Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W głębi umysłu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W głębi umysłu. Pokaż wszystkie posty

18. Niezapominajka

6 | Skomentuj

Wróciliśmy do domu. Lekarze nie mieli żadnych przeciwwskazań, więc dostaliśmy wypis. Po wyjściu ze szpitala, zaplanowaliśmy we trójkę wspólne nocowanie. Właśnie pakowałam do torby kocyk i poduszkę. Oczywiście na inne rzeczy też miałam miejsce. Tata nie bardzo był zgodny, a musiałam się go słuchać, Po tym, co się wydarzyła na balu, nie potrafił mi zaufać.


Virgil: Dokąd się wybierasz?
Pepper: Idę nocować u Tony’ego
Virgil: Masz telefon?
Pepper: Mam
Virgil: Włączony?
Pepper: Tak, tatku. Nie martw się. Pani Rhodes będzie z nami
Virgil: Tylko żadnych narkotyków, alkoholu i seksu
Pepper: Ej! Skąd ci to przyszło do głowy?! Wiem, co mogę, a czego nie
Virgil: Dobrze, córciu. Baw się dobrze
Pepper: Haha!


Uznałam, że z tym seksem, i narkotykami żartował. Nigdy nie przychodziły mu do głowy tak poronione pomysły. Wzięłam torbę i przytuliłam go, żegnając się z nim. W czasie, gdy szłam do nich, myślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Tyle się zmieniło. Tony miał nowe serce, Iron Man dawno nie brał udziału w misji, a szkoły nie zdążyliśmy skończyć i przez tak wielki zamach mamy dłuższe wolne. Ponad miesiąc. Gene się nie kontaktował, ale w głębi duszy chciałam pozbawić drania życia. Żeby Roberta nic nie podejrzewała, mieliśmy spać w salonie, choć nasz geniusz upierał się nad zbrojownią.
Po jakimś kwadransie myśli, doszłam do ich domu. Otworzyłam drzwi, a chłopaki szukali filmów na wieczór. Gwiazdy już świeciły, więc noc nadeszła. Roberta przygotowywała dla nas ciastka, jakiś sok i wyjęła szklanki. Od razu przypomniał mi się tamten dzień, kiedy leżałam z Tony’m w zbrojowni. To był przyjeny wieczór, ale tym razem Rhodey przeszkadzał nam z jego mamą.


Pepper: Hejka. Nadal nie wiecie, co mamy oglądać? Możemy tak posiedzieć i pogadać
Rhodey: Nie! Nie! Niee! Tu nic nie ma! Żadnego kina akcji, tylko romansidła! MAMO, GDZIE JEST RESZTA FILMÓW?
Roberta: Nie drzyj się tak, Rhodey! Zapomniałeś, że zostały u wujka w Jersey?
Pepper: Haha! To dziś kino romantyczne
Rhodey: Pójdę po książkę
Tony: Rhodey, proszę cię. Już przestań ją męczyć. Mało ci, że cała zmokła, jak byłeś z nią w wannie?
Pepper: Haha! Serio?
Tony: Serio
Pepper: Historyk od siedmiu boleści
Tony: A nawet i więcej


Pocałowałam Tony’ego w policzek, a Rhodey pobiegł po swą ukochaną. Dość szybko wrócić, bo nie zdołaliśmy się nacieszyć sobą. Przy nim musieliśmy być ostrożni. Jednak z drugiej strony, on wiedział, że się kochamy i nie była to jakaś tajemnica, ale chciałam pobyć z Tony’m zupełnie sami.
Włączyłam film i usiedliśmy na kanapie. Rhodey siedział na małym fotelu, rozkoszując się romansem ze swoją kochanką. Uśmiechał się pod nosem, a my leżeliśmy wtuleni w siebie razem z kocykiem.


Tony: Dobrze, że twój ojciec się zgodził
Pepper: Nie było łatwo, bo dalej pamięta, co się stało w szkole. A Yinsen został osądzony?
Tony: Wygląda na to, że  uniewinnili go. Dr Bernes wypowiedziała się w tej sprawie, a Roberta wywalczyła zwycięstwo
Pepper: Cieszę się. W końcu cię uratował. Gdyby nie on, nie poznałabym tak wspaniałego chłopaka
Tony: A ja nie poznałbym tak wyjątkowej rudej, jak ty
Pepper: Miło. Tony, on śpi?
Tony: To działa na niego w nocy, jak kołysanka
Pepper: Haha! Och! Wybrałeś sobie dziwnego brata


Pocałowałam go namiętnie głębokim pocałunkiem, nie odrywając ust.


