Rozdział 6: Potwór

**Rhodey**

Byłem przerażony, widząc stan Tony’ego. Lekarz za wszelką cenę starał się mu pomóc, zaś implant iskrzył. Tylko jedna osoba byłaby do tego zdolna. Whiplash, chociaż ostatnio był widziany tydzień temu, a z jego ciała nie zostało nic prócz rąk. Chyba, że powrócił.

Roberta: On mu pomoże, ale powiedz mi jedno. Dlaczego implant jest tak poważnie uszkodzony?
Rhodey: Nie wiem, mamo. Naprawdę nie wiem. Sam lekarz mówił, że to eksperymentalna technologia. Może… Może przez ostatni stres rozregulowały się napięcia?
Roberta: W sumie? Coś chyba jest na rzeczy.
Rhodey: Jeśli coś się zmieni, zadzwoń.
Roberta: Wracasz do domu?
Rhodey: Muszę z kimś się spotkać. To bardzo ważne.

Tyle powiedziałem i wyszedłem ze szpitala. Udałem się wprost do zbrojowni. Tak jak mogłem przypuszczać. Zbroja była porządnie zniszczona. W paru miejscach schodził lakier. Dla pewności o powrocie wroga sprawdziłem wszelkie raporty.

Rhodey: Czyli naprawdę wrócił. Kiepska wiadomość… Komputerze, wyświetl mi ostatnie nagranie ze zbroi Mark I.

<<Trwa odtwarzanie>>

Usiadłem obok, patrząc na holograficzny zapis walki. To było trudne patrzeć na ból brata. Bardzo cierpiał. Te jego krzyki. Zdecydowanie Whiplash próbował go zabić. Jednak zdziwiłem się, widząc, jak odleciał od niego. Zrezygnował. To było do niego niepodobne. Jednak był ulepszony. Teraz mógł rzucać bombami. Niedobrze.

Rhodey: Jaki był stan użytkownika po walce?

<<Wykazano przeciążenie serca oraz rozrusznika przez sporą ilość energii wywołanej przez bicze>>

Rhodey: Więc stąd brak konieczności ładowania.

<<Twierdzenie prawidłowe>>

Rhodey: Cholera. Oby doktor Yinsen coś z tym zrobił… Komputerze, namierz mi Pepper Potts.

Pomyślałem, aby na własną rękę odnaleźć rudzielca. Problem był w tym, że nie wiedziałem od czego zacząć. Skan okolicy nic nie wykrył. Nawet satelity nie wykazały o jej obecności. Zapadła się pod ziemię albo… nie żyła. Chyba, że znajdowała się poza Stanami. To mogło być możliwe. Zważywszy na fakt, iż jest córką agenta FBI. Usiadłem na fotelu, przeszukując jakiegoś śladu po przyjaciółce.
Nagle zawył alarm, sygnalizujący pojawienie się zagrożenia.

<<Oznaczenie sygnatury: Whiplash>>

Rhodey: Szybko wrócił. Szkoda, że zbroja nie nadaje się do walki… Komputerze, czy jest jakaś inna?

<<Zbrojownia posiada dwa dodatkowe egzemplarze. Niezalecane użycie dla użytkownika>>

Rhodey: Ej! Przecież mogę szybko opanować podstawy. Na autopilocie czy też…

<<Niezalecane użycie…>>

System nie dokończył, bo sam wskoczyłem w pancerz. Wziąłem pancerz zwiadowczy i wyleciałem z bazy. Miała słabe uzbrojenie, dlatego musiałem trzymać się dystansu.

**Ho**

Leki nie działały. Cokolwiek podawałem, sytuacja wciąż nie ulegała poprawie. Wręcz była jeszcze gorsza. Czekałem na Victorię z ponad dziesięć minut. Im dłużej zwlekałem, tym bardziej przekonywałem się do operacji. Problem był taki, że nie było zastępczego implantu. Wszczepiłem mu jedyny, a sama naprawa mogłaby na niewiele się zdać.
Gdy już miałem podać inny środek lecznicy, pojawiła się przyjaciółka.

Dr Yinsen: Nie spieszyło ci się.
Dr Bernes: To nie było łatwe, Ho. Z tego co widzę, to mamy niewesoło.
Dr Yinsen: Wiem i jest kłopot.
Dr Bernes: Jaki to?
Dr Yinsen: Nie mam w zapasach innego rozrusznika. Tymczasowy nie wspomoże serca. Nie ma takiej mocy.
Dr Bernes: Pozostaje naprawa. Inaczej mu nie pomożemy.

