IV: Walka z duchem i ciałem

0 | Skomentuj

**Pepper**


Powinnam spotkać się z Rhodey'm, a tak zamartwiam się o kogoś, kogo ledwie poznałam. Jednak przeze mnie wylądował w szpitalu. Ma chore serce i jeszcze go niepotrzebnie zdenerwowałam. Powinnam siedzieć cicho. Toby był uderzająco podobny do Tony'ego. Może był kimś z jego rodziny. Nigdy mi nie mówił o bracie, czy kuzynie. Kim on tak naprawdę jest? Znam tylko imię. To za mało. Zapytam później.
Nagle zauważyłam, jak ruszył powiekami, mrugając. Rozglądał się rozkojarzony, aż zatrzymał swój wzrok na mnie. Poczułam się odrobinę nieswojo, ale tak przez chwilę. Nie mogłam od razu walnąć prosto z mostu coś na temat rodziny. Musiałam z tym zaczekać. Ledwo się obudził. Chciałam pobiec po lekarza, ale chwycił za rękę, zabraniając mi tego robić.


Pepper: Przepraszam... Przepraszam, że cię zdenerwowałam. Nie miałam pojęcia, że jesteś na coś chory i teraz pewnie jesteś na mnie zły, bo siedzę tu i bardziej ci wchodzę na głowę, ale po prostu martwiłam się, co się z tobą dzieje, choć lekarz wyjaśnił, by niczym się niepokoić i...
Tony: Ej! Spokojnie. Nie musisz mówić tyle. Nie przepraszaj, bo sam nie wiedziałem o chorobie. W sensie, że... Ech! Nie wiedziałem, by brać leki
Pepper: To teraz zacznij dbać o siebie
Tony: Na pewno będę
Pepper: Eee... Toby, czy mogę cię o coś zapytać? Dręczy mnie taka jedna kwestia, bo widzisz... Jak to mam powiedzieć? Jesteś... Jesteś podobny do Iron Mana. Do Tony'ego Starka
Tony: Naprawdę? Dziwne, że tak pomyślałaś
Pepper: Przypominasz mi go, więc odpowiedz szczerze... Czy był twoim bratem? Kuzynem? Kimś z rodziny?
Tony: Kuzynem


**Tony**


Chyba za każdą wypowiedzianą głupotę walnę się porządnie w głowę. Kuzynem? Świetnie. Ciekawe, co teraz Pep na to powie? Kopię sobie grób. Brawo! I jeszcze kłamstwo z niewiedzą o chorobie. Gdybym nie pomylił ciała, nie byłbym tutaj. Okej. Naprawię mój błąd.


Nie myśl sobie, że ci pozwolę zabić mojego brata


Tony: Kim ty jesteś?
Pepper: Nie pamiętasz? Mam na imię Pepper
Tony: Wybacz, ale... Zapomniałem
Pepper: Heh! Chyba musiałeś mocno oberwać w głowę. Na pewno dobrze się czujesz? Może lepiej pójdę po tego lekarza


Odbiorę moje ciało, a ty pozostaniesz z niczym


Tony: Niedoczekanie twoje
Pepper: Idę po niego i nie próbuj mnie zatrzymywać
Tony: Pepper, zostań
Pepper: Coś jest z tobą nie tak


Wstała i wyszła na korytarz. Dzięki, głupi duchu. Zepsułeś wszystko. Zadowolony?


Nie masz prawa w nim być. Wracaj do zaświatów i gnij tam!


Tony: Czego ty chcesz? Już umarłeś, więc po jaką cholerę potrzebujesz fizycznej formy? Słuchaj... Ja mam ważne zadanie!


Guzik mnie to obchodzi


Tony: Samolub
Lepszy nie byłeś za życia


Tony: Nie wiesz tego


Wiem więcej, niż ci się zdaje, a ty masz kłopoty. Ludzie z prosektorium szukają tego ciała. Znajdą cię i spalą je razem z tobą


Tony: Dlaczego nie możesz być pokojowo nastawiony? Zrozum, że ja kocham Pepper i nie zdołałem jej tego powiedzieć. Zresztą, Rhodey też musi coś wiedzieć


Nie będę dwa razy powtarzał tego samego


Tony: A idź do diabła!


