Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Od początku do końca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Od początku do końca. Pokaż wszystkie posty

AKT XXX: Finał

3 | Skomentuj

Pepper ciągle była przy Tony'm. Nie spuszczała go, nawet na minutę. Wybiła godzina ósma. Minęły kolejne godziny, a chłopak dalej się nie obudził. Roberta wstała i zbudziła Rhodey'go.

Roberta: Rhodey, pobudka! Do szkoły!
Rhodey: Naprawdę mi nie odpuścisz?
Roberta: Na zbyt wiele ci ostatnio pozwoliłam. Pora nadrobić zaległości
Rhodey: A Pepper?
Roberta: Nie jestem jej matką, ale widzisz, że nie jest w stanie nic zrobić
Rhodey: Póki Tony się nie obudzi
Roberta: Dokładnie. Chodźmy do domu, a ona się zajmie nim, jak trzeba
Rhodey: Ufasz jej?
Roberta: Tu nie potrzebne jest zaufanie. Wiem, że się martwi. To po prostu widać
Rhodey: Pepper, gdyby coś się działo, w szafce jest apteczka. W gorszym wypadku musisz go zabrać do szpitala
Pepper: Wolę tego uniknąć

Rhodey wyszedł wraz z mamą z laboratorium, choć prawidłowa nazwa to zbrojownia. Dziewczyna sprawdziła dla pewności, czy nie rany są winne jego stanu. Nadal nie widziała w nich czegoś niepokojącego. Położyła głowę blisko implantu, słuchając bicia jego serca.

Pepper: A mówiłeś, że zadzwonisz, gdy będzie już po wszystkim. Proszę cię, tylko, żebyś się obudził. Czy proszę o zbyt wiele?

W końcu prośby i błagania zostały wysłuchane. Tony powoli otworzył oczy. Poczuł, że miał lekko mokrą bluzkę. Wszystko dla niego stało się jasne, gdy zobaczył swoją dziewczynę. Chciał wstać, ale go powstrzymała.

Tony: Pepper, co się stało?
Pepper: Musisz mnie tak straszyć? Trzeba iść do szkoły, ale ty dopiero się obudziłeś. Walczyłeś z Whiplashem. Uratowałeś Rhodey'go. Przypominasz sobie?
Tony: Pamiętam. Przepraszam, że nie dałem ci znać
Pepper: Trudno. Najważniejsze, że żyjesz

Przytuliła go czule i cmoknęła w policzek. Uważała, że nie zasługiwał na pocałunek przez jego głupotę. Pomogła mu wstać, by usiadł na kanapie.

Pepper: Musiał cię nieźle potraktować. Takiego kopa energii, że nie chciałeś wstawać. Hahaha! Naprawdę, Tony. Dobrze, że wróciłeś. Idziemy do szkoły?
Tony: Trochę mną potrząsł, ale mogę iść. Tylko czemu szkoła? Co planujesz?
Pepper:  Hahaha! A skąd taki pomysł?
Tony: Już trochę cię poznałem, więc co kombinujesz?
Pepper: Zobaczysz. To co? Wstajesz?

Tony powoli stanął na nogi. Jego ciekawość zwyciężyła i z pomocą Pepper poszli do szkoły. Nie wiedział, czego mogą się jeszcze po rudej spodziewać. Była nieobliczalna, ale miała też uczucia.
Gdy zaczęła się pierwsza lekcja, siedzieli na fizyce. Tony od razu chciał być aktywny, by poprawić sytuację z ocenami. Niestety Pepper go powstrzymała.

Tony: Pepper, muszę mieć jakieś oceny. Wiesz, że uciekałem z lekcji, a do tego ta sprawa ze Stane'm...
Pepper: Dobra, cicho. Nie przeszkadzaj mi w planie. Cierpliwości

Pepper zadbała o to , by jej niespodzianka działała na jedną osobę. Rhodey'go Rhodesa. Spóźnił się na lekcję, co mu nie przeszkadzało.

Rhodey: Przepraszam, profesorze za spóźnienie
Prof, Klein: W porządku. Usiądź

Gdy zamknął za sobą drzwi, na jego głowę wylała się woda z wiadra. Oczywiście wiedział, kto to zrobił. Od razu rzucił oskarżenia na drugą ławkę od końca pod oknem.

Rhodey: Pepper!
Prof. Klein: Panno Potts, czy to pani sprawka? Proszę przeprosić kolegę
Pepper: Hahaha!
Prof. Klein: Nie śmiej się. Przeproś go
Pepper: Bo co? Pójdę na kawkę do dyrektora Nara? Hahaha! Super! Tęskniłam za tym!

Przewróciła stolik i kopnęła krzesło. Stała się dosłownie kobietą- demolką. Rhodey wyszedł do łazienki, by zmienić koszulkę, ale na korytarzu poślizgnął się o ... masło? Pepper miała dziwne pomysły, ale tego nie był koniec. Ostatnia niespodzianka czekała na niego w sali.
Gdy wrócił do ławki, pod nią znalazł węża. "Prawdziwego".

Rhodey: Aaa! Wąż!
Pepper: Hahaha!
Prof. Klein: Za drzwi! Do dyrektora!
Pepper: Tak! Tak! Taak!

Skakała, podśpiewując z radości. Wystawiła język Rhodey'mu i poszła do dyrektora. Cała klasa wybuchła śmiechem. Happy się cieszył, że mają taką uczennicę w klasie. Była wyjątkowa.

Tony: Jest niezła. Hahaha! To ci dopiero Pepper Potts
Rhodey: I ciebie to bawi?! To jest nękanie!
Tony: Oj! Weź wyluzuj. To sztuczny wąż, a bluzkę możesz zmienić. Musiała się na czymś wyżyć. Pewne tak odreagowała ostatnie wydarzenia
Rhodey: W taki sposób?!
Prof. Klein: Proszę o ciszę! Lekcja jeszcze się nie skończyła!
Rhodey: A ty się już dobre czujesz?
Tony: Nieźle. Pepper musiała mnie uzdrowić. Hahaha!
Rhodey: To fakt. Wpłynęła na ciebie bardziej, niż ja, czy mama
Tony: Powinniśmy się cieszyć. Mamy podwójne zwycięstwo. Stane'a już nie ma, a Whiplash pokonany
Rhodey: Tak, w sumie? To masz rację. Trzeba się cieszyć, ale wizyta u dyrektora? Trochę dziwny entuzjazm
Tony: Ech. Cała Pepper

Przyjaciele spotkali się na dachu po skończonej lekcji. Rhodey w końcu nie był wściekły na rudą za taki numer, którego nie zapomni do końca życia. Ruda dołączyła do nich nadal z diabolicznym uśmiechem.

Pepper: I wróciłam. Cieszycie się?
Rhodey: Mogłaś odpuścić chociaż tego węża. Miałem paść na zawał?
Pepper: Bez jaj. To miał być żart, a masło było dobre?
Rhodey: Nie jadłem
Pepper: W sensie, że było dobre do ślizgania. Hahaha!
Tony: To co teraz? Może pójdziemy do pizzerii? Ja stawiam
Rhodey: Wolę rogaliki
Pepper: Haha! A ty dalej? Ja jestem za pizzą
Tony: Przegłosowane. Będzie pizza
Pepper: Nie chcę wam psuć tej miłej atmosfery, ale czeka cię pogadanka z Robertą, Tony
Tony: O kurcze. Na śmierć o tym zapomniałam
Rhodey: Niepotrzebnie przypominasz
Pepper: Ktoś musi jej powiedzieć, co zaszło. Na pewno nie ja
Tony: Kamień, papier, nożyce

Zagrali w grę. Do trzech punktów. Przegrał Tony i nie mógł się wywinąć z tego. Z trudem zniósł, że musi mówić o swoim czynie Robercie. Bał się jej reakcji.
Po lekcji zamówili pizzę na wynos do domu, by pogadankę mieć z głowy. Jednak Rhodey jako pierwszy rzucił się na dostawę pizzy. Szybko zapłacił i zamknął mu drzwi przed nosem. Facet odjechał, a przyjaciele również dorwali się do pudełka. Brali po kawałku i jedli.

Rhodey: Lepsze są rogaliki
Pepper: Powiedział to gościu, który wpieprzył trzy kawałki na raz
Tony: Hahaha! Dobre, Pepper. Ja tam wolę pizzę. Jest pyszna, ale trochę mało dali keczupu
Pepper: Da się zrobić, Rhodey, gdzie jest kuchnia?
Rhodey: Po prawej
Pepper: Dzięki. Zaraz przyjdę

W lodówce znalazła poszukiwaną rzecz. Miała do wyboru dwa keczupy. Ostry i łagodny. Wybrała ten pierwszy. Ukryła uśmiech diablicy, by nie zdradzić swoich zamiarów. Wzięła butelkę i wycisnęła cały keczup na pizzę. Rhodey szybko się dorwał po kolejną dokładkę.

Pepper: Na zdrowie. Hahaha!
Tony: Pepper?
Pepper: Cii, jedz Rhodey. Jedz

Pikantność odczuł język, a później żołądek. Czuł, jak wypala mu gębę od środka.

Rhodey: Aaa! Parzy! Parzy!
Pepper: Hahaha!
Rhodey: Pepper, miejże litość i przestań mnie dręczyć!
Pepper: Hahaha! Dobrze, dzidziusiu

Ich euforię przerwało pojawienie się Roberty. Rhodey wypił sporą ilość wody, by nie wypaliło mu języka. Prawniczka chciała znać prawdę o śmierci Stane'a.

Roberta: Dobrze się bawicie?
Rhodey: Pepper przegina
Pepper: Ojejejeje! Już się skarżysz mamusi? Hahaha!
Tony: Powinienem ci się do czego przyznać, ale proszę cię. Nie wsadzaj mnie do więzienia, bo ja zabiłem Stane'a
Roberta: Dlaczego, Tony?
Tony: Zrobiłem to, by ochronić wszystkich, na których mi zależy, bo w końcu jestem Iron Manem

KONIEC AKTU XXX I MINISERII

--**--

No i dobrnęliśmy do końca. Cieszę się, że wam się podobało. W poniedziałek postaram się zacząć nowe opo też jako scenariusze, ale bardziej w formie perspektyw. Zobaczymy, jak wyjdzie. No to, co sądzicie o zakończeniu i całości? Czekam na wasze komentarze :)

AKT XXIX: Pomoc

3 | Skomentuj

Rhodey był przykuty do krzesła. Nie był przez Whiplasha jeszcze okaleczony, lecz to mogło się zmienić. Biczownik szybko zaczął tracić cierpliwość, czekając na Iron Mana.

Whiplash: Chyba cię zostawili. Nikt cię nie ocali. Nawet ten człowiek w puszcze
Rhodey: Przyleci tu. Jestem tego pewny, bo okazji na głupotę nigdy nie chce stracić
Whiplash; Zobaczymy, czy nie stchórzył
Rhodey: Na pewno nie. On się ciebie nie boi. Skopie ci ten twój metalowy zad i już na nikogo nie podniesiesz ręki
Whiplash: Jak na dzieciaka, którego przyjacielem jest Iron Man, masz dużo optymizmu
Rhodey: Zawsze tak było

Whiplash wzmocnił więzy na jego rękach i nogach, by nie zdołał uciec. Gdy wyszedł z kryjówki do miejsca walki, zostawił Rhodey'go z Maggią, a raczej jego przedstawicielami. Unicorn i Killershrike. Złoczyńca wysłał współrzędne do swojego przeciwnika. Tony bez wahania założył zbroję i poleciał uratować swojego przyjaciela, któremu winny był życie. Whiplash oczekiwał na niego w porcie. 
Iron Man był gotowy.

Tony: Gdzie Rhodey?!
Whiplash: Uwolnię go, jak nasza walka dobiegnie końca
Tony: Nie! To nie tak miało być!
Whiplash: Widocznie mnie źle zrozumiałeś. Dość gadania. Zwycięzca będzie tylko jeden. Walka o wszystko. Na śmierć i życie

Walka się rozpoczęła. Chłopak miał szczęście, że znał swojego przeciwnika, a rany już mu nie dokuczały. Jedynie walczył bez naładowanego implantu. Całe jego życie było w zbroi. Jeśli jeszcze chciał zobaczyć światło kolejnego dnia, musiał wygrać. Nie tylko dla siebie. Głównie dla Rhodey'go.

Whiplash: Tym razem upewnię się, że nie uciekłeś
Tony: Powtarzasz się

Strzelił z repulsora i wzniósł się w powietrze, by pozbyć się biczy. Energia zniszczyła je, ale on mógł mieć kolejne, bo takie miał ręce. 
Kiedy oni próbowali rozstrzygnąć, kto jest silniejszy, Pepper poszła do zbrojowni w obawie, że coś się stało. Potrafiła wyczuć, kiedy coś się stanie Tony'emu. To przez więź, jaką utworzyła z nim, gdy wyznali sobie skryte uczucie. Miłość. Roberta nie spodziewała się nikogo.

Pepper: Pani Rhodes? Co pani tu robi?
Roberta: Rhodey został porwany i Tony chce go uratować. Znam jego sekret i nie jestem zdumiona. Zgaduję, że ty też o tym wiedziałaś?
Pepper: Tak. To było proste. Hahaha! Nie używa modulatoru głosu
Roberta: Nie żartuj sobie. Oboje są w niebezpieczeństwie. Coś trzeba zrobić
Pepper: Niech się pani o nich nie martwi. Dadzą radę
Roberta: Skąd taka pewność?
Roberta: Bo nie od dziś ich znam

Starcie było zacięte i nie do rozstrzygnięcia. Jedyną przewagę miał Whiplash, bo wybrał takie miejsce, gdzie nikt nikomu nie pomoże. Widoczność była ograniczona. Jedyne światło wydobywało się z repulsorów i biczy. Żaden z nich nie miał ochoty kapitulować. 
Nagle Whiplash wyrzucił ponad 5 bomb na pancerz. Rozległa się potężna eksplozja.

<<Uwaga. Naruszenie osłon zbroi>>

Tony: No to się porobiło. W jakim stanie jest implant?

<<Implant wymaga ładowania>>

Tony: Nie mogę się wycofać. Muszę walczyć. Dla Rhodey'go

Wstał z ziemi, strzelając z unibeamu. Czuł się osłabiony, a jego serce próbowało znieść jeszcze ataki z biczy.

Whiplash: Już się poddajesz, Iron Manie?
Tony: Ja tak nie powiedziałem

Kolejna wiązka światła została wystrzelona w biczownika. Szybko zdołał zaplątać całą zbroję, porażając użytkownika. Czuł okropny ból, ale nadal nie zamierzał dać mu za wygraną. Znowu użył unibeamu, by się wydostać z pułapki. To go kosztowało wiele wysiłku i energii.

<<Przełączanie na rezerwy>>

Whiplash zauważył, że Tony nie da rady dłużej walczyć. Denerwowała go jego determinacja. Ponownie ruszył do ataku, unikając biczy, atakując z tyłu z repulsorów. Biczownik rzucił go na skrzynie towarowe, jednak to też nie zmusiło chłopaka do odwrotu.

Whiplash: Niby jesteś silny, ale i głupi. Podziwiam twoją upartość, młody, ale musimy to zakończyć
Tony: To zróbmy to
Whiplash: Na raz... dwa... trzy!

Ostatni raz mieli okazję do odwrotu. Żaden z nich z tego nie skorzystał. Walczyli do upadłego. Implant zaczynał się upominać o naładowanie, co powodowało silny ból, a do tego dołączyły porażenia z biczy. Jego ciało przeżywało piekło. Po raz kolejny wystrzelił z unibeamu. Zwolnił na chwilę, żeby złapać oddech. Było mu ciężko dalej walczyć. Jednak ta myśl, że jego przyjaciel był w poważnych tarapatach, dawała mu siłę do walki. Zapomniał o bólu, by wygrać. 
Whiplash ponownie doskoczył mu do gardła wraz ze swoją bronią. Znowu był uwięziony w silnym ucisku.

Whiplash: I co powiesz na to? Przegrałeś. Przestań się opierać i padnij! Skończmy to!
Tony: Ty zacząłeś, więc to skończysz!
Whiplash: To też znaczy, że wygrałem
Tony: Nie... wydaje mi się!

Uwolnił się przez impuls elektromagnetyczny, który odrzucił go bardzo daleko od Whiplasha. Poleciał na skrzynie, przebijając się przez nie. Niektóre części były poważnie uszkodzone. Biczownik nawet nie pozwolił mu wstać i z impetem dowalił mu bardziej, aż napierśnik zaczął iskrzyć. Tony już wiedział, jak się go pozbyć na dobre. Użył siły, by zniszczyć mu ręce, wyrywając bicze. Wyrzucił go daleko, a repulsorem dobił, że wpadł do wody. 
Nastąpił wybuch. Powierzchnia portu była po części zalana. Chłopak ostatkami sił doleciał do kryjówki, gdzie namierzył sygnał Rhodey'go. Podbiegł do niego i uwolnił.

Tony: Rhodey, jesteś cały? Nic ci nie zrobili?
Rhodey: Nic mi nie jest. Musisz uważać. Oni tu są
Tony: Kto taki?

Zbiry wyszły z ukrycia, atakując Iron Mana swoją bronią. Jeden uderzał z rogu na hełmie, a drugi walił piorunami z rękawic. Tony nie miał siły do dalszej walki i musiał uciec. Zabrał ze sobą przyjaciela do zbrojowni. Jakoś udało mu się nie rozbić. Kobieta przytuliła syna, bo cieszyła się, że żył.

Roberta: Już więcej mi tak nie rób! Nic ci nie jest?
Rhodey: W porządku, mamo. A muszę jutro iść do szkoły?
Roberta: No niestety, ale się nie wywiniesz

Gdy cieszyli się, że Rhodey wrócił cały i zdrowy, Tony zdjął pancerz i podszedł do ładowarki. Nie zdołał zrobić zbyt wiele kroków i stracił przytomność. Pepper od razu go podłączyła do ładowania. Jednak czuła, że to nie wystarczy. Sprawdziła jego rany i nie otworzyły się. Martwiła się o niego. Klepała go po policzku. Nie reagował. Bała się, że to coś poważnego.

Pepper: Rhodey, kto cię więził?
Rhodey: Whiplash, ale potem zastąpiło go dwóch jakiś popaprańców
Pepper: Czyli to on go tak urządził?
Rhodey: Raczej tak. Nim oni się na niego rzucili, zdołaliśmy uciec
Pepper: Rhodey, na pewno ci nic nie zrobił?
Rhodey: Na pewno. Jedynie mnie głowa boli. Ogłuszył butelką, więc nie dziwne, że to jeszcze czuję
Pepper: Stane nie żyje
Rhodey, Roberta: Co?!
Pepper: Tak. Umarł
Roberta: Jak to się stało?
Pepper: Ech... no nie mogę powiedzieć. Tony wam powie
Rhodey: Jak się obudzi

Godzinę później, wybiła piąta nad ranem. Rhodey zdrzemnął się wraz z Robertą, a Pepper czekała, aż Tony się obudzi. Zauważyła, że ładowanie dobiegło końca. Odłączyła go od urządzenia i znowu poklepała lekko po jego policzku.

Pepper: Tony, obudź się! Proszę cię! Obudź się!

KONIEC AKTU XIX

--**---

Przedostatni akt, co oznacza, że nasza przygoda dobiega końca. Jednak nie martwcie się, bo mam jeszcze inne opowiadanie, które było pisane podobnie.

AKT XXVIII: Ofiara

3 | Skomentuj

Chłopak nie spodziewał się Pepper w strefie wojny. Gdyby nie ona, już dawno, by zginął. Był wdzięczny za kolejny raz uratowania jego tyłka. Dziewczyna nie była zachwycona, że był bez zbroi. Przewidywała najgorsze.

Tony: Dziękuję za uratowanie mi życia, ale nie mogłaś być tu przypadkiem. Śledziłaś mnie?
Pepper: Wiedziałam, w co się pakujesz i potrzebowałeś pomocy. Czy zdobycie zbroi przez Stane'a przewidziałeś?
Tony: Szczerze? No przewidziałem to i dlatego miałem plan
Pepper: Tony, co ty zrobiłeś?
Tony: Zaraz się przekonasz

Wziął telefon i wszedł w opcje pancerza. Dzięki temu mógł sterować użytkownikiem i nie patrzył, jakie mogą być konsekwencje kontroli. Najpierw pozwolił mu, bo go namierzył.

Stane: Jeszcze żyjesz? Nie na długo

Wyskoczył przez to samo okno, którym wyrzucił Tony'ego. Chciał lecieć na niego, ale zbroja stała się poza jego kontrolą.

<< Systemy wyłączone>>

Stane: Nie! Niee!

Chciał jakoś się ratować. Próbował siłą wznowić działanie Mark I. Bezskutecznie. Z krzykiem spadł na drogę. Tony zdjął z niego zbroję i spojrzał na ciało pokonanego przeciwnika. Pepper była w szoku, że zdołał się posunąć do... śmierci.

Pepper: Tony, czy on...?
Tony: Już po nim
Pepper: Ty go zabiłeś! Nie mogłeś załatwić tego inaczej?! Jesteś mordercą!
Tony: Nie mów tak. Inaczej nie skończyłby się ten koszmar
Pepper: A o Whiplashu zapomniałeś?
Tony: Usmażyłem mu przewody i raczej szybko się nie pojawi
Pepper: Niestety muszę ci zniszczyć ten optymizm, bo uciekł
Tony: Cholera!

Tony włożył na siebie zbroję i wyleciał wyciągnąć wszystkich rannych ludzi z budynku. Z kwadrans mu to zajęło. Virgil na szczęście niezbyt ucierpiał. Jedynie czuł ból głowy. Pepper przytuliła swojego ojca. Od razu też uroniła kilka łez.

Virgil: Pepper, nie ściskaj mnie, aż... tak mocno. Muszę... oddychać
Pepper: Wybacz, ale cieszę się, że nic ci nie jest. Jeśli następnym razem chcesz zrobić coś szalonego, bierzesz mnie ze sobą
Virgil: W porządku. A co się stało z Stane'm? Kto go zabił?

Tony podszedł do nich jako Iron Man.

Tony: Wszyscy są bezpieczni. Co zrobić z nim?
Virgil: Zajmiemy się tym
Pepper: Tatku, zostaw to SHIELD
Virgil: Wiesz o nich od kilku dni i już myślisz, że powinni się tym zainteresować, by przejąć sprawę?
Pepper: Oj, weź. Mało masz tych zbirów? Daj im też popracować
Virgil: Powiedzmy, że się zgodzę, ale ten robot jest groźniejszy i to nim SHIELD powinna się zająć
Tony: Zgodzę się. Proszę uważać na siebie

Pożegnał się z nimi i odleciał. Na niebie było ciemno i zaczął padać deszcz. Rozejrzał się po mieście, szukając biczownika. Nie miał żadnego tropu.
Wrócił do laboratorium, gdzie odłożył zbroję i poszedł do domu. Nie chciał natknąć się na Robertę, bo przez zabicie człowieka, mogła go zamknąć w więzieniu. O dziwo nie było Rhodey'go. Kobieta chodziła nerwowo przy telefonie, czekając na jakiś znak od nich.
Gdy Tony wszedł do salonu, Roberta zaczepiła go od razu, rzucając pierwsze pytania.

Roberta: Gdzie byłeś? Już późno. Powinieneś dawno wrócić do domu, ale miałeś ogólnie zakaz opuszczania pokoju. A gdzie Rhodey?!
Tony: Whoa! Po kolei! Byłem z Pepper i nie spotkałem Rhodey'go. A nie ma go? To dziwne. On zawsze trzyma się zasad
Roberta: Jeśli coś wiesz, to mi powiedz
Tony: Ostatni raz go widziałem rano i już potem nic
Roberta: Nie wybaczę sobie, jak coś mu się stanie. Opieprzę cię później za bezmyślność, gdy wróci do domu
Tony: Poszukam go
Roberta: Nigdzie się nie ruszasz! Zostajesz!
Tony: Ale Roberto...
Roberta: Milcz! Zostajesz!

Tony nie posłuchał jej i wybiegł z domu. Była wściekła i zaczęła go gonić. Wiedziała, że nadal nie wydobrzał, więc chciała go pilnować, by nie zrobił niczego głupiego. Szybko się zmęczył przez bieganie, ale trafił do laboratorium. Niestety Roberta dogoniła go.
Chłopak podszedł do komputera i zaczął szukać sygnału z komórki Rhodey'go. Wziął głęboki wdech i nabrał powietrza.

Roberta: A więc, to tutaj ciągle przesiadujesz?
Tony: Znasz to miejsce. Muszę tu majstrować coś
Roberta: Chyba już wiem
Tony: Co?
Roberta: Wiem, kim jesteś. Jesteś Iron Manem. No jasne. Tylko ty byłbyś w stanie stworzyć coś takiego
Tony: Muszę znaleźć Rhodey'go

System ciągle namierzał zaginionego. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do Tony'ego. Miał nadzieję, że to Rhodey. Nadzieja zgasła, słysząc znajomy głos.

Whiplash: Witaj, Iron Manie. A jednak jeszcze nie umarłeś. No nic. Tego nie unikniesz, a twój przyjaciel wpadł w niezłe bagno
Tony: Co ty mu zrobiłeś?!
Whiplash: Nie gorączkuj się. Jeszcze żyje. Jeszcze, ale nie na długo
Tony: Czego chcesz?!
Whiplash: Ciebie. Tym razem, to ja wybieram miejsce wyzwania, bo grałeś nie fair
Tony: I o to tyle krzyku?
Whiplash: Każdy czegoś chce. To jak, przyjmujesz wyzwanie? W ten sposób nie będziesz miał na sumieniu przyjaciela, a wiem, że jest dla ciebie ważny
Tony: Zgoda. To kiedy?
Whiplash: Dziś. Za godzinę. Poślę ci współrzędne, ale na pewno bez świadków. Do zobaczenia. Iron Manie

Rozłączył się. Dzięki długiej "pogawędce" zdołał namierzyć źródło sygnału. Roberta chciała wiedzieć o wszystkim.

