Meta

**Tony**

Musiałem przyznać, że tak wielkiego wyładowania energii dawno nie przeżyło moje ciało. W ostatniej chwili przypomniałem sobie, dlaczego żyję. Dla nich. Czułem się lepiej, więc odpiąłem się od wszystkiego, wstając na równe nogi. Uważałem, żeby nie być złapanym przez agentów. Było czuć bijącą od nich wrogość. Nie bardzo wiedziałem co się stało, dlatego powoli szedłem wzdłuż korytarza.

**Victoria**

Zrobiłam podstawowe badania, aby wykluczyć zawał. Nie było powodów do zmartwień. Mimo wszystko, musiał uważać.

Dr Bernes: Jak na razie serce bije prawidłowo. Żadnych oznak stanu przedzawałowego. Jednak i tak proszę się nie denerwować.
Virgil: Spróbuję, choć nie będzie to łatwe.
Dr Bernes: Rozumiem doskonale pana. Gdybym sama miała dzieci, wiedziałabym przez co pan przechodzi.
Virgil: Patricia zawsze była silna, ale wciskała nosa w nie swoje sprawy.
Dr Bernes: Ciekawska co? No to tym bardziej przeżyje.

Uśmiechnęłam się do niego, a następnie sprawdziłam wyniki innych pacjentów. Byłam tak zaczytana danymi, że przez chwilę coś mi przemknęło przed oczami.

Virgil: Wszystko w porządku, doktor Bernes?
Dr Bernes: Właśnie widziałam Tony’ego.
Virgil: Dziwne. Tak szybko się pozbierał?
Dr Bernes: Oby nie próbował uciec.
Virgil: Nie może się denerwować.
Dr Bernes: Otóż to.

Zaczęliśmy iść w stronę, gdzie widziałam chorego. Jakim cudem wywlókł się z łóżka? Widocznie miał więcej siły niż mogłabym zaobserwować przy tak ciężkich uszkodzeniach serca.

Virgil: On nie ucieka. Szuka czegoś.
Dr Bernes: A raczej kogoś.

Nagle usłyszałam krzyk z sali, gdzie była Pepper. Natychmiast tam pobiegliśmy. Na miejscu ujrzałam chłopaka, który próbował ją uwolnić ze zbiornika. Uderzał w to pięściami.

Tony: Pomóżcie jej!
Dr Bernes: Tony, ona jest w śpiączce. Niby co możemy…
Virgil: Już nie jest.
Dr Bernes: Jak to?

Byłam w szoku. Podeszłam bliżej, aż zauważyłam brązowe tęczówki wpatrujące się w nas. Od razu zaczęłam działać. Spuściłam płyn z komory.

Dr Bernes: Niech mi pan pomoże. Sama jej stamtąd nie wydostanę.

Kiwnął tylko głową i powoli wyciągaliśmy dziewczynę na zewnątrz. Na tyle ostrożnie, żeby nie zrobić jej krzywdy.

Gdy znalazła się poza zbiornikiem, próbowała oddychać. Ostrożnie położyliśmy ją na łóżku.

Dr Bernes: Już dobrze, Pepper. Wdech i wydech. Jesteś wśród nas.
Tony: Pep…
Dr Bernes: Na pewno jest rozkojarzona. Powinna odpocząć. Jednak nie tutaj.
Virgil: Moje dziecko. Tak się bałem.

Pozwoliłam na to, aby przytulił swoją córkę. Tony także otulił ją w swoje ramiona. To było całkiem urocze.

Virgil: Dziękuję.
Dr Bernes: Taka praca, a teraz trzeba was zabrać do domu. Rhodey’go też.
Virgil: Generał nie pozwoli.
Dr Bernes: A ja go przekonam. Proszę się nimi zająć.
Virgil: Dobrze. Przy okazji pójdziemy po pozostałych.
Dr Bernes: Dziękuję.

Tyle powiedziałam i pobiegłam do centrali. Nie mogłam pozwolić na więzienie ich. Musieli odpocząć na Ziemi. W Nowym Jorku.

**Rhodey**

Powoli otwierałem oczy. Znowu helikarier. Przynajmniej nie byłem sam. Siedziała przy mnie mama, która nie wyglądała na zadowoloną.

Rhodey: Mamo?
Roberta: Nie pytaj. Po prostu milcz.
Rhodey: Co się stało?
Roberta: Zemdlałeś chyba ze strachu.
Rhodey: O rany! A co z Tony’m?!
Roberta: Urządza sobie spacerki.
Rhodey: Co robi?!

Coraz bardziej oczy robiły wytrzeszcz. Nie pojmowałem słów mamy. W takim stanie swobodnie chodził po bazie powietrznej? Oby Fury go nie chwycił.

Virgil: I mamy komplet.
Roberta: Widzę, że śpieszy ci się do grobu, Tony.
Rhodey: Tony?
Tony: Jak widać jestem.

Zdecydowanie tylko on tak głupio się szczerzył jak do sera, choć wzrok skupiłem na ojcu przyjaciółki. Miał ją na rękach.

Rhodey: Pepper?
Virgil: Właśnie się obudziła.
Tony: Dajemy dyla, Rhodey. Pakuj się.
Roberta: Czy wam już całkiem odbiło?! Virgil, ty także?!
Virgil: Lekarka wszystko załatwia. Muszą wrócić do miasta.
Rhodey: Oby się udało. Połóżcie ją tu.

Wskazałem na wolne łóżko. Niby była przytomna, ale nic nie mówiła. Martwiłem się. W sumie, to nie tylko ja. Nie zamierzałem dręczyć gaduły. Ojciec położył ją, a ona nadal nie odezwała się ani jednym słowem.

Virgil: Coś jest nie tak.
Roberta: Może zmęczona.
Rhodey: Potrzebuje ją zbadać lekarka.

Stwierdziłem zaniepokojony. Oby nie doznała żadnych uszkodzeń. Może to było zmęczenie. Sam już nie byłem niczego pewny.

**Gen. Fury**

Zgodziłem się ich puścić wolno pod warunkiem uciszenia sprawy. Na szczęście panna Potts się przebudziła, więc z tego też powodu nie wniosą skargi. I tak miałem na nich oko.

**Tony**

Nie wiedziałem co jest grane. Nikt nie potrafił tego powiedzieć. Na szczęście lekarka pojawiła się, oznajmiając udane negocjacje z generałem. Mogliśmy wrócić na Ziemię. Co chwilę wypytywałem o stan dziewczyny. Kobieta nie powiedziała nic.
Po znalezieniu się w mieście, przeszliśmy dokładną diagnostykę. Moje rany szybko się zagoiły, więc szwy zostały zdjęte. Rhodey czuł się o wiele lepiej i był pełny sił. Z rudzielcem pozostał znak zapytania.

Tony: Czemu to tak długo trwa?
Rhodey: Nie wiem. Przynajmniej my możemy wrócić do szkoły.
Tony: Nie wrócę tam bez Pep.
Rhodey: Stary, wiem co do niej czujesz, ale musimy być cierpliwi.
Tony: Chyba wychodzą.

Wstaliśmy jak z pioruna. Czekałem, aż powie nam dobre wieści. Po jej minie chyba mógłbym się spodziewać niespodzianek.

Tony: Co z nią?
Dr Bernes: Może wrócić do domu. To są dobre wieści.
Virgil: A te złe?
Tony: Pani doktor?
Dr Bernes: Nie może mówić.

To był jak cios w serce. Gaduła, która nie może mówić? Jak to się stało?

Tony: Dlaczego nie może mówić?
Dr Bernes: Doznała poważnych uszkodzeń mózgu w wyniku hipotermii. Jednak słyszy co się do niej mówi. Dacie radę się z nią porozumieć.

Byłem wściekły jak i załamany tą diagnozą. Ojciec dziewczyny ledwo się powstrzymywał od wyrzucenia złości. Jedynie poszedł po nią. Potem wyszliśmy ze szpitala, wracając do swoich domów. Wciąż nie mogłem zrozumieć, że zapłaciliśmy taką cenę w ramach testu.

~*Miesiąc później*~

**Pepper**

Powoli przyzwyczajałam się do nowej sytuacji. Nie było to łatwe, ale jakoś się udało. Może i nie mogłam ich dręczyć gadulstwem, lecz znalazły się też inne sposoby. Co chwilę tyrpałam ich w plecy, dając karteczkę. Starałam się uśmiechać i pokazać, że nie zmieniłam się ani trochę. Jednak Fury nieźle nas załatwił. Ciekawe co by się z nim stało, gdyby tam trafił. Nie dowiemy się, bo Oplion zamarzła na lód. Cieszyłam się, bo wróciliśmy do domu.

KONIEC

~~~~~~****~~~~~~
No i na tym kończymy kolejne opo. Teraz mały przerywnik w postaci bonusu. Mam małą blokadę, więc nowych historii nie napisałam. Poza "You are my enemy". Stąd też blog stoi pod niewiadomą. Nie wiem czy przez skończenie wszystkich postów, które mam do wstawienia będzie jeszcze szansa na wymyślenie coś nowego. Ciężko się skłonić do pisania. Wiem co można napisać, ale jakoś ułożyć to w słowa jest sporym problemem. Mam nadzieję, że z przyjemnością jeszcze tu zaglądacie.

2 komentarze:

  1. Oczywiście, że z chęcią tu zaglądam. Chyba każdy kto by tu trafił nie chciałby szybko stąd uciekać. Dziewczyno zdejmij sobie tę blokadę, bo ja potem nie będę mieć co czytać, a tak być nie może. Piszesz świetnie, zrozumiale, potocznie, a to najbardziej lubię, bo się człowiek nie musi zastanawiać nad pewnymi stwierdzeniami. Masz ogromny talent, a całe zaplecze jakie się tutaj znajduje to dowód na to, że potrafisz to robić. Ta blokada musi zniknąć a Ty musisz pisać dalej, nie możesz przestać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz. To miłe z twojej strony, ale już od ładnych paru tygodni próbuję. Jednak dziękuję za twoje wsparcie.

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X