Part 108: Druga runda cz.2

0 | Skomentuj

**Pepper**

Po jakiś dwóch godzinach dojechałam na miejsce. Maluchy same odpięły pasy, wychodząc z auta. Były na tyle samodzielne, że ze wszystkim już potrafiły dać sobie radę. Weszliśmy do szpitala, a o Tony'm, czy Rhodey'm nikt nic nie mówił. Na szczęście dzieciaki dorwały Victorię, jak ledwo wyszła z jakiejś sali.

Lily: MAMA!
Pepper: Widzę, Lily... Witaj, Victorio
Dr Bernes: Dobrze was widzieć. Jak tam się czuje nasz aniołek?
Lily: Dobrze, a tatuś?
Dr Bernes: Nie wiem. Nawet nie miałam pojęcia, że tu jest. Zapytajmy Ho

Poszliśmy razem z nią do gabinetu dr Yinsena. Było pusto, więc ostatni możliwy trop byłby oddział cyberchirurgii. Tak... Jest tam. A Tony? Rozglądałam się, szukając męża. Niepodziewanie z sali wyszedł specjalista.

Dr Bernes: Cześć, Ho. To prawda, że leży tu gdzieś Tony?
Dr Yinsen: Tak. Jest już po operacji i na razie jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo
Pepper: Co się stało?
Dr Yinsen: Jakaś walka Iron Mana. Tyle mi wiadomo. Chcesz się z nim zobaczyć?
Pepper: Tak. Proszę mnie tam zaprowadzić
Dr Bernes: To ty go odwiedź, a ja dopilnuję twoje maluchy
Pepper: Czy to...
Dr Bernes: Nie. Żaden problem
Pepper: Dziękuję
Dr Bernes: Nie ma za co

Uśmiechnęła się, prowadząc dzieci do swojego gabinetu. Niepewnie przeszłam przez drzwi do sali, gdzie leżał Tony. Był podłączony do różnych urządzeń wraz z kardiomonitorem, zaś na ustach miał maskę tlenową. Wyglądał na takiego spokojnego, ale o Rhodey'm nie powiedziałabym tego samego.

Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Nie, bo jak ma być dobrze, skoro Tony ledwo żyje, a Andrew popełnił samobójstwo?
Pepper: Poważnie? I to wszystko wina Kontrolera?
Rhodey: Stąd pewnie rozłączył komunikację z tobą. Ty nawet nie masz pojęcia, jaki to był horror. Wiesz, że zabiłem Kontrolera?
Pepper: Należało się sukinsynowi. Nie martw się. Nikomu nie powiem, bo sama mam dwie zbrodnie na sumieniu. Przez to, jak wtedy Lily została porwana, zabiłam Whitney, która była temu winna
Rhodey: I jak się z tym czujesz?
Pepper: Normalnie. Ci, którzy chcą skrzywdzić moją rodzinę, będą mieli ze mną do czynienia
Rhodey: Czyli uważasz, że dobrze zrobiłem?
Pepper: Jak dla mnie, to tak... Co mówił lekarz o Tony'm?
Rhodey: Że żyje i bez mojej szybkiej reakcji, mógłby umrzeć

Nagle zauważyłam, jak rusza dłonią a później lekko uniósł powieki. Nie mogliśmy go denerwować, więc nic mu nie mówiliśmy o walce. Jego serce biło tak słabo. Musimy uważać, co mówimy, by nie doszło do ataku. Chwyciłam Tony'ego za rękę, całując w nią.

Pepper: Nic nie mów, Tony. Musisz odpoczywać
Rhodey: Dobrze cię widzieć żywego. Pogadamy, jak wydobrzejesz
Pepper: Tony, spokojnie. Śpij

Cmoknęłam go w policzek i wyszłam z sali zawołać lekarza.

**Rhodey**

Ledwo się obudził i znowu zasnął. Potrzebował odpoczynku, skoro cudem wyrwał się ze szponów śmierci. Jednak coś było nie tak. Puls był nierówny. Od razu wybiegłem, wołając specjalistę, ale Pepper zdołała mnie wyprzedzić, bo szedł w moją stronę.

Dr Yinsen: Pepper mówiła, że się obudził
Rhodey: Tak, ale coś się dzieje
Pepper: Rhodey?
Dr Yinsen: Co dokładnie?
Rhodey: Coś z sercem

Szybko pobiegł do sali, analizując sytuację na kardiomonitorze. Kazał nam wyjść. Nie wiedziałem, co się dzieje. Pepper miała ochotę płakać i musiałem ją uspokoić. Była roztrzęsiona tym, co się działo z Tony'm.

Pepper: Uratuje go, prawda?
Rhodey: Będzie dobrze. Nie bój się. Tony to twardziel. Wszystko się jakoś ułoży
Pepper: Mam nadzieję

Czekaliśmy przed salą, licząc na poprawę sytuacji. Tak byłem zamyślony, że nie zauważyłem, jak Lily biegnie z Mattem po korytarzu. Biegli w naszą stronę. Dziewczynka bez wahania wparowała do jego sali. Lekarka jej nie zatrzymała.

Dr Bernes: Chyba chciała się z nim zobaczyć
Pepper: Martwi się
Dr Bernes: W końcu jest jego córką, a Matt woli się bawić, by zapomnieć o tym, co się wokół niego dzieje

**Lily**

Weszłam do sali taty. Nie wiedziałam, co było grane. Doktorek go badał i podał mu jakieś leki do kroplówki. Powoli podeszłam do łóżka. Chwyciłam ojca za rękę, by czuł, że jestem przy nim.

Lily: Co z tatą?
Dr Yinsen: Śpi. Dostał leki i powinien poczuć się lepiej. A ty? Jak się czujesz?
Lily: Dobrze

Już minęło kilka dni, że mówiłam bezbłędnie, co znaczy, że jeszcze trochę i pójdę do szkoły. Niestety czułam, jak jego serce bije słabo. Doktorek starał się mnie uspokoić, ale nie byłam taka pewna, czy faktycznie nie było powodów do zmartwień.

Lily: Musi być dobrze
Dr Yinsen: Spokojnie. Zrobiłem wszystko, by wrócił do zdrowia. Reszta pozostała w jego rękach
Lily: A kiedy wróci do domu?
Dr Yinsen: Na razie potrzebuje odpoczynku
Lily: Ale, co mu jest? Nikt nic mi nie mówi!
Dr Yinsen: Nie denerwuj się, bo znajdziesz się w tej samej sytuacji, co twój ojciec
Lily: Bo się zdenerwował?
Dr Yinsen: Jesteś jeszcze dzieckiem i możesz nie wszystko zrozumieć, choć ty jesteś mądrą dziewczynką
Lily: Proszę mówić. Na pewno zrozumiem
Dr Yinsen: No dobrze. Chodzi o to, że przez zbyt silny stres, implant źle działa, przez co nie może prawidłowo funkcjonować. Ty też masz implant, więc ci mówię, jakie są skutki
Lily: A mama wie?
Dr Yinsen: Dowie się i nie martw się, Lily. Szybko wróci do zdrowia... Chcesz przy nim zostać?
Lily: Tak
Dr Yinsen: Muszę porozmawiać z twoją mamą. Zaraz przyjdę. Gdyby coś się działo, powiedz mi lub komuś, kto będzie w pobliżu
Lily: Dobrze

Zostałam przy tacie, trzymając go ciągle za rękę. Bałam się, że szybko do domu nie wróci, a doktorek jedynie kłamał.

Part 107: Druga runda cz.1

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Leciałem najszybciej, jak się da, by zdążyć na czas, nim jego serce przestanie bić. Na szczęście dość szybko znalazłem odpowiedni szpital. Wbiegłem w zbroi, szukając odpowiedniego specjalisty.

Rhodey: Potrzebny mi dr Yinsen! Zawołajcie go! Szybko!

Byłem przerażony stanem Tony'ego. Ciągle miałem przed oczami całą tę akcję, jak Andrew popełnia samobójstwo, a mój przyjaciel próbuje zabić Kontrolera, ale upada, a ja kończę cały ten horror jedną bronią.
Czekałem, aż ktoś się nim zajmie i to czekanie trwało kwadrans. Pani z recepcji prosiła o cierpliwość, lecz jego stan był na tyle poważny, że... No właśnie. Musiałem sprawdzić, czy nadal żyje. Nie czułem pulsu. Szybko zdjąłem zbroję, którą odesłałem do zbrojowni, by zająć się ratowaniem przyjaciela.

Rhodey: No dalej, Tony. Trzymaj się. Nie umieraj mi tu!

Udrożniłem drogi oddechowe, rozpoczynając uciskanie klatki piersiowej. Czułem, że nikt mi nie pomoże. Musiałem sam działać. Nie poddawałem się. Dalej starałem się go ocalić. Na chwilę przerwałem, sprawdzając, czy jest poprawa. Niestety, ale nadal bez zmian. Cholera! Co robić? Sprawdziłem też implant, który... nie działał. No pięknie. Gorzej być nie może. Wznowiłem czynności ratownicze, aż do moich uszu dotarł znany głos.

Dr Yinsen: Ktoś mnie wołał?
Rhodey: No nareszcie. Co tak długo?!
Dr Yinsen: Przeprowadzałem skomplikowaną operację... W jakim jest stanie?
Rhodey: Umiera
Dr Yinsen: Spokojnie, Rhodey. Już się nim zajmuję

Chwycił go z podłogi, zabierając na salę operacyjną. Pobiegłem za nim i usiadłem przed blokiem, czekając na zakończenie operacji. Bałem się, że coś pójdzie nie tak, a na złość dzwoni Pepper. No odbiorę. Powiem, co ma wiedzieć.

Rhodey: Właśnie miałem zamiar do ciebie dzwonić
Pepper: Taa... Akurat... Lepiej mów, co jest grane, bo przyjdę i ci przywalę, że szybko się nie pozbierasz! Czemu zbroje wróciły puste? Co się stało?!
Rhodey: Przyjedź do tego samego szpitala, co zawsze
Pepper: Rhodey?
Rhodey: I co? Dalej chcesz mnie zabić?
Pepper: Już do was jadę. A żyjecie?
Rhodey: Ja tak, ale Tony...
Pepper: Kontroler coś mu zrobił?!
Rhodey: Nie krzycz, tylko przyjedź bez dzieci
Pepper: Nie mam, z kim je zostawić. Będą ze mną... Aha! I wiem, że mieliśmy dobrą jakość rozmowy, więc wy na złość się rozłączyliście?
Rhodey: Pepper, jak chcesz tu przyjechać, to teraz, a później ci powiem, do czego doszło
Pepper: Bardzo z nim źle?
Rhodey: Yinsen go operuje
Pepper: Boże! Ale to... Kontroler?
Rhodey: Dowiesz się wszystkiego, jak pogadamy

Rozłączyłem się i nieco odetchnąłem z ulgą, że powiedziałem jej o tej akcji. No prawie, ale niebawem pozna wszelkie szczegóły.

