**Pepper**
Nikt nie wiedział z jakim bólem musiałam się zmierzyć, choć Tony też przeżywał piekło. Słyszałam, jak uderzali defibrylatorem. Był silny, wytrzymując to wszystko. Ruszałam palcami u dłoni. Nie mogłam ich zgiąć. Jak długo będę tu tkwić? To jeden z tych koszmarów, który w rzeczywistości okazuje się prawdziwą torturą dla ciała.
**Victoria**
Musiałam przyznać, że wybrał naprawdę bardzo dobrą karę dla mnie. Brak kofeiny w kawie to już było za wiele. Niechętnie wypiłam ją, choć nie smakowała mi. Cukru też nie było. On chyba sobie żartował. Patrzyłam na niego gniewnie.
Dr Yinsen: No co? Jeszcze nabawisz się cukrzycy. Ja naprawdę robię to dla twojego dobra.
Dr Bernes: Jasne.
Dr Yinsen: Masz nauczkę na przyszłość.
Zaśmiał się, aż miałam mu ochotę przyłożyć. Zjadłam posiłek oraz ze wstrętem wypiłam ten kubek.
Dr Bernes: Wracamy? Nie chcę tu tkwić.
Dr Yinsen: Najpierw sobie coś wyjaśnijmy.
Dr Bernes: Myślałam, że mamy to już za sobą. Chyba, że chodzi o ciebie.
Dr Yinsen: Nie, Victorio. Ja otrząsnąłem się. Nie zrobię eutanazji na dobrze rokującym pacjencie. Wyjątkiem jest jego wola.
Dr Bernes: W porządku, więc liczę cię za słowo.
Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił to. Nie bardzo wiedziałam co mu mówić. Czego dokładnie oczekiwał? Akurat kończył kanapkę, zaczynając swoją mowę. Ciekawe czy nadal ma mi za złe.
Dr Yinsen: Od dzisiaj będę obserwował cię na każdym dyżurze. Nie chcę słyszeć żadnego „ale”. Czy w końcu zrozumiesz, że mam swoje lata i mogę być zmęczony?
Dr Bernes: Ho, ja wiem.
Dr Yinsen: Więc czemu zachowujesz się tak bezmyślnie?!
Zamilkłam. Nie chciałam go złościć. Wiedziałam, że wpadłam po uszy.
Dr Yinsen: Wybacz mi. Trochę za dużo jest operacji na Tony’m. Jeszcze składanie pozostałych.
Dr Bernes: Przepraszam.
Wydusiłam z siebie. Było mi naprawdę głupio oraz wstyd za to do czego się dopuściłam. Niezbyt miałam ochotę na dalszą rozmowę. Sprawdziłam pager, szukając jakiś wezwań. Pusto.
Dr Yinsen: Już do nich wracamy. Jednak żadnych głupich akcji, jasne?
Dr Bernes: Przyjęłam to do wiadomości.
Dr Yinsen: Cieszy mnie to.
Uśmiechnął się dość przyjaźnie, choć nie zasługiwałam na takie traktowanie. Powinnam dostać o wiele gorszą karę, ale może byłam mu potrzebna do ogarnięcia bałaganu na cyberchirurgii. Poszliśmy tam i otworzyliśmy drzwi. Tony nadal spał.
Dr Bernes: Ty zobacz Tony’ego, a ja podejdę do Pepper.
Kiwnął tylko głową, podchodząc do chorego. Zrobiłam to samo. Dziewczyna nadal wyglądała na załamaną. Płakała, a każda próba pocieszenia kończyła się kolejnym wodospadem łez.
Dr Bernes: Co się dzieje, dziecko? Skąd ten płacz?
Pepper: Nienawidzę… Nienawidzę mojego ciała. Jestem… Jestem potworem.
Dr Bernes: Nie jesteś, Pepper. Poza tym, nigdy nim nie byłaś. Nawet, będąc połączona z Whiplashem. Czeka cię długa droga do wyzdrowienia, ale wszyscy cię wspierają. Uda ci się wygrać. Wierzę w to.
Pepper: Moja… Moja ręka.
Dr Bernes: Co z nią?
Pepper: Nie mogę… Nie mogę ich zgiąć.
Zaniepokoiło mnie to. Wcześniej nie wykryłam problemów w anatomii odnowionych kończyn. Dotknęłam je, próbując zgiąć. Udało się, choć jej twarz mówiła co innego.
Dr Bernes: Nie czujesz?
Pepper: Nie.
Dr Bernes; Daj sobie czas.
Poprosiłam ją, tuląc. Może w ten sposób uspokoi się. Pogładziłam ręką po plecach, zaś ręce zwisały z boku. Potrzebowała czasu.
**Tony**
Długo sobie nie pospałem. Oberwałem prądem, lecz o niewielkiej mocy. Dopiero później dostrzegłem długopis, który mnie kopnął w palec u lewej dłoni. Rhodey nic nie mówił, a doktorek chyba świetnie się bawił.