Pepper: Cieszę się, że żyjesz. Chciałabym być z tobą, jak najdłużej
Tony: Pomyślimy nad tym, jak skończymy szkołę
Pepper: Nudny ten film
Tony: Zgadzam się, odkąd go włączyłaś
Pepper: Ej!
Tony: Wolę z tobą tworzyć własny romans. Bardzo cię kocham i nie pozwolę, by Gene lub ktokolwiek inny zrobił ci krzywdę
Pepper: Ja obiecuję ci to samo


Wzięłam ciastko, dzieląc je na pół. Jedną część zjadłam, a drugą wsadziłam mu do ust. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie serca. Biło tak żywe, że nie przeżyłabym, gdyby to był ostatni dźwięk, jaki usłyszę.
Po raz kolejny nasze usta się zetknęły, lecz tym razem Tony odważnie wykonał namiętny pocałunek. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, aż zszedł do brzucha. Zdjęłam z siebie bluzkę, pozwalając na dalsze pieszczoty. Oczywiście, nie pozostałam dłużna i również bluzka Tony’ego spadła za kanapę. Delikatnie manewrowałam rękami przy bliźnie, schodząc coraz niżej i niżej, aż uwolniłam go ze spodni. Znowu oddałam pocałunek, lecz na szyi, a ręce nadal pieściły mu brzuch, a on robił to samo. W końcu musiałam przerwać. Ojciec zabronił. Nie mogłam posunąć się dalej.


Pepper: Nie mogę
Tony: Owszem, możesz
Pepper: Ale nie jesteśmy sami
Tony: Rhodey śpi, jak zabity. Uwierz mi, a Roberta nie zwraca na nas uwagi. Nie bój się
Pepper: Nie powiesz mu?
Tony: Nie powiem
Pepper: Zgoda


Pozbawił mnie stanika, zsuwając powoli ramiączka ,a usta przyssały się do szyi. Było mi tak dobrze, lecz prawdziwa rozkosz miała dopiero nastąpić. Z lekkim wahaniem zsunęłam z niego bokserki, gdy ten lekko szarpnął za moje majtki, skrywające kobiecy skarb. Napięcie wzrastało, aż chciałam go poczuć w sobie. Zrobił to ostrożnie, ale musiałam trzymać się jego ramion, gdy nadszedł jeden spazm i cichy jęk rozkoszy. Nie chciałam, by przestawał. Biodra uniosły się wyżej. Dopiero po kilku minutach wyszedł i skryliśmy się pod kocem. Leżeliśmy wtuleni w siebie, odpoczywając.


Pepper: Dziękuję. To było wspaniałe, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć
Tony: Spokojna głowa. Dopilnuję tego, a to będzie nasz mały sekrecik
Pepper: Może kiedyś to powtórzymy?
Tony: Na pewno

Ostatni raz go pocałowałam w usta i zasnęłam. To była niezapomniana noc, dlatego ostatni wpis w pamiętniczku oznaczyłam niezapominajką. Dobranoc.


---**---

FINAŁ. KONIEC PAMIĘTNICZEK. I jak reakcja?

17: Przebudzenie

5 | Skomentuj


Ktoś mnie wołał. Z początku słyszałam jedynie szum, aż wyostrzył się słuch. Tym kimś był mój tata. Piekielnie rażąca biel lampy i ścian? Szpital. Jak to się stało? Czułam się bezsilna, jakby ktoś pozbawił energii jednym tchem.


