Rozdział 44: Witamy w wesołym miasteczku

Yinsen otrzymał sygnał od Victorii zaraz po zakończonej operacji jednego z pacjentów. Na spokojnie poszedł do pokoju lekarskiego i otworzył drzwi. Był w szoku na widok Tony’ego.
-Tony, co ty tu robisz? Victorio, wyjaśnisz?
-Mamy problem i przyda się kylit. Jednak sam oceń.
Podała mu tablet ze skanem.
-Co o tym sądzisz?
Na samo wspomnienie o metalu już wiedział, że problem leżał w implancie.
-Tony, połóż się.
Chłopak o dziwo nie protestował i posłuchał się go.
-Trzeba od razu operować. Kylit przedostaje się do narządów i może je uszkodzić.
Oddał tablet przyjaciółce. Była przerażona na słowa lekarza.
-Tony, chcesz tego?
-Chyba… nie mam wyjścia.
-Owszem, chłopcze. Nie masz. Lecimy na blok.
Od razu zabrali go na salę operacyjną, gdzie wszystko przygotowali do zabiegu.
-No to trochę sobie pośpisz.
Założyła mu maskę, wpuszczając gaz.
-Kolorowych snów.
Geniusz walczył przed snem, lecz nim się spostrzegł, to ogarnęła go ciemność. Zespół specjalistów od razu zaczął wyjaśniać sobie co było do zrobienia.
-To nie będzie łatwa operacja.
Przyznał, przygotowując resztki kylitu.
-Nie wiem w jakim stopniu implant jest uszkodzony. Zawsze musimy być przygotowani na to, że przez wyjęcie mechanizmu do naprawy może ulec większemu uszkodzeniu. Przy pęknięciach nie wiadomo co może się wydarzyć. Kolejną sprawą jest kylit, który przedostał się do jego ciała. Musimy go wydobyć. Mogą być niespodzianki. Wchodzisz w to, Victorio?
Na myśl o wysokości stawki jej serce podskoczyło do gardła. Jednak nie zamierzała skapitulować, gdyż było mnóstwo zadań do wykonania, a doktor potrzebował pomocy.
-Zgoda, więc zaczynamy.
-W porządku. Jeszcze ustalmy kto co robi. Bez wliczania w to problemów.
-Nie wiem co będę w stanie zrobić. Chcę pomóc, ale nie zamierzam pogarszać sytuacji tak jak ostatnio.
Wyrzuciła z siebie wszelkie obawy.
-Zadecyduj za mnie co mogę zrobić, a czego nie.
Poprosiła.
-Victorio, wszystko będzie dobrze. Ostatnio byłaś zmęczona. Dziś jest na odwrót, bo musisz mnie pilnować, żebym mu nie zaszkodził.
-Aż tak… źle? Nie spałeś czy tyle pacjentów na głowie?
Spytała zaniepokojona.
-Pacjenci… nie dali mi dzisiaj odsapnąć, a teraz on.
Wskazał na nastolatka.
-Przykro mi, ale… Ale ja tu jestem i wszystko jakoś się ułoży. Potem zagwarantuję ci taki wypoczynek, że szybko nabierzesz sił.
Uśmiechnęła się pocieszająco.
-Zróbmy to i będzie po krzyku. Mów co robić.
Odetchnął, zbierając myśli po raz kolejny tego samego dnia.
-Musimy wyjąć implant i sprawdzić jego uszkodzenie. Możliwe, że będzie potrzebna wymiana. Jeśli nie, to uzupełnimy metal, a reszty pozbędziemy się z organizmu Tony’ego. Potem składamy go do kupy i w najlepszym wypadku zakończymy ingerencję. Jakieś pytania?
Uśmiechnął się słabo.
-Żadnych. Działamy.
Zrobiła niewielkie nacięcia, wyjmując urządzenie z ciała. Robiła to powoli oraz bardzo ostrożnie. Nadal był podłączony, żeby pobudzał serce do działania. Specjalista przyjrzał się rozrusznikowi.
-Jest zbyt uszkodzony. Musimy go wymienić, dlatego zacznij usuwać kylit z organizmu.
-Nigdy tego nie robiłam. Jakieś instrukcje?
Spytała zagubiona.
-Wierzę, że sobie poradzisz, Victorio.
Uśmiechnął się do niej i zaczął szukać odpowiedniego mechanizmu.
-Dobrze.
Wykorzystała rurkę, aby odessać metal na zewnątrz. Uważnie usuwała go z różnych narządów. Cały proces zajął jej dziesięć minut.
-Gotowe.
Skończyła w odpowiednim momencie. Przyjaciel położył technologię na stół.
-I jak? Wszystko gra?
-Tak… Chyba się udało.
Przyjrzała się odczytom z kardiomonitora.
-Wszystko gra jak na razie. Tutaj masz metal.
Wskazała na fiolkę.
-Dobrze, a teraz przygotuj się, bo będzie zabawa. Musimy odłączyć zniszczony mechanizm i zastąpić go nowym. Mam nadzieję, że serce je zaakceptuje.
-Jestem gotowa. A ty?
-Jak nigdy.
-No to jedziemy.
Delikatnie chwyciła za przewody, odpinając je jeden po drugim. Powoli wyjmowała implant.
-No dalej. Wszystko będzie dobrze.
Uspokajała się w myślach. Odłączyła kolejne kable, aż wspomagacz znalazł się na zewnątrz. Nie obeszło się bez niespodzianek. Puls spadał.
-Cholera. Mamy zabawę.
Wstrzyknęła dożylnie odpowiedni środek, reagując na czas. Sytuacja ustabilizowała się.
-To teraz dajemy nowy rozrusznik.
Powiedziała do mężczyzny, który zaczął przysypiać. Ciągle wpatrywał się w odczyty.
-Hej! Wiem, że jesteś zmęczony, ale został nam ostatni krok. Wytrzymaj.
-Tak. Już, już.
Podszedł do stołu, napełniając rozrusznik kylitem. Dodał również metal, który pozostał w starym mechanizmie, a następnie rozpoczął podłączanie kabli w odpowiednie miejsca. Wiedział, że spadek pulsu oznaczał trudność z przepompowywaniem krwi.
-Podaj mu maskę tlenową. Ułatwmy mu oddychanie.
Od razu nałożyła maskę na twarz chorego. Lekarz nadal obawiał się co do swojego działania przez zmęczenie.
-Victorio, sprawdź przewody. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, a wszystko… już mi się miesza.
Zrobiła jak prosił.
-Jest dobrze. Niczego nie pomyliłeś.
-To była zabawa, a teraz czas wejść do wesołego miasteczka. Musimy uruchomić mechanizm. Bądź przygotowana w razie komplikacji, dobrze?
-Jestem, więc działajmy.
Włączył nowe urządzenie, czekając na poprawę. Chwilę odczekali, aż coś zaczęło się dziać. Widzieli nienaturalne bicie serca.
-Odczyty skaczą jak szalone.
-No i właśnie o tym mówiłem. Cholera. Czemu to zawsze na moim dyżurze muszą być najgorsze przypadki?
-Nie tylko na twoim.
Pocieszyła go.
-Podaj mu coś na ustabilizowanie pracy serca. Ja przygotuję defibrylator na wszelki wypadek.
-Przecież to go zabije. Nie pamiętasz?
Była w szoku.
-Pamiętam, ale nie wspomniałem, że ten został stworzony tylko dla Tony’ego.
-No to już zmienia postać rzeczy.
Podała substancję do krwiobiegu, zaś on wyjmował sprzęt z szafki.
-Jak to wygląda?
Zapytał, stojąc tyłem. Tylko kobieta widziała funkcje życiowe chłopaka.
-Poprawia się.
Odparła niezbyt pewnie. Dla pewności spojrzała po raz kolejny na odczyty. Nie zauważyła nic niepokojącego.
