Część 14: Pijemy za lepszy czas

Cała piątka bawiła się z profesorem, pluskając w każdą możliwą stronę. Momencik… Piątka? A nie powinno być ich więcej? A! I owszem, ponieważ jedna z osób wymknęła się po cichu. Tym razem, to nie była Selene, lecz Tośka. Nikt nie zauważył jej zniknięcia, bo bardziej skupiali się na zabawie.

Prof. Klein: No dobra, moi mili. Na dziś wystarczy. Wracamy.
Selene, Pepper: ALE PROFESORZE…
Prof. Klein: Żadnego sprzeciwiania się, jasne?

Przyjaciele nie byli zachwyceni, ale zbytnio wyboru nie mieli. Postanowili posłuchać się wychowawcy i wrócić do domków.
Gdy znaleźli się na miejscu, każda z płci poszła do odpowiedniej części, zaś mężczyzna jedynie zaszył się w swoim pokoju. Dziewczyny szły przez korytarz, zastanawiając się nad tym czy zrobić kolejny numer chłopakom.

Pepper: Chcesz wyciąć im kawał?
Selene: A po co? Mało ci kłopotów?
Pepper: Ej! To tylko taka zabawa.
Selene: Słuchaj, Pep. Nie chcę być szybciej odesłana do domu, więc odpuść. Dobrze ci radzę.
Pepper: Ech! Dobrze, wiedźmo.
Selene: Zaraz… Jak ty mnie nazwałaś?!

Wkurzyła się, aż wytworzyła ogień w dłoni, strasząc podpaleniem.

Selene: Chyba ktoś chce stanąć w płomieniach. Chcesz tego?

Uśmiechnęła się diabelnie. Gaduła natychmiast podniosła ręce na znak kapitulacji.

Pepper: Dobra, dobra. Przepraszam. A może wolisz być czarodziejką?
Selene: Hmm… Jak chcesz.

Zaśmiała się, a ogień zgasł.

Pepper: Ty chyba to lubisz, co?
Selene: A co masz na myśli?
Pepper: Grozić wszystkim.
Selene: Oj! Od razu grozić. Po prostu nie daję sobie w kaszę dmuchać, rozumiesz?
Pepper: Pewnie.

Nagle usłyszały dźwięk czegoś szklanego. Coś uderzyło o drzwi. Zerknęły za siebie, dostrzegając Tośkę z reklamówkami.

Selene: Coś ty zrobiła? Obrabowałaś monopolowy?
Tośka: Cii… Nikt nic nie wie. Gdyby ktoś pytał, kupiłam wodę.
Selene, Pepper: AHA?
Tośka: Zresztą, chyba Happy też coś taszczył. Nie jesteśmy same.
Pepper: Co?! Oni też?!
Selene: Hahaha! Nikt nie jest święty. Tego można się po facetach spodziewać.

Pomogły zanieść towar do pokoju, a następnie położyły flaszki na stole. Głównie wino, ale na wódkę również znalazło się miejsce.

Selene: Myślicie, że profesorek o niczym się nie dowie?
Tośka: Spokojna, twoja rozczochrana. Wystarczy, że będziemy kulturalne.

Od razu wybuchnęły śmiechem, gdyż wiedziały, aby nie składać pustych obietnic. Zaczęły od typowego alkoholu dla samotnych kobiet. Wlały po lampce, a następnie stuknęły się szkłem.
Selene: Zdrowie!
Pepper: Za najlepszy wyjazd.
Tośka: I za bycie sobą.
Selene, Pepper, Tośka: STO LAT!

Ponownie uderzyły o kieliszki, aż zasmakowały w trunku. Na początku piły z kulturą, uśmiechając się. Nic nie wskazywało na zmianę atmosfery.

Tośka: O czym pogadamy? Może ktoś chce się wyżalić?
Pepper: A co tu gadać? Chyba dobrze wiemy, że faceci to okropne typki.
Selene: Oj! Zgadzam się! I wiecie co? Powiem wam coś na przestrogę.

Przyjaciółki nachyliły się nieco, aby bardziej słyszeć jej słowa.

Selene: Nienawidzę Chin! Jakbym mogła, to obróciłabym je w popiół.
Pepper: A nie lepiej spuścić atomówkę?
Selene: O! Też dobra myśl.
Tośka: Albo wysłać tytanów.
Selene: Nie w tym świecie, ale też ciekawa propozycja.

Zaśmiała się, wyobrażając sobie jak wiele rzeczy spada na to państwo. Uśmiechała się, a dłońmi pocierała, knując jakiś niewyobrażalny występek. Zresztą, miała tę moc. Mogła zrobić spustoszenie.
Gdy kieliszek został opróżniony, wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Dziewczyny były porządnie upite, przez co miały czkawkę. Do tego nie potrafiły powstrzymać się od śmiechu, aż doszło do kulminacji promili w ciele. Siedziały, kiwając głową na różne strony, lecz tylko bogini niebios była pobudzona.

