**Gen. Fury**
Znaleźliśmy ich w ostatniej chwili, a po kryminalistce zostało martwe truchło. Medycy zajęli się rannymi. Nawet brat Iron Mana padł z wycieńczenia. Pewnie się napracował, próbując ich utrzymać przy życiu. Wylecieliśmy z planety, która pękała w wielu miejscach na raz. O dziwo nie zalewała się lawą, lecz lodem. Na szczęście zdołaliśmy wylecieć z jej pola grawitacyjnego. Nie wiedziałem co mogłem im powiedzieć. Będą pytać. O ile przeżyją. Lekarze wspominali o jakimś zatruciu. Tylko jedna osoba zajmowała się takimi przypadkami. Doktor Victoria Bernes. Musieliśmy ją ściągnąć do kosmosu. Inaczej będą kolejne trupy.
**Victoria**
Zostałam wezwana na helikarier. Na szczęście miałam skończony dyżur w szpitalu, więc mogłam się tam udać. Niestety, lecz Ho nie mógł. Ktoś musiał zostać na cyberchirurgii. Głos generała brzmiał bardzo poważnie, dlatego czym prędzej zostawiłam przyjaciela i udałam się z agentami na bazę powietrzną. Przywitałam się z szefem T.A.R.C.Z.Y., który nie powiedział mi zbyt wiele.
Dr Bernes: Mam rozumieć, że chodzi o jakąś truciznę?
Gen. Fury: Nikt z moich ludzi nie wie co to jest. Byli na planecie Oplion.
Dr Bernes: Dobra, więc więcej się nie dowiem?
Gen. Fury: Nie ma pani pozwolenia.
Dr Bernes: No to nie wiem, czy pomogę. Przykro mi.
Gen. Fury: Zanim jednak pani się podda, pokażę co jest grane.
Niechętnie poszłam za nim. Dopiero jak zobaczyłam znajome twarze, nie potrafiłam ukryć zdziwienia. Znowu te dzieciaki w coś się wplątały. Jeden był po operacji, choć krew się nadal wylewała spod ran.
Dr Bernes: Jaki jest ich stan?
Gen. Fury: Prawie krytyczny, bo jakaś toksyna ich zabija.
Dr Bernes: Nie toksyna, a infekcja.
Gen. Fury: Pani to już gdzieś widziała?
Dr Bernes: Mam w tym spore doświadczenie.
Stwierdziłam niezadowolona. Miałam niezły bałagan do sprzątania. Przygotowałam swój sprzęt do tworzenia odtrutek. Oby nie było za późno. Walczyłam z czasem.
~*Pięć godzin później*~
**Tony**
Ociężale podniosły się powieki. Dostrzegałem światło. Byłem w bazie powietrznej. Udało się. Ocalili nas. Obok łóżka dostrzegłem lekarkę. Bez doktorka, a to nowość.
Dr Bernes: Witaj wśród żywych, Tony. Jak się czujesz?
Tony: Dobrze, a… inni?
Dr Bernes: Spokojnie. Dostali odtrutkę. Jesteście zdrowi, chociaż minie trochę czasu zanim dojdziecie do siebie.
Tony: Wiem.
Dr Bernes: Przy okazji sam siebie operowałeś? Nie uwierzę.
Zaśmiała się, a ja przypomniałem sobie, że to moi przyjaciele mnie ocalili. No właśnie. Nigdzie ich nie widziałem w sali. Rozdzielili nas. Lekko się zdenerwowałem co nawet maszyny zaalarmowały.
Dr Bernes: Nie bój się. Jest wszystko w porządku. Szybko dojdziecie do siebie.
Tony: Gdzie… oni… są?
Dr Bernes: W innych salach.
Tony: Co… z nimi?
Dr Bernes: Wydobrzeją. Są w odrębnych salach, bo wiesz jaka jest Pepper. Zacznie gadać i nawet nie odpocznie.
Tony: Oni… mnie… operowali.
Dr Bernes: O! To ciekawe. Doktorek byłby zaciekawiony przyszłą współpracą.
Znowu się śmiała. Brakowało humoru ostatnio. No i odpowiedzi. Whitney nie była tam przez przypadek. Musiałem uzyskać informacje.
Dr Bernes: Odpoczywaj. Zobaczę co z resztą. I proszę cię, Tony. Nie przejmuj się. Najgorsze za wami.
Uśmiechnęła się i wyszła z sali. Zacząłem zastanawiać się co teraz będzie. Nie ponieśliśmy porażki, a Fury miał nam wiele do wyjaśnienia.
**Rhodey**
Ocknąłem się podpięty do kroplówki oraz kardiomonitora. Moje ciało też wymiękło przez ciągły nacisk planety. Jednak koszmar minął. Usłyszałem jak do pomieszczenia weszła kobieta w kitlu lekarskim. Pamiętałem ją, aż za dobrze. Wiele razy z doktorem Yinsenem pomagali nam wrócić do zdrowia.
Dr Bernes: Jak tam zdrówko, Rhodey?
Rhodey: W porządku. Dziękuję. A inni?
Dr Bernes: Właśnie byłam u Tony’ego. Dostaliście odtrutkę, więc musicie jedynie wypocząć.
Rhodey: Znowu wiele pani zawdzięczamy.
Dr Bernes: Taka praca.
Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Dowiedziałem się o bracie. Pozostała kwestia rudzielca.
Rhodey: A Pepper? Co z nią?
Dr Bernes: Tobie mogę to powiedzieć, bo jesteś w stanie to znieść.
Rhodey: Jest… bardzo źle?
Głos mi się łamał. To była moja przyjaciółka. Fakt, że czasem wredna, ale bez niej nie mielibyśmy tak zwariowanych przygód. Była częścią naszej drużyny.
Dr Bernes: Wiesz, że była bardzo wychłodzona, dlatego nie było innego wyboru i jest zamknięta w komorze w stanie zawieszonej animacji. Szanse na przebudzenie są nikłe.
Rhodey: Ale są?
Dr Bernes: I tego się trzymajmy.
Rhodey: Nie potrafiłem jej pomóc. Zawiodłem.
Dr Bernes: To nie twoja wina, a obwinianie się nic nie da. Po prostu trzeba czekać.
Tyle powiedziała na odchodnym, zostawiając mnie z tak ponurą wiadomością dnia. Generał słono za to zapłaci.
Znaleźliśmy ich w ostatniej chwili, a po kryminalistce zostało martwe truchło. Medycy zajęli się rannymi. Nawet brat Iron Mana padł z wycieńczenia. Pewnie się napracował, próbując ich utrzymać przy życiu. Wylecieliśmy z planety, która pękała w wielu miejscach na raz. O dziwo nie zalewała się lawą, lecz lodem. Na szczęście zdołaliśmy wylecieć z jej pola grawitacyjnego. Nie wiedziałem co mogłem im powiedzieć. Będą pytać. O ile przeżyją. Lekarze wspominali o jakimś zatruciu. Tylko jedna osoba zajmowała się takimi przypadkami. Doktor Victoria Bernes. Musieliśmy ją ściągnąć do kosmosu. Inaczej będą kolejne trupy.
**Victoria**
Zostałam wezwana na helikarier. Na szczęście miałam skończony dyżur w szpitalu, więc mogłam się tam udać. Niestety, lecz Ho nie mógł. Ktoś musiał zostać na cyberchirurgii. Głos generała brzmiał bardzo poważnie, dlatego czym prędzej zostawiłam przyjaciela i udałam się z agentami na bazę powietrzną. Przywitałam się z szefem T.A.R.C.Z.Y., który nie powiedział mi zbyt wiele.
Dr Bernes: Mam rozumieć, że chodzi o jakąś truciznę?
Gen. Fury: Nikt z moich ludzi nie wie co to jest. Byli na planecie Oplion.
Dr Bernes: Dobra, więc więcej się nie dowiem?
Gen. Fury: Nie ma pani pozwolenia.
Dr Bernes: No to nie wiem, czy pomogę. Przykro mi.
Gen. Fury: Zanim jednak pani się podda, pokażę co jest grane.
Niechętnie poszłam za nim. Dopiero jak zobaczyłam znajome twarze, nie potrafiłam ukryć zdziwienia. Znowu te dzieciaki w coś się wplątały. Jeden był po operacji, choć krew się nadal wylewała spod ran.
Dr Bernes: Jaki jest ich stan?
Gen. Fury: Prawie krytyczny, bo jakaś toksyna ich zabija.
Dr Bernes: Nie toksyna, a infekcja.
Gen. Fury: Pani to już gdzieś widziała?
Dr Bernes: Mam w tym spore doświadczenie.
Stwierdziłam niezadowolona. Miałam niezły bałagan do sprzątania. Przygotowałam swój sprzęt do tworzenia odtrutek. Oby nie było za późno. Walczyłam z czasem.
~*Pięć godzin później*~
**Tony**
Ociężale podniosły się powieki. Dostrzegałem światło. Byłem w bazie powietrznej. Udało się. Ocalili nas. Obok łóżka dostrzegłem lekarkę. Bez doktorka, a to nowość.
Dr Bernes: Witaj wśród żywych, Tony. Jak się czujesz?
Tony: Dobrze, a… inni?
Dr Bernes: Spokojnie. Dostali odtrutkę. Jesteście zdrowi, chociaż minie trochę czasu zanim dojdziecie do siebie.
Tony: Wiem.
Dr Bernes: Przy okazji sam siebie operowałeś? Nie uwierzę.
Zaśmiała się, a ja przypomniałem sobie, że to moi przyjaciele mnie ocalili. No właśnie. Nigdzie ich nie widziałem w sali. Rozdzielili nas. Lekko się zdenerwowałem co nawet maszyny zaalarmowały.
Dr Bernes: Nie bój się. Jest wszystko w porządku. Szybko dojdziecie do siebie.
Tony: Gdzie… oni… są?
Dr Bernes: W innych salach.
Tony: Co… z nimi?
Dr Bernes: Wydobrzeją. Są w odrębnych salach, bo wiesz jaka jest Pepper. Zacznie gadać i nawet nie odpocznie.
Tony: Oni… mnie… operowali.
Dr Bernes: O! To ciekawe. Doktorek byłby zaciekawiony przyszłą współpracą.
Znowu się śmiała. Brakowało humoru ostatnio. No i odpowiedzi. Whitney nie była tam przez przypadek. Musiałem uzyskać informacje.
Dr Bernes: Odpoczywaj. Zobaczę co z resztą. I proszę cię, Tony. Nie przejmuj się. Najgorsze za wami.
Uśmiechnęła się i wyszła z sali. Zacząłem zastanawiać się co teraz będzie. Nie ponieśliśmy porażki, a Fury miał nam wiele do wyjaśnienia.
**Rhodey**
Ocknąłem się podpięty do kroplówki oraz kardiomonitora. Moje ciało też wymiękło przez ciągły nacisk planety. Jednak koszmar minął. Usłyszałem jak do pomieszczenia weszła kobieta w kitlu lekarskim. Pamiętałem ją, aż za dobrze. Wiele razy z doktorem Yinsenem pomagali nam wrócić do zdrowia.
Dr Bernes: Jak tam zdrówko, Rhodey?
Rhodey: W porządku. Dziękuję. A inni?
Dr Bernes: Właśnie byłam u Tony’ego. Dostaliście odtrutkę, więc musicie jedynie wypocząć.
Rhodey: Znowu wiele pani zawdzięczamy.
Dr Bernes: Taka praca.
Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Dowiedziałem się o bracie. Pozostała kwestia rudzielca.
Rhodey: A Pepper? Co z nią?
Dr Bernes: Tobie mogę to powiedzieć, bo jesteś w stanie to znieść.
Rhodey: Jest… bardzo źle?
Głos mi się łamał. To była moja przyjaciółka. Fakt, że czasem wredna, ale bez niej nie mielibyśmy tak zwariowanych przygód. Była częścią naszej drużyny.
Dr Bernes: Wiesz, że była bardzo wychłodzona, dlatego nie było innego wyboru i jest zamknięta w komorze w stanie zawieszonej animacji. Szanse na przebudzenie są nikłe.
Rhodey: Ale są?
Dr Bernes: I tego się trzymajmy.
Rhodey: Nie potrafiłem jej pomóc. Zawiodłem.
Dr Bernes: To nie twoja wina, a obwinianie się nic nie da. Po prostu trzeba czekać.
Tyle powiedziała na odchodnym, zostawiając mnie z tak ponurą wiadomością dnia. Generał słono za to zapłaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi