Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Selene i inni goście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Selene i inni goście. Pokaż wszystkie posty

Część 18: Taki sobie dzień cz.2 [FINAŁ]

0 | Skomentuj
Nie ma to jak zapomnieć o jednej z postaci i przypomnieć sobie o niej w ostatniej części. Cóż… Tak bywa. No to kogo zgubiłam? A! Pojawił się ostatnio z drugiej w części, więc… Dobra. Jak będę tak się rozdrabniać, to nigdy tego nie skończę opowiadać, a wierzcie mi lub nie, ale najlepsze zostawiłam na sam koniec. Oboje mieli ochotę podskoczyć sobie do gardeł, lecz szkoła nie była miejscem na mordobicie. Wymieniali się spojrzeniami, aż jedna ze stron przemówiła.

Rhodey: Co tu robisz? Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę.
Gene: To samo myślałem, gdy ostatni raz widziałem ciebie i Starka. Jednak nie do was tu przyszedłem. Poza tym, to moja sprawa i nawet nie próbuj mi przeszkadzać.
Rhodey: Handel narkotykami jest zabroniony, dlatego lepiej, żebyś stąd wyszedł.

Ostrzegł, zaś Gene zaśmiał się mu prosto w twarz.

Gene: Źle mnie zrozumiałeś. Mi chodzi o coś innego, a raczej… o kogoś.
Rhodey: Hej!
Gene: Zejdź mi z drogi!

Popchnął go na tyle silnie, że prawie ucałował podłogę. James nie zamierzał reagować i jedynie z ciekawości podążył za nim. Był w szoku, kiedy uklęknął przed Selene. Tak jak i inni, był obserwatorem. Jednak w każdej chwili miał odwagę wyrzucić go, jeśli zacznie swoje gierki.
Gdy tak wpatrywał się w nich, rozumiał powód przybycia Khana. Odpowiedź ułożyła się banalna w głowie.

Gene: Sel, wróć do mnie. Zrobię co zechcesz, ale bądźmy razem. Przecież nie miałaś ze mną tak źle.
Pepper: Eee… To może lepiej ja sobie pójdę. Pogadajcie na spokojnie.
Selene: Zaczekaj, Pepper. Chcę, żebyś była świadkiem. No i każdy kto tutaj jest.

Uczniowie byli ciekawi jak rozwinie się sytuacja. Z niecierpliwością czekali na ruch bogini.

Gene: Selene, co powiesz o takiej propozycji?
Selene: Zapomnij.
Gene: Nie rozumiem.
Selene: Chiny! Za nie cię będę nienawidzić do końca życia!
Gene: Hej! To był jedyny raz.
Selene: A skąd mam wiedzieć, że nie zaliczyłeś kolejnej?!
Gene: Sel…

Chłopak wstał, nalegając na odpuszczenie grzechów z przeszłości.

Gene: Sel, proszę cię. Już więcej tego nie zrobię. Wróć do mnie.

Cała grupka gapiów stała w osłupieniu, gdy Selene uderzyła go w twarz dość porządnie.

Selene: Już z tobą skończyłam i nie każ mi się powtarzać, jasne? Nie będę marnować życia z takim dupkiem jak ty, Gene.
Gene: Ech! Może kiedyś jeszcze zmienisz zdanie. Cóż… Będę czekał.

Skapitulował i wyszedł ze szkoły, licząc na to, że zmieni zdanie. Odwracał się co parę sekund, lecz za sobą nikogo nie widział. Pepper dłużej nie mogła wytrzymać, więc zaczęła terkotać.

Pepper: Co to było, do cholery?! Jak śmiał się pojawić w szkole i cię prosić o wybaczenie?! No co za śmieć, drań, kuta…
Selene: Już dobrze, Pep. Sprawa załatwiona.
Rhodey: Ale on może wrócić i cię nachodzić.
Selene: Oj! Nie wydaje mi się.

Z jakiegoś powodu zaczęła promienieć, zaś dziewczyny na korytarzu zaczęły mdleć na podłogę. Rhodes jako panikarz już chciał lecieć po nauczyciela. Jednak nastolatka go zatrzymała. Tylko jedna osoba sprawiała takie powalające wrażenie. Oczywiście w sensie pozytywnym. Histeryk zauważył kogoś w garniturze, który szedł w ich stronę. Przyjaciele zamarli na jego widok. Tajemnicza postać ucałowała dłoń bogini.

Loki: Gotowa?
Selene: Bardziej, niż myślisz.

Z namiętnością obdarzyła pocałunkiem narzeczonego. O dziwo nikt nie klaskał. Byli skołowani. Nic dziwnego, skoro zobaczyli osobę z wymiaru boskiego. Jednym pstryknięciem zniknęli, a po nich zostały jedynie zaproszenia na ślub. Przyjaciele wzięli je do ręki i chociaż znali ją dość krótko, to cieszyli się, że odnalazła szczęście.

KONIEC

~~~~~***~~~~~
Podziękowania dla mojej Selene, która chciała, żeby napisać jej tą kosmicznie zjechaną opowiastkę. Za zrycie mózgu przepraszam. A teraz wkraczamy do większej etapu sadyzmu czyli "Dystopia". Poziom znęcania się nad bohaterami wzrósł. Chyba za dużo grania w RolePlay. Tak czy owak, ci co kochają dramaty i sadyzm będą ucieszone. Romantyczne duszyczki niestety nie.

Część 17: Taki sobie dzień cz.1

0 | Skomentuj
Uczniowie siedzieli już w klasie, czekając na pojawienie się nauczyciela. Tradycyjnie każdy zajmował się sobą w ten sam sposób co zwykle, czyli Otaku siedziała z mangą, sportowiec bujał się z nudów na krześle, geniusz bazgrolił projekt kolejnej puszki z funkcją latania, miłośnik historii romansował ze swoją kochanką, gaduła rysowała kwiatki po marginesie zeszytu, zaś nasza bogini błądziła głową w chmurach. Wszystko przez wieczorną rozmowę.
Z zamyśleń wyrwało ją pojawienie się profesora. Rozdał testy do rozwiązania.

Prof. Klein: Macie na to godzinę. Cała tematyka opiera się na mitologii greckiej i rzymskiej. Powodzenia.
Selene: Chwila… Nikt nic nie mówił o teście.
Prof. Klein: To taki na zakończenie semestru z historii. Na pewno poradzisz sobie.

Pocieszył, chociaż nie było widać, żeby była przygnębiona. Akurat miała pole do popisu, gdyż starożytność nie była dla niej obca. Nawet Rhodey na spokojnie wziął kartkę i zaczął wypełniać arkusz zadań. Pozostali głowili się nad odpowiedziami z trudem. Historia nie należała do ich mocnych stron. Jednak chwycili swoje szable w dłoń zwane długopisami i starali się cokolwiek wykombinować. Cokolwiek.
Po jakimś kwadransie, Selene wypełniła cały test odpowiedziami. Wstała od ławki, podając kartkę wychowawcy.

Prof. Klein: Bardzo sprawnie pani poszło. Jednak nie chciałabyś jeszcze sprawdzić czy…
Selene: Nie trzeba. Wiem, że zrobiłam dobrze. Tutaj nic mnie nie zaskoczy.
Prof. Klein: W porządku, więc może pani wyjść na korytarz.
Selene: Dziękuję.

Uśmiechnęła się, a następnie spakowała swoje rzeczy do plecaka. Niefortunnie przed wyjściem zadzwonił jej telefon co nieco rozproszyło uczniów.

Selene: Wybaczcie. Mogłam go wyciszyć.

Szybko zniknęła za drzwiami. Sprawdziła kontakt, który dobijał się do niej.

Selene: O! Jeszcze żyje? Jak miło.

Powiedziała sama do siebie, odbierając połączenie.

Selene: Coś nie tak? Właśnie jestem w szkole.
Fury: Dzisiaj kończysz swoje zadanie, Selene. Chcę widzieć cały raport.
Selene: Ale przecież mówię, że jestem w szkole. Nie mogę ot tak sobie pójść. I wiesz co? Kiedy ogarnę swoje sprawy, wtedy z wielką chęcią przyjdę do twojego biura i zdam rewelacje z misji.
Fury: Ignorujesz mnie?
Selene: Ależ skąd. Po prostu mam ważniejsze rzeczy na głowie. Do zobaczenia, generale.

Rozłączyła się, nie pozwalając szefowi agencji na dojściu do słowa. Usiadła na ławce, czekając na pozostałych. Nie musiała zbyt długo gapić się na zegarek, bo Pepper długo nie skrobała odpowiedzi. Nienawidziła historii w takim samym stopniu jak przedmiotów ścisłych, dlatego błyskawicznie opuściła salę. Usiadła na ławce obok bogini i było widać, że miała focha.

Selene: Hej! Co się stało?
Pepper: Nic.
Selene: Jakie nic? I ty mi próbujesz to wmówić? Oj! Słabo. Naprawdę słabo, Pep.

Odczekała chwilę, aby skłonić ją do wyżalenia się. Równo minęła minuta, a jadaczka gaduły zaczęła nawijać.

Pepper: Rhodey nie chciał mi pomóc, a Tony mnie całkowicie olewa i oboje dobrze wiedzą, że tego nie znoszę, ale muszą to robić. Wkurza mnie to, rozumiesz? Wkurza!
Selene: No wiesz. Nie chcę być wredna czy coś, ale mogłaś troszkę się pouczyć.
Pepper: Ach! Ja wiem, ale… Ale historia nigdy nie będzie moją mocną stroną. Choćbym zeżarła całą encyklopedię, każdą książkę o wszystkich okresach wojennych, to nigdy w życiu nie zrozumiem tego badziewia!

Krzyczała, a nogami tupała jak dziecko. Dziewczyna jedynie przytuliła rudzielca, żeby nieco ochłonęła ze złości. I wiecie co? Udało jej się. Od razu cała furia wyleciała na zewnątrz ciała.

Selene: Lepiej?
Pepper: Zdecydowanie. Dzięki, Sel. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
Selene: Heh! Drobiazg. Jednak potrzebujesz ich. Nie gniewaj się na nich za brak pomocy i po prostu zapomnij. Jesteście przyjaciółmi na dobre i złe.
Pepper: Eee… Trochę to oklepane, wiesz?
Selene: No może. Lepsze to, niż nic.

Więcej nic nie musiała mówić, ponieważ na twarzy rudzielca pojawił się uśmiech, zaś dzwonek oznajmił koniec lekcji. Uczniowie byli zmuszeni zostawić nierozwiązane zadania i wyjść na przerwę, chociaż… Oczywiście znalazł się wyjątek. Rhodes rozpisywał się z odpowiedzią, aż był zmuszony wyrwać kartkę z zeszytu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że rozpisywał się na jedno pytanie. Nauczyciel podszedł do niego i siłą zabrał mu test.

Rhodey: Ale ja jeszcze nie skończyłem!
Prof. Klein: Skończyłeś, więc wynocha na przerwę.
Rhodey: Ale… Ale ja…
Prof. Klein: Na przerwę, panie Rhodes! I to w podskokach, bo wpiszę uwagę!
Rhodey: Co?! Za co?!
Prof. Klein: Za niestosowanie się do poleceń nauczyciela.

Histeryk skapitulował i wyszedł. Nie miał szans na wygraną, a wolałby, żeby mama nie robiła mu kazania za złe sprawowanie w Akademii Jutra.
Gdy dołączył do pozostałych, cały korytarz był już przepełniony studentami z różnych klas. Jednak swoich przyjaciół zdołał odnaleźć w tłumie. Nie zdziwił się na brak Tośki i Happy’ego, bo mogli być na dachu palić papierosy jeden po drugim. Podszedł do grupki, gdzie wszyscy się śmiali. Od razu włączyła się ciekawość.

Rhodey: Co was tak bawi?
Pepper: Hahaha! Ty! Tony nam opowiadał co zrobiłeś. Oj! Ale z ciebie romantyk!
Rhodey: Ej! Chciałem tylko dokończyć test. Przecież… Przecież musiałem… Selene!
Selene: Nie będę cię bronić, chociaż sama uwielbiam historię. Zwłaszcza tą starożytną.
Rhodey: Wyszłaś jako pierwsza. I wszystko napisałaś?
Selene: Oczywiście. Od deski do deski każda odpowiedź była też wyjaśniona.
Rhodey: Niemożliwe.
Selene: Jeśli czegoś naprawdę się chce, to nic ci nie przeszkodzi.

Pocieszyła go, poklepując po ramieniu. Na moment jeszcze stał z nimi, a potem zniknął w tłumie. Było mu wstyd się przyznać, że akurat mieli rację. Romansowanie na długiej fali nie popłaca.
A skoro mowa o miłości życia, idąc w stronę schodów na dach, zauważył znaną postać. Znana nie oznacza lubianą. O tym w kolejnej części.

Część 16: Ach! Kobiety i ich rozterki miłosne

0 | Skomentuj
Pepper wparowała do domu, jakby chciała coś dorwać cennego. Na samo wtargnięcie zareagował Virgil. Natychmiast chwycił ją, trzymając tak mocno, aby nie próbowała robić demolki.

Virgil: Córciu, diabeł cię opętał. Co się dzieje?
Pepper: Nie, nie! To bardzo ważna sprawa! Nie mogę się spóźnić!
Virgil: O! A jak minęła wycieczka?
Pepper: Całkiem fajnie. Pogadamy później. Papa, tatusiu.

I wyrwała się, ruszając biegiem po schodach. Prawie się potknęła o nie, lecz miała to gdzieś. Szybko rzuciła torbę gdzieś na łóżko i dorwała się do komputera. Zalogowała się na czat klasowy, czekając na Selene, aż będzie dostępna.

Pepper: No to czekamy.

Wielokrotnie zerkała na ekran, odświeżała stronę, a nawet sprawdzała czy ktoś jeszcze zechciał podyskutować wirtualnie. Trochę to trwało, aż uradowała się na wyświetlony komunikat.

Do czatu dołącza bogini niebios.

Pepper: No wreszcie!

Bogini niebios pisze…

Gaduła liczyła na jakąś długą wypowiedź, ale zamiast tego otrzymała wiadomość prywatną. Sprawdziła jej zawartość.


Pogadajmy przez telefon. Nie musi cała klasa wiedzieć, że wychodzę za mąż. Podaje ci numer.
**************

Aby nie zdradzać numeru, został on zakryty gwiazdkami. No jakaś ochrona danych osobowych musi być. Okej. Wracając do niecierpliwego rudzielca, bez dłuższego namysłu wybrała numer. Za pierwszym sygnałem odebrała.

Pepper: Sel, to ty?
Selene: Pewnie. To co? Mam ci wszystko powiedzieć?
Pepper: Błagam! Ja tu zaraz zawału dostanę jak się nie dowiem!
Selene: Heh! Dobra, dobra. Spoko, Pep. Mamy czas.
Pepper: Eee… Nie wiem od czego masz zacząć.
Selene: Oj! To już mój problem. Nie martw się. Jakoś zaspokoję twoją ciekawość.

Zaśmiała się lekko, bawiąc się wytworzoną kulą energii.

Selene: Gotowa?
Pepper: Chyba… Chyba tak.
Selene: Więc zaczęło się od tego…

Gdy ona jej opowiadała o poznaniu swego ukochanego,Tony z Rhodey’m siedzieli w zbrojowni. Sprawdzali alarmy oraz zagrożenia jakie komputer wykrył podczas ich wycieczki. O dziwo nie było żadnych.

Tony: Dziwna sprawa. Zero kłopotów?
Rhodey: To chyba powinniśmy się cieszyć, chociaż… O nie!
Tony: I tak je mamy. Przez twoją mamę.
Rhodey: Nie zapominaj, że T.A.R.C.Z.A. ma na ciebie oko.
Tony: Oj! Nimi się nie przejmuję. Przecież nie wysłali jakiegoś szpiega na mnie, prawda? Prawda?
Rhodey: Eee… Raczej mało prawdopodobne.

Oboje zaśmiali się głupawo, choć uśmiech geniusza zniknął tak szybko jak się pojawił.

Tony: Rhodey?
Rhodey: Coś nie tak, Tony?
Tony: A jeśli… A jeśli kogoś nasłał?
Rhodey: Cóż… Nie widziałem, żeby ktoś się koło nas kręcił. Zresztą, ostatnio byliśmy na wycieczce. Niby kto mógł być szpiegiem?
Tony: Ej! No właśnie! To niemożliwe. Hahaha! To niemożliwe.

Wybuchnął śmiechem, a następnie powrócił do swoich zabaweczek. Majstrowanie ulepszeń do zbroi i takie tam.
Nagle na ekranie pojawiła się znajoma twarz. Niezbyt przyjazna dla blaszaka, bo sam Fury wbił się na linię. Nie mógł go zablokować, dlatego czekał co powie.

Fury: Jak długo mam czekać na raport z misji?! Nie miałem od ciebie żadnych wieści przez ostatnie tygodnie! Myślałem, że dobrze zrobiłem, dając ci tak banalne zadanie jak śledzenie Starka.
Tony: Eee…
Fury: Jutro chcę widzieć papiery na biurku. Dobranoc.

Szef agencji rozłączył się. Przyjaciele byli w szoku, bo wszelkie przypuszczenia okazały się prawdą.

Rhodey: Dobra, Tony. Może… Może olejmy tę sprawę. Pomylił się i coś bredził.
Tony: Taa… Wracajmy do domu.

Zgasił światła w bazie, blokując drzwi kombinacją cyfr, którą zmieniał prawie każdego dnia. Trzeba dbać o swoje sanktuarium.
Gdy oni szli do łóżek, dziewczyny nadal nawijały. Głównie przyszła żona, która opowiadała mnóstwo szczegółów. Jednak nie zdradziła jego imienia, chociaż Pep wypytywała o to najbardziej.

Pepper: Ale nie wychodzisz za mąż za Gene’a?
Selene: Ja?! Coś ty! To już zamknięty rozdział. Mam dość tego dupka. Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym. Z kimś… lepszym.
Pepper: Jednak jednego nie rozumiem.
Selene: Czego?
Pepper: Potrafi kłamać, a przecież podstawą w związku jest zaufanie.
Selene: Trochę się powtarzasz, Pep.
Pepper: No dobra, ale niby jak mogłabyś żyć z takim facetem?
Selene: Och! To akurat banalne, bo widzisz, ale ja sama jestem udaną kłamczuchą.
Pepper: Wow! No to się zgraliście idealnie.
Selene: Hehe! Jestem ciekawa, kiedy po mnie przyjdzie.

Z przyjemnością rozmawiały dalej, lecz czar prysł po pojawieniu się tatusia gaduły. Zerknął przez drzwi, pukając.

Virgil: Córciu, już późno. Poplotkujesz sobie innym razem.
Pepper: Spokojnie. Już kończę.
Selene: Dobranoc. Ja też będę zmykać.
Pepper: Widzimy się jutro?
Selene: No ba! Historii nie mam prawa przegapić.


Rudzielec chciał coś dopowiedzieć, lecz agent FBI był nieco poirytowany tak długim żegnaniem się z przyjaciółką. Na jego farta zakończyły rozmowę o dwudziestej trzeciej. Dziewczyna padła na wyrko, odkładając telefon. Mężczyzna przykrył ją, aby nie zmarzła.

Virgil: Śpij dobrze, Patricio.

Ucałował córkę w czoło i wyszedł. Nastolatkowie wiedzieli, iż następny dzień nie będzie należał do tych zwyczajnych. Dlaczego? Bo klasa profesora Kleina zawsze narobi chaosu.

Część 15: I na tym kończymy wycieczkę

0 | Skomentuj
Au! Moja głowa! Moja biedna łepetyna! Trzeba było tyle pić? Na szczęście autorka jest abstynentką, a objawy kaca pojawiły się tylko u całej klasy. Ledwo wstali i znowu upadli. Zarówno faceci jak baby nie potrafiły chodzić bez obijania się o wszystko.

Tony: Hej! Żyjecie?
Rhodey: O ja pierdole! Ile myśmy tego wypili?
Tony: Chyba całkiem sporo.

Zauważył trzy flaszki opróżnione, które leżały pod stołem. Nie wierzył, że nawet Rhodey stracił rozsądek z piciem.

Rhodey: Trzeba zejść na śniadanie.
Tony: O nie!
Happy: O tak!

Szybko zgasł mu entuzjazm, zwracając zawartość żołądka.

Tony: Fuuj! To obleśne! O Boże!

No i geniusz również zapaskudził podłoże. Do nich dołączył też histeryk, zwracając największą ilość przetrawionych resztek pokarmu. Razem wyszli z pokoju, obwieszając rękę na ramieniu przyjaciela. Jednak w gorszym stanie była solidarność żeńska, która zarzygała każdy możliwy skrawek podłogi.

Pepper: Seluś, trzymasz się?
Selene: Nie wierzę, że tak się upiłam.
Tośka: I ty nam to mówisz? Au! Przesadziłyśmy.
Selene: Profesorek nie będzie happy.
Pepper: Masz rację. Nie będzie.

Wspólnymi siłami wygramoliły się z pokoju, idąc do stołówki. Ledwo przekroczyły próg pokoju, aż bogini prawie się poślizgnęła na… czyiś szczochach?

Selene: Whoa! Co to kurwa jest?!
Pepper: Pierdoleni faceci! To ich sprawka!
Selene: Ach! Zabiję ich! Normalnie ukatrupię!
Pepper: Kochana, ustaw się w kolejce. Ja im dam tak popalić, że już drugi raz tego nie zrobią.
Selene: Daję ci słowo. Przywalę im w te puste łby!
Pepper: A ja walnę w kokoski!
Tośka: Ej! To ja im dam w pysk!

Cała trójka zaśmiała się ze swoich wrogich zamiarów i poszła dalej. Nikt nie miał bladego pojęcia co dokładnie się działo poprzedniego wieczora. Niby jak mogli pamiętać, skoro urwał im się film?
Po dotarciu na posiłek, nauczyciel już jadł swoją porcję śniadania, którą popijał ciepłą herbatą. Słyszał narzekania wychowanków, dlatego odważył się spojrzeć im prosto w oczy. Nie musiał długo się gapić, bo wniosek był dość oczywisty, a zapach, niczym z gorzelni potwierdzał wszystko.

Prof. Klein: Gratuluję za złamanie regulaminu. Już myślałem, że przedłużę wam wyjazd, ale zmuszacie mnie do zmiany planów. Zbiorowa odpowiedzialność czy każdy z osobna?

Spytał, myśląc nad wymierzeniem kary. Klasa milczała.

Prof. Klein: Dobrze, więc możecie już iść do pokoi i spakować swoje manatki. Czy wyraziłem się jasno?

Nie odpowiedzieli. Odeszli od stołu, kierując się do swoich domków. Bez ociągania się zapełnili plecaki, a następnie sprawdzili czy czegoś nie zapomnieli. Tradycyjnie męska niańka dopytywała wielokrotnie o to samo.

Rhodey: Masz wszystko?
Tony: Mam.
Rhodey: Ładowarkę też spakowałeś?
Tony: Tak, mamo. Skończyłeś?
Rhodey: Ja dopiero zacząłem.
Tony: Głupek.
Rhodey: Heh! Gorzej będzie z mamą, gdy będzie pytać.
Tony: Niech to szlag!
Happy: Hahaha! Macie przerąbane!
Rhodey: A ty?
Happy: Nie upiłem się pierwszy raz, więc nie będzie afery.

Zaśmiał się głupawo, zaś pozostała dwójka nie była zachwycona tym, że czekało ich przesłuchanie.
Tymczasem żeńska część klasy, czekała już przy autobusie z nauczycielem na pozostałych.

Pepper: Sel, mogę cię o coś spytać?
Selene: Jasne. Wal.
Pepper: Czy twoi rodzice będą źli za to… No wiesz.
Selene: Oj! Raczej przymkną na to oko. A u ciebie?
Pepper: Eee… Nie będzie tak dobrze, bo tatuś zawsze znajdzie powód, żeby mieć do mnie pretensje, więc mogę się spodziewać kazania o tym jak to źle postąpiłam.
Selene: Auć! Już współczuję… Tośka, jak z tobą? Tośka?

Nie dostrzegła koleżanki, a była święcie przekonana, iż stała z nimi parę minut temu.

Pepper: Zakład o to, że poszła zajarać?
Selene: Heh! To jest akurat wiadome.

Profesor zerknął na zegarek, orientując się w czasie.

Prof. Klein: Mamy dziesięć minut do odjazdu. Gdzie oni są?
Selene: Na pewno zaraz przyjdą.
Prof. Klein: Brakuje czterech osób. Może pójdę ich poszukać.
Selene: Chyba nie będzie takiej potrzeby.

Zauważyła jak w ich stronę szła grupa brakujących uczniów.

Prof. Klein: Ustawcie się w parach. Muszę was przeliczyć.

Uczestnicy wycieczki spełnili posłusznie prośbę. Klein skontrolował ilość z listą dwa razy, aby być na sto procent przekonany, że nikogo nie zostawił.

Prof. Klein: Gdyby dyrektor pytał, to do niczego nie doszło, jasne?
Selene: Pan chce nas kryć?
Prof. Klein: Jestem waszym wychowawcą i odpowiadam za was. Chcę, żebyście przemyśleli swoje zachowanie i na kolejnej wycieczce nie wywijali takich numerów.