**Ho**

Operowałem go już ponad trzy godziny. Zdołałem przywrócić krążenie, ale implant nadal źle funkcjonował. Mówiłem mu tyle razy, że stres jest dla niego zabójczy i znowu mnie nie słucha. Sprawdziłem, jaką wadę ma mechanizm. Jedynie zauważyłem, jak źle działa przez błędne ustawienia urządzenia przy funkcji podtrzymywania życia. Postanowiłem zresetować ustawienia implantu i uderzyłem z defibrylatora o średniej mocy. Teraz pozostało czekać... O! Jest! Całe szczęście. Odczyty na kardiomonitorze były słabe, ale pokazywały, że żył.

Dr Yinsen: No to wróciłeś do nas. I tym razem będę miał na ciebie oko

Zabrałem go na cyberchirurgię. Już myślałem, że sam nie dam rady. Gdy wyjechałem z łóżkiem z sali, Rhodey mnie zaczepił, licząc na informacje. To był dziwny dzień, bo każdy lekarz był zajęty, a nawet Victoria. Musiałem sobie poradzić sam.

Rhodey: I co z nim?
Dr Yinsen: Żyje. Gdyby nie twoja szybka reakcja, nie zdołałbym nic zrobić
Rhodey: A czemu nie ma innych lekarzy? Co się stało?
Dr Yinsen: Sam nie wiem. Może są bardzo zajęci, ale na szczęście dałem radę... Pepper już wie?
Rhodey: Przyjedzie i się dowie. A mogę być przy nim?
Dr Yinsen: Tak, ale go nie denerwuj, gdyby się obudził... Czy wyście mieli jakąś akcję Iron Mana?
Rhodey: Tak jakby, lecz on nie walczył w zbroi
Dr Yinsen: Samobójca
Rhodey: To samo mu powiedziała FRIDAY
Dr Yinsen: FRIDAY?
Rhodey: Jego komputer

Pozwoliłem Rhodey'mu być przy Tony'm. Zabrałem chłopaka na cyberchirurgię, gdzie będę mógł obserwować działanie implantu. Znowu miał więcej szczęścia, niż rozumu. Mimo bycia ojcem, ciągle zachowuje się tak samo.

**Tony**

Widziałem, jak mijam całe swoje życie. Tak ma być? Przed śmiercią mam zobaczyć to, co przeżyłem? Każde wspomnienie, jakie wiąże się z danym wydarzeniem?

**Pepper**

Było już tak późno, ale musiałam zobaczyć się z Tony'm i dowiedzieć się od Rhodey'go o całej walce z Kontrolerem. Zabrałam maluchy, a jako, że były duże, łóżeczka transportowe stały się zbędne. Wzięłam je na ręce, wychodząc ze zbrojowni. Pojechałam autem do szpitala. Lily jako jedyna wyglądała na bardzo zmartwioną całą sytuacją.

Pepper: Nie martw się, Lily. Wszystko będzie dobrze
Lily: Nie! On cierpi
Pepper: Czemu tak mówisz?
Lily: Widziałam, jak z nim źle... Mamo? Będzie żyć?
Pepper: Na pewno będzie
Matt: Bruum! Brum, bruum!
Pepper: Tylko ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji?
Matt: Bawię się. To źle?
Lily: Głupek
Matt: Małpa
Pepper: Ej! Przestańcie. Bądźcie poważni. Wasz tata miał wypadek i może z tego nie wyjść

Part 106: Błąd

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie wiem, jak to Rhodey widział, ale nie będę walczyć z moim przyjacielem. Przyleciałem go uratować, a nie próbować swoich sił w walce, dlatego zdjąłem zbroję. Andrew nadal mnie atakował, okładając pięściami, bo przez chwilę zapomniał o swojej broni. Muszę mu jakoś uświadomić, że nie jest pod niczyją kontrolą. Starałem się go trzymać z daleka, broniąc jedynie rękami.

Tony: Andrew, spójrz na mnie! Przypomnij sobie, kim jesteś. Pamiętasz, że masz rodzinę?
Andrew: Przestań!
Tony: Nie będę z tobą walczył
Andrew: A ja nie przestanę, dopóki z tobą nie skończę
Tony: Andrew, proszę cię! Przypomnij sobie!
Rhodey: Tony, to nic nie da. Trzeba zniszczyć hełm!

Znowu zaczął strzelać do Kontrolera, a marionetka wciąż trzymała się w pobliżu. War Machine starał się zniszczyć jego "zabawkę", ale ciągle się chronił Andrew. Nie zwracał na to uwagi, używając całego arsenału. Wciąż trzymał furię przez wcześniejsze porwanie ojca? Rhodey, ja ciebie nie poznaję.

**Rhodey**

Tak długo czekałem, by się zemścić za to, co zrobił mojemu ojcu. Gdyby nie on, nie pałałbym taką nienawiścią, bo zawsze planowałem swoje kolejne posunięcie. Jednak tu cel był prosty. Zemsta. Gdy Kontroler był już zbyt pewny swojej wygranej, Andrew znajdował się od niego dalej, że bez problemu strzeliłem repulsorem w jego hełm. I o to mi chodziło. Tracił władzę nad przyjacielem Tony'ego. Teraz mógł mu próbować przywrócić pamięć.

Kontroler: Andrew, zastrzel go! Słyszysz? Rozkazuję ci zabić Starka! Zrób to!
Rhodey: Uszkodziłem twój hełm. Straciłeś nad nim kontrolę
Kontroler: Andrew, zabij Tony'ego Starka! Na co czekasz? Zrób to teraz!

Tony, pospiesz się, bo Kontroler się nie poddaje.

**Tony**

Już nie miałem farta, bo znowu mierzył do mnie z pistoletu, lecz wahał się, czy pociągnąć za spust. On walczy! Podniosłem ręce na znak kapitulacji, czekając na rozwój wypadków.

Tony: Andrew, proszę cię. Przypomnij sobie o Rachele. Jest twoją żoną, pamiętasz? I masz syna Steve'a. Czy dla nich jesteś w stanie się zmienić? Nikt cię nie kontroluje. Proszę cię, odłóż broń i wróćmy do domu
Andrew: Przykro mi, ale muszę to zrobić
Kontroler: Tak. Zrób to!
Rhodey: Zamknij się!

Uderzył go z rękawicy, że lekko się zachwiał. Moja ostania nadzieja. Musi pamiętać swoich najbliższych lub samych przyjaciołach.

Tony: Andrew, a mnie pamiętasz? Pomogłeś mi w terapii z lękami
Andrew: T... Tony... Ja... Przepraszam... Musimy się pożegnać
Tony: Nie! Nie rób tego!
Andrew: Żegnaj, Tony. Byłeś moim przyjacielem

Chwila... Czy on przypomniał sobie, kim jest? To dlaczego prosi o wybaczenie i się żegna? Nie! On przyłożył sobie broń do skroni, trzymając za spust. Andrew, nie rób tego.

Tony: Andrew, proszę. Odłóż broń
Andrew: Przykro mi
Tony: ANDREW!

Nastąpił strzał, a mój krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Odzyskał kontrolę, by nie został na nowo wykorzystany. W jednej chwili poczułem zarazem wściekłość, jak i przerażenie tym, co się stało na moich oczach. Niepotrzebnie zdejmowałem zbroję, bo mogłem mu odebrać broń przez jeden strzał z repulsora. Ach! Głupi ja! Teraz już nic nie zrobię. Przegrałem.

Kontroler: Widzisz, Stark? Przez ciebie każdy musi cierpieć, bo jesteś Iron Manem
Tony: Ty gnido! Zabiję cię, draniu!

Chwyciłem za pistolet, biegnąc z furią w jego stronę. Kiedy w niego wycelowałem, czułem szybkie bicie serca. Ta adrenalina, która w ułamku sekundy ulotniła się. Nagle zatrzymałem się przez silny ból przy implancie. Krzyknąłem, padając na podłogę. Cholera! Było tak blisko. Mogłem zabić Kontrolera, ale moje serce nie wytrzymało tego wszystkiego. Wzrok miałem zamglony i z trudem oddychałem.

Kontroler: I co, Iron Manie? Taki z ciebie bohater, że pokonała cię druga słabość. Wygrałem, prawda? Pokonałem cię
Rhodey: Zapomniałeś o mnie jeszcze, dupku. To za ojca! Za to, co mu zrobiłeś!

Może obraz był niewyraźny, ale usłyszałem dźwięk przeładowania karabinu ze zbroi War Machine. Poza tym zdołałem też wychwycić krzyk Kontrolera, który przebił się przez ten hałas. Zabił go bez namysłu. Nie spodziewałbym się, że posunie się do czegoś takiego. Gdy skończyła się mu amunicja, ciało wroga padło z hukiem na podłogę. Wyglądało podobnie, jak Duch pokonał Hummera, lecz tu było więcej dziur. Rhodey przez chwilę patrzył na to, czego dokonał, a później podbiegł do mnie. Podobno, jak się umiera, widzi się twarze swoich dzieci. Chyba mogę potwierdzić te wierzenia. Czułem, że to mój koniec. Jego rękę miałem pod głową, zaś drugą trzymał przy implancie. On też nic nie zrobi. Śmierć jest nieunikniona.

Tony: W końcu... nadeszła... sprawiedliwość, prawda? Przepraszam... że musiałeś... go zabić
Rhodey: Nie musisz mi tego mówić, Tony... Tony, słyszysz mnie? Tony!

Zamknąłem oczy, pogrążając się we wspomnieniach o dzieciach. Widziałem ich twarze, a później była jedynie ciemność.

**Rhodey**

Cholera! Jest z nim kiepsko. Na pewno to wina stresu, choć zawsze jakoś się trzymał. A teraz? Nie słyszałem bicia jego serca.

Rhodey: FRIDAY, pełny skan medyczny

<<Nastąpił arak serca, przez co implant nie działa prawidłowo i doszło do utraty przytomności>>

Rhodey: Niedobrze. Muszę się pospieszyć, bo w każdej chwili jego serce może przestać bić!

Od razu chwyciłem go, lecąc do szpitala, gdzie lekarze będą w stanie mu pomóc. Poprosiłem FRIDAY, by zabrała pustą zbroję Tony'ego do zbrojowni. Pepper pewnie będzie w szoku, ale później jej powiem, co się stało. Najpierw muszę oddać Tony'ego w odpowiednie ręce. Ktoś, kto go ocali po raz kolejny.