-No to dobrze.
Odwrócił się do niej, kładąc defibrylator obok stołu.
-Dziwne… Implant nadal nie rozpoczął działania. Zaintubujemy go. Nie możemy narazić chłopaka na niedokrwienie mózgu i innych narządów.
Przerażenie sięgało zenitu. Zrestartował urządzenie.
-No dalej. Działaj!
Victoria zdołała oczyścić drogi oddechowe i podpiąć operowanego pod respirator.
-I co?
-No właśnie nic… Coś jest nie tak.
-Cholera! O co chodzi?! Czego jeszcze nie zrobiliśmy?!
Zaczęła wpadać w panikę.
-Victorio, teraz tylko spokój nam pomoże. Nie panikuj.
Poprosił, sprawdzając wszystkie szczegóły. Odnalazł winowajcę.
-Teraz wszystko powinno wrócić do normy.
-Co się stało? To moja wina?
Powoli uspokajała się, choć niepokój pozostał.
-Moja, bo nie domknąłem urządzenia. Jeszcze raz restartuję, a ty sprawdź sytuację na monitorze.
-W porządku. Już patrzę.
Zerknęła na odczyty.
-Coś się dzieje. Puls się zmienia.
-Co? Jak się zmienia?
-Nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Sam spójrz.
Była skołowany na bardzo dziwne odczyty, odbiegające od normy. Były wręcz nienormalne. Doktor sam przyjrzał się nim.
-Ja się chyba zabiję. Co to ma być?!
-Nie mam pojęcia.
Próbowała zrozumieć obecny stan organizmu nastolatka.
-Musimy jakoś działać!
Krzyknął, chociaż wolał mówić spokojnie.
-Podaj mi defibrylator. Może tak unormujemy bicie serca.
Od razu podała mu urządzenie, zaś wzrok wbiła w monitor. Funkcje były nadal niezwykłe. Z wysokich zaczęły spadać i ponownie się podnosić.
-Oby to mu pomogło.
-Inaczej będziemy go mieć na sumieniu.
Podpiął elektrody.
-Strzelam.
Wyładowanie nie było duże, więc nie mogło zabić. Kobieta odsunęła się. Spojrzała na odczyty.
-Jak wykres?
-Cholera jasna. To nie zadziałało!
Nie była zachwycona. Funkcje skakały naprzemiennie w górę i dół.
-Kończą mi się pomysły. Spróbuję jeszcze raz.
Delikatnie zwiększył moc, ostrzegając przed kolejnym wyładowaniem. Przez ciało przeszedł ładunek.
-Jak jest teraz?
-Sprawdzam.
Przyjrzała się wyświetlanym falom. Skoki ustawały. Wszystko wydawało się wracać do normy.
-Raczej po problemie. Możemy kończyć.
-Dobrze… Dokończysz za mnie? Ja nie mam siły.
Opadł na krzesło.
-Jasne. Wystarczy go wstawić i zszyć rany?
Spytała, bo chciała, aby odpoczął.
-Tak, ale ostrożnie. Na wszelki wypadek tu zostanę, a potem… zostanie tylko monitorowanie serca.
-Zrobię to, a ty marsz spać.
Nalegała na posłuszeństwo.
-Tam są drzwi.
Wskazała na nie, uśmiechając się głupawo.
-Odpocznę jak będę wiedział, że serce przyjęło nowy mechanizm.
-Och! Ty mnie nawet nie denerwuj! Wszystko ogarnę.
Zapewniła go, wstawiając implant na miejsce. Sprawnie zaszyła rany, założyła opatrunek, a następnie zabandażowała klatkę piersiową.
-Dobrze, ale nie zapomnij odpiąć go od respiratora, a…, jeśli coś będzie nie tak, to mnie zawołaj.
-Się wie szefie.
Zasalutowała z uśmiechem.
Mężczyzna wyszedł z sali, przebrał się, a następnie wszedł do pokoju lekarskiego. Padł na kanapę, zasypiając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X