Pepper: Profesorze, nikt nie został ranny, wszyscy żyją i nie ma trupów. Jest dobrze.
Prof. Klein: Panno Potts, udam, że tego nie słyszałem. „Nie ma trupów”. Boże! Co za młodzież!

Drzwi od autobusu otworzyły się, dlatego powoli zajmowali swoje miejsca. Te, na których siedzieli wcześniej. Wychowawca po raz ostatni zliczył dzieciaki.

Prof. Klein: Możemy odjeżdżać.

I wyjechali, opuszczając ośrodek wypoczynkowy. Nastolatkowie jedynie siedzieli na telefonach, cykając coś na nich. Nikt nie był skłonny do rozmowy. Poza jednym osobnikiem. Momencik… Dwoma. Jednak zanim któraś z dziewczyn chciała coś powiedzieć, do nozdrzy Sel doleciał nieprzyjemny zapach dymu. Wkurzyła się i dmuchnęła mocnym powiewem wiatru na palaczy. Włosy Tośki stanęły ku górze.

Tośka: Ej!
Selene: No co? Do Nowego Jorku daleko, więc nie chce wąchać tego smrodu, jasne?
Happy: Oho! Chyba ktoś tu wstał lewą nogą.
Selene: A ty już lepiej siedź cicho!

Zamierzała wymierzyć pięścią w sportowca, lecz ruda ją powstrzymała.

Pepper: Sel, nie warto się denerwować. Zawsze możesz się rozliczyć w szkole.

Zaproponowała, a następnie zaczęła jej szeptać.

Pepper: Znam zajebiste miejsce do wymierzania kar. Chętnie ci je pokażę.
Selene: Oj! Kusisz, kusisz.
Happy: O czym sobie gadacie?
Selene, Pepper: NIE TWOJA SPRAWA!
Happy: Okej. Spoko. Ja tylko pytałem.

Wycofał się i nie miał ochoty nawiązywać z nikim kontaktu. Włączył ulubioną składankę, słuchając jej przez słuchawki. Otaku również zajęła się sobą, czytając jakąś mangę. Poza nią samą nikogo nie obchodziło co dokładnie czytała. Stark był torturowany niańczeniem Jamesa, a było widać, że szykował się do wyjęcia magicznej taśmy, żeby zakleić mu jadaczkę. A jeśli chodzi o najlepsze psiapsiółki, skupiały się wzrokiem na mijanym krajobrazie.
Gdy tak Pepper patrzyła przez dłuższą chwilę, światło z pierścionka rzuciło się w jej oczy. Od razu jak na ciekawską przystało musiała zapytać.

Pepper: No brawo, Sel. Kto jest twoim księciem?
Selene: Oj! Nie bardzo ci mogę powiedzieć, bo raczej nie będziesz wiedziała o kogo chodzi.
Pepper: Dobra, dobra. A ślub kiedy?

Popatrzyła na nią, szczerząc się głupio.

Pepper: Seluś, no powiedz.
Selene: Szczerze? Powiedział, że sam wszystko zorganizuje i mam być przygotowana w każdej chwili.
Pepper: Wow! I ty mu… ufasz?
Selene: Heh! Zaufanie to podstawa w związku, a skoro jest moim przyszłym mężem, to tym bardziej. Zresztą, możemy pogadać po powrocie o tym.
Pepper: Serio? Serio, serio?!

Była mega podekscytowana szczegółami, ale na szczęście nikt na pisk nie zwrócił uwagi.

Selene: Pewnie.
Pepper: Więc trzymam cię za słowo. Och! Już nie mogę się doczekać.

Narzeczona tajemniczego mężczyzny jedynie mrugnęła okiem, uśmiechając się łagodnie. Przez resztę podróży nie usłyszała żadnego pytania. Jednak to nie oznaczało, iż ciekawość wygasła. O nie! Tak to nie działa. Wścibstwo wzrastało wraz z ekscytacją.
Po minionych godzinach, znaleźli się na miejscu. Nauczyciel pozwolił im wrócić do domu, bo wciąż słońce znajdowało się nad nimi. Rozeszli się w swoje strony, żegnając. I tak skończyła się wycieczka.

Część 14: Pijemy za lepszy czas

0 | Skomentuj
Cała piątka bawiła się z profesorem, pluskając w każdą możliwą stronę. Momencik… Piątka? A nie powinno być ich więcej? A! I owszem, ponieważ jedna z osób wymknęła się po cichu. Tym razem, to nie była Selene, lecz Tośka. Nikt nie zauważył jej zniknięcia, bo bardziej skupiali się na zabawie.

Prof. Klein: No dobra, moi mili. Na dziś wystarczy. Wracamy.
Selene, Pepper: ALE PROFESORZE…
Prof. Klein: Żadnego sprzeciwiania się, jasne?

Przyjaciele nie byli zachwyceni, ale zbytnio wyboru nie mieli. Postanowili posłuchać się wychowawcy i wrócić do domków.
Gdy znaleźli się na miejscu, każda z płci poszła do odpowiedniej części, zaś mężczyzna jedynie zaszył się w swoim pokoju. Dziewczyny szły przez korytarz, zastanawiając się nad tym czy zrobić kolejny numer chłopakom.

Pepper: Chcesz wyciąć im kawał?
Selene: A po co? Mało ci kłopotów?
Pepper: Ej! To tylko taka zabawa.
Selene: Słuchaj, Pep. Nie chcę być szybciej odesłana do domu, więc odpuść. Dobrze ci radzę.
Pepper: Ech! Dobrze, wiedźmo.
Selene: Zaraz… Jak ty mnie nazwałaś?!

Wkurzyła się, aż wytworzyła ogień w dłoni, strasząc podpaleniem.

Selene: Chyba ktoś chce stanąć w płomieniach. Chcesz tego?

Uśmiechnęła się diabelnie. Gaduła natychmiast podniosła ręce na znak kapitulacji.

Pepper: Dobra, dobra. Przepraszam. A może wolisz być czarodziejką?
Selene: Hmm… Jak chcesz.

Zaśmiała się, a ogień zgasł.

Pepper: Ty chyba to lubisz, co?
Selene: A co masz na myśli?
Pepper: Grozić wszystkim.
Selene: Oj! Od razu grozić. Po prostu nie daję sobie w kaszę dmuchać, rozumiesz?
Pepper: Pewnie.

Nagle usłyszały dźwięk czegoś szklanego. Coś uderzyło o drzwi. Zerknęły za siebie, dostrzegając Tośkę z reklamówkami.

Selene: Coś ty zrobiła? Obrabowałaś monopolowy?
Tośka: Cii… Nikt nic nie wie. Gdyby ktoś pytał, kupiłam wodę.
Selene, Pepper: AHA?
Tośka: Zresztą, chyba Happy też coś taszczył. Nie jesteśmy same.
Pepper: Co?! Oni też?!
Selene: Hahaha! Nikt nie jest święty. Tego można się po facetach spodziewać.

Pomogły zanieść towar do pokoju, a następnie położyły flaszki na stole. Głównie wino, ale na wódkę również znalazło się miejsce.

Selene: Myślicie, że profesorek o niczym się nie dowie?
Tośka: Spokojna, twoja rozczochrana. Wystarczy, że będziemy kulturalne.

Od razu wybuchnęły śmiechem, gdyż wiedziały, aby nie składać pustych obietnic. Zaczęły od typowego alkoholu dla samotnych kobiet. Wlały po lampce, a następnie stuknęły się szkłem.
Selene: Zdrowie!
Pepper: Za najlepszy wyjazd.
Tośka: I za bycie sobą.
Selene, Pepper, Tośka: STO LAT!

Ponownie uderzyły o kieliszki, aż zasmakowały w trunku. Na początku piły z kulturą, uśmiechając się. Nic nie wskazywało na zmianę atmosfery.

Tośka: O czym pogadamy? Może ktoś chce się wyżalić?
Pepper: A co tu gadać? Chyba dobrze wiemy, że faceci to okropne typki.
Selene: Oj! Zgadzam się! I wiecie co? Powiem wam coś na przestrogę.

Przyjaciółki nachyliły się nieco, aby bardziej słyszeć jej słowa.

Selene: Nienawidzę Chin! Jakbym mogła, to obróciłabym je w popiół.
Pepper: A nie lepiej spuścić atomówkę?
Selene: O! Też dobra myśl.
Tośka: Albo wysłać tytanów.
Selene: Nie w tym świecie, ale też ciekawa propozycja.

Zaśmiała się, wyobrażając sobie jak wiele rzeczy spada na to państwo. Uśmiechała się, a dłońmi pocierała, knując jakiś niewyobrażalny występek. Zresztą, miała tę moc. Mogła zrobić spustoszenie.
Gdy kieliszek został opróżniony, wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Dziewczyny były porządnie upite, przez co miały czkawkę. Do tego nie potrafiły powstrzymać się od śmiechu, aż doszło do kulminacji promili w ciele. Siedziały, kiwając głową na różne strony, lecz tylko bogini niebios była pobudzona.

Selene: Gene to dupek!
Pepper: Tyle to już same wiemy.
Selene: Poważnie? Niby skąd?
Tośka: Oj! Bo jest facetem? To logiczne.
Selene: Hahaha! No faktycznie! Jak mogłam o tym zapomnieć?

Wypiła kolejną lampkę. Postawiła butelkę w połowie pełną i nadal się trzymała. No powiedzmy, bo cały czas siedziała, latając wzrokiem po stole. Patricia również pokusiła się kolejną porcją trunku, że jej gadulstwo dało o sobie znać.

Pepper: A co takiego się stało w Chinach? Co za numer wykręcił, że chcesz zmieść to państewko z powierzchni Ziemi? Czy wszyscy chinole to takie fiuty?
Selene: Whoa! Ale poszalałaś. Spokojnie, kochana. Zacznijmy od początku.

Po raz któryś z kolei sięgnęła po wino, lecz tym razem, to bez przelewania do naczynia. Piła z gwinta. Można? Można.

Selene: Pieprzył mnie codziennie po parę razy. W kuchni na stole, na pralce, w szafie, na grzejniku… Ekhm… Wszędzie. No i jak w każdym związku bywa mieliśmy sprzeczkę. Kurwa!

Przeklęła, trzaskając butelką o kant stołu. Od razu wkurzyła się, przypominając sobie tę noc. Tę jedną…

Selene: To był nasz wieczór! Nasz!

Tak. Właśnie ta noc.

Pepper: Co on ci zrobił?

Spytała, głaskając po jej ramieniu, aby nieco ochłonęła. Na szczęście profesor już drzemał dość twardo, więc żadne hałasy nie zdołałyby go ruszyć z łóżka.

Selene: To była nasza rocznica, rozumiecie? Fakt, że wtedy miałam więcej wolnego od pracy, ale i tak ten dzień był wielką katastrofą! Wiecie, czemu?
Pepper, Tośka: NIE.
Selene: Ten kutas zobaczył jakąś ślicznotkę i bzyknął gdzieś na rogu. Wszystko słyszałam! Wkurwiłam się na niego, bo wolał jakąś Chinkę ode mnie. Czaicie to, do cholery?!
Pepper: I co zrobiłaś?
Selene: A co miałam zrobić? Jak myślisz?! No wzięłam rozwód z tym chujem!

Uderzyła z furią, aż pękł mebel na pół. Jednak na jej twarzy pojawił się głupawy uśmieszek.

Selene: Ale na szczęście ten rozdział mam zamknięty. A jak z wami?
Pepper: Twój chciał tylko seksu, a mój nie ma dla mnie nawet czasu. Ciągle tylko liczą się te jego blaszane zabawki, aż dostaję kurwicy, gdy go widzę jak się przy nich świetnie bawi!
Tośka: Faceci to śmiecie! Pieprzone szuje. Jakbym była w stanie, to wykastrowałabym ich, miażdżąc ptaszki jeden po drugim.
Selene: O! Popieram.

Gdy czerwonego alkoholu zabrakło, zajęły się opróżnianiem wódki. Wiązanki przekleństw leciały co chwilę. Takich hitów nawet w radiu nie puszczają. I to tyczyło się obu stron, chociaż faceci mieli twardą głowę do picia. Może za wyjątkiem klasowego Einsteina, ale nie można mieć wszystkiego. Pili w najlepsze, nie zważając na skutki. Oczy mieli podkrążone, waliło im z japy, a do tego jeszcze nie potrafili dłużej trafiać celnie do kieliszka. Wódka była rozlana po całym stole.

Rhodey: Happy, jak ty to lejesz?! Ślepy jesteś?!
Happy: Oj! Daj spokój, Rhodes! Przecież się tym nie poparzysz.

Zaśmiał się dość idiotycznie, aż Rhodey rzucił się na niego z pięściami. Tony próbował ich rozdzielić, ale jakoś sam nie panował nad sobą. Bujał się na boki, przez co spadł na glebę. Również cieszył się, aż turlał ze śmiechu. Nawet nie pamiętał, z czego miał taki ubaw.
Po jakimś kwadransie, wrócili na swoje miejsca, biorąc do ust kolejne litry trunku.

Tony: O matko! Została tylko jedna flaszka... Rhodey, leć po więcej!
Rhodey: A mi się nie chce.

Odezwała się czkawka, a on ledwo kontaktował. Był tak senny, że walnął głową o stół i zasnął. Zaczął głośno chrapać, gadając przez nos.

Rhodey: Em...e..e...mee.

Chłopaki wybuchnęli śmiechem, ale sami uderzyli w ten sam sposób, mrucząc jakieś niezrozumiałe słowa.

Happy, Tony: EM...E...MEE… EMEE… EE… PFF…

No i było po imprezie. Dziewczyny również zasnęły, lecz położyły się na podłodze, nucąc jakąś piosenkę. Jednak obie strony nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji pijaństwa. Nie chodziło tu o nauczyciela, lecz coś, co zawsze pojawia się po alkoholu. Nieznośny kac. Oj! Tak. Powrót do domu będzie na czworakach. Miau!

Część 13: Na bombę!

0 | Skomentuj
Noc Selene oraz Pepper nie należała do przyjemnych. Były tak zmęczone sprzątaniem, że ledwo ruszyły dupsko, aby zejść na śniadanie. Cała grupka wesołej ferajny już zajadała kanapki z wilczym apetytem. Nie odezwały się do nich ani jednym słowem i zaczęły gapić się na stół pełnego jedzenia.

Tośka: Hej! Co z wami, dziewczyny? Wyglądacie okropnie.
Pepper: Nic nie mów. Błagam.
Selene: Właśnie. Siedź cicho.
Tośka: Sorki, ale mogłyście przynajmniej poczesać włosy.

Nastolatki uderzyły głową o blat, próbując zdrzemnąć się na kilka minut. O dziwo żaden z chłopaków nie komentował ich katastroficznego wyglądu. No dobra. Znalazł się malutki wyjątek. Rhodey starał się nie parsknąć śmiechem na widok szopy, gdyż taką fryzurę widział na głowach przyjaciółek.

Selene: Co cię bawi?
Rhodey: Heh! Nic, nic. Przypomniałem sobie coś śmiesznego.
Selene, Pepper: AHA?

Chłopak dłużej nie mógł się powstrzymać, choć wiedział jakie mogą być tego konsekwencje. Bogini miała zamiar wstać i przyłożyć mu. Jednak wcześniej zainterweniowała gaduła.

Rhodey: Au!

Przygwoździła go do ściany, chwytając za sweter do góry. W jej wnętrzu gotowała się nieposkromiona furia.

Pepper: Przeproś.
Rhodey: Za co?

Zwiększyła siłę, aż poczuł ból. Dusił się.

Rhodey: Aaa! Pepper!
Pepper: Przeproś.
Rhodey: Prze… praszam. Już… nie będę.
Pepper: Przyjmiemy to?

Zwróciła się do swej kumpeli o jakże diabelnym wcieleniu. Sel podeszła do nich, udzielając odpowiedniej odpowiedzi.

Selene: Hmm… Na razie jesteś wolny.
Pepper: Ej! Tak szybko? Nawet nie pozwoliłaś mi zaszaleć!
Prof. Klein: Ekhm…

W drzwiach stał niezadowolony nauczyciel. Swoim spojrzeniem mógł zabić. Brązowooka natychmiast puściła panikarza wolno, aż mógł swobodnie oddychać.

Prof. Klein: Widzę, że ostatnia kara nic pani nie nauczyła. W takim wypadku ukarzę wszystkich.
Selene, Tośka, Rhodey, Tony, Happy: CO TAKIEGO?!

Krzyknęli zaskoczeni decyzją wychowawcy. Nie zamierzali wziąć odpowiedzialności za występki Patricii.

Happy: To nie fair! Nie zrobiliśmy nic złego!
Prof. Klein: Może w ten sposób będziecie bardziej zważać na regulamin.
Tony: Jaka to kara?
Prof. Klein: Spacer w góry, aż na sam szczyt.

Szczęki opadły im na ziemię, a oczy zrobiły porządny wytrzeszcz. Geniusz uśmiechał się, mówiąc dość ironicznie.

Tony: Dzięki, Pep. Chyba sobie umrę.
Prof. Klein: Zjedzcie śniadanie oraz przygotujcie się do wyprawy. Jeśli spróbujecie znowu wykręcić jakiś głupi numer, zostaniecie odesłani jeszcze dzisiaj do domu. Wydaje mi się, że chyba tego nie chcecie.

Klasa milczała.

Prof. Klein: Świetnie, więc czekam na was na zewnątrz.

Opuścił swoich wychowanków, choć trochę bał się ich zostawiać samych. Szczególnie chłopaków na pastwę dziewczyn. Na szczęście obie strony zachowywały się właściwie. Nie sprawiały problemów, więc po spożyciu posiłku wyszli ze stołówki. Z pokoi zabrali plecaki, biorąc najważniejsze rzeczy. Rhodey jako niańka musiał ponad sześć razy przepytywać Tony’ego o zawartość torby, Selene jedynie kilka razy zerknęła, aż była przekonana, iż o niczym nie zapomniała. Reszta tylko raz sprawdziła zawartość swoich toreb I wyszła z budynku.

Prof. Klein: Hmm… Zero rannych? To dobrze. Możecie ustawić się w parach.

Uczniowie zwinnie dobrali się dwójkami następująco: Pepper z Tony’m, Selene stanęła z Tośką, zaś Rhodey nie miał wyboru I dołączył do Happy’ego. Wychowawca dla pewności przeliczył ilość, aby nie zapomnieć o kimś.
Gdy już był w pełni przekonany, że nikogo nie brakowało, wyruszyli w góry. Ledwie przemierzyli kilka kroków, a córeczka tatusia wyglądała na zmęczoną. Od razu wskoczyła na ręce geniusza. O mało jej nie upuścił, lecz jakoś zdołał chwycić.

Tony: Pepper?
Pepper: Nieś mnie!
Tony: Eee…
Pepper: No co? Nie umiem dłużej iść. Poniesiesz mnie?
Rhodey: A ty co? Księżniczka? Przesadzasz… Prawda, Selene? Sel?
Selene: Taa… Tak, tak! Zdecydowanie przesadza! A z czym?

Spytała nieco otępiała. Nie ogarniała co się wokół niej działo. Potrzebowała energii.

Pepper: Nie uważam się za księżniczkę.
Tony: Więc mogę cię zrzucić.
Pepper: Co?! Nie!

No I bez dłuższego namysłu rzucił na trawę.

Pepper: Ej!

Nauczyciel tylko odwrócił się, lecz nie czuł powodu do interwencji. Jednak zmartwił się, widząc jedną z uczennic naprawdę porządnie zmęczoną.

Prof. Klein: Czy wszystko gra, panno Khan?
Selene: Oczywiście.

Skłamała, a na tym wyjeździe nie była jedynym kłamczuchem. Klasa dalej kontynuowała spacer, wchodząc coraz wyżej. Mogli dostrzec jak ośrodek malał w ich oczach. Nawet nie zauważyli jak bogini zniknęła. W mgnieniu oka za nią się kurzyło. Była tak szybka, że błyskawicznie dorwała swoją zdobycz, posilając się jej krwią. Jednak wiewiórka nie wystarczyła. Szukała większej zdobyczy.
Nagle usłyszała ruchy pumy. Ukryła się, aby nie spłoszyć zwierzęcia.

Selene: Bam!

Wyskoczyła z krzaków, dopadając swą ofiarę. Wbiła swe zębiska, kosztując smaku czerwonej cieczy. Z wielkim rozpędem powróciła do klasy, która akurat zatrzymała się. W porę zahamowała, żeby nie uderzyć w Tośkę. Brakowało dosłownie milimetra do zderzenia.

Tośka: Ej! Czemu się za mną skradasz?
Selene: Nie skradam. Cały czas tu byłam.

Zaśmiała się głupawo, ale wszyscy widzieli, że ponownie tryskała energią. Profesor odwrócił się do uczniów, mówiąc o dalszym planie.