Roberta: Kto to był?
Tony: Porywacz. Rhodey został porwany. Namierzyłem sygnał i tam polecę. Przyznaję się, Roberto. Jestem Iron Manem
Roberta: I co teraz? Co musisz zrobić?
Tony: Walczyć. Tylko tego chce i go puści
Roberta: Żyje?
Tony: Jestem pewny, że tak
Roberta: Nie pozwolę ci walczyć. Nie możesz. Nie dość, że wciąż jesteś ranny, to twoje serce tego wytrzyma
Tony: Tu chodzi o ludzkie życie. Muszę go ocalić za wszelką cenę. Przepraszam, że ukrywałem przed tobą prawdę, ale bałem się, że coś ci zrobią. Na szczęście Stane już nikogo nie skrzywdzi

Niechcący wygadał się o śmierci łysielca. Kobieta nie rozumiała, co chciał jej przekazać. Nie powiedział, co zrobił.
Tymczasem Rhodey obudził się w opuszczonym magazynie. Nie wiedział, jakim cudem się tam znalazł. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie znał twarzy porywacza. Gdy go zobaczył, zaczął się szarpać, by jakoś uciec.

Whiplash: Trochę ci to zajęło, ale nie martw się. Gdy będzie już po wszystkim, będziesz wolny
Rhodey: Czego ode mnie chcesz?
Whiplash: Nie ty jesteś celem, tylko Iron Man

KONIEC AKTU XXVIII

AKT XXVII: Atak

3 | Skomentuj

Tony nie wiedział, jak przyjąć do wiadomości, że Stane znowu mógł zniszczyć pracę jego ojca. Był zarazem i wściekły i zszokowany.

Tony: Jak to się stało?
Roberta: Ktoś z zarządu się ze mną skontaktował i mi powiedział, co się stało w firmie. Mówił, że nie jest sam. Jakiś robot w biczami
Tony: Whiplash
Roberta: Kto?
Tony: Nieważne. To co można zrobić?
Roberta: Ty nic nie rób. Wcześniej, jak gadałeś ze Stane'm, o mało nie zginąłeś, a teraz z nim jest ktoś jeszcze i na przyjemniaczka raczej nie ma, co liczyć
Tony: Ale coś trzeba zrobić!
Roberta: Przepraszam, że ci o tym mówię, ale mówiłeś prawdę. FBI postara się go zgarnąć. Nie myśl o tym. Będzie dobrze
Tony: Obyś miała rację, Roberto

Rozłączył się i próbował się opanować. Serce biło szybciej, niż zwykle. Pepper próbowała go uspokoić. Domyśliła się, co go tak zdenerwowało. Jednak chciała się upewnić, że ma rację.

Pepper: Co się stało? Chodzi o Stane'a?
Tony; Tak. Znowu sprawuje kontrolę nad firmą. Muszę ją odzyskać, póki nie zniszczył wszystkiego, co zbudował mój ojciec
Pepper: Radzę ci odpuścić. SHIELD się nimi zajmie
Tony: SHIELD? A nie FBI?
Pepper: Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. To oni nadają się do takich zadań, a nie jakieś FBI. Tak ci powiedziała?
Tony: Tak. Zajęli się tym
Pepper: To szaleństwo! Nie dadzą rady
Tony: A mówiłem ci, że jest tam Whiplash?
Pepper: Cholera! No nie żyje! Jest martwy! Co sobie myślą?! To bezmyślne!
Tony: Zajmę się tym
Pepper: A tobie już do reszty odbiło?! Zostajesz ze mną!

Dziewczyna również poczuła strach na swojej skórze, wyobrażając sobie starcie agentów FBI  z Whiplashem, a jej ojciec niestety do nich należał. Tony przytulił ją, by się uspokoiła. Oboje to przeżywali. Ona bała się o Virgila, a on chciał nie dopuścić do zamienienia Stark International w koncern zbrojeniowy.

Tony: Trzeba go powstrzymać
Pepper: Tony, ja tego nie przeżyję
Tony: Niby czego?
Pepper: Jak ty i mój tata giniecie

Z jej oczu wypłynęły łzy. Strach przekroczył wszelkie granice. Nie chciała go puścić na samobójczą misję. Objęła silnie Tony'ego w pasie, by nie zdołał uciec.

Pepper: Masz ze mną zostać
Tony: Pepper, nic mi nie będzie. W końcu mam zbroję, tak? Będzie dobrze. Obiecuję, że jeszcze mnie zobaczysz
Pepper: Nic nie obiecaj. To puste słowa. Po prostu nie pakuj się w to piekło
Tony:  Ja muszę, Pepper. Nie mam innego wyboru
Pepper: Ciągle jesteś ranny. Nie możesz...
Tony: Już nie czuję tych ran. Nie martw się. Zadzwonię, gdy będzie już po wszystkim

Pocałowała go w usta na pożegnanie. Trudno jej było puścić chłopaka na taką misję. Wiedziała, że był Iron Manem, więc jakąś obronę miał.

Pepper: Będę czekała w laboratorium
Tony: Nie wolisz zostać w domu?
Pepper: Tam będę miała pewność, że wróciłeś cały i zdrowy
Tony: Będzie dobrze

Wyszli do laboratorium, gdzie leżała zbroja Mark I w częściach. Niektóre elementy musiał naprawić. Spawał hełm, napierśnik i rękawice. W jedną godzinę był gotowy do boju. Ostatni raz pocałował rudą i wyleciał. Ona usiadła w fotelu, obserwując wszystko, co się dzieje.
Nagle wbiegł Rhodey, rozglądając się po bazie, czy był tam Tony.

Rhodey: Pepper, co ty tu robisz?
Pepper: Masz wyczucie. Pilnuję, jak widzisz
Rhodey: A gdzie Tony? Tylko mi nie ściemniaj
Pepper: A kiedyś skłamałam?! Daj spokój! Wróci. Długo to nie potrwa
Rhodey: Pepper, gdzie on jest?
Pepper: W Stark International. Chce dorwać Stane'a
Rhodey: I ty go puściłaś?!
Pepper: Nalegał, więc dałam mu wolną rękę. On wróci. Mam nadzieję, że mój tata na tym nie ucierpi. FBI też tam jest
Rhodey: Osz w dziób! Czemu oni?
Pepper: A z Whiplashem nie dadzą rady. Iron Man im się przyda
Rhodey: Whiplash?! To jest chore! On naprawdę jest samobójcą!

Tymczasem, gdy Rhodey krzyczał przez nieodpowiedzialność przyjaciela, Tony był w budynku. Na korytarzu mijał nieprzytomnych agentów i samych pracowników firmy.
Niespodziewanie został zaatakowany przez Whiplasha. Oplótł zbroję biczami, porażając całe ciało użytkownika.

Whiplash: Ułatwiasz mi zadanie, Iron Manie. Teraz mogę cię zniszczyć tu i teraz
Tony: Niedoczekanie twoje

Strzelił z unibeamu i uwolnił się z ucisku biczownika. Natychmiast poleciał do łysielca, który w spokoju siedział przy biurku. Uśmiechał się złowieszczo, realizując swój plan.

Stane: Wiedziałem, że się tu zjawisz. W końcu od dłuższego czasu mnie obserwujesz, a ja ciebie. Oddaj mi zbroję po dobroci, a Whiplash nie zrobi nikomu krzywdy
Tony: Jesteś szalony, Stane! Nie pozwolę ci zniszczyć tego, co zrobił mój ojciec! Poświęcił swoje życie dla tej firmy, a ty to niszczysz!
Stane: Howarda już nie ma. Nic nie zmienisz. Oddaj zbroję
Tony: Nie!
Stane: Whiplash! Zabij go!
Whiplash: Z przyjemnością

Biczownik rzucił bomby na pancerz. 3 sekundy i nastąpił wybuch. Przebił się przez ścianę, dobijając go jeszcze bardziej. Tony strzelał z repulsorów, by jakoś osłabić przeciwnika. Stane dzięki kamerom obserwował z bezpiecznej odległości starcie Iron Mana z Whiplashem.

Whiplash: Hahaha! A mogło być po dobroci. Cóż. Mogło być, ale już nie może!

Znowu uderzał biczami w jego pancerz, a on za wszelką cenę starał się jakoś go pozbyć bez szkodzenia agentom, którzy wciąż byli nieprzytomni. Wyrzucili go przez okno z budynku, ale z pomocą dysku mógł przemieszczać się w powietrzu. Łysielec nie widział, co się z nimi dzieje. Walka toczyła się w mieście, ale szybko przeniosła się na tereny fabryki. Tak długo walczyli, że nie zauważyli, jak Słońce zachodzi. Pepper słyszała odgłosy biczy.

Whiplash: Skończmy to! Za długo to trwa
Tony: Masz rację. Pora na koniec

Ruszyli ponownie do ataku. Whiplash zdecydowanie skoczył na niego z biczami. Pepper wyszła z fabryki i po kryjomu patrzyła na ich walkę. Była przerażona, widząc, z jakim wrogiem miał do czynienia.
Gdy biczownik rzucił bomby na zbroję, nastąpił kolejny wybuch. Iron Man poleciał blisko słupów energetycznych. Wykorzystał je przeciwko niemu.
Kiedy już miał znowu się na niego rzucić, Tony strzelił z unibeamu z całej siły. Whiplash zawinął się na przewodach i wybuchły słupy blisko niego. Fala uderzeniowa odrzuciła chłopaka daleko, dobijając go twardo o ziemię. Powoli się podnosił i wyleciał do Stark International. Stane dalej siedział za biurkiem.

Tony: To koniec, Stane! Przegrałeś!
Stane: Hahaha! Tak sądzisz?

Wstał i podszedł go od tyłu, przyczepiając minipluskwę, która poraziła cały jego system.

<<Systemy wyłączone>>

Stane: To ja wygrałem, a ty poniosłeś porażkę. Zbroja należy do mnie
Tony: Stane!

Łysielec pozbył się jego zbroi i chwycił Tony'ego za kark. Stał przy oknie i miał jedną myśl w głowie.

Stane: Chciałeś mi zniszczyć życie, a teraz, to ja zniszczę twoje. Żegnaj, Stark

Wyrzucił go przez okno i spadał w dół. Na szczęście w porę ktoś złapał Tony'ego. Nie spodziewał się niczyjej pomocy. To była Pepper.

Tony: Moja bohaterka
Pepper: Musiałam tu przyjść. Wiedziałam, że jestem ci potrzebna

KONIEC AKTU XXVII

AKT XXVI: Przejęcie

3 | Skomentuj

Następnego dnia, Tony obudził się. Czuł się nieco lepiej, ale dalej odczuwał ilość ran na ciele. Skutki po ataku Whitney szybko nie znikną w zapomnienie. Ignorował ból, bo chciał spotkać się z Pepper. Powoli wstawał z łóżka, co przy szwach było trudne. Jednak nie zamierzał się poddać i udało mu się stanąć na nogi. Trzymał się ściany, aż musiał powoli zejść do śniadanie. Przytrzymał się poręczy i jakoś poszło. Usiadł przy stole.

Roberta: Mogłeś leżeć w łóżku, a raczej powinieneś. W takim stanie...
Tony: Proszę, przestań. Nic mi nie będzie. Jest dobrze i przepraszam za wczoraj
Roberta; Nic się nie stało. Niepotrzebnie o tym wspominasz, ale z tym, że Stane uciekł? Dalej tak twierdzisz?
Tony: Tak
Roberta: Skąd to wiesz?
Tony: Ech... no eee... przeczucia
Roberta: Nie wydaje mi się. Dlaczego kłamiesz? Możesz mi zaufać. Potrafię dotrzymać tajemnic

Zawahał się, czy powiedzieć jej o Iron Manie? Była jego matką zastępczą, więc mógł powierzyć jej taki sekret. Jednak on bał się, że w ten sposób narazi ją na niebezpieczeństwo.
W kuchni zjawił się Rhodey.

Rhodey: Tony, co ty tu robisz? Miałeś się nie ruszać
Tony: To nic takiego. Chodzić mogę. Niczego sobie nie złamałem, pamiętasz?
Rhodey: Pamiętam, ale i tak musisz uważać na szwy. Znowu ci mogą pęknąć
Tony: Dobrze, "mamusiu". Widzę, że muszę mieć dwie niańki na głowie
Roberta: To zwykła troska
Tony: Przesadzacie. Naprawdę nic mi nie jest

Zjadł jedną kromkę, popijając herbatę i poszedł do łazienki przemyć twarz. Spojrzał na chwilę w lustro, widząc tam hełm Iron Mana. Ciąg przyczyn i skutków nie miał końca. Obawiał się dwóch swoich wrogów. Stane'a i Whiplasha, którzy przygotowywali atak na firmę. W celu przejęcia byli w stanie posunąć się do każdej z metod. Nawet zabijania. Jak to mówił Macciavelli: Cel uświęca środki. Przygotowywali broń, a plan był prosty. Włamać się do budynku i go przejąć. Whiplash miał wątpliwości.

Whiplash: Chcesz po prostu przejąć kontrolę nad Stark International. Kosztem ofiar?
Stane: Nie wierzę, Whiplash. I tobie to przeszkadza? Myślałem, że nie masz nic przeciwko zabijaniu. Chciałeś zabić Starka
Whiplash: To, co innego. Walka z wrogiem, który jest uzbrojony, a cywilem bezbronnym to wielka różnica. Mam swój honor, Stane. Wiem, co można, a czego nie
Stane: Jesteś słaby

Biczownik wkurzył się i zniszczył okno w pokoju Whitney, które rozprysnęło się w powietrzu.

Whiplash: Mówiłeś coś?
Stane: Czasem trzeba działać poza prawem
Whiplash: Słyszałem, jak załatwiałeś z nim interesy. Słaby to był twój obrońca, bo nie zdołał cię uratować przed odsiadką w celi
Stane: Musiał mieć słabszy dzień
Whiplash: Hahaha! Słabszy dzień? Nie wierzę, co słyszę. To jest żałosne, Stane! Taka postawa
Stane: Dobra, mamy coś do zrobienia. Wrócimy do tej rozmowy, jak zadanie będzie skończone. Wiesz, co trzeba robić
Whiplash: Wiem. To do roboty

Chwycili za swój arsenał i zaczęli realizować swój plan. Whiplash był wysoko nad ziemią i nikt go nie zauważył. Natomiast Stane potrzebował kamuflażu. Ubrał się w długi płaszcz i kapelusz. Ukrywał swoją twarz przed ludźmi, bo był znanym biznesmenem.
Gdy dotarli pod budynek, weszli tylnym wejściem, które dalej było otwarte przez ostatni wyczyn Pepper.

Stane: To będzie bułka z masłem
Whiplash: Nie wydaje mi się

Na korytarzu latały kamery strażnicze z możliwością ataku na włamywacza. Dotarli na piętro sejfu, gdzie były przydatne wynalazki do użytku. Niestabilne, ale miał to gdzieś. Chciał wiedzieć, tylko jedno. Że to zadziała.

Whiplash: Zajmę się nimi
Stane: Musisz. Trzeba je zniszczyć
Whiplash: I to ja lubię. Robić demolkę

Rzucił się z biczami na roboty, przepoławiając je na pół. Dzięki temu bez problemu przeszli do sejfu. Stane zgarnął jakieś działo jonowe, ale maski tam nie było. Wybiegł korytarzem do windy i pojechali do jego biura, skąd zarząd sprawował kontrolę. Postrzelił kilku z nich, a reszta uciekła.

Whiplash: To wszystko?
Stane: Jeszcze nie. Trzeba zająć się pozostałymi ludźmi z zarządu. Możesz?
Whiplash: Z przyjemnością

Wyrzucił ich z biura siłą, a niektórzy poczuli prąd na swoim ciele.

Stane: Teraz Stark International znowu należy do mnie. Ostatni cel to zbroja.
Whiplash: Co chwilę mi ucieka. Jednak obiecuję, że już nie wyjdzie żywy. Zedrę z niego tę zbroję
Stane: No i takiego Whiplasha znam. Bez litości

Gdy sojusz planował ostatni element swojego triumfu, Tony poszedł do Pepper. Udało mu się uniknąć Rhodey'go, a Roberta już siedziała w pracy. Pepper spoglądała przez okno, czekając na swojego chłopaka. Virgil wiedział, co do niego czuła, ale jeszcze nigdy nie miał okazji go poznać. Przez obowiązki agenta znowu zostawił córkę w domu.
15 minut później, do drzwi zadzwonił Tony. Otworzyła mu z lekkim wahaniem. Odczuwała koszmar nadal psychicznie. Zaprosiła go do pokoju, gdzie usiedli porozmawiać.

Tony: Cześć, Pepper. Jak się czujesz? Widzę, że promieniejesz
Pepper Bo jesteś ze mną. A z tobą w porządku?
Tony: Mam dość niańczenia i proszę cię. Odpuść. Jeśli będzie coś nie tak, od razu wrócę do domu

Cmoknął ją w policzek i czule przytulił.

Pepper: Jesteś kochany. Pamiętaj, że możesz liczyć na moją pomoc
Tony: Wiem o tym. A kiedyś na nią nie mogłem liczyć?
Pepper: Jak cię uważałam za totalnego bufona i niedorajdę. Tylko wiesz, że wtedy cię nie znałam
Tony: Ja ciebie też, ale chciałem cię poznać. Miałem takie przeczucie, by z tobą zacząć nową znajomość

Pepper dotknęła ręką jego implantu i znowu czuła to samo bicie serca, jak ze snu. Bała się, że się ziści ten koszmar i umrze. Tony widział, jak posmutniała.

Tony: Co cię smuci?
Pepper: Twoje serce...

Przerwała, gdy przypomniała sobie, że mówiła to samo we śnie. Chciała powiedzieć coś innego.

Tony: Nie bój się. Jestem tu i zawsze będę przy tobie
Pepper: Dobrze się czujesz?
Tony: W porządku. Nie przejmuj się. Nie umieram

Zaśmiał się, ale ją to nie bawiło. Posmutniała jeszcze bardziej. Miała ochotę płakać. Poczuł, że musi ją pocałować. Wydawało mu się, że w ten sposób uwolni ją z sieci zmartwień. Pocałunek się pogłębił i ruda chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
Niespodziewanie zadzwoniła Roberta. Zignorował połączenie.

Pepper: Musisz wracać?
Tony: Siedzę tu od kilku minut. Jeszcze nic złego nie zrobiłem. Pozwól mi zostać
Pepper: Zostaniesz, ale dla pewności porozmawiaj z nią. To musi być coś ważnego

Chłopak zdecydował się odebrać. Kobieta próbowała mu przekazać jakoś w spokojny sposób złą wiadomość.

Tony: Roberto, co się stało?
Roberta: Miałeś rację. Stane uciekł i on...
Tony: Co robi?
Roberta: Zarząd już nie sprawuje rządu nad firmą. Stane ma kontrolę
Tony: Co?! Nie! To nie może być prawda!

KONIEC AKTU XXVI

----***---

Tak, jak już mówiłam, sojusz Stane'a z Whiplashem przejęła SI. Nie wiem, czy wiecie, ale pozostały 4 akty i witamy inne opo. Macie jakieś pytania? Notki postaram się dać jak najszybciej :)

AKT XXV: Sny

1 | Skomentuj

Roberta wróciła do domu. Poszła sprawdzić, czy zasnęli. Rhodey leżał obrócony do ściany, wtulony w poduszkę. Gdy dotarła pod pokój Tony'ego, poczuła coś mokrego na podłodze. W nocy było ciężko rozpoznać, co to było. Dopiero, wchodząc do pokoju, wiedziała, że są to ślady krwi. Chłopak leżał sztywno, krzywiąc się przez koszmar. Kobieta lekko nim potrząsnęła.

Roberta: Tony, obudź się

Widział, jak leżał prawie martwy, a Stane podnosi zbroję. Wkłada nią na siebie i odlatuje.

Stane: To twój koniec, Tony. A teraz pora na twoich przyjaciół
Tony: Nie! Niee!

Whiplash uderzył z biczy, powodując ból, który spowodował, że implant przestał działać. Umarł. Stał się duchem i w tej postaci mógł widzieć działania szaleńca. Najpierw poleciał do domu Rhodey'go. Po prostu go porwał po cichu, by nie zbudzić Roberty. W razie, gdyby chłopak się obudził, ogłuszył go wazonem, uciekając z nim przez okno. Kolejne uderzenie miało być na Pepper.

Tony: Stane, dlaczego to robisz? Oni w niczym nie zawinili
Stane: Może już go nie ma, ale oni też mogli pokrzyżować mi plany. Będą cierpieć przez niego
Whiplash: Zwycięstwo

Chwycił dziewczynę i porwał do opuszczonego magazynu, gdzie miała się odbyć egzekucja. By ból objął też rodzinę uprowadzonych nastolatków, nagrał moment śmierci. Stane naładował broń, stawiając na ziemi, celując w głowy.

Stane: Tak kończą wszyscy, którzy pomagali Iron Manowi

Nastąpił strzał. Tony jako duch poczuł, jak jego pozostałość ludzka rozwarstwia się boleśnie. Najgorzej odczuli to Roberta i Virgil. Udostępnione nagranie było ciosem dla nich.

Stane: I kto teraz musi ucierpieć?
Whiplash: Hahaha! Wszyscy!

Biczownik chwycił za martwe ciała i poraził prądem, rzucając nimi o ścianę. Gdy duch zobaczył twarz swojej ukochanej, jak z jej oka wypływa pojedyncza łza, z krzykiem wraca do rzeczywistości.

Roberta: Tony, spokojnie. Musiałeś mieć bardzo realistyczny sen
Tony: Roberto, gdzie oni są? Rhodey...
Roberta: Śpi
Tony: Na pewno?!
Roberta: Nie krzycz. Na pewno śpi. Niedawno sprawdzałam
Tony: A Pepper?
Roberta: Wróciła do domu. Nie martw się. Nic nikomu się nie stało
Tony: To było okropne. Patrzeć, jak umierają
Roberta: To tylko zły sen, Tony. Wszystko jest dobrze. Oprócz tych ran. Wiem, że uciekłeś ze szkoły, ale ci to wybaczę. Ostatni raz, Tony. To miało być ostatni raz
Tony: Wiem i przepraszam, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że Stane... uciekł. A jeszcze mi się przyznał, że to on spowodował wypadek!
Roberta: Cii... już spokojnie. Spróbuj zasnąć i nie myśl o tym
Tony:  Ale on uciekł. Będzie chciał wrócić do firmy albo się zemścić
Roberta: Nie wiem, skąd taki pomysł, ale dobra. Zostaw to w spokoju. Dowiem się, co jest grane, a ty śpij i odpoczywaj

Roberta opuściła jego pokój. Tony wybrał numer do Pepper. Chciał upewnić się, że żyje. Bał się o nią. Niestety nie odbierała. Ona również pogrążyła się we śnie. Tak realnym, że strach odczuwała na całym ciele. Leżała obok swojego chłopaka, którego serce biło wolno. Miała wrażenie, że zakochała się w nieboszczyku. Była wtulona w niego i głowę miała przyłożoną do jego klatki piersiowej.

Tony: Co cię smuci?
Pepper: Twoje serce. Bije, ale zbyt wolno. Proszę cię, nie zostawiaj mnie
Tony: Pepper, zawsze... będę... z tobą
Pepper: Tony! Nie! Proszę! Zostań!

Krzyczała przerażona. Implant przygasł, a on umierał na jej oczach. To ją bolało. Chciała go jakoś uratować. Szybko wbiegła do kuchni i znalazła strzykawkę z adrenaliną. Od razu wbiła mu ją prosto w serce.

Pepper; Tony, proszę. Obudź się! Proszę! Obudź się! Potrzebuję cię! Tony!

Nagle poczuła, że ktoś za nią stał i wbił jej nóż w plecy. Zaśmiała się. To była Whitney.

Whitney: A teraz dołączysz do niego, papryczko
Pepper: Nie! Niee!

Poczuła, jak dygocze z zimna. Zbladła i upadła. Nim zamknęła oczy dostrzegła jedną łzę, jak spływa po policzku Tony'ego. Obudziła się z krzykiem. Virgil od razu wbiegł do pokoju, by uspokoić swoją córkę. Była roztrzęsiona.

Virgil: Pepper, jestem tu. To był tylko zły sen. Nie bój się
Pepper: Tatku, to było straszne
Virgil: Już spokojnie. Nie płacz. Jest dobrze. Powiedz mi, co ci się śniło? Może wtedy zaśniesz?
Pepper: Widziałam, jak... Tony umiera, a ja... od razu po nim

Mówiła drżącym głosem. Ojciec przytulił ją, pozwalając się jej wypłakać. Wiedział, że teraz go bardzo potrzebowała.

Virgil: Będę tu tak długo, aż będziesz spokojna, dobrze?
Pepper: Tak
Virgil: Jeśli chcesz być pewna, czy wszystko z nim gra, zadzwoń do niego
Pepper: To dobrze tak dzwonić w środku nocy?
Virgil: Jakoś o tym nie myślałaś, gdy tak mnie męczyłaś
Pepper: Wybacz, tatku

Uśmiechnęła się, ocierając łzy z twarzy. Wybrała numer do Tony'ego. Czekała, aż odbierze. Próbowała opanować swoje emocje. Wziąć się w garść.
5 minut później udało się nawiązać kontakt.

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Wszystko gra?
Tony: Dobrze cię słyszeć. Nic ci nie jest?
Pepper: Jak widzisz, pytam o to samo
Tony: Żyję, jeśli taka miała być odpowiedź. Dobrze, że z tobą jest dobrze
Pepper: Jestem zdrowa. Martwiłam się o ciebie, bo miałam...
Tony: Koszmar? Ja też
Pepper: Chyba nie muszę ci wszystkiego mówić, bo mi czytasz w myślach

Zaśmiała się i odetchnęła z ulgą, że Tony żył. Oboje wrócili do rzeczywistości bez myślenia o tym, co się śniło. Jednak on martwił się.

Tony: Zobaczymy się jutro? Przyjadę do ciebie
Pepper: A jesteś w stanie?
Tony: Dam radę. O to się nie martw
Pepper: Ale chyba muszę. To wszystko moja wina. Gdybym wtedy...
Tony: Przestań. To ja zawiniłem. Mogłem w ogóle nie iść do tego łysola i zostawić to w spokoju. Niczym się nie martw. Dobranoc i nie płacz
Pepper: Skąd wiedziałeś, że płakałam?
Tony: Słyszę po twoim głosie
Pepper: To dobranoc
Tony: Dobranoc. Spotkamy się jutro
Pepper: Wiem. I będę pamiętać

Dziewczyna chciała się ułożyć ponownie do snu. Virgil ucałował ją w czoło i wyszedł. Widział, że rozmowa z chłopakiem dała jej spokój ducha. Tony również odczuł ulgę. Też był w stanie zasnąć bez zmartwień. Jednak wciąż w jego głowie siedziała ta myśl, co zrobi Stane z Whiplashem. Czy Pepper z Rhodey'm są zagrożeni?
Kiedy zamknął oczy, widział Pepper, jak anioła w białych skrzydłach i szacie. Obok niej stała inna postać oblana czernią. Walczyły ze sobą. Gdy przyjrzał się mrocznej istocie, to była Whitney. Tymczasem Stane wrócił do domu, a z nim był Whiplash. Zdziwił się na brak obecności córki.

Stane: To dziwne. Nie ma jej. Nawet nie zostawiła kartki z jakąś informacją, gdzie poszła
Whiplash: Nie obserwowałem jej, ale coś mi się zdaje, ze Iron Man będzie wiedział
Stane: Ech. Nie możesz po prostu powiedzieć, że Tony Stark?
Whiplash: Wolę mówić jego pseudonim. Nie potrzebuję znać czyjejś tożsamości, by kogoś zabić. Tylko w skrajnych przypadkach jest to potrzebne. Jaki masz plan?
Stane: Odzyskać to, co należy do mnie
Whiplash: Czyli?
Stane: Stark International

KONIEC AKTU XXV

---**--

Pozostało 5 aktów. Jak skończy się ta historia? Rozwiązanie tej zagadki niebawem.

AKT XXIV: Koniec?

3 | Skomentuj

Whiplash uciekł, a zbroja wróciła do laboratorium, choć w programie miała zapisane miejsce docelowe: zbrojownia. To było to samo miejsce.
Gdy trafił do laboratorium, Pepper przeraziła się na widok uszkodzeń zbroi. Była w środku rozszarpana. Tony przeszedł kilka kroków do stołu roboczego, gdzie zdjął cały pancerz.

Pepper: Tony!

Od razu podbiegła do niego, by go przytulić. Cieszyła się, że żył. Jednak znowu rany się otwarły, a implant szybko migotał. Nagle stracił przytomność. Upadł w jej objęciach. Podłączyła go do ładowania, bo myślała, że to obudzi Tony'ego. Gdy miał dojść do siebie, znowu zajęła się jego ranami. Po zszyciu ich, nałożyła opatrunki. Czuła, że jego serce bije zbyt szybko.
Długo czekała, żeby się obudził. Ponad 3 godziny. Wiedziała, że to przez obrażenia z walki.

Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: Pepper... On uciekł
Pepper:  Spokojnie, nic nie mów i nie denerwuj się niepotrzebnie
Tony: Stane... Muszę go znaleźć
Pepper: Nigdzie się nie ruszasz. Mówiłam, żebyś z nikim nie walczył. Chciałeś coś tylko sprawdzić? Co?
Tony: Whiplash
Pepper: Ty naprawdę jesteś samobójcą! Oszalałeś, by w ogóle walczyć! Przez twoją bezmyślność naraziłeś się na niebezpieczeństwo! Mogłam cię stracić!

Rozpłakała się i znowu go przytuliła. Ten strach nie chciał jej opuścić. Miała dość przeżywania tego uczucia. Kochała go ponad wszystko.

Tony: Nie martw się... Będzie dobrze. Mówiłem, że wrócę
Pepper: Musisz odpocząć
Tony: Nie mogę... Muszę... znaleźć Stane'a
Pepper: O co ci chodzi? Siedzi w kiciu, więc po co go szukać?
Tony: Whiplash... pomógł mu... uciec

Pepper przeniosła go na kanapę, gdzie się położył. Przykryła kocem, by odpoczął. Ciągle siedziała przy nim. Bardzo się martwiła, że znowu mu się pogorszy, a chciała za wszelką cenę uniknąć wizyt na ostrym dyżurze.

Pepper: Żeby to było ostatni raz. Nie chcę znowu cię widzieć w takim stanie
Tony: Po prostu musiałem coś sprawdzić
Pepper: Szukając kłopotów? Gdzie ty masz mózg? Znasz swoje zdrowie. Naprawdę zdajesz sobie sprawę, że mogłeś zginąć?!
Tony: Ale i tak mnie kochasz?
Pepper: Cokolwiek, by się stało, nie przestanę. Czyli ten Whiplash mu pomógł. A z tym prądem...?
Tony: To była pułapka, a ja w nią głupi wpadłem
Pepper: Dobrze, że żyjesz. To najważniejsze, ale nie możesz się stąd ruszać, rozumiesz?

Cmoknęła go w policzek, a on to odwzajemnił. Poczuł przyjemne ciepło, które rozpala jego martwe serce. Jednak już biło spokojnie.

Tony: Dziękuję
Pepper: Drobiazg
Tony: Nawet tak nie mów. Jestem ci wdzięczny i zawsze cię będę kochać. Nawet, jeśli umrę
Pepper: Przestań. Nie mów tak. Nie umrzesz, jak ja żyję

Przytuliła go, płacząc po cichu i ze szczęścia i smutku. Niespodziewanie, do laboratorium wtargnął Rhodey. Zawsze to on im przerywał w najlepszych momentach. Był zdziwiony, widząc zniszczoną zbroję, a przy Tony'm była dość blisko Pepper.

Rhodey: A jednak go znalazłaś. I gdzie był?
Pepper: Niby coś chciał sprawdzić, a widzisz, jak się urządził? Puszka przedziurawiona na wylot, a rany znowu musiałam zszyć
Rhodey: Dobrze się czujesz?
Tony: Teraz tak. Przy Pepper szybko wracam do zdrowia. Było coś ciekawego na lekcjach?
Rhodey: Olałem je. Siedziałem z profesorem od historii i rozmawialiśmy o II wojnie światowej
Pepper: To widać, że każdy robił coś ciekawszego, niż ty. Hahaha!

Wrócił jej humor na krótko, bo szybko spoważniała, przypominając o ucieczce Stane'a. Już nie krępowała się pokazywać swoich uczuć. Ciągle leżeli ze sobą wtuleni. W końcu była całkowicie otwarta i szczera.

Tony: Stane uciekł z pomocą Whiplasha. On to wszystko zaplanował i wie, że jestem Iron Manem. Spełnia się najgorszy koszmar. A jeśli też uwolnią Whitney?! I jak mam się tu nie denerwować?!
Pepper: Tony, spokojnie. Musisz odpocząć. Nieźle oberwałeś, a do tego twoje serce...
Tony: Nie musisz mi o tym przypominać. Dbam o siebie
Pepper: Tak bardzo, że Whiplash prawie cię zaprowadził do grobu?
Rhodey: Że co?! Mówisz poważnie?!
Tony: Muszę coś zrobić. Ach... nie mogę leżeć. Muszę działać
Pepper: Tylko, że Stane nie wie o Ravencroft, że tam siedzi Whitney. Raczej będzie chciał wrócić do firmy
Tony: Ja też tak zrobię

Odpiął się od ładowarki i zaczął wstawać na nogi. Długo nie ustał i upadł. Pepper znowu go położyła na kanapie i jedną ręką zakuła w kajdanki, a kluczyk miała przy sobie. Przykuła go do kabla ładowarki.

Pepper: Nie rób głupstw. Teraz mi nie uciekniesz
Tony: Pepper... puść mnie
Pepper: Nie ma mowy. Nie ufam ci, a nie możesz nigdzie się ruszać. Ledwo żyjesz. Wolisz leżeć tu, czy trafić do szpitala, by Roberta poznała prawdę?
Rhodey: Lepiej tu zostań. Tony, znasz ją i wiesz, co zrobi z nami. Będziemy mieli szlaban na wszystko i do fabryki już nie pójdziesz
Tony:  A co z implantem? Przecież muszę go ładować
Rhodey: Oj! Ona jest sprytna i coś wymyśli
Pepper: Nigdzie się nie ruszysz
Tony: Niech ci będzie. Nie mam wyboru
Rhodey: Nie jesteście głodni?
Pepper: Chyba chciałeś powiedzieć, że ty jesteś, a ja mam zapieprzać po rogaliki, bo już je zjadłeś?

Cała trójka się zaśmiała. Nawet Tony zmusił się do takiej, a nie innej reakcji. Pepper dała mu pieniądze, by sam poszedł kupić.

Rhodey: A ty nie idziesz?
Pepper: Ty jesteś głodny, a nie ja. Poza tym, ktoś musi popilnować "geniusza"
Rhodey: Taki geniusz, że sam nie umie o siebie zgadzać
Tony: Ej! No bez przesady. Nie potrzebuję niańki całodobowo
Pepper: Potrzebujesz. Rhodey, spadaj po rogale. My też chcemy jeść
Rhodey: Mówiłaś coś innego
Pepper: Hahaha! Kobieta...
Tony: Zmienną jest
Pepper: I prawidłowo

Rhodey wyszedł do sklepu. Apetyt wygrał ze strachem i bardziej chciał coś zjeść, niż bać się o Stane'a. Ładowanie dobiegło końca. Odłączył się od zasilania, ale dalej był przykuty, że nie mógł nigdzie się ruszyć.

Tony: Pepper, mogłabyś mnie uwolnić?
Pepper: Poproś ładnie
Tony: Prooszę
Pepper: No dobra, ale za to wrócisz do domu. Nie kombinuj nic głupiego
Tony: Dobrze. Już nic nie zrobię. Nie bój się
Pepper: Dopilnuję tego

Uwolniła go z kajdanek i pomogła mu wstać. Wciąż był słaby i jej pomoc była nieoceniona. Gdy wyszli z laboratorium, przeszli próg drzwi od domu. Po przejściu przez schody, dotarła do jego pokoju. Nigdy tam nie była i zaczęła rozglądać się, co on tam miał. W końcu położyła go na łóżku i zalecała mu leżeć w bezruchu.

Pepper: Masz szczęście. Jutro mamy wolne i jeszcze żyjesz. Jeśli znowu będziesz mnie stawiać w takiej trudnej sytuacji, zrzucę cię z dachu i to na serio
Tony: Hahaha! Trzecia próba. Ty chyba nigdy się nie zmienisz
Pepper: Zmieniłam się, ale nie całkiem tak, jak ty. Naprawdę bałam się o ciebie
Tony: Jestem nieodpowiedzialny, głupi i naiwny? Wiem to. Nie musisz mi tego udowadniać

Pocałował ją w usta i próbował zasnąć. Gdy zostawiła go w spokoju, nie potrafił zasnąć, bo myślał o ucieczce Stane'a i Pepper. Wiedział, kim była dla niego. Jego dziewczyną.

KONIEC AKTU XXIV

AKT XXIII: Ucieczka

5 | Skomentuj

Po nudnej lekcji angielskiego mieli czas na długą przerwę. Rhodey dalej czytał historię. Tym razem, to on był  "wyłączony". Nic go nie ruszało.
Jedynie, gdy szedł przez korytarz nadal zaczytany, Pepper kopnęła mu w książkę. To już go wkurzyło.

Rhodey: Pepper! Nie widzisz, że czytam?! Opanuj się!
Pepper: Panikarz. To ty wrzuć na luz i zajmij się tym, co trzeba. Jak tak będziesz się w to wchłaniał, zobaczysz, że cię okradną
Rhodey: Skończyłaś?!
Pepper: Teraz tak. Nie widziałeś Tony'ego? Znowu go wcięło
Rhodey: Nie będę go ciągle niańczył, Pepper
Pepper: A to nie twoje zadanie? Co się z tobą stało? Olałeś go całkowicie!
Rhodey: Potrzebuje spokoju. Widzę, że za bardzo się tym przejmuje. Chyba też przez Whitney
Pepper: Tą małpą się przejmuje?! Przecież mi obiecał, że to nic wielkiego! Kłamał?!
Rhodey: Nie o to mi chodzi. Była w stanie nas zabić i to jest dla niego problemem
Pepper: Następnym razem, to jej poderżnę gardło. Jak ona chciała się do tego posunąć?! No jabłko, jabłoń! To ty czytaj te swoje głupoty, a ja pójdę go poszukać
Rhodey: To dziwne, wiesz? Zamiana ról
Pepper: Być może

Uśmiechnęła się i podniosła mu książkę, by dokończył arcyciekawe czytanie. Kartki były zgniecione.

Rhodey: Świetnie. Musiałaś to zrobić?
Pepper: Ups! Tak wyszło

Znowu się uśmiechnęła, ale zostawiła Rhodey'go w spokoju. Po długiej przerwie nadeszła lekcja zastępcza zamiast W-Fu. Angielski. Po raz kolejny: nuda. Nikogo z trójki nie było na lekcjach. Rhodey chciał pochłaniać wiedzę historyczną, a Pepper wyszła ze szkoły do laboratorium, gdzie miała nadzieję znaleźć Tony'ego. Przy domu Rhodes'ów natknęła się na Robertę.

Pepper: Dzień dobry. Eee... pani Rhodes?
Roberta: A ty zapewne ta Pepper?
Pepper: Dokładnie.  Eee... ja... no szukam kogoś. Chłopak w czerwonej bluzce z czarnymi włosami

Tak się spięła, że nie zdołała wydusić z siebie, jak miał na imię.

Roberta: Chodzi ci o Tony'ego? Nie widziałam go, a powinien być w szkole i ty też
Pepper: A pani w pracy. I co?
Roberta: To moja sprawa i nie powinno cię to interesować. Wracaj na lekcje, bo inaczej twój ojciec dowie się o twoich wagarach. Oj! Ja znam Virgila Potts i raczej nie będzie zachwycony z takiej wiadomości, Pepper
Pepper: Proszę mi tu nie grozić. Nie mam czasu słuchać takich rzeczy. Muszę znaleźć Tony'ego
Roberta: A Rhodey jako jedyny został w szkole?
Pepper: Tak. Muszę już uciekać. Miło było poznać
Roberta: I wzajemnie

Ruda pobiegła do laboratorium. Nie znała kodu, bo "geniusz" znowu go zmienił na nowy. Weszła przez małe okienko do środka. Nie znalazła tam ani Tony'ego ani zbroi. Domyśliła się, że musiał ją wziąć ze sobą.
Tymczasem Tony leciał nad miastem, myśląc nad Whiplashem, który pojawił się znikąd. Szukał go. Nie tylko jego, bo też samych kłopotów. Skontaktowała się z nim Pepper.

Pepper: Tony, gdzie ty jesteś? To nie jest śmieszne. Nie przetrwam kolejnej lekcji z angla! O nie! Znowu zmieniłeś kod?! Jak często to robisz?! Specjalnie wciskałam się przez okienko!
Tony: Dobra, nie krzycz. Wrócę później
Pepper: Dobrze się czujesz? Chyba nie zamierzasz walczyć w takim stanie? Zabraniam ci!
Tony: Chcę tylko coś sprawdzić
Pepper: Coś mi tu śmierdzi i to nie brudne skarpetki pod kanapą. Ty coś kręcisz
Tony: Hahaha! Zamieniłaś się ciałem z Rhodey'm?
Pepper: Dalej mnie to nie bawi. Wracaj, jak najszybciej

Nagle zauważył biczownika na dysku. Od razu poleciał za nim. Rozłączył się z Pepper, która i tak musiała nabijać się na linię. Dalej odrzucał połączenia.
2 godziny później dotarł do więzienia, gdzie swój wyrok odsiadywał Stane.

Tony: Co ty knujesz, Whiplash?

Wszystko stało się jasne, gdy rozwalił ścianę więzienia. Akurat nie przypadkiem trafił na celę łysielca. Tony był w szoku, co widział. Od razu wyszedł z ukrycia i zaatakował Whiplasha. Nie chciał pozwolić, by pomógł Stane'owi uciec.

Tony: Whiplash, co to ma znaczyć?!
Whiplash: Nie wiem, jak mnie znalazłeś, ale znowu mi przeszkadzasz!

Rzucił się na niego z biczami, aż podniósł zbroję do góry, przebijając nią przez kolejną ścianę, ale na ty nie było końca.

Whiplash: Chyba jeszcze nigdy nie doświadczyłeś najgorszego piekła. Poczuj to

Rzucił bomby na zbroję, aż doszło do wybuchu. Na szczęście ochronił się i przeżył. Stane wyszedł z celi i zmierzał do wyjścia. Widząc Iron Mana chciał mieć tę zbroję na własność. Jak się okazało, znał jej pilota.

Stane: Wiem, że to ty, Stark. Nie ośmieszaj się i zdejmij hełm. To dziwne, że żyjesz, a już myślałem, że nigdy cię nie zobaczę
Tony: Jestem Iron Manem. Więcej nie musisz wiedzieć
Stane: Hahaha! Żałosne. Whiplash, zniszcz go
Tony: Co?! Ty z nim współpracujesz?! Nie no, to nie mieści się w głowie!
Stane: Świat potrafi zaskoczyć nas niespodziankami. Żegnaj, Iron Manie

Stane zniknął i był wolny. Tony chciał za nim lecieć, ale Whiplash go powstrzymał.

Whiplash: Nie skończyłem z tobą

Znowu mocno oberwał, że w pewnych częściach zbroja zaczęła iskrzyć.

<< Uwaga. Zbroja poważnie naruszona>>

Tony: Nie mogę uciec. Muszę go dorwać!
Whiplash: A ja ci na to nie pozwolę!

Zbroja została po raz kolejny ubiczowana, a prąd przeszedł po ciele użytkownika. Czuł, jak skóra płonie od wewnątrz.

Whiplash: Miałem cię zniszczyć w elektrowni. To była pułapka, w którą łatwo wszedłeś. Ty razem mi nie uciekniesz. Stane dostanie twoją zbroję w kawałkach, czy bez

Położył rękę na jego napierśniku, zwiększając nasilanie prądu, gniotąc zbroję. Pepper widziała, że ledwo wytrzymywała ataki biczownika. W końcu udało się skontaktować z Tony'm. Słyszała, jak krzyczał z bólu.

Pepper: Tony, co się dzieje?!
Tony: Wrócę, Pepper. Wrócę! Aaaah!
Pepper: Wynoś się stamtąd

Tony znowu się rozłączył. Chwycił za bicze i wstał z ziemi, a wroga wyrzucił przez plecy. Jednak szybko wyrzucił broń, oplatając cały pancerz. Energia spadała do rezerw. Implant był przeciążony. Whiplash był bezlitosny.

<<Przełączanie na rezerwy. Niska energia implantu>>

Whiplash: Żegnaj, Iron Manie

Rozerwał ręką napierśnik, aż były widoczne dowody.

Tony: Impuls... elektromagnetyczny! Teraz!

W kilka sekund impuls wyrzucił parę metrów dalej Tony'ego od Whiplasha. Chciał się wycofać, ale on mu to nie pozwalał. Ostatni raz wymierzył srogie baty i padł. Był wyczerpany. Czuł, jak cały świat przyspieszył, a ból kazał mu paść kolana.

<< Włączono protokół bezpieczeństwa. Powrót do zbrojowni>>

KONIEC AKTU XIII 

--**--

Suprise. Mamy kolejny dziś akt, ale na tym koniec. Jutro będą kolejne. Nie bardzo wyszedł mi obrazek w paincie, ale trudno. Peszek, orzeszek :D Jak akt?

AKT XXII: Próba

1 | Skomentuj

Nastał kolejny dzień. Również miał nie należeć do tych przyjemnych. Zwłaszcza, że czekało ich prawdziwe przesłuchanie. Nikt rozmowy z wieloma pytaniami nie nazwałby zwyczajną konwersacją. Obudziła ich przed szkołą. Dokładnie godzinę przed dziewiątą. Dla Rhodey'go to był pechowy dzień. Zaczynali historią i za nic w świecie nie chciał się spóźnić. Zeszli do kuchni, gdzie mieli śniadanie do szkoły.

Roberta: No to chcę wiedzieć wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Nikt do mnie nie dzwonił, ale wyglądaliście, jak po bójce. W sumie, to dalej tak wyglądacie. Głównie ty, Tony. Z kim wdaliście się w taką akcję?
Rhodey: To nieważne. Grunt, że żyjemy
Roberta: Muszę wiedzieć, więc jak to było? Tony?

Tony milczał. Był zamyślony, głowiąc się nad akcją z Whitney, wyznaniem Pepper i całym wypadkiem. Nie miał ani jednego dnia od tego spokoju.

Rhodey: Chyba nie słyszy. To powiem, jak chcesz. Napadli na nas i chcieli kasy. No i mili nie byli. Musieli użyć pięści
Roberta: Jesteś gorszym kłamcą, niż był Howard. Nie kupuję tego
Rhodey: Co chcesz jeszcze wiedzieć? Nie możemy z tym poczekać? Mamy rano historię! Ja nie mogę się spóźnić!
Roberta: Powiesz, co chcę i jesteście wolni. To są ewidentne rany kłute. Czemu to zlekceważyłeś?
Rhodey: Nie jest źle. Dał radę. Mówię ci, że to się nie powtórzy. Trafiła do Ravencroft
Roberta: Ona? Mówisz o Pepper? To ona was zaatakowała?!
Rhodey: Co?! Nie! To nie ona! To Whitney!

Roberta miała mętlik w głowie. Nie spodziewała się po blondynie czegoś takiego. Nie przypuszczała, że upodobniła się do Stane'a. Tony wstał od stołu, wziął kanapki i wyszedł.

Rhodey: Tony, zaczekaj!
Roberta: Dobra, idź już, ale wrócimy jeszcze do tego. Uważajcie na siebie

Rhodey dogonił przyjaciela i dołączył do niego w autobusie. Wciąż milczał i już nie był pogrążony myślami. Po prostu nie chciał z nikim rozmawiać. Czuł się okropnie, że Pepper dla niego ryzykowała. Nie chciał, żeby sytuacja się powtórzyła.  Spełnił się jeden z najgorszych koszmarów Rhodey'go. Spóźnienie na historię.

Pepper: Hahaha! Chyba wypadłeś z formy
Rhodey: Lepiej odpuść sobie
Pepper: A co ty taki nie w sosie? Chwila... Czekaj... Bingo! Rozmowa z Robertą?
Rhodey: Trafiłaś
Pepper: Oj! Weź tak tego nie przeżywaj. Dużo ci zadawała pytań?
Rhodey: Potrafiła więcej, ale to niedopuszczalne. No spóźniłem się na historię. Koniec świata

Położył głowę na ławce zupełnie załamany. Pepper spojrzała, co za to robi Tony. Nawet ją ignorował i to mogłoby skończyć się dla niego źle.
Po 10 minutach skończyła się lekcja. Poszedł na dach, a oni za nim.

Pepper: Co się z tobą dzieje?! Jakim prawem mnie olewasz?!
Tony: Zostawcie mnie w spokoju. Chcę pobyć sam
Rhodey: Powiesz chociaż, co cię gryzie? To, co wczoraj, czy jeszcze coś innego?
Tony: Wszystko

Pepper nie dała za wygraną. Podeszła do niego i chwyciła za koszulkę. Znowu była w takim stanie, że z łatwością go zrzuciłaby z dachu. Chciała go tylko postraszyć.

Pepper: A mi nie powiesz? A podobno ci na mnie zależy
Tony: Pepper, proszę. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. No dla was
Pepper: Przestaniesz gadać głupoty? Przeginasz, wiesz? Lepiej mi się przyznaj, co cię gryzie, bo inaczej pożegnasz się z życiem
Rhodey: Pepper, zostaw go!
Pepper: To prosty warunek. Powiesz, czy nie?
Tony: Zrób, co chcesz. Pewne sprawy wolę przemilczeć. Warte tego jest poświęcenie
Pepper: Ten plastik nafaszerował cię dragami, czy może przywalił w czaszkę? Opamiętaj się i myśl trzeźwo!
Tony: Jeśli mnie kochasz, nie zrobisz tego i nie odważysz się nigdy więcej

Pepper miała dość. Puściła go wolno i zapomniała, że nadal był ranny. Na rękach miała krew. Od razu wybiegła do łazienki, gdzie wypłakała się. Było jej wstyd, że znowu wróciła do starych zachowań, a miała zacząć od początku. Tak się o niego martwiła, aż zdecydowała się go postawić na krawędzi.

Rhodey: Chyba powinieneś uważać. Te rany dalej są otwarte. Trzeba je zszyć
Tony: Daj spokój
Rhodey: Przestaniesz? My się o ciebie martwimy
Tony: A ja się martwię o was. Mogliście zginąć. Przez głupi implant nie jestem w stanie was uratować. Pepper potrafi o siebie zadbać, ale wczoraj mogło dojść do tragedii
Rhodey: I tym się tak przejmujesz? Uspokój się. Zapomnij o tym, bo jesteś w stanie samobójcy. Chyba nie zrobisz żadnych głupstw?
Tony: Może, ale sam nie wiem. Pójdę do niej
Rhodey: Poszła do łazienki. Damskiej! Nie możesz!
Tony: A właśnie, że mogę

Tony zdecydowanie zszedł z dachu i skierował się do damskiej łazienki.

Tony: Pepper!

Dziewczyna się odwróciła z rozmazaną twarzą. Chwycił za chusteczkę i zaczął wycierać jej cały makijaż z policzków, który się rozpłynął. Dzwonek na lekcję zadzwonił, ale on chciał zostać z nią na osobności.

Pepper: Co ty tu robisz? Nie widzisz, że trafiłeś do damskiej? Czytać umiesz?
Tony: Szukałem cię. I naprawdę pragnę cię przeprosić. Naprawdę się o was martwię. Zależy mi na waszym bezpieczeństwie, a ja nie jestem w stanie was uratować. I to mnie boli. Nie te rany
Pepper: Mocno krwawią. Mogę zszyć? Pozwolisz?
Tony: A potrafisz?
Pepper: Kiedyś mój tata przyszedł nieźle poobijany i to po walce z jakimś kolesiem

Wyjęła igłę i nić chirurgiczną. Wzięła się za zszywanie rany na klatce piersiowej. Trochę ją krępował odsłonięty brzuch, ale jakoś zapomniała później o tym. Tony tylko syknął, co jakiś czas z bólu.

Pepper: Nieźle mnie wystraszyłeś. Wybacz za tamto na dachu
Tony: Szczerze? Należało mi się. Jestem okropny
Pepper: Nie mów tak. Jesteś człowiekiem- puszką na bateryjkę. To zabawne, a nie okropne. Wiem, że mnie kochasz i doceniam twoją troskę, ale najpierw zadbaj o siebie
Tony: To fakt, ale na implant jestem skazany
Pepper: Dasz radę. I pamiętaj, że nie jesteś sam

Chłopak zdecydowanym ruchem pocałował ją. Tym razem nie oberwał z "liścia". To był głęboki pocałunek. Pepper nie czuła jego złych zamiarów i tylko dlatego od niej nie zarobił w pysk.

Tony: Dziękuję
Pepper: Za co?
Tony: Za to, że mnie nie uderzyłaś
Pepper: Nie chciałeś tego z przymusu. Dalej mnie kochasz? No i najważniejsze. Czy mi wybaczasz?
Tony: Tak i jeszcze raz tak

Przytuliła go i założone szwy nie były zbyt trwałe. Wrócili na lekcje. Końcówkę angielskiego. Rhodey znowu coś czytał z historii. Ten temat, co przegapił. Tony bazgrał jakieś projekty, a Pepper robiła rysunki w podręczniku. Nuda, jak każda lekcja z prof. Green.

KONIEC AKTU XXII

---**---

Nie chcę nic wam mówić, ale powoli będziemy kończyć scenariusze. Jednak akt dodaję dzisiaj. Zadowoleni? :)

AKT XXI: Rogaliki

6 | Skomentuj

Przyjaciele odetchnęli z ulgą, że zdążyli na czas. Gdyby Pepper nie obeszła zabezpieczeń, nic nie powstrzymałoby Whitney przed wyjęciem implantu. Zaczęła odzyskiwać przytomność. Oni o tym nie wiedzieli.

Tony: Ale ze mnie ofiara. Sam sobie nie daję rady
Pepper: Hahaha! Może tak troszeczkę? Nie martw się. Role się odwróciły. To ja będę cię chronić
Rhodey: Dasz radę wstać?
Tony: Zobaczymy

Zaczął powoli wstawać na nogi. Długo się nie utrzymał i upadł.

Pepper: Chodź no tu

Pomogła mu wstać bez odchyleń. Blondyna doczołgała się do noża. Była gotowa zaatakować Pepper. W porę dostrzegł ją Tony.

Tony: Pepper! Za tobą!

Odwróciła się w porę, unikając noża. Znowu z kopniaka przywaliła jej w twarz, aż wyciekała lekka strużka krwi. Tony w jednej chwili czuł, jak zatrzymuje się jego serce. Bał się, że rudej coś się stanie. Zbladł.

Pepper: Trzeba ją zabrać do Ravencroft
Tony: Co to jest?
Pepper: Mam powiedzieć tak ładnie, czy brzydko?
Tony: Ładnie?
Pepper: Szpital dla chorych umysłowo. Taki ala psychiatryk
Rhodey: A to jaka jest ta brzydka?
Pepper: Miejsce dla ludzi z popierdoloną mózgownicą. Blondi idealnie się tam nadaje. Hahaha!

Tony podszedł do Whitney i zawiązał silnie jej ręce, by przy kolejnym obudzeniu, nie była w stanie chwycić za broń.
Pepper zadzwoniła do ojca, by powiedzieć mu o całej sprawie z niedoszłą zabójczynią. Od razu została zabrana przez agentów FBI.

Pepper: Dzięki, tatku
Virgil: Możesz zawsze na mnie liczyć. Nic wam nie jest?
Rhodey: Mało brakowało, ale jest dobrze. Jedynie Tony ma niezłe skaleczenia. Raczej nie potrzebuje szczegółowej diagnostyki
Tony: Co teraz z nią będzie?
Virgil: Jest nieletnia i po odsiadce w instytucie, będzie w domu dziecka, jeśli będzie zdrowa psychicznie
Pepper: Marne szanse
Virgil: Pepper!
Pepper: No co? Stwierdzam fakty
Rhodey: Dziękujemy za pomoc
Virgil: Drobiazg. Uważajcie na siebie i wracajcie do domu. Ty też, Patricio
Pepper: Zdecydujesz się w końcu, jak do mnie mówisz?
Virgil: A czy to takie ważne? To jest takie same imię

Furgonetka FBI odjechała z Whitney. Przyjaciele zmierzali do laboratorium, gdzie zbroja automatycznie wróciła. Ładowarka przenośna również zawodziła. Miała ograniczenia czasowe, więc nic do tej pory nie mogło zastąpić tej oryginalnej. Tony próbował się uspokoić, bo ta sytuacja z Whitney nie pozwalała mu żyć w spokoju. Ta myśl, że mógł stracić Pepper, powodowała fizyczny ból.

Pepper: Przestań o tym myśleć. Już jest po wszystkim. Nie ma się, czego bać
Tony: Mogłem cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie tego. Jestem chodząca kaleką, która potrzebuje pomocy, a innym nie potrafi jej zapewnić
Pepper: Nie przesadzaj. Uratowałeś ludzi w pociągu i pokonałeś pierwszego wroga, który pozbawił prądu w cały mieście. Jesteś bohaterem! Iron Manem, rozumiesz?!
Rhodey: Ja już to mu mówiłem. Nie przemówisz do niego
Pepper: Zamilcz, Rhodey! Nie wtrącaj się! Masz rogala

Wepchnęła mu go do ust, by uciszyć jego wtrącanie się do rozmowy. Zasmakował mu i jadł z apetytem. Dała mu całą torbę rogalików, by tylko siedział cicho.

Pepper: Smakuje?
Rhodey: Mhm
Pepper: No to jedz. Nie martw się. Nie braknie, a jak coś, to skoczę do sklepu po więcej
Rhodey: Mhm
Pepper: No i elegancko. To na czym skończyliśmy?
Tony: Wypominałaś mi, że uratowałem ludzi i jestem bohaterem, ale sama wiesz, że implant mnie zniewala. Muszę go ładować...
Pepper: Bo inaczej będzie po tobie
Tony: Dokładnie. Ty jesteś samowystarczalna. Sama potrafisz o siebie zadbać
Pepper: Tylko, że z Maggią nie dałabym rady i dobrze, że byłeś w pobliżu. Co w ogóle robiłeś tak późno w nocy?
Tony: Szpiegowałem Stane'a
Pepper: To wiele tłumaczy

Kilka minut później dotarli do laboratorium. Pepper pożegnała się z nimi i wyszła. Rhodey dalej napychał policzki słodkimi rogalikami z różnym nadzieniem. Tony podpiął się do ładowarki, by dokończyć proces ładowania implantu. Myślał o swojej bohaterce, która była powodem, że nie odczuwał ran, zadanych przez noże. Jedynie ta blisko mechanizmu nie dała się złagodzić.

Tony: Mogłem przewidzieć, że Whitney coś takiego zrobi. Poszła w ślady ojca. Zgodzisz się z tym? Rhodey? Rhodey!
Rhodey: Mhm
Tony: Możesz na chwilę przerwać konsumowanie? Wiem, że ty byś wszystko zjadł, ale proszę. Chcę pogadać

Rhodey odłożył torbę na bok, połykając kawałek rogalika.

Rhodey: Mów
Tony: Myślisz, że stała się, jak Stane?
Rhodey: No wiesz. Nie chcę ci nic mówić, ale przekonałeś się o tym na własnej skórze
Tony: Kocham ją
Rhodey: Że Whitney?
Tony: Nie! Że Pepper to jest ta jedyna. Chyba nie masz nic przeciwko?
Rhodey: Chłopie, to twoje życie. Widziałem, co się z tobą stało, gdy ta wyciągnęła na nią nóż
Tony: Mogłem ją stracić
Rhodey: A ona ciebie. Jeśli ją kochasz, powiedz jej to otwarcie. Nie mów, że się boisz?
Tony: Powiedziałem i mnie pocałowała, a jak chciałem zrobić to samo, walnęła w pysk
Rhodey: Hahaha! Ona jest taka niezależna. Nie pozwala, by ktoś ją papugował lub, jak wyczuje, co może zrobić, tak traktuje takich, jak ty
Tony: Chciałem też jej pokazać, że czuję to samo, a zamiast tego, oberwałem po twarzy
Rhodey: Ma trudny charakter. To przez rodzinę. Ma ojca, a matka po rozwodzie. Poza tym, przez FBI jest narażona na niebezpieczeństwo, dlatego często do ludzi podchodzi z dystansem
Tony: Masz rację, Rhodey

Po skończonym ładowaniu wrócili do domu. W salonie czekała na nich Roberta.

Roberta: Gdzie wyście byli?! Już późno! I do jasnej cholery, jak wy wyglądacie?!
Tony: Dużo, by mówić. Idziemy spać?
Rhodey: Chyba możemy odłożyć przesłuchanie na jutro?
Roberta: Rozmowę. Nie jesteście na komisariacie
Rhodey: Ale ja tak się czuję. Dobranoc
Roberta: Nie wywiniecie się. Dobranoc. Pogadamy jutro
Tony: No to dobranoc
Roberta: Dobra, idźcie do łóżek, zanim zmienię zdanie

KONIEC AKTU XXI

---**---

No więc jutro będzie specjalna notka. Kolejny akt dopiero w sobotę.

AKT XX: Zemsta

7 | Skomentuj

Whitney pałała nienawiścią do Tony'ego przez to, że przez niego straciła ojca. Próbowała się do niego dodzwonić i to w jednym celu. By go ostrzec, co może zrobić. By był świadomy, że ona również się zmieniła i nie była zwyczajną blondyną, co boi sobie złamać paznokcie. Była zupełnie inną osobą. Stała się, jak ojciec. Nieobliczalna. Przestała do niego dzwonić. Chciała go znaleźć i... coś zrobić.
Tony cieszył się z obecności Pepper. Była dla niego, jak anioł. Wcześniej nawet nie pomyślałby, że coś się utworzy między nimi.

Pepper: Często tak padasz?
Tony: To uciążliwe, że działam na baterię
Pepper: Hahaha! Taka zabaweczka
Tony: Można tak powiedzieć, Mówiłaś ojcu o Maggii?
Pepper: Tak i obiecał, że coś z tym zrobi. Nie wiem, czego oni chcą?
Tony: Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Będę cię chronić
Pepper: Nie możesz ciągle być przy mnie. Musisz przecież też dbać o siebie
Tony: Jakoś o tym nie myślałaś, gdy chciałaś mnie zrzucić z dachu
Pepper: Ej! Mieliśmy zacząć od nowa
Tony: No dobra. Po prostu chciałem ci o tym przypomnieć
Pepper: O nie, nie, nie. Nie wspominaj o przeszłości. To stare dzieje. Nie jesteś może głodny?
Tony: Heh. W sumie, nic nie zaszkodzi coś przekąsić
Pepper: Zostań tu, a ja pójdę do sklepu
Tony: Hahaha! Nie ucieknę

Pepper zostawiła go, pomagając mu usiąść na ławce. Za rogiem był sklep spożywczy nadal otwarty. Gdy ona robiła małe zakupy, ktoś zasłonił mu usta. To była ona, ale w innym wcieleniu.W masce. Tej samej, co wcześniej użył w sejfie.

Whitney: Chciałam cię ostrzec, co cię czeka, ale nie odbierałeś. Teraz, to już nie ma znaczenia. Pójdziesz ze mną

Poraziła go paralizatorem, aż upadł. Wzięła go na plecy i zabrała do opuszczonego magazynu firmy , który kiedyś służył za garaż do samochodów. Przywiązała go do krzesła, a przy nim stał stół z różnymi narzędziami. Whitney wolała go ranić nożami.
Tymczasem Pepper wyszła z rogalikami ze sklepu. Na ławce nie było Tony'ego. Od razu do niego zadzwoniła. Wiedziała, że nie był w stanie gdzieś sam iść. Podejrzewała coś strasznego.
Powoli otwierał oczy.

Whitney: Witaj, Anthony
Tony: Whitney?
Whitney: Nie inaczej
Tony: Czego chcesz?
Whitney: A jak myślisz, czego może chcieć osoba, którą pozbawiłeś ojca?
Tony: Twój chociaż żyje
Whitney: Żyje?! Wsadziłeś go do pudła na 25 lat! Miałam tyle planów, a ty je zniszczyłeś! Zapłacisz mi za to!

Chwyciła nóż do ręki i zadała mu rany na rękach, aż sączyła się z nich krew. Syknął z bólu, a do tego implant dalej się upominał, by go naładować. Ból był nie do zniesienia, a dziewczyna chciała coś jeszcze zrobić.

Tony: To u was rodzinne. Porywać kogoś. Nie możemy... normalnie... pogadać?

Ze stresu znowu mu się pogorszyło.

Whitney: Żałosne. To nie zmieni bólu, który mi zadałeś. Nie musisz się na mnie mścić, że straciłeś ojca!
Tony: Nie mszczę się
Whitney: Czyżby? To po jaką cholerę tam wtedy przyszedłeś?
Tony: Chciałem znać prawdę
Whitney: I co?  Poznałeś? Jesteś szczęśliwy?!
Tony: Nie! I proszę cię. Zemsta... ci... nie pomoże

Whitney znowu go zraniła nożami, ale tym razem przejechała ostrzem po nogach.
Gdy nastolatka "bawiła się" nożami, Pepper próbowała jakoś znaleźć Tony'ego. W tym celu pobiegła do laboratorium. Szybko wezwała Rhodey'go. Wyjaśniła, co się stało.

Rhodey: Żartujesz sobie? Porwany? No nie. Powiedz mi chociaż, gdzie to się stało?
Pepper:  Przy sklepie. Trzeba się spieszyć, bo musi mieć naładowany implant
Rhodey: A jednak się spotkaliście. I co? Pogadaliście sobie?
Pepper: Mniej więcej tak. Trzeba ją dorwać
Rhodey: Ją? Czyli kogo?
Pepper: Whitney Stane
Rhodey: Zwariowałaś do reszty?! Ona by tego nie zrobiła!
Pepper: Ech... chyba faktycznie jesteście zacofani. Nie widziałeś, jak ona się na niego patrzyła?!
Rhodey: Jakbym nie miał ciekawszych rzeczy do roboty
Pepper: Teraz, to ja się przejmuję, a ty olewasz. Uwierz mi, że ona jest gorsza ode mnie. Ja mam przynajmniej serce i Tony...
Rhodey: Wiem, do czego zmierzasz. Myślisz, że jest w stanie mu wyrwać implant? Przecież ona o tym nie wie

Pepper podeszła do fotela i włączyła namierzanie telefonu z ostatniego połączenia. Łatwo zlokalizowała miejsce. Bez czytania instrukcji potrafiła wysłać zbroję w miejsce współrzędnych.

Rhodey: Jak ty to zrobiłaś?
Pepper: Hmm... no mam ojca z FBI i często się włamuję do bazy. Ten system to łatwizna. Pentagon jest trudniejszy
Rhodey: To co teraz?
Pepper: Lecę tam. Musi dostać łomot ta wariatka. Masz może przenośną ładowarkę?
Rhodey: Zobaczę

Przyjaciel rozejrzał się, szukając odpowiedniego przedmiotu. Na szczęście znalazł.

Rhodey: Jest!
Pepper: Dobre i to. To idę, a ty zostajesz?
Rhodey: Chcę wiedzieć, kto za tym stoi
Pepper: Dalej mi nie wierzysz? A przypomnij sobie, co się ostatnio wydarzyło?
Rhodey: Okej. Teraz to ma sens

Wspólnie ruszyli mu na ratunek. Whitney już kończyła swoje "zabawy". Przejechała ostrzem przez klatkę piersiową, odkrywając implant. Biło od niego słabe światło.

Whitney: A co tu masz? Hmm... może powinnam się tego pozbyć?
Tony: Nie waż się... Whitney... ty taka nie jesteś
Whitney: Wszyscy się zmieniają. Łącznie z tobą. Kiedyś byłeś sobą, a teraz jakaś piekląca się papryczka zawróciła ci w głowie
Tony: To wypadek mnie zniszczył. Już nie... jestem taki... jak kiedyś
Whitney: A myślałam, że coś do ciebie dotrze. Tak, więc żegnaj. I pomyśleć, że cię kochałam, ale to już nie ma znaczenia. Dołączysz do Howarda, bo tak za nim tęsknisz, Żegnaj, Stark

Gdy już miała chwycić ręką, by zniszczyć implant, przez ścianę wbiła się zbroja i strzeliła do niej z repulsora, Pepper zaczęła walczyć z Whitney. Nie chciała jej odpuścić. Rhodey wolał nie przeszkadzać i zająć się uwalnianiem Tony'ego. Rozciął więzy.

Rhodey: W porządku?
Tony: Ech... Prawie
Rhodey: Pepper miała rację, że to Whitney cię porwała
Tony: Zemsta... i nic więcej
Rhodey: Będzie dobrze

Podpiął mu ładowarkę do implantu i położył go ostrożnie na ziemi. Pepper używała mocnych kopniaków, aż zdołała zrzucić maskę z jej twarzy. Whitney chciała ją zranić nożami, ale ich również została pozbawiona. Ruda wymierzyła ostatnie ciosy pięściami po twarzy z całej siły.

Pepper: Spadaj do Europy i mi się nie pokazuj na oczy. Zabiję cię, jak jeszcze raz coś mu zrobisz albo komukolwiek z nas!

Uderzyła nogą w jej twarz i upadła. Pepper podeszła do chłopaków. Zajęła się opatrywaniem ran.

Tony: Moja bohaterka
Pepper: To małpa nie ma prawa cię tknąć.Inaczej będzie miała do czynienia ze mną

KONIEC AKTU XX

---**---

Dobra. Kolejny akt za nami. Pozostało 10. Ps: Whitney nie ma spiczastych piersi, jak pachołki :D Kolejna nn wkrótce.

AKT XIX: Uczucia

5 | Skomentuj

Pepper potrafiła żartować ze wszystkiego, co jej się podobało. Nawet z takiego zagrożenia, jak Whiplash. Po skończonym ładowaniu, Tony wrócił do domu. Usiadł w pokoju i znowu pochłonęły go godziny na przeglądaniu plików z Stark International. Na początku były same raporty i projekty, co nie wzbudzało podejrzeń, ale folder Projekty Specjalne go zaintrygowały. Odkrył w nim schematy glebożerów i wszystkich jego wynalazków z schematem zbroi Mark I.

Tony: Jak to możliwe, że ma Mark I?! Nikomu nie dawałem tego, ale... miałem je przy sobie w samolocie... Nie! To nie wina Stane'a, że zmarł mój ojciec. To JA jestem winny!

Chłopak zaczął się obwiniać, że to schematy zbroi były od początku celem Stane'a. Chociaż łysielec chciał władać firmą i robić, co mu się podoba, a jego plany pokrzyżowali Starkowie. Tony próbował coś jeszcze znaleźć i jedynie, na co natrafił, to na wynalazki ojca. Wszystkie z planem zmiany dla wojskowego zbrojenia.

Tony: Skąd Stane wiedział?!
Rhodey: Może cię obserwował?

Rhodey ujawnił się i wszedł do pokoju. Przyznał, że krzyki go zaniepokoiły i nie wiedział, co się z nim dzieje.

Tony: Długo tu stoisz?
Rhodey: Odkąd zacząłeś drzeć mordę. Nie wiem, czy wiesz, ale mama zaraz wróci z pracy. Jeśli chcesz się na czymś wyżyć, rób to po cichu. Chyba nie chcesz, by się dowiedziała?
Tony: Przepraszam, ale to moja wina z tym wypadkiem. Gdybym nie zbudował tej przeklętej zbroi, mój tata, by nie zginął
Rhodey: Gdybyś jej nie zbudował, ludzie w pociągu staliby się jedynie wspomnieniem. Uratowałeś ich
Tony: Masz rację, Rhodey. Przepraszam
Rhodey: Nie masz za co. Zajmij się czymś, a firmę zostaw
Tony: Myślisz, że zarząd nie będzie robić takich wybryków z bronią?
Rhodey: Będziesz pełnoletni i coś zmienisz. Na razie zajmij się szkołą. Będzie dobrze i nie martw się. Jakbyś chciał pogadać, po prostu do mnie przyjdź
Tony: Wiele ci zawdzięczam i nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć. Chyba, że poświęceniem

Rhodey zostawił go w pokoju. Na dworze nadal padał deszcz. Tony zamknął pliki firmy i nie chciał do nich wracać. Miał spotkać się z Pepper. Jej, co sekundowe SMS- y przypominały mu o tym.
Nadeszła godzina ich spotkania o 18:00. Spotkali się w parku. Byli ubrani, jak na co dzień, więc trudzić się z jakimiś zmianami nie musieli. Pepper była o wiele wcześniej. Gdy już widziała, jak się zbliża, chciała się wycofać. Walkę toczyły serce i rozum. Chciała jeszcze mu zniknąć z oczu, ale było już za późno. Ich spojrzenia się spotkały. Usiedli na ławce, aż ruda zaczęła myśleć, by spróbować tej ucieczki. Bała się, jak zareaguje na jej wyznanie.

Tony: No to jesteśmy. Sami, jak chciałaś. Co teraz?
Pepper: Musimy sobie coś wyjaśnić. Po pierwsze: zapomnijmy o dawnych urazach
Tony: Mówisz o tym, jak mi groziłaś i chciałaś mnie zrzucić z dachu?
Pepper: Hahaha! Tak. Po drugie: zacznijmy od początku. Powiedzmy, że bez głupich scen
Tony: Co masz na myśli?
Pepper: Nie porywaj mnie i nie rób głupstw
Tony: Hahaha! Niestety nie mogę ci tego obiecać
Pepper: A to niby czemu?
Tony: Przez to, co mam w sobie
Pepper: Aaa... to kółeczko?
Tony: Implant
Pepper: Kółeczko
Tony: Pepper, to jest implant
Pepper: Eee... świecące kółeczko?
Tony: Implant, To jest implant
Pepper: A dobra. Mniejsza z tym

Rozbawiło go to, jak mówili o czymś, bez czego nie może żyć. Gdy spojrzał z perspektywy rudej, przyznał jej, że ma świecące kółko, które głównie było powodem głupich zachowań. Z tym łączyła się nowa tożsamość. Iron Mana.

Tony: Dobra. To zacznijmy od początku. I mów sobie, jak chcesz na implant. To co dalej, Patricio?
Pepper: Nie śmiej się, bo ci wybiję te perełki!
Tony: Dobra, dobra. Tylko bez takich. Mogę wiedzieć, skąd w tobie taka zmiana?
Pepper: W sensie?
Tony:W sensie, że się martwiłaś. Wierzę Rhodey'mu, jak mało komu. Nie kłamał, tak?

Pepper pocałowała go w usta spontanicznie. Geniusz poczuł się nieswojo. Nie wiedział, co może zrobić i ta niepewność budowała niepokój.

Tony: Pepper?
Pepper: Masz odpowiedź. To jest dowód, że się zmieniłam
Tony: Czyli ty mnie bardzo lubisz?
Pepper: Ale z ciebie geniusz, Tony. Boisz się powiedzieć tego słowa na k?
Tony: Po prostu nie mogę w to uwierzyć
Pepper: To uwierz, Ja... cię ... kocham. Dotarło?
Tony: Chyba
Pepper: No nie chyba, a na pewno

Tony był zmieszany. Nie przewidział takiego obrotu spraw. Żeby utwierdzić się dodatkowo w przekonaniu, sam chciał ją pocałować. Jednak ruda mu na to nie pozwoliła. Już był przy niej blisko i strzeliła go w policzek z "liścia".

Tony: Au! Pepper!
Pepper: Nawet mi nie próbuj
Tony: Skoro mnie kochasz, czemu cię nie mogę pocałować?
Pepper: Bo nie
Tony: Trudno cię rozgryźć, wiesz?

Nagle zadzwonił ktoś na jego telefon. Odrzucił połączenie od Whitney.

Tony: Może... skończmy tę maskaradę? Myślałem, że pogadamy normalnie
Pepper: A nie gadamy? Kogo tak olewasz?
Tony: Nieważne

Dla Pepper to nie była odpowiedź. Od razu wyrwała mu telefon z ręki, przeglądając ostatnie połączenia. Nie była zachwycona, widząc nazwę kontaktu. Nie miała zielonego pojęcia, że Tony znał Whitney o wiele wcześniej. Jednak nic nie było między nimi poważnego. Ruda źle to zrozumiała.

Pepper: Chyba się wygłupiłam, skoro jesteś zajęty
Tony: Pepper, ja...
Pepper: Lepiej już wracaj do swojej blondi, a mnie zostaw w spokoju

Gdy już chciała odejść, chwycił ją za ręce, by nie uciekła. Patrzyli sobie w oczy.

Tony: Pepper, ona jest tylko moją znajomą. Nie traktuję jej na poważnie. Ja ciebie kocham
Pepper: Czy ty ze mną w coś pogrywasz?
Tony: Skąd taki pomysł?!
Pepper Starałeś się o Whitney i ci nie wyszło, a teraz znalazłeś sobie kolejną ofiarę
Tony: Myślałem, że tylko ja mam teorie spiskowe
Pepper: Dobra. Prosto z mostu. Zależy ci naprawdę na mnie, czy masz gdzieś?
Tony: Martwiłem się o ciebie, gdy Maggia cię zaatakowała. Nadal się martwię, a ty czujesz to samo, tak?
Pepper: No tak

Tony przytulił Pepper, aż się zarumieniła. W oku zakręciła się jej łza. W jednej chwili przypomniała sobie ostatnie niemiłe wydarzenia, jakie miały miejsce przez Stane'a. Niespodziewanie odezwało się przypomnienie. Ukrywał ból i trzymał go w sobie. Ona nie dała się oszukać.

Pepper: Powinieneś już iść. Mam nadzieję, że moja teoria się nie sprawdzi
Tony: O to się nie musisz martwić. Obiecuję... że... do tego nie dojdzie

Pepper cmoknęła go w policzek.

Pepper: Spróbuję ci zaufać. Odprowadzę cię do domu

Podparł się o nią, by nie upaść. Co kolejną minutę czuł się coraz gorzej, ale przy niej miał zapewnione bezpieczeństwo.

KONIEC AKTU XIX

---**---

Coś za szybko nam idą te scenariusze, ale nieważne, Ważne, że czytacie. Jak zwykle ruda nie da sobie niczego wmówić, ale sama tworzy dziwne teorie. Macie pytania? Kolejna notka niebawem :)

© Mrs Black | WS X X X