Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy początek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy początek. Pokaż wszystkie posty

Część 12: Ostatnie dni

1 | Skomentuj

**Tony**
Nie chciałem jej zatrzymywać. Nic nie robiłem i pozwoliłem odejść.

Rhodey: Myślałem, że za nią pobiegniesz, a ty tak po prostu…
Tony: Zrobiłem, co trzeba było. Jej ojciec musiał przenieść się do Ohio ze względu na federalnych
Rhodey: Ale nawet nie pożegnałeś się z nią, jak należy. Tony, ona jeszcze jest w mieście, więc leć do niej
Tony: Lepiej zajmij się historią
Rhodey: Znam wszystko na pamięć, ale tobie radziłbym się pouczyć. No chyba, że wolisz robić coś innego
Tony: Na przykład?
Rhodey: Whiplash dawno się nie pokazywał. Albo coś się szykuje albo dał sobie spokoju, co prawdopodobnie nigdy się nie zdarzy. Aha i muszę się do czegoś przyznać
Tony: Roberta nigdzie nie wyjechała
Rhodey: Bingo!
Tony: Zabiję cię, że dałeś mi nadzieję na spokój


Zaczęliśmy sobie dokuczać tak dla zabawy. Przez chwilę się śmiałem, ale niezbyt, bo ból w klatce piersiowej przypomniał mi o przypomnieniu.


Tony: Jeszcze z tobą nie skończyłem
Rhodey: Haha! Chciałem powiedzieć to samo. To co zrobisz? Szukamy tego wariata, czy lecisz do Pepper, a ja się zajmę zbrojownią?
Tony: No to lecę, a ty tu zostań
Rhodey: Tony, a naładować się?
Tony: Zbroja ma zapasy, więc nie zginę


Uśmiechnąłem się i wyleciałem z bazy. Wiedziałem, że chciał coś jeszcze powiedzieć i dlatego szybko uciekłem.


**Pepper**


Rzeczy leżały już zapakowane w bagażniku. Ostatni raz popatrzyłam na dom, aż obudziły się wspomnienia, jak poznaliśmy się na tej samej ulicy, gdy biegaliśmy. Oczywiście dla zabawy sobie ukradłam mu wtedy telefon. Taki głupi odruch. Czasem nie wiem, co ciało robi i nie mam tej świadomości o kolejnym ruchu.


Virgil: Dobra, możemy jechać. Pepper, słyszysz?
Pepper: Dlaczego nie możemy zostać? Wiesz, że w końcu poznałam najwspanialszych przyjaciół, a ty myślisz tylko o swojej pracy!
Virgil: Pepper, nie krzycz. Tam też znajdziesz sobie kolejnych przyjaciół
Pepper: Ale ja nie chcę innych, tylko Tony’ego i Rhodey’go
Virgil: I z nimi się przyjaźniłaś?
Pepper: Przyjaźnię!
Virgil: To nie moja wina, że placówka została przeniesiona do Ohio
Pepper: Mam nadzieję, że przyleci mnie odwiedzić
Virgil: Kto?
Pepper: Ktoś


Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do nowego domu, który pewnie znienawidzę. Nie potrafiłam ich zostawić, a szczególnie Tony’ego. Nie potrafię zapomnieć, czego się o nim dowiedziałam oraz tego, jak Whiplash prawie go zabił. Nie wybaczę sobie, że przeze mnie mógł umrzeć. Gdybym nic nie mówiła, nie wyleciałby ze zbrojowni. Na szczęście żyje, ale i tak boję się. Boję, że już nigdy go nie zobaczę.


**Tony**


Dzięki zasilaniu zbroi nie musiałem się bać o implant, ale najgorsze byłoby to, jakbym spotkał… Whiplasha. Jednak ostatnio się nie pojawił. 
Leciałem do Ohio i nie chciałem lecieć nad jego terenem, choć to była najszybsza droga. Poleciałem tą dłuższą. W miarę bezpieczną.


Rhodey: Chyba musisz zmienić plany
Tony: Co się stało?
Rhodey: Na tej trasie, gdzie jesteś, zdarzył się wypadek. Pociąg wpadł do podziemia metra
Tony: No dobra. Już się za to biorę
Rhodey: Na pewno masz dużo zasilania w zbroi? Jeśli będzie trzeba użyć mocy…
Tony: Spoko, panie panikarzu. Nie ma problemu. Dam radę
Rhodey: Ostatni raz wyleciałeś bez naładowania implantu
Tony: Ostatni raz cokolwiek zrobiłem
Rhodey: Tony?
Tony: Nie obiecuję niczego, jasne?
Rhodey: Po prostu uważaj na siebie i będzie dobrze
Tony: Zobaczymy


Coś czułem, że to będzie moja ostatnia misja. Niedawno stałem się Iron Manem- nowym obrońcą miasta, a teraz? Teraz powrót był niewiadomą. Na wszelki wypadek pożegnam się z Pepper, gdy będę wiedział, że o nowym dniu mógłbym jedynie pomarzyć.


**Rhodey**


Tony nie był sobą. Ostatni raz cokolwiek zrobiłem. Co miał na myśli? I jeszcze nie chciał niczego obiecywać. Czy to przez wyjazd Pepper? Wiem, że sprawy nie potoczyły się najlepiej, ale musi wrócić cały i zdrowy.
Przeglądałem podgląd na miejsce, gdzie odezwał się alarm. Coś mi tu nie pasowało.


Rhodey: Znalazłeś pociąg?
Tony: Chwila…. O! Jest!
Rhodey: Co z nimi?
Tony: Tu nikogo nie ma poza szczurami
Rhodey: To wracaj
Tony: To polecę do niej. Miałem się pożegnać, jak należy. Miałeś rację, Rhodey. Zawsze ją miałeś. Wybacz mi za wszytko, co zrobiłem
Rhodey: Nigdy nie byłem na ciebie zły. Chciałem dla ciebie, jak najlepiej. Dobrze wiesz, jak wypadek nas zmienił. To ty powinieneś mi wybaczyć, że przesadzam
Tony: Martwisz się, a to normalne. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy
Rhodey: Tony, nie rób nic głupiego
Tony: Chcę tylko się z nią zobaczyć
Rhodey: Mam taką nadzieję, bo brzmisz, jak przyszły samobójca


Niespodziewanie wykryłem dwie postacie o sygnaturze energetycznej, identyczną do… Cholera.


Rhodey: Tony, uciekaj!
Tony: Co?


<< Połączenie zostało zerwane>>


Rhodey: Tony, odezwij się! Tony!


**Tony**


Usiłowałem wytężyć wzrok i sprawdzić, kto mnie zaatakował. Nie wierzę. Whiplash, ale… Jest ich dwóch? To jakiś obłęd.


Tony: Rhodey, czy ty widzisz to samo, co ja? Rhodey? Rhodey, słyszysz mnie?! Cholera jasna! Padła łączność
Whiplash: Wiedziałem, że w końcu wyjdziesz z kryjówki. Przedstawiam ci mojego pomocnika- Whiplasha Zero
Whiplash Zero: Może zamiast z nim się zagadywać, zniszczmy go!
Whiplash: Dobra myśl


A jednak. Dwóch wariatów. Jakby ten świat był za mały dla jednego popaprańca. Tym razem wolałem walczyć, niż uciekać. Nie miałem innego wyjścia i implant musiał zostać pozbawiony zasilania zapasowego, jeśli stracę moc w zbroi. Oboje walili tradycyjnie z biczami. Ledwo dawałem walczyć z jednym, a co dopiero z jego kopią. Nie miałem zamiaru się poddać. Używałem repulsorów, by rozproszyć jedne bicze. Niewiele dawało, bo wtedy ten drugi się rzucał z bombami. Nadal nie mogłem połączyć się z Rhodey’m.


