**Rhodey**
Cholera. Nie wiedziałem, jak to ubrać słowa. Lekarz nie mógł się dowiedzieć o Iron Manie. Musiałem coś wymyślić, a bałem się o Tony’ego. Mama nas zabije za powtórkę z rozrywki.
Dr Yinsen: To dowiem się wreszcie? Im dłużej będziesz milczał, tym szybciej możemy szykować mu trumnę.
Rhodey: Proszę już nie żartować!
Dr Yinsen: Ale ja wcale nie żartuję. Wszystko do tego zmierza.
Rhodey: Ja… Ja naprawdę nie wiem.
Dr Yinsen: Okej. To ja mu już nie pomagam.
Zaczął zbierać rzeczy. To jakaś kpina. Naprawdę chciał zostawił go na śmierć? Nie mogłem na to pozwolić. Zatrzymałem doktora, blokując mu wyjście.
Dr Yinsen: Chłopcze, mam też innych pacjentów. Nie będę tracił czasu na kłamców.
Rhodey: Tony to Iron Man.
Od razu się zatrzymał i patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Dr Yinsen: Czyli on…
Rhodey: Tak.
Dr Yinsen: O ja pierdziele!
Rhodey: Nawet mama o tym nie wie. Proszę tego nie mówić i mu pomóc. Ja nie chcę, żeby umarł.
Dr Yinsen: To wiele tłumaczy. Latanie w zbroi przeciąża serce, a same prace przy ich naprawie powodują kolejne problemy. Przemęczenie, mała ilość snu i stres.
Ponownie podszedł do niego, mierząc wszystko co potrzeba. Patrzyłem w milczeniu. Jednak odczułem ulgę. Może w ten sposób szybciej mu udzieli pomocy. Myślałem, jak pomóc.
Rhodey: Mam coś przynieść?
Dr Yinsen: Znajdź coś o sporej mocy. Jakiś zasilacz. Jeśli jest Iron Manem, to musi mieć coś w zanadrzu.
Rhodey: Poszukam.
Dr Yinsen: Tylko się pospiesz!
Nie musiał dwa razy powtarzać. Natychmiast pobiegłem do części roboczej, szukając czegoś co mogłoby wspomóc implant.
**Ho**
Musiałem go wygonić, żeby nie patrzył co robię. Wyjąłem elektrody, przykładając je do klatki piersiowej. Nastąpiło wyładowanie. Nie czekałem za długo na efekty. Zauważyłem zmiany, gdyż pojawiły się skoki w pulsie.
Dr Yinsen: Masz chore serce i zbawiasz świat. Za dużo komiksów czytałeś, Tony.
Kolejne użycie specjalnego defibrylatora nieco poprawiło stan tego gamonia. Na wszelki wypadek podałem coś na wzmocnienie. Nie wiedziałem jak długo jego serce wytrzyma z tak słabym implantem.
Po kilku minutach wbiegł Rhodey z jakimś ustrojstwem. Świeciło się jakby miało w środku kylit. Zastanowiło mnie to trochę.
Dr Yinsen: Co to jest?
Rhodey: Zapasowy rdzeń do zbroi.
Dr Yinsen: Genialne!
Rhodey: Słucham?
Dr Yinsen: To może mu zastąpić implant.
Wziąłem od niego część z pancerza. Pasowała idealnie jako zastępcze źródło do podtrzymywania życia. To była dobra wiadomość, lecz została i ta zła.
Dr Yinsen: Spróbuję go zabrać do szpitala i tam zoperować. Tylko, że twoja mama musi wyrazić zgodę na zabieg.
Rhodey: Ale… Ale przecież to sytuacja krytyczna. Nie musi wiedzieć o tym.
Dr Yinsen: Po części masz rację, lecz chodzi też o coś innego.
Rhodey: O co?
Popatrzył na mnie przerażony.
Dr Yinsen: Trzeba liczyć się z konsekwencjami. Tydzień temu był operowany i dobrze wiesz, że…
Rhodey: Może nie przeżyć.
Dr Yinsen: Dlatego twoja mama musi wiedzieć o tym.
**Roberta**
Siedziałam sobie dość spokojnie, oglądając telewizję. Było bardzo cicho w domu, a dość długo siedzieli w laboratorium. Ostatnimi czasy często tam siedzą. Ciekawe co tam wyprawiają.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to mógł być, więc ostrożnie zerknęłam przez wizjer. Otworzyłam, widząc Virgila.
Virgil: Musimy pogadać.
Roberta: No to wejdź.
Wszedł do środka, a ja go zaprowadziłam do salonu. Zaparzyłam po kawie, siadając do stołu. Podałam też jakieś ciastka. Widziałam, że był spięty.
Roberta: Co się dzieje, Virgil? Mi możesz wszystko powiedzieć.
Virgil: Chciałbym cię bardzo przeprosić, Roberto.
Roberta: Za co?
Virgil: Wiem, że Whiplash zaatakował twoje dzieci. Na pewno przez to, że mają znajomość z Pepper.
Roberta: Hej. To nic takiego. Ja jestem prawnikiem i widzisz, że też lekko nie mają. Czasem się boję, iż któryś z osadzonych się zemści, raniąc ich.
Virgil: Nie chcę, żebyś mi miała za złe, bo trafiają do szpitala. Może… Może po prostu niech zerwą z nią kontakt.
Roberta: Żartujesz sobie?! Odkąd ją poznali, są bardziej żywi. Tony mało, kiedy przypomina sobie ból z wypadku! Oboje są szczęśliwi! Nawet nie wiesz, jak się cieszą, że Pepper się odnalazła. Nie widzą bez niej życia.
Chyba się zdziwił, bo aż znieruchomiał. Nie kłamałam. Naprawdę ich życie się zmieniło po poznanie tej gaduły. Zdecydowanie zmieniło się na lepsze.
**Ho**
Nawet nie zdążyłem zadzwonić do Roberty, bo stan chłopaka znowu się pogorszył. Zaczął się dusić, więc musiałem go podpiąć do respiratora. Czas się kończył i coraz bardziej miałem obawy co do dalszych posunięć.
Cholera. Nie wiedziałem, jak to ubrać słowa. Lekarz nie mógł się dowiedzieć o Iron Manie. Musiałem coś wymyślić, a bałem się o Tony’ego. Mama nas zabije za powtórkę z rozrywki.
Dr Yinsen: To dowiem się wreszcie? Im dłużej będziesz milczał, tym szybciej możemy szykować mu trumnę.
Rhodey: Proszę już nie żartować!
Dr Yinsen: Ale ja wcale nie żartuję. Wszystko do tego zmierza.
Rhodey: Ja… Ja naprawdę nie wiem.
Dr Yinsen: Okej. To ja mu już nie pomagam.
Zaczął zbierać rzeczy. To jakaś kpina. Naprawdę chciał zostawił go na śmierć? Nie mogłem na to pozwolić. Zatrzymałem doktora, blokując mu wyjście.
Dr Yinsen: Chłopcze, mam też innych pacjentów. Nie będę tracił czasu na kłamców.
Rhodey: Tony to Iron Man.
Od razu się zatrzymał i patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Dr Yinsen: Czyli on…
Rhodey: Tak.
Dr Yinsen: O ja pierdziele!
Rhodey: Nawet mama o tym nie wie. Proszę tego nie mówić i mu pomóc. Ja nie chcę, żeby umarł.
Dr Yinsen: To wiele tłumaczy. Latanie w zbroi przeciąża serce, a same prace przy ich naprawie powodują kolejne problemy. Przemęczenie, mała ilość snu i stres.
Ponownie podszedł do niego, mierząc wszystko co potrzeba. Patrzyłem w milczeniu. Jednak odczułem ulgę. Może w ten sposób szybciej mu udzieli pomocy. Myślałem, jak pomóc.
Rhodey: Mam coś przynieść?
Dr Yinsen: Znajdź coś o sporej mocy. Jakiś zasilacz. Jeśli jest Iron Manem, to musi mieć coś w zanadrzu.
Rhodey: Poszukam.
Dr Yinsen: Tylko się pospiesz!
Nie musiał dwa razy powtarzać. Natychmiast pobiegłem do części roboczej, szukając czegoś co mogłoby wspomóc implant.
**Ho**
Musiałem go wygonić, żeby nie patrzył co robię. Wyjąłem elektrody, przykładając je do klatki piersiowej. Nastąpiło wyładowanie. Nie czekałem za długo na efekty. Zauważyłem zmiany, gdyż pojawiły się skoki w pulsie.
Dr Yinsen: Masz chore serce i zbawiasz świat. Za dużo komiksów czytałeś, Tony.
Kolejne użycie specjalnego defibrylatora nieco poprawiło stan tego gamonia. Na wszelki wypadek podałem coś na wzmocnienie. Nie wiedziałem jak długo jego serce wytrzyma z tak słabym implantem.
Po kilku minutach wbiegł Rhodey z jakimś ustrojstwem. Świeciło się jakby miało w środku kylit. Zastanowiło mnie to trochę.
Dr Yinsen: Co to jest?
Rhodey: Zapasowy rdzeń do zbroi.
Dr Yinsen: Genialne!
Rhodey: Słucham?
Dr Yinsen: To może mu zastąpić implant.
Wziąłem od niego część z pancerza. Pasowała idealnie jako zastępcze źródło do podtrzymywania życia. To była dobra wiadomość, lecz została i ta zła.
Dr Yinsen: Spróbuję go zabrać do szpitala i tam zoperować. Tylko, że twoja mama musi wyrazić zgodę na zabieg.
Rhodey: Ale… Ale przecież to sytuacja krytyczna. Nie musi wiedzieć o tym.
Dr Yinsen: Po części masz rację, lecz chodzi też o coś innego.
Rhodey: O co?
Popatrzył na mnie przerażony.
Dr Yinsen: Trzeba liczyć się z konsekwencjami. Tydzień temu był operowany i dobrze wiesz, że…
Rhodey: Może nie przeżyć.
Dr Yinsen: Dlatego twoja mama musi wiedzieć o tym.
**Roberta**
Siedziałam sobie dość spokojnie, oglądając telewizję. Było bardzo cicho w domu, a dość długo siedzieli w laboratorium. Ostatnimi czasy często tam siedzą. Ciekawe co tam wyprawiają.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to mógł być, więc ostrożnie zerknęłam przez wizjer. Otworzyłam, widząc Virgila.
Virgil: Musimy pogadać.
Roberta: No to wejdź.
Wszedł do środka, a ja go zaprowadziłam do salonu. Zaparzyłam po kawie, siadając do stołu. Podałam też jakieś ciastka. Widziałam, że był spięty.
Roberta: Co się dzieje, Virgil? Mi możesz wszystko powiedzieć.
Virgil: Chciałbym cię bardzo przeprosić, Roberto.
Roberta: Za co?
Virgil: Wiem, że Whiplash zaatakował twoje dzieci. Na pewno przez to, że mają znajomość z Pepper.
Roberta: Hej. To nic takiego. Ja jestem prawnikiem i widzisz, że też lekko nie mają. Czasem się boję, iż któryś z osadzonych się zemści, raniąc ich.
Virgil: Nie chcę, żebyś mi miała za złe, bo trafiają do szpitala. Może… Może po prostu niech zerwą z nią kontakt.
Roberta: Żartujesz sobie?! Odkąd ją poznali, są bardziej żywi. Tony mało, kiedy przypomina sobie ból z wypadku! Oboje są szczęśliwi! Nawet nie wiesz, jak się cieszą, że Pepper się odnalazła. Nie widzą bez niej życia.
Chyba się zdziwił, bo aż znieruchomiał. Nie kłamałam. Naprawdę ich życie się zmieniło po poznanie tej gaduły. Zdecydowanie zmieniło się na lepsze.
**Ho**
Nawet nie zdążyłem zadzwonić do Roberty, bo stan chłopaka znowu się pogorszył. Zaczął się dusić, więc musiałem go podpiąć do respiratora. Czas się kończył i coraz bardziej miałem obawy co do dalszych posunięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi