Rozdział 30: Prawda

**Victoria**

Chyba mieszanie takiej dawki „dopalaczy” nie było mądrym pomysłem. Jednak żyłam, a moje serce biło równym rytmem. Zdjęłam maskę tlenową, odpięłam elektrody i usiadłam na łóżku.
Kiedy chciałam wstać na dobre, ktoś mnie chwycił za nadgarstek.

Dr Yinsen: Gdzie, Victorio? Do łóżka.

Nieco się wystraszyłam, bo Ho nawet nie spał. Na moment się rozejrzałam po sali. Chciałam wiedzieć czy coś mnie ominęło. Wszystko wyglądało takie same. Poza tym, że jedno łóżko było puste.

Dr Bernes: Tony’ego nie ma. Pójdę go poszukać.
Dr Yinsen: Nigdzie nie idziesz! Ja się zajmę… Zaraz. Czy ja dobrze słyszałem?
Dr Bernes: Eee… Tak.

Uśmiechnęłam się głupawo, a po nim było widać gniew.

Dr Bernes: Spokojnie. Na pewno gdzieś jest w szpitalu. Może rozmawia z Rhodey’m czy Robertą.
Dr Yinsen: Kiedyś przywiążę tego gamonia do łóżka. Jak on może po operacji urządzać sobie spacerki?!
Dr Bernes: A wyniki jakie miał?
Dr Yinsen: Dobre, ale…
Dr Bernes: To nic mu nie będzie. Zadzwoń do Rhodey’go i uspokój się. Stres w twoim wieku może ci zaszkodzić.
Dr Yinsen: Najpierw cię zbadam.

Nie sprzeciwiałam się. Jeśli to go w jakiś sposób uspokoi, mogłam się zgodzić na to. Wykonał podstawową diagnostykę, sprawdzając krew oraz wszelkie parametry. Dodatkowo przeskanował ciało.

Dr Bernes: No i co tam masz, doktorku?
Dr Yinsen: Tak cię to bawi? Przedawkowałaś i twoje serce może się zatrzymać. Nie możesz się stąd ruszać.
Dr Bernes: Ale muszę zobaczyć, jak idzie regeneracja Pepper.
Dr Yinsen: Skończyła się.

Byłam w szoku. Dość szybko proces dobiegł końca. Podeszłam do jej łóżka. Widziałam, że znowu mu cisnęły się na usta kolejne uwagi. Przyjrzałam się dziewczynie. Udało się.

Dr Bernes: Wybudzamy?
Dr Yinsen: Sam nie wiem. Kończyny są jak nowe, ale nie wiadomo czy będzie mogła nimi ruszać po obudzeniu.
Dr Bernes: To ocenimy jutro.

Zapisałam obserwacje, a potem zbadałam jej ojca. Spokojnie spał. Głupio byłoby go wyrywać ze snu. Pewnie tak jak Roberta wróci jutro do domu.

Dr Bernes: Nie bój się, Ho. Będę leżała na łóżku, a gdyby coś się działo, wyślę sygnał.
Dr Yinsen: No mam taką nadzieję, ale najpierw zadzwonię.

Położyłam się z powrotem na swoje miejsce, gapiąc w sufit. Nie miałam nic ciekawszego do roboty poza pilnym czuwaniem.

**Rhodey**

Nie bardzo wiedziałem o czym rozmawiać z Tony’m. Ciągle patrzyłem na jego nowy rozrusznik. Kto by pomyślał, że zasilanie zbroi zacznie wspomagać jego serce? Przynajmniej nie musiał tego ładować. Może będzie mu łatwiej żyć.
Z myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odebrałem od razu.

Rhodey: Halo?
Dr Yinsen: Dobry wieczór, Rhodey. Powiedz mi czy widziałeś może Tony’ego? Uciekł mi z oddziału.
Rhodey: Eee…

Popatrzyłem na brata, myśląc nad dobrą odpowiedzią. Coś czułem, że będzie się gniewał.

Rhodey: Odwiedził mamę. Właśnie siedzimy w jej sali.
Dr Yinsen: W porządku, ale niech wraca, bo inaczej go własnoręcznie zabiję i jakiś amator zajmie się jego leczeniem.
Rhodey: Pan żartuje?!
Tony: Rhodey, cii…
Dr Yinsen: A jednak jest tam, a ja mówię całkiem poważnie. Nie obchodzi mnie to, że tak świetnie się czuje, ale niech nie zapomina, że miał bardzo skomplikowaną operację. Mało tego muszę wiedzieć czy zastępczy mechanizm na pewno wystarczy, dlatego bardzo proszę, aby się zjawił na oddziale.
Rhodey: Dobrze. Zaraz tam z nim przyjdę.
Dr Yinsen: Jak twoja mama się czuje?
Rhodey: Śpi i wszystko gra. Co ją tak zdenerwowało?

Nie otrzymałem odpowiedzi. Na pewno coś wiedział. Chyba, że to ich rozmowa była taka napięta.

Rhodey: Pan coś jej powiedział, prawda?
Dr Yinsen: To już nieistotne. Czasami nie da się znaleźć dobrych słów na powiedzenie złej prognozy.
Rhodey: Rozumiem. W takim razie zaraz z nim wrócę do sali.

Tyle powiedziałem, rozłączając się. Popatrzyłem na mamę, która musiała mieć fajne sny. Oby jutro wróciła do domu.

Rhodey: Musisz wracać do sali. Doktor Yinsen dzwonił.
Tony: Już mnie ściga? Urocze.
Rhodey: Groził, że zostawi cię jakiemuś amatorowi, jeśli nie wrócisz.
Tony: O! Musiał się wkurzyć.
Rhodey: Żebyś wiedział, Tony. Pomogę ci wrócić do sali.
Tony: Okej. To chodźmy.

Zdziwiłem się. Zgodził się bez najmniejszego oporu. Pewnie coś się za tym kryło. Nie wnikałem, dlatego wyszliśmy razem z sali.

**Ho**

Ciągle martwiłem się o Victorię. Taka dawka mogła ją zabić, a jakoś jej serce biło już w normie. Mimo tego, nie zatraciłem czujności. Spisałem wszelkie odczyty, zaś przyjaciółka milczała. Może potrzebowała zastanowić się nad tym co zrobiła. Mogła się przekręcić.
Po chwili ujrzałem znane mi osoby. Pojawiły się dzieciaki. Nie czekałem, aż któryś z nich się odezwie. Wziąłem Tony’ego do łóżka, podpinając do aparatury.

Dr Yinsen: Nie ma uciekania, Tony.
Tony: Nic mi nie jest. Przecież czuję się bardzo dobrze.
Dr Yinsen: Nie będę owijał w bawełnę. Przeze mnie możesz…

Próbowałem się przyznać do winy, ale jego brat też tu był. Odpuściłem, skupiając się na zapisanych wynikach z kolejnych godzin.

Tony: Co mogę? Może doktorek dokończyć?
Dr Yinsen: Zapomnij o tym. Jakoś ci pomożemy, ale wszystko ma swoje ograniczenia. Ważne, żebyś się słuchał i nie szalał. Jednak mam też dobre wieści.
Tony: Jakie?
Dr Yinsen: Twoja przyjaciółka odzyskała swoje ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X