Rozdział 38: Tylko bez paniki

Pepper nie czuła paniki przy Tony’m, choć czuła ponownie czyjś wzrok na sobie. Zignorowała ten sygnał i jakoś dotarli pod jej dom.
-Poczekam na ciebie.
-Hej! Przecież nie gryzę. Możesz wejść.
Zaśmiała się, otwierając drzwi. Nikogo nie było.
-Widzisz? Cisza i spokój. Ja skoczę do łazienki, a ty się rozgość.
Zaprosiła chłopaka do środka. Usiadł na krześle w salonie.
-Zaczekam tutaj.
-W porządku, więc zaraz będę.
Szybko pobiegła na górę, wzięła ubrania na zmianę, a następnie wparowała do łazienki. Sprawnie przebrała się, dołączając do przyjaciela.
-I już. Tęskniłeś?
Zaśmiała się głupawo.
-Wiadomo.
Odwzajemnił uśmiech.
-Chcesz coś do picia albo jedzenia? Rozgość się.
Uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dziękuję, ale niestety będę musiał wracać. Implant się rozładowuje. Czemu to psuje każdy mój wypad ze znajomymi?
Było mu trochę przykro, ale z siłą wyższą nie miał szans wygrać.
-Nie gniewam się. Dobrze, że o tym pamiętasz. Po prostu spotkamy się jeszcze.
Nie gniewała się na niego i rozumiała dbanie o zdrowie, chociaż sama je lekceważyła.
-Czyli do jutra?
Spytała na pożegnanie. Chłopak wstał z krzesła i podszedł do niej.
-Zawsze możesz iść ze mną. Co będziesz sama robić w pustym domu?
-A nie wiem. Coś wymyślę.
Nagle sobie o czymś przypomniała.
-Właśnie! Był sprawdzian z maty? Nie byłam w szkole i będą zaległości.
-Nie był trudny.
-No to chyba muszę się pouczyć, a nie przepadam za liczbami. Wolałabym obejrzeć jakiś film.
Westchnęła ciężko.
-Chodź ze mną, to cię pouczę. Nie chcesz chyba dostać jedynki.
Zaśmiał się.
-Oj! No dobra. Przekonałeś mnie.
Pobiegła po plecak, biorąc książki. Lekko się zmachała.
-Okej… Możemy iść.
-Panie przodem.
Przepuścił ją w drzwiach, a potem zaczekał, aż zamknie drzwi.
-Taksówka czy spacer?
-Taksówka. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Zdecydowała na pierwszą opcję.
-Pepper, nie rób ze mnie kaleki.
-Wsiadaj i nie marudź!
Nalegała na posłuszeństwo.
-Och. No dobra. Mam kolejną matkę.
Zaśmiał się, wsiadając do pojazdu.
-Nie o to mi chodzi. Powiem ci później.
Oboje zajęli miejsca, zaś kierowca otrzymał adres docelowy. Dość szybko zawiózł ich na miejsce. Skierowali się do fabryki, gdzie geniusz podpiął implant do ładowania. Odwrócił się do Pepper.
-Co chciałaś mi powiedzieć?
Usiadł na kanapie.
-Pamiętasz Ducha?
Spytała na spokojnie.
-Tak. Co z nim?
Zmarszczył czoło.
-Nadal mnie obserwuje, ale nie tylko on. Gdziekolwiek poszłam, to czułam, że ktoś jeszcze inny mnie śledził. Nie wiem co to znaczy, ale może rozumiesz o co może mu chodzić.
Wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
-Nie mam pojęcia, a musimy coś na to wymyślić. Możesz być w niebezpieczeństwie.
Stwierdził z obawą, lecz przypuszczał coś gorszego. Domyślał się, że była na czyimś celowniku. Nie powiedział jej tego, aby nie wpadła w kolejny atak paniki.
-Pewnie tatuś na coś wpadł. Nie było go w domu, więc może jest na misji.
Pomyślała o tym, choć mógł być w innym miejscu.
-Jakoś to będzie.
-Ale i tak muszę zapewnić ci bezpieczeństwo.
-Tony, ja… Ja nie chcę ci robić większych problemów. Twoja rodzina… Twoje serce…
Głos załamał się na samą myśl o skrzywdzeniu chłopaka. Mimo wszystko, nie panikowała.
-Pepper, błagam cię. Może i mam chore serce, ale to nie oznacza, że do niczego się nie nadaję. W zbroi jestem bezpieczny, a mojej rodziny nie wezmą na celownik. Nie pozwolę na to.
Próbował ją uspokoić, lecz nadal widział, że nie czuła się najlepiej.
-Spokojnie.
-Oby.
Nie potrafiła nic więcej z siebie wydusić. Usiadła obok niego na kanapie. Na chwilę, gdyż odezwał się telefon.
-Mama?
Była w szoku na nazwę kontaktu.
-Jeśli to ona, powinnaś odebrać.
-Chyba muszę.
Odważyła się kliknąć w zieloną słuchawkę i przyłożyć komórkę do ucha.
-Halo?
-Pepper, jesteś w domu? Jeśli tak, to nie wychodź.
Słowa kobiety były dla niej niepokojące, aż serce zaczęło walić jak szalone.
-Co się stało?
-Po prostu nie wychodź. Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Znowu?! No nie dadzą spokoju!
Z wściekłością miała ochotę roztrzaskać gadżet na czynniki pierwsze. W porę się powstrzymała.
-Mamo, co jest grane?
-Twój tata właśnie zrobił coś nieodpowiedzialnego.
Dziewczyna nie znosiła mijania się z prawdą. Zaczęła tracić kontrolę nad nerwami.
-Mamo, co się dzieje?!
-Chodzi o Ducha. Wymknął się agentom i cię szuka. Pepper, musisz zostać w domu i nie panikuj, dobrze?
Nastolatka była przerażona, aż poczuła lekkie ukłucie w klatce piersiowej.
-Mamo… powiedz. Skrzywdzili… go?
-Na szczęście nie, ale nie możesz wychodzić. Niebawem wrócę i do ciebie dołączę. Trzymaj się.
-Mamo…
Więcej nie zdołała powiedzieć, bo rozłączyła się.
-Co się stało?
Spytał, dostrzegając zdenerwowanie. Pepper chwyciła się za głowę z niedowierzania.
-Może przynieść ci wody?
-To… nic… nie da.
Powoli starała się przywrócić wewnętrzną równowagę, która była dość mocno zachwiana. Przez strach o ojca i wszystkich innych. Chłopak nie mówił nic i jedynie siedział przy niej, żeby dodać nieco otuchy.
-Przepraszam. Chyba… Chyba jednak… muszę… wracać.
Wstała z kanapy, kierując się do wyjścia.
-Pepper, co powiedziała ci mama?
Nalegał na odpowiedź.
-Duch… On… mnie… szuka.
Jakkolwiek próbowała uspokoić nerwy, to myśli o najgorszych scenariuszach nie pozwalały odczuć ulgi. Nie chciała mu sprawiać kłopotu.
-W takim razie nie pozwolę ci stąd wyjść.
Bez wstawania z miejsca zamknął drzwi od zbrojowni.
-Tutaj cię nie znajdzie.
Na widok zamkniętego wyjścia poczuła się jak w pułapce. W takiej samej, gdy ją porywali. Nie czuła się bezpieczna. Miała wrażenie, że wszystko było przeciwko niej.
-Musiałeś? Musiałeś?! Wypuść mnie!
Zaczęła uderzać rękami o stalowe drzwi.
-Pepper, nie pozwolę ci iść na pewną śmierć! Pomyślałaś może o tym jak będzie się czuła twoja rodzina, gdy coś ci się stanie?! Jak ja się będę czuł?
Nie zamierzał tak podnosić tonu, lecz nie mógł pozwolić na bezmyślne działania rudzielca.
-Nie… Nie pomyślałam.
Zaniechała prób ucieczki. Poddała się, siadając ponownie na kanapie. Nie myślała o niczym. Próbowała nie wpadać w panikę, której atak był coraz bliższy.
-Pepper… ja nie chcę cię stracić.
-Ja… Ja czuję… to samo.
Strach powoli przejmował nad nią kontrolę. Ponownie przypomniała sobie bolesną przeszłość. O tym, że zmarły ojciec chronił ją tak jak teraz i Tony. Pogrążyła się w rozpaczy i wybuchła płaczem, chowając twarz w dłoniach.
-Proszę cię. Nie płacz.
Przytulił jej drżące ciało.
-Jakoś to będzie.
-Może… Może… zajmijmy się… nauką.
Pomyślała o próbie odwrócenia uwagi przed atakiem paniki.
-Pewnie.
Zgodził się, podając dziewczynie plecak.
-Od czego zaczynamy?
-Od… początku.
Powoli wyjaśniał wszelkie zagadnienia do testu z matmy. Nie było tego dużo i po godzinie przerobili cały materiał.
-Rozumiesz? Zróbmy teraz to samo w zadaniach.
-Zgoda.
Nie miała nic przeciwko nauce, bo w ten sposób zniknął stres, a spokój młodego nauczyciela tylko pomagał w pojęciu obliczeń.
-No dobra, więc zrób ten przykład.
Podał kartkę z zadaniem oraz długopis. Akurat ładowanie implantu dobiegło końca, dlatego też mógł odłączyć urządzenie i ubrać bluzkę.
-No i jak ci idzie?
-Chyba… Chyba dobrze.
Zaczęła robić pierwsze kalkulacje, które nie przychodziły z trudem. Jednak dzwoniący telefon mógł znowu naruszyć spokój. Nie chciała odbierać. Kontynuowała zadanie.
-Nie odbierzesz?
-Nie chcę. Właśnie odzyskałam harmonię i znowu mam ją stracić?
Wrzuciła telefon do plecaka.
-No tak. Przepraszam.
Pomimo powrotu do ćwiczenia, komórka nie przestała dzwonić. Z furią wzięła i odebrała.
-Mamo, nie teraz! Właśnie się uczę z Tony’m!
-A ciebie nie ma w domu? Mówiłam, żebyś nigdzie nie wychodziła.
-Wiem o tym, ale muszę się pouczyć do testu z matmy… A ty już wróciłaś?
Spytała zaciekawiona, choć nie miała ochoty na powrót.
-Jestem i właśnie zauważyłam, że nie wyłączyłaś telewizora.
Ta wiadomość od razu zbudziła niepokój.
-Mamo, ja go nie włączałam.
Przebudził się strach na myśl o zjawie.
-Pepper?
Przyjaciel widział jak stała roztrzęsiona.
-Mamo, jesteś… sama? Czy tata…
Zapytała z trudem.
-Na razie szuka Ducha. Pewnie wróci…
-Mamo!
Niespodziewanie przerwało połączenie. Nie była w stanie zapanować nad sobą. Upuściła telefon na ziemię i upadła na kolana.
-Dlaczego? Powiedz... mi. Dlaczego? Co ja… im… zrobiłam?
-Pepper, powiedz mi wszystko. Kto dzwonił?
-To była… mama. Jest… w domu, a Duch… On… On chyba też… tam jest.
Nie była w stanie normalnie oddychać. Co chwilę nabierała więcej powietrza do płuc.
-Lecę tam.
Założył plecak, aktywując go. Całe ciało pokryła zbroja.
-Tony!
Próbowała jakoś powstrzymać geniusza, ale z braku sił nie potrafiła wstać. Mogła jedynie czekać, aż wróci cały i zdrowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X