Nadszedł kolejny, przecudowny dzień w szkole. No dobra. Nikt nie uwierzy, że ktoś chciałby ruszyć dupsko w dość porządną ulewę. Tak się rozpadało, aż cała klasa siedziała przemoczona, czekając na nauczyciela. Każdy wykorzystali ten czas na swój sposób. Pepper migdaliła się z Tony’m, Rhodey zaczytywał się w książce o historii, Happy bujał się na krześle, Tośka pochłaniała mangę, zaś Selene była jedyną osobą, która próbowała na szybko rozwiązać zadania z fizyki. Jednak miała pecha. Nie zdążyła nawet rozwiązać pierwszej części i już profesorek się pojawił.
Prof. Klein: Dobrze, klaso. Dziś sprawdzimy czy odrobiliście pracę domowę. Może ktoś na ochotnika? O! Widzę łąkę nóg, więc będę losować.
Przyjrzał się numerom z dziennika, a następnie zamknął oczy.
Prof. Klein: Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, a kozłem ofIarnym będziesz… TY!
Nauczyciel specjalnie powodował u nich palpitację serca, gdyż dreszczyk emocji podobno poprawia pracę na lekcji. Siedzieli tak spięci, że nie zamierzali się ruszyć.
Happy: Przepraszam, profesorze.
Nie wytrzymał i musiał wybiec z pomieszczenia. Można było pomyśleć o błyskawicznej ucieczce do domu. Bzdura. Nie chciał nawalić w spodnie, dlatego pobiegł najszybciej jak się da do łazienki. Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
Prof. Klein: Biedak, ale i tak wybrałem kogoś innego.
Pepper: No niech pan już mówi, do cholery, bo zaraz wszyscy wylecą w podskokach i lekcji nie będzie, a panu przecież płacą za siedzenie tutaj z nami, prawda?
Prof. Klein: Skoro się odzywasz, zgłaszasz się do zadania. Świetnie.
Pepper: Co?! Nie! To nieporozumienie!
Prof. Klein: Wybawiłaś pannę Khan.
Selene: Dzięki, Pepper.
Pepper: Ej!
Prof. Klein: Zapraszam do tablicy.
Gaduła była niezachwycona co mogła dostrzec jej sąsiadka z ławki. Ten gniew w oczach. Zdecydowanie pragnęła kogoś zabić.
Pepper: Zabiję ją. Jeszcze mnie popamięta.
Selene: Słyszałam!
Prof. Klein: Proszę o spokój! Panno Potts, proszę rozwiązać zadanie trzecie z testu A, a ja w tym czasie zobaczę pani zeszyt.
Dziewczyna wstała z ławki i poszła na miejsce śmierci, zwane tablicą. Użyła całej mocy mózgu, aby wykombinować jakieś rozwiązanie, choć fizyka należała do tych przedmiotów, które bez pomocy klasowego geniusza przygwoździłyby ją do trumny. No i w taki sposób nie miałaby szans na przejście do kolejnej klasy.
Prof. Klein: Jakiś problem?
Pepper: Nie. nie! Ja… już to… liczę.
Prof. Klein: Dobra. Siadaj. Widzę, że jesteś nieprzygotowana, a zadań również nie zrobiłaś. Jedynka.
Pepper: Ale jeszcze nie skończyłam!
Prof. Klein: Nie będę tracić dodatkowo czasu.
Uczennica wzięła swój zeszyt, przeklinając w myślach, ponieważ twarz zdradzała wszystko. Wróciła na swoje miejsce, a za nią wszedł Happy.
Selene: Wybacz. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Pepper: Ech! Trudno. Poprawię jakoś, a poza tym, to wina Tony’ego.
Tony: Co?! Czemu moja?!
Prof. Klein: Proszę o spokój!
Facet gadał swoje, ale wianuszek przyjaciół rozpoczął swoje małe rozmówki.
Tony: Zapytam się jeszcze raz. Dlaczego mnie winisz za brak zadania?
Pepper: Bo nie pomogłeś, a wiesz jaka jestem cienka z fizy.
Tony: Wybacz. Po prostu byłem zmęczony.
Pepper: Och! Kiedyś ci zrobię taki raban w twoim sanktuarium, że gorzko pożałujesz tego jak mnie olewasz. Chyba nie chciałbyś zgubić swoich cennych zabaweczek, Anthony?
Tony: Ej! Tylko nie Anthony.
Selene: Ulala! Weszła ci na ego.
Tony: Nie twoja sprawa.
Selene: Już jestem w to wmieszana.
Rhodey: Eee… Możecie być ciszej? Ja tu czytam.
Tośka: Nie ty jeden.
Happy: Mój jest ten kawałek podłogi.
Pepper: Idioci. Wszędzie idioci.
Tony: Myszko, następnym razem ci pomogę. Jednak znasz moje hobby. Czasami jestem tak zmęczony, że nie potrafię nic wymyślić.
Pepper: Myszko?! Jestem dla ciebie gryzoniem?!
Tony: Pep, masz okres czy co?
Selene: Oj! Radzę ci nie mówić takich rzeczy kobiecie.
Rhodey: Czy możecie być cicho, chociaż na pięć minut?
Happy: Wśród nocnej ciszy.
Tośka: To my już mamy święta?
Selene: Czy tylko ja tu jestem normalna? O! Przepraszam. Też nie jestem.
Śpiew Happy’ego zmieszał się z krzykami rudej, pretensjami książkoholików i pozostałą wymianą zdań między uczniami. Nauczyciel stracił cierpliwość i wrzasnął na cały głos.
Prof. Klein: CISZA!
No i była cisza. W jednej chwili zamarli.
Prof. Klein: Widzę, iż dziś naprawdę ciężko o skupienie. Widocznie będę musiał odwołać wycieczkę.
Pepper, Rhodey, Selene, Happy, Tony, Tośka: WYCIECZKĘ?!
Prof. Klein: Tak. Planowałem zrobić wyjazd integracyjny. Dyrektor zgodził się pod warunkiem podpisania regulaminu. Jak będziecie grzeczni, spędzicie trzy dni bez konieczności nauki. Zgadzacie się na coś takiego? Ręka w górę.
Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się, ponieważ każdy wyjazd był lepszy od katorgi w Akademii Jutra.
Prof. Klein: No i proszę. Wszyscy chętni. Świetnie, więc rozdam wam zgody oraz regulaminy. Gdybyście mieli pytania, nie bójcie się podejść. Wyjaśnię wszelkie wątpliwości.
I ta wiadomość uratowała Starkowi życie. W ten sposób nie doszło do bójki i na dźwięk dzwonka mogli wybiec na przerwę. Większość z nich poszła w swoje strony. Oczywiście nasza “święta” trójca weszła na dach, gdzie skonsumowała swoje śniadanko. Selene nie znała szkoły, lecz z jakiegoś powodu była ciekawa dlaczego akurat tam spędzają wolny czas. Usiadła gdzieś z boku, obserwując ich. Rudzielec nie hamował się i przywalił porządnie z lewego sierpowego w pysk.
Tony: Au! Pepper, litości!
Rhodey: Ona chyba naprawdę ma okres. Te hormony. Boże! Faceci mają przez was przerąbane.
Pepper: Trzeba było pomóc, a nie bawić się w bohatera w latającej puszce po konserwie.
Tony: Pepper, znasz moje obowiązki. Musiałem zareagować.
Pepper: Ale nie tylko ty stoisz po tej dobrej stronie. Ile razy mam ci powtarzać jak wielu herosów także naraża swoje życie, a agenci T.A.R.C.Z.Y. nie bawią się na placu zabaw, tylko pomagają.
Tony: Dobra, dobra. Pojmuję. Ech! Jednak nie zrezygnuję z tego kim jestem.
Pepper: Wiem.
Rhodey: Okej. Pozwólcie, że wam przerwę na moment.
Pepper: No wal.
Rhodey: Czy tylko ja mam wrażenie jak ktoś się na nas gapi?
Selene: Ojć!
Cała trójka odwróciła się za siebie, skąd dostrzegli koleżankę z klasy.
Pepper: Ej! Ty tam! Przywalić ci?
Tony: Pepper, nie tak ostro.
Pepper: Głucha jesteś?!
Bogini wstała, gdyż jej cierpliwość miała swoje granice.
Pepper: O! Jednak słyszysz. Świetnie.
Selene: Nazwałaś mnie głuchą?
Pepper: No, bo nie reagowałaś.
Kobieta wytworzyła niewielki płomień w dłoni, pokazując go bardzo blisko brązowookiej.
Pepper: Whoa! Kim tym jesteś?!
Selene: Jeśli jeszcze raz będziesz się tak do mnie odnosisz, staniesz w płomieniach. Czy wyraziłam się jasno?
Pepper: T...tak.
Selene: I dobrze.
W ułamku sekundy ogień zgasł. Pierwszy raz córeczka tatusia przestraszyła się osoby o tej samej płci. Nigdy w życiu nie przeraziła się na starcie z istotą żeńską. Ta akurat nie wyglądała na zwykłą.
Kiedy Selene chciała ich zostawić, geniusz odezwał się.
Tony: Zaczekaj! Nie możesz iść.
Selene: Zabronisz mi?
Rhodey: Tony, ona jest niebezpieczna. Czy wszystkie rude muszą takie być?
Pepper: Zabiję cię zaraz cyrklem.
Selene: Mogę dołączyć? W takiej sytuacji musimy być po tej samej stronie.
Histeryk schował się za Anthony’m, trzęsąc ze strachu.
Rhodey: Może… Może zostawmy je. Wiejmy stąd, póki są zajęte sobą.
Tony: Co jak co, ale ja się nie przestraszyłem.
Pepper: Zlałeś się w spodnie.
Tony: Co?!
Miała rację. Była ewidentnie widoczna plama moczu. Zawstydził się i również planował uciec.
Tony: Pepper, zajmij się nią, a ja… później wrócę.
Pepper: Ej! Wracaj mi tu!
No i tak geniusz zniknął, biegnąc szybko do łazienki. Na szczęście miał w zapasie jakieś ubrania. Można pomyśleć, iż jest zabezpieczony na każdy możliwy wypadek. Prawda, ale plecak Rhodey’go skrywał więcej skarbów.
Gdy on doprowadzał się do porządku, rudowłose rozpoczęły swój słowotok.
Pepper: Nie mogę cię puścić, bo podsłuchiwałaś. Wiesz o wszystkim.
Selene: Szczerze? Nie masz pojęcia jak dużo o was wiem.
Pepper: Opowiadaj. Mamy czas. Rhodey nawet nie podejdzie, bo go spalisz, a ja dźgnę.
Selene: Chyba jesteśmy zbyt wredne dla facetów. Nie sądzisz?
Pepper: Hmm… Mój tatuś tak mnie wychował, żeby do żadnego gwałtu nie doszło. Dzięki niemu potrafię obronić się przed zboczeńcami.
Selene: Eee… Może zacznijmy od nowa. Selene.
Pepper: Pepper.
Podały sobie ręce na znak zawarcia przyjaźni. Topór wojenny został zakopany.
Prof. Klein: Dobrze, klaso. Dziś sprawdzimy czy odrobiliście pracę domowę. Może ktoś na ochotnika? O! Widzę łąkę nóg, więc będę losować.
Przyjrzał się numerom z dziennika, a następnie zamknął oczy.
Prof. Klein: Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, a kozłem ofIarnym będziesz… TY!
Nauczyciel specjalnie powodował u nich palpitację serca, gdyż dreszczyk emocji podobno poprawia pracę na lekcji. Siedzieli tak spięci, że nie zamierzali się ruszyć.
Happy: Przepraszam, profesorze.
Nie wytrzymał i musiał wybiec z pomieszczenia. Można było pomyśleć o błyskawicznej ucieczce do domu. Bzdura. Nie chciał nawalić w spodnie, dlatego pobiegł najszybciej jak się da do łazienki. Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
Prof. Klein: Biedak, ale i tak wybrałem kogoś innego.
Pepper: No niech pan już mówi, do cholery, bo zaraz wszyscy wylecą w podskokach i lekcji nie będzie, a panu przecież płacą za siedzenie tutaj z nami, prawda?
Prof. Klein: Skoro się odzywasz, zgłaszasz się do zadania. Świetnie.
Pepper: Co?! Nie! To nieporozumienie!
Prof. Klein: Wybawiłaś pannę Khan.
Selene: Dzięki, Pepper.
Pepper: Ej!
Prof. Klein: Zapraszam do tablicy.
Gaduła była niezachwycona co mogła dostrzec jej sąsiadka z ławki. Ten gniew w oczach. Zdecydowanie pragnęła kogoś zabić.
Pepper: Zabiję ją. Jeszcze mnie popamięta.
Selene: Słyszałam!
Prof. Klein: Proszę o spokój! Panno Potts, proszę rozwiązać zadanie trzecie z testu A, a ja w tym czasie zobaczę pani zeszyt.
Dziewczyna wstała z ławki i poszła na miejsce śmierci, zwane tablicą. Użyła całej mocy mózgu, aby wykombinować jakieś rozwiązanie, choć fizyka należała do tych przedmiotów, które bez pomocy klasowego geniusza przygwoździłyby ją do trumny. No i w taki sposób nie miałaby szans na przejście do kolejnej klasy.
Prof. Klein: Jakiś problem?
Pepper: Nie. nie! Ja… już to… liczę.
Prof. Klein: Dobra. Siadaj. Widzę, że jesteś nieprzygotowana, a zadań również nie zrobiłaś. Jedynka.
Pepper: Ale jeszcze nie skończyłam!
Prof. Klein: Nie będę tracić dodatkowo czasu.
Uczennica wzięła swój zeszyt, przeklinając w myślach, ponieważ twarz zdradzała wszystko. Wróciła na swoje miejsce, a za nią wszedł Happy.
Selene: Wybacz. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Pepper: Ech! Trudno. Poprawię jakoś, a poza tym, to wina Tony’ego.
Tony: Co?! Czemu moja?!
Prof. Klein: Proszę o spokój!
Facet gadał swoje, ale wianuszek przyjaciół rozpoczął swoje małe rozmówki.
Tony: Zapytam się jeszcze raz. Dlaczego mnie winisz za brak zadania?
Pepper: Bo nie pomogłeś, a wiesz jaka jestem cienka z fizy.
Tony: Wybacz. Po prostu byłem zmęczony.
Pepper: Och! Kiedyś ci zrobię taki raban w twoim sanktuarium, że gorzko pożałujesz tego jak mnie olewasz. Chyba nie chciałbyś zgubić swoich cennych zabaweczek, Anthony?
Tony: Ej! Tylko nie Anthony.
Selene: Ulala! Weszła ci na ego.
Tony: Nie twoja sprawa.
Selene: Już jestem w to wmieszana.
Rhodey: Eee… Możecie być ciszej? Ja tu czytam.
Tośka: Nie ty jeden.
Happy: Mój jest ten kawałek podłogi.
Pepper: Idioci. Wszędzie idioci.
Tony: Myszko, następnym razem ci pomogę. Jednak znasz moje hobby. Czasami jestem tak zmęczony, że nie potrafię nic wymyślić.
Pepper: Myszko?! Jestem dla ciebie gryzoniem?!
Tony: Pep, masz okres czy co?
Selene: Oj! Radzę ci nie mówić takich rzeczy kobiecie.
Rhodey: Czy możecie być cicho, chociaż na pięć minut?
Happy: Wśród nocnej ciszy.
Tośka: To my już mamy święta?
Selene: Czy tylko ja tu jestem normalna? O! Przepraszam. Też nie jestem.
Śpiew Happy’ego zmieszał się z krzykami rudej, pretensjami książkoholików i pozostałą wymianą zdań między uczniami. Nauczyciel stracił cierpliwość i wrzasnął na cały głos.
Prof. Klein: CISZA!
No i była cisza. W jednej chwili zamarli.
Prof. Klein: Widzę, iż dziś naprawdę ciężko o skupienie. Widocznie będę musiał odwołać wycieczkę.
Pepper, Rhodey, Selene, Happy, Tony, Tośka: WYCIECZKĘ?!
Prof. Klein: Tak. Planowałem zrobić wyjazd integracyjny. Dyrektor zgodził się pod warunkiem podpisania regulaminu. Jak będziecie grzeczni, spędzicie trzy dni bez konieczności nauki. Zgadzacie się na coś takiego? Ręka w górę.
Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się, ponieważ każdy wyjazd był lepszy od katorgi w Akademii Jutra.
Prof. Klein: No i proszę. Wszyscy chętni. Świetnie, więc rozdam wam zgody oraz regulaminy. Gdybyście mieli pytania, nie bójcie się podejść. Wyjaśnię wszelkie wątpliwości.