Selene: Gene to dupek!
Pepper: Tyle to już same wiemy.
Selene: Poważnie? Niby skąd?
Tośka: Oj! Bo jest facetem? To logiczne.
Selene: Hahaha! No faktycznie! Jak mogłam o tym zapomnieć?

Wypiła kolejną lampkę. Postawiła butelkę w połowie pełną i nadal się trzymała. No powiedzmy, bo cały czas siedziała, latając wzrokiem po stole. Patricia również pokusiła się kolejną porcją trunku, że jej gadulstwo dało o sobie znać.

Pepper: A co takiego się stało w Chinach? Co za numer wykręcił, że chcesz zmieść to państewko z powierzchni Ziemi? Czy wszyscy chinole to takie fiuty?
Selene: Whoa! Ale poszalałaś. Spokojnie, kochana. Zacznijmy od początku.

Po raz któryś z kolei sięgnęła po wino, lecz tym razem, to bez przelewania do naczynia. Piła z gwinta. Można? Można.

Selene: Pieprzył mnie codziennie po parę razy. W kuchni na stole, na pralce, w szafie, na grzejniku… Ekhm… Wszędzie. No i jak w każdym związku bywa mieliśmy sprzeczkę. Kurwa!

Przeklęła, trzaskając butelką o kant stołu. Od razu wkurzyła się, przypominając sobie tę noc. Tę jedną…

Selene: To był nasz wieczór! Nasz!

Tak. Właśnie ta noc.

Pepper: Co on ci zrobił?

Spytała, głaskając po jej ramieniu, aby nieco ochłonęła. Na szczęście profesor już drzemał dość twardo, więc żadne hałasy nie zdołałyby go ruszyć z łóżka.

Selene: To była nasza rocznica, rozumiecie? Fakt, że wtedy miałam więcej wolnego od pracy, ale i tak ten dzień był wielką katastrofą! Wiecie, czemu?
Pepper, Tośka: NIE.
Selene: Ten kutas zobaczył jakąś ślicznotkę i bzyknął gdzieś na rogu. Wszystko słyszałam! Wkurwiłam się na niego, bo wolał jakąś Chinkę ode mnie. Czaicie to, do cholery?!
Pepper: I co zrobiłaś?
Selene: A co miałam zrobić? Jak myślisz?! No wzięłam rozwód z tym chujem!

Uderzyła z furią, aż pękł mebel na pół. Jednak na jej twarzy pojawił się głupawy uśmieszek.

Selene: Ale na szczęście ten rozdział mam zamknięty. A jak z wami?
Pepper: Twój chciał tylko seksu, a mój nie ma dla mnie nawet czasu. Ciągle tylko liczą się te jego blaszane zabawki, aż dostaję kurwicy, gdy go widzę jak się przy nich świetnie bawi!
Tośka: Faceci to śmiecie! Pieprzone szuje. Jakbym była w stanie, to wykastrowałabym ich, miażdżąc ptaszki jeden po drugim.
Selene: O! Popieram.

Gdy czerwonego alkoholu zabrakło, zajęły się opróżnianiem wódki. Wiązanki przekleństw leciały co chwilę. Takich hitów nawet w radiu nie puszczają. I to tyczyło się obu stron, chociaż faceci mieli twardą głowę do picia. Może za wyjątkiem klasowego Einsteina, ale nie można mieć wszystkiego. Pili w najlepsze, nie zważając na skutki. Oczy mieli podkrążone, waliło im z japy, a do tego jeszcze nie potrafili dłużej trafiać celnie do kieliszka. Wódka była rozlana po całym stole.

Rhodey: Happy, jak ty to lejesz?! Ślepy jesteś?!
Happy: Oj! Daj spokój, Rhodes! Przecież się tym nie poparzysz.

Zaśmiał się dość idiotycznie, aż Rhodey rzucił się na niego z pięściami. Tony próbował ich rozdzielić, ale jakoś sam nie panował nad sobą. Bujał się na boki, przez co spadł na glebę. Również cieszył się, aż turlał ze śmiechu. Nawet nie pamiętał, z czego miał taki ubaw.
Po jakimś kwadransie, wrócili na swoje miejsca, biorąc do ust kolejne litry trunku.

Tony: O matko! Została tylko jedna flaszka... Rhodey, leć po więcej!
Rhodey: A mi się nie chce.

Odezwała się czkawka, a on ledwo kontaktował. Był tak senny, że walnął głową o stół i zasnął. Zaczął głośno chrapać, gadając przez nos.

Rhodey: Em...e..e...mee.

Chłopaki wybuchnęli śmiechem, ale sami uderzyli w ten sam sposób, mrucząc jakieś niezrozumiałe słowa.

Happy, Tony: EM...E...MEE… EMEE… EE… PFF…

No i było po imprezie. Dziewczyny również zasnęły, lecz położyły się na podłodze, nucąc jakąś piosenkę. Jednak obie strony nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji pijaństwa. Nie chodziło tu o nauczyciela, lecz coś, co zawsze pojawia się po alkoholu. Nieznośny kac. Oj! Tak. Powrót do domu będzie na czworakach. Miau!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X