Dziewczyny rozpakowywały swoje rzeczy, kładąc je obok swojego łóżka. Najdziwniejsze drobiazgi wyciągała Pepper, co rzuciło się w oczy pozostałym. Słoiki, pędzle i bardzo nietypowe “zabawki”.
Selene: Majonez? Po co ci to?
Pepper: Nie wiem jak wy, ale ja lubię wycinać żarty. Możecie się przyłączyć, jeśli chcecie. Wybierzemy ofiarę. Starczy dla każdego.
Tośka: Kuszące, ale wolę nie robić kłopotów. Jeszcze mnie wykopią.
Pepper: A ty, Sel?
Selene: Jaka Sel?! Jestem Selene!
Pepper: To tak w skrócie, bo nie chce mi się wymawiać pełnego imienia.
Selene: Co za leń.
Pepper: Ej! Dla ciebie, to kreatywny leń.
Tośka: Dobra, dziewczyny. Wy róbcie im numery, a ja będę siedzieć cicho.
Pepper: To co, Sel? Wchodzisz w to?
Rudowłosa na moment zastanawiała się nad udzieleniem odpowiedzi. Myślała nad korzyściami z tego, dlatego też wyraziła zgodę.
Selene: Nic mi nie szkodzi spróbować. Jestem za.
Pepper: Super, więc zaczynamy.
Selene: Tak szybko? Nie lepiej zaczekać, aż będzie ciemno?
Pepper: Oj! Nie ma mowy. Nie traćmy czasu. Im szybciej, tym lepiej. Atak w biały dzień będzie idealny.
Zaśmiała się złowieszczo, ukazując swą prawdziwą naturę. Maniaczka mang zignorowała je, sięgając po jeden z tomów “Tokyo Ghoul”, a rudzielce zaczęły działać. I to nie może się skończyć dobrze dla chłopaków. Zdecydowanie nie.
Gdy one zbliżały się do domku z facetami, oni leżeli na łóżkach, gapiąc się w ścianę.
Happy: Nuda!
Rhodey: Serio? Co ty nie powiesz?
Tony: Może zamiast marudzić, wymyślmy coś.
Rhodey: Niby co?
Tony: No nie wiem. Profesor mówił coś o grach i zabawach. Chodźmy do niego.
Nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła.
Rhodey: Co to było?
Tony: Nie panikuj. Pewnie komuś spadła szklanka.
Rhodey: Głupie wytłumaczenie.
Happy: Popieram.
Pepper przeklęła po cichu, bo zwaliła słoik z nutellą. Na sam rarytas narobiła smaka przyjaciółce.
Selene: No i zmarnowałaś nutellę. Mam cię czymś grzmotnąć?
Pepper: Ej! Gramy po tej samej stronie, więc nie groź mi, jasne?
Selene: Dobra, dobra.
Pepper: A! Właśnie! Wykorzystaj swoje moce.
Selene: Po jaką cholerę? Myślisz, że to takie łatwe?
Pepper: A co? Jakiś masz limit?
Selene: Ech! Nieważne, ale wolę z nich nie korzystać.
Pepper: Nawet, żeby lekko ich postraszyć?
Selene: Hmm… To zmienia postać rzeczy.
Uśmiechnęła się, knując coś. Tak. Diabełek obudził się w kolejnej kobiecie. Za pomocą wiatru otworzyła drzwi, jakby zrobił się przeciąg. Rhodey lekko się przestraszył.
Rhodey: To dziwne. Ktoś nie zamknął okna?
Tony: Na mnie nie patrz. Przecież ledwo tu przyszliśmy i wszystko było zamknięte.
Rhodey: Happy?
Happy: Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłem.
Tony: Tak jak zawsze.
Happy: Kiedyś ci przywalę, Stark, ale jesteś mi potrzebny.
Tony: No widzisz. Dobrze to słyszeć.
Kiedy histeryk chciał zająć się czymś innym poza zbijaniem bąków, wiatr przybrał na sile, przewracając mały stolik obok okna.