Stwierdziła z powagą, a ja tylko przytaknąłem. Niechętnie zgodziłem się na tak skomplikowaną ingerencję chirurgiczną. Na tym oddziale znajdywało się pomieszczenie z salą operacyjną. Od razu go tam przenieśliśmy, przygotowując się do operacji. Ubraliśmy się odpowiednio oraz wysterylizowaliśmy narzędzia.

Dr Bernes: Podam mu mieszankę. Nie masz nic przeciwko?
Dr Yinsen: Jasne, że nie. Poza tym, tutaj nas prawo nie obowiązuje.
Dr Bernes: No to już podaję.

Widziałem, że przez wenflon wstrzyknęła połączenie dwóch substancji. Usypiającej oraz przeciwbólowej. Cały sprzęt stał z boku na każdą ewentualność. Tak bardzo nie chciałem go kroić.

Dr Bernes: Coś nie tak?
Dr Yinsen: Nie chcę tego robić, ale muszę.
Dr Bernes: Wiem o tym. Tylko, że to jedyny sposób, aby go ocalić.
Dr Yinsen: Winą jest spora ilość mocy. Implant ma za dużo energii.
Dr Bernes: Czyli trzeba go wyłączyć, zrestartować i sprawdzić, czy kable nie są uszkodzone.
Dr Yinsen; Wiedziałem, że to nie był błąd, powierzając ci tę tajemnicę.

Lekko się uśmiechnąłem, gdyż na kardiomonitorze pojawiły się nieregularne linie. Nie mieliśmy już zbytnio czasu na pogaduszki. Musieliśmy działać.

**Pepper**

Nie sądziłam, że ponownie się zbudzę do misji. Zostałam wysłana na miasto, a tam dostrzegłam innego blaszaka. W niebieskich kolorach. Chyba lubił przebieranki. Przygotowałam się do ataku.

Pepper: Chyba niczego się nie nauczyłeś.
Rhodey: Nauczyłem sporo.
Pepper: O! Czyli ktoś inny teraz jest Iron Manem? Wygrana jest moja.

Uśmiechnęłam się złowrogo, uderzając z biczy. Był słabszy, bo nawet nie potrafił korzystać z broni.

Pepper: Co tak słabo? I ty niby jesteś bohaterem? Gdybyś wiedział jaka piękna symfonia bólu wydobywała się z jego gardła, gdy tak obrywał.

Uderzyłam biczami, a następnie rzuciłam bomby. W kilka sekund wybuchły, a on upadł.

Pepper: Gdybyś tylko widział, jak cierpi, wtedy…

Nie dokończyłam, bo oberwałam z repulsora. Wreszcie zaczął walczyć, jak należy. Mimo tego oplotłam jego zbroję, smażąc od środka.

Pepper: Poddasz się wreszcie?
Rhodey: Nie mam… takiego… zamiaru.
Pepper: A powinieneś.

Dołożyłam swoich starań, żeby bardziej cierpiał. Jego krzyki były moim ukojeniem. Tak na początku myślałam. Ponownie pojawiło się zawahanie. Czy ja go znałam?

Rhodey: Jesteś… potworem. Zniszczę cię… Za brata!
Pepper: Brata?

Nieco się zdziwiłam, lecz znowu ponowiłam atak. Całe ciało wyginało mu się pod wpływem porażenia prądem.

Pepper: Czyli Iron Man miał brata? Cóż… Już nie ma.

Kiedy chciałam dowalić bardziej, moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Nie wiedziałam co jest grane. Wykorzystał to i uderzył z silnej wiązki. Teraz moje ciało leżało, a on próbował mi przywalić.

Pepper: Na co czekasz? Ja nic nie zrobię.
Rhodey: Korzystam… z tego.

Poczułam niewyobrażalny ból. Chciał wyrwać mi rękę.

Pepper: B… Błagam. Nie!
Rhodey: Ty błagasz? Coś… nowego.

Nadal się nade mną pastwił, a ja nic nie mogłam zrobić. W jednej chwili i ból głowy dał mi o sobie znać. Cierpiałam jeszcze bardziej. Ledwo widziałam przeciwnika.

Pepper: Rhodey…

Nie wiedziałam czemu to powiedziałam. Zupełnie tak jakbym wiedziała kto jest wewnątrz pancerza. Chyba sam się przestraszył, bo zostawił mnie w spokoju. Po prostu odleciał. Wróciłam piłą tarczową do kryjówki. Fix znowu był wściekły i dotkliwie uderzył we mnie elektrowstrząsami. Wyłam z bólu, błagając o litość. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X