Pepper: Tatku… co się… stało?
Virgil: Pepper, tak się bałem o ciebie
Pepper: Czemu?
Virgil: Zostałaś otruta
Pepper: Jak?! Kto?! Kiedy?!
Virgil: Cii… spokojnie. Już jest dobrze. Wypłukali z ciebie truciznę. W ponczu znaleźliśmy jakiś proszek. Pewnie narkotyki
Pepper: Co z innymi? Ucierpiał ktoś? To było na balu, tak?
Virgil: O którym nic mi nie powiedziałaś. Dobrze, że ktoś zadzwonił po pogotowie, bo byście zmarli w ciągu dwóch godzin
Pepper: O kurcze. Nic ci nie mówiłam, bo nie było czasu o tym porozmawiać. Ciągle praca i praca. Dopiero, jak dzieje się coś złęgo, widzisz, że istnieję, a tak całkowicie mnie olewasz
Virgil: Córciu, wiesz, jaką mam pracę. Odpowiadam za bezpieczeństwo. Postaram się jakoś zmienić
Pepper: Faceci dużo obiecują, a mało robią
Virgil: Bo Tony taki jest?
Pepper: Co? Skąd? Jak?
Virgil: Zadajesz za dużo pytań. Po prostu wziąłem ci komórkę. Od razu rzuciło mi się w oczy serduszko obok imienia
Pepper: Jaki prawem ruszałeś mój telefon?!
Virgil: Ktoś ci groził. Znalazłem pogróżki i nie ma szans, że ten gnojek pozostanie na wolności
Pepper: Nie! Proszę! Błagam! Nie mieszaj się do tego!
Virgil: Chcesz mi coś powiedzieć?
Pepper: Co z Tony’m i Rhodey’m?


Zamilkł. Nic nie mówił. Od razu chciałam się z nimi zobaczyć. Nalegałam na odpowiedź. Musiałam wiedzieć, co się z nimi dzieje.


Pepper: MÓW, CO JEST GRANE?!
Virgil: Nie krzycz tak, Pepper. Jesteś w szpitalu i inni ludzie leżą tu chorzy
Pepper: To mi odpowiedz
Virgil: Nic im nie będzie. Zostaną na 2 dni tak, jak ty
Pepper: A reszta?
Virgil: Nie zdołali wszystkich uratować. Połowa uczniów i nauczycieli nie uzyskała szybko pomocy. Zgon stwierdzono na miejscu


Nie mogłam w to uwierzyć, a Gene był winny. Pamiętałam ten jego szyderczy uśmiech. Śmiał się, gdy umieraliśmy. Drań. Zasługiwał na najgorszą karę.


Pepper: Mogę się z nimi zobaczyć?
Virgil: A jesteś w stanie stać o własnych siłach?
Pepper: Chyba tak


Powoli wstawałam z łóżka i szłam do ich sali. Szłam przez korytarz, szukając znajomej twarzy prawniczki. Nie minęło zbyt wiele czasu, aż ją znaleźliśmy. Podparłam się ramienia taty, gdy czułam utratę równowagi. Roberta jedynie patrzyła zmartwionym wzrokiem.


Pepper: Dzień dobry, pani Rhodes. Co z chłopakami? Mogę się z nimi zobaczyć?
Roberta: Miałaś najwięcej szczęścia. Jeszcze się nie obudził, ale lekarze mówią, że będą przytomni kilka godzin
Pepper: Żyją?
Roberta: No pewnie, że żyją. Nie martw się. Nie umarli. Virgil, co z resztą?
Virgil: Nie jest dobrze. Połowa szkoły zmarła na miejscu
Roberta: To okropne. Kto mógł do tego odpuścić?
Pepper: Ktokolwiek był winny, zapłaci za to
Virgil: Pepper, nie rób nic głupiego
Pepper: Zrobię, co należy


Naszą rozmowę przerwał lekarz. Rozmawiał z nią na osobności. Krótka wymiana zdań. Potem facet w fartuchu poszedł do jakiejś sali. Pewnie tam leżał Tony i Rhodey. Chcieliśmy wiedzieć, czego się dowiedziała.


Virgil: Roberto, sytuacja jest poważna. Postaram się, jak najszybciej złapać sprawcę, ale masowy zamach w szkole nie pasuje do typowych terrorystów
Roberta; Rób, co uważasz za słuszne, ale uważaj na siebie. Pamiętam, jak byłeś poparzony. Do tej pory nie wiem, kto ci to zrobił
Pepper: Coś już wiadomo? Powiedział jakieś inne informacje?
Roberta: Obudzili się. Dochodzą do siebie i jutro zostaną wypisani


Poszłam do sali, gdzie leżał Tony. Leżał, jakby spał, ale tak naprawdę czuwał, czy coś się nie wydarzy. Czy był w stanie wracać? Usiadłam obok łóżka, a tata został z Robertą.


Pepper: Tony, słyszysz mnie? Nie śpij, bo cię okradną
Tony: Pepper
Pepper: Jak się czujesz?
Tony; Dobrze, bo pierwszy raz nikt mnie nie kroił, więc w miarę jest w porządku. A ty?
Pepper: Może być. Martwiłam się. To moja wina, że zostaliśmy otruci
Tony: Nie obwiniaj się. Skąd mogłaś wiedzieć?
Pepper: Gene znowu się pojawił i groził mi, że zrobi wam krzywdę. I pozwoliłam mu na to. Przepraszam
Tony: Cii… nie płacz. Wszystko będzie dobrze
Pepper: Tyle osób zginęło. Połowa Akademii, ale pocieszająca jest śmierć pani Green
Tony: Życzyłaś jej śmierci?
Pepper: Zawsze, ale teraz nie czuję tej satysfakcji. Tony, Gene nas otruł. Mogliśmy zginąć. Chcesz być z kimś takim w związku.? Z kobietą, która sprowadza na rodzinny dom wszystkie nieszczęścia świata z puszki Pandory?
Tony: Pepper, spokojnie. Będę z tobą
Pepper: Pomóż mi się pozbyć Gene’a
Tony: Dlatego miałam wziąć zbroję?
Pepper: Bałam się, że zrobi ci krzywdę
Tony: Nie przejmuj się tym
Pepper: A co z Rhodey’m?
Tony: Wszystko gra
Pepper: Cieszę się


Przytuliłam go, a z oka popłynęła jedna łezka. Później pożegnałam się z nim, gdy lekarz wszedł do sali. Cieszyłam się, że widziałam go żywego, ale Gene musiał za to zapłacić. Od razu, jak o tym sobie przypomniałam, wyświetlił się jego kontakt. Odrzuciłam połączenie.Szybkim krokiem poszłam do sali. Nie zdołałam do niej dojść, gdy sparaliżował mnie przerażający głos.


Gene: Lepiej uważaj, żeby ci się nic nie stało
Pepper: Wiem, że nas otrułeś. Drań!
Gene: Spróbuj coś powiedzieć o tym, chociaż swojemu ojcu, czy Robercie, a zrobię wam takie piekło o wiele gorsze od narkotyków
Pepper: Odejdź od nas. Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu
Gene: A mogłaś tego uniknąć. Powinnaś się cieszyć, że żyjesz. W ostatniej chwili dałem odtrutkę. Tylko ty ją dostałaś, ale nie chciałem ci zrobić krzywdy
Pepper: Jesteś chory. Powinieneś się leczyć
Gene: Jeszcze się spotkamy

I zniknął, a raczej użył pierścienia teleportacji. Bałam się, co jeszcze na nas przygotował. Nie wierzyłam, że nie chciał mnie skrzywdzić. Myślałam nad tym, jak na zawsze pozbyć się Gene’a z życia. Czy jedynym sposobem była śmierć? Jedno jest pewne. Khan znowu powróci i moim zadaniem było go zabić.

16. Baluj, baluj i czasu nie żałuj cz2

3 | Skomentuj

Piątek. Moja wymarzona noc z moim księciem, który miałam nadzieję, że się zjawi. No chyba, że obowiązki puszki będą ważniejsze. Przecież mi obiecał, a był mi to winien za ostatni stres i te kłamstwa. które doprowadziły prawie do bliskiej śmierci. Nie powinnam już o tym wspominać. W końcu dziś miał być ten szczęśliwy dzień. Zostały odwołane lekcje przez imprezę szkolną. Bal maskowy.
Do sukienki brakowało mi maski. Hmm… gdzieś ją miałam schowaną. Pięć minut przeszukiwałam całą szafę, aż spostrzegłam gdzieś na jej dnie biało-złotą maskę. Pasowała idealnie. Buty również białe stały na korytarzu, więc byłam gotowa. Może było wcześnie rano, ale zadzwoniłam do Tony’ego. On miał odebrać. No odbierz… Był sygnał.
Pepper: Tony, to ty?
Tony: Pepper? Co tak szybko dzwonisz? Przecież pamiętam i jeszcze jest czas. Wiesz, która godzina?
Pepper: Twoja ostatnia, jak spróbujesz się teraz rozłączyć
Tony: Jakbym śmiał, ale mamy dopiero piątą godzinę
Pepper: Serio?
Tony: Serio. Idź spać, Pep
Pepper: Ha! Ja już wszystko mam gotowe, a ty? A najważniejsze, czy nauczyłeś się tańczyć?
Tony: Też jestem gotowy, ale z tym tańcem trudno mi stwierdzić
Pepper: Haha! Zobaczymy, jak nie będę musiała zmienić partnera. Tony, jest jeszcze jedna sprawa? Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogłam przy Rhodey’m
Tony: Jesteś w ciąży?! Żartujesz?! Przecież myśmy tylko leżeli i nic nie robiliśmy
Pepper: Cicho! Nic z tych rzeczy! Na dziecko sobie zapracujesz innym razem
Tony: Wiążesz ze mną przyszłość? Tak bardzo mnie kochasz?
Pepper: No pewnie, że tak. Zaraz zapomnę, co miałam powiedzieć
Tony: To mów. Ja słucham
Pepper: Pamiętaj, że jeśli masz jakiś problem, mogę ci pomóc
Tony: Pepper?
Pepper: Po prostu nie chcę cię stracić, rozumiesz?! Żadnego Iron Mana przed balem, jasne?
Tony: Pewnie
Pepper: Kłamiesz
Tony: Niby czemu?
Pepper: Słyszę po twoim głosie. Proszę cię. Jedna noc bez puszki. Mogę na ciebie liczyć?
Tony: Zawsze możesz
Pepper: To śpij, skoro twierdzisz, że cię obudziłam
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: Ale tak zabrzmiało
Tony: Też nie śpię. Jakoś nie potrafię zasnąć
Pepper: Coś się stało?
Nie odezwał się i rozłączyło nas. Dzięki, Tony. Teraz będę głowiła się nad tym, co przede mną ukrywasz. Bezsenność bywa wywołana z różnych przypadków. Najczęstszym jest ból. Liczyłam na dzień bez zmartwień, lecz instynkt podpowiadał o nadchodzących kłopotach.
Leżałam w łóżku, aż w końcu zamknęłam oczy. Dopiero obudziłam się o dziewiątej. Postanowiłam ubrać się i zobaczyć z chłopakami w zbrojowni. Na pewno tam będą przesiadywać.
W kilka minut byłam gotowa. Szybko przegryzłam coś na ząb i poszłam już nie tracąc na nic czasu. Zamknęłam jedynie drzwi, wychodząc z domu.
Nagle rozdzwonił się telefon. Gene? Odrzuciłam połączenie, ale on nadal dzwonił. Całkowicie wyłączyłam komórkę, by nikt mi nie przeszkadzał. Tata będzie miał mi za złe, ale trudno. Myślałam, że miałam go z głowy, ale…
Gene: O starych przyjaciołach zapominasz?
Ten głos dochodził zza moich pleców. Odwróciłam się o to był ten sam, co mnie męczył dzwonieniem. Tak. Gene Khan. Podły oszust i zdrajca.
Pepper: Powinieneś sobie odpuścić. Ja cię nie kocham i nie chcę znać. Spróbuj tu jeszcze raz się pokazać, a będzie nieprzyjemnie
Gene: Grozisz mi? Myślałem, że porozmawiamy, jak cywilizowani ludzie
Pepper: Po tym, jak prawie zabiłeś Tony’ego?! Nie ma mowy!
