Rozdział 15: Obserwator

10 | Skomentuj

--*Pepper*--

Pancerz był sprawny i szybko nie zużywał energii. Ulżyło mi, że nikt nie zginął. W sumie byłam jedyną pasażerką tego samolotu.
Chciałam zadzwonić do chłopaków, ale linia była zajęta.

-Komputerze. Jak daleko jest do Nowego Jorku?

<<Za trzy godziny zbroja będzie w mieście >>

-Czy zbroja ma jakieś uszkodzenia?

<<Skanuję...>>

<<Brak uszkodzeń>>

-Całe szczęście. Włącz tryb maskujący

<<Ostrzeżenie. Ten tryb zużywa wiele energii >>

-To nieistotne. Nie chcę być zestrzelona. Włącz ten tryb!- rozkazałam zbroi

Duch mógł mnie namierzyć i nie mogłam na to pozwolić. Chcę wrócić do domu w jednym kawałku.
Po minionych godzinach byłam w zbrojowni. Dziwne było to, że nie zastałam bałaganu. Zwykle tego mogłam się po nich spodziewać. A może jeszcze są w szpitalu? Pójdę ich odwiedzić, ale najpierw muszę spotkać się z Bobbie. Pewnie czeka na mnie w domu.
Pojechałam taksówką pod mój dom, gdzie już czekała na mnie.

-Długo tu stoisz?

-Niekoniecznie. Z godzinkę na pewno- uśmiechnęła się Bobbie

Otworzyłam drzwi i zaniosłam walizki do pokoju.

-Pomogę ci-wyręczyła mnie, biorąc ciężką walizkę, której sama nie potrafiłam zanieść

Dość szybko uporałyśmy się z ciężarem. Odstawiłyśmy je obok szafy. Później chciałam się zająć rozpakowywaniem rzeczy.

-Jak ci minął lot?- spytała

-Super. Prawie zginęłam, ale to nic- odparłam z ironią

-Jak to prawie?

Musiałam komuś to powiedzieć. Musiałam z kimś się tym podzielić.

-Znasz może Ducha?- spytałam z ciekawością

-Tak, ten dupek, co zrobi wszystko dla pieniędzy. Znam go, ale wolałabym go nigdy nie poznawać. Z nim są same kłopoty. Czemu uwziął się na tobie?- wyjaśniła, pytając

-On chce zabić Tony'ego, a moja śmierć najlepsza, by go wykończyć. Jest bardzo nerwowy, a z chorym sercem łatwo go wprowadzić do grobu- byłam wściekła

-A to pluskwa. Ducha nie łatwo jest zabić, ale jakoś go śmierć nie ominie- zaczęła coś planować Bobbie

-Muszę zobaczyć się z Tony'm. Zaprowadzisz mnie do niego?- poprosiłam ją

-Dobrze, ale nie zdenerwuj się tym, co zobaczysz- ostrzegła mnie, a jej głos był niepewny


Rozdział 14: Niewidzialny, nieprzewidywalny

8 | Skomentuj


Lekarka przedstawiła się jako Victoria Bernes. To ona ma się mną opiekować. Ho ją o to poprosił. Tylko nie jest za młoda na bycie lekarzem? O dziwo ma tyle samo doświadczenia, co miał dr Yinsen, nim ktoś go zabił.
Dowiem się, kto to zrobił, a śmierć Whitney nie pójdzie w zapomnienie.

-No to wszystkie parametry masz w normie. Jest szansa, że za tydzień opuścisz szpital. Czy nic cię nie boli?- pocieszyła mnie, ale później spojrzała niepewnie na implant

-Trochę, jak próbuję się ruszyć

-Nie dziwię się. Prawie miałeś złamane żebra, ale na szczęście skończyło się na niegroźnym stłuczeniu- wyjaśniła lekarka

-A nie mogę wyjść już jutro?- prosiłem, bo chciałem być, jak najszybciej w domu

-Wiedziałam, że tak będzie. Ho mi tyle razy mówił, jaki ty jesteś niecierpliwy. Zrobimy tak, Tony. Jeśli jutro nie będzie nic się działo i będziesz w stanie chodzić bez problemu, wypiszę cię ze szpitala- rzuciła propozycję

To mnie zaciekawiło. Jest szansa, że szybciej wrócę. Teraz nic mi nie może przeszkodzić.

-Zgadzam się, ale bez przekrętów

-Bez przekrętów- zaśmiała się

To było dosyć proste. Czułem się coraz lepiej, więc mogłem w spokoju zadzwonić do Pepper. Bardzo za nią tęsknię. Ciekawe, jak jej poszło na szkoleniu?
Wziąłem telefon i wybrałem numer do Pepper.

-Już chcesz do niej dzwonić?- spytał się Rhodey

-Tak. Powinienem już to dawno zrobić

-Ach, romantyk- zakpił ze mnie

-Rhodey, wystarczy

Czekałem, aż odbierze, ale nie mogłem się połączyć. Znowu go wyłączyła?

-Nie odbiera. To dziwne- zmartwiłem się tym

-Może jest zajęta. Pewnie ma treningi

-Dobra, nie tłumacz jej. Zadzwonię później- odłożyłem telefon na stół

To nie było normalne, że miała wyłączony telefon. Ona nigdy go nie wyłącza, tylko w przypadku samolotu jest do tego zmuszona. Coś jest nie tak. Za bardzo się o nią martwię, a Rhodey nie brzmi zbyt pewnie. Coś ukrywa.

-A nie rozmawiałeś z nią ostatnio? Nie mówiła ci czegoś ?- zacząłem się zastanawiać, czy moje przeczucia są prawdziwe

-Mówiłem jej o wypadku i, że ma skupić się na treningach. To wszystko- powiedział ze zdenerwowaniem

-Rhodey, co ty ukrywasz?- przejrzałem go na wylot, że coś zataił przede mną








Wszystko miałam spakowane. Sprawdziłam, czy zabrałam każdą walizkę i plecak z Rescue. Gdy się okazało, że mam wszystko, wyszłam z pokoju.
Zanim miałam wrócić do domu, postanowiłam pożegnać się z moją mentorką. Mimo oblanego egzaminu, wiele mnie nauczyła. Na pewno te treningi nie pójdą w las.
Ostrożnie zapukałam do jej drzwi i chwyciłam za klamkę. Oczywiście zastałam ją przy biurku, jak popijała kawę.

-Witaj, Pepper. Co cię do mnie sprowadza?

-Przyszłam się pożegnać. Dziękuję za wszystko- podziękowałam, salutując

-Ja również ci dziękuję. Byłaś jedną z tych, które dały łatwo za wygraną. Życzę ci powodzenia- wstała od biurka i podeszła do mnie, podając mi rękę

-Dziękuję, agentko Hill- odwzajemniłam gest

-Pamiętaj, że zawsze możesz poprawić test. Wróć, jak będziesz gotowa- zasugerowała

- Dobrze. Do widzenia- przytaknęłam głową

-Do widzenia

Wyjechałam z bazy po następnych godzinach na lotnisko. Myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Mam nadzieję, że wszystko z nimi dobrze, choć z moim chłopakiem to nigdy nic nie wiadomo.
Weszłam na pokład samolotu, odkładając walizki do specjalnego pomieszczenia. Usiadłam w fotelu, zapięłam pasy i trzymałam blisko siebie zbroję.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko znalazłam się w powietrzu.

-To będzie kolejny, długi lot- pomyślałam, patrząc przez okno

Telefon miałam wyłączony, by nie przeszkadzał w trakcie lotu. Zasady i takie tam.
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę się z chłopakami. Pośmiejemy się razem i pogadamy. Bez żadnych zmartwień, że Duch coś nam zrobi. Szybko zmorzył mnie sen i zasnęłam. Czułam, jak samolot wysoko się unosi. Był spokój, który zagłuszył hałas zepsutego silnika. Potem słyszałam tykanie zegara.
Gdy otworzyłam oczy, dźwięk stawał się głośniejszy, a tykanie dochodziło z kabiny.

-Co jest?- zadałam sobie pytanie i wzięłam ze sobą Rescue

Gdy podeszłam do kabiny, znalazłam w niej sporą ilość ładunku wybuchowego. Jedna wielka bomba!
Przetarłam oczy, by wiedzieć, czy to nie jest złudzenie. Po chwili usłyszałam znajomy szept.

-Zginiesz tak samo, jak on powinien skończyć

I nagle nastąpił wybuch. Biegłam, co sił, by nie trafiła mnie fala wybuchu.
Zeskoczyłam z samolotu i spadając próbowałam założyć zbroję.

-No dalej, dalej

Za mną leciały kawałki samolotu. Mocny huk i po latającym obiekcie nie było śladu. Dobrze, że tylko ja tam byłam i nikt nie zginął. Fala eksplozji wyrzuciła mnie prosto do morza, ale w porę uruchomił się pancerz i wyleciałam do Nowego Jorku.

-Mam już dość, Duch!- przeklnęłam pod nosem


Rozdział 13: Z tarczą lub na tarczy

4 | Skomentuj

Trwały godzinne narady. Bałam się, co mi powiedzą. Zacierałam nerwowo ręce, rozglądając się po każdej stronie. Każdy z kadetów czekał na oficjalne wyniki.

 -Nie masz się czym denerwować. Widziałam, jak ci poszło. Byłaś świetna- pochwaliła mnie jedna z kadetek

 -Dzięki, ale ty byłaś lepsza. Bez problemu złożyłaś broń

 -Za to fatalnie mi poszło w walce

 -Jakoś to będzie- podeszłam do tablicy wyników

 Mieliśmy już wywieszoną listę, kto zdał lub oblał egzaminy. Lista była podzielona na oddziały: strateg, bioinżynier, snajper i medyk. Długo szukałam swojego nazwiska, aż po pięciu minutach znalazłam się po stronie oblanych. Jak to się stało? Właśnie podeszła do mnie agentka Hill. Była również zaskoczona wynikami.

 -Przecież, ja tylko...- nie dokończyłam, bo nie byłam w stanie

 -Może to jest pomyłka. Zapytam się generała. Poczekaj tu- poprosiła

 Patrzyłam na nią, jak rozmawia z Fury'm. Wciąż nie mogłam uwierzyć w wyniki. Przecież, ja tylko nie zdałam składania broni. Aż tak ważne było zdać każdy element egzaminu? Jestem beznadziejna. Przestałam się dobijać bardziej, gdy agentka miała już informacje.

 -Powiedz mi, że to pomyłka. Pomylił się, tak?- wciąż liczyłam na to, że zdałam

 Przez chwilę milczała, ale potem w końcu coś powiedziała. 

-To nie jest pomyłka. Przykro mi

 Wybiegłam z płaczem do łazienki. Było mi wstyd pokazywać się w domu. Niespodziewanie ktoś do mnie zadzwonił. Znowu Duch? Odebrałam, włączając zegarek. Teraz nie popełnię tego błędu. Usłyszałam głos Bobbie. Zupełnie o tym zapomniałam, że poprosiłam ją o śledzenie Tony'ego. Może wie coś więcej, co Rhodey ukrywa. Chwila. Ona nie zna ich tożsamości.

 -Bobbie, to ty?- chciałam się upewnić, że z nią rozmawiam

 -Tak, to ja. Mam do ciebie informacje. Pepper, słyszysz?

 -Tak, tak. Mów- otarłam policzki z łez

 -Jestem w szpitalu, gdzie on leży. Jakiś wariat z biczami podłożył mu ładunki i wleciał do wody

 -A co z nim? Żyje?- chciałam wiedzieć, czy Rhodey nie kłamał

 -Tak, wygląda dobrze. Jednak coś nie bardzo cię to interesuje. Pepper, co cię trapi?- spytała zmartwiona

 I co? Mam jej powiedzieć prawdę? Zresztą, nie potrafię kłamać. Powiem jej, ale Tony się o tym nie dowie.

 -Oblałam egzamin przez składanie broni- prawie krzyknęłam do słuchawki










Ktoś coś do mnie krzyczał, ale czułem, jak moje płuca chciały eksplodować. Czułem, jak dusiłem się. Jestem pod wodą?

 -Tony, otrząśnij się. Nie jesteś pod wodą! Jesteś w szpitalu!

 Rhodey? Tak, to on krzyczy. Nie mógłbym usłyszeć go, jakbym tonął. Chwila, coś sobie przypominam. Whiplash i jego bomby, a potem czyjaś dłoń, wyciągnięta mi na pomoc.
Powoli się uspokajałem. Widziałem biel ścian i niebieską lampę nade mną, a obok mnie siedział Rhodey. Jestem w szpitalu. Czyli nie umarłem. 

-Puls się stabilizuje. Wrócił- powiedziała lekarka

 Zrobiłem się senny i zasnąłem. Panika zniknęła. Dzięki, Rhodey. Gdyby nie ty, nie otrząsnąłbym się z tego koszmaru.

 ---Następnego dnia---

 Obudziło mnie oślepiające światło. Rhodey spał na krześle. Doceniam to, ile dla mnie zrobił. To on mnie uratował tak, jak zawsze.

 -No pięknie. Jestem w szpitalu!- otrząsnąłem się

 Niestety swoim krzykiem obudziłem Rhodey'go.

 -Tony, jak dobrze cię słyszeć- ucieszył się na mój widok

 -Znowu mnie uratowałeś. Dziękuję- byłem bardzo wdzięczny za to, że mnie ocalił przed śmiercią

 -Od tego przecież jestem. Nie martw się. Whiplash już nie wróci

 -O czym ty mówisz?- byłem w szoku, ale zdziwić się miałem jeszcze bardziej

 -Zabiłem go za to, co on ci zrobił, za ojca Pepper i za wszystkie krzywdy, które nam wyrządził- wytłumaczył się Rhodey

 Nie wierzę. Definitywnie z nim skończył?

 -A jeśli wróci?- miałem obawy

 -Nie wróci. Oberwałem mu głowę i wrzuciłem do morza. Nie żałuję tego. Zasłużył sobie na to 

-Rhodey, ja ciebie nie poznaję. Ty nigdy byś tego nie zrobił

 -Byłem wściekły i przerażony tym, że cię prawie zabił. Musiałem z nim skończyć. Musiałem- zacisnął pięści

 -Dobrze zrobiłeś. A co z Blizzardem?

 Skoro Whiplasha załatwił, to może Blizzard też nie będzie sprawiał problemów? Nie, to niemożliwe. On uciekł, gdy zasypała się baza na Arktyce.

 -Nie było go. Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?

 -Dobrze, ale nie rozumiem jednej rzeczy. Powinienem być martwy. Komu powinienem być jeszcze wdzięczny?- zacząłem się zastanawiać

 Do naszej rozmowy wtrąciła się jakaś lekarka. Poznałem po fartuchu, ale wyglądała zbyt młodo na lekarza.

 -Widzę, że doszedłeś do siebie. Nie było łatwo, ale udało się- uśmiechnęła się, spoglądając na monitor

Rozdział 12: Ostatnia wola cz. 2 Walka o wszystko i o nic

10 | Skomentuj


Pepper zawsze mogła liczyć na moje wsparcie. Chcę, by zdała ten egzamin na agentkę SHIELD. Wiem, ile to dla niej znaczy i nie mogę pozwolić na to, by przez zamartwianie się o swojego chłopaka nie zaliczyła testu.
Kiedy chciałem już rozłączyć połączenie, w ostatniej chwili Pepper coś powiedziała.

-Rhodey, mam jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś tylko namierzyć Ducha?- poprosiła płaczliwym głosem

Dziwna prośba, jak na nią. Coś musiało się jej przydarzyć, skoro chce go znaleźć.

-Nigdzie nie lecisz, Pepper. Co tak ci zależy na nim?- chciałem znać przyczynę jej zachowania

-Ktoś mi wysyła pogróżki. Podejrzewałam Whitney, ale skoro nie żyje, to musi być Duch za to odpowiedzialny

Zagięło mnie dosłownie. Ktoś jej grozi? Niedobrze. Nie mogę powiedzieć tego Tony'emu. To mu zaszkodzi. I jeszcze może przeżyć ten szok po przebudzeniu. Lepiej podaruję mu tego.

-Ok. Znajdę go, ale nic nie rób na własną rękę

-Dobrze- obiecała Pepper

-Uważaj na siebie. Jeśli znowu dostaniesz pogróżkę, napisz mi o której to było godzinie. Komputer automatycznie zmieni czas i, jak są wysyłane o regularnej godzinie, łatwo zlokalizujemy twojego szantażystę

-Dzięki, Rhodey. Trzymaj się- pożegnała się

-Pa- rozłączyłem połączenie

Fatalnie. Najpierw ta walka na Arktyce, a teraz te pogróżki do Pepper? Co jeszcze będzie?
Usiadłem na krześle znów, przysypiając. Moje ciało żądało spoczynku, ale nie mogłem zapaść w sen, kiedy Tony jest nieprzytomny.

-Dobrze się czujesz?- podeszła do mnie lekarka

-Tak, w porządku. Tylko jestem zmęczony. Może mnie pani zaprowadzić do Tony'ego?-  poprosiłem, powstrzymując ziewanie

-Mogę, ale powinieneś wrócić do domu

-Chcę być przy nim. W razie, gdyby się obudził i nastąpiłby ten szok o którym pani mówiła- nalegałem

-Rhodey, mam 20 lat. Mów mi po imieniu. Gdy ktoś mi mówi "pani", to czuję się stara

-No dobrze, Viktorio

-Tak lepiej- uśmiechnęła się i poszedłem za nią

Mijałem kilka sal, gdzie leżeli agenci FBI. Ojciec Pepper rozmawiał z jakimś lekarzem. Trzeba naprawić komputer, by reagować na takie zagrożenie.
Następne drzwi były od OIOMu. Tam zauważyłem, jak Tony leżał przypięty do aparatury medycznej. Był blady, a ręce miał w bandażach. Na monitorze widziałem, jak jego serce ledwo bije. To cud, że żyje.

-Mogę tam wejść?- spytałem o pozwolenie

-Tylko mi nie zaśnij. Gdyby coś się działo, lub obudziłby się, zawołaj mnie- poprosiła Viktoria








Jak to dobrze, że nie zostałam z tym sama. Trochę mi ulżyło, gdy powiedziałam o tym Rhodey'mu. Jednak dziwne, że Whitney nie żyje. Czy to wszystko jest powiązane ze śmiercią lekarza? A jeśli tak, to kto w końcu jest temu winien?
Już chciałam zasnąć, ale alarm się odezwał. I bądź tu nie ziewaj. Nie mają, kiedy robić te fałszywe sygnały o zagrożeniu. Opuściłam pokój i trafiłam do głównego holu.

-Wszyscy na czas. Dobra robota, kadeci. Jutro wasz ostatni dzień. Bądźcie gotowi na test, który pokaże, czy warto dać wam odznakę- oznajmił agent, chowając licznik do kieszeni

-Jak to jutro? Nie za wcześnie?- byłam skołowana

-Dasz radę- wspierała mnie mentorka

Zmęczona padłam na łóżko. Jednak to nie był koniec. Znowu zdarzyło się coś niepokojącego. Ktoś do mnie zadzwonił. W słuchawce usłyszałam znajomy mi głos, tylko zniekształcony.

-Teraz twoja kolej

Nastąpił szum. Mogę dać sobie rękę uciąć, że to był Duch. Jeszcze mu mało?

Rhodey się tym zajmie. Muszę przestać się martwić. Skoro jutro mam podejść do egzaminu, muszę być przygotowana do perfekcji. Wyłączyłam telefon i zasnęłam.

---Następnego dnia---

Stawiłam się w centrali przygotowana do egzaminu. Denerwowałam się, jak nigdy. Nie chciałam tego oblać. Chciałam, by mój ojciec był ze mnie dumny.

-Dziś jest wasz wyjątkowy dzień. Jedni staną w szeregach SHIELD, a pozostali odejdą z honorem. Powiem tylko, że życzę wam powodzenia, kadeci. I zapamiętajcie jedno: nie poddawajcie się, jesli dziś wam nie wyjdzie. Do dzieła- wygłosił mowę generał Fury

No to roboty. Jakoś to będzie. To mój dzień i moja walka. Robię to dla ciebie, tato.
W pierwszej kolejności mieliśmy walkę wręcz. Przebrałam się do stroju treningowego, zakładając dodatkowo rękawice. Zajęłam pozycję i próbowałam przypomnieć, co mi mówiła zwykle agentka Hill.
Bez problemu położyłam kobietę na materac, stosując chwyt, którego się nauczyłam.

-Wygrywa Patricia Potts- ogłosiła jedna z agentek

Była uderzająco podobna do Czarnej Wdowy. Chwila, moment. To przecież ona. Nie wierzę. To ona też będzie mnie oceniać? Stres mnie zżera. I jak ja mam to zdać?
Kolejną konkurencją było składanie broni. Wszyscy w mig ukończyli układankę. A ja nadal nie umiałam tego złożyć. Agentka Hill prosiła o dodanie mi czasu, ale i tak przegrałam. Po minach egzaminujących widziałam, że poszło mi fatalnie.

-To nie koniec świata. Jeszcze tylko jedna sprawność- próbowałam się uspokoić

Strzelanie do tarczy było ostatnim zadaniem do zdobycia odznaki. Dzięki wcześniejszej determinacji na strzelnicy, bezbłędnie trafiłam w cel. Powtórzyłam to z trzy razy, by pokazać, że to nie było przypadkowo.








Siedziałem przy Tony'm. Bałem się o niego i również o Pepper. Teraz to głównym zagrożeniem jest Duch. Trzeba się go pozbyć.
Do sali wszedł ojciec Pepper. Nie musiał tu przychodzić. Niech zajmie się swoimi agentami. W dodatku muszę przy nim ukrywać tę sprawę z pogróżkami. Tego nie może się dowiedzieć. Od razu ją odeśle do domu, nim zda egzamin.

-W porządku ?- spytał, patrząc na monitor

-Tak. Co z agentami?- byłem ciekaw, czy wielkie odnieśli rany

-W miarę stabilnie. Dwóch ma rozległe poparzenia,a reszta kilka ran na głowie i brzuchu- podsumował Virgil

-Przynajmniej wiadomo, że żyją- wciąż siedziałem zmartwiony przy łóżku Tony'ego

-Rhodey, będzie dobrze. Wygrzebie się z tego. Przeżył wypadek, to przeżyje teraz- podniósł mnie na duchu

-Mam taką nadzieję

-Trzymaj się młody. Idę zobaczyć, co z tymi agentami. Dobranoc- i wyszedł z sali

Uf. Mało brakowało, a przejrzałby mnie na wylot, jak ostatnio. Ciężko mi jest okłamywać dla czyjegoś dobra. Nie będę nikogo martwił. Skończę z Duchem, jak Tony wydobrzeje. Nie zapomnę tego, co wydarzyło się na Arktyce. Najpierw Blizzard go zaatakował, a później pojawił się Whiplash. Dobrze, że Viktoria stała się drugim cudotwórcą.

-Wiem, że mnie nie słyszysz, ale jestem przy tobie. Rozumiesz? Musisz walczyć . Nie tylko dla mnie, ale i dla Pepper. Wierzę w ciebie- chwyciłem go za dłoń

Nawet nie zauważyłem, kiedy spadłem z krzesła. To ze zmęczenia.

-Chyba muszę zasnąć- powiedziałem do Viktorii, która była nade mną

-Musisz. To ci dobrze zrobi- pomogła mi wstać

Zasnąłem obok jego łóżka. Viktoria pozwoliła mi tam spać. Wiedziała, jak bardzo bliski jest mi Tony. Można powiedzieć, że jest moim przyszywanym bratem. Mieszka ze mną już dość długi czas.
Spałem przez kilka godzin, aż dźwięk maszyny mnie obudził. Kardiomonitor zaczął wariować, a Tony się wybudzał.

-Tony, nie wariuj. Spokojnie. Jestem tu. Jesteś bezpieczny

Od razu wezwałem lekarkę na pomoc.

-Co się dzieje?- byłem przerażony

- Nic się nie bój, Rhodey. Musisz go uspokoić. Jest w szoku

Chwyciłem go za rękę, głośno mówiąc do niego, a on myślał, że nie ma tlenu. To pewnie przez to, że był pod wodą.

-Tony, uspokój się. Nie jesteś pod wodą. Jesteś w szpitalu

-Trzymaj go. Podam mu coś na uspokojenie- wstrzyknęła mu jakiś lek


----------------------------*****************---------------------------------------------------------------------
Pepper już będzie wracała do naszych herosów, gdy egzamin dobiegnie końca. Jak uważacie, czy go zda? Jak długo sekret pozostanie sekretem? Czy to Duch odpowiada za pogróżki? Dobra, ja tu wam podrzucam pytania, a sami się jakoś udzielajcie. Oczywiście wiecie, że to był ostatni rozdział sezonu pierwszego. Otwieramy drugą część, która dla romantyczek będzie cudowna, choć dramat nadal zostanie. Z tego nie da się zrezygnować :) Muszę się wziąć za przepisywanie trójki, by potem nie było braków na blogu. Zapomniałam wspomnieć o ankiecie na temat największego złoczyńcy. Oddajcie swój głos anonimowo i dowiedzmy się, kto jest wrogiem numer jeden. Rozdział ponownie za tydzień.
© Mrs Black | WS X X X