Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ghost. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ghost. Pokaż wszystkie posty

Epilogu czas nadszedł

0 | Skomentuj


Howard: Tony, słyszysz mnie? Obudził się!
Virgil: Patricio? Patricia, ty żyjesz!
Roberta: Rhodey? Rhodey, powiedz coś.... On też się obudził!


Nic z tego nie rozumiałem. Mój ojciec wołał mnie po imieniu? Przecież byłem w innym ciele. A może... Cholera! Czuję Extremis. Wróciłem do żywych! Jakim cudem? Zauważyłem, jak Pepper otwierała oczy, wstając z łóżka, zaś Rhodey patrzył w moją stronę. Przy każdym z łóżek stała jedna osoba. Nasi rodzice.
Po dłuższym błądzeniu wzroku, spostrzegłem agentów SHIELD. Nie umarłem i żyłem. Zbroja leżała zdewastowana obok mnie i raczej nie była zdolna do następnych misji. Wciąż nie mogłem pojąć.


Tony: Jak... Gdzie... Kiedy...
Howard: To bardzo proste, synu. Spaliście przez dwanaście godzin
Tony: Co?!
Howard: Jesteś w szoku, prawda?
Tony: Umarłem... Przecież.. Przecież zginąłem
Pepper: Witamy w świecie żywych, geniuszu
Tony: Pepper?
Pepper: Na pewno nie jakaś zmutowana kosmitka, co je muchy?
Tony: Eee...
Rhodey: No witam was, przyjaciele. Jak tam żyjecie?
Tony: Co się z wami stało?
Virgil: Pepper bardzo była niespokojna przy zszywaniu kolana i musiała dostać mocną dawkę leków
Tony: A Rhodey?
Roberta: Chyba w głowie coś mu się poprzestawiało
Tony: Hahaha!
Howard: Jak się czujesz?
Tony: Dobrze, ale dziwię się, że żyję. Naprawdę powinienem wąchać kwiatki od spodu
Pepper: Oj! Rozczarowałeś się, kwiatuszku?
Tony: Kwiatuszku?
Rhodey: Do boju, panowie!
Roberta: Chyba pójdę zapytać lekarza, jakie prochy dali
Virgil: Zrobię to samo... Kwiatuszku, tak?


Zaśmiałem się, bo mówili takie brednie i nie mogłem przestać nabijać się z ich zachowania. Tylko ja byłem zdrowy na umyśle bez wyczyniania przypałów przy rodzicach. Cieszyłem się, widząc znowu przyjaciół. To dziwne, że przeżyłem, choć ten sen wydawał się bardzo realistyczny. Rhodey powoli wracał do bycia trzeźwym, lecz Pep nie dało się wyleczyć. Zresztą, ona ciągle była taka zakręcona i przy niej świat nabierał innych kolorów.


Gdy spojrzałem na uśmiechniętą rudą, zauważyłem przy niej ducha, który również miał ten sam wyraz twarzy. Mrugnąłem lekko i obraz zniknął. Przestałem śnić. Wróciłem do rzeczywistości.

KONIEC

VII: Awaria

0 | Skomentuj
**Pepper**

Szukałam po mieszkaniu dodatkowego zasilania, ale nic takiego nie było. W dodatku nie mogłam ułożyć myśli. Jaką wiadomość chciał przekazać lekarz? Czy to bardzo złe? Powinnam obudzić Toby'ego, a raczej Tony'ego w jego ciele. Znowu spał. Wiedziałam, że czuł się słabo, ale bardzo szybko się zmęczył. No nic. Musiałam zbudzić śpiącą królewnę.
Gdy znalazłam się w pokoju, chłopak dobrowolnie ruszył swoje cztery litery, wstając na równe nogi. Chyba sam zdołał zauważyć, że coś nie pasowało. Zresztą, umarły też mógłby usłyszeć potężny grzmot.

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Tak. Jest w miarę... dobrze
Pepper: Dobrze, że nie musiałam cię wyrywać z łóżka... Mam do ciebie ważną wiadomość
Tony: Jaką?
Pepper: Musimy pojechać do szpitala
Tony: Pepper, nie ruszam się z domu
Pepper: A właśnie, że to zrobisz. Lekarz dzwonił i niepokoi się twoim stanem. Masz tam być, jasne?
Tony: Ech! Skoro nalegasz
Pepper: Proszę cię, Tony
Tony: A mogę mieć jedną prośbę?
Pepper:  Nie pomogę w niczym głupim
Tony: Nie mów przy innych, kim naprawdę jestem
Pepper: Rhodey też nie może wiedzieć?
Tony: Nie wiem, jak byłby w stanie to znieść
Pepper: Więc zjawisz się tam?
Tony: Bo poprosiłaś

Uśmiechnął się głupawo, aż zauważyłam, jak krzywił się z bólu, trzymając za klatkę piersiową.

Pepper: Tony?
Tony: Nic mi nie jest... Zagramy?
Pepper: Boję się o twoje życie, a ty chcesz grać? Przecież prądu nie mamy
Tony: Kiedyś ludzie wykładali karty na stół i dobrze się czuli w towarzystwie, a do tego świetnie się bawili
Pepper: Nie będę cię ogrywać w pokera
Tony: Hahaha! Mam lepszy pomysł
Pepper: Ale od razu, jak skończymy, jedziemy do szpitala
Tony: Oj! Jesteś uparta, ale zgoda
Pepper: Co polecasz za rozrywkę na początek?
Tony: Hmm... Zaraz coś poszukam

Poprosił o cierpliwość, więc czekałam, kładąc się leniwie na łóżko.

**Tony**

Domyślałem się, skąd ten zanik prądu. Pewnie Mr. Fix przywrócił Whiplasha do życia i zrobił niezły bałagan w elektrowni. No jasne, więc Rhodey był na misji. Gdybym mógł skontaktować się z nim w jakiś sposób, zrobiłbym to. Przed nim też nie będę zatajać prawdy, choć jeszcze przez kilka dni będę go unikał.
Gdy otworzyłem dolną szafkę, dmuchnąłem na kurz i kichnąłem. Dawno nie byłem w tym domu. Jakieś... trzynaście lat? O ile się nie pomyliłem z datą śmierci mojej matki. Dobrze, że gry leżały w tym samym miejscu, gdzie zawsze. Wziąłem pierwsze pudełko z brzegu. Ta gra powinna spodobać się Pepper.

Pepper: "Guess who?"
Tony: Chyba lubisz coś takiego
Pepper: Hahaha!
Tony: Co cię bawi?
Pepper: Że wciąż pamiętasz
Tony: Pamiętam wszystko, co powinienem wiedzieć o tobie
Pepper: Naprawdę?
Tony: Nie kłamię... No dobra, więc zaczynaj

Wyjąłem dwie plansze z pudełka. Wziąłem niebieska, a dla niej pozostała czerwona.

Tony: Pasuje do ciebie
Pepper: Zamknij się

Zaśmiała się głupawo, losując postać, którą miałem odgadnąć. Z pomocą Extremis mógłbym poznać przestępcę bez odwracania karty, ale nie byłem w swoim ciele.

Hmm... Nie wiedziałem, że masz takie rupiecia starej daty

Tony: Nie mów przy niej

I tak wie, kim jestem

Pepper: Tony, do kogo ty mówisz?
Tony: Eee... Czy to ważne? Jesteśmy sami

Taa... Sami. Wciskaj dalej jej taką ciemnotę

Tony: Nie przeginaj
Pepper: Ej! przecież nic nie powiedziałam
Tony: Wybacz... Gramy?
Pepper: Jeśli skończyłeś odgrywać wariata

Już nic nie mówię. Grajcie sobie, ale uważaj na siebie. Jeśli lekarz coś odkrył, to może być coś groźnego. Lepiej szybko zrealizuj swój plan. Jeszcze dziś... Tej nocy

Tony: Szaleństwo
Pepper: Wcale nie
Być może

Nagle odczułem ten sam ból, co wcześniej. Zaczął narastać, lecz nadal olewałem swój stan. Chciałem spędzić czas z ukochaną i powiedzieć, co do niej czuję. Duch Toby'ego może nie być w błędzie. Musiałem przyspieszyć. Nawet Rhodey powinien poznać wiadomość, którą mu nie przekazałem w ostatniej bitwie.

Pepper: Eee... Tony, twój ruch
Tony: Mówiłaś coś? Przepraszam, ale zamyśliłem się
Pepper: Nie pierwszy i na pewno nie ostatni... Zapytam cię jeszcze raz. Czy twoja postać jest mężczyzną?
Tony: Yyy... Daj chwilkę

Odwróciłem kartę z podobizną, by zobaczyć, jak wygląda.

Tony: Kobieta
Pepper: Odpowiadaj tak lub nie
Tony: No to nie
Pepper: Okej. Teraz ty
Tony: Czy twoja postać jest kobietą?
Pepper: Tak... Czy twój charakter nosi okulary?
Tony: Moment…

Przyjrzałem się, szukając odpowiedzi. Znowu odczułem ból, lecz zdołałem go zamaskować przed rudą.

Tony: Nie nosi
Pepper: Tak lub nie?
Tony: Ech! Nie!

Wziąłem głęboki wdech, wypuszczając powietrze. Próbowałem nie myśleć, jakie piekło gotowało się przy sercu. Zjawa chciała się wtrącić, ale przyłożyłem palec do ust, dając mu znak, by milczał przez następne godziny.

Spoko. Gadajcie sobie

Tony: Czy twoja postać ma białą bluzkę?
Pepper: Każda taką ma. Nie zauważyłeś?
Tony: No... chyba... nie
Pepper: Ubieraj się
Tony: Ej!
Pepper: Nie marudź. Nie kończymy... rundy
Tony: A co... z umową?
Pepper: Bardzo zbladłeś i już nie ukryjesz nic przede mną
Tony: Pepper, proszę
Pepper: Bez dyskusji! Idziesz teraz!
Tony: Wezmę leki i... będzie po... problemie

Wstałem z kanapy, zmierzając do kuchni po lekarstwa, które dostałem na swoją przypadłość. Lekko się chwiałem, lecz starałem się utrzymać równowagę. Skąd taka słabość?
Kiedy chwyciłem za pudełko tabletek, cały obraz zaczął się kręcić w różne strony, zamazując swoje prawdziwe kształty. Esy floresy stworzyły jedną plamę, a ucisk w klatce piersiowej wzrósł na tyle, że zgięło mnie w pół. Upuściłem pudełko, tracąc kontrolę nad ciałem, aż znalazłem się na podłodze. Huk nie obył się bez uwagi. Pepper od razu pobiegła sprawdzić, skąd dochodził hałas.

Pepper: Tony? Tony, to twoja sprawka?

Potem zdołałem zobaczyć, jak weszła do pomieszczenia z przeraźliwym spojrzeniem.

Pepper: Mój Boże! Tony!

Podbiegła i jedynie, co później usłyszałem, to własny oddech, który stawał się coraz trudniejszy do wykonania. Dusiłem się, a z bólu pogrążyłem się w ciemności. Nie poczułem już nic.

**Pepper**

Nie byłam w stanie zachować spokoju. Wiedziałam, że to nie było jego ciało, a jakieś umarłe. Jednak ten strach istniał, bo dla mnie ciągle żył. Jego duch wciąż pozostał w tej formie. Jeśli postać Toby'ego znowu umrze, nie dowiem się, co mój przyjaciel chciał mi przekazać.

Pepper: Błagam cię! Ocknij się! Przestań udawać i otwórz oczy! Tony, proszę

Sprawdziłam, czy oddychał, bo puls ledwo wyczuwałam na nadgarstku. To tak, jak wtedy w kawiarni. Deja vu. Powinien szybko się pojawić w szpitalu. Gdyby nie awaria, zadzwoniłabym po Rhodey'go i wysłałby mi Rescue. W takich wypadkach mogę wrócić do zbroi. Tylko na natychmiastową chwilę. Trudno. Trzeba improwizować.
Ostrożnie chwyciłam Tony'ego sposobem matczynym, wynosząc z domu. Zrobiło się chłodniej, więc wzięłam koc ze sobą. Nie mógł zmarznąć i tak niosłam go do szpitala. Żadna taksówka się nie zatrzymała. Był spory ruch na drodze oraz popsuta sygnalizacja świetlna jedynie mogła doprowadzić do wypadków. Fakt, że mieliśmy wciąż dzień, ale stłuczka zawsze może się wydarzyć.
Niespodziewanie zauważyłam na niebie zbroję Rhodey'go. Była lekko pokiereszowana, co mogłam dostrzec, gdy wylądował. Śledził mnie? Niemożliwe.

Pepper: Co ty tu robisz? Kto cię tak urządził?
Rhodey: Ech! Whiplash. Nikt inny... Pepper, to jest ten twój psychopata? Dlaczego mu pomagasz?
Pepper: Zmieniły się plany
Rhodey: Czyli?
Pepper: Potrzebuję twojej pomocy
Rhodey: Nie ty, a on! Mowy nie ma! Niech zdycha!
Pepper: Rhodey!
Rhodey: Przepraszam, ale nie zrozumiem, dlaczego chcesz ratować kogoś, kto chciał ci zrobić krzywdę?
Pepper: Jeśli uznasz mnie za wariatkę, to spoko. Nie obrażę się, ale musisz coś wiedzieć... Tony jest w ciele Toby'ego... No teraz gadaj wszystkim, że mi odbiło
Rhodey: Skąd taki pomysł? Musiałaś źle spać
Pepper: Tony, pokaż się... Tony?
Rhodey: Widzisz? Nikogo tu nie ma. Zostaw tego śmiecia i wracaj do domu. Mam dość słuchania gadki twojego ojca, że nie upilnowałem ciebie
Pepper: Nie zrobię tego! Potrzebuje pomocy, bo może umrzeć!
Rhodey: Skąd wiesz?! Ile się znacie?! Kilka godzin?! Ty nic o nim nie wiesz!
Pepper: Zawsze pomagałam każdemu w potrzebie, dlatego byłam Rescue! Zapomniałeś o tym?!
Rhodey: Pepper, ostatni raz proszę, bo zabiorę cię siłą do twojego ojca
Pepper: Zawsze ratowaliśmy świat i ludzi! Ratowaliśmy każdego! Nie patrzyliśmy na nic! To była nasza misja! Gdybym go teraz zostawiła na śmierć, czułabym się winna!
Rhodey: Zgoda. Zabiorę was, ale pod jednym warunkiem
Pepper: Jakim?
Rhodey: Wrócisz do domu
Pepper: Tylko jeśli wszystko będzie z nim w porządku
Rhodey: Teraz ty stawiasz umowę? Nie ma szans! Albo to zrobisz albo on pożegna się z życiem... Więc?
Pepper: Daj pomyśleć
Rhodey: Byle szybko, bo według skanu medycznego, serce przestało bić
Pepper: Cholera! Trzeba się pospieszyć
Rhodey: To długo nie myśl

Byłam przerażona tym, co usłyszałam. Przez przyjaciela zostałam postawiona w dość niekomfortowej sytuacji. Nie mogłam pozwolić umrzeć ciału Toby'ego. Musiałam zgodzić się na wszelkie warunki.

Pepper: Nie zgadzam się
Rhodey: Umrze, zanim trafi do szpitala. Lepiej dobrze się zastanów lub olej tego gostka
Pepper: Nie... Nie mogę. Rhodey, błagam. Zrób coś. Chociaż pomóż mi przywrócić mu życie
Rhodey: Powiedziałem, co masz zrobić i nie zgodziłaś się
Pepper: Nie bądź potworem i zrób coś!
Rhodey: Odsuń się od niego
Pepper: Co ty robisz?!
Rhodey: Jedyne możliwe rozwiązanie

Położyłam chorego z kocem na chodniku, a Rhodey przybliżył repulsory do klatki piersiowej. Zrobił strzał, lecz nic się nie zmieniło. Ponowił próbę. Kolejne uderzenie... Wrócił.

