Część 11: Nie śpij, bo cię okradną

Po dość długich godzinach biegania w poszukiwaniu słoika nutelli, odnalazła półkę z łakociami. Został ostatni egzemplarz. Rozglądała się na wszystkie strony, aby mieć pewność, że nikt się na to nie rzuci. Większość klientów sklepu jedynie obserwowali jej zachowanie, co do normalnych się nie zaliczało. Dlaczego? Czy ktoś o zdrowych zmysłach gapi się na durny słoik jakiejś mazi jak na jakąś zdobycz? Oczywiście, że nie. Zresztą, Pepper Potts nie zaliczała się do zwykłych ludzi na tym globie. Chwyciła za produkt i pobiegła do kasy, przepychając się przez tłum kupujących. Nie zwracała uwagi na starców. Osobiście miała w głębokim poważaniu szacunek. Potrzebowała zrealizować misję.
Gdy zapłaciła za zakupy, wróciła do ośrodka wypoczynkowego. Jako, że zapadł zmrok, nikogo nie zastała na korytarzu. Wszyscy zamknęli się w swoich domkach. Bez pukania wparowała do męskiej części, podając Selene czekoladowy skarb.

Pepper: Był tylko jeden. Wystarczy?
Selene: Hmm… Przymknę na to oko.

Oczy Rhodey’go nabrały zdumienia. Nie tego się spodziewał po ważnym zadaniu.

Rhodey: Żartujesz sobie? Miała ci przynieść nutellę?!
Selene: Była mi to winna za Tony’ego.
Rhodey: Pepper?
Pepper: Mówi prawdę. Poza tym, chciałam się stąd ruszyć.
Rhodey: Bo wolisz unikać odpowiedzialności. Mogłaś go zabić!

Ruda popatrzyła się gniewnie na przyjaciółkę, co już zdołała zanurzyć palce w czekoladzie.

Pepper: Sel, powiedziałaś mu?
Selene: A co miałam powiedzieć? Przecież nie wiem co zrobiłaś.
Rhodey: No widzę, że prawdziwa z ciebie przyjaciółka.
Selene: Bądź cicho, Rhodey. Lepiej zajmij się naprawą.
Rhodey: Przecież ci mówiłem, że nie umiem.
Selene: Coś wymyślisz.
Pepper: Nadal się nie obudził?
Selene: Śpi sobie w najlepsze.
Pepper: Więc nadeszła pora zbudzić księżniczkę ze snów.

Potts podeszła do jego łóżka, szturchając z całej siły.

Pepper: Śpiochu, wstajemy! Halo!
Selene: Pepper, to nie zadziała. To trzeba zrobić porządnie.
Pepper: Ej! Krzyczę i szarpię go na wszystkie strony. Znasz lepszy sposób na pobudkę.
Selene: A uwierz, że znam. Poradzę sobie bez problemu.
Rhodey: Błagam was. Dajcie mu żyć. Takie rude powinny być trzymane z dala od facetów.
Pepper, Selene: RHODEY, BO SIĘ POGNIEWAMY.

Zagroziły paluszkiem, gotując się w środku za wnioski histeryka. Od razu zamilkł i nie zamierzał odezwać się do dziewczyn ani jednym słówkiem. Bogini wykorzystała swoje zdolności, wytwarzając powiew wiatru. Na początku był słaby, lecz później zwiększyła podmuch na tyle, że włosy bruneta stanęły ku górze.
Gdy Rhodes starał się jakoś ją powstrzymać przed dalszym używaniem mocy, geniusz wreszcie otworzył oczy. Był w szoku, widząc całą trójkę przed sobą dość blisko. Za blisko.

Selene: I co? Mówiłam, że dam radę?
Tony: Eee… Co jest grane? Co wy tu robicie?
Pepper: Długo, by opowiadać. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Rhodey: Pepper?
Pepper: A! No poza ładowarką. Zepsułam ci ją. Ups?
Tony: Pep, coś ty zrobiła?
Selene: Chyba ci zawiało w uszy. Wybacz, chociaż… Ty po prostu od zawsze jesteś głuchy.
Tony: Okej. Nie wnikam. Mam nadzieję, że świetnie się bawicie.

Wstał na równe nogi, a następnie wziął do ręki zepsute urządzenie. Nie musiał długo analizować szkód. Wiedział co to dla niego oznaczało. Kaplicę.

Tony: Faktycznie. Zepsuta.
Pepper: Gniewasz się na mnie?
Rhodey: Próbowała cię zabić.
Pepper, Selene: A TY SIĘ ZAMKNIJ!

Krzyknęły w jego stronę, aż ponownie zamilkł. Wycofał się na bezpieczną odległość, unikając kontaktu z kobietami o istnie diabelskim wcieleniu.

Pepper: Trzeba to naprawić. Wiesz jak to zrobić?
Tony: Hmm… Potrzebuję narzędzi, a nie wziąłem żadnych ze sobą.
Pepper: Mamy problem.
Tony: Wy nie macie. To się tyczy jedynie mojej kondycji. Cieszcie się z tego, bo to nic przyjemnego mieć implant.
Pepper: Pomożemy ci w naprawie… Prawda, Sel?
Selene: No pewnie. Jesteśmy przyjaciółmi. Trzeba sobie pomagać.

Stwierdziła, uśmiechając się lekko. Chłopak zastanawiał się nad improwizacją. Zaczął szperać w całym plecaku, żeby stworzyć jakieś prowizoryczne narzędzia pracy. Jednak stracił na tym czas.
Nagle bogini wpadła na pomysł.

Selene: Hej! Chyba wiem co można zrobić.
Tony: Co?
Selene: Macie ładowarki do komórki?
Tony: Każdy powinien mieć przynajmniej jedną.
Selene: Świetnie, więc wyjmijcie je.
Pepper: I co to ma dać? Chcesz je skleić ze sobą taśmą?
Selene: Otóż to.
Tony: To nie zadziała. Za słaba moc. Nawet nie starczy na połowę.
Selene: Ej! Nie szalej. Nie powiedziałam jeszcze wszystkiego.
Tony: Mów.
Selene: Mogę sama wygenerować odpowiednią ilość energii, ale do tego potrzebuję jakiś przewodów.

Panikarz sam zaczął działać, przekopując plecaki na wylot. Znalazł ładowarki, które skleił taśmą. Miał wiele rzeczy w swoim małym bagażu. Był zachwycony, bo sam dał sobie radę.

Rhodey: No i gotowe. Nie ma za co.
Tony: Rhodey, jednak nie trzeba. Selene załatwiła sprawę jednym pstryknięciem.
Rhodey: Co?!

Dziewczyna pokazała mu ładowarkę co wyglądała, jakby była nieużytkowana. Nie zawierała żadnych usterek. Szczęka synowi prawniczki opadła. Zamiast krzyczeć postanowił wyjść. Jednak zauważyli, że wkurzył się.

Selene: Widzicie? A wy wątpicie w moje umiejętności.
Tony: Dziękuję. To już drugi raz, prawda?
Selene: Spoko. Kiedyś mi się odpłacisz.
Pepper: Jupi! Kryzys zażegnany.

Rzuciła się na Anthony’ego, aż upadł na podłogę. Happy dość twardo spał, więc taki huk go nie obudził. Pepper leżała na swojej drugiej połówce, nie mając zamiaru zejścia z niej. Choćby błagał o litość nie pragnęła ugiąć się przed prośbą. Selene śmiała się dość głośno, gdyż sytuacja była zabawna. Najbardziej bawił ją fakt, iż Rhodey uwierzył w podsunięte kłamstewko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X