Chciałam, jak najszybciej uciec, ale szarpnął mnie za ramię.
Gene: Pójdziesz ze mną, albo zrobię mu krzywdę, choć Rhodes też zasłużył
Pepper: Czego chcesz?
Gene: Wiem wszystko, co się z wami dzieje, więc nie jesteście bezpieczni
Pepper: Co chcesz zrobić?
Gene: Nie będziesz wiedziała, kiedy zaatakuję. To kwestia czasu, Pepper. Pomożesz mi zdobyć pierścień?
Pepper: Czemu ja?
Gene: Bo tobie ufam
Pepper: A co? Wielki Mandaryn nie ma takiej mocy?
Gene: Na bal się szykujesz? Zapomnij o takich bzdetach. Jeśli nie pójdziesz ze mną, stanie się im krzywda
Pepper: NIGDZIE Z TOBĄ NIE PÓJDĘ!
Zaczęłam biec, ile miałam sił w nogach, jednak nie byłam w stanie go zgubić, gdy zmienił się w Mandaryna. Chwycił za rękę i unieśliśmy się wysoko. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić. Cały czas milczałam. Liczyłam jedynie na śmierć lub ratunek. Pozostała ostatnia opcja, co była najmniej prawdopodobna. Litość Khana. Nie liczyłabym na to.
Byliśmy obok świątyni, ale wejście było zasypane. Wpadłam w pułapkę.
Pepper: Ty obrzydliwy kłamco! Tu nie ma żadnego pierścienia! W co ty pogrywasz?!
Gene: Pójdziesz ze mną na bal?
Pepper: Słucham?! Najpierw mówisz, że to bzdety, a teraz sam prosisz?! Jakieś żarty?! Mowy nie ma!
Podszedł bliżej i zaczął mówić tak wrogo.
Gene: Wystarczy jeden ruch i będą ofiary. Tego chcesz?
Pepper: Czemu tak bardzo nas nienawidzisz?
Gene: Przez cały ten czas niszczyliście moje plany i udawaliście przyjaciół!
Pepper: Gene, opanuj się! Ty byłeś taki sam!
Gene: Nie mogę zmienić swego przeznaczenia, bo jest mi pisane, odkąd się urodziłem, ale ty możesz pójść swoją drogą
Pepper: Chcę wrócić do domu. Pozwolisz?
Gene: Wrócisz, jeśli pójdziesz ze mną na bal
Pepper: Mam jakieś inne wyjście?
Gene: Nie
Pepper: A mogę to przemyśleć?
Gene: Masz niewiele czasu. Do zobaczenia wieczorem
Do oczu zbierały się łzy. Sukinsyn, pieprzony drań i idiota. Nienawidziłam go całym sercem. Dopiero, kiedy zniknął, odczułam chwilową wolność, ale i ulgę, że nie umarłam, lecz strach odczuwałam, bojąc się o Tony’ego. Nie olałam zagrożenia, a Rhodey również był w niebezpieczeństwie. Opadłam na łóżko, uwalniając łzy. Wylew rozpaczy przerwał dźwięk telefonu domowego, znajdującego się na korytarzu. Zeszłam na dól po schodach. Bez wahania odebrałam, bo mógł dzwonić tata. Niekoniecznie wróg. Odpowiedź była zupełnie inna.
Pepper: Halo? Kto mówi?
Tony: Hej, Pepper. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale chyba padła ci bateria
Pepper: Tak, bo ja… No musiałam…
Tony: Wszystko gra?
Pepper: Spokojnie. Jest okej. Jak się czujesz?
Tony: W porządku. Dzięki za troskę. Za godzinę będziemy tańczyć
Pepper: Tak szybko?!
Tony: Pep, spokojnie. Kochana, nic się nie stanie, jak trochę się spóźnisz
Pepper: To już biorę się za siebie. Będziesz tam?
Tony: Będę
Pepper: A możesz w razie, czego wziąć zbroję?
Tony: Dlaczego?
Pepper: Coś mi mówi, że nie będzie tak kolorowo
Nie czekałam, aż się odezwie i rozłączyłam się. Natychmiast wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, układając je w kok. Włożyłam ciemnoniebieską sukienkę do kolan z białymi pantofelkami, a dla dodatku jakaś torebka tego samego koloru. No i też założyłam maskę.
30 minut zajęło mi całe przygotowywanie, ale na szczęście miałam blisko do szkoły. Poszłam powolnym krokiem, rozmyślając nad czyhającym zagrożeniem ze strony Gene’a.