Rhodey: Ma niewiele czasu i jedynie szybka operacja pozwoli przeżyć twojej ofierze
Pepper: Ofierze?! Tak będziesz się do niego odnosił?! Ale... Dziękuję za pomoc
Rhodey: Na pewno dasz radę pójść sama?
Pepper: Nie mam innej opcji do wyboru
Rhodey: Masz... Polecisz ze mną
Pepper: Chcesz, żebym wróciła do ojca, ale nie mogę. Nie mogę, kiedy ktoś potrzebuje mojej pomocy. Zresztą, chciał mi coś powiedzieć i tobie też
Rhodey: Mnie?
Pepper: Przypomnij sobie inwazję
Rhodey: Tony miał nam coś do powiedzenia, ale...
Pepper: Nie zdążył i teraz jest w innym ciele
Rhodey: Udowodnij
Pepper: Co?
Rhodey: Że mówisz prawdę
Pepper: Jak lekarze go uratują, wtedy dowiesz się prawdy

Chwyciłam chłopaka tym samym sposobem, co poprzednio i szłam przed siebie. Chłód również doskwierał moje ciało, ale nie przejmowałam się tym. Po prostu dalej nie rezygnowałam z wyznaczonego celu. Czułam też wzrok War Machine nad sobą. Po co leciał za mną?

Pepper: Odejdź
Rhodey: Whiplash pokonany, a elektrycy naprawiają szkody, więc nie jestem na razie nikomu potrzebny
Pepper: Nie musisz mnie śledzić
Rhodey: Ale ja tego nie robię
Pepper: Niańczyć też nie
Rhodey: Wygrałaś
Pepper: Nie rozumiem
Rhodey: Nie pozwolę ci marznąć i nie wymigasz się
Pepper: Ej! Zostaw!

Nie zdołałam się wyszarpać z silnego ucisku, aż wzbiliśmy się w powietrze. Teraz czułam jeszcze większe zimno, bo leżałam na metalowym ramieniu zbroi razem z chorym. Przez lot zaczęłam zastanawiać się, czy tego samego dnia powiedzieć, że kochałam go. Myślałam także nad dobrym usprawiedliwieniem nieobecności w domu, skoro już Rhodey musiał zabawiać się w moją osobistą niańkę. Również błądziłam myślami przy zmianie decyzji. Mam znowu być Rescue, by pomagać ludziom w potrzebie? Skończyć użalać się nad sobą, zapominając o tragedii, która się niedawno wydarzyła? Rozpocząć nowy rozdział w życiu, porzucając wszelkie troski i zmartwienia?
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, przyjaciel zdjął zbroję, odsyłając ją do zbrojowni. Na korytarzu znalazłam odpowiedniego lekarza. Nic nie mówiłam i od razu zabrał Toby'ego na salę operacyjną. Gryzłam się z poczuciem winy. Gdybym szybciej zareagowała, może nie byłoby, aż tak źle? Usiedliśmy przed blokiem, czekając na zakończenie ingerencji chirurgicznej.

Rhodey: Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Pora dać działać lekarzom
Pepper: Przepraszam, że na ciebie krzyczałam, ale nie mam bladego pojęcia, jak mam wyjaśnić całe te zamieszanie z duchem. Na pewno myślisz sobie, że przeżywam coś w rodzaju traumy, lecz od razu tobie powiem, bo jesteś w błędzie
Rhodey: Pepper?
Pepper: Tak, Rhodey?
Rhodey: Wszystko będzie dobrze
Pepper: Te słowa bardziej kłamią, a powinny dawać nadzieję
Rhodey: Wiem o tym i ja powinienem przeprosić za to, jak cię potraktowałem. Po prostu straciliśmy Tony'ego i nie chcę, żeby to też spotkało ciebie
Pepper: Czy mój tata mówił coś jeszcze?
Rhodey: Poza skłonieniem cię do powrotu, powiedział...
Pepper: No weź dokończ!
Rhodey: Powiedział, że gdybyś nie chciała iść po dobroci, mam sprowadzić siłą
Pepper: Na pewno zrobiłbyś to
Rhodey: Wybacz
Pepper: Trudno... Stało się

~*Pięć godzin później*~

Operacja nadal trwała. Zero informacji o tym, co się działo po tamtej stronie. Wypiłam dwie kawy z automatu, zaś Rhodey skusił się na jeden kubek gorącej czekolady. Tata zdołał w tym czasie zadzwonić po piętnaście, a nawet więcej razy. Naprawili usterki, więc mógł ponownie mnie męczyć. Jednak nie miałam dla niego czasu.
Gdy wypiłam kolejny kubek, poszłam po następny. Zawróciłam, słysząc otwierane drzwi. Nie mogłam oderwać oczu ze zdziwienia. W klatce piersiowej emanowało niebieskie światełko. Chciałam poznać jakieś wieści. Dowiedzieć się czegokolwiek, ale lekarz nie znalazł czasu na rozmowę. Od razu zabrał chorego na specjalną salę. Znałam te miejsce. Tam kiedyś Tony przebywał, gdy coś złego stało się z implantem. Te same światło, co Toby miał w piersi. Musiałam wiedzieć, dlaczego zaryzykowali wszczepieniem eksperymentalnej technologii. Naszym oczom pokazał się doktorek- śmieszek. Zawsze żartował, choć tym zwykle mógł przyprawić o niejeden zawał. Poszliśmy za nimi, siadając przy sali.

Pepper: Nie wierzę... Jak mogli być do tego zdolni?
Rhodey: Też jestem w szoku. Nie mówiłaś mi, że choruje na serce
Pepper: Bo uznawałeś go za psychola
Rhodey: Ty tak myślałaś na początku
Pepper: Fakt, ale później zmieniłam zdanie... Chyba pójdę po kolejną kawę
Rhodey: Chyba wystarczy, jak na jeden dzień
Pepper: Oj! Nic się nie stanie, jak wypiję trzecią
Rhodey: Stanie, bo już nie będziesz mogła stać
Pepper: Cicho... Chyba ktoś wychodzi

No i miałam rację. W końcu odważył się pojawić kardiolog razem z drugim specjalistą. Chciałam zadać jedno z tych trudniejszych pytań, lecz wpierw on doszedł do głosu. Słuchaliśmy, co miał nam do powiedzenia.

Kardiolog: To twój przyjaciel?
Pepper: Pomógł przynieść tu Toby'ego... Co z nim? Żyje? Dlaczego ma implant? Czy to dr Yinsen wszczepił mu te urządzenie? Nie było innego wyjścia?
Dr Yinsen: Pepper w swoim żywiole
Pepper: Dzień dobry. Widzę, że pan mnie pamięta
Dr Yinsen: Jesteś wyjątkowa ze swoim gadulstwem. Trudno cię nie zapamiętać, bo moje uszy zniosły tyle twoich krzyków, pisków i pytań
Pepper: Dziękuję za pamięć, więc słucham wyjaśnień
Kardiolog: Chłopak nie ma kontaktu z rodziną, a ona ostatnio uratowała mu życie
Dr Yinsen: Hmm... Rozumiem... Witaj, Rhodey. Dalej masz szlaban?
Rhodey: Szybko z niego zrezygnowała
Pepper Ekhm! Do rzeczy, doktorze
Kardiolog: Powiedz im
Dr Yinsen: Zostałem wezwany, bo to był dosyć dziwny przypadek. Serce przestało pracować i nie reagowało na leki, czy defibrylację. Jedynym sposobem na ratunek było wszczepienie implantu. Wiecie, co to jest, czyli pomijam wyjaśnianie działania sztucznego serca... Jednak żyje i obudził się. Jest bardzo słaby, więc możecie wejść na chwilę
Pepper: Jedna ulga, ale bez implantu nie mogło być innej opcji? Przecież można zrobić przeszczep
Kardiolog: Musiałby czekać pół roku, a może i dłużej. Zależy od wielu czynników, więc poradziłem się dr Yinsena w sprawie mechanizmu. Organizm bardzo dobrze zniósł pierwsze godziny ze wspomagaczem. Za kilka dni wróci do prawie pełnej sprawności, bo raczej o sukcesach w sporcie może pomarzyć
Pepper: Ale Tony jakoś dawał radę
Rhodey: Pepper, nie kłam. Wcale nie dawał, skoro przez cały ten czas lekceważył zalecenia
Dr Yinsen: Zgodzę się z tobą, Rhodey, a przy wrodzonej wadzie serca nie można liczyć na zbyt wiele
Pepper: Umrze?
Dr Yinsen: Nic takiego nie powiedziałem, ale tak. Umrze
Kardiolog: Weź tak nie dramatyzuj. On żartuje
Pepper: No tak. Zapomniałam, że pan taki już jest w swojej naturze. Żartować z czyjegoś nieszczęścia. Bardzo śmieszne. Ubaw po pachy
Dr Yinsen: Nie moja wina, jaki jestem
Pepper: Ma pan całkowitą rację
Dr Yinsen: Czy to ironia?
Pepper: Hmm... Niech pomyślę... No tak
Kardiolog: Chcecie się z nim zobaczyć, czy nie potrzebujecie tego?
Pepper: Ja chcę!
Kardiolog: To proszę

Skończyłam drażnić się ze specem od dziwnych ustrojstw, co wszczepiał swoim pacjentom z różnymi schorzeniami. Chłopak leżał i kontaktował ze światem, rozpoznając nas. Uśmiechnął się blado, lecz prosił, żebyśmy usiedli. Wyglądał o niebo lepiej, niż wtedy w domu.

Pepper: Jak się czujesz?

Tak wcześniej zasypałam pytaniami, a teraz straciłam odwagę na zapytanie o samopoczucie.

Tony: W porządku, choć czuję się inaczej
Pepper: Przerabiasz ten sam temat, co przed Extremis?
Tony: Dokładnie
Rhodey: Skąd wiesz, że gadasz z Tony'm?
Tony: Hej, Rhodey. Masz prawo nie wierzyć, ale zaraz dowiesz się wszystkiego... Pep, przytrzymaj go
Rhodey: Ej! Co jest grane?
Pepper: Ratuję cię do zjechania na glebę
Rhodey: Czemu?
Pepper: Możesz się mu pokazać?
Tony: Tak

**Tony**

Z odwagą wyszedłem z ciała, ujawniając postać ducha. Drugi duszek nadal milczał. Zupełnie, jakby zapadł się pod ziemię. Rhodey lekko się zachwiał, lecz podpora w postaci rąk rudej pomogła przy asekuracji przed upadkiem. Na pewno czuł się niezręcznie, ale miał dowód, że moja ukochana nie ześwirowała. Była zdrowa na umyśle.

Tony: Teraz wierzysz
Rhodey: Jak? Jak ty... Co?
Tony: Wszedłem do innego ciała, które niedawno umarło i jego duch nadal jest w nim. Nie obyło się bez kłótni, ale wyjaśniłem, że mam ważne zadanie do wykonania
Pepper: Słuchaj, Rhodey. Słuchaj i nie wywiń orła

Puściła go i sam musiał się trzymać, żeby nie upaść.

Rhodey: Okey, okey. Wszystko rozumiem, więc dokończ swoją misję
Tony: Najpierw Pepper powiem, a potem tobie, więc wyjdź
Rhodey: Tony?
Tony: Na chwilę
Rhodey: Och! Niech wam będzie
Pepper: To nie potrwa długo
Tony: Zobaczymy

Uśmiechnąłem się głupawo i zostałem sam na sam z ukochaną. Wtedy zjawa ponownie otworzyła usta.

Co knujesz?

Tony: Koniec planu
Pepper: Jakiego?
Tony: Mówię do drugiego ducha
Pepper: O! To powiedz mu, że się z nim witam

Jak miło
Tony: Też cię wita

Ale kłamca

Tony: Heh! No dobra...Pepper, jest taka sprawa. Ciągle coś nam przerywało i musisz wiedzieć

Nie próbuj jej całować

Tony: Oj! Zrobię, co zechcę
Pepper: Tylko nie przeginaj, bo ojciec mnie zabije
Tony: A ty musisz myśleć o jednym? Pep, dorośnij
Pepper: Dorosłam... Co jeszcze powiedział?

Powiedz jej, że ma fajną dupę i chętnie bym…

Tony: Ej! Nie mów tak o niej!
Pepper: Hahah! Nie muszę go słyszeć, by wiedzieć, co powiedział. Ochrzaniłabym go, ale ty jesteś o niego zazdrosny, a to jest urocze

Widzisz? Nic nie psuję. Pomagam

Tony: Taa... Przejdźmy do sedna
Pepper: Czekam wystarczająco długo
Tony: Kocham cię

Tony, tak się nie wyznaje dziewczynie miłości. Zero romantyzmu

Tony: Nie wtrącaj się
Pepper: Hahaha! Niech się pokaże
Tony: Nie może
Pepper: Szkoda
Tony: Słyszałaś, co ci powiedziałem?
Pepper:  Że mam się nie wtrącać?
Tony: Tak... Eee... Nie to. To wcześniej
Pepper: Że mnie kochasz?
Tony: Bingo!
Pepper: Spodziewałam się czegoś innego

Myślałem, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu, bo nic te wyznanie nie znaczyło. Duszek nabijał się z mojej bezradności i miałem ochotę strzelić mu w pysk. Jednak przez obecną sytuację jedynie zignorowałem śmiech, próbując odnaleźć resztki siebie, składając lepsze słowa do takiego wyznania.

Tony: Kocham cię i chciałbym żyć z tobą, ale niestety przegrałem walkę
Pepper: Niekoniecznie

Przytuliła mnie, roniąc kilka łez, a do ucha szepnęła kilka, lecz bardzo znaczących słów.

Pepper: Ja też cię kocham, głupku
Tony: Głupku?
Pepper: Nikt normalny nie kradnie ciała z kostnicy, by powiedzieć jakieś wyznania... Co Rhodey'mu masz do powiedzenia?
Tony: Zawołaj go. Teraz jego kolej
Pepper: Najpierw to

Zbliżyła swoje usta niebezpiecznie blisko, oddając delikatny pocałunek. Potem jedynie uśmiechnęła się, wychodząc z sali. Zgodnie z prośbą mogłem porozmawiać z przyjacielem. Nadal wyglądał na rozkojarzonego oraz zdezorientowanego wiadomością.

Tony: Wszystko gra?
Rhodey: Wciąż nie mogę tego pojąć... Dlaczego to zrobiłeś?
Tony: Gdyby Overlord mnie nie zabił...
Rhodey: Przecież wybuchł statek
Tony: To też, ale nieźle oberwałem z jego broni, a Makluańska technologia wyprzedza naszą o kilkaset lat
Rhodey: Możliwe, ale powiedz, co chciałeś mi przekazać
Tony: Opiekuj się rudą
Rhodey: Co takiego?
Tony: Masz zająć się Pepper
Rhodey: Niby jak? Co mam zrobić?
Tony: Pilnuj jej, żeby nie ganiała, szukając niebezpieczeństwa. Może zrezygnowała z ratowania świata, ale...
Rhodey: Wiem, że martwisz się o naszą przyjaciółkę
Tony: Moją dziewczynę
Rhodey: A! To dlatego miałem wyjść
Tony: Nie musisz wszystkiego wiedzieć
Rhodey: Hahaha!

Tony, wracaj do ciała. Kończy ci się czas

Tony: Jeszcze chwila
Rhodey: Chwila, na co?
Tony: Obiecaj, że będziesz o nią dbał. Masz dopilnować, by nikt nie próbował zrobić jej krzywdy
Rhodey: Obiecuję
Tony: Szybko zawołaj ją, bo zaczynam znikać
Rhodey: Znikasz?
Tony: O nie! Potrzebuję więcej czasu!

Nikogo nie przekupisz. Przykro mi. Pora stąd znikać

Tony: Nie! Nie!
Rhodey: Uspokój się
Tony: Rhodey, pożegnaj... Pożegnaj ją ode mnie... Powiedz jej
Rhodey: Na pewno powiem
Tony: Żegnajcie

Rozpłynąłem się w powietrzu, znikając. Jednak coś było nie tak.
© Mrs Black | WS X X X