Lekarze dojechali z rannymi do szpitala. Każdy z nich zabrał chorych do innej sali. Pepper trafiła na obserwację, a Tony leżał na cyberchirurgii. Victoria wyjęła pocisk, zszywając ranę, a całość obwinęła bandażem. Jednak potrzebowała też maski tlenowej, gdyż przez silny atak paniki nie potrafiła prawidłowo oddychać. Z chłopakiem była inna sytuacja. Rozrusznik nie odniósł uszkodzeń. Ładował się prawidłowo, ale wykres bicia serca był niepokojący. Postanowił zadzwonić do lekarki. Bez wahania odebrała.
-Zgaduję, że coś się dzieje.
-Nie inaczej. Jak u ciebie? Jeżeli bardzo źle, to nie będę przeszkadzał.
-Też nie jest różowo, ale mogę ci pomóc. Zostawię Ricka z Pepper.
Wyjaśniła.
-Kochanie, popilnujesz Pepper?
-Jasne. Gdy coś będzie się działo, zadzwonię.
-Dzięki.
Pocałowała go w policzek, kontynuując rozmowę.
-Idę do ciebie. Cyberchirurgia?
-Victorio, dam radę. Zostań z nią.
Nie powiedziała nic i rozłączyła się. Szybko wparowała na odpowiedni oddział, przez co przestraszyła przyjaciela.
-Co się dzieje?
-Rozrusznik ładuje się prawidłowo, ale nie pobudza serca jak należy. Jakiś kabel musiał się odpiąć.
Wyjaśnił swoje przypuszczenia.
-No to ci pomogę i nie martw się. Mój mąż potrafi być przydatny w takich momentach.
Ho nieco odetchnął z ulgą na tę wiadomość.
-Muszę to sprawdzić operacyjne.
-Aż tak źle? No to powiedz mi co mam robić.
Bez pytania o zgodę ubrała rękawiczki oraz fartuch chirurgiczny. Specjalista również uporał się chwilę z przygotowaniami. Wszystko mieli w sali, więc nie musieli go przenosić.
-Nie będziemy go usypiać. Wykorzystamy jego utratę przytomności i działamy tylko pod znieczuleniem. Chyba, że się ocknie, to wtedy przyda się narkoza.
Na moment przerwał, aby nabrać powietrza do płuc.
-Plan jest taki. Wyjmujemy implant, ale nie wyłączymy go. Sprawdzimy jedynie kable. Jak wszystko będzie na miejscu, kończymy.
-No to będzie zabawa.
Uśmiechnęła się, wyjmując narzędzia do zabiegu.
-Jestem gotowa.
-No to zaczynamy.
Wziął kilka wdechów, żeby się uspokoić. Naciął niedawno zszyte rany i ostrożnie wysunął rozrusznik na zewnątrz. Od razu rzuciła mu się w oczy przyczyna zamieszania.
-Victorio, widzisz te dwa kable? Odpięły się. Trzeba je wpiąć na swoje miejsce.
-No to wystarczy, że będą tam, gdzie trzeba i po problemie.
Ostrożnie chwyciła za jeden z kabli, podpinając odpowiednio.
-To jak zabawa w gry dla dzieci. Jeszcze jeden.
Próbował ją uspokoić.
-Spokojnie. Wszystko kontroluję.
-Ale mnie pocieszyłeś.
Wzięła kolejny i podłączyła na miejsce.
-No i co? Było tak strasznie?
Uśmiechnął się. Dla pewności sprawdził czy nie było innych uszkodzeń. Na szczęście mogli zakończyć ingerencję. Włożył implant oraz zaszył rany. Potem nałożył bandaż. Na odczytach dostrzegł prawidłowe bicie serca.
-Udało się. Dziękuję ci.
Oboje wyrzucili zużytą odzież oraz rękawiczki do kosza, a następnie umyli dokładnie ręce.
-Dziwie się, że poszło tak łatwo, ale to nawet i dobrze. Jeśli chcesz, to możemy iść do Pepper.
-To chodźmy.