Rhodey: Whoa! Co jest grane?!
Happy: Aaa! Duchy!
Tony: Jakie duchy? To niedorzeczne.
Dziewczyny śmiały się w ukryciu. Prawie zostały odkryte, gdyż jeden z nich wybiegł z płaczem.
Pepper: Wow! Niezła jesteś.
Selene: W końcu jestem boginią niebios.
Pepper: Z nimi będzie najgorzej.
Selene: Twój ruch, Pep.
Pepper: Pep? Tylko Tony tak może do mnie mówić i nikt inny.
Selene: Okej. Wyluzuj. Ty mówisz do mnie Sel, więc ja będę do ciebie zwracać się Pep. Może być?
Pepper: Ech! No niech ci będzie.
Selene: Może teraz ty coś zrobisz? Chyba nie sądzisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę.
Pepper: Wykurz ich, a ja zajmę się resztą.
Selene: Powodzenia.
Pepper: I wzajemnie, partnerko.
Jakkolwiek niezręcznie to brzmiało, szybko zapomniała o tym. Skupiły się na zadaniu. Bogini weszła do ich pokoju bez wypowiadania ani jednego słowa. Jednak jej twarz przybrała diabelne oblicze.
Selene: Cześć, chłopaki. Co porabiacie?
Tony: Eee… My tylko… Rhodey?
Selene: Coś ty taki strachliwy? Przecież nie skrzywdzę cię.
Zapaliła ogień w dłoni, który nie był maleńki jak ostatnio. Był ogromny.
Selene: Zabawimy się?
Tony: Nie! Nie weźmiesz mnie żywcem!
Rhodey: Tony!
I tak geniusz wybiegł z krzykiem. Pozostała niańka od siedmiu boleści.
Selene: Naprawdę jestem taka straszna?
Rhodey: Nie… Nie jesteś, ale on…
Selene: Obgadywał mnie? Nieładnie.
Wzmocniła płomień, zbliżając się niebezpiecznie blisko Rhodey’go. Długo nie wytrzymał i także zwiał, gdzie pieprz rośnie. Obie zaśmiały się głupawo.
Pepper: Ale tchórze.
Selene: Hahaha! No i to jeszcze jacy.
Pepper: Okej. Jak coś, to mnie kryj.
Gaduła wyjęła słoik majonezu, brudząc cały plecak Happy’ego od środka. Większość spadła na ubrania, a szczególnie na bieliznę.
Selene: Soli?
Pepper: Nie trzeba.
Potem zajęła się torbą panikarza, którą posmarowała bitą śmietaną, dosypując słodkiej posypki cukrowej.
Pepper: Na pewno zgłodnieje. Hahaha! Czas na Tony’ego.
Zawartość jego plecaka została ubrudzona keczupem. Nie jednym, a dwoma tubkami.
Pepper: Perfekto.
Zadowoliła się ze swojego dzieła.
Pepper: Dobra. Zwiewajmy stąd.
Selene: To chodźmy.
Próbowały nie śmiać się, ale przez wywinięte numery było to wręcz niewykonalne. Na szczęście nie trafiły na facetów i bez problemu znalazły się w swoim domku. Jednak nie wyglądał tak jak poprzednio. Coś uległo zmianie.
Pepper: Eee… Tośka, co tu się stało? Widziałaś tu kogoś?
Tośka: Ktoś się kręcił. A co?
Pepper: Sprawdźmy czy nie wywinęli nam kawału.
Selene: Myślisz, że by takie coś nam zrobili?
Pepper: Jeśli zobaczę, że któryś z nich ruszał moje rzeczy, zabiję tak boleśnie, aż będą kajać na kamieniach.
Tośka: Może to zemsta za wasze występki.
Pepper: Oj! Nie stała się im krzywda.
Selene: Eee… Pepper?
Pepper: Co?
Selene: Twój plecak.
Brązowooka podeszła do niego, sprawdzając zawartość. Jej ulubiona bluzka była pomazana chrzanem, co śmierdział na kilometr.