Dochodziła dziewiętnasta. Weszłam do Akademii, a uczniowie byli na sali, gdzie wisiały karnawałowe dekoracje, jak kolorowe wstęgi, a na ścianach sali widziałam czarne wycięte odbicia ciał, “tańczące” na niebieskim tle. Wszelkie posiłki leżały po prawej stronie. Ulubiony kącik Rhodey’go. Cała sala była przepełniona uczniami. Od razu odnalazłam moich przyjaciół w smokingach i białych maskach.
Pepper: Cześć, Nieźle wyglądacie
Tony, Rhodey: Nieźle?!
Pepper: Haha!
Rhodey: Powinnaś się cieszyć, że odciągnąłem Tony’ego z dala od zbrojowni
Pepper: Był jakiś alarm?
Tony: Komputer wykrył z godzinę temu aktywność pierścieni. Czego Gene szuka?
Pepper: Nie przejmujmy się. Ten wieczór jest nas
Tym razem miałam włączony telefon, gdyby dzwonił tata. Nic nie wiedział o balu. Nie było okazji porozmawiać o czymkolwiek. Praca, praca i jeszcze raz praca. I nic poza tym.
Nagle spostrzegłam Gene’a gdzieś daleko od nas. Potem dostałam od niego wiadomość.
Uważaj
Jedno słowo, wzbudzające strach. Natychmiast oprzytomniałam, ale chciałam ten wieczór spędzić z Tony’m.
Pepper: Zatańczysz?
Wrzuciłam telefon do torebki.
Tony: Z przyjemnością
Chwyciłam go za rękę i zaczęliśmy kołysać się w melodię powolnej piosenki. Nie pamiętałam tytułu, ale była śliczna. Mówiła o tym, że zostanę z tobą na zawsze, dopóki nie zapomnę, jak masz na imię. Tony ani razu mnie nie nadepnął. Sukces. Czyżby się nauczył?
Pepper: Powiedz mi. Brałeś kurs tańca?
Tony: Nie. Zapisałem się na samoobronę, a tańca nauczyła mnie Roberta razem z Rhodey’m
Pepper: Haha! Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Dziwnie się czuję, słysząc bicie twojego nowego serca. Z implantem mogliśmy chodzić bezpiecznie w ciemnościach, latareczko
Tony: Kocham cię, Pepper
Pepper: Ja ciebie też
Pocałowaliśmy się w usta. I na tym skończył się nasz taniec. Potem leciały żywiołowe utwory, że Rhodey zaczął wywijać na parkiecie. Nie powiem, ale potrafił tańczyć, a wcześniej nazwałam go łamagą. Usiedliśmy przy stole z przekąskami, obserwując ruchy przyjaciela. Uśmiechałam się, a czasem mina zmieniła się na zdumienie. Tłum klaskał, a on świetnie się bawił. Tony coś jadł i potem poszedł do łazienki, więc zostałam sama. Od razu chciałam z nim żyć, Nie dochodziło mnie, czy zostanę wywalona z męskiego kibla. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam, jak Tony bierze leki. W końcu dba o siebie.
Pepper: Dobrze, że jesteś
Tony: Ja też się cieszę, papryczko
Pepper: Ej! Nie jestem dziś zła
Tony: Ale lubię do ciebie tak mówić
Przytuliłam go i pocałowałam w policzek. Później poszliśmy do stołu, gdzie Rhodey wciągał każdy rodzaj batona. Po szalonych tańcach, wróciła jego natura.
Tony: Nieźle wywijałeś. Gdzie się tego nauczyłeś?
Rhodey: Każdy ma jakieś sekrety. A podobało się?
Pepper: To był błąd nazywać cię łamagą. Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Nauczysz mnie kiedyś?
Rhodey: Pewnie. Da się zrobić
Sięgnęliśmy po poncz, stukając kubkami
Tony, Rhodey, Pepper: Na zdrowie
Wypiliśmy jednym tchem. Jakoś dziwnie smakował. Nagle zauważyłam, jak Gene się uśmiecha, stojąc w cieniu. Wszyscy puszczali kubki na ziemię i padali nieprzytomni. Zaczęło się od nauczycieli, ale uczniów też dopadło. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają, aż miałam zawroty głowy. Obraz się zamazywał i też upadłam.
Tony: Pepper!
Potem padł Rhodey, a ostatnie spojrzenie było błękitne. Tony też stracił przytomność. Zanim odpłynęłam na dobre, otrzymałam wiadomość.
Trzeba było mnie słuchać
I wtedy usłyszałam szyderczy śmiech, tracąc przytomność.
© Mrs Black | WS X X X