Krzyknąłem i w końcu zamilkł. Dziwne głosy w mojej głowie. Duch właściciela chciał za wszelką cenę zniszczyć mój plan. Mogłem przewidzieć, że łatwo nie da za wygraną. Uspokoiłem się, czekając na powrót dziewczyny. Akurat, gdy skończyłem nawijać sam do siebie, pojawiła się z lekarzem.


Kardiolog: Słyszałem o niepokojącej amnezji. Czy coś jest jeszcze poza tym?
Tony: Wszystko gra. Naprawdę czuję się dobrze
Pepper: Więc skąd...
Tony: Naprawdę mi wybacz... Sam nie wiem, co się stało, ale nic mi nie jest... Czy mogę wrócić do domu?


Dom? Ty nie masz prawa dłużej żyć! Spróbuj skrzywdzić Grega, a gorzko tego pożałujesz


No i znowu do mnie gada. Starałem się go ignorować.


Pepper: Toby?
Tony: Jest okej
Kardiolog: Hmm... Wyniki są prawidłowe, więc nie będę cię zatrzymywać. Tu masz receptę na leki, które musisz brać rano i wieczorem. Pamiętaj, żeby nie robić nic ponad twoje siły. Żadnego wysiłku fizycznego, rozumiesz?
Tony: Rozumiem
Kardiolog: Cieszę się... Gdyby działo się coś niepokojącego, od razu przyjdź
Tony: Dobrze


Uśmiechnąłem się, wstając z łóżka. Zostałem odczepiony od kabli oraz kroplówki. Byłem wolny. W pewnym sensie, bo ta zjawa ciągle gnieździła się w mojej głowie. Nie mogę wyjść na schizofrenika. Pogadam z nim na osobności.


Oj! Nie dam ci spokoju, Stark. Umarłeś i tak ma pozostać


Tony: Zamknij się!
Pepper: Słucham?
Tony: Nic, nic. To chodźmy już


Nie mogłem się powstrzymać od odpowiedzi. Wiele razy musiałem przepraszać Pepper za tego idiotę, bo normalny nie był, próbując zniszczyć wszystko, co chciałem zbudować. Rhodey też musiał poznać pewną tajemnicę, lecz wyznanie skrytego uczucia przez laty miało większy priorytet.
Gdy kupiłem leki w aptece, poszedłem w stronę domu. Szliśmy tą samą drogą, czyli mogła dowiedzieć się więcej, kim byłem. Na ujawnienie tożsamości pozostał czas, choć przez niespodziewane trudności ktoś powinien mi przypomnieć, co straciłem. Pep mogła pomóc. Przechodziliśmy, mijając różne sklepy, aż weszliśmy do parku. Na ławce siedzieli zakochani, tuląc się czule. Jakaś rodzina z wózkiem przechodziła obok nas, a słońce dalej dawało nadzieję na wyprostowanie spraw.


Pepper: W porządku?
Tony: Tak, tak... Zamyśliłem się
Pepper: Myślisz czasem o kuzynie? Wiedziałeś, że ratował świat?
Tony: On miał wiele sekretów
Pepper: I wrogów, którzy chcieli go zabić
Tony: Opowiedz mi coś o nim


Ha! Ona nie jest taka naiwna, jak myślisz. Już podejrzewa, że coś z tobą jest nie tak. Oj! Chyba przegrałeś


Zachowałem odpowiedź dla siebie, bo przeklinać przy rudej nie warto. Duszek wiedział, co o nim myślałem. Po prostu mnie wkur**** (wkurwiał). Pomyślałbym więcej słów, ale zrobiłaby się niewyobrażalnie brzydka i wulgarna wiązanka słów.


Pepper: Okej. Ciężko powiedzieć jakiś konkret
Tony: Rzadko się z nim widywałem i chciałbym zrozumieć, dlaczego widzisz we mnie jego podobieństwo? Przecież bardzo się różniliśmy. On unikał ludzi, a ja byłem duszą towarzystwa


Rany! Nie gadaj takich bredni, bo sobie pójdę. A! Tak łatwo mnie nie wykurzysz. To ja mam kontrolę, a ty nie masz nic


Nie spodziewałem się, że moja własna dłoń uderzy w policzek. Przeklęta zjawa. Pragnęła władzy nad ciałem.


Pepper: Dlaczego się bijesz?
Tony: Nie biję!
Pepper: Oj! Nie denerwuj się. Przecież nie wachlujesz dłonią
Tony: Sorki


Hahaha! I co? Chcesz więcej? Dopiero zacząłem


W środku gotowała się złość. Tak bardzo chciałem wyjść z ciała, by walczyć z intruzem.


Pepper: Może... Może zostanę z tobą, co? Boję się, że zrobisz sobie krzywdę


HAHAHA!


Tony: Nie musisz. Poradzę sobie. Zresztą, masz swoje sprawy na głowie
Pepper: Niby jakie?
Tony: Każdy jakieś ma
Pepper: Ale chciałeś wiedzieć więcej o nim, prawda? Przez jeden spacerek nie zdążę powiedzieć wszystkiego
Tony: Ech! Masz rację, ale wolę, żebyś nie widziała, jaki mam syf w domu
Pepper: Hahaha! Aż taki masz problem? Spoko. Mi to nie przeszkadza. Nie jestem lepsza


Na jej śmiech potrafiłem zareagować w pozytywny sposób, ale przy okazji ten drugi też musiał parskać gębą, której i tak nie miał.


Tony: Zgoda. Możesz zostać u mnie
Pepper: Daleko mieszkasz?
Tony: Jesteśmy blisko
Pepper: O! Naprawdę?
Tony: Naprawdę


Uśmiechnąłem się głupawo, prowadząc do mojego domu. Problem będzie, jeśli rozpozna budynek jako dawne mieszkanie mojej prawdziwej rodziny. No nic. Chciałem, żeby opowiadała mi więcej, bo dzięki temu zachowam dłużej wspomnienia.


Hahahaha!


A ten z czego się śmieje? Przekonałem się na własnej skórze, tracąc równowagę i padłem na nią przez chwilowy brak władzy w nogach. Rozliczę się z nim, jak tylko dojdę do domu.


Tony: Przepraszam, Pepper. Ja nie wiem, co się dzieje?!
Pepper: Źle się czujesz? Może lepiej wróćmy do szpitala
Tony: Nie, nie. Nie trzeba


Wstałem i pomogłem przy okazji też wstać rudej. Nie potrzebowałem na dotarcie zbyt wiele czasu i po godzinie znaleźliśmy się na miejscu. Otworzyłem drzwi, pozwalając jej na wejście. Skłamałem, mówiąc o bałaganie. Poza włosami w umywalce nic nie było. Cholera! Miałem je posprzątać. Musiałem powiedzieć dobry powód. A może nie zapyta? Kogo ja oszukuję? Na pewno to zrobi!
Po zamknięciu wejścia na klucz, poszedłem położyć leki na szafkę w kuchni. Jedna na rano i na noc. Pepper akurat musiała skorzystać z łazienki, więc miałem trochę czasu na rozmyślenie zmiany planów.


**Pepper**


Martwiłam się nadal o Toby'ego. Niezbyt znał Tony'ego i trudno uwierzyć, że byli rodziną. Włączyłam telefon, by sprawdzić, czy ktoś nie próbował się ostatnio skontaktować poza Rhodey'm. Nazwa kontaktu? Tata? Oj! Mam przerąbane. Powinnam do niego oddzwonić. Dobijał się dwie godziny temu. No dobra. Mogę spróbować pogadać z ojczulkiem. Ciekawe, bo odebrał w zaskakująco szybkim tempie.


Virgil: Córciu, ja tu umieram ze strachu! Co się dzieje?
Pepper: Tato, nic mi nie jest. Muszę zająć się przyjacielem
Virgil: Rhodey'm? Mocno oberwał po walce?
Pepper: Ktoś inny potrzebuje mojej pomocy
Virgil: Kto?
Pepper: Kuzyn Tony'ego
Virgil: Kuzyn? Przecież on nie miał nikogo takiego. Kto ci takie bzdury naopowiadał?
Pepper: No właśnie Toby jest jego kuzynem. Dzisiaj się spotkaliśmy i muszę być przy nim
Virgil: Patricio, czy ty aby na pewno się nie zakochałaś po raz drugi?
Pepper: Co? Gadasz bzdury
Virgil: Chcę się upewnić, że nie tykał cię żaden zboczeniec
Pepper: Tato!
Virgil: Bałem się, że coś ci się stało
Pepper: Przecież od tamtej walki już nie jestem Rescue, zapomniałeś?
Virgil: Wiem o tym, ale jesteś moją jedyną córeczką. Nie chcę, żebyś wpadła w kłopoty
Pepper: Oj! Tato, nie wspominaj o dawnych czasach
Virgil: Latanie za Maggią, szpiegowanie...
Pepper: Dość!
Virgil: Haha! Nie zaprzeczysz, że lubiłaś to robić
Pepper: Bardzo. Wtedy zmieniałeś dziesięć razy dziennie swoje hasło do laptopa
Virgil: Musiałem ci dać utrudnienie
Pepper: Haha! Bardzo śmieszne
Virgil: A nie?
Pepper: No dobra... Muszę już kończyć, ale odezwę się później
Virgil: Mam taką nadzieję
Pepper: Buziaczki
Virgil: Pa, córuś


Rozłączyłam się, bo cisnęło mi się mówienie o tym, co się wydarzyło rano. Zastanawiałam się, co tatuś miał na myśli. Tony nie miał żadnego kuzyna. Musiałam zachować ostrożność, jeśli on próbuje... Bingo! Pytał się, co wiem o nim. Dobra, Potts. Trzeba złapać oszusta na gorącym uczynku. Zapewne spróbuje skorzystać z komputera, żeby szukać informacji. Iron Man jako Tony Stark. Co chce wiedzieć o kimś, kogo dawno nie ma?


**Tony**


Pomimo godziny dziesiątej czułem się senny. Może przez te leki. Pewnie tak. Jednak nie mogłem wejść w inne ciało. Pep poznała mnie w tym i tak powinno pozostać. Duch milczał, lecz wiedziałem, że nadal był we mnie. Postanowiłem wypić sok, siadając przy laptopie. Potrzebowałem odszukać informacji.


Co chcesz znaleźć? Może mam ci pomóc?


Tony: Nie uwierzę ci ani nawet na jedno słowo, duchu Toby'ego


Muszę cię ostrzec i to tyczy się nas oboje
Tony: O! Tak nagle zrobiłeś się miły?


Ja mogę wyjść z ciała, bo ty w nim siedzisz i przez chwilę obserwowałem twoją panienkę


Tony: Licz się ze słowami!


Będzie bardziej ostrożna i szybko stracisz jej zaufanie


Tony: Dlaczego mi to mówisz?


Bo pomyślałem, by dla brata nie ryzykować, więc zostań w moim ciele. Nie odbiorę twojej pamięci i pomogę w twoim planie


Tony: Gdzie jest haczyk?


Nie ma
Tony: Jak to nie ma?


Dobra. Masz mnie. Haczyk jest maleńki


Tony: A jednak


Słuchaj. Robię to tylko dlatego, żeby nie stracić Grega. Bardzo mi na nim zależy


Tony: Wiem coś o tym. Zawsze martwiłem się o Rhodey'go, a on o mnie... Przepraszam, że się tak na ciebie wkurzyłem, ale naprawdę chcę wyznać Pep, co do niej czuję


Teraz to wiem. Widzę, że bardzo się starasz, dlatego będę twoim doradcą w sprawach sercowych


Tony: Nie przeginaj


Hahaha! Pogadamy jutro. Jesteś zmęczony i lepiej oszczędzaj swoje ciało. Powiem ci tak, Tony. Miałem takie dni, że nie mogłem wstać z łóżka, więc oszczędzaj się


Tony: Czy mogę o coś zapytać?


Pytaj
Tony: Miałeś kiedyś dziewczynę?


Każdy kiedyś się zakochał


Uśmiechnął się i znowu zamilkł. Zrobiłem, jak powiedział. Zamknąłem komputer, kładąc się do łóżka. Dziwne, że zgodził się tak szybko zmienić swoje nastawienie do mnie. Robił to dla brata. Przynajmniej nie był bez serca. Powoli zamykałem oczy, zasypiając.

III: Bolesna pomyłka

0 | Skomentuj
**Tony**


Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zawsze olśniewała taką pięknością, ale dziś wyglądała wyjątkowo. Skupiałem się tylko na jej twarzy, a ona prowadziła mnie do kawiarni. Na mieście już nie były słyszalne odgłosy walki. Dość szybko sobie z nim poradził. Na chwilę spojrzałem w niebo, widząc, jak coś leci z prędkością światła. Rozpoznałem zbroję War Machine. Pepper też musiała dostrzec niewielki jasny punkt na niebie, który w mgnieniu oka zniknął.


Tony: Nie brakuje ci latania w zbroi?
Pepper: A co? Taka dobra byłam w walce?
Tony: Byłaś Rescue i teraz nią nie jesteś. Dlaczego?


Zadałem tak idiotyczne pytanie, że wyobraziłem sobie, jak ktoś nade mną stoi i wali młotkiem za głupotę.


Pepper: Czy naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: Głupia ciekawość


Ech! No i znowu zaliczyłem kolejną wtopę. Jeszcze jeden raz i nie wyduszę z siebie ani jednego słowa. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, zamówiliśmy rogaliki z nadzieniem waniliowym, a do tego kawę. Usiedliśmy przy oknie. Lepiej czasem odwrócić głowę, by nie spalić buraka ze wstydu lub wyjścia na idiotę w miejscu publicznym.
Kelnerka podała nam zamówienie. Zaczęliśmy od jedzenia smakołyku. Całkiem dobre. Dawno nic nie miałem w ustach.


Pepper: Smakuje?
Tony: I to jeszcze jak. Mmm... Naprawdę wyśmienite
Pepper: Cieszę się. To akurat moja ulubiona kawiarnia, gdzie przychodzę z tatą, gdy nie jest zajęty swoją pracą
Tony: Rozumiem... Moi rodzice wyjechali i wciąż nie mam z nimi kontaktu


Naprawdę? Och! Musiałem powiedzieć takie kłamstwo na głos. Świetnie. Po prostu świetnie.


Pepper: Przykro mi
Tony: A nie powinno, bo i tak bez nich sobie radzę
Pepper: Możliwe


Nagle poczułem się dziwnie. Poczułem ból w klatce piersiowej. Coś było nie tak. A może? Niemożliwe. Ignorowałem silny ucisk, skupiając się na dziewczynie. Chciałem dowiedzieć się, czy ma zamiar wrócić do roli Rescue.


Pepper: Wszystko w porządku?
Tony: Tak, tak. Nie martw się... Wiem, że nie powinienem pytać o takie rzeczy, ale chcesz kiedyś ponownie zawalczyć?
Pepper: Nie wiem, bo... Ty nie wiesz, co musiałam przeżyć! Nie wiesz, jak bardzo się źle czuję każdego dnia! Codziennie przypominam sobie na nowo inwazję! Nie wiesz, jak to jest stracić kogoś!
Tony: Uwierz mi... ale... wiem
Pepper: Toby?


Znowu ten sam ból, aż nie mogłem nabrać powietrza do płuc. Co się dzieje?


Tony: Przepraszam... Nie powinienem... pytać
Pepper: To nie twoja wina... Ja... Ja nie chciałam


Wstała od stołu i pobiegła do łazienki. Zachowałem się okropnie. Przecież znam prawdę, więc po co pytam? Przeze mnie znowu przeżywa tę bitwę na nowo. Chciałem pójść ją przeprosić. Wstałem od stołu, lecz czułem się coraz gorzej. Chwyciłem się za klatkę piersiową, ściskając mocno koszulkę. Nie byłem w stanie nawet ustać na nogach. Świat zaczął się kołysać, aż straciłem równowagę, padając na podłogę. Przez kilka sekund widziałem czyjąś twarz. Coś mówiła do mnie, ale niezbyt słyszałem. Pogrążyłem się w ciemności.


**Pepper**


Dlaczego musiał mnie o to zapytać? Ciągle muszę znosić ten ciężar z Rhodey'm, bo uciekliśmy z miejsca walki. Mogłam nie posłuchać Tony'ego i razem z nim walczyć przeciwko Overlordowi. Niestety, ale Mandaryn nie dał zbyt wiele czasu do namysłu, teleportując nas z dala od Statku Matki. Nie chciałam się rozklejać przy nowo poznanej osobie.
Gdy wytarłam łzy z policzków, usłyszałam jakieś zamieszanie. Ktoś zemdlał? Nie oddycha? O kim oni mówią? Wybiegłam z łazienki, natrafiając na samych gapiów. Tylko jedna osoba sprawdzała, czy żył. Podeszłam bliżej, przechodząc przez tłum. Toby? A tak mówił, że nic mu nie jest. Swoim zachowaniem trochę przypominał mojego zmarłego przyjaciela, którego kochałam. Tak. Zakochałam się w nim, lecz nie zdążyłam powiedzieć tego wyznania na czas.


Pepper: Toby, słyszysz mnie?


Uklękłam przy chłopaku, sprawdzając puls na nadgarstku. Słaby. Z oddechem różniła się sytuacja, bo w ogóle nie oddychał. Byłam przerażona. Od razu zadzwoniłam po pogotowie. Nie wiedziałam, co mówić. Powiedziałam tylko, co sama zauważyłam. Zemdlał i nie oddychał. Poinstruował mnie, jak przywrócić krążenie, a zespół ratowników już został wysłany na miejsce zdarzenia.
Po rozłączeniu się z dyspozytorem, rozpoczęłam uciskanie klatki piersiowej. Nie miałam zbyt wiele siły, lecz ktoś zgodził się mi pomóc. Jedna seria i zrobiłam zmianę. Puls nadal był ledwo odczuwalny. Kelnerka kazała wrócić gapiom na swoje miejsca, jeśli nie mają zamiaru pomóc.
Nagle usłyszałam dźwięk karetki na sygnale. Sanitariusze wraz z lekarzem weszli do kawiarni. Jeden z nich zamienił się, kontynuując poprzednią czynność. Odsunęłam się, by dać im działać. Podwinęli bluzkę, sprawdzając jakieś odczyty przez maszynę. Najgorsze, co mogłam usłyszeć, to jedno słowo.


Lekarz: Umiera
Pepper: Jak? Przecież nic się nie działo
Lekarz: Spokojnie. Zaraz temu zaradzimy. Ładuj łyżki
Sanitariusz: Załadowane
Lekarz: Odsunąć się! Strzelam!


Cofnęłam się kilka kroków dalej. Nastąpiło jedno uderzenie, które nie poprawiło stanu chorego. Mogłam go nazwać chorym, skoro ledwo znam jego imię? Musiał coś ukrywać. Może był uczulony na jakiś składnik. Zaczęłam obwiniać się, że to moja wina i musi walczyć o życie.


Lekarz: Podaj admiodaron
Sanitariusz: Podałem
Lekarz: Dobra... Mamy go, a teraz weźcie chłopaka do karetki
Pepper: Mogę jechać z wami?
Lekarz: Znacie się?
Pepper: Myślę, że... to moja wina i czuję się za niego odpowiedzialna. Nie ma kontaktu z rodziną, więc chciałabym jakoś mu pomóc
Lekarz: Hmm... W porządku, ale nie wiesz przypadkiem, czy nie wziął czegoś szkodliwego?
Pepper: Jedliśmy jedynie rogaliki
Lekarz: Jest na coś uczulony? Choruje na coś przewlekle?
Pepper: Nie, nie. Nic mi takiego nie mówił
Lekarz: W szpitalu dowiemy się wszystkiego


Wsiadłam razem z nimi do karetki, przyglądając się Toby'emu. Był blady, a jego serce ledwo zaczęło na nowo pracować, lecz coś znowu się psuło. To mi przypominało, jak Tony miał kiedyś chore serce po wypadku. Musiał na siebie uważać, ale i tak ryzykował, walcząc jako Iron Man. Tak bardzo mi go brak.
Lekarz zrobił EKG, sprawdzając pracę organu. Czy naprawdę było z nim, aż tak źle?


