Rozdział 35: Żyjemy, oddychamy i umieramy

**Victoria**

Jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłam do ojca Pepper. Musiał znać diagnozę. Wyjaśniłam skrótowo jaka pojawiła się trudność. Długo milczał, aż zakończył rozmowę. Poszłam do pokoju lekarzy. Wzięłam kubek kawy z kofeiną. Nie umknęło to uwadze Ho. Był jak mój cień. Ciągła obserwacja.

Dr Bernes: Wiem co powiesz. Nie mogę tego pić, bo przedawkowałam, ale… Ale teraz muszę. Inaczej tego nie zniosę.
Dr Yinsen: Victorio, to nie twoja wina. Regeneracja zatrzymała się wtedy przez ten lek od tej pielęgniarki. To ona zawiniła. Nie ty.
Dr Bernes: Ho…
Dr Yinsen: Błędy medyczne się zdarzają, ale ten nie jest twój. Naprawdę sam jej współczuję. Walczyła ostatkami sił i taki jest finał tej batalii życia.
Dr Bernes: Tylko, że wiesz co jest najgorsze?
Dr Yinsen: Co takiego?
Dr Bernes: Nawet jeśli ręce dojdą do ładu i składu, nogi będą odmawiać posłuszeństwa. Będzie upadać.
Dr Yinsen: Jeszcze nie wszystko stracone. Głowa do góry.

Łatwo było mu to mówić. Oczy się kleiły do snu, więc położyłam się na kanapie i usnęłam.

~*Trzy dni później*~

**Tony**

Doktorek wręczył mi wypis. Kiedyś zrobi się z tego niezła kolekcja. Nawet dobra na ścianę. Nie widział żadnych powodów do zatrzymania mnie na dłużej. Jak zwykle tylko pouczył o zaleceniach, które i tak pewnie nagnę przez swoją drugą tożsamość. Nie pozwolili mi pożegnać się z Pepper. Wyszedłem z Rhodey’m, kierując się do wyjścia.

Tony: Myślisz, że ją tu zatrzymają?
Rhodey: Nie powinni. Na pewno do nas dołączy.
Tony: Ciągle ją badali i ja nie wiem co jej jest. Powinna… Powinna być już w pełni sił.
Rhodey: Widocznie jednak nie.

Nie pocieszył mnie tym ani trochę. Zignorowałem słowa brata, wychodząc ze szpitala. Minęliśmy się z ojcem rudzielca. Też równie milczący jak większość personelu medycznego.

Tony: Dzień dobry, panie Potts. Idzie pan po Pepper?
Virgil: Muszę ją odebrać i zająć odpowiednio.

Odparł z powagą. Coś tu nie pasowało. Od razu pojawiły się najgorsze z możliwych myśli.

Tony: A możemy wiedzieć w jakim jest stanie? Nic nie mówią, a martwimy się.
Virgil: Czyli nie wiecie, że nie może chodzić?
Tony, Rhodey: CO?!
Virgil: Odtworzone kończyny nóg nie współpracują.

To był dla mnie jak cios w serce. Na moment zapomniałem, jak się oddycha. Przed glebą uratował mnie Rhodey. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Słuchałem co mówili między sobą.

Rhodey: Ogarnę go. Ciężko znosi takie wieści.
Virgil: Wiem o tym, ale może… Może to naprawią.
Rhodey: I tak wiele przeżyła, chociaż ma nasze wsparcie. Pomożemy jej.
Virgil: Dziękuję wam, chłopcy. Ona teraz was potrzebuje najbardziej.
Rhodey: Może na nas liczyć. Prawda, Tony?

Kiwnąłem tylko głową, próbując się pozbierać do kupy. Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z budynku. Ciągle musiałem się podpierać o ramię Rhodey’go. Na szczęście całą drogę przebyliśmy taksówką, docierając pod dom. Mama przytuliła nas na powitanie, zapraszając na wspólny posiłek. Podałem jej dokumentację medyczną, a potem siedzieliśmy we trójkę przy stole. Milczałem.

**Pepper**

Ostatni raz sprawdzili ruchy kończyn. Ręce miałam sprawne. Również mogłam pisać czy rysować. To mnie ucieszyło, lecz była ta druga strona medalu. Nie byłam w stanie chodzić. Lekarka przepraszała za to, że do tego doszło, ale nie obwiniałam jej. Usiadłam na wózku, zaś wypis był w rękach taty.

Pepper: Dziękuję za ratunek.
Dr Bernes: Nie masz za co. Taka praca, lecz żałuję, że nie odzyskałaś pełnej sprawności.
Pepper: Ważne, że mogę ruszać rękami i uczyć się.

Uśmiechnęłam się do kobiety. Zrobiła dla mnie tak wiele z doktorkiem, dlatego trzymałam głowę ku górze. Musiałam pogodzić się ze swoim losem. Innego wyjścia nie widziałam. Po raz ostatni pomachałam lekarzom na pożegnanie. Wróciliśmy do domu.

Pepper: Tęskniłam.
Virgil: Za domem? Wiadomo, ale najważniejsze, że żyjesz. Nie wiem co by się stało, gdybym cię stracił.
Pepper: Ja mam to samo, tatku.

Przytuliliśmy się ze wzajemnością. Podjechałam wózkiem do kuchni, robiąc coś smacznego do zjedzenia. Nie było nawet tak źle. Byłam ciekawa jak poradzę sobie w szkole. To będzie dzień próby, na który musiałam się przygotować.
~~~~~***~~~~~
Pozostał już ostatni rozdział. Mam nadzieję, że spodoba wam się zakończenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X