<< Przełączenie na rezerwy>>


Whiplash Zero: Skończmy z nim!
Whiplash: Z przyjemnością


Wykorzystałem moc do pola siłowego, by ochronić się przed ich kolejnym atakiem. Niestety niewiele mi to dawało. 
Gdy miałem wolne pole do ucieczki, zasilanie spadło do 50 %, a oni polecieli za mną na tych swoich słynnych piłach tarczowych. Mój ból sprawiał im przyjemność, bo, co innego nie cieszy wariata, jak cierpienie ofiary? Tak, wpadłem w pułapkę, więc stałem się ofiarą. 
Przekierowałem moc do butów. Zacząłem odczuwać silny ból w klatce piersiowej, który nie dawał skupić się na przeciwnikach, co nadal żądali rozlewu krwi.
Nagle nastąpiła potężna eksplozja, która powaliła mnie na ziemię. Nie dałem rady wstać.


Tony: Czyli przegrałem? Ach! A chciałem się pożegnać z rudą
Whiplash: To twój koniec, Iron Manie. Zbroja ci się nie przyda, jak będziesz martwy


Poczułem, jak zrywa cały pancerz, odsłaniając każdy skrawek mego ciała. Zwłaszcza to jedno. Implant. Piekielny ból przeszywał całe ciało, aż wyginało się pod wpływem uderzenia biczy. Prąd przechodził, raniąc najboleśniej, jak się da, a bez zbroi nie mogłem się bronić. Czułem, jak serce zwalnia. Naprawdę to mój ostatni dzień?


Whiplash: Teraz możemy cię zostawić, bo nikt cię nie znajdzie
Whiplash Zero: Ja bym go jeszcze dobił!


Gdy miał uderzyć z bicza, Whiplash go zatrzymał. Litość? Nie wierzę.


Whiplash: Zostaw go. On umiera. To jego ostatnia godzina. Był godnym przeciwnikiem


I odlecieli, a ja zostałem zostawiony na śmierć. Zdołałem wyjąć telefon i skontaktować z Pepper. Odebrała.


Pepper: Tony, jak dobrze, że dzwonisz. Też miałam zrobić to samo, bo dojechaliśmy na miejsce
Tony: Cieszę… się
Pepper: Co się dzieje? Czemu mówisz tak, jakby cię tir staranował?
Tony: Chciałem… się.... pożegnać. Miałem…. z tobą się spotkać… ale coś…. mnie zatrzymało
Pepper: Zobaczymy się jutro?
Tony: Ach! To… niemożliwe… To… koniec
Pepper: Nie mów tak
Tony: Nie płacz. Żegnaj… na zawsze
Pepper: Tony, nie!


Już nie zdołałem nic powiedzieć, a telefon wypadł z ręki, lądując na ziemi.


**Pepper**


Co to miało znaczyć? Co się stało? Nie wierzę, co mówił. Od razu zadzwoniłam do Rhodey’go. bo z Tony’m straciłam połączenie. Tata jedynie dziwne się patrzył na drżące ręce.


Virgil: Czego się boisz? Przecież nie będziesz sama
Pepper: Chodzi o mojego… przyj… Nie! Tu chodzi o mojego chłopaka! Boję się!
Virgil: W takim wieku zawracasz sobie takim czymś głowę? Powinnaś skupić się na nauce, a nie za ganianiem za jakimiś przygłupami
Pepper: Cicho bądź! Dzwonię!


Rhodey zdołał odebrać. Również chciał pytać o to samo.


Rhodey: Pepper, jest z tobą Tony?!
Pepper: Chciałam spytać o to samo. Żegnał się ze mną. Rhodey co się dzieje?!
Rhodey: Leciał do ciebie, ale potem odezwał się alarm. Pepper, straciłem z nim kontakt, a zbroja nie odpowiada. Najgorsze jest to…
Pepper: Mów!
Rhodey: Nie naładował implantu i był na zasilaniu zbroi, a jeśli z kimś walczył, musiał je zużyć
Pepper: Czemu mu na to pozwoliłeś?!
Virgil: Pepper, nie krzycz
Pepper: Mówiłam! ZAMKNIJ SIĘ! Rhodey, on musi żyć!
Rhodey: Nieważne, jak bardzo było źle, zawsze mu się udawało. Zawsze wychodził z tego cały i zdrowy. Pepper, zlokalizuję zbroję. Znajdę go
Pepper: Znajdź!


Płaczę i nie przestanę. Strach był poza kontrolą.


**Rhodey**


Ostatnia lokalizacja była niedaleko miejsca ostatniego alarmu. Od razu tam pojechałem taksówką i oprócz kawałków zbroi nic nie widziałem. Dobra, jeszcze ślady krwi. Dopiero wtedy spostrzegłem kogoś na ziemi. Podbiegłem z nadzieją, że to Tony. Tak, to był on. Przerażenie i strach o przyjaciela sięgnął zenitu.


Rhodey: Tony, odezwij się. Tony!


Nie reagował, a implant nie świecił. Czy to naprawdę możliwe? Sprawdziłem, czy żył. Niestety wszytko wskazywało na to, że umarł. Jednak się obudził i mechanizm znowu świecił. Nie pozwoliłem mu mówić i zabrałem go do szpitala, gdzie mieli opatrzyć jego rany. Żył. Tak, on żył. Od razu powiedziałem Pepper, że nic mu nie jest. Miałem ochotę go zabić, że nas wystraszył na śmierć. Niestety lekarz nie pozwalał na żadne odwiedziny. Pepper się nie pojawiła, a Iron Man już nie ratował miasta. Zanim zbudowałby nową zbroję, zleci kolejny rok.
Gdy stan Tony’ego był stabilny i w końcu na tyle dobry, by z nim się zobaczyć, mogłem wyrzucić z siebie wszystko, co musiałem przeżyć.


Rhodey: Wystraszyłeś nas na śmierć. Naprawdę myślałem, że nie żyjesz
Tony: Musiałem ich jakoś oszukać. Eee… który dziś mamy?
Rhodey: Leżysz tu już 2 tygodnie. Jakim cudem przeżyłeś?
Tony: Gdy oni sobie polecieli, wyjąłem baterię z telefonu i jakoś zrobiłem tak, by dawała potrzebną energię do zasilenia implantu
Rhodey: Pepper cię zabije, ale nie wiem, czy nie ja będę pierwszy
Tony: Przepraszam, ale sam myślałem, że z dwoma Whiplashami nie dam rady
Rhodey: Czyli skaner nie kłamał? Świetnie. Ilość wariatów się zwiększyła
Tony: Haha!
Rhodey: Dobrze, że żyjesz. Nie chciałbyś pogadać z Pepper?
Tony: Wie, że żyję?
Rhodey: Powiedziałem jej, ale potrzebuje czasu. Naprawdę. Dobrze, że jesteś


KONIEC
        

---***---

I jak się wam podobało? To opko dobiega końca, ale bez obaw. Mam pewne inne rzeczy do wstwinie, więc odpoczniemy od nowych historyjek. Zresztą, zbliżają się matury próbne, czyli czas na edycję będzie mało. Wyraźcie swoje zdanie pod tym postem. Do zobaczenia :)
                                                                                      

Część 11: Rozstanie

5 | Skomentuj


Siedziałem w zbrojowni, bo ruda poprosiła o spotkanie. Przez telefon mówiła dosyć dziwnie i nie wiedziałem, co się stało. Chciałem wiedzieć, czy to nie ja bylem temu winny. A co, jeśli ma mi coś do powiedzenia, czego nigdy nie zrozumiem lub się z tym nie pogodzę? 
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk wstukiwania kodu, a przez drzwi przeszła Pepper. Szla powoli i wahała się, by cokolwiek powiedzieć. Co się stało? Wyglądała, jakby miała się zaraz popłakać.
Tony: Pepper, co się stało? Źle się czujesz?
Pepper: Ja… Nie… Nie potrafię…
Tony: Ej! Nie płacz. Co się stało?
Pepper: Wyjeżdżam i....
Tony: Cii… spokojnie. Przecież to nie koniec świata
Pepper: A właśnie, że jest! Mój ojciec ma placówkę w Ohio i muszę jechać z nim. Nie mogę tu zostać! Już nigdy się nie zobaczymy! Tony, proszę cię. Obiecaj mi jedno. Obiecaj!
Tony: Co chcesz mi powiedzieć? Pepper, spokojnie


Chwyciłem za jej dłonie, patrząc w piękny kolor tęczówek.


Pepper: Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. Nie chcę cię stracić. Tego nigdy nie przeżyję, rozumiesz?
Tony: Cii… już dobrze. Jestem tu


Wtuliła się w me ramiona, a płacz wypłynął kolejnymi strumieniami. I nie obchodziło mnie, jak bardzo będzie mokra koszulka. Nie zostawię jej. Nigdy.


Tony: Pepper, mam zbroję i mogę do ciebie polecieć, kiedy zechcesz
Pepper: No tak, ale miasto nie obroni się same
Tony: Jakoś dawało radę, nim Iron Man stanął na patrolach. A co ze szkołą?
Pepper: Nauczanie indywidualne. Sama kiedyś tego chciałam, ale...jak poznałam ciebie, odechciało mi się samotności
Tony: Uwierz mi, ale znam to. Sam się zmieniłem, gdy poznałem Rhodey’go. Przyjaźniliśmy się i wspieraliśmy na dobre i na złe
Pepper: A ostatnio przesadził z matkowaniem i doszło do kłótni
Tony: Wiem, ale byłem głupkiem. Staram się zmienić i nie być takim egoistą
Pepper: Tony, ja ci wierzę, ale nie rób nic ponad swoje siły


Nasze twarze były niebezpiecznie blisko i pocałowaliśmy się namiętnie. Czułem ciepło w środku przy tym martwym sercu, które zastąpiło jakieś ustrojstwo, co daje mi życie. Całą atmosferę przerwał…. Rhodey? A nie powinien być na randce z historią? Jutro rzekomo ma być sprawdzian, ale ja sobie tym nie zawracałem głowy.


Rhodey: To ja może przyjdę kiedy indziej
Tony: Rhodey, czekaj. Coś się stało?
Rhodey: Miałem ci powiedzieć, że mama wyjeżdża na weekend do Jersey
Tony: To świetnie
Rhodey: Jakoś nie skaczesz z radości. Co jest grane?
Pepper: Wyjeżdżam i chciałam się pożegnać
Rhodey: O! To już gołąbeczki nie są nierozłączki? Haha!
Tony: Nie bawi mnie to
Pepper: Nie przejmuj się mną. Jeśli naprawdę będziesz mnie odwiedzał, nie będę czuła się samotna
Rhodey: Nie martw się. Do starej panny z kotami ci jeszcze trochę lat brakuje
Tony: Rhodey, wyjazd!
Rhodey: Dobra, dobra. To papa, Pepper. Przyjemnego lotu życzę i żebyś była cała i zdrowa
Pepper: O mnie się nie martw


Ostatnią przeszkadzajką był telefon do Pepper. Pewnie jej tata dzwoni.


Pepper: Muszę już iść. Żegnajcie

Pomachała nam na pożegnanie i wyszła.


KONIEC CZĘŚCI JEDENASTEJ

Część 10: Pożegnanie

1 | Skomentuj

5 godzin później
**Tony**

Czułem, że coś się ze mną dzieje. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale mimo ciemności czułem, co ze mną robią. Byłem świadomy. Lekkie bicie serca, krążąca krew. Ja żyłem. Lekko otworzyłem oczy, a na ustach miałem maskę tlenową.


Tony: Co… się… Gdzie… ja… jestem?
Lekarz: Nie powinien się obudzić
Dr. Yinsen: I tak już skończyliśmy. Ale ty jesteś niecierpliwy. Naprawiłem twój implant, ale musisz na siebie uważać. Ten, kto ci to zrobił, wiedział, jak uderzyć
Tony: Mogę… wrócić… do domu?
Dr. Yinsen: Zabiorę cię na cyberchirurgię. Nabierzesz sił i będziesz mógł wrócić. Jednak jeszcze nie dziś
Tony: Dziękuję
Dr. Yinsen: Śpij, śpij. Odpocznij, Tony


Po raz kolejny ogarnęła mnie ciemność. Jednak spałem spokojnie. Miałem nadzieję, że Whiplash nie zrobił im krzywdy. Przez niego muszę zbudować nową zbroję.


**Pepper**


Wiara nigdy mnie nie opuszczała i wierzyłam, że z Tony’m będzie wszystko dobrze. Na korytarzu widziałam tego samego lekarza, co ostatnio się pojawił. Poszliśmy za nim. Widziałam, że twarz Tony’ego nabierała kolorów, mimo sporej straty krwi. 
Stanęliśmy przed wejściem na oddział cyberchirurgii. Pierwszy raz coś takiego widzę.


Dr. Yinsen: Sytuacja opanowana. Jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo. Za tydzień go wypiszę lub wcześniej
Pepper: Mogę do niego wejść?
Dr. Yinsen: Nie widzę przeszkód. Proszę


Odważyłam się o to spytać. Ostrożnie przekroczyłam próg drzwi i odwróciłam się na chwilę w tył. Wahałam się, a Rhodey tylko się uśmiechnął i pomachał ręką, że wszystko będzie w porządku. Czekałam kilka minut, aż zobaczyłam jego błękitne tęczówki.


Pepper: Cii… Nic nie mów. Musisz odpoczywać. Chciałam ci coś powiedzieć.... Przyznać… ale to nic strasznego. Nie bój się
Tony: Pepper…
Pepper: Nic nie mów. Chciałam ci powiedzieć, że bardzo cię lubię
Tony: Ja ciebie też
Pepper: Miałeś milczeć. Oj! Nie słuchasz mnie
Tony: Bałaś się?
Pepper: O ciebie? Bardzo. Już myślałam, że cię nigdy nie zobaczę
Tony: Nie płacz. Jestem tu


Chwycił moją dłoń, aż się zarumieniłam. Pepper, przyznaj się. Powiedz mu to.


Pepper: Kocham cię


Dobra, zrobiłam to. Teraz niech on to powie. Anthony Stark, przyznaj się. Powiedz to. Powiedz!


Tony: Ja ciebie też, ale bardziej, niż ty
Pepper: Cieszę się, że żyjesz i przepraszam, że się z tobą pokłóciłam. Gdybym…


Przyłożył mi palec na usta, bym nic nie mówiła.


Tony: Pepper, spokojnie. Już jest dobrze


I pocałował mnie. Nie wierzę, że do tego się posunął. Ten pocałunek był wyjątkowy. Niestety, ale ostatni.


Pepper: To zdrowiej
Tony: Nie martw się. Długo nie musisz czekać


Znowu ten głupawy uśmieszek. Urocze. Tak, urocze. Już nie ukryję tego. Kocham go.


Rok później


**Tony**


Od razu po usłyszeniu alarmu, poleciałem na akcję. Po ostatnich starciach z Whiplashem, nauczyłem się, jak walczyć zbroją. Zabójczy sensei, ale jakże skuteczny. Nauki nie poszły w las. Dobra, koniec myślenia. Poleciałem na miejsce, gdzie był zawalony budynek.


Rhodey: W środku są ludzie! Konstrukcja jest niestabilna!
Pepper: Uważaj na siebie
Tony: Ja zawsze na siebie uważam
Pepper: No nie powiedziałabym. Haha!


Wleciałem do budynku, szukając rannych. Odpowiednie służby były gotowe do udzielenia im pomocy. Wyciągnąłem spod gruzów nieprzytomnego mężczyznę i wyleciałem z nim do sanitariuszy. Gdy wróciłem do budynku, znalazłem jeszcze innych. 
Nagle ściany zaczęły się sypać, a sufit spadał na głowę. Utrzymałem go, żeby wydostali rannych. Po godzinie wróciłem do zbrojowni.


Pepper: Gratuluję, Iron Manie
Tony: Nie rozumiem
Rhodey: Tak cię ludzie nazywają. Naprawdę dobra robota. Idziemy coś zjeść?
Tony: Haha! Jak zwykle głodny

KONIEC CZĘŚCI DZIESIĄTEJ

Część 9: Chwila spokoju

3 | Skomentuj

**Rhodey**
Stało się najgorsze. Lekarz po sprawdzeniu bicia serca, od razu zadecydował o przewiezienie na blok. Było bardzo źle. To moja wina. Niepotrzebnie się z nim kłóciłem.


Roberta: Co z nim?
Lekarz: Atak serca. Trzeba go operować, bo umrze


Bez większego gadania zabrał go na salę operacyjną. Czekaliśmy, aż dramat dobiegnie końca. Atak? A to drań. Ten Whiplash. To na pewno on go zaatakował. Musieliśmy jedynie mieć nadzieję, że Tony będzie żył. Pepper była zmartwiona, a twarz ukrywała w dłoniach. Płacze?


Rhodey: Wszystko będzie dobrze.  Po wypadku też tak było, ale…
Pepper: Rhodey, to moja wina. Powinnam nic nie mówić
Rhodey: Przestań. To ja powinienem się zmienić. Zagubiłem się, ale przez troskę o niego. Chciałem zapewnić mu bezpieczeństwo
Pepper: On musi żyć! Musi!
Roberta: Nie martwcie się tym. Lepiej powiedzcie mi, jak to się stało?
Rhodey: Nie wiemy. Znaleźliśmy go w takim stanie
Roberta: Gdzie?
Pepper: Obok fabryki
Rhodey: Mamo, przepraszam. Myśmy się pokłócili i dlatego znikł. Jak znaleźliśmy Tony’ego, był cały we krwi. Nie wiem, kto mógł mu to zrobić


3 godziny później


Lekarz w końcu wyszedł udzielić nam informacji. Bałem się, co możemy usłyszeć. Nie wyglądał, jakby to były dobre wieści. Niemożliwe. Nie mógł nam tego zrobić. Przecież to Tony. Łatwo się nie podda.


Roberta: Doktorze, co z Tony’m?
Lekarz: Cóż, mieliśmy pewne komplikacje przez to, co ma na klatce piersiowej, ale specjalista od tego został już poinformowany i zjawi się jeszcze dziś. Chłopak miał szczęście. Mógł się wykrwawić, ale żyje. To najważniejsze
Roberta: Można się z nim zobaczyć?
Lekarz: Nie bardzo, bo leży na intensywnej terapii, ale jedna osoba na pewno będzie mogła wejść. Jednak jeszcze się nie wybudził z narkozy
Rhodey: Dziękujemy
Lekarz: Taka praca


Poszliśmy do odpowiedniej sali, gdzie leżał Tony. Miał maskę tlenową, a rana została opatrzona, że już nie krwawiła. Pepper zakrywała usta dłonią, a po policzkach spłynęły łzy. Chyba coś czuję, że oboje czują do siebie coś więcej, niż przyjaźń. Powinni ze sobą porozmawiać.


Rhodey: Trzymasz się?
Pepper: Tak, tak. Nie martw się. Rzęsa mi wpadła do oka
Rhodey: A już myślałem, że do siebie pasujecie
Pepper: Co sugerujesz?
Rhodey: Mówił o tobie
Pepper: Naprawdę?


**Pepper**


Miałam wrażenie, że mam nadzieję na wspaniałe życie z chłopakiem u boku. Tylko, czy naprawdę czuje to samo? Musi wyzdrowieć, bo chcę mu to powiedzieć. Powiem mu. Tak, powiem, że zależy mi na nim.
Gdy chciałam do niego iść, pojawił się jakiś lekarz w okrągłych okularach. Zabrał Tony’ego z sali. Nie wiedziałam, co się dzieje. Znowu strach wrócił.


Rhodey: Nie bój się. On zrobi porządek z implantem. Nic mu nie grozi
Pepper: Mam nadzieję, bo chciałabym z nim jeszcze porozmawiać
Rhodey: Będziesz miała nie jedną na to okazję. Kochasz go?
Pepper: Chyba tak. A co ci mówił?
Rhodey: Haha! Jednak do siebie pasujecie. On się w tobie zakochał
Pepper: Rhodey, nie robisz mnie w balona?
Rhodey: Szpital to nie miejsce na żarty Uwierz mi. Zaimponowałaś mu
Pepper: Chciałabym to od niego usłyszeć
Rhodey: I usłyszysz


Uśmiechnął się, klepiąc pokrzepiająco po ramieniu. Poczułam się lepiej, aż byłam ciekawa, czym zaimponowałam Tony’emu.


Godzinę później
2 godziny później
3 godziny później
4 godziny później

KONIEC CZĘŚCI DZIEWIĄTEJ
© Mrs Black | WS X X X