Part 105: Ryba łapie haczyk

0 | Skomentuj
Controller 4
**Pepper**

Tony walił w panel, jakby FRIDAY coś mu zrobiła. Miałam wrażenie, że zaraz zrobi największą głupotę świata. Nie rozumiałam jego zachowania. Przecież nie powinien być zdenerwowany, skoro jedynie był na mieście.

Pepper: Tony, uspokój się
Rhodey: Chłopie, weź w tak to nie wal. Co ona ci zrobiła?
Tony: Nic!
Pepper: To przestań krzyczeć! Mów, co jest grane?
Tony: Chodzi o Andrew... Zaginął
Pepper: Skąd wiesz?

Znowu walnął w to samo miejsce, lecz z większą siłą. Był wściekły, ale czemu? Czyżby spotkał się z nim i... Nie rozumiem, a nie mógł się denerwować, by nie mieć ataku. Chciał nam coś powiedzieć, ale koś zadzwonił na numer Tony'ego. Natychmiast odebrał i był przerażony. Nawet Rhodey dawno nie widział go w takim stanie. Co się dzieje?

Tony: Dlaczego to robisz?! DLACZEGO?

Rzucił telefonem o ścianę, aż lekko go ścisnęło przy implancie. Od razu go przytuliłam najsilniej, jak się da, by mi nie uciekł. Bałam się, że coś sobie zrobi.

Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Przepraszam... Zdenerwował mnie... telefon. I to... nie byle jaki, bo od Kontrolera
Rhodey: Zgaduję, że chcesz go znaleźć?
Tony: Podał mi miejsce spotkania
Pepper: Nie! Ja cię nigdzie nie puszczę! Słyszysz? Nie puszczę!
Tony: Jestem Iron Manem. Moim zadaniem jest ratowanie ludzi, a Andrew to przyjaciel. Nie mogę go zostawić, gdy jest zagrożone jego życie... FRIDAY, jak daleko jest Kontroler?

<<2 godziny>>

Pepper: FRIDAY, nie!

<<Pomagam mu, bo tak trzeba>>

Rhodey: Nie martw się, Pepper. Polecę z nim
Tony: Nie! Nie chcę, żebyś ryzykował. To moja wina, więc będę sam walczyć

<<Jesteś samobójcą>>

Tony: Co? Teraz jesteś przeciwko mnie? Zdecyduj się

**Tony**

Po długiej kłótni, a raczej próbie negocjacji z przyjaciółmi, zabrałem War Machine na akcję ratunkową. Jednak wolałbym nikogo więcej nie narażać. Jeśli przeze mnie znowu ktoś umrze, jak Ivan Vanko, nie wybaczę sobie, że dałem żyć mordercy. Pożegnałem się z Pep, obiecując powrót. Tylko, czy na pewno wrócę? Nie byłem przekonany, co do tych słów.
Po dwóch godzinach dotarliśmy ma miejsce. Musieliśmy uważać na zastawione pułapki.

Tony: Wybacz, że na was nakrzyczałem
Rhodey: W porządku. Rozumiem cię. Czułem się podobnie, jak Kontroler porwał mi ojca
Tony: Wiesz, co się z nim dzieje?
Rhodey: Leży nadal w Jersey i dochodzi do siebie. Musi jedynie odpoczywać, a wróci do domu... A ty dobrze się czujesz? Pamiętaj, że masz się nie denerwować
Tony: Jest okej. Gdyby coś się działo, znasz procedury?
Rhodey: Znam. I pomyśleć, że obiecałeś jej powrót w jednym... Chwila... Tam ktoś jest
Tony: FRIDAY, skan otoczenia

<<Wykryłam dwie osoby. Obie są żywe>>

Tony: No raczej nie chciałbym walczyć z zombie

Rozejrzeliśmy się po opuszczonym magazynie, bo stamtąd dochodził sygnał. Ostrożnie szliśmy przed siebie, szukając Andrew oraz Kontrolera. Wciąż pusto. Poza skrzyniami pełnych nielegalnej broni nie było tu nic ciekawego.

Rhodey: Może FRIDAY się pomyliła?
Pepper: Chłopaki, nie poddawajcie się. Tam na pewno ktoś chodzi. Uważajcie na siebie
Tony: Przecież dobrze wiemy, z kim trzeba walczyć
Pepper: Macie wrócić cali i zdrowi. Rozumiecie?
Tony: Pepper, coś cię przerywa. Skontaktujemy się z tobą po akcji
Pepper: Tony!

<<Komunikacja wyłączona>>

Rhodey: Czemu to zrobiłeś?
Tony: Nie będę jej dawać złudnej nadziei, że wrócimy
Rhodey: Eee... Tony?
Tony: Nawet mi nie mów, że źle robię
Rhodey: Tony!
Tony: Co?!
Rhodey: Chyba nie musimy już ich dłużej szukać
Tony: Hę?

Zauważyliśmy Andrew, ale nie był sam. Za nim szedł Kontroler, który miał na sobie hełm, co oznaczało, że kogoś musiał kontrolować. O nie! Nie! On jest pod wpływem jego urządzenia. Cholera! Musimy coś zrobić! Był bezwolny. Nie chciałem z nim walczyć. Zatrzymałem się, mierząc w wroga, ale Andrew stanął mi na drodze.

Tony: Puść go wolno!
Kontroler: Ja? A to niby czemu? Myślisz, że po co go porwałem? Jest jedną z twoich słabości. Tak zwani przyjaciele, prawda? Walcz. Iron Manie, jeśli chcesz wygrać. Andrew, ty masz go zniszczyć!
Andrew: Tak, panie
Tony: Rhodey, nie możemy z nim walczyć
Rhodey: Ale musimy. Przykro mi
Tony: War Machine, nie! To nie taki miał być plan!

Musiałem jakoś powstrzymać Andrew bez robienia mu jakiejkolwiek krzywdy. Przecież ma rodzinę tak samo, jak ja. Musi do nich wrócić. Nagle zaczął strzelać bronią w pancerz, ale przecież na takie ataki byłem odporny. Zwykły pistolet. Nic mi nie zrobi.

Tony: Andrew, przestań! Nie chcesz tego! Proszę cię! Spójrz na mnie!

Odsłoniłem hełm, by widział moją twarz, żeby sobie przypomniał, kim jestem. Jednak na nic. Nie udało się. Dalej atakował, a Rhodey walczył z Kontrolerem, który nadal bronił się swoją marionetką. Byłem bezradny. Zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie, co mógłby zrobić Iron Man. Pozbawiłem siebie zbroi, pozwalając na wszelkie jego ataki.

Part 104: Porwanie

0 | Skomentuj

**Tony**

Kompletnie byłem zamyślony, że nie usłyszałem wołania Lily. Przed chwila widziałem, jak zasypia. Czemu się obudziła? A! Matt biega po całym pomieszczeniu bez zmęczenia, śmiejąc się, zaś Pepper próbowała go złapać.

Lily: Boli?
Tony: Lily, śpij
Lily: Nie umiem
Tony: Dlaczego? Musisz zasnąć, by mieć siły na zabawę
Lily: Ale Matt wariuje
Tony: No tak. Może chcesz przenieść się do cioci Roberty?
Lily: Nie
Tony: No dobrze
Lily: Ale boli cie?
Tony: Co ma boleć?
Lily: To

Wskazała na implant i jako jedyna wiedziała, że coś było ze mną nie tak. Nie chciałem nikogo martwić. Skłamałem, że czuję się dobrze, aż oberwałem od niej w twarz. Zdecydowanie ma ten charakter mojej rudej.

Lily: Tata, nie kłam
Tony: Nie chcę cię martwić. Po prostu powinnaś skupić się na sobie. A ty się dobrze czujesz?
Lily: Tak. Lepiej
Tony: Cieszę się i wybacz, że musisz przechodzić przez ten sam ból, co ja
Lily: To nie twoja wina. Nikogo, a bracisiek mnie lubi. Ty teś maś go lubić
Tony: Ja was oboje kocham. Tak bardzo, że jestem w stanie się poświęcić, byście byli bezpieczni
Lily: Tatusiu?
Tony: Tak, słonko?
Lily: Uwaziaj na siebie
Tony: Będę, Lily. Będę

Ucałowałem ją w czoło, trzymając stale w objęciach. Matt dalej biegał, jak diabełek, co przeszkadzało Lily we śnie. Ostrożnie położyłem malutką do łóżeczka, przykrywając kocem, a ładowarkę mogłem odłączyć, bo godzina już minęła. Postanowiłem pomóc Pepper w złapaniu łobuza, zastawiając na niego pułapkę w przejściu do salonu. Czekałem... Czekałem... O! Chyba się zbliża, bo ktoś stłukł wazon. Jest łobuz! Teraz wystarczy go dorwać... Szybki jest, ale zdołałem złapać Matta, by mi nie uciekł.

Matt: Ne!
Tony: Jakie ne? Daj swojej siostrzyczce spać. One tego potrzebuje. Nie rozumiesz?
Matt: Ja sie tylko bawie. Psiujeś wsistko!
Pepper: Dzięki, że go chwyciłeś. Co z Lily?
Tony: Śpi
Pepper: Może ty też powinieneś? Nie wyglądasz za dobrze
Tony: Naładuję implant i będzie po sprawie
Pepper: Mam nadzieję
Tony: Pep, nie martw się. Nic mi nie jest

To czasem boli, by okłamywać najbliższych. Niestety, ale ją muszę utrzymać w niewiedzy. Tak musi być.

**Kontroler**

Chyba muszę zmienić plan. Niech Blizzard siedzi w Vault. Raczej poradzę sobie sam w pokonaniu Starka. Teraz ja mam przewagę, a on dowie się, czym jest ból. Nawet wiem, co zrobić. Hmm... Mam kogoś na celowniku. Iron Manie, już jesteś martwy.

~*Pięć godzin później*~

**Tony**

Wybiła szesnasta. Czekałem na Andrew w pobliskiej kawiarni. Pepper wspomniałem jedynie, że idę na miasto i nic poza tym. Nerwowo zerkałem w każdą stronę, szukając go. Jednak nie musiałem długo czekać, bo zjawił się na czas. Uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie.

Andrew: Witaj. Tony. Dobrze cię znów widzieć
Tony: I wzajemnie. Cieszę się, że wróciłeś do swojej rodziny
Andrew: Ty również. No to opowiadaj, co tam u ciebie?
Tony: Dzięki tobie jakoś walczę z lękami. Daję radę, a dzieciaki broją. Ostatnio chciałem się kochać z Pepper i nam przerwały
Andrew: Hahaha! Nam na szczęście z Rachele nigdy nie przytrafiło się coś takiego
Tony: To masz szczęście... Co zamawiasz?
Andrew: Zwykła kawa. A ty?
Tony: Nie mogę tego pić, więc wezmę gorącą czekoladę
Andrew: No dobra. Pójdę zamówić
Tony: Nie! Ja pójdę, ale najpierw mi powiedz, jak tam ci się żyje?
Andrew: A powiem ci, że bardzo dobrze. Steve wyrósł nie do poznania. Niebawem pójdzie do pierwszej klasy. Twoje maluchy też?
Tony: Jeszcze trochę i będą mogły się uczyć, choć same wiele umieją
Andrew: Nie dziwię się. Heh! To są dopiero szkraby. Nim się obejrzysz, będą ci podwędzać piwo z lodówki
Tony: Steve już tak robi?
Andrew: Haha! Nie, ale raczej, jak podrośnie, może to zrobić
Tony: Ale nie musi... Dobra, idę zamówić to, co trzeba. Na pewno kawa?
Andrew: Tak
Tony: Może coś do jedzenia? Nie krępuj się. Ja stawiam
Andrew: Dzięki, ale jestem świeżo po obiedzie, a kawę wypiję z grzeczności
Tony: Hahaha! No dobrze

Wstałem od stolika, podchodząc do lady, zamawiając zwykłą kawę oraz gorącą czekoladę. Nie musieliśmy długo na to czekać, bo akurat było niewielu klientów. Podziękowałem, płacąc i wróciłem do naszego stolika. Gdy tam wróciłem, coś mi nie pasowało. Andrew zniknął. Jeśli poszedł do łazienki... Z rzeczami? Nie. To niemożliwe. Próbowałem dodzwonić się na jego komórkę. Nie odpowiada. Zacząłem się martwić. Przeprosiłem kelnerkę, wychodząc z kawiarni. Wciąż Andrew nie odbierał ode mnie połączeń. Co się dzieje? Poszukam go w zbrojowni.

**Pepper**

Nareszcie Matt siedział w miejscu. Czekałam na powrót Tony'ego, a zamiast tego zjawił się Rhodey. Czego chce? Postanowiłam z nim porozmawiać. Już chciał coś powiedzieć, ale drzwi do zbrojowni się otworzyły. Usłyszałam jakiś hałas. Tony? No ładnie. Co jest grane? Od razu z przyjacielem poszliśmy do części roboczej, zostawiając na chwilę maluchy same, co było ryzykowne. Nie ma mowy, że puszczę Tony'ego na jakąś akcję. Prędzej on lub Rhodey kopnie w kalendarz. Czekałam na wyjaśnienia.

Part 103: Obowiązki rodzicielskie

0 | Skomentuj

**Pepper**

Obudziłam się o dziesiątej po długim braku snu. Nie widziałam przy sobie Tony'ego. Musiał szybciej wstać. No nic. Dołączę do niego. Przetarłam oczy i swoimi nogami poszłam do łazienki, która była zajęta. Ech! Muszę poczekać.

**Tony**

Tak, jak myślałem. Coś jest nie tak z implantem. Skąd ta usterka? Czyżby stres? Możliwe, ale na razie trzeba dorwać Kontrolera. Ostatni raz popatrzyłem na mechanizm, który słabo świecił, lecz jakoś żyłem. W lustrze widziałem swoją niewyraźną twarz. Przemyłem ją i wyszedłem z łazienki. O! Pepper już wstała? Na przywitanie dostała ode mnie buziaka w policzek.

Tony: Cześć. Jak się spało?
Pepper: Dobrze. A tobie?
Tony: Hehe! Nie narzekam. Ech! Co chcesz zjeść na śniadanie?
Pepper: Nie trudź się, Tony. Sama sobie zrobię
Tony: Oj! Wiem, że jesteś samowystarczalna, ale chcę być miły
Pepper: To może dziś mi pomóż z dziećmi i bez żadnych akcji Iron Mana. Czy wyraziłam się jasno?
Tony: Jasne, jak słońce

Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni przygotować proste śniadanie, jak jajko z bekonem. Dość szybko przygotowałem, a na złość zadzwonił telefon. Jednak odebrałem. Może to Rhodey?

Andrew: Hej, Tony
Tony: Andrew? Nie spodziewałem się, że będziesz dzwonił. Wybrałeś kiepski moment. Robię dla żony śniadanie
Andrew: Heh! Znam to. Wybacz, że ci przeszkadzam
Tony: Eee... Już nie szkodzi. Dobrze cię znów słyszeć. Może się spotkamy?
Andrew: Dobry pomysł, bo właściwie wróciłem do domu, który ledwo poznaję, ale Rachele się ucieszyła z mojego powrotu. Nawet widzi, że jestem zdrowy
Tony: Cieszę się. Fajnie, że ze sobą macie znowu dobre relacje
Andrew: A u ciebie? Co słychać?
Tony: Dzisiaj mnie czeka prawdziwy sprawdzian, czy nadaję się na ojca
Andrew: Hehe! Dasz radę. Jestem tego pewny, a jeśli chodzi o traumę, to jak jest?
Tony: Panuję nad tym, a Mattowi już wybaczyłem. Więcej ci powiem, gdy się zobaczymy. O której?
Andrew: Dzisiaj? O szesnastej, jeśli nie masz nic przeciwko
Tony: Spoko, ale najpierw zajmę się dziećmi
Andrew: Rozumiem. Dasz radę i powiem ci jedną wskazówkę
Tony: Jaką?
Andrew: Jak zmieniasz pieluchę, nie próbuj tego wąchać
Tony: Kurde. To też muszę robić?
Andrew: Hahaha! Nie uciekniesz przed tym. Nie bój się. Przyzwyczaisz się
Tony: Oby. No to do zobaczenia
Andrew: Trzymaj się

Rozłączyłem się akurat w takim momencie, że przybiegły rozbrykane dzieci, a Pep wyszła z łazienki. Chwyciła Matta, usadzając go na kolana, zaś Lily usiadła na moich. Chcieliśmy je nakarmić, ale same wzięły łyżki, jedząc jajecznicę. Widziałem, że urosły im zęby. Za szybko robią się duże. Niebawem pójdą do przedszkola, gdy my zajmiemy się swoją pracą.

**Pepper**

Dzieci same się rządziły i jadły bez naszej pomocy. Naszym pociechom bardzo szybko urosły ząbki. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli coś z nimi zrobić. Tony pewnie chce szukać Kontrolera, a ja jedynie czekam, aż SHIELD pozwoli mi brać udział w jakiejś akcji.

Tony: Smakuje?
Matt: Dobje
Lily: Mi teś śmakuje
Tony: A tobie, Pepper?
Pepper: Nie pogardzę. Pyszne. A ty nie jesz?
Tony: Nie jestem głodny

Nalał sobie wodę do szklanki, wypijając całość za jednym zamachem. Czułam, że coś przede mną ukrywał. Nie wiedziałam jedynie, co? Nie chciałam go pytać wprost. Powinnam śledzić własnego męża? Chyba nie mam innego wyjścia. Albo nie będzie to konieczne.
Po zjedzeniu śniadania, dzieci nabrudziły na stole, ale Tony zdołał mnie wyprzedzić, sprzątając po nich. Wyręczał ze wszystkiego, że jedynie pozostała mi zmiana pieluch.

Pepper: Tony, musisz mi pomóc. Dzieciaki narobiły w pieluchy
Tony: Chwila. Daj nastawić pranie
Pepper: Tony!
Tony: Dobra. Idę, idę

Dołączył razem ze mną w salonie, gdzie dzieciaki śmiały się, bo zawsze je bawiło to, jak spuszczają swoje śmierdzące bomby. Mam nadzieję, że Tony nie zemdleje przez ich zapaszek.

**Tony**

Pep zajęła się Mattem, a ja wziąłem Lily do zmiany pieluchy. Nie mogę tego wąchać, bo odlecę. Muszę zatkać nos. No dobra. Jakoś to będzie. Miewałem gorsze wyzwania. Ruda poinstruowała mnie, co robić po kolei. Według jej instrukcji najpierw zdjąłem brudną pieluchę, aż dziewczynka zaczęła się chichrać, bo nie zdołałem uniknąć tego nieprzyjemnego zapaszku. Lekko się skrzywiłem, lecz dalej chciałem jej pomóc. Na szczęście po kilku minutach mogłem odetchnąć z ulgą. Brudy wyrzuciliśmy do kosza, zatykając nos. Lily dalej się śmiała.

Pepper: Musi mieć naładowany implant
Tony: Skąd wiesz?
Pepper: Bo ostatnio było tak samo. Możesz się nią zająć?
Tony: Pewnie. Nie ma sprawy. Jednak jesteś pewna, że chodzi o implant?
Pepper: Sam zobacz

Chwyciłem małą na ręce, sprawdzając jej serduszko. Mechanizm słabo świecił, więc podłączyłem go do ładowania, jak Pepper chciała. Matt za to biegał pełny energii po całym domu.

Tony: Jak się czujesz?
Lily: Dobzie, ale ty nie
Tony: Skąd możesz to wiedzieć?

Położyła rękę na moim implancie i spojrzała mi w oczy z zmartwieniem. Zacząłem ją głaskać po włosach, by nie zawracała sobie mną głowy. Lily czuła się lepiej, zasypiając na moich rękach. Jedną położyłem pod jej główkę, zaś drugą dałem na brzuch. Pepper próbowała złapać Matta i na szczęście nie usłyszała, jak rozmawiałem z małą. Mam ważniejsze teraz sprawy na głowie, niż myślenie o swoim stanie zdrowia. Muszę poznać bardziej dzieci i pokonać Kontrolera.

Part 102: Rozwiązany schemat

0 | Skomentuj

**Tony**

Mimo przyspieszenia w butach, u celu znalazłem się dopiero o dwudziestej trzeciej. Trochę zbyt późno na odwiedziny. Trudno. Nie mogę czekać. Stałem w zbroi przed drzwiami, ale wpierw zadzwoniłem na dzwonek. Usłyszałem czyjeś kroki. To musi być Viper. Ha! Nie myliłem się. Zerknęła przez wizjer bez pokazywania twarzy.

Viper: Czego chcesz, Iron Manie? O tej porze nikogo nie wpuszczam, bo Katrine śpi
Tony: Wybacz. To ważne. Muszę zobaczyć się z Duchem
Viper: Męża nie ma. Wyszedł
Tony: Viper, nie kłam. Tu chodzi o Kontrolera, dlatego potrzebuję pomocy
Viper: Wiesz, która godzina?
Tony: Wiem... Ja...