Prof. Klein: Zmęczeni? Mam nadzieję, że dostaliście nauczkę. Za trzeci raz automatycznie wracacie do domu. Czy wszyscy mnie słyszeli?
Tony, Rhodey, Pepper, Tośka, Happy, Selene: TAK, PROFESORZE!
Prof. Klein: Świetnie, więc możemy wracać do ośrodka.

Już chciał iść w stronę domków, lecz usłyszał krzyki dziewczyny.

Pepper: AAA!

Tak. Happy ją zepchnął.

Happy: Na bombę!
Selene: Tak!
Prof. Klein: Ej! Tego nie było w planie!

Nikt go nie słuchał. Sel pokusiła się na zrzucenie geniusza, a za nim poleciał histeryk.

Rhodey: AAA!

Przyjaciele zaczęli droczyć się ze sobą. Jeden podtapiał drugiego, a panna Khan swoimi możliwościami pomagała w tej niewinnej zabawie. Mężczyzna jedynie patrzył na nich, myśląc nad tym czy powinni otrzymać karę. Znienacka został zepchnięty przez fankę mangi.

Prof. Klein: NIEE! AAA!
Tośka: I hop!

Cała gromadka była mokra od stóp do głów. Chlapali po twarzach, a niektórzy chwytali za głowę przyjaciela, dając mu nura pod wodę. Nie było ani jednej osoby, która nie śmiała się z tego. Nawet powaga wychowawcy zniknęła. Dołączył do wychowanków, co bez większego namysłu zrobili mu porządną kąpiel.

Część 12: Opowiastki na dobranoc

0 | Skomentuj
Tośka czytała w łóżku końcowy rozdział mangi. Była tak pochłonięta lekturą, że nie zauważyła jak do pokoju wszedł nauczyciel. Lekko ją szturchnął, gdyż na wołanie nie reagowała. Ocknęła się i odłożyła książkę na bok.

Tośka: Coś nie tak, profesorze?
Prof. Klein: Przepraszam, że ci przeszkodziłem, ale mam do ciebie małą prośbę.
Tośka: Proszę mówić.
Prof. Klein: Przygotowuję ognisko na dzisiejszy wieczór. Przekaż wszystkim, żeby się pojawili.
Tośka: Eee… Będzie ciężko, bo nie wiem, gdzie są. Selene z Pepper jeszcze nie wróciły i nawet nie chce mi się ich szukać.
Prof. Klein: Raczej nie szwendają się nigdzie o tak późnej porze. No mam taką nadzieję, ale wasza klasa jest dość… specyficzna.

Stwierdził, wychodząc z pokoju. Dziewczyna doczytała ostatnie linijki, aż oczy wyszły jej na wierzch ze zdziwienia.

Tośka: Nie. Nie, nie, nie! Ja się tak bawię!

Tupnęła kilkakrotnie nogą, wkurzając się na dość zaskakujące zaskoczenie, na którego wyjaśnienie musiała czekać kolejny miesiąc. Wstała na nogi i poszła poinformować klasę o planach wychowawcy.
Po przeczesaniu większości zakamarków, przeszła do domku chłopaków. Akurat natknęła się na Rhodey’go.

Rhodey: O! Hej, Tośka. Co tam?
Tośka: Eee… Mam tylko przekazać, że jest dzisiaj ognisko. Będziesz?
Rhodey: Pewnie. To zawsze jakaś okazja do poznania się bardziej.
Tośka: Heh! Też tak sądzę.
Rhodey: No to ja będę czekał na zewnątrz, a ty zbierz resztę.
Tośka: A co się stało? Pokłóciliście się?

Histeryk przemilczał sprawę.

Rhodey: Nic istotnego.
Tośka: Okej?

Oboje poszli w przeciwnych kierunkach. Bez problemu znalazła się w pokoju od facetów. Trafiła w bardzo złym momencie, bo Pepper leżała na Tony’m w dość dwuznacznej pozycji, a Selene śmiała się wniebogłosy.

Tośka: Eee… Hej?

Nikt jej nie odpowiedział. Postanowiła krzyknąć na nich najgłośniej jak tylko potrafiła.

Tośka: HEJ!
Selene: Co tak głośno? Uszy mi zaraz spuchną.
Tośka: Idziecie na ognisko? Profesor Klein je organizuje i prosił, żebym wam to przekazała. Co wy na to?
Pepper: Ognisko?
Tony: Au! Pepper!

Rudzielec sturlał się na prawą rękę, a swoim ciężarem mogła ją złamać. Jednak cała trójka była zainteresowana pomysłem. Żeby Happy nic nie stracił, gaduła podeszła do jego łóżka, a następnie z całej siły zrzuciła ciało sportowca na ziemię. Od razu poczuł ból, przez co miał ochotę przyłożyć rozrabiace. W obronie stanął Einstein, stając przed siłaczem.

Tony: Nawet nie próbuj jej tknąć.
Happy: A co mi zrobisz?
Tony: Oj! Uwierz mi, ale nie chcesz wiedzieć.
Happy: Stark, nie cwaniakuj. Może i w gębie jesteś mocny, ale co do siły fizycznej nie masz ze mną szans.
Selene: Potwierdzam.
Pepper: No sorki, Tony. Lepiej mu odpuść. Poza tym, sama potrafię się obronić.
Selene: Ej! A ja mam lepszy pomysł.
Tony: Jaki?

Selene oblizała palce z czekolady.

Selene: Tracimy tylko czas. Chodźmy na ognisko. Potem pozwolę wam się pozabijać.
Happy: Jestem za.
Selene: Tony?
Tony: Nie widzę problemu.
Selene: Pepper?

Popatrzyła na rudzielca, który ewidentnie coś knuł w swojej chorej głowie. Wystarczyło spojrzeć na diaboliczny uśmiech. Takiego zaciesza nie mają aniołki.

Selene: Pepper!
Pepper: Jasne! Ja się zgadzam. Chodźmy.

Chłopaki wyszli z pokoju, zaś rudzielce zrobiły sobie malutką pogawędkę. Jak się okazało, to obie spiskowały przeciwko płci męskiej.

Selene: Myślisz nad tym samym co ja?
Pepper: No wiesz. Na takich wypadach wycina się różne numery, a noc jeszcze młoda, więc można zaszaleć.
Selene: Bingo! Połączmy siły.
Pepper: Ulala! Coś czuję, że będzie niezła przy tym zabawa.

Uśmiechnęła się, śmiejąc złowieszczo. Bogini zdradziła jej swój niecny plan. Z wielką chęcią zaakceptowała pomysł przyjaciółki.
Po kilku minutach, cała klasa znajdowała się na zewnątrz przy rozpalonym ognisku. Nauczyciel zaczął przemawiać do swoich wychowanków.

Prof. Klein: No dobra, moi mili. Celem wyjazdu jest integracja klasy, dlatego przypomnę, aby nie wycinać głupich kawałów, a przede wszystkim szanować się wzajemnie. Jeśli dowiem się, że ktoś złamał regulamin wycieczki, zostanie odesłany do domu. Czy wyraziłem się jasno?

Całą grupa krzyknęła chórem, wiedząc co ich czeka. Jednak nie zamierzali wpaść, a wycinanie kretyńskich numerów należało do tradycji. W ten sposób czuli, że więzi zawiązywały się między nimi o wiele lepiej, dlatego żadna ze stron nie skapitulowała.

Prof. Klein: Dobrze, że się rozumiemy. Czy ktoś chce coś opowiedzieć o sobie?

Cisza.

Prof. Klein: A może jakieś gry?

Znowu cisza. Zrezygnowany profesor zaproponował ostateczną opcję.

Prof. Klein: Chyba, że ktoś ma umiejętności wokalne i coś zaśpiewa.

Grupa zaprzeczyła, krzycząc na tyle głośno, aż mężczyzna musiał zasłonić swoje uszy. Nie wiedział co mógłby im jeszcze zaproponować. Zapytał wprost.

Prof. Klein: No dobra. To co wy chcecie?
Rhodey, Selene: STRASZNE HISTORIE!

Dziewczyna nie spodziewała się, że histeryk odezwie się w tym samym momencie. On wyczuł w tym przeznaczenie. Ona nie. Od razu zauważyła jak patrzył na nią.

Selene: Jestem zajęta, Romeo. Spróbuj wyrwać Tośkę. Na pewno jest wolna.
Tośka: Słucham?! O nie! Nie ma mowy! Też już mam kogoś.
Selene: Naprawdę? Chłopaczek z książeczki się nie liczy.
Tośka: Ej! Ruda, nie przeginaj.
Selene: Jaka ruda?! Mam miedziane włosy! Nawet narratorowi się coś poprzestawiało w mózgownicy.

A Katari ma to gdzieś i opowiada dalej. Spór dziewczyn szybko został przerwany, gdyż Pepper wprowadziła upiorny klimat. Chwyciła za latarkę, oświetlając swoją diabelną twarz.

Pepper: Dawno, dawno temu…
Selene: Tak się horrory na zaczynają.
Pepper: Seluś, rób swoje.

Mrugnęła jednym okiem, dając znak na rozpoczęcie działania. Cała klasa słuchała pierwszej historyjki.

Pepper: Pewnej nocy młoda kobieta wpadła pod pociąg, który przeciął ją na pół.

Bogini dramatycznie wydała dźwięki maszyny, aż przeszły im ciarki po plecach. Gaduła nadal kontynuowała.

Pepper: Duch jej zmienił się w upiornego demona. Od tego momentu atakuje ludzi na ulicach.

Selene wywołała krzyki mordowanych przechodniów. Klasa miała wrażenie, jakby demon był wśród nich. Patricia zrobiła dramatyczną pauzę.

Pepper: Któregoś razu spotkała chłopca. Nieświadomy tego co go czeka, wracał do domu… Słyszał jedynie za sobą dziwne dźwięki. Teke, teke, teke.

Ponownie odwzorowała dźwięki, lecz tym razem samego poruszania się demona. Rhodey słyszał je na tyle wyraźnie, że zaczął rozglądać się na wszystkie strony czy kobieta z opowieści nie pełzała w jego stronę.

Rhodey: I… I co się z nim... stało?
Pepper: No więc…

Histeryk czuł jak jego serce wali, niczym młot. Teraz był idealny moment, aby go przestraszyć ma maksa.

Pepper: Wyskoczyła zza jego pleców i przecięła na PÓŁ!
Rhodey: Aaa!

Wrzasnął, widząc podobiznę zjawy za sobą, która machnęła piłą z zamiarem wymierzenia śmiertelnego cięcia. Reszta facetów odskoczyła z przerażenia, a sam profesor chwycił się za serce. Dziewczyny jedynie chichotały.

Prof. Klein: Jezu! Co za realizm! Jednak mówiłem coś o wycinaniu kawałów. Chcecie być odesłane do domu?
Selene: Ależ, profesorze. To taka niewinna zabawa.

Usprawiedliwiła się ze swojego zachowania, a następnie powróciła do zwykłej postaci, siadając przy przyjaciółce. Przybiły sobie piąteczkę, śmiejąc się na widok ich przerażonych min.

Rhodey: Jesteście nienormalne!
Tośka: Mnie w to nie mieszaj.
Selene: No co? Zapewniłam ci dreszczyk emocji. Dzięki mnie zapamiętasz ten wyjazd na dość długo.
Tony: Rewanż. Teraz nasza kolej.
Selene: Proszę bardzo. Kto będzie opowiadał?

Faceci zrobili mini kółko dyskusyjne, naradzając się między sobą. Długo nie musieli ustalać szczegółów.

Selene: To kto będzie próbował nas przestraszyć?
Tony: Ja.
Pepper: Tony, powiem to dla twojego dobra. Zamień się.
Tony: A co? Jeszcze nie skończyłyście? Świetnie. Sprawdzimy czy jesteście takie nieustraszone.
Pepper, Selene: PRZYJMUJEMY WYZWANIE.

Odpowiedziały chórem, słuchając strasznej opowiastki. Tony nie wykorzystywał latarki. Po prostu wystarczył mu głos oraz powaga wymalowana na twarzy.

Tony: Pewna trzyosobowa rodzina żyła sobie pod jednym dachem. Małżeństwo z córką. Jednak każdego dnia kłócili się, aż mężczyzna zaczął zdradzać swoją żonę.
Selene: Eee… I co w tym strasznego?
Tony: Poczekajcie… Po jakimś czasie żona stała się dla niego ciężarem I to, co się później stało, było zapewne zrządzeniem losu.

Na moment przerwał, aby wprowadzić ich w tajemniczy klimat. Potem kontynuuował, patrząc na dziewczyny.

Tony: Podczas jednej z kłótni, mężczyznę pochłonęła wściekłość… I zamordował kobietę.

Uderzył dłońmi o siebie w celu przestraszenia ich. Nie udało mu się, chociaż Rhodey z Happy’m poczuli dreszcze.

Tony: Zanim ich córka się obudziła, zaniósł ciało kobiety w góry I zakopał je pod osłoną nocy.
Pepper: O! Idealnie! Jesteśmy w górach, jest noc i jeszcze brakuje nam trupa.

Zaśmiała się z tego zbiegu okoliczności. Selene również nie przeraziła się. Postanowił spowolnić tempo mowy.

Tony: W drodze powrotnej… mimo poczucia ulgi… po uwolnieniu się od żony, jego nogi zaczęły robić się... coraz... cięższe.

Sel nie zamierzała ziewać z dość nudnej historyjki, więc wykorzystała kilka sztuczek do ożywienia jej. Naśladowała dźwięk ciągnięcia łopaty, która wlokła się wraz z ciężarem mordercy. Wszyscy mieli ciarki na plecach, zaś wychowawca starał się nie pochłonąć strachowi. Stark nie zwrócił uwagi na odgłosy, gdyż puścił swe wodze wyobraźni.

Tony: Częściowo powodem tego było poczucie winy po morderstwie, ale przede wszystkim nie mógł opędzić się z myśli o swojej małej córeczce… “Co jeśli zapyta, gdzie jest mama?”

Bogini udała głos wołania mamy. W ten sposób potęgowała większe doznania strachu.

Tony: “Jak mam jej spojrzeć w twarz?”

Ponownie powtórzyła te same zdanie co poprzednio. Nikt nie siedział spokojnie. Nerwowość I ciągłe odwracanie się na różne strony świata. Również sam opowiadacz zaczął bać się, że wywołuje coś upiornego.

Tony: Im dłużej o tym myślał, tym bardziej jego ciało stawało się cięższe. Nie zdawając sobie sprawy z potwornego czynu jej ojca, mała obudziła się tego ranka… Uśmiechała się od ucha do ucha.

Teraz on sam pokazał ten podejrzany uśmieszek. Chociaż wyglądał niezbyt odpowiednio do tego momentu, nie usłyszał śmiechu.

Tony: Zamiast spytać o matkę, w najlepsze szczerzyła swoje ząbki. Powinien poczuć ulgę, ale było wręcz odwrotnie… Poczuł niepokój.

Selene dmuchnęła powietrzem, przez co wszyscy dostali gęsiej skórki.

Tony:  Gdy zapytał, dlaczego jest w takim dobrym nastroju, powiedziała: “Bo w końcu przestałeś kłócić się z mamą”

W tym samym momencie jak zaczął wypowiedź dziewczynki, nastolatka odbiła słowa echem.

Tony: “Twoja mama pojechała odwiedzić rodzinę”.

Zrobił dramatyczną pauzę, aż zdecydował się dojść do zakończenia historii.

Tony: “O czym ty mówisz, tato? Przecież mama tuli się do twoich pleców”

Ostatnie zdanie wypowiedział z niepokojem. Czuł kogoś za sobą. W te miejsce, gdzie miała być zjawa. Lekko odwrócił głowę. Kobieta zwisała mu z ramienia. Zamiast krzyknąć, to wstał I ruszył do biegu, śpiewając “Wlazl kotek na płotek”. Pepper popatrzyła gniewnie na przyjaciółkę.

Pepper: No I patrz co narobiłaś… TONY, POCZEKAJ!

Pobiegła za geniuszem, który prawie skończył wykonywanie piosenki. Na szczęście w porę go dogoniła, zanim wpadł w jeszcze większą panikę.

Pepper: Hej! Już jej nie ma!
Tony: Jak to?
Pepper: No po prostu sobie zniknęła. Bez obaw. Już nie będzie nic strasznego.
Tony: Co jak co, ale wasze pomysły prawie przyprawiły wszystkich o zawał.
Pepper: Prawie!

Chwyciła chłopaka za rękę.

Pepper: Przy mnie nic ci nie grozi.
Stark zgodził się pójść z nią, lecz nadal rozglądał się za swoje plecy czy zjawa nie wróci.

Cała klasa siedziała w milczeniu, która nie ciągnęła się wieczność. Happy odważył się coś powiedzieć.

Happy: Muszę przyznać, że masz talent, Selene.
Selene: Heh! Jak przystało na boginię niebios. Trochę mi wybaczcie jak was nastraszyłam, ale przyznacie sami, że lekki dreszczyk emocji się przydaje.
Happy: Hahaha! To było świetnie zagrane. Zupełnie tak, jakbyś używała magii.
Tony: Magia nie istnieje!
Happy: Przymknij się, Stark.

Podopieczni profesora wybuchnęli śmiechem. Obie strony wiedziały, iż dzięki niezwykłej uczennicy w pamięci utkwi ten wyjazd. Tylko jedna osoba nie czuła entuzjazmu. A mowa o nikim innym jak wychowawcy.

Prof. Klein: Ostrzegałem was jakie poniesiecie konsekwencje za złamanie regulaminu… Panna Potts oraz panna Khan mogą pójść spakować swoje rzeczy.
Pepper: Profesorze!
Prof. Klein: Krzyki ci nic nie dadzą. Nie zmienię zdania. Szczególnie dla kogoś, kto ledwo zaczął z wami się uczyć.
Selene: Profesorze Klein, chciałam tylko napędzić lekkiego strachu.

Próbowała się jakoś usprawiedliwić. Jednak on pozostał nadal nieugięty. W obronie stanęła męska solidarność.

Happy: No niech pan im odpuści. Gdyby nie one, ten wyjazd byłby taki sztywny.
Rhodey: Zresztą, nikt nie został ranny I wszyscy żyją.
Tony: Prawie doprowadziła mnie do zawału, ale... tego potrzebowałem.

Przyznał z głupawym uśmiechem. Mężczyzna zastanawiał się nad tym jak postąpić. Rozważył każdą opcję oraz to, że poszkodowani chronili je.

Prof. Klein: Jako, że nikt nie ucierpiał, możecie kontynuować wycieczkę.
Selene, Pepper: JUPI!
Prof. Klein: Ale kara musi być.
Selene, Pepper: O NIE!
Prof. Klein: O tak. W ramach takiej pokuty wysprzątacie cały ośrodek. Każda część ma lśnić czystością.

Od razu usłyszał jęki.

Prof. Klein: Nie marudźcie. Tylko jeden raz to zrobicie, więc do roboty.

Dziewczyny niechętnie zgodziły się na taki układ. Wiedziały jedno. Wycieczka jeszcze się dla nich nie skończyła. To był dopiero początek.

Część 11: Nie śpij, bo cię okradną

0 | Skomentuj
Po dość długich godzinach biegania w poszukiwaniu słoika nutelli, odnalazła półkę z łakociami. Został ostatni egzemplarz. Rozglądała się na wszystkie strony, aby mieć pewność, że nikt się na to nie rzuci. Większość klientów sklepu jedynie obserwowali jej zachowanie, co do normalnych się nie zaliczało. Dlaczego? Czy ktoś o zdrowych zmysłach gapi się na durny słoik jakiejś mazi jak na jakąś zdobycz? Oczywiście, że nie. Zresztą, Pepper Potts nie zaliczała się do zwykłych ludzi na tym globie. Chwyciła za produkt i pobiegła do kasy, przepychając się przez tłum kupujących. Nie zwracała uwagi na starców. Osobiście miała w głębokim poważaniu szacunek. Potrzebowała zrealizować misję.
Gdy zapłaciła za zakupy, wróciła do ośrodka wypoczynkowego. Jako, że zapadł zmrok, nikogo nie zastała na korytarzu. Wszyscy zamknęli się w swoich domkach. Bez pukania wparowała do męskiej części, podając Selene czekoladowy skarb.

Pepper: Był tylko jeden. Wystarczy?
Selene: Hmm… Przymknę na to oko.

Oczy Rhodey’go nabrały zdumienia. Nie tego się spodziewał po ważnym zadaniu.

Rhodey: Żartujesz sobie? Miała ci przynieść nutellę?!
Selene: Była mi to winna za Tony’ego.
Rhodey: Pepper?
Pepper: Mówi prawdę. Poza tym, chciałam się stąd ruszyć.
Rhodey: Bo wolisz unikać odpowiedzialności. Mogłaś go zabić!

Ruda popatrzyła się gniewnie na przyjaciółkę, co już zdołała zanurzyć palce w czekoladzie.

Pepper: Sel, powiedziałaś mu?
Selene: A co miałam powiedzieć? Przecież nie wiem co zrobiłaś.
Rhodey: No widzę, że prawdziwa z ciebie przyjaciółka.
Selene: Bądź cicho, Rhodey. Lepiej zajmij się naprawą.
Rhodey: Przecież ci mówiłem, że nie umiem.
Selene: Coś wymyślisz.
Pepper: Nadal się nie obudził?
Selene: Śpi sobie w najlepsze.
Pepper: Więc nadeszła pora zbudzić księżniczkę ze snów.

Potts podeszła do jego łóżka, szturchając z całej siły.

Pepper: Śpiochu, wstajemy! Halo!
Selene: Pepper, to nie zadziała. To trzeba zrobić porządnie.
Pepper: Ej! Krzyczę i szarpię go na wszystkie strony. Znasz lepszy sposób na pobudkę.
Selene: A uwierz, że znam. Poradzę sobie bez problemu.
Rhodey: Błagam was. Dajcie mu żyć. Takie rude powinny być trzymane z dala od facetów.
Pepper, Selene: RHODEY, BO SIĘ POGNIEWAMY.

Zagroziły paluszkiem, gotując się w środku za wnioski histeryka. Od razu zamilkł i nie zamierzał odezwać się do dziewczyn ani jednym słówkiem. Bogini wykorzystała swoje zdolności, wytwarzając powiew wiatru. Na początku był słaby, lecz później zwiększyła podmuch na tyle, że włosy bruneta stanęły ku górze.
Gdy Rhodes starał się jakoś ją powstrzymać przed dalszym używaniem mocy, geniusz wreszcie otworzył oczy. Był w szoku, widząc całą trójkę przed sobą dość blisko. Za blisko.

Selene: I co? Mówiłam, że dam radę?
Tony: Eee… Co jest grane? Co wy tu robicie?
Pepper: Długo, by opowiadać. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Rhodey: Pepper?
Pepper: A! No poza ładowarką. Zepsułam ci ją. Ups?
Tony: Pep, coś ty zrobiła?
Selene: Chyba ci zawiało w uszy. Wybacz, chociaż… Ty po prostu od zawsze jesteś głuchy.
Tony: Okej. Nie wnikam. Mam nadzieję, że świetnie się bawicie.

Wstał na równe nogi, a następnie wziął do ręki zepsute urządzenie. Nie musiał długo analizować szkód. Wiedział co to dla niego oznaczało. Kaplicę.

Tony: Faktycznie. Zepsuta.
Pepper: Gniewasz się na mnie?
Rhodey: Próbowała cię zabić.
Pepper, Selene: A TY SIĘ ZAMKNIJ!

Krzyknęły w jego stronę, aż ponownie zamilkł. Wycofał się na bezpieczną odległość, unikając kontaktu z kobietami o istnie diabelskim wcieleniu.

Pepper: Trzeba to naprawić. Wiesz jak to zrobić?
Tony: Hmm… Potrzebuję narzędzi, a nie wziąłem żadnych ze sobą.
Pepper: Mamy problem.
Tony: Wy nie macie. To się tyczy jedynie mojej kondycji. Cieszcie się z tego, bo to nic przyjemnego mieć implant.
Pepper: Pomożemy ci w naprawie… Prawda, Sel?
Selene: No pewnie. Jesteśmy przyjaciółmi. Trzeba sobie pomagać.

Stwierdziła, uśmiechając się lekko. Chłopak zastanawiał się nad improwizacją. Zaczął szperać w całym plecaku, żeby stworzyć jakieś prowizoryczne narzędzia pracy. Jednak stracił na tym czas.
Nagle bogini wpadła na pomysł.

Selene: Hej! Chyba wiem co można zrobić.
Tony: Co?
Selene: Macie ładowarki do komórki?
Tony: Każdy powinien mieć przynajmniej jedną.
Selene: Świetnie, więc wyjmijcie je.
Pepper: I co to ma dać? Chcesz je skleić ze sobą taśmą?
Selene: Otóż to.
Tony: To nie zadziała. Za słaba moc. Nawet nie starczy na połowę.
Selene: Ej! Nie szalej. Nie powiedziałam jeszcze wszystkiego.
Tony: Mów.
Selene: Mogę sama wygenerować odpowiednią ilość energii, ale do tego potrzebuję jakiś przewodów.

Panikarz sam zaczął działać, przekopując plecaki na wylot. Znalazł ładowarki, które skleił taśmą. Miał wiele rzeczy w swoim małym bagażu. Był zachwycony, bo sam dał sobie radę.

Rhodey: No i gotowe. Nie ma za co.
Tony: Rhodey, jednak nie trzeba. Selene załatwiła sprawę jednym pstryknięciem.
Rhodey: Co?!

Dziewczyna pokazała mu ładowarkę co wyglądała, jakby była nieużytkowana. Nie zawierała żadnych usterek. Szczęka synowi prawniczki opadła. Zamiast krzyczeć postanowił wyjść. Jednak zauważyli, że wkurzył się.

Selene: Widzicie? A wy wątpicie w moje umiejętności.
Tony: Dziękuję. To już drugi raz, prawda?
Selene: Spoko. Kiedyś mi się odpłacisz.
Pepper: Jupi! Kryzys zażegnany.

Rzuciła się na Anthony’ego, aż upadł na podłogę. Happy dość twardo spał, więc taki huk go nie obudził. Pepper leżała na swojej drugiej połówce, nie mając zamiaru zejścia z niej. Choćby błagał o litość nie pragnęła ugiąć się przed prośbą. Selene śmiała się dość głośno, gdyż sytuacja była zabawna. Najbardziej bawił ją fakt, iż Rhodey uwierzył w podsunięte kłamstewko.

Część 10: Nutella. Ja chcę Nutellę!

0 | Skomentuj
Dziewczyny siedziały w milczeniu. Jako, że Pepper była największą gadułą świata nie wytrzymała dłużej niż minutę. Musiała się odezwać nawet, gdyby ktoś groziłby jej śmiercią. Z taką lepiej nie zadzierać.

Pepper: Nuda. Poróbmy coś.
Selene: Myślałam, że przejmujesz się swoim chłopakiem.
Pepper: Co? Ja? W życiu.
Selene: Mnie nie okłamiesz.
Pepper: Ech! No i masz rację. Może pójdę rozruszać kości. Nie wiem jak długo będzie sobie drzemał.
Selene: Jest nieprzytomny.
Pepper: Eee… Dla mnie to jest to samo.
Selene: Ej! Jak ci się nudzi, możesz polecieć do sklepu po nutellę. W końcu jesteś mi ją winna.
Pepper: Rany! Takiego masz głoda? Oj! Pasujesz do Rhodey’go. Kochanka historii, żarłok i ten charakter.
Selene: Słucham?!

Bogini nieco wkurzyła się na określenia rudzielca, aż miała ochotę ją trzepnąć w łepetynę. No i tak zrobiła.

Pepper: Au! Za co to?!
Selene: Gadać to potrafisz, ale jak jeszcze raz mnie nazwiesz żarłokiem, wylecisz z hukiem, jasne?
Pepper: Się wie, szefowo. Już lecę po nutellę. Aha! A gdyby ten gamoń się ocknął, przekaż mu, że niech następnym razem uważa na swoje zabawki.
Selene: Przecież ty mu zepsułaś ładowarkę.
Pepper: Hahaha! Szczegół.

Uśmiechnęła się głupawo, wychodząc z pokoju.

Selene: Wariatka.
Pepper: SŁYSZAŁAM TO!

Podczas gdy ona szła do sklepu na małe zakupy, Tośka dłużej nie mogła powstrzymywać chłopaków. Cokolwiek wymyśliła za temat czy grę, nie zamierzali spędzić reszty dnia na stołówce przy żarciu. Wyszli z pomieszczenia, kierując się do swojej części.
Niespodziewanie zderzyła się z nimi córeczka tatusia, prawie przewracając ich.

Rhodey, Happy: EJ!
Pepper: Sorki. Śpieszę się. Ciao!

W pośpiechu minęła ich, a oni nie mieli bladego pojęcia co zrobiła.

Rhodey: Coś ma za uszami.
Happy: No ba! Widać, że psociła.
Rhodey: Tylko kto jest ofiarą?

Dość krótko zastanawiał się nad tym, gdyż po wejściu do pokoju wszystko stało się jasne. Siłacz odnalazł pobrudzone plecaki, lecz panikarz bardziej zastygł w przejściu na widok nieprzytomnego kumpla.

Selene: Rhodey, zanim zaczniesz drzeć japę, to ci coś wyjaśnię.
Rhodey: A co tu jest do wyjaśniania?! To sprawka Pepper?!
Happy: No nieźle nas urządziła. Baby spiskują przeciwko nam.
Selene: Słucham?! Nic z tych rzeczy! Zresztą, wy nie jesteście lepsi.
Happy: Jeszcze nic nie zrobiliśmy.
Selene: Ale na pewno coś kombinujecie. Mam rację, Rhodey?

Popatrzyła na histeryka, aż wypalił rumieńca. Tak to już jest, kiedy piękna istota boska patrzy się w ślepia prawiczka.

Rhodey: Tak.
Selene: Wiedziałam. Od razu powiem Pep jak wróci.
Happy: Dzięki, Rhodes.
Rhodey: Ej! Nie potrafię kłamać przy Sel. Jest na to za… Za piękna.

Zaczął ślinić się na jej widok, przez co musiała się odsunąć od Romeo. Mimo wszystko, bawiło ją te zaloty śmiertelnika.

Selene: No dobra. Gdyby ktoś pytał, to nie mam z tym nic wspólnego. Nic nie widziałam, jasne?
Rhodey: Oczywiście, moja pani.
Selene: Heh! Nie przeginaj.
Happy: Hahaha! Wy sobie romansujcie, a ja idę w kimę. Słuchanie o jednym i tym samym doprowadza mnie do snu.
Selene: Robota Tośki?
Happy: Boże! Ile można gadać o jakimś Levim?!
Selene: Hahaha! Jak widać, to nawet całe życie.
Rhodey: No to dobranoc.
Happy: Pchły na noc.
Selene: A karaluchy na rano.

Zaśmiała się lekko. Jednego faceta miała z głowy. Niestety, lecz potrzebowała pomocy Jamesa, więc olać go nie mogła.

Selene: Skończyłeś się ślinić?
Rhodey: Nie powiesz mi prawdy, prawda?
Selene: Nie mogę, ale muszę cię o coś poprosić.
Rhodey: Nie będę robić kawału Happy’emu.
Selene: Nie o to chodzi.
Rhodey: A o co?

Dziewczyna pokazała mu zepsute urządzenie.

Selene: Potrafisz coś na to poradzić?
Rhodey: Jestem dobry z historii, ale nie z majstrowania.
Selene: Więc Tony ma przekichane.
Rhodey: Dlatego jest nieprzytomny?
Selene: Zdołałam jakoś dodać energii do tego badziewia, co ma na klatce piersiowej, ale długo nie wytrzyma. Bez naprawienia ładowarki nie przeżyje kolejnych dni.
Rhodey: Jeśli to sprawka Pepper, niech zapłaci za szkody.
Selene: Teraz ma ważniejsze zadanie na głowie.
Rhodey: Jakie?

Rudzielec szukał po półkach słoików nutelli, lecz poza zwykłym masłem orzechowym nie trafiała na odpowiedni produkt. Nawet pytała się kupujących na różnych stanowiskach. Bezskutecznie. Traciła cierpliwość, bo na zakupach ugrzęzła godzinę.

Pepper: Ach! No gdzie jest ta głupia nutella?!

Zaczęła drzeć się na cały sklep, zwracając na siebie uwagę. Przez krzyki wybudziła dzieci z wózków, które jak zawołanie beczały.

Pepper: Aaa! Litości! Ja chcę tylko dostać nutellę! Pomocy!

Część 9: Kłopotliwe nieporozumienie

0 | Skomentuj
Uczniowie spożywali obiad na stołówce. Oczywiście chłopaki siedzieli z daleka od dziewczyn, żeby nie ryzykować. Wymieniali ze sobą jakieś słowa, a one jedynie skupiały się na posiłku. Nauczyciel przerwał niezręczną ciszę, przemawiając do wszystkich.

Prof. Klein: Jako, że dziś mamy pierwszy dzień wyjazdu, chciałbym przypomnieć o przestrzeganiu ustalonych zasad. Jeśli ktoś z was złamie, chociaż jedną regułę, dostanie upomnienie, a przy powtórzeniu sytuacji, wpiszę uwagę. Skupcie się na zawieraniu przyjaźni i nie bądźcie dla siebie wrogami. Macie jakieś pytania?

Zgłosił się Happy.

Prof. Klein: Tak, panie Hogan?
Happy: Czy wywijanie numerów też się wlicza?
Prof. Klein: Zależy czy komuś szkodzą. Jednak radziłbym tego nie robić. Bądźcie przyjaciółmi, a nie bawcie się jak przedszkolaki. Zrozumiano?

Klasa odpowiedziała chórem, wiedząc co mogą robić a czego nie. Pepper dostrzegła głupawy uśmieszek na twarzy sportowca i miała ochotę mu przyłożyć. Szarpnęła go za bluzkę, podciągając nieco do góry.

Pepper: Gadaj! To twoja sprawka!
Happy: Ale co?! Przysięgam, że nic nie zrobiłem!
Pepper: Taa… Akurat, a kto uciaprał mi bluzkę?! No kto?!
Prof. Klein: Panno Potts, proszę zostawić kolegę.
Selene: Pepper, nie warto. Widzisz, że nic nie wie.
Pepper: Udaje niewiniątko,a sam wycina żarty! Mścisz się, co?!
Happy: Nie! W życiu! Jestem niewinny!
Tony: Pep, daj mu spokój. Był ze mną i z Rhodey’m cały czas.
Tośka: Ale ktoś był u nas w pokoju. Sama widziałam.
Selene: A może ci się przywidziało?
Happy: Jak czyta te swoje książeczki, to mogła się pomylić. Naprawdę nic nie zrobiłem.
Pepper: Chyba mi nie wmówicie, że sam się ubrudził.
Rhodey: Twoje zarzuty są bezpodstawne. Widocznie sama jesteś sobie winna.

Ruda puściła Happy’ego wolno. Na moment przypomniała sobie czy Rhodey mógł mieć rację.

Pepper: A! Faktycznie! Nie zakręciłam do końca słoika.

Na tą informację nastolatkowie uderzyli się w czoło, niedowierzając głupocie dziewczyny. Topór wojenny został zakopany. Kontynuowali w spokoju jedzenie posiłku.

Pepper: Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?
Tośka: Przecież mówiłam. Na sto procent ktoś był w pokoju.
Selene: A może nie wchodził do środka. Mógł to być nauczyciel albo jakiś pracownik. Opcji jest multum.
Tośka: Faktycznie. Mogło tak być, a Pepper prawie się wygadała o żartach.
Pepper: Będę musiała wyprać bluzkę po powrocie. Ech! Teraz muszę go przeprosić.
Selene: Zrób to.
Pepper: Rany!
Selene: Nie marudź, tylko idź, bo cię kopnę.
Pepper: Ej! Zrozumiałam. Idę.

Ponownie wstała od jedzenia, podchodząc do chłopaków.

Pepper: Przepraszam.
Happy: Nie słyszę. Możesz głośniej?
Pepper: Przepraszam, że cię oskarżyłam!
Happy: No i tak lepiej. Nie gniewam się. Gorzej by było, jakbyś wycięła mi jakiś dziwny numer. Jakiś z majonezem albo jeszcze gorzej.
Pepper: Nie, nie! Spokojnie, kolego. Do niczego takiego nie dojdzie.

Zapewniła przyjaciela, choć tak naprawdę, to skłamała. Wróciła ponownie do swojej gromadki.
Kiedy talerze były już opróżnione, odezwał się alarm z bransoletki Tony’ego. Rhodey już włączył tryb mamusi i chciał zająć się nim.

Tony: Nie, Rhodey. Dam radę.
Rhodey: Na pewno?
Tony: Pewnie. Zaraz wrócę.

Zignorował ból, idąc do pokoju. Gaduła nie zamierzała go zostawiać, dlatego poszła za nim.

Selene: Gdzie idziesz?
Pepper: Pogadać z Tony’m.
Selene: Chyba ci chodzi o coś innego. Martwisz się.
Pepper: Szybko mnie rozgryzłaś, Sel. Martwię się, bo chyba przesadziłam z keczupem. Będę mieć kłopoty.
Selene: Pójdę z tobą.
Pepper: Nie musisz. Nie zrobiłaś nic złego.
Selene: Chcę się do czegoś przydać. Pozwolisz?
Pepper: Zgoda… Tośka, kryj nas.
Tośka: Znowu? Oj! Będziecie mi coś winne.
Pepper: Później się rozliczymy. Nie pozwól im wyjść ze stołówki. Choćby się paliło, nie mogą stąd uciec, jasne?
Tośka: Spoko. Możecie na mnie liczyć.

Podczas gdy Otaku pilnowała facetów, dziewczyny szły za geniuszem, który słaniał się na nogach. Słabł z każdym krokiem, a implant mocno ściskał w klatce piersiowej. Ledwo doszedł do wejścia budynku i lekko się zachwiał. W porę złapała go Pepper.

Tony: Pepper?
Pepper: Nigdzie mi nie uciekniesz. Prawda, Sel?
Tony: Ty też? Ach! Poddaję się.
Selene: Nie zrobimy ci nic złego. Dziś nie, bo mamy inny cel z Pep.
Tony: Nie pytam.
Pepper: Możliwe, że zepsułam twoją ładowarkę, dlatego będzie malutki problem.
Tony: Co zrobiłaś?! Ach! Cholera!

Ból wzrastał na sile, dlatego przeniosły go w inne miejsce. Bogini niebios wraz z dziewczyną geniusza asekurowały go przy chodzeniu, dzięki czemu doszli na miejsce.

Pepper: No dobra. Co teraz?
Tony: Na pewno jest… zepsuta?
Pepper: Mogę sprawdzić, ale to raczej pewne. Masz plecak w keczupie, więc nie spodziewaj się cudów.
Tony: Okej.

Tylko tyle zdołał powiedzieć, gdyż miał coraz większy problem z oddychaniem. Położyły chłopaka na podłodze, lecz to nie rozwiązało problemu. Potts sprawdziła zawartość plecaka, utwierdzając w przekonaniu, iż zepsuła urządzenie na amen.

Pepper: Tak jak myślałam. Nie do użytku. Jakieś pomysły?
Tony: Ach! Muszę… Muszę… ją… naprawić.
Pepper: Tony!

Na nic krzyki brązowookiej. Organizm nie wytrzymał, dlatego stracił przytomność. Sytuacja robiła się gorsza z minuty na minutę.

Pepper: Nie! Błagam! Nie rób mi tego!
Selene: Pep, nie krzycz.
Pepper: Trzeba mu pomóc! Tylko jak?
Selene: Dziewczyno, weź się w garść. Nie wszystko stracone.

Selene przyłożyła rękę tam, gdzie był umieszczony mechanizm. Jej dłoń emanowała energią, którą zaczęła przesyłać do rozrusznika serca.

Pepper: Co ty robisz?
Selene: Ratuję go. Nie widzisz?
Pepper: Ale… Czy to cię nie boli?
Selene: Przestań. Żaden kłopot podładować takie ustrojstwo. Jednak i tak będzie musiał naprawić ładowarkę.
Pepper: Ile wytrzyma?
Selene: Najwyżej dwie godziny.
Pepper: To już coś.

Po zakończeniu procesu, chłopak lekko otworzył oczy.

Pepper: Tony!
Selene: Heh! Tylko się na niego nie rzucaj. Jeszcze będziesz miała na to niejedną okazję… Co tam, Einsteinie?
Tony: Sel… Selene… Dziękuję.
Selene: Drobiazg. W końcu tak postępują przyjaciele.

Uśmiechnęła się dość szczerze, ciesząc się z tego co zrobiła. Gaduła przeniosła Starka na łóżko, aby odpoczął. Jednak nie chciała opuszczać pokoju.

Selene: Zostaniesz tu?
Pepper: Chcę być przy nim tak długo jak będzie trzeba, a tak poza tym, to dzięki, że go ocaliłaś.
Selene: Zrobiłam co trzeba było zrobić. Wiesz, że jak tutaj będziesz, oni odkryją twoje kawały, które im zrobiłaś.
Pepper: Oj! Zaryzykuję.
Selene: Jesteś mi winna słoik nutelli.
Pepper: Hahaha! Jutro skoczę ci kupić nawet pięć słoików.
Selene: No to trzymam cię za słowo.

Obie zaśmiały się, gdyż wreszcie potrafiły się ze sobą dogadać. Ich przyjaźń dopiero zaczęła rozkwitać.
~~~~~~~**~~~~~
No to mamy połowę. Fakt, że ten rodzaj humoru może nie przemawiać do wszystkich, ale tak właśnie wyszło w pisaniu. Słowa same przychodzą na język, a w głowie tworzą się dziwne scenki. Tak zwana wena, nie?

Część 8: Psoty i figle idą w parze

0 | Skomentuj
Dziewczyny rozpakowywały swoje rzeczy, kładąc je obok swojego łóżka. Najdziwniejsze drobiazgi wyciągała Pepper, co rzuciło się w oczy pozostałym. Słoiki, pędzle i bardzo nietypowe “zabawki”.

Selene: Majonez? Po co ci to?
Pepper: Nie wiem jak wy, ale ja lubię wycinać żarty. Możecie się przyłączyć, jeśli chcecie. Wybierzemy ofiarę. Starczy dla każdego.
Tośka: Kuszące, ale wolę nie robić kłopotów. Jeszcze mnie wykopią.
Pepper: A ty, Sel?
Selene: Jaka Sel?! Jestem Selene!
Pepper: To tak w skrócie, bo nie chce mi się wymawiać pełnego imienia.
Selene: Co za leń.
Pepper: Ej! Dla ciebie, to kreatywny leń.
Tośka: Dobra, dziewczyny. Wy róbcie im numery, a ja będę siedzieć cicho.
Pepper: To co, Sel? Wchodzisz w to?

Rudowłosa na moment zastanawiała się nad udzieleniem odpowiedzi. Myślała nad korzyściami z tego, dlatego też wyraziła zgodę.

Selene: Nic mi nie szkodzi spróbować. Jestem za.
Pepper: Super, więc zaczynamy.
Selene: Tak szybko? Nie lepiej zaczekać, aż będzie ciemno?
Pepper: Oj! Nie ma mowy. Nie traćmy czasu. Im szybciej, tym lepiej. Atak w biały dzień będzie idealny.

Zaśmiała się złowieszczo, ukazując swą prawdziwą naturę. Maniaczka mang zignorowała je, sięgając po jeden z tomów “Tokyo Ghoul”, a rudzielce zaczęły działać. I to nie może się skończyć dobrze dla chłopaków. Zdecydowanie nie.
Gdy one zbliżały się do domku z facetami, oni leżeli na łóżkach, gapiąc się w ścianę.

Happy: Nuda!
Rhodey: Serio? Co ty nie powiesz?
Tony: Może zamiast marudzić, wymyślmy coś.
Rhodey: Niby co?
Tony: No nie wiem. Profesor mówił coś o grach i zabawach. Chodźmy do niego.

Nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła.

Rhodey: Co to było?
Tony: Nie panikuj. Pewnie komuś spadła szklanka.
Rhodey: Głupie wytłumaczenie.
Happy: Popieram.

Pepper przeklęła po cichu, bo zwaliła słoik z nutellą. Na sam rarytas narobiła smaka przyjaciółce.

Selene: No i zmarnowałaś nutellę. Mam cię czymś grzmotnąć?
Pepper: Ej! Gramy po tej samej stronie, więc nie groź mi, jasne?
Selene: Dobra, dobra.
Pepper: A! Właśnie! Wykorzystaj swoje moce.
Selene: Po jaką cholerę? Myślisz, że to takie łatwe?
Pepper: A co? Jakiś masz limit?
Selene: Ech! Nieważne, ale wolę z nich nie korzystać.
Pepper: Nawet, żeby lekko ich postraszyć?
Selene: Hmm… To zmienia postać rzeczy.

Uśmiechnęła się, knując coś. Tak. Diabełek obudził się w kolejnej kobiecie. Za pomocą wiatru otworzyła drzwi, jakby zrobił się przeciąg. Rhodey lekko się przestraszył.

Rhodey: To dziwne. Ktoś nie zamknął okna?
Tony: Na mnie nie patrz. Przecież ledwo tu przyszliśmy i wszystko było zamknięte.
Rhodey: Happy?
Happy: Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłem.
Tony: Tak jak zawsze.
Happy: Kiedyś ci przywalę, Stark, ale jesteś mi potrzebny.
Tony: No widzisz. Dobrze to słyszeć.

Kiedy histeryk chciał zająć się czymś innym poza zbijaniem bąków, wiatr przybrał na sile, przewracając mały stolik obok okna.

Rhodey: Whoa! Co jest grane?!
Happy: Aaa! Duchy!
Tony: Jakie duchy? To niedorzeczne.

Dziewczyny śmiały się w ukryciu. Prawie zostały odkryte, gdyż jeden z nich wybiegł z płaczem.

Pepper: Wow! Niezła jesteś.
Selene: W końcu jestem boginią niebios.
Pepper: Z nimi będzie najgorzej.
Selene: Twój ruch, Pep.
Pepper: Pep? Tylko Tony tak może do mnie mówić i nikt inny.
Selene: Okej. Wyluzuj. Ty mówisz do mnie Sel, więc ja będę do ciebie zwracać się Pep. Może być?
Pepper: Ech! No niech ci będzie.
Selene: Może teraz ty coś zrobisz? Chyba nie sądzisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę.
Pepper: Wykurz ich, a ja zajmę się resztą.
Selene: Powodzenia.
Pepper: I wzajemnie, partnerko.

Jakkolwiek niezręcznie to brzmiało, szybko zapomniała o tym. Skupiły się na zadaniu. Bogini weszła do ich pokoju bez wypowiadania ani jednego słowa. Jednak jej twarz przybrała diabelne oblicze.

Selene: Cześć, chłopaki. Co porabiacie?
Tony: Eee… My tylko… Rhodey?
Selene: Coś ty taki strachliwy? Przecież nie skrzywdzę cię.

Zapaliła ogień w dłoni, który nie był maleńki jak ostatnio. Był ogromny.

Selene: Zabawimy się?
Tony: Nie! Nie weźmiesz mnie żywcem!
Rhodey: Tony!

I tak geniusz wybiegł z krzykiem. Pozostała niańka od siedmiu boleści.

Selene: Naprawdę jestem taka straszna?
Rhodey: Nie… Nie jesteś, ale on…
Selene: Obgadywał mnie? Nieładnie.

Wzmocniła płomień, zbliżając się niebezpiecznie blisko Rhodey’go. Długo nie wytrzymał i także zwiał, gdzie pieprz rośnie. Obie zaśmiały się głupawo.

Pepper: Ale tchórze.
Selene: Hahaha! No i to jeszcze jacy.
Pepper: Okej. Jak coś, to mnie kryj.

Gaduła wyjęła słoik majonezu, brudząc cały plecak Happy’ego od środka. Większość spadła na ubrania, a szczególnie na bieliznę.

Selene: Soli?
Pepper: Nie trzeba.

Potem zajęła się torbą panikarza, którą posmarowała bitą śmietaną, dosypując słodkiej posypki cukrowej.

Pepper: Na pewno zgłodnieje. Hahaha! Czas na Tony’ego.

Zawartość jego plecaka została ubrudzona keczupem. Nie jednym, a dwoma tubkami.

Pepper: Perfekto.

Zadowoliła się ze swojego dzieła.

Pepper: Dobra. Zwiewajmy stąd.
Selene: To chodźmy.

Próbowały nie śmiać się, ale przez wywinięte numery było to wręcz niewykonalne. Na szczęście nie trafiły na facetów i bez problemu znalazły się w swoim domku. Jednak nie wyglądał tak jak poprzednio. Coś uległo zmianie.

Pepper: Eee… Tośka, co tu się stało? Widziałaś tu kogoś?
Tośka: Ktoś się kręcił. A co?
Pepper: Sprawdźmy czy nie wywinęli nam kawału.
Selene: Myślisz, że by takie coś nam zrobili?
Pepper: Jeśli zobaczę, że któryś z nich ruszał moje rzeczy, zabiję tak boleśnie, aż będą kajać na kamieniach.
Tośka: Może to zemsta za wasze występki.
Pepper: Oj! Nie stała się im krzywda.
Selene: Eee… Pepper?
Pepper: Co?
Selene: Twój plecak.

Brązowooka podeszła do niego, sprawdzając zawartość. Jej ulubiona bluzka była pomazana chrzanem, co śmierdział na kilometr.

Pepper: Zabiję. ZABIJĘ! JUŻ SĄ MARTWI!

Część 7: Iron Man na wakacjach

0 | Skomentuj
Papierkowa robota związana z wycieczką szkolną została ogarnięta w przedostatni dzień tygodnia, gdyż wszyscy przynieśli regulaminy, a także zgody. W piątek nikt nie przyszedł, bo woleli zająć się pakowaniem niż dręczyć biedny mózg pochłanianiem wiedzy. Jak można się domyślić, to nasz tak zwany geniusz siedział w zbrojowni, robiąc małe porządki z pomocą Rhodey’go. Ignorował wszelkie alarmy, zostawiając walkę z przestępcami zwykłym funkcjonariuszom, agentom specjalnym czy samej T.A.R.C.Z.Y.

Rhodey: Czyli Iron Man też robi sobie wolne? Aż ciężko mi w to uwierzyć. To nie w twoim stylu, Tony.
Tony: Przyda się małe oderwanie od obowiązków.
Rhodey: Naprawdę się tobie dziwię. Skąd taka zmiana?
Tony: No wiesz. Integracja klasy i w ogóle. Zresztą, miło będzie nie słuchać Roberty przez trzy dni.
Rhodey: Hahaha! To dowaliłeś. Dobrze, że cię nie słyszy.
Tony: Wtedy byłby przypał.
Rhodey: I to niemały.
Tony: Ciekawe jak z pozostałymi.
Rhodey: Znając Pepper, szykuje coś na nas.
Tony: Happy zapewne też.
Rhodey: Jeszcze została Selene.
Tony: Oj! Z nią nawet nie będę zadzierać.
Rhodey: O! Czyżbyś się bał naszej bogini niebios?
Tony: Wszystkie rudzielce są wcieleniem demona. Będę trzymał się od nich jak najdalej.
Rhodey: Od Pepper też?
Tony: Tak.

Odparł stanowczo, zaś przyjaciel patrzył się w sufit. Rozkojarzył się, bo miał słabość do rudowłosych dziewcząt.

Tony: Ej! Romeo, nie odpływaj.
Rhodey: Ech! Sorki, Tony. Zwykle to mi się nie zdarza.
Tony: Oj! Bracie, trafiła cię strzała Amora.
Rhodey: Niestety.

Gdy oni ze sobą rozmawiali, Selene wcisnęła ostatnie rzeczy do walizki i z całej siły wskoczyła na nią. Po przygotowaniu bagażu na podróż, zaczęła bawić się wygenerowaną niewielką kulę światła, dzięki czemu rozświetliła swój pokój.

Selene: Hmm… Wycieczka szkolna. Coś czuję, że to będzie niezapomniany wyjazd.

Powiedziała sama do siebie, zwiększając wielkość mocy na tyle, że lampy okazały się zbędne.
Niespodziewanie otrzymała wiadomość. Doskonale zdawała sobie sprawę kto mógł czegoś od niej chcieć. Odczytała treść.

Obserwuj Starka. Znowu są z nim kłopoty.

Selene: Oj! Fury, bez obaw. Przecież mam na niego oko.

Błyskawicznie odpisała to samo co wypowiedziała na głos. Do tego dodała buźkę z mrugniętym okiem i wysłała komunikat do szefa.
Cztery dni później, uczniowie siedzieli w autobusie, jadąc na wycieczkę. Tradycyjne nasza para gołąbków była blisko siebie, za plecami mieli Rhodey’go, zaś po przeciwnej stronie siedziała bogini z Tośką, a na samym końcu autokaru rozsiadł się Happy. Nauczyciel sprawdził listę obecności, odhaczając wszystkich. Nikt się nie spóźnił, więc mogli wyruszyć w drogę. Nie minęło pięć minut, a panikarz musiał zamienić się w mamusię.

Rhodey: Wziąłeś ze sobą wszystko? Ładowarkę, śniadanie, picie…
Tony: Tak, mamo.
Pepper: Rany! Znowu cię będzie męczył? Chyba dostaniesz za to łupnia.
Rhodey: Pepper, to zwyczajna troska.
Pepper: Czyżby? Może jeszcze sprawdzisz czy majtki ma czyste?
Rhodey: Ej! No bez przesady. Taki nie będę.
Tony: Chciałem odpocząć od przesłuchań Roberty, a zamiast tego mam jej męską wersję.

Gaduła nie potrafiła się opanować ze śmiechu. Tak się śmiała, aż zaraziła tym innych. Nie wiedzieli, z czego mieli taki ubaw i nawet nie próbowali tego zrozumieć.

Tony: Gdyby nie implant, nie byłbyś taką mamuśką. Może kiedyś wynajdą coś na całkowite wyleczenie. Jakieś serum albo coś innego.
Rhodey: Będzie dobrze. Dasz radę.
Pepper: Ale wiesz co? Jakby tak przeszczepić mózg, to będzie w innym ciele.
Tony: Pep, skąd ty masz takie chore pomysły?
Pepper: Hahaha! Z domu. No wiesz. Gdybyś nie był takim bezmyślnym idiotą, nie zasugerowałabym czegoś takiego.
Tony: Wiem, że czasem mnie ponosi, lecz tak to już jest jak jesteś Iron Manem.
Happy: Jesteś Iron Manem?
Tony: Cholera.

No i tak udowodnił swój debilizm, mówiąc przy innych otwarcie o drugim wcieleniu. Tylko Selene nie była zaskoczona. Wiedziała kim jest. Jednak przysłuchiwała się wymianie zdań. Była ciekawa jak wybrnie z tej niezbyt dobrej sytuacji.

Tony: Happy, to nie tak jak myślisz.
Happy: Oj! Przestań kłamać.
Tony: Happy…
Happy: Przecież Iron Man jest robotem. Zazdrościsz mu, co?
Tony: Eee… Nie. Ja tylko…
Happy: Nic nie mów, jasne?
Tony: Zgoda.

Z łatwością wybrnął, chroniąc swój sekret. Reszta drogi została przebyta w milczeniu. Prawie każdy coś cykał na telefonie lub słuchał muzyki. Żadnych rozmów co również odpowiadało profesorowi klasy.
Kiedy znaleźli się na miejscu, przed sobą widzieli malowniczy krajobraz gór oraz ośrodek wypoczynkowy, który składał się z dwóch odosobnionych budynków. Klein wstał z siedzenia, przemawiając do uczniów.

Prof. Klein: Podzielimy się na dwie grupy. Najpierw niech podejdą do mnie wszystkie dziewczyny.

Na prośbę wstały i podeszły do niego.

Prof. Klein: Idźcie do budynku po lewej stronie. Jedna osoba bierze klucz. Kto chętny?
Selene: Ja mogę.
Prof. Klein: Zatem proszę.

Podał jej klucz wraz z rozpiską planu dnia, gdzie poza spisanymi godzinami na posiłek nie było nic szczególnego, na co powinny zwrócić uwagę. Żeńska część opuściła bus, kierując się do odpowiedniego domku.

Prof. Klein: No dobra, a z wami zrobię to samo. Jedna osoba ma klucz i plan dnia.
Rhodey: Mogę wziąć.
Prof. Klein: W porządku, więc możemy dołączyć do reszty.
Tony: Ale na pewno jesteśmy odseparowani od dziewczyn?
Prof. Klein: Tak, dlatego liczę na przestrzeganie regulaminu. Nie róbcie głupstw.
Rhodey: Niech pan im też to powie.
Happy: Właśnie! Nie jesteśmy jedyni!
Prof. Klein: Rozumiem was, ale bez obaw. Nikomu włos z głowy nie spadnie.

Żaden z nich nie umiał w to uwierzyć, gdyż znali Pepper Potts, zaś Tony najbardziej bał się Selene Khan.

Prof. Klein: Ogłaszam wycieczkę szkolną za rozpoczętą.

Część 6: Bądźcie przyjaciółmi

0 | Skomentuj
Prawie cała klasa wróciła z przerwy. Nawet Tony, który zdołał się ogarnąć po małym wypadku (czytaj zmoczenie spodni). Jedynie ławka Tośki była pusta. No dobra. Happy także zniknął. Oboje poszli na papierosa za budynkiem szkoły. Profesor postanowił na nich jeszcze poczekać, gdyż na tej godzinie chciał zająć się kwestią organizacyjną na temat wyjazdu integracyjnego.
Gdy minął kwadrans, cierpliwość Kleina dobiegła końca.

Prof. Klein: No dobra. Zaczniemy bez...

Nie zdołał dokończyć. W mgnieniu oka pojawili się palacze.

Tośka: Przepraszamy za spóźnienie.
Prof. Klein: Macie wyczucie czasu. Właśnie zamierzałem zacząć mówić o wycieczce. Siadajcie.

Uczniowie wydawali się skupieni. Nic w tym dziwnego, bo nie byli katowani nauką. Zresztą,  byli ciekawi wyjazdu. Mężczyzna przeszedł się po klasie, rozdając kartki z regulaminem wycieczki oraz zgodami dla rodziców.

Prof. Klein: Podpisane zgody wraz z regulaminem proszę przynieść do końca tego tygodnia. Pytania?

Pepper podniosła rękę.

Prof. Klein: Tak, panno Potts?
Pepper:  Będą osobne pokoje czy mamy zrobić jakieś grupy?
Prof. Klein: Hmm... Dobre pytanie. Raczej będą grupy ze względu na charakter integracyjny waszej wycieczki.
Rhodey :Ale dziewczyny będą osobno?
Prof. Klein: Oczywiście. Nie można pozwolić na inny układ. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Pepper: Czy pan coś sugeruje?
Prof. Klein: Wszystko macie wypisane w regulaminie. Wyraźnie podkreśliłem jedną z najbardziej istotnych zasad, czyli zakaz seksu.
Rhodey: Ej! Przecież wiemy co możemy.
Prof. Klein: Przykro mi to mówić, ale dochodziło do samowolki, przez co były gwałty,  kradzieże i pobicia.
Happy: Ha! Tony, nie poruchasz.

Uczniowie śmiali się na całe gardło, zaś geniusz był zniesmaczony. W końcu wszyscy znali jego skryte pragnienia.

Prof. Klein: Panie Hogan, proszę uważać na słownictwo. Więcej dojrzałości.
Happy: No co? Każdy ma jakieś marzenia.
Tony: Happy, przesadziłeś.
Rhodey: Jak kocha, to poczeka.
Pepper: Zamorduję cię, debilu!
Prof. Klein: Panno Potts, pół tonu ciszej.
Happy: Tony, przyznaj się. Wszyscy wiemy, że chcesz ją porządnie przelecieć.
Pepper: Przelecisz zaraz przez ławkę, a potem zmiażdżę twoje jądra, aż piśniesz jak malutka dziewczynka.
Happy: Ej! Groźby są karalne, Potts!
Pepper: O nie! Tylko nie po nazwisku!