Sanitariusz: Asystolia
Lekarz: Niedobrze. Podaj adrenalinę
Sanitariusz: Podałem
Pepper: Doktorze, co się z nim dzieje?
Lekarz: Jest chory na serce i bez odpowiednich leków nie przeżyje nawet doby
Pepper: Czy... Czy to zatrucie?
Lekarz: Raczej nie. Mam pewne podejrzenia, lecz muszę się skonsultować z kardiologiem. Spokojnie. Będzie żył... Jak sytuacja?
Sanitariusz: Oddycha samodzielnie. Wszelkie parametry prawidłowe
Lekarz: No i po krzyku


Odetchnęłam z ulgą, choć strach nadal chciał się obudzić. Nie panikowałam. Starałam się zachować spokój.
Po upływie piętnastu minut znaleźliśmy się w szpitalu. Od razu zabrali go na salę obserwacji. Musiałam czekać przed salą. Liczyłam na to, że jeszcze się kiedyś ponownie zobaczymy.
Nagle usłyszałam, jak dzwoni mój telefon. Rhodey? Chyba skończył walkę. Postanowiłam odebrać. Nie mówiłam mu, gdzie byłam. Nie musiał wszystkiego wiedzieć.


Pepper: Chyba był zbyt łatwy dla ciebie
Rhodey: Oj! Z War Machine niech lepiej nie zadziera. Heh! Szkoda, że mi nie towarzyszysz w misjach
Pepper: Znasz powód
Rhodey: Pepper, musimy o tym zapomnieć. Cokolwiek byś zrobiła, nie przywrócisz Tony'emu życia. On umarł. Pogódź się z tym. Niech odejdzie
Pepper: Jak możesz tak mówić?! Był twoim bratem! Chciałeś jego śmierci?!
Rhodey: Co?! Nie! Nie chciałem. Po prostu mówię, że potrzebujemy zacząć od nowa nasze życia. Poukładać je tak, aby nam pasowało. Wiem, że to trudne
Pepper: Za trudne!
Rhodey: Ty płaczesz?
Pepper: Cieszę się, że nic ci nie jest, ale nie wspominaj mi o tej walce, dobra? Muszę kończyć. Mam coś ważnego na głowie
Rhodey: Przepraszam... Kiedy wpadniesz do zbrojowni?
Pepper: Nigdy


Natychmiast wyłączyłam komórkę, by nikt się do mnie nie dobijał. Ojciec zrobi za to awanturę, ale no trudno. Nie zawsze muszę mieć ochotę na zwykłą rozmowę. Nie rozumieli, co czułam. Nie znali tych uczuć, bo gdyby je odkryli, wiedzieliby, jak trudno jest zapomnieć.


~*Godzinę później*~


**Tony**


Obudziłem się w sali z białymi ścianami. To kojarzyło się z dwoma miejscami. Szpital zwykły lub ten dla obłąkanych. W skrócie? Byłem zagubiony. Nie miałem bladego pojęcia, co się zdarzyło. Słyszałem jedynie pikanie monitora nade mną. Miałem jakieś kable przyczepione do klatki piersiowej, a mężczyzna ubrany w biały fartuch wyglądał na lekarza. Mrugnąłem kilka razy, by dostrzec coś znajomego. Brakowało wskazówek, odpowiedzi.


Kardiolog: Witaj. Jak się czujesz?
Tony: Jak ja się tu znalazłem?
Kardiolog: Doznałeś ataku serca, ale w porę została udzielona pomoc... Powiedz mi, czy chorujesz na coś przewlekle?
Tony: Nie rozumiem
Kardiolog: Czy od pewnego czasu coś się zmieniło?
Tony: Ech! Nadal nie pojmuję. O co chodzi? Przecież jestem zdrowy
Kardiolog: Jesteś chory na kardiomiopatię
Tony: Co?!
Kardiolog: Powinieneś brać leki, które powinny niwelować objawy, więc przepiszę ci je, ale poza tym, zero wysiłku
Tony: Jak to kardiomiopatia? To znaczy, że...
Kardiolog: Masz chore serce
Tony: Nie! Nie! To niemożliwe! Nie mogłem się pomylić!


Byłem w szoku. Coś tu nie pasowało do reszty. Przecież sprawdzałem czyje biorę ciało. Nie ma mowy o pomyłce.


Tony: To chyba jakiś żart
Kardiolog: Nie mylę się, a wynik EKG potwierdza twoją przypadłość. Na razie odpoczywaj i niczym się nie przejmuj
Tony: Jak do tego doszło?
Kardiolog: Choroba genetyczna. Mógł ktoś z twojej rodziny na to chorować
Tony: Nie! Nie! Proszę! To musi być pomyłka! To musi być...
Kardiolog: Spokojnie. Taka jest diagnoza, ale mogę dla pewności zrobić inne badania, choć jestem pewny, że masz kardiomiopatię
Tony: Nikt u mnie na to nie chorował! Pan musiał coś źle przeczytać! To nie jest możliwe! Proszę mnie wypisać do domu!
Kardiolog: Mógłbym to zrobić, ale nie mogę. W obecnym stanie musisz odpoczywać
Tony: Nie... mogę... odpoczywać
Kardiolog: Podam ci coś na uspokojenie, bo nie powinieneś się denerwować. Wolałbym, żebyś z własnej winy nie doprowadził się do gorszego stanu


Poczułem się senny, co pewnie było spowodowane podanym specyfikiem. Moje ciało od początku nie wyglądało na mocne. Myślałem, że to normalne po wejściu w ledwo umarłą postać. Zanim zdecydowałem się na swój plan, sprawdziłem każdy szczegół, co do joty, żeby niczego nie zwalić. Dwóch braci miało wypadek. Oboje oberwali i miałem wejść w tego, który szybciej umrze. Wybrałem Toby'ego, bo ten drugi poza złamaniem żeber oraz lewej nogi, trzymał się na chodzie. Jakim cudem pomyliłem ciała? A może wszedłem wtedy do złej sali? Brawo! Skazałem siebie na szybszą śmierć. Czas się skrócił, więc pewnie wspomnienia też szybko stracę. Musiałem przyspieszyć z etapami planu.


**Pepper**


Lekarz w końcu udzielił mi jakiś informacji. Może nie byłam z rodziny, ale wiedział, że martwiłam się o kolegę. Nie byłam w stanie o nic zapytać, lecz sam skłonił się do składania wyjaśnień.


Kardiolog: Sytuacja opanowana i na razie zasnął. Nie może się denerwować i musi unikać wysiłku
Pepper: Czyli już nic mu nie grozi?
Kardiolog: Na razie nie, choć musi sobie poradzić z chorym sercem... Czy masz numer do jego rodziców? Powinni wiedzieć, co się z nim dzieje
Pepper: Nie mam, a on nie utrzymuje kontaktu. Są za granicą
Kardiolog: Hmm... Jest pełnoletni, więc nie muszę ich prosić o zgodę na leczenie
Pepper: Mogę wejść do niego?
Kardiolog: Pozwalam, ale gdyby się obudził, po żadnym pozorem nie próbuj go denerwować
Pepper: Dobrze


Weszłam do sali, gdzie chłopak leżał na łóżku. Spał, oddychając spokojnie. Narobił takiego stracha i Tony za coś takiego oberwałby porządnie w pysk. Jego na szczęście nic takiego nie czeka. Patrzyłam tak nie niego, przypominając, jak po walce z Whiplashem, mój przyjaciel walczył, by przeżyć. Wtedy dr Yinsen zoperował go, naprawiając implant. Toby na niego nie może liczyć, ale są też inni lekarze, co też pomogą w jego chorobie. No nic. Musiałam poczekać, aż się obudzi. Powinien usłyszeć ode mnie jedno, ale dość kluczowe słowo. Przepraszam.
© Mrs Black | WS X X X