Rozdział 8: Nie czuję nic

**Pepper**

Sprawdziłam każdy z możliwych szpitali i ani śladu blaszaka. W sumie, to musiał być sam pilot. Nie bardzo wiedziałam, jak go odnaleźć. Jednak musiałam to zrobić, żeby nie umrzeć. Próbowałam przypomnieć sobie ważne szczegóły. Fabryka, dom Rhodesów, magazyny…
Po chwili poczułam porażenie prądem. Atakował mnie za każdym razem, gdy tylko miałam chwilę do namysłu. Widocznie nie chciał żadnych swobodnych działań.

Mr. Fix: Jak często chcesz czuć ból, Whiplash? Weź się w garść albo zakończę twój żywot.
Pepper: Robię co mogę, ale… Ale nie wiem, gdzie może…

Ponownie przez ciało przeszedł ładunek o sporej mocy. Krzyknęłam z bólu, mobilizując się aktywniej do misji. Poleciałam do tych miejsc, które były moimi pierwszymi zapisami w pamięci. Może coś dzięki temu znajdę. Zaczęłam od fabryki.

**Ho**

Nadal nie mieliśmy zasilania w budynku. Wspomagaliśmy się jedną latarką, defibrylatorem na baterie, zaś wszelkie parametry odczytywaliśmy ręcznie lub przez bransoletkę Tony’ego. Serce dalej biło zbyt słabo. To nie wróżyło nic dobrego. Zacząłem coraz bardziej wątpić, czy uda nam się go poskładać do kupy.

Dr Yinsen: Coś tu nie pasuje, a ja nie wiem co.
Dr Bernes: Kable są zlutowane. Poza tym, to tylko tymczasowe rozwiązanie. I tak musi mieć nowy rozrusznik.
Dr Yinsen: No to kończymy.

Stwierdziłem niechętnie, zakładając szwy. Założyłem opatrunki, zaś Victoria powoli wybudzała chłopaka. Odpięła od respiratora, zamieniając na maskę tlenową. Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Posprzątaliśmy wszystko, doprowadzając się do porządku i zabraliśmy do tej samej sali co poprzednio. Staliśmy przy nim, a jedyne światło w sali wydobywało się z implantu.

Dr Bernes: Następnym razem nie będzie naprawy. Wiesz o tym, prawda?
Dr Yinsen: Niestety.

Byłem na swój sposób przybity, a nawet załamany. Czułem się za dzieciaka odpowiedzialny, bo pół roku temu mój wynalazek ochronił go przed śmiercią. Dał szansę na życie.

Dr Bernes: Nie poddawajmy się, Ho. On jest silny.
Dr Yinsen: Powiedzmy, że będzie nowy wspomagacz. A jeśli samego zabiegu nie przeżyje?
Dr Bernes: To nie czas, żeby już myśleć o najgorszym. Po prostu róbmy co w naszej mocy. Jak przystało na lekarzy cybermedycyny.

Uśmiechnęła się przyjaźnie. Cieszyłem się, mając ją jako wsparcie. Potrafiła wielokrotnie mnie podnieść na duchu. Położyła tablet obok łóżka i kable z niego podpięła do klatki piersiowej chorego. Prawdziwa mistrzyni improwizacji.

Dr Yinsen: Mogłem wcześniej o tym pomyśleć.

Zaśmiałem się. Takie proste rozwiązanie leżało przed nosem.

Dr Bernes: Teraz możemy obserwować zmiany. Podam kolejny środek na wzmocnienie.
Dr Yinsen: No i to ja rozumiem.

Uśmiechnąłem się, obserwując działania Victorii. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Jakim cudem doszło do takiego przeciążenia?

Kiedy tak zastanawiałem się nad odpowiedzią, otrzymałem sygnał.

Dr Yinsen: Ktoś mnie wzywa z oddziału obserwacji. Muszę tam zajrzeć. Poradzisz sobie?
Dr Bernes: Żaden kłopot. Wezwę, gdyby coś się działo.
Dr Yinsen: Dzięki.

Powiedziałem na odchodne i z latarką przemieszczałem się po ciemnych korytarzach. Wszyscy próbowali dać sobie radę bez światła, choć starali się włączyć generatory zapasowe szpitala. Mogliśmy tylko czekać.

**Roberta**

Zauważyłam jak Rhodey się budził, dlatego wcisnęłam przycisk. Nie wiedziałam, że w sali pojawi się doktor Yinsen. Jednak to była dobra okazja, żeby dowiedzieć się o stanie Tony’ego. Na początku tylko stał, bo nie bardzo potrafił coś z siebie wydusić.

Roberta: Operacja się skończyła?
Dr Yinsen: Tak i teraz tylko czekać, aż się obudzi.
Rhodey: Czy… Czy wszystko… z nim… gra?
Roberta: Rhodey, nie wysilaj się. Masz spore poparzenia.
Dr Yinsen: Ktoś cię poraził prądem?

Na to pytanie zamilknął, a lekarz dociekliwie węszył. Czyżby ta sama osoba narobiła szkód im obu? Chyba stąd ta odwaga, żeby przyjrzeć się temu bliżej. Wyszłam z sali, chociaż i tak sam by mnie wyprosił. Usiadłam przed salą, licząc na dobre wieści.

**Pepper**

Oblatywałam całą fabrykę, aż pokusiłam się o zobaczenie jej środka. Wydawała się być opuszczona, chociaż w jednym miejscu znalazło się coś bez rdzy. Stalowe drzwi na kod. Podeszłam bliżej.

Pepper: Mam coś.
Mr. Fix: Miałeś iść do szpitala. Na cholerę zaglądasz do fabryki?!
Pepper: Szefie, ja...

Nie dokończyłam, bo ponownie oberwałam sporym wyładowaniem. O dziwo nie krzyczałam. Coraz bardziej stawałam się obojętna na tortury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X