Nie dokończyłem, bo akurat odważyła się otworzyć drzwi pod warunkiem zdjęcia zbroi i położeniem jej w korytarzu. Nie bardzo ufałem rodzinie Ducha, ale dla powstrzymania Kontrolera, zaufam im, że nic nie zrobią ze zbroją. 
Wszedłem do środka, wykonując jej nakaz. Od razu poszedłem schodami powoli, by nie zbudzić małej Katrine. Po kilku minutach znalazłem się w jego pokoju, a Viper wyjaśnia mu krótko, dlaczego przyszedłem. Pozwolił mi zostać, gdy jego żona wyszła z pokoju.

Duch: Zaskoczyłeś mnie, Stark. Wielki Iron Man potrzebuje mojej pomocy? Chyba musisz być bardzo zdesperowany
Tony: Chodzi o Kontrolera. Co wiesz?
Duch: A! Żądasz, że ci powiem wszystko?
Tony: Posłuchaj mnie, Duch. Mam rodzinę, która może być w niebezpieczeństwie. Nie wiem, czego on dokładnie chce, dlatego pomóż mi go powstrzymać, nim będzie za późno
Duch: Masz rodzinę? Nie wierzę
Tony: To uwierz. Mam córkę i syna. Dla nich jestem w stanie poświęcić swoje życie, stając w obronie rodziny. Czy teraz rozumiesz, jak ważne są twoje informacje?
Duch: Hmm... No nie powiem, ale przekonałeś mnie, choć nie pomyślałbym, że Iron Man byłby w stanie tak wiele zaryzykować
Tony: A ty?
Duch: Ze mną, to coś innego. Pomogę ci rozgryźć cel Kontrolera, ale najpierw mi powiedz, co do tej pory zrobił poza wynajęciem Hummera
Tony: Co?

Byłem w szoku. Hummer współpracował z AIM? Ta sprawa robi się coraz bardziej skomplikowana, lecz musimy wiedzieć, jaki zrobi kolejny ruch naprzód.

**Rhodey**

Godzina do północy i dopiero wtedy znalazłem się w zbrojowni. Nie szukałem kłopotów na własną rękę. Chciałem zasnąć. Najpierw zdjąłem z siebie zbroję War Machine. Pepper przysnęła w fotelu. Lekko ją szturchnąłem.

Rhodey: Pepper, już po testach. Obudź się
Pepper: Tony, nie teraz. Już mam dość
Rhodey: Pepper!

Gwałtownie się zerwała, aż uderzyła głową o panel. Auć! To musiało boleć. Zaczęła masować bolące miejsce. Jednak nie była wściekła. Jedynie widziałem po niej zmęczenie. Pewnie bachorki nie dadzą jej spać.

Rhodey: Żyjesz?
Pepper: Au! Tak. A gdzie Tony? Potrzebuję go
Rhodey: Przecież ładuje implant
Pepper: Nie, Rhodey. On nie wrócił do zbrojowni. Pozwoliłeś mu działać samemu?! Szuka Kontrolera?!
Rhodey: Myślałem, że wrócił ze mną. Polecę go poszukać
Pepper: Zostań... Poczekamy na niego
Rhodey: Jesteś pewna, że nic się nie stało?
Pepper: Tak. Zresztą, zbroja wysłałaby sygnał alarmowy, a na razie parametry życiowe są w normie. Bądźmy cierpliwi

Mogłem przewidzieć, że będzie chciał działać beze mnie. Lepiej niech szybko wróci, bo następnym razem będę go pilnować, jakby był dzieckiem.

**Tony**

Powiedziałem Duchowi, co do tej pory zrobił Kontroler. Wspomniałem też o skutkach jego działań. Próbował zrozumieć schemat taktyki wroga. Nie było to łatwe zadanie, ale musieliśmy od czegoś zacząć.

Duch: Mówisz, że najpierw chciał wykorzystać twojego przyjaciela, by cię zabić i się powstrzymał przez próbę samobójczą. Dobrze zrozumiałem?
Tony: Tak. Na szczęście lekarze zdołali go uratować
Duch: Potem następuje atak Vanko i gdy przypomina sobie, kim jest, Kontroler zabija Crimson Dynamo. Tak?
Tony: Zgadza się
Duch: A jako ostatnie z działań było porwanie Davida Rhodesa w celu zdobycia zbroi War Machine. Prawda?
Tony: Prawda. I co o tym myślisz? Czego on chce? Co zrobi teraz?
Duch: Hmm... Dobre pytanie. Jeśli zaczął od ataku na Rhodesa i skończył na porwaniu jego ojca, można przypuścić, że teraz szuka nowego sojusznika do swojego planu. Skoro Vanko zawiódł, pewnie pójdzie po Blizzarda, który obecnie przebywa w Vault
Tony: Wow! No nieźle. Sporo wiesz, ale czemu wcześniej mówiłeś, że wynajął Hummera?
Duch: Wszystko się zgadza. Chyba wiem, co chce osiągnąć
Tony; Co takiego?
Duch: Po prostu chce ciebie zabić, raniąc innych. Dość znany schemat, więc zapłacił Hummerowi, by uczestniczył w jego planie. Potem wynajął mnie. To proste, Anthony. Jeśli ty zginiesz, łańcuch ofiar zostanie przerwany
Tony: Czyli on chce mojej śmierci? Tak po prostu? Ale przecież chciał zbroję War Machine
Duch: Faktycznie, lecz tylko w celu, by mieć równe szanse na zabicie Iron Mana
Tony: Cholera! Trzeba powiadomić SHIELD, że może dojść do ucieczki więźnia
Duch: Zaczekaj... Może ci pomogłem, ale musisz mi obiecać, że nie wmieszasz mojej rodziny w to niebezpieczeństwo. Jasne? Jeśli on do mnie zadzwoni z groźbą, to ja zabiję ciebie
Tony: Rozumiem. Dziękuję za wszystko

Wyszedłem i wziąłem zbroję z korytarza. Od razu wyleciałem do bazy, gdzie po powrocie nikt na mnie nie czekał. Byłem sam, ale zrobiłem się senny, więc zasnąłem, upadając na podłogę.

**Pepper**

Rhodey w końcu zasnął na kanapie, a ja nadal nie potrafiłam zmrużyć oczu. Lekko wstałam z fotela na dźwięk, jak coś opada metalowego na ziemię. To zbroja Tony'ego. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Czekałam na niego i wreszcie się doczekałam. Trzecia nad ranem. Rhodey długo nie wytrzymał, więc śpi na kanapie. Jednak dla Tony'ego też znajdę miejsce. Najpierw poprosiłam FRIDAY o odblokowanie pancerza.

<<Zbroja odblokowana. Może być zdjęta>>

Pepper: Tony, ocknij się. Słyszysz mnie?

<< Śpi>>

Pepper: Na pewno?

<<Nie bój się. Z nikim nie walczył. Po prostu zasnął>>

Jeśli mnie chce okłamać, nie podaruję jej tego. Jednak pozbawiła go zbroi, zostawiając ją na podłodze. Wzięłam męża sposobem matczynym do części domowej. Położyłam Tony'ego w jego pokoju, a dla pewności, że nic się nie stało, zasnęłam wtulona obok niego.

**Tony**

Śniłem, a raczej pogrążyłem się w innym świecie. Widziałem, jak Lily i Matt są na tyle dorośli, by pójść do Akademii Jutra. Lily była bardzo mądra, że swoją wiedzą przerastała nauczycieli, zaś Matt jako rozrabiaka jedynie sprawiał kłopoty, przez które często trafiał do dyrektora na dywanik. Razem śmialiśmy się, upominając go, by starał się hamować. On jedynie wybiegł ze szkoły, a my pobiegliśmy za nim. Nastąpiło uderzenie... Auto uderzyło w niego z olbrzymią prędkością. Pepper krzyczała, a Lily jedynie płakała, wtulając się we mnie. Chciałem ją uspokoić... Niestety, ale dramatu nie było końca. Ktoś w ułamku sekundy pociągnął za spust, raniąc ją. Oberwała w tył głowy, umierając na moich rękach. Byłem zagubiony, co się działo. Kompletnie nie wiedziałem, dlaczego tak się stało.

Kontroler: Powinieneś umrzeć. Nie widzisz, że sprawiasz innym ból?

Nagle cały świat rozpadł się na kawałki, trafiając do tego przeklętego samolotu. Słyszałem krzyk ojca i to, że oskarżał mnie o wypadek. Chwyciłem się za głowę, nie wierząc w jego słowa. On nigdy, by tak nie powiedział. Zacząłem biec po samolocie, szukając sprawcy. Jednak nastąpił wybuch i ten dźwięk przywrócił mnie do rzeczywistości. Musiałem uspokoić swój oddech. To był sen. Tylko sen.

Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Miałem... zły... sen. Co tu robisz?
Pepper: Zabrałam cię, bo padłeś mi w zbrojowni. Na pewno dobrze się czujesz?
Tony: Na pewno

Wstałem z łóżka, idąc do łazienki. Przemyłem twarz, by wierzyć, że ten koszmar w końcu się skończył. Coś mi mówiło, by sprawdzić działanie implantu. Położyłem na nim rękę, czując wolne bicie serca. Znowu czułem się słabo. Nie wiedziałem, co się dzieje. Ponownie ułożyłem się obok Pep, obejmując ją ramionami, by czuła, że jest ze mną bezpieczna.

**Pepper**

Jeśli Tony coś ukrywa, muszę wiedzieć, czy na pewno mogę mu ufać. Przecież powinniśmy sobie ufać, ale raczej w tym związku się nie da.

Part 101: Nowa zbroja Iron Mana

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Wzięliśmy się do roboty. Pomagaliśmy mu, jak się dało, ale ciągle był zdenerwowany. Szybko oddychał, a ręce mu drżały. Wiem, że chciał dopaść Kontrolera, ale musi się uspokoić, bo w takim stanie nic nie zdziała.

~*Osiem godzin później*~

**Tony**

Dzięki pomocy Rhodey'go i Pepper udało się stworzyć nową zbroję dla Iron Mana. Zespawałem wszystkie elementy, a pancerz przetestuję jeszcze dzisiaj na patrolu z War Machine. Zbroja mogła zmieniać swoje zastosowanie w zależności od potrzebnych warunków. Jednak do pełnej funkcjonalności potrzebuję testów uzbrojenia. Barwy były nadal te, co wcześniej, czyli żółty i czerwony. Udoskonaliłem pole siłowe, by chronić nie tylko siebie, ale też innych. FRIDAY ma większy dostęp do tajnych danych, a przez szyfrowanie, zbrojownia nie powinna zostać odkryta.

Tony: Dziękuję wam za pomoc. Gdyby nie wy, nie skończyłbym budowę zbroi
Rhodey: Drobiazg. Zawsze możesz na nas liczyć
Tony: To chyba nie będziesz miał nic przeciwko, jak będę cię prosił, żebyś poleciał ze mną na patrol?
Pepper: Macie zostać. Oboje!
Tony: Pepper, muszę sprawdzić, jak działa, bo trzeba wrócić do walki. Teraz liczy się każda sekunda, żeby dorwać Kontrolera
Rhodey: Nie bój się. Nie będziemy walczyć
Pepper: Jesteście okropni! Po teście macie od razu wracać. FRIDAY, wyłącz alarmy

<<Przykro mi, ale słucham jedynie mojego twórcy lub Rhodey'go, gdyby coś poszło nie tak>>

Komputer mówił tak z powagą, że od razu rzuciła mi się na szyję, roniąc łzy. Przytuliłem się do niej. Przecież nic złego nam się nie stanie. Potrzebuję jedynie przetestować Mark II.

**Rhodey**

Po kilku minutach założyliśmy swoje zbroje, żegnając się z Pepper. Zdołał ujarzmić jej złość i uspokoił. Wylecieliśmy ze zbrojowni, lecąc na opuszczony poligon wojskowy, który kiedyś wykorzystał Stane do testowania glebożerów. Pamiętam ten dzień. Wtedy pierwszy raz chciał powstrzymać sprzedaż wynalazków, jakie zostały przerobione na broń.
Z zamyśleń wyrwał mnie głos przyjaciela. Dotarliśmy na miejsce o dwudziestej pierwszej. FRIDAY dalej mogła nas informować o alarmach wraz z kłopotami w mieście. Zaczął od repulsorów, strzelając do tarczy. Wszystko poszło nam sprawnie, aż przystanął w bezruchu.

Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Zbroja przetestowana. Wszystko działa, jak należy, więc możemy lecieć na patrol
Rhodey: Pepper wolałaby...
Tony: Nie mów! Ona nie chce żadnych akcji Iron Mana!
Rhodey: Tony, uspokój się. Wracajmy. Niech nie robi nam potem awantury
Tony: Hahaha! Boisz się jej?
Rhodey: Irytuje
Tony: Haha! No dobra. Zresztą i tak muszę Pep pomóc z dziećmi. Zobaczyć, jak się Lily trzyma
Rhodey: Będziesz uczył jej życia z implantem?
Tony: Obiecałem, że pomogę. Eee... Rhodey, czy mogę cię o coś zapytać?
Rhodey: No mów
Tony: To ma zostać między nami
Rhodey: Spoko. Słowo harcerza
Tony: Przecież nie byłeś harcerzem
Rhodey: Ech! Ale wiesz, o co mi chodzi? Nikomu nie powiem. No to cię słucham, przyjacielu

Podszedł do mnie, odkrywając twarz i szepnął coś do ucha. Miałem ochotę się śmiać, jak to usłyszałem.

Rhodey: Żartujesz? Taki masz problem?
Tony: Jestem kiepskim ojcem. Nie dam sobie rady
Rhodey: Oj! Jak ja już babrałem w pieluchach, to ty też sobie poradzisz. Jeśli nie będziesz spędzał czasu z dziećmi, nie zrozumiesz, czego chcą
Tony: Wow! Nie znałem cię z tej strony
Rhodey: Jak widzisz, mało o mnie wiesz. Wracamy?
Tony; Niech będzie

**Tony**

Rhodey mnie rozumie, ale Pep nie mogła się dowiedzieć o naszej rozmowie. Bałem się, że jako Iron Man będę zaniedbywać dzieci. Wylecieliśmy z poligonu i kierowaliśmy się do zbrojowni. Jednak w połowie drogi musiałem odłączyć się od niego. Nawet nie zauważył, jak zniknąłem, bo szybkość w butach była szybsza od War Machine. W końcu mogę walczyć. Jestem gotowy na starcie z Kontrolerem, lecz najpierw potrzebuję informacji. Musze namierzyć sygnaturę...

<<Musisz działać na własną rękę, Tony?>>

Tony: Znajdź Ducha i nie mów reszcie, że go szukam

<<Źle robisz>>

Tony: Nie oceniaj mnie, FRIDAY. Potrzebuję informacji, by Rhodey mógł wziąć udział w moim planie

<<A na czym on polega? Co wymyśliłeś?>>

Tony: Niebawem się dowiesz. Znalazłaś go?

<<Przedmieście: 2 godziny drogi>>

Tony: Przyspiesz maksymalnie

<<Wariat>>

Tony: Coś ci powiedziałem już. Nie oceniaj mnie

<<Wybacz, ale ostrzegam cię, że zużyjesz za dużo mocy. I gdzie potem ci zostanie na walkę?>>

Tony: Rezerwy

<<Tony, to implant>>

Tony: Wiem, a przecież nie chcę walczyć z Duchem. Jedynie potrzebuję rozgryźć Kontrolera. Co chce osiągnąć?

<<Rob, co chcesz>>

Tony: Chcę ratować rodzinę! Muszę powstrzymać każdego, kto spróbuje ich skrzywdzić! Każdego

Krótka historia z lat szkolnych "świętej trójcy"

2 | Skomentuj
Opowiadanie zostało napisanie za czasów gimnazjum, więc styl miałam inny. Nie bijcie za błędy. To było za czasów, gdy zaczęłam poznawać IMAA. Stąd na początku ustaliłam inne imiona. W oryginale:

Tony- Drake
Pepper- Paige
Rhodey- James

PS: Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z okazji 100 partów opko zostaje opublikowane. Czekam na komentarze. Miłego czytania :)

"Puls nadziei"

Tony, Pepper i Rhodey są na sali gimnastycznej. Właśnie grają w zbijaka. Był poniedziałek. Pepper nie ćwiczyła, zaś chłopaki byli razem w drużynie. Mieli podział na chłopaki i dziewczyny. Pepper siedziała na ławce, przypatrując się grze. Gene również ćwiczył. Zawsze grał agresywnie na lekcjach W-fu. Jako pierwszy, Gene rzucił piłką. Piłka leciała z szybką prędkością, aż natrafiła na Tony'ego. Trafiła go w brzuch. Zaczął ciężko oddychać, ale postanowił kontynuować grę. Wiedział, czym ryzykuje. Gene zdobywa punkt. Znowu rzuca podkręconą piłką, lecz tym razem centralnie celował w kardiostymulator. Trafił. Tony poczuł się słabo. Ciężko oddychał. Stracił czucie w nogach i powoli upadał na podłogę, aż był w pozycji leżącej.


-Tony? Tony, obudź się. Tony!- zaczęła panikować Pepper
-Odsuńcie się- powiedział nauczyciel


Zajął się ratowaniem Tony'ego. Pepper była przerażona. Rhodey zadzwonił po pogotowie. Nauczyciel sprawdził jego czynności życiowe. Oddech zanikał, a puls był słaby. Stracił przytomność. Pogotowie pojawiło się na miejsce, gdy minęło 15 minut. Cała szkoła widziała i słyszała zamieszanie. Na sali nie było defibrylatora, czy maski tlenowej, dlatego specjalistyczną pomoc mogli udzielić tylko lekarze. Lekarz wszedł na salę i szybko zajął się ratowaniem życia poszkodowanego. Użyli dwukrotnie defibrylatora, lecz to nie zmieniło stanu zdrowia Tony'ego. Wyprowadzili go ze szkoły na noszach. Pepper chciała pojechać z nimi.


-Czy mogę z Wami jechać?- zapytał Pepper
-Dobrze. Wsiadaj- podał jej rękę, lekarz


Dziewczyna podziękowała. Rhodey nie wszedł do karetki, bo nie było miejsca. Postanowił odwiedzić przyjaciela po lekcjach. Karetka jechała na sygnale. Pepper trzymała rękę Tony'ego. Bardzo martwiła się o przyjaciela.
Gdy dotarli do szpitala, zabrali go na salę operacyjną. Na sali Tony odzyskał przytomność. Jednak od razu dostał ataku serca. Lekarze próbowali ratować jego życie. Szybko wzięli się do defibrylacji. Pierwsza próba nie zadziałała, a druga również była z takim samym rezultatem. W końcu trzecie uderzenie spowodowało gwałtowne przywrócenie bicia serca. Przyjaciele mieli obawy o stan Tony'ego. Pepper czekała, aż skończy się operacja. Jego ojciec został poinformowany, żeby przyjechał do syna.
Po 2 godzinach skończyli operować rannego. Chłopak leżał na sali pooperacyjnej. Był przytomny. Pepper spytała się o stan przyjaciela.


-Co z nim?- spytała zmartwiona
-Niewiele brakowało do śmierci, ale przeżył.
-Czy nic mu nie jest?- spytała Pepper
-Na razie jest w stanie stabilnym. To cud, że przeżył.- odpowiedział lekarz


W pewnym momencie wbiegł ojciec Tony'ego. Wyglądał na przerażonego. Również Rhodey przyjechał do szpitala. Pepper była wciąż roztrzęsiona. Podszedł do niej Rhodey.


-Co z Tony'm?
-Żyje, ale cudem przeżył.


Rhodey zauważył, że ona płacze.


-Czemu płaczesz, Pepper?- spytał Rhodey
-Bo, bo przeżył... cudem- odpowiedziała jękiem
-Spokojnie, Pepper. Powiedz, czy już się obudził?
-Tak.
-Zaprowadź mnie do niego.
-Dobrze.- otarła łzy


Pepper zaprowadziła Rhodey'go do Tony'ego. Był przytomny, nawet pełen życia.


-Tony, stary. Ty żyjesz! Jak się czujesz?


Tony zauważył łzy na policzkach Pepper.


-Czemu płaczesz?- spytał ją Tony
-To, to tylko pyłek. Wpadł mi do oka- broniła się, kłamiąc go
-Widać, że czujesz się o wiele lepiej.- zauważył Rhodey
-No niby tak, ale jeszcze muszę być na jakiś czas do obserwacji. Jednak czuję się świetnie. Rhodey, podejdź bliżej.- powiedział Tony


Rhodey posłuchał prośby przyjaciela.


-O co chodzi?- spytał Rhodey
-A raczej, o kogo. Chodzi mi o Pepper. Możesz mi powiedzieć, czemu tak się dziwnie zachowuje?- spytał zaskoczony zachowaniem przyjaciółki
-Po prostu martwiła się o ciebie. Wiesz, że było naprawdę gorąco? Mogłeś nie żyć, gdyby nie szybka pomoc lekarzy- stwierdził Rhodey
-Naprawdę, aż tak było źle? Tylko ona tak się o mnie martwiła, a mój ojciec?
-Pojechał do siebie, gdy uzyskał informacje na temat twojego stanu zdrowia.
-Czyli nic więcej?- zdziwił się reakcją ojca
-Tony, on martwi się o ciebie. Gdy przyszedłem do szpitala, on był przerażony twoim stanem- powiedział Rhodey
-Najbardziej martwicie się wy: Ty i Pepper. Co z Gene’m?
-Ten dupek, to nic nie dostał. Żadnej kary, tylko ostrzeżenie- wściekł się Rhodey
-Nie martw się. Zrobię z nim porządek.


Pepper wtrąciła się do rozmowy.


-Ekhm. A o mnie zapomnieliście?- zirytowała się Pepper
-Nie, nie. Ja chciałem pogadać tylko z Rhodey'm. Nie obrażaj się, Pepper- prosił Tony
-Nie zamierzasz chyba z nim walczyć?- wspomniał mu o rozmowie, Rhodey
-Czy ty chcesz z nim walczyć, Tony?! Chcesz się zabić?!- krzyczała Pepper
-Pepper, to nie tak, jak myślisz. Po prostu muszę z nim dokończyć to, co zacząłem. Chcę po prostu wiedzieć, czy zrobił to niechcący.
-On nas nienawidzi! Przejrzyj na oczy!- krzyknęła znowu Pepper
-Pepper ma rację. Na pewno chciał zrobić ci krzywdę.- popierał Pepper, Rhodey
-Może i tak, ale muszę wiedzieć. Nie zamierzam z nim walczyć, tylko chcę poznać prawdę- powiedział Tony


Lekarz wszedł do sali. Chciał sprawdzić stan Tony'ego.


-Witaj Tony. Jak się czujesz?
-Już lepiej, dziękuję.
-Czy miewasz jakieś ataki serca?
-Często, ale takie lekkie.
-Hmm... Serce bije w normie. Puls jest OK, ale oddech jakiś słabo odczuwalny- sprawdził bicie serca i oddech
-To nic takiego. Ja żyję- zapewnił Tony
-Dobrze- potakiwał lekarz
-Kiedy mogę wrócić do domu?
-Już niedługo. Po 2 dniach wrócisz do domu. Czy na pewno czujesz się dobrze?
-Tak, na pewno. Dziękuję.
-Za co?
-Za uratowanie mi życia tyle razy.
-Nie ma za co- opuścił salę, lekarz


Pepper była znowu zmartwiona. Opierała się ręką i myślała nad dalszym planem przeciwko Gene’owi. Jednak Rhodey ją wyprzedził. Wyszedł wieczorem o 19:00 ze szpitala. Pepper poszła za nim, śledząc go. Tony został sam. Lekarz wszedł do jego sali, by go poinformować.


-Witaj znowu, Tony. Widzę, że twoi przyjaciele już poszli. Szkoda.
-O co chodzi?- spytał zaniepokojony
-To był taki mały żart, ale nie po to tu przyszedłem. Chciałem ci powiedzieć, że twoje serce jest przeciążone. Dłużej tak nie wytrzyma. Przykro mi, ale będziesz musiał zrezygnować ze szkoły, tylko odpoczywać w domu.
-Ale ja muszę chodzić do szkoły. Rozumie mnie pan, doktorze? Ja nie mogę tak siedzieć w domu bezczynnie.
-Niestety będziesz musiał. Jeśli nie będziesz słuchał moich zaleceń, nawet nie przeżyjesz tygodnia.
-Czyli ja umieram?- spytał się Tony
-Niestety, to prawda- poinformował go


Lekarz zmierzał ku wyjściu. Tony zapytał zdenerwowany.


-Ile mi jeszcze zostało?
-Tydzień.


Lekarz opuścił salę. Tony myślał nad słowami lekarza. Tymczasem Rhodey był w szkole. Pepper trzymał się w dalekiej odległości. Widziała, jak Rhodey rozmawiał z Gene’m.


-A jednak jesteś. Nikt cię nie śledził?- spytał go Gene
-Nie, chyba nie- odpowiedział Rhodey
-Chodźmy- zaprowadził go Gene do sali gimnastycznej


Pepper poszła za nimi. Schowała się za drzwiami. Obserwowała ich z ukrycia. Słyszała krzyki.


-Czemu to zrobiłeś?!- krzyknął Rhodey
-Niby co? A to, że Tony... No sam chciał. Wielki bohater- śmiał się
-Mogłeś go zabić!- zaczął szarpać go Rhodey
-Ej, ej daleko ode mnie. Nie chciałem go zabić, a poza tym nie musiałbym się z nim użerać. Byłoby dobrze, gdyby naprawdę zginął.


Rhodey wściekł się. Zaczął z nim walczyć, aż doszło do walki na śmierć i życie. Rhodey uderzał do pięścią w twarz, a Gene ciągle walił go w brzuch. W końcu jęki i obrazy walki przestały interesować Pepper. Od razu wkroczyła, by ich rozdzielić. Zdążyła w samą porę. Rhodey leżał przy ścianie, a Gene po raz kolejny uciekł, jak tchórz. Pepper opatrywała rany Rhodey'go.


-Zwariowałeś? Co ty wymyśliłeś, co?- wściekła się Pepper
-Chciałem mu powiedzieć, że przez niego Tony leży ciężko chory.
-I do tego doszło, że zaczęliście się walić?! Pomyślałeś, co by było, gdybym go nie przegoniłam?- spytał go Pepper
-A właśnie, Pepper. Czemu mnie śledziłaś?!- krzyknął Rhodey
-Nie chciałam, żebyś zrobił coś głupiego. Jednak nie zdążyłam. Dobrze się czujesz?- spytała, opatrując jego czoło
-Nie, nic mi nie jest. Wracajmy do Tony'ego.
-Masz rację, ale co mu powiemy, jak zobaczy plastry na czole?
-Powiemy mu prawdę.


Po 20 minutach, przyjaciele byli już w szpitalu. Widzieli, że Tony wyglądał nieco inaczej.


-Cześć, Tony. Sorki, że musiałeś na nas czekał, ale Gene bił się z Rhodey’m.
-Co, czemu?- spytał przyjaciela, Tony.
-No, bo tak wyszło. Powiedziałem mu, że przez niego mogłeś zginąć.


Tony zbladnął.


-Dobrze się czujesz?- zaniepokoił się Rhodey
-Tak, tak, ale jest coś, o czym musicie wiedzieć- zaczął mówić przygnębiony
-Co się stało, Tony?- spytała Pepper
-Był u mnie lekarz i powiedział...- nie potrafił powiedzieć żadnego słowa
-No mów, co jest?- dopytywała Pepper
-Powiedział, że będę musiał zrezygnować ze szkoły.
-No, ale to nie jest aż tak źle- uspokoiła się
-Ty nie rozumiesz. On powiedział, że... ja umieram- wykrztusił z siebie Tony


Teraz Pepper była blada. Była zdziwiona. Gdy to usłyszała, straciła przytomność. Tony poczuł się słabo.


-Tony?- zmartwił się Rhodey


Oboje mieli ledwo odczuwalny puls i straconą przytomność. Szybko zawołał lekarza, który zawiadomił innych specjalistów do pomocy przy ratowaniu nich. Wbiegł do sali, gdzie leżeli nieprzytomni, Tony i Pepper. Rhodey był przerażony stanem swoich przyjaciół. Na szczęście po 15 minutach byli już przytomni. Szybka pomoc lekarzy uratowała im życie.


-Dziękuję- podziękował Rhodey
-Nie ma za co.
-Czy to prawda, że Tony umiera?- spytał zmartwiony
-To prawda, Przykro mi. Został mu tydzień życia.


Była już środa. Czas leciał nieubłaganie. Ostatni dni były kłębkiem nerwów. Ciągle ktoś miał zagrożone życie, a walka z Gene’m mogła skończyć się tragicznie. Pepper obudziła się w tym samym czasie, co Tony.


-Tony, ja nie wiedziałam. To już wiadome?- spytała zaniepokojona
-Tak, Pepper. Zostały mi 4 dni życia. I co ja mam zrobić?- powiedział spokojnym głosem, Tony
-O czym zawsze marzyłeś?- spytała go Pepper
-No nie wiem. W ostatnich dniach życia chciałbym dłużej żyć, ale to niemożliwe- posmutniał Tony
-Stary, weź tak nie przesadzaj. Będzie dobrze- powiedział Rhodey
-Nie rozumiesz, Rhodey. To koniec. Ja umieram, ale w ostatnich dniach chciałbym być w wami.
-O, to miłe- wzruszyła się Pepper
-Co lekarz jeszcze powiedział?- zapytał przyjaciel
-Że moje serce dłużej tak nie wytrzyma i, że jeśli nie będę słuchać jego zaleceń, nie przeżyję tych dni.


Lekarz wszedł do sali.


-Witajcie znowu. Jak się czujecie, Tony, Pepper?- kierował pytania do przyjaciół
-Jest dobrze- powiedział Tony
-Mówisz, ze jest dobrze, a wiesz, że umierasz?!- zdenerwowała się Pepper, patrząc na Tony'ego
-Pepper, zadałem ci pytanie. Jak się czujesz?- zapytał po raz kolejny lekarz
-Dobrze, ale naprawdę dobrze- patrzyła gniewnym wzrokiem na Tony'ego
-Czy coś się stało?- spytał ją lekarz
-Nie, po prostu dowiedziałam się, że Tony umiera, a wy nic nie robicie, by przedłużyć mu życie!- wściekła się Pepper
-Pepper, spokojnie. To nie jest ich wina, tylko moja. To ja byłem w fabryce ojca. To ja ćwiczyłem na W-Fie, ryzykując życie, i  to ja mam uszkodzone serce.- wyżalił się Tony
-Co będzie dalej, doktorze?- zapytał się zmartwiony Tony
-No, jak już mówiłem. Musisz odpoczywać.
-Dobrze- potakiwał głową Tony


Do szpitala trafili poszkodowani wypadku. Lekarz opuścił salę, by udzielić potrzebnej pomocy. Gdy wybiegł z sali, Tony zaczął rozmowę.


-Chcecie mi pomóc?- spytał obojętnie
-Niby w czym?- zdziwiła się Pepper
-A z resztą, nieważne- odwołał prośbę.


Była już noc. Pepper spała, a Rhodey na chwilę wyszedł z sali, by kupić colę dla siebie i Pepper, która ciągle trwała przy łóżku chorego. Tony niespostrzeżenie uciekł ze szpitala. Zabrał tylko jedzenie i picie.Nikt nie zauważył, że ktoś opuścił teren szpitala. Poszedł w stronę domu, ale po dłuższym namyśle zmienił trasę na szkołę. Zadzwonił do Gene’a. Skopiował numer z telefonu przyjaciela.


-Gene, przyjdź teraz do szkoły. Nie pytaj o szczegóły, tylko przyjdź.


Skończył rozmowę, odkładając telefon. Czekał na pojawienie się Gene’a. Po 2 godzinach przyszedł.


-Tony, a ty nie w szpitalu?- spytał zdziwiony
-Nie i tam nie wrócę. Chcę z tobą pogadać.
-Niby o czym. O tym, że celowo uderzyłem cię piłką?!- powiedział, śmiejąc się
-Czyli Rhodey miał rację. Ty naprawdę chciałeś mnie zabić!- zrozumiał Tony
-No, brawo, brawo- klaskał dłońmi
-Jak widzisz, nie jestem trupem.
-Ale nim będziesz. Oj biedaku. Niewiele ci zostało i w ostatnie chwile spotykasz się ze mną- znowu śmiał się Gene
-Skąd wiesz, że ja umieram?- zapytał zaniepokojony
-Przecież widzę, że ledwo się trzymasz. I jeszcze głupi, uciekłeś ze szpitala. Brawo- poklaskiwał dłońmi
-Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że o mało, co nie wpędziłeś mnie do grobu?!- zirytował się Tony
-Nie mam, a nawet cieszę się, ze wkrótce umrzesz. To tylko strata czasu, Tony, że tu jesteś. Ja wiem, jak możesz przedłużyć sobie życie- powiedział Gene
-Jak?- zaciekawił się Tony
-Nie, jak. Wcale. Haha!- śmiał się Gene
-Bałwan z ciebie.
-Co powiedziałeś?- spytał groźnie, wyciągając pięści
-...że bałwan... z ciebie - zaczął ciężko oddychać
-Ojej. Czyżbyś już konał na moich oczach? To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu!- zażartował wrogo Gene
-Nie...ja muszę...naładować...rozrusznik- podpierał się ściany, aż osunął się oparty na ścianie.
-No to masz pecha- zaśmiał się znowu
-Pomóż mi
-Ja, tobie? To chyba jakiś żart!- zdziwił się Gene
-Czemu, czemu...mnie...nienawidzisz?
-Wiesz, czemu. Powiem ci, czemu. Zawsze byłeś najlepszy w zbijaka. Zazdrościłem ci, aż w końcu musiałem zrobić coś, co nie pozwoli ci grać na W-Fie. Postanowiłem, chyba wiesz, co?- opowiadał mu Gene
-Co?- spytał ciekawy
-To ja byłem i jestem winny twojego wypadku.
-Kłamiesz!- zirytował się Tony.


Gene zabrał Tony'ego do schowka na miotły.


-Tu nikt cię nie znajdzie. Ha i pamiętaj, ze to ja jestem najlepszy w zbijaka. Nie żałuję tego, że te odłamki tak ci uszkodziły serce. Ha! Wcale- zamknął go w schowku i uciekł ze szkoły


Tymczasem rankiem, czyli w czwartek, Pepper zauważyła zniknięcie przyjaciela.


-Rhodey, ty nie wiesz, gdzie jest Tony?- spytała zaniepokojona
-Nie wiem. Przecież tu był- wskazał na puste łóżko


Pepper postanowiła go poszukać. Rhodey był na lekcjach w szkole. Przyjaciółka najpierw poszła go poszukać w jego domu. Zapukała do drzwi. Otworzył jej ojciec Tony'ego.


-Dzień dobry. Czy zastałam Tony'ego?
-Nie, to ty nie wiesz, że jest w szpitalu?- spytał zaskoczony
-A raczej, był. On uciekł!- poinformowała go Pepper
-Jak to uciekł? Kiedy?- zapytał, o szczegóły
-Nie wiem, ale chyba wczoraj wieczorem. Nie wie pan, gdzie on może być teraz?- zapytała zmartwiona
-Już jest 10:00. Powinniście mieć lekcje. Czy miał już naładowany rozrusznik?- zapytał ją ostatni raz
-Nie miał- odpowiedziała zdenerwowana
-Cholera. On musi mieć go naładowany, bo inaczej jego serce przestanie bić!- zmartwił się ucieczką syna


Rhodey był na W-Fie. Pepper wbiegła do szkoły wściekła i spóźniona.


-Pepper, spóźniłaś się!- zwrócił uwagę nauczyciel
-Ja wiem, przepraszam- przeprosiła, dysząc
-Znalazłaś go? - spytał zaniepokojony
-Nie ma go w domu, a ze szpitala nie dzwonili. Musimy go znaleźć i to szybko- wyciągnęła Rhodey’go z sali i pobiegła z nim na korytarz przy szafkach
-Co się stało?- spytał przyjaciółkę
-On nie ma naładowanego mechanizmu. Rhodey, my musimy go znaleźć. Jego ojciec już o tym wie, że uciekł. Wiesz, gdzie może być?!- zdenerwowała się
-Nie wiem.


Nagle usłyszeli oddechy.


-Słyszysz to?- spojrzała na Rhodey'go
-Ktoś tu dyszy- podszedł do schowka
-To zamek na klucze. Trzeba iść po woźnego- pobiegła po klucze


Woźny dał jej klucze o nic więcej nie pytając.


-Mam- powiedziała, przeszukując klucze
-Już nie dyszy- zaniepokoił się Rhodey
-Otwieraj, no otwieraj się!- krzyczała zdenerwowana
-Daj to- wziął jej klucze


Otworzył schowek i ujrzeli zaginionego przyjaciela. To był Tony.


-Tony- ucieszyła się na widok przyjaciela
-Musimy go stąd zabrać. I to szybko- zabrał ciało Tony'ego, zabierając go do domu


Pepper dzwoniła i waliła w drzwi agresywnie. Po raz pierwszy Rhodey opuścił lekcje. Był z przyjaciółką, by pomóc jej przy Tony'm. Ojciec chorego otworzył drzwi. Był zaskoczony, widząc stan swego syna.


-Tony? A jednak go znaleźliście. Gdzie on był?- spytał zdenerwowany
-W schowku woźnego na miotły.Nie wiem, skąd on się tam wziął?!- spanikowała Pepper
-Jak się obudzi, to się dowiemy- powiedział ojciec Tony'ego


Zabrali go do środka. Ojciec chorego podłączył rozrusznik do ładowania. Położyli go na jego łóżku. Wszyscy zastanawiali się, "skąd się wziął w tym schowku?". Mieli najgorsze scenariusze w głowie.


-A co, jeśli to Gene go tam wrzucił?!- zdenerwowała się Pepper
-Możliwe, ale poczekajmy z tym do jutra.


Był piątek. Tony obudził się powoli otwierając oczy.


-Tony. Ty żyjesz! Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
-Gdzie, gdzie ja jestem? Tato?- spytał oszołomiony
-Jesteś w domu, Tony. Dobrze, że żyjesz. Gdzie ty byłeś wczoraj w nocy?- zapytał zmartwiony
-No, nigdzie... w szpitalu byłem- bronił się zdenerwowany
-Czemu byłeś w schowku?! Czy to Gene cię tam zamknął?!- zdenerwowała się Pepper
-Nie, to nie tak, jak myślisz
-No to, więc jak, Tony?- spytał go Rhodey
-Chciałem poznać prawdę, czy Rhodey ma rację. Spotkałem się z Gene’m i nic mi nie zrobił. Po prostu nie naładowałem rozrusznika. To on wsadził mnie do schowka, by nie patrzyć na mnie. On mnie nienawidzi, bo zawsze byłem leszy do niego w zbijaka. A najlepsze jest to, że to on spowodował ten wypadek w fabryce!- opowiedział im Tony
-I co, kto ma rację?- spytał wrogo Rhodey
-No, ty Rhodey. Przepraszam was za wszystko. Czyli za 2 dni już odejdę stąd. Będzie mi was brak- posmutniał Tony
-Nie, tak nie będzie. Zapamiętasz ten czas, jak najlepiej- spochmurniała Pepper
-Co masz na myśli?
-Razem spędzimy ten czas, jak najlepiej.


Lekarze dowiedzieli się od ojca Tony'ego, że chory przebywa teraz w domu, a w nocy uciekł do szkoły, by spotkać się z Genem. Powiedział im o szczegółach.
Pepper spełniła obietnicę. Następnego dnia, czyli w tzw. sobotę puszczali latawce, mieli piknik i świetnie bawili się na trampolinach. Ostatnie dni życia spędził, jak wymarzył swój wyjazd na wakacje z przyjaciółmi. Pojechali do Brazyli na karnawał w Rio de Janeiro. W niedzielę miał urodziny i ostatni dzień życia. Miał upieczony tort z napisem "Najlepszego Tony".


-Wszystkiego najlepszego!- krzyknęli  wiwatując Rhodey, Pepper i ojciec Tony'ego.
-Dziękuję- podziękował Tony


Powoli otwierał prezenty. Dostał pamiątkę z karnawału, bransoletkę z imionami przyjaciół, oraz ciastka od mamy Pepper.


-Naprawdę tylko tyle mogliśmy dla ciebie zrobić- posmutniała Pepper
-Wiem, Pepper. Za to wam dziękuję, że mogę być z wami w tym ostatnim moim dniu- wyżalił się Tony
-Najlepszego Tony- przytulił go Rhodey
-Jeszcze raz, dzięki wielkie- wzruszył się


Była już 14:00. Tony powoli tracił siły.


-Tony?- zaniepokoiła się Pepper
-Spokojnie. Nie dzwońcie po lekarza. Tak miało być- powoli zaczął oddychać i tracił siły
-Czyli to już koniec?- miała łzy w oczach
-Tak...Pepper, ale...te...ostatnie...dni- wykrztusił z siebie, Tony
-Przecież jest jeszcze nadzieja. Tak?- traciła nadzieję


Tony upadł na podłogę. Pepper trzymała go za rękę.


-Nie pozwolę na to, żebyś odszedł bez pożegnania- lekkim humorem zażartowała Pepper
-Ja wiem, ...że...nie będzie łatwo. Zrozum...Ja umieram...Dziękuję...Wam- powiedział ostatnie słowa w swoim życiu i opuścił rękę Pepper


Tony umarł. Gene został mistrzem gry w zbijaka, a nikt nie dowiedział się, że to on był winny śmierci Tony'ego.


KONIEC

---**---

I jak się podobało? Dodałam jeszcze jeden bonus, czyli filmik.


Wspaniała historia o księżniczce Tony i księciu Pepper

Rescue- bohaterka czy latający kłopot?

Dziękuję mojej ekipie za pomoc przy nagraniu parodii. Wystąpiły w rolach:

Narrator: Ivy Stone
Księżniczka Tony: Anna Katari
Książę Pepper: Joy pulpen
Czarownica Gene: Agata Wiśniewska
Król: Agata Wiśniewska
Królowa: Martuśka Strugalla
© Mrs Black | WS X X X