Pepper: Zabiję. ZABIJĘ! JUŻ SĄ MARTWI!
Selene: Majonez? Po co ci to?
Pepper: Nie wiem jak wy, ale ja lubię wycinać żarty. Możecie się przyłączyć, jeśli chcecie. Wybierzemy ofiarę. Starczy dla każdego.
Tośka: Kuszące, ale wolę nie robić kłopotów. Jeszcze mnie wykopią.
Pepper: A ty, Sel?
Selene: Jaka Sel?! Jestem Selene!
Pepper: To tak w skrócie, bo nie chce mi się wymawiać pełnego imienia.
Selene: Co za leń.
Pepper: Ej! Dla ciebie, to kreatywny leń.
Tośka: Dobra, dziewczyny. Wy róbcie im numery, a ja będę siedzieć cicho.
Pepper: To co, Sel? Wchodzisz w to?
Rudowłosa na moment zastanawiała się nad udzieleniem odpowiedzi. Myślała nad korzyściami z tego, dlatego też wyraziła zgodę.
Selene: Nic mi nie szkodzi spróbować. Jestem za.
Pepper: Super, więc zaczynamy.
Selene: Tak szybko? Nie lepiej zaczekać, aż będzie ciemno?
Pepper: Oj! Nie ma mowy. Nie traćmy czasu. Im szybciej, tym lepiej. Atak w biały dzień będzie idealny.
Zaśmiała się złowieszczo, ukazując swą prawdziwą naturę. Maniaczka mang zignorowała je, sięgając po jeden z tomów “Tokyo Ghoul”, a rudzielce zaczęły działać. I to nie może się skończyć dobrze dla chłopaków. Zdecydowanie nie.
Gdy one zbliżały się do domku z facetami, oni leżeli na łóżkach, gapiąc się w ścianę.
Happy: Nuda!
Rhodey: Serio? Co ty nie powiesz?
Tony: Może zamiast marudzić, wymyślmy coś.
Rhodey: Niby co?
Tony: No nie wiem. Profesor mówił coś o grach i zabawach. Chodźmy do niego.
Nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła.
Rhodey: Co to było?
Tony: Nie panikuj. Pewnie komuś spadła szklanka.
Rhodey: Głupie wytłumaczenie.
Happy: Popieram.
Pepper przeklęła po cichu, bo zwaliła słoik z nutellą. Na sam rarytas narobiła smaka przyjaciółce.
Selene: No i zmarnowałaś nutellę. Mam cię czymś grzmotnąć?
Pepper: Ej! Gramy po tej samej stronie, więc nie groź mi, jasne?
Selene: Dobra, dobra.
Pepper: A! Właśnie! Wykorzystaj swoje moce.
Selene: Po jaką cholerę? Myślisz, że to takie łatwe?
Pepper: A co? Jakiś masz limit?
Selene: Ech! Nieważne, ale wolę z nich nie korzystać.
Pepper: Nawet, żeby lekko ich postraszyć?
Selene: Hmm… To zmienia postać rzeczy.
Uśmiechnęła się, knując coś. Tak. Diabełek obudził się w kolejnej kobiecie. Za pomocą wiatru otworzyła drzwi, jakby zrobił się przeciąg. Rhodey lekko się przestraszył.
Rhodey: To dziwne. Ktoś nie zamknął okna?
Tony: Na mnie nie patrz. Przecież ledwo tu przyszliśmy i wszystko było zamknięte.
Rhodey: Happy?
Happy: Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłem.
Tony: Tak jak zawsze.
Happy: Kiedyś ci przywalę, Stark, ale jesteś mi potrzebny.
Tony: No widzisz. Dobrze to słyszeć.
Kiedy histeryk chciał zająć się czymś innym poza zbijaniem bąków, wiatr przybrał na sile, przewracając mały stolik obok okna.
Rhodey: Whoa! Co jest grane?!
Happy: Aaa! Duchy!
Tony: Jakie duchy? To niedorzeczne.
Dziewczyny śmiały się w ukryciu. Prawie zostały odkryte, gdyż jeden z nich wybiegł z płaczem.
Pepper: Wow! Niezła jesteś.
Selene: W końcu jestem boginią niebios.
Pepper: Z nimi będzie najgorzej.
Selene: Twój ruch, Pep.
Pepper: Pep? Tylko Tony tak może do mnie mówić i nikt inny.
Selene: Okej. Wyluzuj. Ty mówisz do mnie Sel, więc ja będę do ciebie zwracać się Pep. Może być?
Pepper: Ech! No niech ci będzie.
Selene: Może teraz ty coś zrobisz? Chyba nie sądzisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę.
Pepper: Wykurz ich, a ja zajmę się resztą.
Selene: Powodzenia.
Pepper: I wzajemnie, partnerko.
Jakkolwiek niezręcznie to brzmiało, szybko zapomniała o tym. Skupiły się na zadaniu. Bogini weszła do ich pokoju bez wypowiadania ani jednego słowa. Jednak jej twarz przybrała diabelne oblicze.
Selene: Cześć, chłopaki. Co porabiacie?
Tony: Eee… My tylko… Rhodey?
Selene: Coś ty taki strachliwy? Przecież nie skrzywdzę cię.
Zapaliła ogień w dłoni, który nie był maleńki jak ostatnio. Był ogromny.
Selene: Zabawimy się?
Tony: Nie! Nie weźmiesz mnie żywcem!
Rhodey: Tony!
I tak geniusz wybiegł z krzykiem. Pozostała niańka od siedmiu boleści.
Selene: Naprawdę jestem taka straszna?
Rhodey: Nie… Nie jesteś, ale on…
Selene: Obgadywał mnie? Nieładnie.
Wzmocniła płomień, zbliżając się niebezpiecznie blisko Rhodey’go. Długo nie wytrzymał i także zwiał, gdzie pieprz rośnie. Obie zaśmiały się głupawo.
Pepper: Ale tchórze.
Selene: Hahaha! No i to jeszcze jacy.
Pepper: Okej. Jak coś, to mnie kryj.
Gaduła wyjęła słoik majonezu, brudząc cały plecak Happy’ego od środka. Większość spadła na ubrania, a szczególnie na bieliznę.
Selene: Soli?
Pepper: Nie trzeba.
Potem zajęła się torbą panikarza, którą posmarowała bitą śmietaną, dosypując słodkiej posypki cukrowej.
Pepper: Na pewno zgłodnieje. Hahaha! Czas na Tony’ego.
Zawartość jego plecaka została ubrudzona keczupem. Nie jednym, a dwoma tubkami.
Pepper: Perfekto.
Zadowoliła się ze swojego dzieła.
Pepper: Dobra. Zwiewajmy stąd.
Selene: To chodźmy.
Próbowały nie śmiać się, ale przez wywinięte numery było to wręcz niewykonalne. Na szczęście nie trafiły na facetów i bez problemu znalazły się w swoim domku. Jednak nie wyglądał tak jak poprzednio. Coś uległo zmianie.
Pepper: Eee… Tośka, co tu się stało? Widziałaś tu kogoś?
Tośka: Ktoś się kręcił. A co?
Pepper: Sprawdźmy czy nie wywinęli nam kawału.
Selene: Myślisz, że by takie coś nam zrobili?
Pepper: Jeśli zobaczę, że któryś z nich ruszał moje rzeczy, zabiję tak boleśnie, aż będą kajać na kamieniach.
Tośka: Może to zemsta za wasze występki.
Pepper: Oj! Nie stała się im krzywda.
Selene: Eee… Pepper?
Pepper: Co?
Selene: Twój plecak.
Brązowooka podeszła do niego, sprawdzając zawartość. Jej ulubiona bluzka była pomazana chrzanem, co śmierdział na kilometr.
Pepper: Zabiję. ZABIJĘ! JUŻ SĄ MARTWI!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi