Rozdział 41: Wszędzie jest ryzyko

Lekarz z karetki uwierzył w kłamstwa Tony’ego i pozwolił mu jechać razem z Pepper. Chwilę im zajęło dotarcie do szpitala. Od razu po dotarciu zaczął szukać znajomego doktora. Akurat trafił na Victorię, która na widok ratowników z dziewczyną podbiegła do nich.
-Co się stało? Miała atak?
-Nie, ale mam przypuszczenie, że ktoś podmienił jej leki.
Starał się mówić szybko i wyraźnie, bo czas działał na ich niekorzyść.
-Po tych lekach była bardzo senna.
-Senna? Coś jeszcze?
Miała złe przeczucia, lecz nie zdradzała swoich obaw. Chciała wiedzieć o dodatkowych objawach, aby potwierdzić przypuszczenia.
-Nic więcej nie zauważyłem…, ale pielęgniarka mówiła coś o narkotykach.
Nie była tym zachwycona i natychmiast sprawdziła parametry życiowe.
-Pokaż te leki.
Chłopak wyjął pudełko w kieszeni, pokazując je lekarce. Przyjrzała się zawartości, która nie była jej znana.
-No dobra. Zabieram ją. Spróbuję jej pomóc i dowiem się kto za tym stoi.
Zabrała chorą na przetoczenie krwi, aby w ten sposób pozbyć się szkodliwej substancji z organizmu. Przyjaciel jedynie czekał na jakieś informacje.
Po zabiegu przeniosła dziewczynę na toksykologię. Chłopak poszedł za nią. Nie potrafił siedzieć w miejscu.
-Czy ona z tego wyjdzie?
-Tak jak zawsze. Uda jej się. Zostań tutaj.
Pocieszyła go i popchnęła łóżko do ściany, podpinając do kardiomonitora. Musiała kontrolować zaburzony rytm serca. Odczyty były słabe, a mogła tylko działać przeciw objawom.
-Pepper, dasz radę. Wygrasz to.
Pogłaskała ją po czole z troską.
Pobrała próbkę krwi do analizy, zaś jej zawartość sprawdziła pod mikroskopem. Szukała narkotyku, lecz nie potrafiła go zidentyfikować. Pomimo zakazów lekarki, wszedł do sali.
-Nie potrafię tak siedzieć bezczynnie… Co z nią?
-Jej stan może nie wygląda za ciekawie, ale będzie się poprawiać.
Zapewniła go, choć nieco skłamała. Nie wiedziała, jak działać, więc wysłała sygnał do Ho.  Zdołał skończyć jeden z zabiegów i mógł zerknąć na pager.
-Toksykologia? A co ona tam robi?
Był zdziwiony, ale i tak chciał pomóc przyjaciółce. Poszedł na odpowiedni oddział. Długo nie musiał szukać. Wszedł bez pukania.
-Czyżby kolejny atak?
Spytał się lekarki.
-A ty za drzwi.
-Nie mogę zostać?
-Nie.
Zrezygnowany wyszedł z sali, pozwalając działać specjalistom.
-Co my tu mamy?
-Narkotyki z nieznanym składem chemicznym. Sprawdzałam go, ale wygląda na jakąś mieszankę.
Spojrzała ponownie pod mikroskop, a następnie podała kartę z wynikami.
-Nie wiem co robić. Transfuzja nie pomogła.
Mężczyzna przyjrzał się zapisanym wynikom.
-Musimy rozgryźć skład tej mieszanki. Innego wyjścia nie widzę.
-Ale do tego czasu trzeba jakoś ją zwalczyć.
Była zmartwiona stanem podopiecznym.
-Wspólnymi siłami musimy znaleźć rozwiązanie.
-Myślałem nad tym, żeby po ustaleniu składu mieszanki zrobić z niej odtrutkę. Zależy od szybkości rozprzestrzeniania się toksyny.
-No i tu mamy problem. Żadnego ze składników nie umiem znaleźć, a toksyna… W kilka godzin może narobić porządnego spustoszenia organizmu.
Wyjaśniła bez ukrywania zmartwień.
-Cholera. To niedobrze. Daj spojrzeć.
Usiadł na jej miejscu, przyglądając się uważnie toksynie. Po chwili podniósł się i wyznał.
-Niestety, ale nie spotkałem się nigdy z czymś takim. Nie wiem co robić.
-I co teraz?
Nie potrafiła nic z siebie wydusić. Była załamana.
-Pierwszy raz nie mam pojęcia.
Kiedy chciała się jakoś odezwać, zadzwonił telefon. Od Ricka, więc niezwłocznie odebrała. Rozmawiała z nim w miarę spokojnie, lecz nie było to łatwe przez strach o córkę. Jednak domyśliła się kto mógł zaszkodzić.
-Ma coś przy sobie?
-Nic nie znalazłem. A co się stało?
-Pepper znowu walczy o życie. Możliwe, że przez niego. Podmieniono leki na narkotyki.
Wyjaśniłam, mówiąc szybko, a czasu było coraz mniej.
-Rick, jesteś tam?
-Zaraz przyjadę. Przekonam go do mówienia.
Powiedział stanowczo i rozłączył się.
-Victorio, wiesz coś nowego?
Doktor musiał zapytać przez ciekawość.
-Rick dorwał Ducha. Będzie go przesłuchiwać, a przesłuchiwać mam na myśli torturować.
-Sądzisz, że to on za tym stoi?
-Ostatnio ją postrzelił, śledził, a teraz, żeby dokończyć dzieła mógł podmienić leki. Mógł to zrobić, Ho.
Przytoczyła poprzednie wydarzenia jako dowód.
-Teraz już rozumiem. No to czekajmy. Mam nadzieję, że się uda.
Liczył na Ricka, bo znał niebezpieczny sposób na pozbycie się toksyny.
-Nie wiem, czy zdążymy.
Zmartwiła się bardziej na widok linii, wskazujących na nierówne bicie serca.
-Cholera jasna! Niech się pospieszą z tymi pogaduszkami! Nie chcę przejść do ostatecznego sposobu.
Zdenerwowanie lekarza było coraz większe, zaś sytuacja nadal była niestabilna.
-Jakiego sposobu? Wiesz, jak jej pomóc?!
Teraz i strach sięgnął kobiety, a mąż nie raczył od niej odebrać.
-Wiem, ale nie możemy tego zrobić… Przykro mi.
Jak na złość stan bardziej się pogorszył. Nikt nie miał ani trochę spokoju.
-Saturacja spada!
Yinsen bił się z myślami, zastanawiając się nad podjęciem ryzyka.
-Można użyć kylitu. On powinien zwalczyć toksynę, ale… Większość zużyłem do implantu Tony’ego. Zostało go trochę w zapasach, ale za mało na odtrutkę. Musiałbym… pobrać resztę z rozrusznika.
-Nie… Zdecydowanie odpada. Tak nie ryzykujemy.
Podała leki dla ustabilizowania stanu. Puls unormował się.
-Jeśli oni nie zdążą, nie będziemy mieli wyboru.
Byli prawie postawieni pod ścianą z niewielką ilością możliwych sposobów na uratowanie dziewczyny. Każde ruszenie metalu z mechanizmu mogło być tragiczne w skutkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X