Zaprowadziła go do sali, a jej mąż ciągle czuwał przy chorej. Siedział, popijając kawę. Podał kubek partnerce.
-Przyda ci się zastrzyk energii.
-Dzięki.
Wzięła spory łyk, a potem odłożyła kubek.
-Jakieś zmiany?
-Nadal nic… O! Witam, doktorze Yinsen. Jak wygląda sytuacja z Tony’m?
-Nie najgorzej. Wyjdzie z tego.
-To dobrze, że uratowaliśmy ich w ostatniej chwili.
-Teraz możemy odpocząć, Victorio.
-Jeszcze nie.
Wyszła z sali, idąc po krew do przetoczenia. Na szczęście znalazła się w zapasach, więc szybko do nich wróciła.
-Jakieś zmiany?
-Nic się nie dzieje. Powinna wyzdrowieć lada dzień. To samo tyczy się Tony’ego. Wypuszczę go zaraz jak się obudzi.
-To się okaże. Trzeba być gotowym na niespodzianki. W każdym… przypadku.
Zaczęła odczuwać brak sił. Powiesiła worek z osoczem, aby uzupełnić jej brak w organizmie.
-No dobra. Udam, że dacie radę. Jednak macie mi dać znać, jeśli coś będzie nie tak.
-Oczywiście. Wyślę sygnał na twój pager.
Uśmiechnął się.
-Dasz radę sam?
-Dam, dam. Nie wierzysz we mnie?
-Wierzę, ale jak mówiłam. Chcę być informowana na bieżąco.
Nalegała.
-Nie ma sprawy. Będę pod telefonem, a teraz zmykaj.
-Dzięki.
Zaufała im i poszła do gabinetu lekarskiego. Położyła przy kanapie, na której ułożyła się do snu. Rick także się zdrzemnął, zaś Ho wyszedł zobaczyć stan geniusza. W sali go nie znalazł.
-Nie wierzę.
Nie był zachwycony jego ucieczką. Jednak domyślił się, gdzie mógł pójść. Wrócił do sali Pepper.
-Co ty tu robisz? Powinieneś odpocząć po zabiegu.
-Nie mogłem leżeć bez sprawdzenia stanu Pepper.
-Ja cię nie upilnuję.
-No nie.
Uśmiechnął się do doktora bez wychodzenia. Nadal siedział przy niej. Nie była mu obojętna. Łączyła ich wspaniała przyjaźń. Przez nieciekawe odczyty z kardiomonitora musiał wyprosić nastolatka z sali. Od razu wstał i wywalił go na korytarz.
-Nie wchodź.
Zagroził palcem i wysłał sygnał do Victorii. Miała kilka godzin, żeby odsapnąć, lecz nie potrafiła zmrużyć oka. Na samo wezwanie wstała z kanapy, zabierając ze sobą walizkę. Natychmiast wbiegła do sali.
-Co jest grane?
-Chyba mamy to samo co kiedyś z Tony’m.
Pokazał ostatnie wyniki.
-Co o tym myślisz?
Chwilę analizy wystarczyło na ocenienie stanu. Odpowiedź nasuwała się sama.
-Miała bardzo silny atak paniki, a dziś… prosiłam ją, żeby nie brała leków. Gdybym wiedziała, że zostanie porwana…
Mówiła załamana.
-Tylko spokojnie, Victorio. Tony z tego wyszedł, a ma o wiele słabsze serce, to z Pepper nie będzie tak źle.
Uśmiechnął się do niej, dodając otuchy. Podał leki na atak.
-To powinno zminimalizować skutki.
Kobieta zerknęła na wykres. Funkcje życiowe podskoczyły do góry. Dziewczyna budziła się, oddychając ciężko. Nerwowo kręciła głową w obie strony. Od razu chwyciła ją za rękę, żeby nieco uspokoić córkę. W ten sposób lekarz mógł podać środki uspokajające.
-Chyba… Chyba się uspokaja.
Opadła na krzesło, zaś Yinsen sprawdzał odczyty. Nastolatka znowu zemdlała.
-Miejmy taką nadzieję i z tego co widzę, to nie odpoczęłaś.
-Jestem zmęczona psychicznie. Po prostu było już tak blisko, a teraz… Wszystko od nowa. Nie wiem nawet czy terapia okaże się skuteczna.
Westchnęła ciężko.
-Myślałaś nad tą terapią? Na pewno wszystko się ułoży.
-Najpierw muszę wiedzieć, że…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż Pepper ponownie się obudziła. Tym razem, bez chaosu ciała. Otworzyła oczy. Patrzyła innym spojrzeniem.
-Gdzie… ja jestem?
-W szpitalu. Miałaś wypadek, ale już wszystko w porządku.
Wyjaśnił.
-Pan… jest… lekarzem?
-Pepper, co się dzieje?
Była zaniepokojona jej stanem. Doktor stanął jak wryty. Chora nie rozpoznawała nikogo.
-Atak musiał spowodować utratę pamięci. Nie wiem jednak w jak dużym stopniu.
-To naprawdę był silny atak. Myślisz, że to minie?
Spojrzała błagająco na przyjaciela.
-Pomóż jej.
-Nie można przywrócić pamięci, ale może pamięta jakąś bliską osobę. Jednak to wiąże się z ryzykiem ponownego ataku. W innym wypadku trzeba czekać, aż sama sobie przypomni.
-I tak źle. I tak niedobrze, Ho. Przepraszam.
Wstała i wybiegła na korytarz, a następnie usiadła na ławce, zakrywając twarz. Miała wrażenie jak serce pękło na milion kawałków. Stark zauważył załamanie lekarki. Podszedł do niej, siadając obok.
-Czy Pepper… Czy ona…
-Tony?
Wytarła twarz z łez.
-To nic. Po prostu… potrzebuje czasu. Będzie dobrze.
Czuła się źle, okłamując przyjaciela dziewczyny.
-Obudziła się. Chcesz… porozmawiać z nią?
-Coś się stało? Skoro się obudziła, to pani powinna się cieszyć.
-Idź do niej.
Poprosiła.
-Po prostu idź i ciesz się, że żyje.
-Pani mi czegoś nie mówi, prawda?
-Przekonasz się sam. Lekarz ci wszystko powie.
Wstała z ławki, wychodząc do łazienki. Zamknęła się w wolnej kabinie, uwalniając płacz. Tony wiedział, że potrzebowała chwili samotności, dlatego sam chciał zobaczyć się z przyjaciółką. Wyglądała normalnie. Podszedł do niej, a agent spał twardo na jednym z krzeseł.
-Pepper, jak się czujesz?
Rozejrzała się, patrząc na niego. Czuła, że znali się. Jednak nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia.
-Kim… jesteś?
-Nie pamiętasz mnie? To ja… Tony… Tony Stark.
-Tony?
Próbowała ułożyć myśli w głowie.
-Nie męcz jej. Powinna odpoczywaj.
-Wiem, ale przepraszam.
-Nie… Ja tylko… Nie wiem… Ja cię… znam, ale nie potrafię… sobie przypomnieć.
Była zdruzgotana brakiem wspomnień. Gubiła się.
-Nie przemęczaj się. To był ciężki dzień. Naprawdę nie pamiętasz kompletnie nic?
-Wiem, że… mój tatuś… nie żyje. Co… ze mną… się stanie?
Spytała, lecz nie płakała. Przypominała sobie jedynie skrawki pamięci.
-Masz już nowy dom i rodzinę.
-N… Naprawdę?
-Tak, Pepper. Naprawdę.
To było dla niej niepojęte. Usiadła na łóżku, wstając na nogi. Szwy nadal narywały, choć domyśliła się, że to z winy „wypadku”. Doktor nie był zachwycony, że próbowała uciec. Oboje zastawili jej drogę.
-Powinniście leżeć… Pepper, nie rób problemów i się połóż.
Rick zbudził się, słysząc ich głosy. Zauważył, jak blokowali drogę do wyjścia.
-Coś mnie ominęło? Co wy robicie?
Podszedł do nich, licząc na wyjaśnienia.
-Pepper… Ona straciła pamięć.
Oniemiał na te słowa. Jednak liczył na to, że sobie przypomni.
-Pepper, wiesz kim jestem?
-A… powinnam znać?
Nikomu nie udała.
-Pepper, nikt nie zrobi ci krzywdy.
To było zaledwie kilka chwil, aż przewróciła stolik. Wymknęła im się. Powoli podnosili się z podłogi.
-Zgaduję, że coś się dzieje.
-Nie inaczej. Jak u ciebie? Jeżeli bardzo źle, to nie będę przeszkadzał.
-Też nie jest różowo, ale mogę ci pomóc. Zostawię Ricka z Pepper.
Wyjaśniła.
-Kochanie, popilnujesz Pepper?
-Jasne. Gdy coś będzie się działo, zadzwonię.
-Dzięki.
Pocałowała go w policzek, kontynuując rozmowę.
-Idę do ciebie. Cyberchirurgia?
-Victorio, dam radę. Zostań z nią.
Nie powiedziała nic i rozłączyła się. Szybko wparowała na odpowiedni oddział, przez co przestraszyła przyjaciela.
-Co się dzieje?
-Rozrusznik ładuje się prawidłowo, ale nie pobudza serca jak należy. Jakiś kabel musiał się odpiąć.
Wyjaśnił swoje przypuszczenia.
-No to ci pomogę i nie martw się. Mój mąż potrafi być przydatny w takich momentach.
Ho nieco odetchnął z ulgą na tę wiadomość.
-Muszę to sprawdzić operacyjne.
-Aż tak źle? No to powiedz mi co mam robić.
Bez pytania o zgodę ubrała rękawiczki oraz fartuch chirurgiczny. Specjalista również uporał się chwilę z przygotowaniami. Wszystko mieli w sali, więc nie musieli go przenosić.
-Nie będziemy go usypiać. Wykorzystamy jego utratę przytomności i działamy tylko pod znieczuleniem. Chyba, że się ocknie, to wtedy przyda się narkoza.
Na moment przerwał, aby nabrać powietrza do płuc.
-Plan jest taki. Wyjmujemy implant, ale nie wyłączymy go. Sprawdzimy jedynie kable. Jak wszystko będzie na miejscu, kończymy.
-No to będzie zabawa.
Uśmiechnęła się, wyjmując narzędzia do zabiegu.
-Jestem gotowa.
-No to zaczynamy.
Wziął kilka wdechów, żeby się uspokoić. Naciął niedawno zszyte rany i ostrożnie wysunął rozrusznik na zewnątrz. Od razu rzuciła mu się w oczy przyczyna zamieszania.
-Victorio, widzisz te dwa kable? Odpięły się. Trzeba je wpiąć na swoje miejsce.
-No to wystarczy, że będą tam, gdzie trzeba i po problemie.
Ostrożnie chwyciła za jeden z kabli, podpinając odpowiednio.
-To jak zabawa w gry dla dzieci. Jeszcze jeden.
Próbował ją uspokoić.
-Spokojnie. Wszystko kontroluję.
-Ale mnie pocieszyłeś.
Wzięła kolejny i podłączyła na miejsce.
-No i co? Było tak strasznie?
Uśmiechnął się. Dla pewności sprawdził czy nie było innych uszkodzeń. Na szczęście mogli zakończyć ingerencję. Włożył implant oraz zaszył rany. Potem nałożył bandaż. Na odczytach dostrzegł prawidłowe bicie serca.
-Udało się. Dziękuję ci.
Oboje wyrzucili zużytą odzież oraz rękawiczki do kosza, a następnie umyli dokładnie ręce.
-Dziwie się, że poszło tak łatwo, ale to nawet i dobrze. Jeśli chcesz, to możemy iść do Pepper.
-To chodźmy.
Zaprowadziła go do sali, a jej mąż ciągle czuwał przy chorej. Siedział, popijając kawę. Podał kubek partnerce.
-Przyda ci się zastrzyk energii.
-Dzięki.
Wzięła spory łyk, a potem odłożyła kubek.
-Jakieś zmiany?
-Nadal nic… O! Witam, doktorze Yinsen. Jak wygląda sytuacja z Tony’m?
-Nie najgorzej. Wyjdzie z tego.
-To dobrze, że uratowaliśmy ich w ostatniej chwili.
-Teraz możemy odpocząć, Victorio.
-Jeszcze nie.
Wyszła z sali, idąc po krew do przetoczenia. Na szczęście znalazła się w zapasach, więc szybko do nich wróciła.
-Jakieś zmiany?
-Nic się nie dzieje. Powinna wyzdrowieć lada dzień. To samo tyczy się Tony’ego. Wypuszczę go zaraz jak się obudzi.
-To się okaże. Trzeba być gotowym na niespodzianki. W każdym… przypadku.
Zaczęła odczuwać brak sił. Powiesiła worek z osoczem, aby uzupełnić jej brak w organizmie.
-No dobra. Udam, że dacie radę. Jednak macie mi dać znać, jeśli coś będzie nie tak.
-Oczywiście. Wyślę sygnał na twój pager.
Uśmiechnął się.
-Dasz radę sam?
-Dam, dam. Nie wierzysz we mnie?
-Wierzę, ale jak mówiłam. Chcę być informowana na bieżąco.
Nalegała.
-Nie ma sprawy. Będę pod telefonem, a teraz zmykaj.
-Dzięki.
Zaufała im i poszła do gabinetu lekarskiego. Położyła przy kanapie, na której ułożyła się do snu. Rick także się zdrzemnął, zaś Ho wyszedł zobaczyć stan geniusza. W sali go nie znalazł.
-Nie wierzę.
Nie był zachwycony jego ucieczką. Jednak domyślił się, gdzie mógł pójść. Wrócił do sali Pepper.
-Co ty tu robisz? Powinieneś odpocząć po zabiegu.
-Nie mogłem leżeć bez sprawdzenia stanu Pepper.
-Ja cię nie upilnuję.
-No nie.
Uśmiechnął się do doktora bez wychodzenia. Nadal siedział przy niej. Nie była mu obojętna. Łączyła ich wspaniała przyjaźń. Przez nieciekawe odczyty z kardiomonitora musiał wyprosić nastolatka z sali. Od razu wstał i wywalił go na korytarz.
-Nie wchodź.
Zagroził palcem i wysłał sygnał do Victorii. Miała kilka godzin, żeby odsapnąć, lecz nie potrafiła zmrużyć oka. Na samo wezwanie wstała z kanapy, zabierając ze sobą walizkę. Natychmiast wbiegła do sali.
-Co jest grane?
-Chyba mamy to samo co kiedyś z Tony’m.
Pokazał ostatnie wyniki.
-Co o tym myślisz?
Chwilę analizy wystarczyło na ocenienie stanu. Odpowiedź nasuwała się sama.
-Miała bardzo silny atak paniki, a dziś… prosiłam ją, żeby nie brała leków. Gdybym wiedziała, że zostanie porwana…
Mówiła załamana.
-Tylko spokojnie, Victorio. Tony z tego wyszedł, a ma o wiele słabsze serce, to z Pepper nie będzie tak źle.
Uśmiechnął się do niej, dodając otuchy. Podał leki na atak.
-To powinno zminimalizować skutki.
Kobieta zerknęła na wykres. Funkcje życiowe podskoczyły do góry. Dziewczyna budziła się, oddychając ciężko. Nerwowo kręciła głową w obie strony. Od razu chwyciła ją za rękę, żeby nieco uspokoić córkę. W ten sposób lekarz mógł podać środki uspokajające.
-Chyba… Chyba się uspokaja.
Opadła na krzesło, zaś Yinsen sprawdzał odczyty. Nastolatka znowu zemdlała.
-Miejmy taką nadzieję i z tego co widzę, to nie odpoczęłaś.
-Jestem zmęczona psychicznie. Po prostu było już tak blisko, a teraz… Wszystko od nowa. Nie wiem nawet czy terapia okaże się skuteczna.
Westchnęła ciężko.
-Myślałaś nad tą terapią? Na pewno wszystko się ułoży.
-Najpierw muszę wiedzieć, że…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż Pepper ponownie się obudziła. Tym razem, bez chaosu ciała. Otworzyła oczy. Patrzyła innym spojrzeniem.
-Gdzie… ja jestem?
-W szpitalu. Miałaś wypadek, ale już wszystko w porządku.
Wyjaśnił.
-Pan… jest… lekarzem?
-Pepper, co się dzieje?
Była zaniepokojona jej stanem. Doktor stanął jak wryty. Chora nie rozpoznawała nikogo.
-Atak musiał spowodować utratę pamięci. Nie wiem jednak w jak dużym stopniu.
-To naprawdę był silny atak. Myślisz, że to minie?
Spojrzała błagająco na przyjaciela.
-Pomóż jej.
-Nie można przywrócić pamięci, ale może pamięta jakąś bliską osobę. Jednak to wiąże się z ryzykiem ponownego ataku. W innym wypadku trzeba czekać, aż sama sobie przypomni.
-I tak źle. I tak niedobrze, Ho. Przepraszam.
Wstała i wybiegła na korytarz, a następnie usiadła na ławce, zakrywając twarz. Miała wrażenie jak serce pękło na milion kawałków. Stark zauważył załamanie lekarki. Podszedł do niej, siadając obok.
-Czy Pepper… Czy ona…
-Tony?
Wytarła twarz z łez.
-To nic. Po prostu… potrzebuje czasu. Będzie dobrze.
Czuła się źle, okłamując przyjaciela dziewczyny.
-Obudziła się. Chcesz… porozmawiać z nią?
-Coś się stało? Skoro się obudziła, to pani powinna się cieszyć.
-Idź do niej.
Poprosiła.
-Po prostu idź i ciesz się, że żyje.
-Pani mi czegoś nie mówi, prawda?
-Przekonasz się sam. Lekarz ci wszystko powie.
Wstała z ławki, wychodząc do łazienki. Zamknęła się w wolnej kabinie, uwalniając płacz. Tony wiedział, że potrzebowała chwili samotności, dlatego sam chciał zobaczyć się z przyjaciółką. Wyglądała normalnie. Podszedł do niej, a agent spał twardo na jednym z krzeseł.
-Pepper, jak się czujesz?
Rozejrzała się, patrząc na niego. Czuła, że znali się. Jednak nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia.
-Kim… jesteś?
-Nie pamiętasz mnie? To ja… Tony… Tony Stark.
-Tony?
Próbowała ułożyć myśli w głowie.
-Nie męcz jej. Powinna odpoczywaj.
-Wiem, ale przepraszam.
-Nie… Ja tylko… Nie wiem… Ja cię… znam, ale nie potrafię… sobie przypomnieć.
Była zdruzgotana brakiem wspomnień. Gubiła się.
-Nie przemęczaj się. To był ciężki dzień. Naprawdę nie pamiętasz kompletnie nic?
-Wiem, że… mój tatuś… nie żyje. Co… ze mną… się stanie?
Spytała, lecz nie płakała. Przypominała sobie jedynie skrawki pamięci.
-Masz już nowy dom i rodzinę.
-N… Naprawdę?
-Tak, Pepper. Naprawdę.
To było dla niej niepojęte. Usiadła na łóżku, wstając na nogi. Szwy nadal narywały, choć domyśliła się, że to z winy „wypadku”. Doktor nie był zachwycony, że próbowała uciec. Oboje zastawili jej drogę.
-Powinniście leżeć… Pepper, nie rób problemów i się połóż.
Rick zbudził się, słysząc ich głosy. Zauważył, jak blokowali drogę do wyjścia.
-Coś mnie ominęło? Co wy robicie?
Podszedł do nich, licząc na wyjaśnienia.
-Pepper… Ona straciła pamięć.
Oniemiał na te słowa. Jednak liczył na to, że sobie przypomni.
-Pepper, wiesz kim jestem?
-A… powinnam znać?
Nikomu nie udała.
-Pepper, nikt nie zrobi ci krzywdy.
To było zaledwie kilka chwil, aż przewróciła stolik. Wymknęła im się. Powoli podnosili się z podłogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi