Rozdział 53: Powoli upadam i znowu wstaję

0 | Skomentuj

Byłem wściekły na siebie, że pozwoliłem na katastrofę. Mogłem nie zostawiać ich i cofnąć się w czasie innym razem. Wszystko mogłem zrobić inaczej. Chcę znaleźć tego, który tak załatwił Rhodey'go. Łatwo mu nie odpuszczę. Kierowanie się emocjami zwykle prowadzi do zguby, ale nie mogę leżeć bezczynnie, gdy potwor grasuje po mieście.

-Niczym się nie martw, Tony. Rhodey szybko stanie na nogi. Nim się obejrzysz, znowu wrócicie do domu. Jednak zajmij się sobą, bo nie jest najlepiej- doradziła Victoria

-Kto mu to zrobił?!- żądałem wyjaśnień

-Jakiś agent Mallen, który działał pod wpływem serum

-Chcę zobaczyć się z Rhodey'm. Zaprowadź mnie do niego- nalegałem

-W twoim stanie...- przerwałem jej

-Nie chcę tego słyszeć! Zabierz mnie tam- lekko podniosłem ton, ale znowu próbowałem być milszy

Victoria niechętnie się zgodziła. Odpiąłem od siebie wszelkie kable i usiadłem na wózku. Na korytarzu minąłem się z Pepper i Robertą. Nie była szczęśliwa, a smutna. Chwyciłem rudą za rękę, by się rozchmurzyła.

-Pepper, nie bój się. Jadę zobaczyć się z Rhodey'm

-Nie chcę, żebyś to widział- oczy uwolniły łzy

-Proszę cię, przestań. Widziałem gorsze rzeczy- ścisnąłem bardziej jej dłoń, by wiedziała, że nie jest sama

Gdy minęliśmy pozostałe sale, gdzie leżeli agenci SHIELD  z różnymi obrażeniami, trafiłem do sali Rhodey'go. Był nieprzytomny, ale żył. Przez przezroczystą szybę widziałem jego zabandażowane ręce.

-Mogę do niego wejść?- byłem w szoku, co zobaczyłem, ale poprosiłem o widzenie

-Na chwilę. Potem muszę zrobić kilka badań i ustalić, co z tobą zrobić- wyjaśniła

-Czy z nim jest bardzo źle?- odezwała się zmartwiona Pepper

-Niewiele wiem. Wykażą to badania. Nie martw się na zapas- próbowała ukryć prawdę

Wszedłem do sali przyjaciela. Po tym, co zobaczyłem, czułem strach i gniew. Ściskało mnie w środku.

-Jak mogłem na to pozwolić? Wybacz mi Rhodey. Teraz ja cię proszę, byś walczył dla nas. Potrzebujemy cię- rozpaczliwie patrzyłem na jego bladą twarz

Nie potrafiłem ukryć swych uczuć i schyliłem głowę, by cicho zapłakać. Rhodey to nie tylko mój najbliższy przyjaciel, ale traktuję go bardziej, jak brata. To jemu zawdzięczam życie. Nie mogę pozwolić, by odszedł. By nas zostawił bez pożegnania.

-Musi odpocząć. Jak nabierze sił, obudzi się. Będzie dobrze, Tony. Pozwól, że teraz zajmę się tobą- położyła mi rękę na ramieniu i próbowała mnie uspokoić

Czułem się rozdarty od środka.








Niewiele musiało minąć czasu, by substancja była gotowa do użytku. Mogłam jeszcze tego samego wieczora podjąć atak. Musiałam pomyśleć o kamuflażu. W końcu nie wszystko da się zrobić na odległość. Czasem trzeba podejść niebezpiecznie blisko, by osiągnąć cel. Nagle przez myśl mi przeszło, by zajrzeć na dach, gdzie matka skończyła w popiele, a maska miała zniknąć. Gdy weszłam na górę, był proch, a maska była nienaruszona.

-To znak, że jeszcze mi się przydasz. I nawet już wiem, do czego

Do nadgarstka włożyłam fiolkę owiniętą pasem i poszłam, a raczej pojechałam motorem pod dom Potts. W ukryciu założyłam maskę i zmieniłam się w kobietę o brązowych włosach z zielonymi oczami, która należała do SHIELD. Zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał. Dopiero, jak zadzwoniłam, przez wizjer ktoś mnie obserwował.

-Kim jesteś?- spytała kobieta

-Jestem agentką SHIELD. Szukam Pepper Potts. Mam do niej ważną sprawę. To pilne. Czy jest może w domu?- spytałam, prosząc

Po otworzeniu drzwi wciąż patrzyła na mnie podejrzliwie. Niemożliwe, żeby mnie rozpoznała. Nie znamy się, a obecnie działam pod przykrywką.

-Pepper nie ma. Przekażę jej, co ma wiedzieć

-Przykro mi, ale takie sprawy załatwia się twarzą w twarz. A gdzie mogę ją spotkać?- spytałam, licząc na podanie mi informacji, która pomoże znaleźć cel

-Pewnie jest na helikarierze. Podejrzewam, że coś musiało się stać

-Sprawdzę to. Wybaczcie, że przeszkodziłam. Dobranoc- przeprosiłam i wyszłam

W tym samym wcieleniu wpuścili mnie do bazy SHIELD. Miałam wszystko na wyciągnięcie ręki. Mogę wiele zdziałać i bez Centuriona uprzykrzyć życie Iron Mana. Mam tylko jedno podejście. Jeśli plan szlag trafi, będę musiała się wycofać. Fury coś mruczał pod nosem. Miał posępną minę i nie zwrócił na mnie uwagi. Lepiej dla mnie. Ruda siedziała przy sali, gdzie był jej chyba przyjaciel, bo płakała, a obok niego był Stark na wózku.

-No nieźle- skomentowałam po cichu

Czyli Tony Stark jest chory? Widzę, że sprawa robi się banalna, że nie zauważy, jak jego ukochanej coś się stanie. Niespodziewanie rozdzwonił się telefon. Nefaria. Długo się nie odzywał. Tylko z kim chciał rozmawiać? Z Katrine, czy Katariną? Na pewno to nie będzie miła pogawędka. Poszłam do pobliskiej toalety i zmieniłam twarz.

-Słucham cię, Hrabio. Czego chcesz?- spytałam na spokojnie, bo nie wiedziałam, kto miał go słuchać

-Jak ci idzie eliminacja Iron Mana?

-Jedna osoba stoi mi na przeszkodzie

-Zlikwiduj bez zastanowienia. Po cichu- wspomniał

-W porządku. Zniszczę go i już nie wróci- obiecałam








Otarłem oczy w łez i zgodziłem się bez optymizmu na dalszą diagnostykę Victorii. Roberta płakała, gdy też zobaczyła, co się stało z Rhodey'm. W końcu to jej syn. Pepper milczała i wolała dusić w sobie. Widziałem, że też strach przeżywała.

-Znajdę tego, kto go skrzywdził. Zapłaci za to, Roberto. Nie będzie chodził bezkarnie po ulicy- obiecałem jej sprawiedliwość

-Tylko nie rób nic głupiego- błagała

-Postaram się- lekko się uśmiechnąłem, ale szybko spoważniałem

W sali znowu Victoria mnie podpięła do kardiomonitora. Sprawdzała coś na kartach z wynikami i długo milczała. Pięć minut spędziłem na myśleniu o przyjaciołach i życiu dalej Iron Manem. Chciałem zrezygnować, ale nie mogłem tak po prostu zostawić miasto na pastwę złoczyńców. Mimo wszystko nie powinienem kończyć z tym. Nie mogę. Znajdę tego potwora i oczyszczę swoje dobre imię, gdy dorwę sabotażystę. Domyślam się, kto nim jest.
Lekarka w końcu wyjawiła mi całą prawdę, a Pepper została z Robertą. Miała ją wspierać i pomóc w tych trudnych chwilach, gdy ja zmierzę się z wyrokiem.

-Moje obawy się potwierdziły. Nie mam innego wyjścia i muszę cię przygotować do operacji

-Operacji? Przecież to nic takiego- nie potrafiłem pojąć tej wiadomości

-Umrzesz, jeśli nie znajdziemy zastępczej technologii na czas. Powiedz mi, ile razy skoczyłeś w czasie?

-Cztery, a to takie ważne?- dalej ignorowałem myśl o operacji

-Nawet nie wiesz, jak bardzo. To już utwierdza mnie w przekonaniu, że zostało niewiele czasu. Nie pozwolę ci umrzeć, Tony. Twoi przyjaciele cię potrzebują i świat, któremu brakuje bohatera

Nie wierzę. Myślałem, że każe mi zrezygnować, a ona mnie namawia do dalszej walki? Ho na pewno, by tego nie popierał. Zdecydowanie za wcześnie na śmierć. Chcę, by ich marzenia się spełniły, a pewnie szybszy zgon doprowadzi do zmiany przyszłości. Co robić? Nie mogę powiedzieć o tym Pepper. Załamałaby się i płakałaby całe noce. Nie mogę na to pozwolić.

-Co mam robić,Victorio? Czekać na mój koniec?- spytałem z irytacją w głosie

-Za pozwoleniem Nicka Fury'ego dostaniesz dostęp do archiwum ojca. Może coś znajdziesz, co zastąpi ci implant? Masz szansę na lepsze życie. Spróbuj tego nie zniszczyć- powiedziała, dając mi nadzieję na zmiany

-Przepraszam. To moja wina. Gdybym bardziej zabezpieczył zbroję przed hakowaniem, nikt z ludzi nie byłby ofiarą. I gdybym nie cofnął się w czasie, to implant byłby cały, a Mallen nie zraniłby Rhodey'go- wyrzuciłem z siebie

-Wybaczam ci i nie obwiniaj się. Nie mogłeś tego przewidzieć. Odpocznij i niczym się nie martw. Jutro zajmiemy się implantem- znowu mi wybaczyła i podzieliła się kolejną, cenną radą

Gdy wyszła z sali, próbowałem zasnąć. Była już noc, a moje myśli krążyły wokół Centuriona, Rhodey'go i Mallena. Zamknąłem oczy i nie przestałem się zadręczać. Kiedy je na chwilę uchyliłem, w oknie widziałem Katrine. To zły znak.

Rozdział 52: Rywalizacja między matką a córką

0 | Skomentuj


Centurion świetnie robi chaos. Zrezygnowałam z poszukiwań matki. Chciałam trochę się zabawić z tymi dzieciakami. Jeden już leży jedną nogą po tamtej stronie, a to dopiero początek. Wykorzystałam zamieszanie w sprawie mutanta i włamałam się do laboratorium. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nikogo tam nie było. Musiałam znaleźć pewną substancję.

-To musi być to- zerknęłam na nazwę fiolki

Hmm... arszenik. To za mało. To musi być zabójcza mieszanina, ale wezmę. Może się przydać. Zerknęłam na kolejną półkę z substancjami.

-To też się może przydać- wzięłam rycynę

Jednak to dalej było nic. W następnym rzędzie stały wszelkie jady węży. Sięgnęłam po jad kobry królewskiej.

-No i to powinno wystarczyć- powiedziałam dumnie do siebie i zniknęłam z placówki, że żadnego po sobie śladu nie zostawiłam

Weszłam do kryjówki przez okno. Najdziwniejsze było to, że drzwi były uchylone. Ktoś był w środku. Położyłam odczynniki na biurku i chwyciłam za sztylet. Usłyszałam czyjeś kroki, dochodzące z kuchni. W oknie stała jakaś kobieta. Była szczupła i miała długie włosy. Kiedy się odwróciła, zobaczyłam ją.

-Mamo, co ty tu robisz?

-Mam zadanie, Katrine. Nie próbuj mi przeszkadzać- ostrzegła

-Zupełnie nic się nie zmieniłaś. Hydra wyprała ci mózg?- schowałam sztylet do rękawa

-Przesadzasz. Zupełnie, jak ojciec

-Który nie żyje. Nie życzę sobie, żebyś źle o nim mówiła. To on się mną zajął, gdy nas zdradziłaś! Czego ty chcesz?- byłam wściekła na moją matkę

-To, co wszyscy szukają, a ty to masz- spojrzała zabójczym wzrokiem

Chodziło jej o maskę, ale po cholerę ją wysłali? Myślą, że jej nie zabiję? Są w błędzie. Plany uległy zmianie. Podeszłam do komputera i uruchomiłam program eliminacji na całą Hydrę. Nie chciałam uratować matki. Już nie. Nie zasługuje na to.

<< Eliminacja rozpoczęta>>

-Co ty zrobiłaś?!

-To, co powinnam już dawno- chwyciłam za sztylety i byłam gotowa na atak

-Tego chcesz? Mojej śmierci?

-Niekoniecznie twojej, ale całej Hydry

-Oddaj maskę po dobroci

-Nie!- zaprzeczyłam, rzucając w nią sztyletem, który minął się z celem i wbił się w ścianę











Jak miałem być spokojny, skoro to przeze mnie mój przyjaciel walczy o życie? Może ktoś sterował zbroją? Nie wiem, ale powinienem być odpowiedzialny za swój wynalazek. Nie, to nie może się dziać.

-Powiedz mi, dlaczego to nas spotyka?- byłem w szoku

-Sama nie mam pojęcia, ale dobrze, że wróciłeś. Tylko wiesz, że oni...

-Wiedzą. Tak, wiem. Fury mi nie odpuści. Zamiast szukać prawdziwego winnego, to mnie katuje pytaniami- wyrzuciłem z siebie

-Będzie dobrze. Ja ci wierzę. Poza tym zauważyłam na zbroi chip. Ktoś nim steruje. Dowiemy się, kto- przytuliła mnie czule

Gdy chciałem ją pocałować, do sali weszła Victoria. Mam nadzieję, że ma dobre wieści.

-Co z Rhodey'm ? Żyje, prawda?- spytałem, bojąc się o przyjaciela

-Ma rozległe oparzenia, ale dojdzie do siebie. Bardziej powinieneś przejąć się swoim stanem. Jest tragicznie. Tylko po dalszych badaniach zobaczę, jak bardzo sobie zaszkodziłeś- powiedziała, przeszywając mnie wzrokiem

-Jest przytomny?- spytała Roberta

-Nie, ale jego organizm potrzebuje teraz czasu na rekonwalescencję. Z dwa tygodnie lub więcej na pewno. Teraz zobaczę, co z tobą. Proszę, żebyście wyszli- odparła, prosząc o opuszczenie sali

Pepper niechętnie mnie zostawiła z lekarką. Obie wyszły z Robertą. Ostatnio mało czasu się spotykam z moją rudą, a przecież jako małżeństwo powinniśmy go mieć więcej, a tu nic. Victoria sprawdziła odczyty na monitorze i od razu zdecydowała się na obejrzenie implantu. Niczego przed nią nie ukrywałem. Sama zauważyła, co się stało. Tylko nie może nikomu o tym mówić.

-Tony, coś ty zrobił? Chciałeś się zabić?- była przerażona na widok pęknięć

-To przez skoki w czasie. Proszę cię, nie mów Pepper. Nikomu nie mów- prosiłem o dochowanie tajemnicy

-To poważna sprawa. Chcesz ukryć prawdę przed własną żoną?- zdziwiła się moją prośbą

-Tak, chcę. Mnie, by tu nie było, gdyby nie aresztowali

-Wiem o wszystkim. Zostałam poinformowana o tych atakach na ludzi. Wiedziałam, że coś ukrywasz, bo obrażenia nigdy nie były normalne, a odbiegały od normy. Teraz to ma sens. Ho też o tym nie wiedział?

-Tak. Tylko moi przyjaciele, którzy ze mną działali, zostali w to wtajemniczeni- odparłem, czując, jak cały świat się rozpada

W głowie przeleciały mi myśli, że mogłem zignorować Robertę i walczyć z nimi, a tak to Rhodey leży nieprzytomny i cały świat myśli źle o Iron Manie, a coś, co mnie utrzymuje przy życiu, zaczyna się niszczyć.

-I co będzie teraz?- spytałem załamany









Uciekłam na dach, gdzie miałam lepszy dostęp do innych "zabawek". Dobrze sprawdzała się bazooka z mocnym zapłonem. Musiałam ją trochę postraszyć, by zrezygnowała, ale strzał z broni ją nie spłoszył. Po wystrzeleniu pocisku, dym był wszędzie. Ona wyskoczyła znienacka i chciała wbić swoje kły w moje ramię, ale odskoczyłam i zrobiłam salto nad nią, raniąc jednym sztyletem w nogę.

-Mam tego więcej- uśmiechnęłam się złowrogo do niej

-Ja nie skończyłam

Zastanawiałam się, kiedy Centurion ją zestrzeli, ale Hydra jest ogromna i trochę mu to zajmie. Matka skoczyła na kolejny dach i sięgnęła po pistolet, którego szybko jej pozbawiłam. Używałam zwykłych ciosów, bijąc pięściami ją po twarzy i brzuchu. Kiedy mocno kopnęłam z obrotu, przewróciła się obok beczki pełnej paliwa. Aż mnie kusiło, by to podpalić.

-Nie oddam ci maski. Jesteś taka, jak oni! Nie chcę cię znać!- użyłam zapalniczki do podpalenia benzyny

-Nie rób tego! Oddaj maskę i będzie po sprawie. Dołącz do Hydry! Nie bądź głupia!- próbowała mnie skłonić do zmiany strony

-Już wybrałam!

Ogień zaczął ją otaczać i przypiekał jej skórę. Przegryzała język za zębami, by ukryć swój ból, ale nie potrafiła go znieść. Kto by zniósł?

-Porzuć Whitehalla i bądź moją matką! Jeszcze możesz wszystko naprawić!- krzyczałam, prosząc, by zmieniła się

-Nie!- wrzasnęła z bólu

-W takim razie zgiń, jak zdrajca!- strzeliła w pozostałe beczki, by ogień zrobił się większy

Patrzyłam na jej męczarnię i z jednej strony było mi żal matki, ale to nie moja wina, że źle wybrała. Mogła być moją matką, a stała się Viper- zabójczynią na każde skinienie Whitehalla. Gdy wydała ostatni krzyk, z jej ciała został proch. Maskę wyrzuciłam w ogień.

-Koniec tego. Nikt nie będzie cię szukał

Maska była trudna do zniszczenia, więc podłożyłam do niej ładunki. Gdy skoczyłam z dachu, rozległ się dźwięk wybuchu. Poczułam zapach spalenizny i dym unosił się ku niebu. Wróciłam do kryjówki i spojrzałam na monitor komputera.

<< Eliminacja zakończona>>

-Hydra zniknęła. Pora zająć się rudą- uśmiechnęłam się chytrze, patrząc na jej zdjęcie

Wyjęłam składniki i zaczęłam tworzyć truciznę. Kilka drobin arszeniku, łyżka rycyny i na koniec kropla jadu kobry królewskiej, zostały zmieszane. To miały być elementy potrzebne do postawienia panny Potts między życiem a śmiercią. Całość przelałam do fiolki i odstawiłam do zamrażarki. Czekałam na połączenie mieszanki, by móc następnego dnia zaatakować.

Rozdział 51: Nie zabiłem nikogo

0 | Skomentuj

Rhodey ponownie wstał i zdecydował się na atak Centuriona.  Wystrzelił serię pocisków na niego, że upadł. Od razu przygwoździł go do ziemi.

-Koniec zabawy!

Gdy już myśleliśmy, że nic nie zrobi, zbroja wybuchła i mocno zraniła Rhodey'go. Wyrzuciła go daleko do tyłu.

-Rhodey!- krzyknęłam przerażona

Z dymu i ognia dalej wyszedł bez szwanku Centurion i odleciał. Musiałam zająć się Rhodey'm. Szybko podbiegłam do niego.

-Rhodey, słyszysz mnie?! Jesteś tam? Rhodey!- byłam zrozpaczona jego stanem

Jak to mogło się stać? Dlaczego Tony do tego dopuścił? Wiem, że był w innym miejscu, ale jego zbroja zaatakowała naszego przyjaciela. Żeby tylko nic mu nie było.

-Komputerze. Skan medyczny

<< Zbroja poważnie uszkodzona. Użytkownik doznał rozległych poparzeń, ale żyje>>

-Rhodey, proszę. Odezwij się!- błagałam płaczliwie, ale dalej nie drgnął

Niespodziewanie zjawiło się SHIELD. Dopiero teraz? Dlaczego nie mogli zjawić się wcześniej?

-Nie ruszać się!

Byłam przerażona stanem Rhodey'go. Pani Rhodes nie będzie tym zachwycona. Agentka Hill zjawiła się w myśliwcu i szczypcami chwyciła za zbroję.

-To mój przyjaciel. Zabierz też mnie! Czemu dopiero teraz się ktoś pojawia?- miałam żal do Hill

-SHIELD jest zajęta większą sprawą, która dotyczy Iron Mana- wyjaśniła

-Rozumiem, ale wasz zmutowany pseudo-agent Mallen niszczy wszystko na swojej drodze, a wy nikogo nie wysyłacie, by go powstrzymać?! Przez was z War Machine jest ciężko i mógł nie ucierpieć, gdybyście wezwali kogoś do miasta!- byłam podirytowana całą sytuacją

-Masz prawo być wściekła, ale większym zagrożeniem był Iron Man. Na szczęście dobrowolnie się poddał. Właśnie jest przesłuchiwany

-Zajmij się rannym! Proszę!

-Zajmiemy- obiecała, znikając w powietrzu

Nagle rozdzwonił się mój telefon. Przekierowałam połączenie do Rescue. To była Bobbie.

-Cześć, Pepper. Próbowałam się z tobą połączyć, ale pewnie byłaś zajęta, więc powiem ci to teraz. Słyszysz mnie?

-Tak, słyszę. Mów, co z tatą?

-Wypisali go do domu i wracam z nim

-To świetnie- próbowałam ukryć strach










Fury krążył po pokoju i kazał mi patrzyć na zdjęcia trupów. Przecież ja tego nie zrobiłem. Tylko Roberta mi wierzy, a reszta? Uznają Iron Mana za mordercę. Tak nie powinno być.

-Chyba mi nie wmówisz, że to nie jest twoja zbroja?!- walnął ręką w stół, patrząc na mnie, jak na kogoś złego

-To moja zbroja, ale to nie ja zabiłem tych ludzi. Byłem w innym miejscu, gdy to się stało!- znowu się zdenerwowałem, że czułem się coraz gorzej

Moje oczy powoli się zamykały, ale krzyk generała znowu zadziałał, budząc.

-Stark, znamy twój sekret. Nie wywiniesz się od odpowiedzialności. Odpowiadasz za swój wynalazek i nie możesz pozwalać na coś takiego!- podniósł swój ton

Oparłem się rękami o blat stołu i wstałem.

-To nie ja zabiłem! Ktoś mnie w to wrabia! Zajmijcie się szukaniem sprawcy!- nagle krzyknąłem z bólu i upadłem

Wiedziałem, że prędzej, czy później przestanę panować nad nerwami. Ciągle na mnie naciska, że jestem mordercą, a to kłamstwo. Gdybym nim był, nie oddałbym się dobrowolnie w ich ręce. Jednak dla nich to za mało. Obudziłem się na łóżku podpięty do kardiomonitora. Moją rękę trzymała Pepper. Jak dobrze, że jest. Tylko, jak mogła wiedzieć? To fikcja.

- Tony, tęskniłam- cmoknęła w policzek

-Ja też. Czemu tu jestem?

Chyba dalej śniłem, ale to było realistyczne. Ktoś tu był, bo czułem czyjąś obecność.

-Zemdlałeś. Victoria zaraz cię zbada, jak skończy operację

-Operację? Kogo?

-Twoja zbroja prawie zabiła Rhodey'go- usłyszałem zmieniony głos

-Katrine- krzyknąłem, budząc się

Pepper tam nie było i Katrine też. To musiał być sen, ale i tak leżałem na łóżku. Orzeł na drzwiach przypomniał mi, gdzie się znalazłem. Jednak ktoś tu siedział. Wytężyłem bardziej wzrok i to była Roberta.

-Tony, wszystko gra?

-Roberta, czy to ty?- spytałem zmieszany

-Tak, to ja. Musisz odpoczywać. Victoria przyjdzie tu

-Co z Rhodey'm? Czy naprawdę moja zbroja zrobiła mu krzywdę?- spytałem zaniepokojony

-Nie wiem. Jak na razie nie będą cię zamęczać pytaniami, ale nie zostawią tej sprawy. Znajdziemy sprawcę. Nie przejmuj się tym. Nie pozwolę, by zabrali cię do więzienia- chwyciła mnie za rękę

Po raz kolejny byłem wdzięczny za jej obecność. Znowu mnie wspierała i próbowała mi pomóc, by wyjść z tej niekomfortowej sytuacji. Dobrze, że tu jest. Sam nie dam sobie rady.






Przy Bobbie nie mogłam nic ukryć. Od razu wiedziała. że coś próbuję przy niej ściemniać.

-Pepper, co jest grane?

-Pogadamy później. Mam coś do załatwienia. Pozdrów tatę

Szybko rozłączyłam się, by nie wygadać o akcji. Poleciałam na helikarier w trybie maskującym. Gdy nikogo z agentów nie było, zbroja zmieniła się w plecak. Na mostku zauważyła mnie jedna z agentek. Na plakietce widniały dane. Abigail Brand.

-Chodź ze mną. Wiemy o wszystkim

Niepewnie poszłam z nią do sali, gdzie leżał Rhodey w zbroi.

-Jeśli chcemy go uratować, trzeba zdjąć z niego pancerz. Możesz?- wskazała na zbroję

-Tak, ale skąd wy wiecie o nas?

-Tony Stark. Mówi ci to coś?

-Sporo- weszłam w program systemu na komórce i odblokowałam War Machine

Teraz lekarze mogli zająć się Rhodey'm, a ja próbowałam uspokoić swoje nerwy. Nie dość, że znają nasz sekret, to jeden z nas walczy o życie, a drugi może pójść do więzienia. Czemu to się dzieje?

-Wszystko ci wyjaśnię. Chcesz zobaczyć się z Tony'm?

-Tak- odparłam drżącym głosem

-Jest w trakcie przesłuchania, bo pewnie wiesz, że Centurion należy do niego, a właśnie ta zbroja zabiła wielu ludzi w Izraelu i Wietnamie

-Wiem, ale Tony jest niewinny- próbowałam bronić mojego męża

-Na razie wiemy, że jego zbroja zabijała ludzi. Wszystko wyjdzie na jaw

Agentka zaprowadziła mnie do sali przesłuchań, która była pusta. Od razu skontaktowała się z generałem, który przekazał jej nowe wiadomości.

-Przesłuchanie się nie skończyło, a zostało odłożone na później do czasu, aż oskarżony będzie w stanie mówić

-Co to ma znaczyć?- zaczęłam czuć ucisk w żołądku przez stres

-Jego stan zdrowia mu na to nie pozwala. Wykażą to podstawowe badania

-Proszę, zabierz mnie do niego- prosiłam o zobaczenie się z nim

Przeszłam kawałek korytarza, aż natrafiłam na wskazaną salę. Pani Rhodes siedziała przy Tony'm, który był przytomny, ale blady.  Pewnie Victoria się nim zajmie. Za pozwoleniem weszłam do sali.

-Cześć. Jak się czujesz?- spytałam z troską w głosie

-Lepiej, ale powiedz mi, co z Rhodey'm?

-Przykro mi to mówić, ale operują go. Tony, będzie dobrze- odparłam na spokojnie, by go nie denerwować

One shot- Daredevil vs Iron Man

1 | Skomentuj
On nie widzi.
On ma chore serce, ale oboje walczą w imię dobra.
Co się stanie, gdy dojdzie do starcia, które zadecyduje, kto będzie bronił Nowego Jorku przed końcem świata?
Oto one shot, zmieniający wszystko, co wiesz o Daredevilu i Iron Manie.
Kto będzie zwycięzcą?
Tylko jeden.
im not afraid.png
Daredevil vs Iron Man


Jest noc. Co zwykle robią przestępcy? Właśnie wtedy się ujawniają, a zwłaszcza jeden z najgorszych wrogów Iron Mana. O kim mowa? Jak zwykle o Whiplashu. Od kiedy Mandaryn szuka pozostałych pierścieni, tylko on działa na nerwy i robi problem tam, gdzie go zwykle nie ma.
No dobra. Tony trafia za biczownikiem na dzielnicę “śmiałka”-Hell’s Kitchen.


-Whiplash, gdzie się schowałeś? No pokaż się, tchórzu- rozglądał się, a Whiplasha brak


Przeszedł dalej, poszukując biczownika. Nie wierzył, że tak po prostu mu uciekł. Zwykle to działa na odwrót. On go goni, a on ucieka. Niestety, ale tym razem zniknął. Próbował go jeszcze znaleźć. Im bardziej wchodził w głąb dzielnicy, tym bardziej narażał się na zagrożenie wśród tamtejszej mafii, lecz nie oni stanowili strach, tylko Matt Murdock. Czy Iron Man wiedział, z kim może się spotkać? Niestety nie. I właśnie ta niewiedza wprowadziła w kłopoty.
Nagle wyskoczył człowiek z rogami w czerwonym kostiumie, a w rękach trzymał nunchaku (dwie pałki połączone łańcuchami). Był gotowy zaatakować, ale wpierw chciał poznać intruza.


-Czego chcesz? Co tu robisz?- spytał
-Hmm… jak to powiedzieć? Szukam takiego jednego, co prawie skrzywdził moich przyjaciół. Muszę go powstrzymać- wyjaśnił geniusz
- I akurat tak po prostu ci znikł tutaj? Ciekawe- Matt nie wierzył, że Tony znalazł się tu z tego powodu
-Ślad urywa się w tym miejscu. Naprawdę. Ja muszę go znaleźć, więc pozwól mi działać!


Daredevil wsłuchiwał się w bicie serca Tony’ego z odległości, by sprawdzić, czy kłamał. Mimo implantu nie został zmylony. Jednak jeszcze w jeden sposób mógł upewnić się, czy nie zamierza zrobić czegoś innego, a przez ludzi Hand i Kingpina, nie potrzebował innych kłopotów, jak blaszak, szukający swego drugiego nemezis.


-Jeśli już tutaj był, na pewno uciekł. Odpuść sobie i nie szukaj kłopotów w Hell’s Kitchen- ostrzegł
-Chyba nie mam innego wyboru- przygotował się do wystrzelenia repulsora
-Wiedziałem, że tak będzie- wyprzedził go, rzucając pałkami w pancerz


No i rozpoczęła się walka. Tak naprawdę walczył z nim, dlatego, że sam Tony zaczął atakować, ale przez to byli zagrożeni ze strony Hand, a Matt wolał nie zaczynać konfliktu. Jednak bronił się i uderzał nunchaku po zbroi Iron Mana. Jako, że po poprzedniej gonitwie z Whiplashem, miał uszkodzenia pancerza, był osłabiony, co dawało przewagę ślepemu prawnikowi. Tony strzelał z repulsorów, wykorzystując równoważnie energię na oszczędzenie sił do ataku przeciw biczownikowi. Nagle Tony oberwał potężną siłą w napierśnik. Daredevil wiedział, gdzie leży słaby punkt przeciwnika.


<<Uwaga. Naruszenie zbroi. Zalecana ostrożność i naprawa>>


-Bez żartów? To tylko jakieś pałki. Niemożliwe, żeby uszkodziły mi zbroję, chociaż…- zamyślił się nad kolejnym ruchem, a Matt ponownie uderzył
-Wynoś się stąd, jeśli ci życie miłe. Ostrzegam cię
-Ha! Przed czym? Przed tobą? Nie boję się ciebie. Jestem silniejszy i szybszy
-Nie wydaje mi się- zamachnął nunchaku dosyć nisko, zwalając go z nóg


Tony zdecydował się na wiązkę z unibeamu. Gdy ją wystrzelił, zauważył, jak przeciwnik zniknął. Włączył sensory, szukając ślepca. Rozglądał się uważnie w każdą stronę, analizując zakamarki mrocznej dzielnicy.


-Dziwne. Nikogo nie ma


<< Uwaga. Wykryto wroga>>


-Gdzie?- znowu spojrzał do tyłu, ale nikt tam się nie czaił


Z dachu zeskoczył Daredevil, miotając bronią w obie strony, uderzając o zbroję, która ledwo była na chodzie przez liczne uszkodzenia.


-Tony, musisz uważać. Moc się wyczerpuje- odezwał się Rhodey w zbrojowni, obserwując starcie z “śmiałkiem”
-Są jeszcze rezerwy. Nie martw się, ale mogę cię o coś poprosić?- próbował uspokoić przyjaciela
-Mów
-Sprawdź, gdzie jest Whiplash. Boję się o Pepper. Ostatnio ciągle ją śledzi- wyjaśnił z obawą i Tony znowu oberwał
-Spoko. Dam znać, jak go zlokalizuję
-Dobrze, bo ja muszę zająć się przebierańcem- strzelił z repulsorów


<< Przełączenie na rezerwy>>


-Bądź ostrożny
-Rhodey, nie przesadzaj. On jest ślepy. Dam radę
-A ty masz chore serce. Nie zapominaj o tym


Zakończył rozmowę i wrócił do walki. Pamiętał, co go spotkało. Pamiętał wszystko, co się kiedyś mu przytrafiło. Każdy element. Dokładną przeszłość.
Gdy coraz bardziej odczuwał zmęczenie i utratę mocy, użył zapasowego generatora, który był do podtrzymywania życia. Nie miał wyboru, a w walkę na gołe pięści nie został wytrenowany, ale Matt- tak. Mimo bycia ślepcem, miał wyostrzone inne zmysły, jak słuch, węch, czy dotyk. Tony gwałtownie wstał, kiedy zauważył, jak nad nimi leci Whiplash.


-No i drań się znalazł. Koniec walki. Muszę za nim lecieć
-Nie mogę ci na to pozwolić- wskoczył na niego, gdy miał unieść się wyżej nad ziemią
-Kolego, tu chodzi o moich przyjaciół!- bezmyślnie zużył energię na unibeam


Tony runął w dół, opadając z sił. Usiłował skontaktować się z Rhodey’m. Niestety na kanałach była cisza.


<< Moc spadła poniżej normy. Zalecany powrót do zbrojowni>>


-Ile mocy?- zapytał komputer


<< 30% i gwałtownie spada>>


-Nadal chcesz walczyć?- spytał Matt, czekając na odpowiedź
-Muszę… go… dorwać- odparł słabym głosem


Daredevil słyszał, jak bije słabo jego serce. Miał wrażenie, że skona, dlatego zaprzestał ataku. Schował pałki przy pasie i jedynie przysłuchiwał się dźwiękowi słabnącego organu. Wyczuwał to. Podszedł do blaszaka, który zdołał wstać.


-Nie… powstrzymuj mnie. Muszę… go… powstrzymać
-To samobójstwo
-Wiem. ale czego… się nie robi dla… przyjaciół ?- wyleciał, szukając Whiplasha


Nie wiedział, że Matt go śledził. Skakał po dachach, śledząc Iron Mana. Nie chciał, by Hand lub ktoś o wiele gorszy zrobiłby mu krzywdę. Nie chciał mieć niewinnej ofiary na sumieniu.
Po niecałej godzinie, obaj znaleźli się w tym samym miejscu, czyli obrzeża Nowego Jorku, gdzie wariat z biczami miał swoją kryjówkę. Tony bał się, że skrzywdził kogoś z jego przyjaciół. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego cierpieli. Jego najgorsze obawy się sprawdziły. Whiplash trzymał Pepper za kark.


-Zostaw ją, Whiplash! Mamy niedokończone porachunki!- podleciał bliżej wroga, a Matt przez słuch doświadczał sytuacji


Wyczuł przerażenie dziewczyny, a jej szalone bicie serca zdradzały ten stan ducha. Tony również czuł to samo, ale bardziej zgniatał obecny ból przy implancie. Wiedział, że nie powinien walczyć. Wiedział, ale chciał odzyskać Pepper całą i zdrową.


-Zrobimy tak. Jeśli strzelisz do siebie z repulsorów prosto w serce, puszczę ją wolno
-Iron Manie...nie...możesz!- krzyczała, a po policzkach spływały łzy
-Zgoda- był gotowy wymierzyć w siebie własną ręką
-Nie pozwolę na to- skoczył Matt, rzucając nunchaku na biczownika
- A ty to kto?- zdziwił się na pojawienie się kogoś dla niego nowego
-Mów mi Daredevil. Ja nie znam strachu


Iron Man również nie spodziewał się Matta, jednak dzięki niemu miał czas, by zabrać rudą w bezpieczne miejsce. Poleciał z nią bliżej drogi poza portem.


-Pepper, musisz uciekać. Nie zatrzymuj się
-A co z tobą?
-Dam...radę- ponownie poczuł ból, aż go zgięło w pół
-Nie zostawię cię
-Leć już


Tony oddalił się od niej, wracając do Whiplasha, gdzie starcie nadal trwało. Czuł się coraz gorzej, ale nie miał ochoty się poddawać. Chciał wrócić do swojej rodziny, jaką dla niego jest Pepper, Rhodey i Roberta. Strzelił z repulsorów, co spowodowało odwrócenie uwagi przeciwnika.


-Daredevil, zmiataj stąd! Nie pokonasz go!- tym razem Tony ostrzegł prawnika przed niebezpieczeństwem


Od razu się wycofał dalej, gdy przez bicze, jego nunchaku zostało zniszczone, więc nie miał broni, a walczyć z kimś, kto potrafi porazić śmiertelnie prądem, było szaleństwem. Przysłuchiwał się przemiennym uderzeniom bicia i krzykowi Tony’ego. Nie widział tego, ale potrafił sobie wyobrazić, jak wielki ból musi czuć, a serce nadal słabło.


<< Uwaga. Stan krytyczny. Zbroja na mocy 5 %>>


Ostatnią moc zużył na impuls elektromagnetyczny na 3 sekundy, by uwolnić się z ucisku biczy. Udało się, lecz fala wyrzuciła go przez skrzynie w porcie. Pepper podbiegła do niego, a Whiplash ją zauważył.


-Nie tak prędko, maleńka- rzucił się na rudą, zaplątując ciało biczami, porażając śmiertelnie


Ona jedynie krzyczała, a on nic nie mógł zrobić. Teraz cierpiał podwójnie. Nie mógł jej pomóc, a największa miłość umierała wraz z nim. Po skończeniu swej zemsty, ciało Pepper zaprzestało wydawać jakiekolwiek dźwięki, a oznaki życiowe były niewyczuwalne. Opadła, gdy wydała ostatni krzyk. Leżała z zwęgloną skórą i wnętrznościami przy Tony’m.


-Nie!- krzyknął i zdjął z siebie zbroję


Próbował ją ocalić i zaczął uciskać jej klatkę piersiową. Zrozpaczony jej widokiem próbował robić wszystko, by nie umarła. On sam czuł, że dołączy do niej. Matt jedynie spostrzegł brak biczownika i podszedł do niego.


-Już nic nie zrobisz. Ona umrze
-Skąd wiesz?!- jego oczy nabrały przerażenia
-Może jestem ślepy, ale mam wyostrzone inne zmysły. Czuję, jak bije twoje serce, ale jej już przestało
-Mogłem coś zrobić. To twoja wina! Ach! Mogłeś mi pozwolić go gonić!
-Chciałem cię chronić przed Hand. Są niebezpieczni, a Hell’s Kitchen nie jest dla każdego
-Ja… chciałem… ją…. ocalić- coraz trudniej wypowiadał słowa, aż stracił siły na jakiekolwiek czynności ratownicze
-Wiem o tym


Gdy Tony się odwrócił, już go nie było. Zniknął niczym cień, pozostawiający jedynie rany. Chłopak płakał przy ukochanej, a nadzieja umarła z nim jako ostatnia osoba, dla której warto było walczyć i poświęcić życie. Kilka minut później, serce przestało bić, a z jego oka popłynęła jedna łza. Łza, oznaczająca utratę nadziei. Jego nadzieją była Pepper.


One shot z okazji 50 rozdziałów

Rozdział 50: Poza kontrolą

0 | Skomentuj


Kiedy przekroczyłem próg zbrojowni, na fotelu siedziała Roberta i coś obserwowała. Nie tego się spodziewałem. Podszedłem do niej nieco zdezorientowany.

-Gdzie jest Rhodey?

-Pepper po niego poleciała. Mają wrócić po akcji- odparła dosyć spokojnie

-Mają? Ale co się dzieje?- byłem zakłopotany

-Nie wiem, ale są razem i dadzą radę

-Dołączę do nich- zdecydowałem, lekceważąc ból

Kiedy chciałem już wskoczyć do Centuriona, odciągnęła mnie od komory ze zbroją.

-Muszę im pomóc. Nie powstrzymuj mnie- spojrzałem na nią zabójczym wzrokiem

-Czyli nie wiesz, co ludzie o tobie mówią w telewizji? Lepiej nie pogarszaj swojej sytuacji

-O czym ty mówisz?

Pokazała mi na ekranie artykuł z ostatniego tygodnia. Iron Man to morderca? Jak to?

-I ty sądzisz, że to byłem ja?!- byłem w szoku

-Ja tak nie uważam, ale będziesz musiał się im tłumaczyć

-Mówisz o SHIELD?- spytałem dla pewności

-Niestety, ale tak. Może zanim się tu zjawią, powiedz mi, co zrobiłeś w przeszłości i przyszłości? Pepper mi o wszystkim powiedziała, że poszedłeś do Reeda- spytała na spokojnie

Będę miał kłopoty i zamiast mi powiedzieć, co mogą mi zrobić za to, a jak mogę się bronić, chce znać szczegóły podróży w czasie.

-To chyba nie jest na to odpowiedni moment. Wezwałaś ich tu?- czułem się coraz bardziej zestresowany

-SHIELD sama po ciebie przyjdzie. Wierzę w twoją niewinność, Tony, ale oni łatwo ci nie uwierzą

-Przecież ja byłem wtedy...- nie pozwoliła dokończyć

-Wystarczy! Powiedz mi, co zmieniłeś?- lekko podniosła ton

-No właśnie chciałem zmienić przeszłość, ale mi się nie udało!- krzyknąłem z irytacją

Nagle obraz świątyni i wypadku powrócił do mojej głowy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, bo byłem wściekły na siebie, że w obecnej sytuacji nie mogłem pomóc im w walce, a czekać na pojawienie się SHIELD. Roberta podeszła do mnie i przytuliła. Położyłem głowę na jej ramieniu i po cichu płakałem. Nie chcę być uznawany za mordercę, jak mój ojciec, ale jako bohater.

-Spokojnie, Tony. Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci- pogłaskała do moich włosach, próbując uspokoić rozpacz

Powoli się uspokajałem i otarłem łzy. Jednak ból był dalej odczuwalny. Dobrze, że przyszłości nie zmieniłem. Mieliby mi to za złe.







Według sugestii Rhodey'go polecieliśmy do Nowego Jorku. Całe miasto stało w ogniu, a SHIELD z nim nie walczyło. Nie było ich tu, a przecież powinni się tym zająć. Przecież Mallen, nawet jako potwór z Ekstremis dalej należy do Tajnej Agencji Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. Ludzie panikowali, widząc, jak on niszczył z łatwością wszelkie pojazdy na swojej drodze. Większość aut była zgnieciona, jak puszka lub płonęła, a to wszystko za sprawą Mallena. Wylądowaliśmy na ulicy i zaczęliśmy walkę.

-Uważaj na niego. Musisz mieć się na baczności. Nie chcę, by coś ci się stało

-Wiem o tym, a ja chcę, byśmy oboje wyszli bez szwanku. Pod naszą nieobecność twoja mama się zajmuje zbrojownią

-No dobra. Niech będzie, ale zajmijmy się nim- wyjął cały arsenał broni, który w ułamku sekundy wystrzelił pociski

Strzelałam repulsorami, ile się da, ale był silniejszy. Rhodey miał rację. Nie będzie łatwo go pokonać.

-Powiesz mi, czym go powalić?

-Pepper, on znowu atakuje!-ostrzegł, chroniąc mnie

Strzelił z unibeamu. Stwór wbiegł na niego z ogromną szybkością, przebijając się pazurami przez napierśnik.

-Wynoś się od niego!- strzeliłam, krzycząc

-Rescue, nie!

Nagle zatrzymał się i chwycił za głowę. Krzyczał.

-Zabiję cię, Whitehall!

Nie wiem, co to miało znaczyć, ale chyba doznał halucynacji, bo znowu zaatakował Rhodey'go, którego zbroja ledwo była na chodzie. Chyba sobie ubzdurał. że War Machine to Whitehall. Niedobrze. Znowu rzucił się na niego i ogniem poparzył mu hełm.

-Aaa!- krzyknął z bólu

Najgorsze było to, że dalej go okładał, ale pięściami i nie reagował na żaden z moich ataków. Skupił się, tylko na Rhodey'm. Jednak później przyleciała zbroja Centuriona i strzeliła rakietami w Mallena.

-Tony?- byłam w szoku, że się zjawił

Nic nie odpowiedział, a teraz zamieniły się role. Rhodey ledwo wstał z ziemi i wzniósł się w powietrze.

-Jak dobrze, że jesteś, Tony- cieszył się na jego widok

Dalej nie odpowiadał i zaatakował go.

-Oszalałeś! Co ci odbiło?!

Podleciałam do nich i użyłam pola siłowego, by ich odizolować, ale na marne. Pole nie wytrzymało za długo i znowu Centurion skoczył mu do gardła. Musiałam zaatakować Tony'ego z unibeamu, by nie pozwolić jemu na dalszą walkę. Mallen zniknął, a Rhodey ledwo się trzymał. Gdy zauważyłam chip na zbroi Centuriona, zdałam sobie sprawę, że nie walczymy z Tony'm.

-Musisz z nim walczyć, Rhodey. Zbroja nie jest pod kontrolą Tony'ego!- krzyknęłam mu przez komunikator






Nadal miałem w sobie żal i gniew, ale chciałem go zachować dla siebie, by oni nie musieli też cierpieć. Roberta wiele razy mi pomogła i nie chcę dawać jej większego ciężaru.

-Na szczęście marzeń nie zniszczyłem i przyszłości będzie dla nas piękna

-Też tak myślę. Jednak mimo braku zmian jednego zdarzenia, to nic nie zmieniłeś?

-Nic. Możesz mi zaufać. Niczego nie zmieniłem, ale poznałem prawdę o moim ojcu. gdy jeszcze nie było mnie na tym świecie. Wiedziałaś, że produkował broń i ją sprzedawał żołnierzom?- spojrzałem na nią z żalem

Roberta zaniemówiła. Chyba nie wiedziała, jak ma ubrać odpowiedź w słowa. Na pewno wiedziała o ojcu. Mówiła mi kiedyś, że produkował broń, ale o sprzedaży nie wspomniała mi ani jednym słowem.

-Roberto, czy jest coś, o czym ja nie wiem?- odważyłem się zapytać

-Chyba już wszystko wiesz, ale oboje nie wiemy, co zrobi z tobą SHIELD?

Byłem zniecierpliwiony czekaniem na "osąd", a strach o przyjaciół zwiększał się z każdą minutą. Próbowałem się opanować, ale musiałem działać. Podbiegłem do zbroi i już chciałem ją włożyć, ale ona po prostu sama wyleciała ze zbrojowni.

-Co to ma być?!- spojrzałem gniewnie na Robertę

-Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłam

-Ten, kto steruje Centurionem, stoi za atakami. Jestem niewinny- chwilowo pojawił się optymizm

-Dla nich to za mało. Trzeba mieć dowód i znaleźć sprawcę- dodała

Nagle ktoś zaczął się dobijać do zbrojowni. Już tu są. Żadnej ucieczki, Tony. Tylko spokojnie. Jakoś im to wyjaśnisz. Bez dłuższego wahania otworzyłem wejście i do środka wparowała garstka agentów pod rozkazami Fury'ego. Byli gotowi do strzału, ale padłem na kolana i podniosłem ręce do góry. Jeden z nich skuł mnie kajdankami.

-Przyszliście w sprawie Centuriona? Jestem niewinny! Nie steruję zbroją! Ktoś mnie w to wrabia!- wykrzyczałem wściekły

-Tłumaczenia będziesz składał u Fury'ego- powiedziała agentka Hill

-Co z nim będzie? Możecie go tak po prostu aresztować bez dowodów?- spytała się przerażona

-Namierzyliśmy zbroję właśnie tutaj i dowodów nie trzeba na oskarżenie go o wielokrotne morderstwa

Nie byłem w stanie wstać, bo było mi słabo. Cała twarz pobladła, a implant dalej uciskał. Dwóch agentów pomogło mi stanąć na nogi. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, a sam nie chciałem martwić Rhodey'go, Pepper, czy Roberty.

-Proszę, zostań tu i powiedz im o wszystkim. Spróbuj znaleźć sprawcę- błagałem ją słabo słyszalnym głosem

-Dobrze. Zobaczę, co da się zrobić- zgodziła się

Agenci zabrali mnie do helikoptera, którym wylądowałem na helikarierze, Czy oni już wiedzą, że jestem Iron Manem? Może Fury uwierzy w moją niewinność i nie trafię do więzienia SHIELD? Nie wiem, jak mam mu to udowodnić?

Rozdział 49: Serce ze szkła

0 | Skomentuj

Straciłam kontakt z Rhodey'm. Jego moc w zbroi całkowicie się wyczerpała. Boże. Żeby nic mu się nie stało. To "coś" zrobiło z nim niezły łomot. Próbowałam ponownie się z nim połączyć, ale dalej nie odpowiadał. Powinnam polecieć go szukać. Muszę mu pomóc, by wrócił do walki. Gdy komputer przesyłał mi dane do Rescue, do zbrojowni wbiegła Roberta.

-Pepper, co tu się wyrabia? Gdzie oni są?

-Pani Rhodes, ja wszystko wytłumaczę

-Tylko bez kłamstw. Gdzie Rhodey i Tony ?!- krzyknęła

-Tony cofnął się w czasie i nie wiem, kiedy wróci, a Rhodey jest na akcji w Chicago. Właśnie chcę do niego lecieć i mu pomóc, a pani niech tu pilnuje zbrojowni- szybko odpowiedziałam, nalegając na wykonanie prośby

To ją nie uspokoiło, a bardziej zaniepokoiło.

-A jak mi wyjaśnisz to, co mówią o Iron Manie?

Kurcze. Czyli o tym też wie. I jak jej to powiedzieć? Może to samo, co mi Rhodey? Może pasować.

-Tony nie ma nic z tym wspólnego. Ufam mu, bo w końcu jest moim mężem. On oddałby życie za ludzi bez zabijania ich. Przecież, to nie mieści się w głowie, co mówią- przyznałam pewnie swoje zaufanie

-Zapamiętaj sobie, że niczego przede mną nie ukryjecie. Wiem więcej, niż wam się zdaje. A gdzie dokładnie jest Tony?

-Podobno do kogoś poszedł. Chyba Reed się nazywa- próbowałam przypomnieć sobie inne szczegóły

-Nie musisz mi już więcej mówić. Wiem, kim on jest. Dawny przyjaciel Howarda, który jako pierwszy zbudował machinę do cofania się w czasie. Mam nadzieję, że Tony nie cofnął się za daleko

-Co ma pani na myśli?- zdziwiły mnie jej końcowe słowa

-Jeśli zmieni dzień wypadku samolotu, czy bodajże innej katastrofy, zniszczy wszystko to, co zbudował

Teraz byłam przekonana, czego się boi. Ja o tym doskonale pamiętam. Jednak tym zmartwieniem nie mogłam się obecnie zadręczać, bo mój przyjaciel miał kłopoty. Wzięłam swój plecak, który rozłożył się w zbroję Rescue. Opancerzona byłam gotowa do wylotu.

-Ja też się boję, że to może się źle skończyć, ale teraz muszę pomóc Rhodey'mu. Może pani tu zostać i przypilnować zbrojowni?

-Nie chcę źle wróżyć, ale SHIELD może się wami zainteresować przez te ataki Iron Mana- ostrzegła

-Wiem o tym, ale niestety na razie muszę zająć się czymś innym- uznałam, że Rhodey był ważniejszy od pozostałych zmartwień

-Uważaj na siebie. Wróćcie cali i zdrowi- poprosiła Roberta

-Wrócimy na pewno- obiecałam i wyleciałam z bazy, kierując się do Chicago






Wpatrywałem się w twarze rodziców. Ojciec był w szoku, a mama wyglądała na szczęśliwą, jak nigdy dotąd. Widziałem to jeszcze przez chwilę, aż nagle zmienił się czas na przyszłość.

-Czemu to zrobiłeś?- miałem do niego pretensje

-Niby co?

-Chciałem wiedzieć, co było dalej, ale mi nie pozwoliłeś

-To nie istotne. Howard dalej sprzedawał broń, którą sam produkował, ale robił to po cichu, by Maria się nie dowiedziała o tym. Nie tolerowała tego, co on robił. Spójrz, jaka będzie przyszłość. Czy naprawdę chciałeś coś zmieniać?

Nie wiedziałem, co miałem powiedzieć. Otaczały mnie budynki najwyższej generacji, a moje projekty zbroi stanowiły część miasta. W centrum stał wieżowiec Stark Solution. I to ja tam byłem. Gdy wszedłem do budynku, zauważyłem Pepper w stroju agentki SHIELD z odznaką najwyższego stopnia i Rhodey w mundurze generała wojskowego.

-Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to są marzenia. Moje i moich przyjaciół- patrzyłem na ten świat z niedowierzaniem

-I czy chciałbyś to zniszczyć?- spytał ciekawy

-Nie!- zaprzeczyłem zdecydowanie

-Musisz się pogodzić z przeszłością, by cieszyć się tą przyszłością. Będzie dobrze, Tony- zapewnił Reed dogadzając

-Teraz już wiem- zgodziłem się z nim

Z wrażenia, aż zamarłem. To było coś pięknego. Czy ja musiałem cofać się w czasie, tylko w celi naprawy przeszłości? Przecież już nie da się jej zmienić. Gwałtownie upadłem na podłogę. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dźwięk pęknięcia, czy samego tłuczenia mnie zdziwił. Przecież nikt nic nie stłukł, a jednak to słyszałem. Gdy poczułem silny ucisk, który nie dawał mi spokojnie oddychać, dotknąłem implantu. Podniosłem bluzkę do góry i byłem przerażony. Cały mechanizm popękał niczym szkło, ale nie rozpadł się.

-Wracam do domu- wcisnąłem przycisk powrotu

Całe ciało drżało przez działanie maszyny. Minęła zaledwie minuta i znalazłem się w Budynku Baxtera. Ukrywałem ból i go ignorowałem. Nie przyznałem się Reedowi.

-Witaj z powrotem. Jak się czujesz?

-Dobrze. Dziękuję ci za pomoc- zmusiłem się do uśmiechu

-Drobiazg. Mam nadzieję, że podróż w czasie ci coś uświadomiła. Wiem, że czasem chcemy żyć inaczej z myślą o zmianie jednego wydarzenia w naszym życiu, ale to nie jest takie potrzebne, jak pewnie sam to sobie uświadomiłeś. Wpadnij czasem pogadać, albo jakbyś potrzebował pomocy

-Wiem i jeszcze raz dziękuję

Wyjąłem słuchawkę z ucha i położyłem obok przycisku.Z pudełka wziąłem komórkę i małe gadżety, co zawsze nosiłem w kieszeni. Po opuszczeniu budynku, koniecznie musiałem pójść do zbrojowni powiedzieć o wszystkim Rhodey'mu i wyjaśnić Pepper, gdzie byłem i co zamierzałem zrobić. Mam im tyle do powiedzenia, zwłaszcza o przyszłości marzeń.








Cały lot myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Boję się, co się stanie po zmianie czasu. Czy w ten sposób nasz związek będzie unieważniony? Zbrojownia przestanie istnieć? I czy my się kiedyś spotkamy? A Rhodey nie może nic zrobić. Zastanawiam się, kto go tak urządził? Wyżarł mu całą energię, jak mógł to kiedyś zrobić Titanium Man. Doleciałam do celu, widząc uciekających agentów Hydry. Nie zaatakowali mnie, bo bardziej strach nimi zawładnął i zmusił do natychmiastowej ucieczki. Przeszłam przez długi korytarz pełnego zielonej cieczy, a na jego końcu dostrzegłam War Machine.

-Rhodey- podbiegłam do niego

-Rescue. Nie mogę walczyć

-Zaraz coś na to poradzę

Przyłożyłam repulsor do jego napierśnika, dając mu potrzebną energię.

-Dzięki- wstał powoli z ziemi

-Drobiazg. Powiedz mi, co się stało? Kto cię zaatakował? I czemu wszyscy uciekli?- zadawałam wiele pytań na raz, ale mówiłam je powoli

-Pepper. Nie za dużo tych pytań?

-Jakieś muszą być. Znasz mnie- zaśmiałam się

-Dobra, a teraz na poważnie. To agent SHIELD z serum Ekstremis

Ekstremis? Przecież jego formułka zaginęła po II wojnie światowej. Wszystko łączy się z Kapitanem Ameryką. To ciekawa misja, ale i niebezpieczna.

-Na pewno Mallen. Z danych SHIELD wynika, że niedawno zaginął właśnie ten agent. Hydra musiała maczać w tym palce. Trzeba go znaleźć. Dasz radę walczyć?

-Tak, ale to nie jest już człowiek. To chodząca broń, którą trzeba powstrzymać. Nie będzie łatwo i nie powinnaś walczyć. Za duże ryzyko- przyznał zaniepokojony

-Ja to wiem, ale taka jest każda misja. To normalne

-Może powtórzę, to jeszcze raz. On nie jest człowiekiem!- wykrzyknął mi wprost na twarz

-To nieważne. Damy radę- ignorowałam, co mówił i wyleciałam z budynku, lokalizując Mallena

Rhodey dołączył do mnie i dogonił w połowie drogi. Musieliśmy, jak najszybciej być w mieście. Jak się okazało, to jego nie było w Chicago, bo miasto tętniło życiem. Zero ucieczek i strachu. Polecieliśmy dalej, szukając zagrożenia.

-Myślałem, że zmierza do tego miasta, a on po prostu się ulotnił. Czego on chce?

-Zemsty- pomyślałam

-Zemsty? Ale na kim?- pytał zdumiony

-Ten, kto zmienił go w potwora, czyli ktoś z Hydry, a oni są wszędzie. Gdzie zacząć, Rhodey?

-Tam, gdzie jest SHIELD, to tam będzie Hydra. Może wróćmy do Nowego Jorku? Wydaje mi się, że tam uderzy- pomyślał przyjaciel

Rhodey mógł mieć rację, a pewnie Whitehall mu wstrzyknął Ekstremis i jego szuka. Trzeba go znaleźć.

Rozdział 48: Źle jest tu i tam

0 | Skomentuj


Byłem gotowy "skoczyć" do kolejnego dnia. Dnia, kiedy świątynia Makluan "porwała" mamę. Nie chciałem dopuścić do tego. Musiałem coś zrobić.

-Reed, słyszysz mnie?

-Tak, słyszę cię. Dobrze się czujesz?

-Tak. Chcę tylko, żebyś przewinął do następnego dnia- poprosiłem

-Nie ma sprawy. Już to robię- zgodził się

To był ułamek sekundy, by przenieść się do świątyni. W tej samej, w której mój ojciec znalazł pierwszy pierścień. Pokazywał mi go przed wypadkiem samolotu. Mama była zafascynowana symbolami na ścianie i artefaktami

-To musi mieć ponad 300 lat. To miecz samuraja, który bronił swego władcę. Pisze na nim o mądrości."Mądrość bywa obusieczną bronią, jak zdrada"- przyjrzała się temu z bliska, odczytując symbole

-Ciekawe. Patrz, co tam jest- wskazał na słup światła

Oboje do niego podeszli, a ja za nimi. Ojciec znalazł tam pierścień. Gdy go wziął bez zastanowienia, uruchomił pułapkę

- Dlaczego ty jesteś za to winny. Tato? Dlaczego?!- krzyknąłem, ale nikt mnie nie słyszał, oprócz Reeda po drugiej stronie

Czytać o wypadku jest lepiej, niż go doświadczyć, będąc świadkiem. Jak to możliwe, że mój ojciec był taki głupi i dopuścił do tragedii? Niestety bez zbroi mogłem liczyć na swój geniusz, który w sprawach z chińskimi symbolami był zaćmiony.

-Tony, powiedz mi, z czym masz problem?

-On uruchomił pułapkę, a ja nie znam chińskiego. Wpisz mądrość i broń

-Już szukam, ale tych znaków jest sporo

-Wiem, ale sprawdź ten, co ma być na mieczu samuraja w pierwszej świątyni Makluan- poprosiłem go o pomoc

Byłem bezradny. Nie mogłem jej znowu stracić. Przecież cofnąłem się po to, by wszystko naprawić. Bronią może być mądrość, ale też, jak zdrada i zwykła technologia.

-Masz coś?- szybko spytałem

-Naprawdę szukałem wszędzie, ale nic. Przykro mi. Wracaj już do domu- poradził

-Ale...to...moja... matka. Nie mogę!- łzy stanęły mi w oczach, patrząc gniewnie na tatę

-Howard!- krzyknęła, znikając za ścianą, która ją "zabrała"

-Nie!- wrzasnął pełen strachu

Upadłem na kolana i z oczu popłynęło kilka łez. Na widok krzyczącej matki, która zniknęła, moje serce znowu było martwe. Chciałem, żeby to niego spotkał taki los. Byłem na niego wściekły, bo nic nie próbował zrobić. Czy kochał ją?









Powoli stanąłem na nogi, ale coś mi szumiało w uszach. Ten naukowiec miał rację. Nie walczę z człowiekiem. Wystrzeliłem serię pocisków wszelkiego kalibru, ale to "coś" dalej nie odniosło żadnych obrażeń. Jest mocny, ale pociskiem przeciwczołgowym nie da rady. Z arsenału wyleciał pocisk, który zniszczył kolejną ścianę. Z dymu i ognia wyskoczył na mój kark. Zionął we mnie ogniem. Co to ma być?

-Kim ty u diabła jesteś?

-Twoim koszmarem- przebił się pazurami przez napierśnik

<< Uwaga. Poważne naruszenie zbroi>>

-Rhodey, uciekaj!- Pepper wpadła w panikę

-Nie ma mowy! Nie mogę mu pozwolić, by stąd wyszedł- zaprzeczyłem, ponownie rzucając się do ataku

Stwór był coraz bliżej wyjścia z placówki. Musiałem działać. Zatrzymać go, ale nic na niego nie działa. Strzeliłem do niego z unibeamu, a następnie powaliłem repulsorami.

-To łaskocze- zaśmiał się diabelnie

Wzniosłem się wyżej i strzeliłem z kolejnej serii pocisków. Nagle wskoczył na mnie i rzucił o ziemię, trzymając za kark. Poczułem piekielny ból przez prąd, który przechodził po moim ciele.

-Komputerze. Zrób coś!

<<Moc gwałtownie spada. Uwaga. Zbroja zostanie wyłączona>>

-Rhodey!

-Aaa!

<< Koniec mocy. War Machine wyłączono>>

Nie mogłem się ruszyć. Zawiodłem wszystkich. Teraz przeze mnie, stwór wyszedł na wolność. Nie chcę mieć na sumieniu ofiar ludzi.

-Pepper, jesteś tam? Jeśli mnie słyszysz, zabierz do zbrojowni- poprosiłem ją, ale na kanałach była cisza

Świetnie. Nie mogę się ruszyć, padło mi zasilanie i z nikim nie mam kontaktu. Chyba najgorsze jest w tym wszystkim to, że mogą zginąć ludzie. Pamiętam, że, gdy zauważyłem na monitorze, jak Tony był na rezerwach, od razu poleciałem na Arktykę. Może Pepper mi pomoże i wspólnymi siłami zajmiemy się tym "czymś" ? Jednak mogłem rozmawiać bez funkcjonowania zbroi. Musiałem dowiedzieć się, z kim mam do czynienia. Naukowiec był mocno potłuczony, ale na pół leżąco czekał na wsparcie.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to nie jest człowiek?

-A nie zauważyłeś po jego czerwonych ślepiach i innej skórze?- zwrócił uwagę

-Kim on jest?- spytałem dociekliwie

-To był agent SHIELD. Whitehall kazał go pojmać i wstrzyknąć mu serum- wskazał na pustą komorę

-Jakie serum?- byłem skołowany, co mi powiedział

-Ekstremis- wydusił z siebie









Nie powstrzymałem swego gniewu i podszedłem do ojca, który przez chwilę tam patrzył, gdzie wcześniej stała mama, a później odwrócił wzrok.

-Jak mogłeś do tego dopuścić?! Tak bardzo ją kochałeś?!

Świat, który znałem, ponownie runął, przez co poczułem się słabo. Implant lekko mnie uciskał. To na pewno przez nerwy. Mogłem się po nim wszystkiego spodziewać, ale tego? Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem się opanować.

-Tony, wracaj już. Nic nie zdziałasz. Twoja misja się skończyła- próbował mi to uświadomić

-Chcę zobaczyć coś jeszcze

-To niebezpieczne. Nie wiem, jak długo twój organizm to zniesie i ...- przerwałem mu

-Będzie dobrze. Przesuń pięć lat po śmierci mamy

Reed niechętnie zgodził się i zrobił to, o co go poprosiłem. Po raz kolejny przeniosłem się w czasie. Wciąż to była przeszłość, ale bardziej mroczna. Trafiłem na miejsce wojny.

-Co to ma być? Nie tu chciałem wylądować. To musi być pomyłka- byłem wstrząśnięty obrazem świata

-To się wydarzyło pięć lat temu po śmierci Marii- uznał, że nie ma mowy o błędzie

-Mój ojciec też tam jest. Czy on sprzedaje broń?- to mnie dobiło bardziej, bo myślałem, że nigdy tego nie zobaczę

Nie wierzę. On wspomagał wojnę. Jak on mógł? Sam odciągał Stane'a od samej produkcji broni, a tu się okazuje, że nie był do końca idealnym tatuśkiem, jak mi się zawsze wydawało. Jednak Roberta mówiła, że zmienił się w dniu moich narodzin. Kolejne kłamstwo?

-Wiedziałeś o tym, co on zrobił?

-Tak, ale to, co teraz widzisz, było przed pójściem do świątyni. Ciebie na świecie nie było

-Czyli Roberta nie kłamała, ale mówiłeś, że to było po śmierci mamy. To jaka jest prawda?- stałem zmieszany, patrząc na żołnierzy

-Prosta. Ja się pomyliłem i bardzo cię przepraszam za to. Na dowód cofnę cię o kilka godzin, gdy Howard musiał dowiedzieć się czegoś ważnego od Marii- czuł się głupio i próbował poukładać moje chaotyczne myśli

-Czyli musiała żyć?- spytałem niepewnie

-Dokładnie

W ułamek sekundy znalazłem się w sypialni. Była to pora nocna, bo świeciła się lampka przy łóżku na małej komodzie. Ojciec przeszedł do pokoju zupełnie zdyszany. Rękami oparł się o łóżko, patrząc przerażony na żonę. Co się stało?

-Kochanie, już jestem. Trochę mnie zatrzymali, ale wybacz mi za to- podszedł do niej i ucałował w policzek

-Nie mogłam ci powiedzieć tego przez telefon. Takie rzeczy załatwia się, a raczej mówi twarzą w twarz

-Mów, co się stało?

-Jestem w ciąży

Rozdział 47: Inny świat

0 | Skomentuj


Siedziałem znudzony w zbrojowni, przeglądając raporty policyjne. Nie wiem, jak długo Tony'emu zajmie ta podróż w czasie, ale Pepper nie daje mi spokoju. Dzwoni, co chwilę, jakby musiała pilnie coś wykrzyczeć. System nie wykrył żadnych kłopotów, tylko zwykłe kradzieże, które mogły zostać łatwo rozwiązane przez policję. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, bo ten dźwięk zaczął mnie porządnie irytować. Zdecydowałem się odebrać, by Pepper w końcu przestała dręczyć.

-Pepper, do jasnej cholery. Czemu mi wiecznie wydzwaniasz?!- byłem wściekły na nią

-Tony chce się zabić! Rhodey, ratuj go!- krzyczała tak głośno, że musiałem oddalić telefon od ucha

-O czym ty mówisz? Źle spałaś? Tony'emu nic nie jest. I skąd taka myśl ci przyszła o samobójstwie?- chciałem zrozumieć jej niepokój

-On pożegnał się ze mną i rozłączył. Rhodey, co się dzieje?- mówiła roztrzęsionym głosem

-Przyjedź do zbrojowni. Uspokój się i wszystko ci wyjaśnię- uciszyłem swój głos, gdy odrobinę się uspokoiła

Musiałem jej wyjaśnić, by niepotrzebnie się nie martwiła.Czasem oboje przesadzają. No dobra, ja też. Wróciłem do przeglądania raportów, ale nadal była cisza. Nikt nie wzywał pomocy. To było bardzo dziwne, bo pamiętam, że Tony obawia się córki Ducha. Może skrzywdzić Pepper. Gdy tak rozmyślałem, wbiegła ruda do zbrojowni. Znowu chciała krzyczeć i wstałem z fotela, by zasłonić ręką jej usta.

-Zanim coś powiesz, najpierw się uspokój i nie wrzeszcz. Jak będę chciał mieć uszkodzone bębenki, to ci dam znać- uśmiechnąłem się chytrze

Pepper wiedziała, co miałem na myśli i poczułem, jak spokojnie oddycha. Ostrożnie odsłoniłem jej usta.

-Powiesz mi, co się dzieje z Tony'm? Nie mogę się z nim skontaktować. Na pewno nic sobie nie zrobi? A jeśli ktoś go skrzywdził, jak wtedy Titanium Man?- zadawała setki pytań

-Nic mu nie jest- odparłem z opanowaniem

-A skąd możesz mieć pewność?

-Bo...- chciałem coś powiedzieć, ale na komputerze zostały wyświetlone informacje o jakiś atakach

Przygłosiłem  to i byłem ciekaw, o czym była mowa. Ponownie usiadłem na fotelu, włączając transmisję.

~To potwierdzona informacja. Są kolejne ofiary ataków Iron Mana. Zaatakował ludzi w Izraelu i Wietnamie. Co się stało z naszym bohaterem? Czy stał się...- nie dokończyła, bo Pepper ściszyła dźwięk, później wyłączając i obraz

-Pepper. Nic nie mów- poprosiłem ją na spokojnie

-Co to ma znaczyć?!- była wściekła i zrozpaczona

Olałem szukanie kłopotów. Kazałem jej się uspokoić. Stała, jak słup soli i zaniemówiła.

-Tony tego nie zrobił. Wierzysz w jego uczciwość, czy słowa dziennikarzy?- powiedziałem jej zdecydowanie, bo wiedziałem, gdzie on był wtedy

-Ale gdzie on jest?- przetarła oczy, zmywając łzy






Krótko się pożegnałem z Pep i wszelkie gadżety wyjąłem z kieszeni. Na ucho przyczepiłem słuchawkę bluetooth, a do ręki dał mi przycisk w razie odwrotu i zakończenia podróży. Miałem ostatnią szansę na wycofanie się, ale nie zrezygnowałem. No nie byłem pewny, co wydarzy się później.

-Nie chcę nic zepsuć. Chcę tylko uratować mamę

-Ja cię rozumiem, Tony, ale nie wiem, jak to wpływie na twoją teraźniejszość i przyszłość

Wstukałem datę spotkania matki przed zaginięciem. Ostatni raz pomyślałem nad tym, co zamierzam zrobić. W głowie widziałem obraz Pepper, Rhodey'go i Roberty. Mogę coś zmienić na dobre i nigdy ich nie spotkać, a żałowałbym nie poznać Pepper. To kobieta mojego życia. Nie mogę jej stracić. Portal był włączony i przeszedłem przez niego. Znalazłem się w salonie, gdzie na kanapie siedzieli rodzice. Na widok matki moje serce, które było już prawie martwe, zabiło mocniej. Nie wierzę, że ją widzę. Taka, jak ze snu. Podszedłem do niej bliżej i dotknąłem jej ramienia. Ona chwyciła się za to miejsce i czuła moją dłoń. Nie mogła mnie, zobaczyć, ale poczuć zawsze.

-Kocham cię, mamo. Tęsknię za tobą. Byłaś dla mnie wszystkim

Mojego głosu też nie mogła usłyszeć. Jedynie doświadczyć dotyku. Ojciec siedział z gazetą.

-Gadałem z ludźmi w sprawie zbadania świątyni i zgodzili się

Mama wstała i mocno go uścisnęła.

-Dziękuję ci, mój kochany. To kiedy możemy tam zajrzeć?- spytała, zabierając mu gazetę sprzed nosa

-Jutro. Pewnie na to czekałaś, co?- cmoknął ją w policzek

-Nawet nie wiesz, jak bardzo. A co będzie z Tony'm? Weźmiemy go ze sobą?

-Zostanie z Robertą. Skąd ci przyszedł pomysł, by pięciolatka brać do takiego miejsca?- zdecydował, patrząc z niedowierzaniem na mamę

-Nasze maleństwo to dorastający geniusz. Będzie taki, jak ty- uśmiechnęła się

Czyli mama od zawsze interesowała się artefaktami? I Roberta musiała często się mną zajmować, skoro jej ufają. Powinienem zobaczyć pokój,w którym dorastałem. Gdy wszedłem do pokoju, zacząłem przypominać sobie, jak to było być dzieckiem. Dawno nie widziałem, jak Roberta się uśmiecha. Cały świat się zmienił i teraz ja do tego mogę doprowadzić.

-Widzę, że lubisz majstrować Chciałbyś być wynalazcą?

-A to dobrze, czy źle?- spytało dziecko

-To od ciebie zależy, kim się staniesz. Jesteś mądry i sam kiedyś wybierzesz- uśmiechnęła się Roberta

-Nie wiem. To od taty zależy- przyznało młodsze "ja"

-Nie może cię zmusić do czegoś, czego nie będziesz chciał robić. Pamiętaj o tym- przytuliła go

Tak bardzo narzekam na jej nadopiekuńczość, a przecież zastępuje mi matkę. Nie chce, by coś mi się stało, a skoro i Rhodey został wmieszany w ratowanie świata, to zmartwienie ma większe. To normalne.







I jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Że Tony chce ratować matkę, co może doprowadzić do tego, że my go nie poznamy? Spróbuję na spokojnie jej to wytłumaczyć. Może nie będzie bardziej rozhisteryzowana?

-Tony jest teraz w innym miejscu i czasie. Chce ocalić Marię przed śmiercią

-Na pewno?- spytała łagodnym tonem

-Na pewno. Ja wiem, co sobie myślisz, ale on chce naprawić przeszłość. To będzie miało wpływ na resztę jego życia i...- urwałem myśl, gdy po jej policzkach spłynęły łzy

-Może nas nigdy nie poznać? Rhodey, dlaczego mu na to pozwoliłeś?- miała do mnie żal

-Ostatnio za bardzo się wszystkim przejmuje

-Tak, jak zawsze

Nagle odezwał się alarm. Usiadłem w fotelu, szukając źródła zagrożenia. Pepper nieco ochłonęła, ale widziałem, jak przejęła się informacją o podróży w czasie. Może małe "kłopoty" spowodują, że przestanie się zadręczać?

-Co się stało?- spytałem system

<< W laboratorium Hydry doszło do wybuchu. Zlokalizowano w Chicago>>

-Hydra? Czyli ta organizacja, która została pokonana przez Kapitana Amerykę w czasie II wojny światowej- wypowiedziała się ruda swoją wiedzą

-Pepper, zostań w zbrojowni. Zajmę się tym

-Pomogę ci. Przecież jako Rescue...- przerwałem jej

-Pomożesz mi tu. To niebezpieczne

-Zgoda- szybko odpuściła

Uzbroiłem się w pancerz i wyleciałem przez dach do lokalizacji, gdzie namierzono atak. Mimo ciężkiego uzbrojenia, jakie mnie spowalniało, dotarłem do laboratorium Hydry w niecałą godzinę. Włączyłem reflektor i poszedłem przed siebie. Nie ziemi leżeli naukowcy, a reszta uciekała w popłochu.

-Cokolwiek to było, nadal tu jest- zacząłem bać się, co mogę spotkać

-Rhodey, uważaj na siebie. Jeśli to coś z łatwością powaliło agentów Hydry, nie jest dobrze- ostrzegła mnie Pepper

Przeszedłem w głąb korytarza, gdzie na suficie ledwo wisiały lampy. Nie dość, że niezbyt działały, to iskrzyły. Ciągle byłem gotowy do ataku, ale pierwszy raz poczułem na sobie oblicze strachu. Nie licząc akcji, gdy Tony mocno obrywał i leżał na OIOMie. Zauważyłem szklane pomieszczenie, gdzie na ścianie były widoczne głębokie zadrapania, a z komory wyciekła zielona ciecz. Jeden z ocalałych leżał ledwo przytomny.

-Uciekaj. To... nie... człowiek

-Jak to?

Niespodziewanie poczułem ciarki na plecach i coś stało za mną.

-Rhodey!- krzyknęła Pepper

Mocno poleciałem, przebijając się przez ścianę

-Przyznam, że to mnie zabolało- otrząsnąłem się z gruzów
© Mrs Black | WS X X X