Rozdział 23: Dylemat człowieczeństwa

**Roberta**

Siedzieliśmy z synem w milczeniu, czekając na koniec operacji. Nic nie wskazywało na to, iż szybko zobaczymy się z Tony’m. Nie znałam szczegółów, lecz wiedziałam jedno. Coś złego wisiało nad nami. Jego życie było zagrożone.

Rhodey: Mamo, wszystko gra?
Roberta: Wiesz, James. Mam dziwne przeczucie.
Rhodey: Jakie?
Roberta: Że już go nie zobaczymy.
Rhodey: Mamo, nie mów tak. Wszystko się jakoś ułoży. Nie możemy się poddawać.

Głos mi się łamał na samą myśl, że chłopak zbliżał się do swojej biologicznej rodziny, a ja nic nie mogłam zrobić. Nigdy nie czułam się tak bezsilna jak w tej chwili. Trzymałam się tej kruchej nadziei, a mimo to pojawiło się zwątpienie. Coś strasznego.

**Victoria**

Ponownie nawiązałam kontakt z Ho, próbując jakoś odwieść go od zabijania dzieciaka. Pojechałam we wskazany adres, bo to mi zdradził. Jeszcze nie wszystko stracone.

Kiedy znalazłam się na miejscu, wbiegłam do fabryki. Zaczęłam uderzać o metalowe drzwi.

Dr Bernes: Niech ktoś otworzy! Prędko!

Nie musiałam długo czekać, bo Rhodey otworzył dość przerażony przez moją obecność. Nie miałam czasu na wyjaśnienia, więc wbiegłam i szukałam sali.

Rhodey: Pani ma pomóc?
Dr Bernes: A raczej bardziej zapobiec tragedii. Gdzie oni są?

Wskazał na drzwi, które były blisko części z jakimiś narzędziami. Minęłam się z panią Rhodes, wchodząc do środka. Pojawiłam się na czas. Ubrałam się w rękawiczki, chwytając za jego nadgarstki, aby nie próbował czegoś głupiego.

Dr Bernes: Hej. Popatrz na mnie, Ho. Nie pierwszy raz go operujesz, a w twoich rękach nikt nie zginął. Musisz wziąć się w garść i dać mu szansę żyć.
Dr Yinsen: On i tak już cierpi. Chcę mu ulżyć w agonii.
Dr Bernes: Agonii?
Dr Yinsen: Gdybyś widziała jego twarz po wypadku. To jak mówił oraz co chciał przekazać innym. Te czarne myśli. On… On dał mi do zrozumienia, że skazałem go na największy ból, który mógłby człowiek doświadczyć.
Dr Bernes: Ho…
Dr Yinsen: Nie chcę, żeby miał mi za złe, bo to ja skazałem go na implant. Tylko ja.
Dr Bernes: Nie jesteś sam. Pamiętaj. Jestem tu.

Usiłowałam pozbyć się tego pesymizmu z głowy przyjaciela. Bez pytania o ruch wzięłam skalpel do ręki, wykonując nacięcie. Funkcje nadal słabły. Przyjrzałam się zastępczemu rozrusznikowi. Ilość łączy zgadzała się z uszkodzonym mechanizmem.

Dr Bernes: Ja odepnę te stare, a ty w tym czasie podepniesz nowe, dobrze?
Dr Yinsen: Dziękuję, Victorio.
Dr Bernes: Zawsze do usług, mój doktorku.

Uśmiechnęłam się do niego ciepło, przygotowując się do odpięcia. Musieliśmy odpowiednio się ze sobą synchronizować. Jeden za drugim.

Dr Bernes: Gotowy?
Dr Yinsen: Tak.
Dr Bernes: I żadnego myślenia o zabijaniu, jasne?
Dr Yinsen: Jasne jak słońce.

Zaśmiał się co już było dobrym znakiem. Jego niebo się rozchmurzyło. Powoli dokonywaliśmy wymiany. Ledwo zamieniliśmy pierwszy kabel, a odczyty spadły.

Dr Bernes: Bez paniki. Spokojnie.
Dr Yinsen: Powiesz mu o tym?
Dr Bernes: O czym? Że chciałeś mu ulżyć w cierpieniu w zły sposób? Nie powiem. Masz moje słowo.

Chwyciłam przyjaciela za wolną rękę, dodając otuchy. Wzięliśmy się za następne kable. Ponownie pojawiły się niepokojące zmiany w zapisach na kardiomonitorze. Ostatnie dwie podpięliśmy, a to mogło skończyć się w jeden sposób.

Dr Yinsen: Zaraz nam się zatrzyma. Tego chciałaś?!
Dr Bernes: Ho, bez nerwów. Zaraz coś na to poradzimy.

Wstrzyknęłam substancję na unormowanie bicia serca.

Dr Bernes: Wkładamy.
Dr Yinsen: A wspomagacz?
Dr Bernes: Powoli, bo potem naprawdę coś namieszamy.

Mówiłam w miarę opanowanie, lecz z uwagą obserwowałam zachowanie Ho. Bałam się, że mógł po kryjomu coś podać.

Dr Bernes: Ma za mało krwi. Potrzebne więcej jednostek.
Dr Yinsen: No i tego nie wyczarujemy.
Dr Bernes: Znam osobę, która ma taką samą grupę.
Dr Yinsen: Kto taki?
Dr Bernes: Virgil Potts, ale ściągnę go potem. Najpierw wstawmy nowy rozrusznik i zaszyjmy rany. Krew uzupełnimy w szpitalu.
Dr Yinsen: O ile dożyje transportu.

Znowu jego umysł pokryły czarne chmury zwiastujące katastrofę. Jednak miał rację. Tony w każdej chwili mógł znaleźć się na tej cienkiej granicy, gdzie życie toczy bitwę ze śmiercią.
Po wstawieniu nowego mechanizmu do podtrzymania życia, Ho zajął się szwami. To była większa dziura niż poprzednio. No i tu pojawił się następny kłopot.

Dr Bernes: Nie zaszyjemy tego zwykłymi nićmi.
Dr Yinsen: Dlaczego?
Dr Bernes: Za duże rany. Przydałaby się tkanka.
Dr Yinsen: Masz coś takiego?
Dr Bernes: Mogę stworzyć, ale znowu straci krew.
Dr Yinsen: Jemu już nic nie zaszkodzi.

Stwierdził z powagą, biorąc się za stabilizację odczytów, gdyż spadki były coraz częstsze. Do tego sztuczne serce nie działało. Mieliśmy bardzo pod górkę.

**Rhodey**

Po głowie chodziły mi słowa lekarki. Chce zapobiec tragedii. Co to mogło znaczyć? Czyżby zdawała sobie sprawę, że Tony nie przeżyłby tej operacji? Nie. Nie powinienem tak myśleć. Jeśli Pepper miała siły, by walczyć, to i on też. Oboje mieli swoje potyczki. Oboje walczyli o lepsze jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X