Tony: Niech pan… prze…stanie.
Dr Yinsen: Nie mam nawet zamiaru.
Zaśmiał się, a ja zwątpiłem. Coś za dobry miał humor. Odłożył długopis do kieszonki kitla i zaczął gapić się w monitor.
Dr Yinsen: Lubisz góry, Tony?
Tony: Góry?
Dr Yinsen: No twoje serce robi takie pasma. Naprawdę coś wiążę cię z tym miejscem.
Tony: Koniec?
Dr Yinsen: Oj! Nie mogę nawet rozluźnić sytuacji? Tak czy owak, zmieniliśmy moc twojego nowego serca. Wszystko powinno działać. Poczekamy trzy dni, bo mogą nastąpić niespodzianki.
Jakby nie mogło się bez nich obyć. Czasem zastanawiałem się czy było sens tu tkwić. Jednak nie miałem wyjścia. Musiałem wytrzymać, a Pepper też tu tkwiła. Przynajmniej nie byłem sam.
Dr Yinsen: Co tak zamilkłeś? Przecież cię nie zjem.
Tony: Wiem.
Dr Yinsen: Gdyby coś się działo, daj znać. Przycisk masz przy łóżku. No i jeszcze twoja najukochańsza niańka w postaci brata nad tobą czuwa.
Tony: Dość.
Dr Yinsen: Dobrze, dobrze. Już nie żartuję. Odpoczywaj.
Uśmiechnął się, odchodząc od łóżka. Lekarze zostawili nas, rozmawiając po drugiej stronie szyby.
Tony: Rhodey, mam prośbę.
Rhodey: Nie pomogę w ucieczce.
Tony: Odsłoń kotarę. Chcę… Chcę pogadać z Pepper.
Rhodey: Jesteś tego pewny? Dopiero co się obudziłeś po zabiegu.
Tony: Ale żyję, tak? Proszę, Rhodey.
Poprosiłem maślanymi oczkami. Niezbyt mi wychodziło, lecz chyba się zgodził. Odsłonił parawan dzielący nasze łóżka. Mogłem przyjrzeć się przyjaciółce. Płakała. Gdybym tylko mógł, wstałbym i przytuliłbym ją. Gdybym mógł, powiedziałbym coś śmiesznego. Jednak nic z tego. Utknąłem.
Nikt nie wiedział z jakim bólem musiałam się zmierzyć, choć Tony też przeżywał piekło. Słyszałam, jak uderzali defibrylatorem. Był silny, wytrzymując to wszystko. Ruszałam palcami u dłoni. Nie mogłam ich zgiąć. Jak długo będę tu tkwić? To jeden z tych koszmarów, który w rzeczywistości okazuje się prawdziwą torturą dla ciała.
**Victoria**
Musiałam przyznać, że wybrał naprawdę bardzo dobrą karę dla mnie. Brak kofeiny w kawie to już było za wiele. Niechętnie wypiłam ją, choć nie smakowała mi. Cukru też nie było. On chyba sobie żartował. Patrzyłam na niego gniewnie.
Dr Yinsen: No co? Jeszcze nabawisz się cukrzycy. Ja naprawdę robię to dla twojego dobra.
Dr Bernes: Jasne.
Dr Yinsen: Masz nauczkę na przyszłość.
Zaśmiał się, aż miałam mu ochotę przyłożyć. Zjadłam posiłek oraz ze wstrętem wypiłam ten kubek.
Dr Bernes: Wracamy? Nie chcę tu tkwić.
Dr Yinsen: Najpierw sobie coś wyjaśnijmy.
Dr Bernes: Myślałam, że mamy to już za sobą. Chyba, że chodzi o ciebie.
Dr Yinsen: Nie, Victorio. Ja otrząsnąłem się. Nie zrobię eutanazji na dobrze rokującym pacjencie. Wyjątkiem jest jego wola.
Dr Bernes: W porządku, więc liczę cię za słowo.
Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił to. Nie bardzo wiedziałam co mu mówić. Czego dokładnie oczekiwał? Akurat kończył kanapkę, zaczynając swoją mowę. Ciekawe czy nadal ma mi za złe.
Dr Yinsen: Od dzisiaj będę obserwował cię na każdym dyżurze. Nie chcę słyszeć żadnego „ale”. Czy w końcu zrozumiesz, że mam swoje lata i mogę być zmęczony?
Dr Bernes: Ho, ja wiem.
Dr Yinsen: Więc czemu zachowujesz się tak bezmyślnie?!
Zamilkłam. Nie chciałam go złościć. Wiedziałam, że wpadłam po uszy.
Dr Yinsen: Wybacz mi. Trochę za dużo jest operacji na Tony’m. Jeszcze składanie pozostałych.
Dr Bernes: Przepraszam.
Wydusiłam z siebie. Było mi naprawdę głupio oraz wstyd za to do czego się dopuściłam. Niezbyt miałam ochotę na dalszą rozmowę. Sprawdziłam pager, szukając jakiś wezwań. Pusto.
Dr Yinsen: Już do nich wracamy. Jednak żadnych głupich akcji, jasne?
Dr Bernes: Przyjęłam to do wiadomości.
Dr Yinsen: Cieszy mnie to.
Uśmiechnął się dość przyjaźnie, choć nie zasługiwałam na takie traktowanie. Powinnam dostać o wiele gorszą karę, ale może byłam mu potrzebna do ogarnięcia bałaganu na cyberchirurgii. Poszliśmy tam i otworzyliśmy drzwi. Tony nadal spał.
Dr Bernes: Ty zobacz Tony’ego, a ja podejdę do Pepper.
Kiwnął tylko głową, podchodząc do chorego. Zrobiłam to samo. Dziewczyna nadal wyglądała na załamaną. Płakała, a każda próba pocieszenia kończyła się kolejnym wodospadem łez.
Dr Bernes: Co się dzieje, dziecko? Skąd ten płacz?
Pepper: Nienawidzę… Nienawidzę mojego ciała. Jestem… Jestem potworem.
Dr Bernes: Nie jesteś, Pepper. Poza tym, nigdy nim nie byłaś. Nawet, będąc połączona z Whiplashem. Czeka cię długa droga do wyzdrowienia, ale wszyscy cię wspierają. Uda ci się wygrać. Wierzę w to.
Pepper: Moja… Moja ręka.
Dr Bernes: Co z nią?
Pepper: Nie mogę… Nie mogę ich zgiąć.
Zaniepokoiło mnie to. Wcześniej nie wykryłam problemów w anatomii odnowionych kończyn. Dotknęłam je, próbując zgiąć. Udało się, choć jej twarz mówiła co innego.
Dr Bernes: Nie czujesz?
Pepper: Nie.
Dr Bernes; Daj sobie czas.
Poprosiłam ją, tuląc. Może w ten sposób uspokoi się. Pogładziłam ręką po plecach, zaś ręce zwisały z boku. Potrzebowała czasu.
**Tony**
Długo sobie nie pospałem. Oberwałem prądem, lecz o niewielkiej mocy. Dopiero później dostrzegłem długopis, który mnie kopnął w palec u lewej dłoni. Rhodey nic nie mówił, a doktorek chyba świetnie się bawił.
Tony: Niech pan… prze…stanie.
Dr Yinsen: Nie mam nawet zamiaru.
Zaśmiał się, a ja zwątpiłem. Coś za dobry miał humor. Odłożył długopis do kieszonki kitla i zaczął gapić się w monitor.
Dr Yinsen: Lubisz góry, Tony?
Tony: Góry?
Dr Yinsen: No twoje serce robi takie pasma. Naprawdę coś wiążę cię z tym miejscem.
Tony: Koniec?
Dr Yinsen: Oj! Nie mogę nawet rozluźnić sytuacji? Tak czy owak, zmieniliśmy moc twojego nowego serca. Wszystko powinno działać. Poczekamy trzy dni, bo mogą nastąpić niespodzianki.
Jakby nie mogło się bez nich obyć. Czasem zastanawiałem się czy było sens tu tkwić. Jednak nie miałem wyjścia. Musiałem wytrzymać, a Pepper też tu tkwiła. Przynajmniej nie byłem sam.
Dr Yinsen: Co tak zamilkłeś? Przecież cię nie zjem.
Tony: Wiem.
Dr Yinsen: Gdyby coś się działo, daj znać. Przycisk masz przy łóżku. No i jeszcze twoja najukochańsza niańka w postaci brata nad tobą czuwa.
Tony: Dość.
Dr Yinsen: Dobrze, dobrze. Już nie żartuję. Odpoczywaj.
Uśmiechnął się, odchodząc od łóżka. Lekarze zostawili nas, rozmawiając po drugiej stronie szyby.
Tony: Rhodey, mam prośbę.
Rhodey: Nie pomogę w ucieczce.
Tony: Odsłoń kotarę. Chcę… Chcę pogadać z Pepper.
Rhodey: Jesteś tego pewny? Dopiero co się obudziłeś po zabiegu.
Tony: Ale żyję, tak? Proszę, Rhodey.
Poprosiłem maślanymi oczkami. Niezbyt mi wychodziło, lecz chyba się zgodził. Odsłonił parawan dzielący nasze łóżka. Mogłem przyjrzeć się przyjaciółce. Płakała. Gdybym tylko mógł, wstałbym i przytuliłbym ją. Gdybym mógł, powiedziałbym coś śmiesznego. Jednak nic z tego. Utknąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi