**Victoria**
Jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłam do ojca Pepper. Musiał znać diagnozę. Wyjaśniłam skrótowo jaka pojawiła się trudność. Długo milczał, aż zakończył rozmowę. Poszłam do pokoju lekarzy. Wzięłam kubek kawy z kofeiną. Nie umknęło to uwadze Ho. Był jak mój cień. Ciągła obserwacja.
Dr Bernes: Wiem co powiesz. Nie mogę tego pić, bo przedawkowałam, ale… Ale teraz muszę. Inaczej tego nie zniosę.
Dr Yinsen: Victorio, to nie twoja wina. Regeneracja zatrzymała się wtedy przez ten lek od tej pielęgniarki. To ona zawiniła. Nie ty.
Dr Bernes: Ho…
Dr Yinsen: Błędy medyczne się zdarzają, ale ten nie jest twój. Naprawdę sam jej współczuję. Walczyła ostatkami sił i taki jest finał tej batalii życia.
Dr Bernes: Tylko, że wiesz co jest najgorsze?
Dr Yinsen: Co takiego?
Dr Bernes: Nawet jeśli ręce dojdą do ładu i składu, nogi będą odmawiać posłuszeństwa. Będzie upadać.
Dr Yinsen: Jeszcze nie wszystko stracone. Głowa do góry.
Łatwo było mu to mówić. Oczy się kleiły do snu, więc położyłam się na kanapie i usnęłam.
~*Trzy dni później*~
**Tony**
Doktorek wręczył mi wypis. Kiedyś zrobi się z tego niezła kolekcja. Nawet dobra na ścianę. Nie widział żadnych powodów do zatrzymania mnie na dłużej. Jak zwykle tylko pouczył o zaleceniach, które i tak pewnie nagnę przez swoją drugą tożsamość. Nie pozwolili mi pożegnać się z Pepper. Wyszedłem z Rhodey’m, kierując się do wyjścia.
Tony: Myślisz, że ją tu zatrzymają?
Rhodey: Nie powinni. Na pewno do nas dołączy.
Tony: Ciągle ją badali i ja nie wiem co jej jest. Powinna… Powinna być już w pełni sił.
Rhodey: Widocznie jednak nie.
Nie pocieszył mnie tym ani trochę. Zignorowałem słowa brata, wychodząc ze szpitala. Minęliśmy się z ojcem rudzielca. Też równie milczący jak większość personelu medycznego.
Tony: Dzień dobry, panie Potts. Idzie pan po Pepper?
Virgil: Muszę ją odebrać i zająć odpowiednio.
Odparł z powagą. Coś tu nie pasowało. Od razu pojawiły się najgorsze z możliwych myśli.
Tony: A możemy wiedzieć w jakim jest stanie? Nic nie mówią, a martwimy się.
Virgil: Czyli nie wiecie, że nie może chodzić?
Tony, Rhodey: CO?!
Virgil: Odtworzone kończyny nóg nie współpracują.
To był dla mnie jak cios w serce. Na moment zapomniałem, jak się oddycha. Przed glebą uratował mnie Rhodey. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Słuchałem co mówili między sobą.
Rhodey: Ogarnę go. Ciężko znosi takie wieści.
Virgil: Wiem o tym, ale może… Może to naprawią.
Rhodey: I tak wiele przeżyła, chociaż ma nasze wsparcie. Pomożemy jej.
Virgil: Dziękuję wam, chłopcy. Ona teraz was potrzebuje najbardziej.
Rhodey: Może na nas liczyć. Prawda, Tony?
Kiwnąłem tylko głową, próbując się pozbierać do kupy. Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z budynku. Ciągle musiałem się podpierać o ramię Rhodey’go. Na szczęście całą drogę przebyliśmy taksówką, docierając pod dom. Mama przytuliła nas na powitanie, zapraszając na wspólny posiłek. Podałem jej dokumentację medyczną, a potem siedzieliśmy we trójkę przy stole. Milczałem.
**Pepper**
Ostatni raz sprawdzili ruchy kończyn. Ręce miałam sprawne. Również mogłam pisać czy rysować. To mnie ucieszyło, lecz była ta druga strona medalu. Nie byłam w stanie chodzić. Lekarka przepraszała za to, że do tego doszło, ale nie obwiniałam jej. Usiadłam na wózku, zaś wypis był w rękach taty.
Pepper: Dziękuję za ratunek.
Dr Bernes: Nie masz za co. Taka praca, lecz żałuję, że nie odzyskałaś pełnej sprawności.
Pepper: Ważne, że mogę ruszać rękami i uczyć się.
Uśmiechnęłam się do kobiety. Zrobiła dla mnie tak wiele z doktorkiem, dlatego trzymałam głowę ku górze. Musiałam pogodzić się ze swoim losem. Innego wyjścia nie widziałam. Po raz ostatni pomachałam lekarzom na pożegnanie. Wróciliśmy do domu.
Pepper: Tęskniłam.
Virgil: Za domem? Wiadomo, ale najważniejsze, że żyjesz. Nie wiem co by się stało, gdybym cię stracił.
Pepper: Ja mam to samo, tatku.
Przytuliliśmy się ze wzajemnością. Podjechałam wózkiem do kuchni, robiąc coś smacznego do zjedzenia. Nie było nawet tak źle. Byłam ciekawa jak poradzę sobie w szkole. To będzie dzień próby, na który musiałam się przygotować.
~~~~~***~~~~~
Pozostał już ostatni rozdział. Mam nadzieję, że spodoba wam się zakończenie.
Jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłam do ojca Pepper. Musiał znać diagnozę. Wyjaśniłam skrótowo jaka pojawiła się trudność. Długo milczał, aż zakończył rozmowę. Poszłam do pokoju lekarzy. Wzięłam kubek kawy z kofeiną. Nie umknęło to uwadze Ho. Był jak mój cień. Ciągła obserwacja.
Dr Bernes: Wiem co powiesz. Nie mogę tego pić, bo przedawkowałam, ale… Ale teraz muszę. Inaczej tego nie zniosę.
Dr Yinsen: Victorio, to nie twoja wina. Regeneracja zatrzymała się wtedy przez ten lek od tej pielęgniarki. To ona zawiniła. Nie ty.
Dr Bernes: Ho…
Dr Yinsen: Błędy medyczne się zdarzają, ale ten nie jest twój. Naprawdę sam jej współczuję. Walczyła ostatkami sił i taki jest finał tej batalii życia.
Dr Bernes: Tylko, że wiesz co jest najgorsze?
Dr Yinsen: Co takiego?
Dr Bernes: Nawet jeśli ręce dojdą do ładu i składu, nogi będą odmawiać posłuszeństwa. Będzie upadać.
Dr Yinsen: Jeszcze nie wszystko stracone. Głowa do góry.
Łatwo było mu to mówić. Oczy się kleiły do snu, więc położyłam się na kanapie i usnęłam.
~*Trzy dni później*~
**Tony**
Doktorek wręczył mi wypis. Kiedyś zrobi się z tego niezła kolekcja. Nawet dobra na ścianę. Nie widział żadnych powodów do zatrzymania mnie na dłużej. Jak zwykle tylko pouczył o zaleceniach, które i tak pewnie nagnę przez swoją drugą tożsamość. Nie pozwolili mi pożegnać się z Pepper. Wyszedłem z Rhodey’m, kierując się do wyjścia.
Tony: Myślisz, że ją tu zatrzymają?
Rhodey: Nie powinni. Na pewno do nas dołączy.
Tony: Ciągle ją badali i ja nie wiem co jej jest. Powinna… Powinna być już w pełni sił.
Rhodey: Widocznie jednak nie.
Nie pocieszył mnie tym ani trochę. Zignorowałem słowa brata, wychodząc ze szpitala. Minęliśmy się z ojcem rudzielca. Też równie milczący jak większość personelu medycznego.
Tony: Dzień dobry, panie Potts. Idzie pan po Pepper?
Virgil: Muszę ją odebrać i zająć odpowiednio.
Odparł z powagą. Coś tu nie pasowało. Od razu pojawiły się najgorsze z możliwych myśli.
Tony: A możemy wiedzieć w jakim jest stanie? Nic nie mówią, a martwimy się.
Virgil: Czyli nie wiecie, że nie może chodzić?
Tony, Rhodey: CO?!
Virgil: Odtworzone kończyny nóg nie współpracują.
To był dla mnie jak cios w serce. Na moment zapomniałem, jak się oddycha. Przed glebą uratował mnie Rhodey. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Słuchałem co mówili między sobą.
Rhodey: Ogarnę go. Ciężko znosi takie wieści.
Virgil: Wiem o tym, ale może… Może to naprawią.
Rhodey: I tak wiele przeżyła, chociaż ma nasze wsparcie. Pomożemy jej.
Virgil: Dziękuję wam, chłopcy. Ona teraz was potrzebuje najbardziej.
Rhodey: Może na nas liczyć. Prawda, Tony?
Kiwnąłem tylko głową, próbując się pozbierać do kupy. Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z budynku. Ciągle musiałem się podpierać o ramię Rhodey’go. Na szczęście całą drogę przebyliśmy taksówką, docierając pod dom. Mama przytuliła nas na powitanie, zapraszając na wspólny posiłek. Podałem jej dokumentację medyczną, a potem siedzieliśmy we trójkę przy stole. Milczałem.
**Pepper**
Ostatni raz sprawdzili ruchy kończyn. Ręce miałam sprawne. Również mogłam pisać czy rysować. To mnie ucieszyło, lecz była ta druga strona medalu. Nie byłam w stanie chodzić. Lekarka przepraszała za to, że do tego doszło, ale nie obwiniałam jej. Usiadłam na wózku, zaś wypis był w rękach taty.
Pepper: Dziękuję za ratunek.
Dr Bernes: Nie masz za co. Taka praca, lecz żałuję, że nie odzyskałaś pełnej sprawności.
Pepper: Ważne, że mogę ruszać rękami i uczyć się.
Uśmiechnęłam się do kobiety. Zrobiła dla mnie tak wiele z doktorkiem, dlatego trzymałam głowę ku górze. Musiałam pogodzić się ze swoim losem. Innego wyjścia nie widziałam. Po raz ostatni pomachałam lekarzom na pożegnanie. Wróciliśmy do domu.
Pepper: Tęskniłam.
Virgil: Za domem? Wiadomo, ale najważniejsze, że żyjesz. Nie wiem co by się stało, gdybym cię stracił.
Pepper: Ja mam to samo, tatku.
Przytuliliśmy się ze wzajemnością. Podjechałam wózkiem do kuchni, robiąc coś smacznego do zjedzenia. Nie było nawet tak źle. Byłam ciekawa jak poradzę sobie w szkole. To będzie dzień próby, na który musiałam się przygotować.
~~~~~***~~~~~
Pozostał już ostatni rozdział. Mam nadzieję, że spodoba wam się zakończenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi