiecie, a mimo to, chciała tańczyć ze mną. Rhodey najbardziej szalał z nas wszystkich. Cieszyłem się na samą ich obecność. Byli moją rodziną. Rodziną, za którą zawsze walczyłem. Walczyłem też za tych, którzy odeszli. Moja mama i tata byliby dumni za wybór takiej drogi. Może nawet obserwują nas z nieba? Kto wie? Może tak być.

KONIEC 30 LIPCA 2017R.

---**---
Przepraszam za długość, ale bardzo mnie pochłonął świat blaszaków z mojej wyobraźni. Tak to właśnie jest, kiedy siedzisz bezczynnie i gapisz się w jeden punkt. Jedni myślą, że rozkminiasz filozofię życia, a tak naprawdę tworzysz historię, które potem chciałoby się komuś pokazać. Dwa dni zajęło mi pisanie ponad 4 tyś słów.
PS: Pierwsza część finału powinna się pojawić już jutro.
Blaszakowych.

Odcinek 24: Księżycowy mściciel

0 | Skomentuj
Dach wieżowca, Marc obserwuje Whitney.

Moon Knight: Whitney Stane a może Madame Masque?

Dziewczyna nerwowo patrzy za siebie. Najemnik ściga ją. Ona przyspiesza kroku.

Moon Knight: O! Chyba już wie o mnie. Zapowiada się ciekawy wieczór

Przeskakuje przez kolejne budynki. Córka Stane’a zaczyna biec. Zakłada maskę.

Moon Knight: Nie uciekniesz przede mną

Rzuca w nią rzutkami w kształcie półksiężyca. Masque robi potrójne salto w tył. Spector zeskakuje na podłoże. Odcina jej drogę ucieczki przy ślepym zaułku.

Moon Knight: To koniec. Poddaj się
Whitney: Nigdy

Strzela z pistoletów, a następnie wykorzystuje granat dymny. Znika.

Moon Knight: A niech to! Jednak nie odpuszczę. Nie za taką sumkę

Rozwija Angelwing. Wykonuje rozbieg. Unosi się nad miastem.

Moon Knight: Wkrótce będziesz moja. Nikt nie ucieknie przed Moon Knightem

Zbrojownia, Tony ładuje rozrusznik serca. Pepper siedzi obok niego, zaś Rhodey przesłuchuje na fotelu raportów policyjnych z ostatniej doby.

Pepper: Powinieneś bardziej na siebie uważać
Tony: Pep, ryzyko jest częścią bycia bohaterem. Nie da się przed tym uciec
Pepper: No tak, ale ty jesteś wyjątkiem, a martwię się o ciebie. Ostatnio mogłeś zginąć przez Magneto, Whitney wykorzystuje twoją dobroć, aż wbija ci nóż w plecy, a do tego…
Tony: Whoa! Powoli! Nikt cię nie goni
Rudzielec wstaje z krzesła. Siada na kolanach geniusza. Patrzą sobie w oczy.

Pepper: Nie chcę cię stracić. Musisz żyć
Tony: Oj! Przecież będę żył tak długo, dopóki ktoś mnie nie zabije

Głupawo się śmieje, przez co Patricia smutnieje.

Pepper: Nie mów tak
Tony: Nie jest dobrze po tym, co się stało

James zdejmuje słuchawki.

Rhodey: Jest cisza. Zero alarmów, zgłoszeń i jakichkolwiek wezwań
Tony: Ale mimo wszystko, musimy wypatrywać zagrożenia. Po kradzieży wynalazku z sejfu mojego taty, wszystko może się zdarzyć
Rhodey: Więzienie jest pod ścisłym nadzorem. Nie ma mowy, żeby któryś ze złoczyńców zbiegł
Tony: Rhodey, nadal Duch z Madame Masque są na wolności
Pepper: Będzie dobrze, Tony. Nie zapominaj, że masz przyjaciół. Jeśli będziemy musieli stawić czoła takiej armii kryminalistów, zrobimy to bez chowania głowy w piasek
Rhodey: Zgadzam się. Nie stchórzymy

Na bransoletce wyświetla się informacja o naładowanym mechanizmie. Chłopak odłącza się od ładowarki. Zakłada bluzkę. Podchodzi do przyjaciela. Ruda spada na podłogę.

Pepper: Ej!
Tony: Dziękuję wam, że nadal jesteście ze mną. Nie wiem, co by było, gdyby…
Rhodey: W porządku, chłopie. Nie myśl o najgorszym. Popatrz na pozytywy
Pepper: Właśnie. Au! Mój tyłek!

Stark podaje rękę. Chwyta za nią, aż ciało jest wyrównane do pionu.

Pepper: Dzięki, a skoro mowa o pozytywach, to miałam ciekawą randkę z Tony’m, co pewnie już wiesz
Rhodey: Hahaha! Na pewno była ciekawa
Tony: Mówi prawdę. Nie była zwyczajna. Dużo się działo
Pepper: Lecz następny wybór będzie mój

Cała trójka śmieje się. Jednak Potts szybko traci humor.

Tony: Pepper?
Pepper: Zapraszałeś jakiegoś gościa?
Tony: Hę?

Syn Howarda odwraca się. Brązowooka sięga po rękawicę ze zbroi. Mierzy w intruza. Rhodes również zauważa dawną przyjaciółkę.

Rhodey: Whitney, co ty tu robisz?
Whitney: Potrzebuję pomocy
Peper: Wynoś się stąd albo dostaniesz solidnego łupnia, na który sobie zasłużyłaś!

Heros zabiera broń od gaduły. Zachowuje spokój.

Tony: Dobra, moi mili. Zanim ktoś wyciągnie spluwę, chcę wiedzieć, co się stało. Najpierw pytać, a potem strzelać
Rhodey: O! To ja może zostawię ten gadżet w spokoju

Wynalazca wymienia dziwne spojrzenia z histerykiem, który natychmiast odkłada broń na miejsce.

Tony: Whitney, o co chodzi?
Whitney: Ktoś mnie śledzi od kilku tygodni. Zwykle widuję go w nocy. Przypomina Ducha, ale to zupełnie inny gość. Nie wiem, co robić, a sama z nim się nie rozprawię. Proszę was. Pomóżcie
Pepper: Narada!

Cała trójka tworzy koło dyskusyjne z dala od celu napastnika.

Pepper: Nie ufam tej małpie. Ona coś knuje i to widać w tych paskudnych oczach
Rhodey: Też mi coś śmierdzi, co na pewno nie pasuje do resztek jedzenia pod stołem
Tony: Rhodey, bo się pogniewamy
Rhodey: Ale ona serio musi mieć inne plany
Pepper: Zło do szpiku kości
Tony: A może ktoś jej grozi? Zaufajcie mi
Pepper: Tylko, jak cię znowu oszuka, nie leć do mnie z płaczem
Tony: Zgoda

Wracają do potrzebującej.

Tony: Pomożemy ci, ale pod jednym warunkiem
Whitney: Jakim?
Tony: Musisz pozbyć się broni i maski. Wszystko zostanie w zbrojowni
Pepper: Jak tego nie zrobisz, zostaniesz aresztowana, bo mam do tego prawo jako agentka T.A.R.C.Z.Y.
Whitney: Ech! Racja. Nie będę stawiać oporu

Na stół roboczy kładzie pistolety, granaty różnego typu, armatę energetyczną, paralizator, bomby, miotacz ognia oraz maskę. Drużyna nie ukrywa zdziwienia na widok ilości uzbrojenia.

Whitney: No co? W kryjówce mam tego więcej
Tony: I lepiej, żeby tam zostały
Whitney: A co z wami? Potrzebujecie broni
Rhodey: Ma rację
Pepper: No tutaj muszę się z nią zgodzić. Bardzo niechętnie, ale tak trzeba

Nastolatkowie uzbrajają się w pancerze. W czwórkę wychodzą przez wejście do świątyni mądrości.
Kiedy znajdują się na zewnątrz, Duch spogląda na nich z ukrycia.

Duch: A to ciekawe. Stark i jego kompani chcą ją obronić. No nieźle. Będzie się działo

W ułamku sekundy rozpływa się w powietrzu.
Tymczasem w sferze powietrznej, Spector szuka swej ofiary.

Moon Knight: Nie mogła daleko uciec. Chyba, że zmieniła tożsamość

Uważnie rozgląda się w każdą stronę. W oczy rzuca mu się coś błyszczącego.

Moon Knight: Aha! Mam cię

Obniża lot, aż zeskakuje na ziemię. Chowa gadżet do latania. Blaszaki celują w niego z repulsorów.

Moon Knight: Myślałem, że jesteśmy po tej samej stronie, Iron Manie
Tony: Czego od niej chcesz? Kim jesteś?
Moon Knight: Och! Gdzie ja mam swoje maniery? Mówicie mi Moon Knight

Wykonuje ukłon.

Tony: Świetnie, a my to…

Marc wchodzi mu w zdanie.

Moon Knight: Wiem o waszej trójce, dlatego sugerowałbym być rozsądnym i oddać mi Madame Masque
Tony: Nie możemy
Pepper, Rhodey: TONY!
Tony: Nie pozwolę ci jej zabić

Stark przygotowuje się do strzału.

Moon Knight: Ech! Źle zrozumiałeś moje intencje, więc nie pozostawiłeś mi innego wyboru

Atakuje rzutkami w nich. Uderzenie z repulsorów niszczy je.

Moon Knight: Naprawdę chciałem po dobroci, ale zmuszacie mnie do walki

Wyjmuje pistolety. Zużywa amunicję w stronę farbowanej blondyny.

Tony: Nie!

Młodzieniec rzuca się w jej obronę i przez pole siłowe odbija pociski. Rescue wykorzystuje granaty laserowe, które nawet nie zarysowują kuloodpornej zbroi ani trochę.

Moon Knight: Oddajcie kryminalistkę, a nic wam się nie stanie
Rhodey: Tony, może lepiej go posłuchajmy. Nie znamy jego umiejętności
Tony: Nie… Nie mogę tego zrobić

Używa atak soniczny, przez co napastnik musi trzymać ręce na narządach słuchu.

Moon Knight: Dobry cios, Iron Manie

Zwinnie przemieszcza się, aż znajduje się za plecami herosa.

Moon Knight: Ale jestem szybszy

Wysuwa szpony. Przebija się przez napierśnik na poziomie brzucha.

Tony: Nie!
Moon Knight: Ostrzegałem
Pepper: Tony!

Anthony upada na ziemię. Marc podchodzi do Whitney. Mierzy z buławy.

Moon Knight: Przestaniesz wreszcie udawać niewiniątko? Już ja znam twoje sztuczki
Tony: Whitney…
Whitney: Czyli na nic mój kamuflaż

Zdejmuje maskowanie z diabelnym uśmieszkiem. Stoi w pełnym uzbrojeniu pod postacią Madame Masque.

Pepper: Oszustka! Obrzydliwa żmija!
Whitney: Jak ty mnie nazwałaś?!

Strzela paralizatorem w Potts.

Pepper: Aaa!
Tony: Pepper!

Chłopak z trudem wstaje. Rzuca ostrzeżenie sojusznikom.

Tony: Uciekajcie stąd!
Rhodey: Chłopie, co ty chcesz zrobić?!
Tony: Użyć ostatecznej broni
Rhodey: To zbyt ryzykowne! Przecież taka moc może…
Tony: Mam dość bezsensownej walki! Czas to zakończyć!

War Machine pomaga rudzielcowi wstać. Szybko chowają się. Moon Knight zostaje.

Moon Knight: Na mnie nie zadziała ten trik
Tony: Nie musi

Przekierowuje całą moc do wysłania potężnego impulsu elektromagnetycznego. Połowa Nowego Jorku traci prąd. Wszelka technologia przestaje działać.

Whitney: Nie! To niemożliwe! Byłam odporna na to!
Tony: Nie… na taką… dawkę

Zbroja upada z hukiem. Nastolatek traci przytomność. Przyjaciele wychodzą z kryjówki. Podbiegają do niego.

Pepper: Tony, obudź się! Błagam! Powiedz coś!

Uciekinierka wykorzystuje sytuację. Rusza do biegu. Jednak najemnik wykorzystuje bumerang, co bez problemu obezwładnia przeciwniczkę. Masque mdleje. Moon Knight zakuwa ją w kajdanki.

Moon Knight: Zabiorę ją do Vault. Od początku takie miałem zadanie, choć zrobiłem sporo zamieszania. Wybaczcie mi za to
Pepper: Zraniłeś mojego chłopaka! Idź stąd!
Moon Knight: Najmocniej przepraszam, Rescue. Nie chciałem z wami walczyć. Jednak nie musicie się bać. Iron Man jest wielkim wojownikiem. Będzie żył
Pepper: Musi, bo inaczej będziesz miał we mnie wroga
Moon Knight: Do tego nie chciałbym dopuścić. Zresztą, bądźcie przygotowani
Rhodey: Przygotowani? Na co?
Moon Knight: Na największą bitwę, która może okazać się waszą ostatnią

Po tych słowach znika. Bohaterka uspokaja się. Bierze Mark II sposobem matczynym.

Pepper: Tony, trzymaj się
Rhodey: Będzie dobrze, Pepper. Na pewno wydobrzeje, a teraz wracajmy do zbrojowni

Odlatują z miejsca walki. Zasilanie w mieście wraca.
Gdy są w bazie odkładają zbroje. Rhodes zdejmuje uszkodzony egzemplarz od Tony’ego.
Po dość długich godzinach, wynalazca budzi się. Natychmiast Pepper przytula go.

Pepper: Tony!
Tony: Whoa! Pepper, bo zaraz mnie udusisz

Dziewczyna odsuwa się.

Pepper: Sorki
Tony: Coś mnie ominęło?
Pepper: Moon Knight zabrał Whitney do Vault i powiedział też, że czeka nas największa bitwa w naszej historii
Rhodey: Tony, mało brakowało, a rozrusznik mógłby pęknąć. Więcej tak nie rób
Tony: Oj! Takie życie, a jeśli mamy walczyć, to jako drużyna
Pepper: Będziemy gotowi na wszystko

Patrzą na swoje zbroje z gotowością do bitwy.

--**---

Został finał i o dziwo przy pisaniu miałam chęć na elementy komediowe. Może was rozbawiły. No to dwie części i projekt pójdzie w zapomnienie,
© Mrs Black | WS X X X