Ruda już miała ochotę wstać, ale geniusz w porę ją powstrzymał.

Tony: Pep, nie złość się tak na niego.
Prof. Klein: Klaso, proszę o spokój.
Tośka: Ech! Niech pan już powie coś o tej wycieczce, bo zaraz zrobi się tu niezła rzeź.

Nauczyciel postanowił zastosować odpowiednie środki, aby załagodzić spór.

Prof. Klein: Każdy kto będzie przeszkadzał, nie pojedzie na wycieczkę.

I ta magiczna formułka zdziałała cuda. Na ten moment zapomnieli o sporach. Wychowawca przedstawił ogólny plan wycieczki.

Prof. Klein: Przez trzy dni będziecie wypoczywać w górskim ośrodku wypoczynkowym. Nie będziecie nic zwiedzać. Głównym celem jest integracja, dlatego zaplanowałem mnóstwo gier i zabaw.
Pepper: Eee… My nie jesteśmy przedszkolakami. Wie pan?
Prof. Klein: No nie powiedziałbym. Większość z was tak się zachowuje, jakby nigdy nie wyrosła z pieluch. Mam nadzieję, że dzięki temu stworzycie ze sobą przyjaźnie.
Selene: Kiedy będzie wyjazd?
Prof. Klein: Za tydzień w poniedziałek, jeśli nie będziecie sprawiać kłopotów.
Happy: Spoko, profesorku. Już ja tego dopilnuję.
Prof. Klein: W porządku, więc to tyle na dziś. Możecie wracać do domu.
Rhodey: Czy to jakiś żart?
Prof. Klein: Mówię prawdę. Nie będę was zatrzymywać. Lekcje skończone.

Więcej nic nie musiał mówić, bo wszyscy wybiegli z klasy, przepychając się przez drzwi, zaś wychowawca jedynie uśmiechnął się pod nosem.

Prof. Klein: Ach! Te dzieciaki.

Kiedy on zajmował się wypełnianiem dziennika o dodatkowe dane, zgraja przygłupów walczyła z rodzicami o durnowaty podpis. Mama Happy’ego zgodziła się puścić syna na wycieczkę, rodzice Tośki nawet nie czytali papierku i podpisali bez problem,Tony z Rhodey’m także nie musieli specjalnie przekonywać Roberty, Selene zwinnym ruchem podrobiła podpis, zaś Pepper nie miała tak łatwo. Surowy ojczulek dokładnie analizował każde zdanie regulaminu, aby niczego nie przeoczyć. Troska ponad granice. Rudzielcowi przypadło najlepsze “szczęście”.

Virgil: Kto dokładnie jedzie na wycieczkę?
Pepper: Praktycznie każdy, bo nikt nie chce gnić w szkole na głupich lekcjach, więc raczej wszyscy podpiszą zgody.
Virgil: Widzę, że nie brakuje ci energii. Zanim zdecyduję się to podpisać, sama przeczytaj spis zasad. Musisz wiedzieć w co się pakujesz.
Pepper: Tatku, ja wiem, co ma być. Spokojnie. Potrafię o siebie zadbać, jeśli ci o to chodzi.
Virgil: Czyżby? Masz podejrzaną klasę.
Pepper: Cholera! Dla ciebie każdy jest podejrzanym typkiem. Nawet dziewczyna!
Virgil: Tylko mi nie mów, że zmieniłaś orientację.
Pepper: Tato! Jestem z Tony’m od pół roku!
Virgil: Ech! Jakbyś nie mogła wybrać lepszego.

W nastolatce gotowała się wściekłość. Z uśmieszkiem diablicy chwyciła za rękę rodzica, wskazując na miejsce podpisu.

Pepper: A teraz mi tu się machnij, dobrze?
Virgil: Obym tego nie pożałował.
Pepper: A może mam skręcić paluszek? O! Ten malutki.
Virgil: Dobra, dobra! Wygrałaś.
Pepper: Jesteś super, tatku.

Wykonał prośbę, a ta w nagrodę przytuliła go dość czule. Raczej tym uściskiem mogła udusić Virgila, ale jakoś przeżył. Tak jak zwykle.

Część 5: Nie chcę umrzeć

0 | Skomentuj
Nadszedł kolejny, przecudowny dzień w szkole. No dobra. Nikt nie uwierzy, że ktoś chciałby ruszyć dupsko w dość porządną ulewę. Tak się rozpadało, aż cała klasa siedziała przemoczona, czekając na nauczyciela. Każdy wykorzystali ten czas na swój sposób. Pepper migdaliła się z Tony’m, Rhodey zaczytywał się w książce o historii, Happy bujał się na krześle, Tośka pochłaniała mangę, zaś Selene była jedyną osobą, która próbowała na szybko rozwiązać zadania z fizyki. Jednak miała pecha. Nie zdążyła nawet rozwiązać pierwszej części i już profesorek się pojawił.

Prof. Klein: Dobrze, klaso. Dziś sprawdzimy czy odrobiliście pracę domowę. Może ktoś na ochotnika? O! Widzę łąkę nóg, więc będę losować.

Przyjrzał się numerom z dziennika, a następnie zamknął oczy.

Prof. Klein: Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, a kozłem ofIarnym będziesz… TY!

Nauczyciel specjalnie powodował u nich palpitację serca, gdyż dreszczyk emocji podobno poprawia pracę na lekcji. Siedzieli tak spięci, że nie zamierzali się ruszyć.

Happy: Przepraszam, profesorze.

Nie wytrzymał i musiał wybiec z pomieszczenia. Można było pomyśleć o błyskawicznej ucieczce do domu. Bzdura. Nie chciał nawalić w spodnie, dlatego pobiegł najszybciej jak się da do łazienki. Mężczyzna lekko się uśmiechnął.

Prof. Klein: Biedak, ale i tak wybrałem kogoś innego.
Pepper: No niech pan już mówi, do cholery, bo zaraz wszyscy wylecą w podskokach i lekcji nie będzie, a panu przecież płacą za siedzenie tutaj z nami, prawda?
Prof. Klein: Skoro się odzywasz, zgłaszasz się do zadania. Świetnie.
Pepper: Co?! Nie! To nieporozumienie!
Prof. Klein: Wybawiłaś pannę Khan.
Selene: Dzięki, Pepper.
Pepper: Ej!
Prof. Klein: Zapraszam do tablicy.

Gaduła była niezachwycona co mogła dostrzec jej sąsiadka z ławki. Ten gniew w oczach. Zdecydowanie pragnęła kogoś zabić.

Pepper: Zabiję ją. Jeszcze mnie popamięta.
Selene: Słyszałam!
Prof. Klein: Proszę o spokój! Panno Potts, proszę rozwiązać zadanie trzecie z testu A, a ja w tym czasie zobaczę pani zeszyt.

Dziewczyna wstała z ławki i poszła na miejsce śmierci, zwane tablicą. Użyła całej mocy mózgu, aby wykombinować jakieś rozwiązanie, choć fizyka należała do tych przedmiotów, które bez pomocy klasowego geniusza przygwoździłyby ją do trumny. No i w taki sposób nie miałaby szans na przejście do kolejnej klasy.

Prof. Klein: Jakiś problem?
Pepper: Nie. nie! Ja… już to… liczę.
Prof. Klein: Dobra. Siadaj. Widzę, że jesteś nieprzygotowana, a zadań również nie zrobiłaś. Jedynka.
Pepper: Ale jeszcze nie skończyłam!
Prof. Klein: Nie będę tracić dodatkowo czasu.

Uczennica wzięła swój zeszyt, przeklinając w myślach, ponieważ twarz zdradzała wszystko. Wróciła na swoje miejsce, a za nią wszedł Happy.

Selene: Wybacz. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Pepper: Ech! Trudno. Poprawię jakoś, a poza tym, to wina Tony’ego.
Tony: Co?! Czemu moja?!
Prof. Klein: Proszę o spokój!

Facet gadał swoje, ale wianuszek przyjaciół rozpoczął swoje małe rozmówki.

Tony: Zapytam się jeszcze raz. Dlaczego mnie winisz za brak zadania?
Pepper: Bo nie pomogłeś, a wiesz jaka jestem cienka z fizy.
Tony: Wybacz. Po prostu byłem zmęczony.
Pepper: Och! Kiedyś ci zrobię taki raban w twoim sanktuarium, że gorzko pożałujesz tego jak mnie olewasz. Chyba nie chciałbyś zgubić swoich cennych zabaweczek, Anthony?
Tony: Ej! Tylko nie Anthony.
Selene: Ulala! Weszła ci na ego.
Tony: Nie twoja sprawa.
Selene: Już jestem w to wmieszana.
Rhodey: Eee… Możecie być ciszej? Ja tu czytam.
Tośka: Nie ty jeden.
Happy: Mój jest ten kawałek podłogi.
Pepper: Idioci. Wszędzie idioci.
Tony: Myszko, następnym razem ci pomogę. Jednak znasz moje hobby. Czasami jestem tak zmęczony, że nie potrafię nic wymyślić.
Pepper: Myszko?! Jestem dla ciebie gryzoniem?!
Tony: Pep, masz okres czy co?
Selene: Oj! Radzę ci nie mówić takich rzeczy kobiecie.
Rhodey: Czy możecie być cicho, chociaż na pięć minut?
Happy: Wśród nocnej ciszy.
Tośka: To my już mamy święta?
Selene: Czy tylko ja tu jestem normalna? O! Przepraszam. Też nie jestem.

Śpiew Happy’ego zmieszał się z krzykami rudej, pretensjami książkoholików i pozostałą wymianą zdań między uczniami. Nauczyciel stracił cierpliwość i wrzasnął na cały głos.

Prof. Klein: CISZA!

No i była cisza. W jednej chwili zamarli.

Prof. Klein: Widzę, iż dziś naprawdę ciężko o skupienie. Widocznie będę musiał odwołać wycieczkę.
Pepper, Rhodey, Selene, Happy, Tony, Tośka: WYCIECZKĘ?!
Prof. Klein: Tak. Planowałem zrobić wyjazd integracyjny. Dyrektor zgodził się pod warunkiem podpisania regulaminu. Jak będziecie grzeczni, spędzicie trzy dni bez konieczności nauki. Zgadzacie się na coś takiego? Ręka w górę.

Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się, ponieważ każdy wyjazd był lepszy od katorgi w Akademii Jutra.

Prof. Klein: No i proszę. Wszyscy chętni. Świetnie, więc rozdam wam zgody oraz regulaminy. Gdybyście mieli pytania, nie bójcie się podejść. Wyjaśnię wszelkie wątpliwości.

I ta wiadomość uratowała Starkowi życie. W ten sposób nie doszło do bójki i na dźwięk dzwonka mogli wybiec na przerwę. Większość z nich poszła w swoje strony. Oczywiście nasza “święta” trójca weszła na dach, gdzie skonsumowała swoje śniadanko. Selene nie znała szkoły, lecz z jakiegoś powodu była ciekawa dlaczego akurat tam spędzają wolny czas. Usiadła gdzieś z boku, obserwując ich. Rudzielec nie hamował się i przywalił porządnie z lewego sierpowego w pysk.

Tony: Au! Pepper, litości!
Rhodey: Ona chyba naprawdę ma okres. Te hormony. Boże! Faceci mają przez was przerąbane.
Pepper: Trzeba było pomóc, a nie bawić się w bohatera w latającej puszce po konserwie.
Tony: Pepper, znasz moje obowiązki. Musiałem zareagować.
Pepper: Ale nie tylko ty stoisz po tej dobrej stronie. Ile razy mam ci powtarzać jak wielu herosów także naraża swoje życie, a agenci T.A.R.C.Z.Y. nie bawią się na placu zabaw, tylko pomagają.
Tony: Dobra, dobra. Pojmuję. Ech! Jednak nie zrezygnuję z tego kim jestem.
Pepper: Wiem.
Rhodey: Okej. Pozwólcie, że wam przerwę na moment.
Pepper: No wal.
Rhodey: Czy tylko ja mam wrażenie jak ktoś się na nas gapi?
Selene: Ojć!

Cała trójka odwróciła się za siebie, skąd dostrzegli koleżankę z klasy.

Pepper: Ej! Ty tam! Przywalić ci?
Tony: Pepper, nie tak ostro.
Pepper: Głucha jesteś?!

Bogini wstała, gdyż jej cierpliwość miała swoje granice.

Pepper: O! Jednak słyszysz. Świetnie.
Selene: Nazwałaś mnie głuchą?
Pepper: No, bo nie reagowałaś.

Kobieta wytworzyła niewielki płomień w dłoni, pokazując go bardzo blisko brązowookiej.

Pepper: Whoa! Kim tym jesteś?!
Selene: Jeśli jeszcze raz będziesz się tak do mnie odnosisz, staniesz w płomieniach. Czy wyraziłam się jasno?
Pepper: T...tak.
Selene: I dobrze.

W ułamku sekundy ogień zgasł. Pierwszy raz córeczka tatusia przestraszyła się osoby o tej samej płci. Nigdy w życiu nie przeraziła się na starcie z istotą żeńską. Ta akurat nie wyglądała na zwykłą.
Kiedy Selene chciała ich zostawić, geniusz odezwał się.

Tony: Zaczekaj! Nie możesz iść.
Selene: Zabronisz mi?
Rhodey: Tony, ona jest niebezpieczna. Czy wszystkie rude muszą takie być?
Pepper: Zabiję cię zaraz cyrklem.
Selene: Mogę dołączyć? W takiej sytuacji musimy być po tej samej stronie.

Histeryk schował się za Anthony’m, trzęsąc ze strachu.

Rhodey: Może… Może zostawmy je. Wiejmy stąd, póki są zajęte sobą.
Tony: Co jak co, ale ja się nie przestraszyłem.
Pepper: Zlałeś się w spodnie.
Tony: Co?!

Miała rację. Była ewidentnie widoczna plama moczu. Zawstydził się i również planował uciec.

Tony: Pepper, zajmij się nią, a ja… później wrócę.
Pepper: Ej! Wracaj mi tu!

No i tak geniusz zniknął, biegnąc szybko do łazienki. Na szczęście miał w zapasie jakieś ubrania. Można pomyśleć, iż jest zabezpieczony na każdy możliwy wypadek. Prawda, ale plecak Rhodey’go skrywał więcej skarbów.
Gdy on doprowadzał się do porządku, rudowłose rozpoczęły swój słowotok.

Pepper: Nie mogę cię puścić, bo podsłuchiwałaś. Wiesz o wszystkim.
Selene: Szczerze? Nie masz pojęcia jak dużo o was wiem.
Pepper: Opowiadaj. Mamy czas. Rhodey nawet nie podejdzie, bo go spalisz, a ja dźgnę.
Selene: Chyba jesteśmy zbyt wredne dla facetów. Nie sądzisz?
Pepper: Hmm… Mój tatuś tak mnie wychował, żeby do żadnego gwałtu nie doszło. Dzięki niemu potrafię obronić się przed zboczeńcami.
Selene: Eee… Może zacznijmy od nowa. Selene.
Pepper: Pepper.

Podały sobie ręce na znak zawarcia przyjaźni. Topór wojenny został zakopany.
© Mrs Black | WS X X X