Rozdział 17: Pustka

**Tony**

Z jakąś godzinę naprawialiśmy zbroję, ale było warto. Wyglądała jak nowa. Rhodey nalegał na jakiś bardzo rozsądny plan z uniknięciem ryzyka. Ciężko coś takiego wymyślić, chociaż Fix został sam. Nie miał żadnego sługi. Usiadłem na fotelu, sprawdzając jego ostatnie kryjówki. Rhodey od razu podszedł, aby też poszukać.
Gdy tak przyglądałem się współrzędnym, usłyszałem dźwięk jakby ktoś wpisał błędny kod.

Tony: Kogo tu niesie?
Rhodey: Nie wiem.
Roberta: JAMES, JESTEŚCIE TAM?

Cholera. Roberta. No to się doigraliśmy. Nigdy tu nie przychodziła. Co ją tak naszło? Pierwsza myśl jaka mnie naszła to wyjście ze zbrojowni. Na wszelki wypadek ukryłem zbroję pod białą płachtą.

Tony: Ja się jej boję, Rhodey.
Rhodey: Ej! Wiem, że czasem jest przerażająca, ale będzie dobrze. Pewnie już pora obiadu.
Tony: Może masz rację.
Rhodey: To tylko moja mama. Spokojnie.
Tony: Ty tylko tak mówisz.
Rhodey: No już. Nie pękaj.

Gdyby mnie nie holował do wyjścia, nawet bym się nie ruszył. Odblokowałem drzwi, aż rzuciło się na mnie spojrzenie Roberty. Było coś w stylu „Macie przechlapane”. Szukałem jakiejś ucieczki czy uniku od rozmowy. Nieco się spiąłem na myśl o przesłuchaniu.

Roberta: Obiad, chłopcy, bo zaraz wam wystygnie.

Byłem w szoku. Tylko to nam powiedziała i poszła sobie. Dziwne. Wymieniliśmy się pytającymi spojrzeniami, a następnie udaliśmy się na posiłek.
Kiedy miałem już otworzyć drzwi, zatrzymałem się w miejscu. Poczułem spory ucisk, aż chwyciłem się za klatkę piersiową, oddychając nerwowo.

Rhodey: Hej. Wszystko gra?
Tony: Przemęczenie. To… nic.
Rhodey: Mogliśmy zrobić jakąś przerwę, Tony. Przepraszam.
Tony: Nie szkodzi.

Uśmiechnąłem się słabo i przekroczyliśmy próg drzwi. Umyliśmy ręce, a potem zasiedliśmy do stołu. Jedliśmy w milczeniu. Żadnych słów. Nawet spojrzeń. Zupełnie nic. Takiej ciszy dawno nie było, choć obecnie do przyjemnych nie należała. Zjadłem tylko połowę talerza. Na więcej nie miałem ochoty.

Roberta: I tyle ci wystarczy do wieczora?
Tony: Pewnie. Żaden problem.
Rhodey: Idziesz do laboratorium?
Tony: Muszę, bo wiesz… Ładowanie.

Wskazałem mu na umiejscowienie implantu. Od razu dokończył w pośpiechu swoją porcję. Poszliśmy ponownie do fabryki. Wstukałem odpowiedni kod, wchodząc do środka. Wziąłem ładowarkę do ręki, podpinając do niej rozrusznik. Leżałem, czekając na koniec procesu. Byłem naprawdę zmęczony.

Rhodey: Marnie wyglądasz. Naprawdę mogłem cię odciągnąć od tego, a tego nie zrobiłem.
Tony: Oboje chcemy dorwać tego drania. Chcemy sprawiedliwości dla niej.
Rhodey: I ją dostanie, ale musisz się oszczędzać.
Tony: Doktorek dał mi jakiś wspomagacz, który pieści jak cholera. Co chwilę mnie skubany kopie.
Rhodey: No masz za swoje.

Zaśmiał się, a ja tylko go rzuciłem poduszką. Leżałem tak przez jakąś godzinę, aż na bransoletce wyświetliło się sto pełnych procent energii. Wstałem, odpinając się od ładowarki. Założyłem koszulkę i podszedłem do wyrzutni ze zbroją.

Rhodey: Teraz chcesz go gonić?
Tony: Im szybciej, tym lepiej. Ja mu nie odpuszczę. Nie po tym co jej zrobił.

Tyle powiedziałem, uzbrajając się w pancerz. Wyleciałem z bazy, zaś współrzędne wskazywały na port.

Tony: Idę po ciebie, draniu.

**Pepper**

Coś mnie ciągnęło w dół, lecz zdołałam znaleźć w sobie siły i wydostać się z tej otchłani. Oślepiło mnie światło, lecz nie mogłam powiedzieć jak to pali w oczy. Miałam coś w gardle. Dusiłam się. Obok siebie dostrzegłam tatę. Z tej radości wypłynęły łzy. Był tutaj. Nie straciłam go.
Nagle ktoś podbiegł do mnie i zaczął wyjmować to badziewie. Głęboko oddychałam, uspokajając się. Czułam jego rękę. Jednak położył ją na moim barku. Dopiero wtedy zauważyłam brak rąk oraz nóg.

Pepper: Ta… to?
Virgil: Już dobrze, skarbie. Wszystko się jakoś ułoży.
Pepper: Co się stało?!
Dr Bernes: Za szybko się obudziła. Właśnie przeżywa szok.
Pepper: Tato!

Krzyczałam, lecz miałam wrażenie, że nikt mnie nie słuchał. Byłam śmiertelnie przerażona. Gdybym mogła, uciekłabym stąd.
Po chwili pojawiła się kolejna osoba. Mężczyzna w okrągłych okularkach. Ten sam, którego… skrzywdziłam? Powoli przypominałam sobie co się wydarzyło.

Virgil: Pepper, słyszysz mnie? Już dobrze.
Dr Yinsen: Uspokój się, bo cię uśpię.

Nie potrafiłam się uspokoić. Oddychanie sprawiało mi ból. Całe ciało cierpiało. Nie wiedziałam co mi zrobili, bo odpłynęłam do kolejnej czarnej dziury.

**Ho**

Dziewczyna była naprawdę przerażona, a jej przebudzenie mogło zakłócić proces regeneracji. Z tego też powodu podałem sporą dawkę środków nasennych z uspokajającymi. Victoria przyglądała się maszynie od regeneracji, zaś ja spisałem odczyty z kardiomonitora.

Virgil: Co to było?
Dr Yinsen: To szok. Powoli rozumie przez co przeszła.

Podałem chorej maskę tlenową dla ułatwienia oddychania oraz zmieniłem bandaże. Dobrze, iż miała siły do walki, lecz przez poprzednie przebudzenie utrudniała sobie powrót do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X