I ta wiadomość uratowała Starkowi życie. W ten sposób nie doszło do bójki i na dźwięk dzwonka mogli wybiec na przerwę. Większość z nich poszła w swoje strony. Oczywiście nasza “święta” trójca weszła na dach, gdzie skonsumowała swoje śniadanko. Selene nie znała szkoły, lecz z jakiegoś powodu była ciekawa dlaczego akurat tam spędzają wolny czas. Usiadła gdzieś z boku, obserwując ich. Rudzielec nie hamował się i przywalił porządnie z lewego sierpowego w pysk.
Tony: Au! Pepper, litości!
Rhodey: Ona chyba naprawdę ma okres. Te hormony. Boże! Faceci mają przez was przerąbane.
Pepper: Trzeba było pomóc, a nie bawić się w bohatera w latającej puszce po konserwie.
Tony: Pepper, znasz moje obowiązki. Musiałem zareagować.
Pepper: Ale nie tylko ty stoisz po tej dobrej stronie. Ile razy mam ci powtarzać jak wielu herosów także naraża swoje życie, a agenci T.A.R.C.Z.Y. nie bawią się na placu zabaw, tylko pomagają.
Tony: Dobra, dobra. Pojmuję. Ech! Jednak nie zrezygnuję z tego kim jestem.
Pepper: Wiem.
Rhodey: Okej. Pozwólcie, że wam przerwę na moment.
Pepper: No wal.
Rhodey: Czy tylko ja mam wrażenie jak ktoś się na nas gapi?
Selene: Ojć!
Cała trójka odwróciła się za siebie, skąd dostrzegli koleżankę z klasy.
Pepper: Ej! Ty tam! Przywalić ci?
Tony: Pepper, nie tak ostro.
Pepper: Głucha jesteś?!
Bogini wstała, gdyż jej cierpliwość miała swoje granice.
Pepper: O! Jednak słyszysz. Świetnie.
Selene: Nazwałaś mnie głuchą?
Pepper: No, bo nie reagowałaś.
Kobieta wytworzyła niewielki płomień w dłoni, pokazując go bardzo blisko brązowookiej.
Pepper: Whoa! Kim tym jesteś?!
Selene: Jeśli jeszcze raz będziesz się tak do mnie odnosisz, staniesz w płomieniach. Czy wyraziłam się jasno?
Pepper: T...tak.
Selene: I dobrze.
W ułamku sekundy ogień zgasł. Pierwszy raz córeczka tatusia przestraszyła się osoby o tej samej płci. Nigdy w życiu nie przeraziła się na starcie z istotą żeńską. Ta akurat nie wyglądała na zwykłą.
Kiedy Selene chciała ich zostawić, geniusz odezwał się.
Tony: Zaczekaj! Nie możesz iść.
Selene: Zabronisz mi?
Rhodey: Tony, ona jest niebezpieczna. Czy wszystkie rude muszą takie być?
Pepper: Zabiję cię zaraz cyrklem.
Selene: Mogę dołączyć? W takiej sytuacji musimy być po tej samej stronie.
Histeryk schował się za Anthony’m, trzęsąc ze strachu.
Rhodey: Może… Może zostawmy je. Wiejmy stąd, póki są zajęte sobą.
Tony: Co jak co, ale ja się nie przestraszyłem.
Pepper: Zlałeś się w spodnie.
Tony: Co?!
Miała rację. Była ewidentnie widoczna plama moczu. Zawstydził się i również planował uciec.
Tony: Pepper, zajmij się nią, a ja… później wrócę.
Pepper: Ej! Wracaj mi tu!
No i tak geniusz zniknął, biegnąc szybko do łazienki. Na szczęście miał w zapasie jakieś ubrania. Można pomyśleć, iż jest zabezpieczony na każdy możliwy wypadek. Prawda, ale plecak Rhodey’go skrywał więcej skarbów.
Gdy on doprowadzał się do porządku, rudowłose rozpoczęły swój słowotok.
Pepper: Nie mogę cię puścić, bo podsłuchiwałaś. Wiesz o wszystkim.
Selene: Szczerze? Nie masz pojęcia jak dużo o was wiem.
Pepper: Opowiadaj. Mamy czas. Rhodey nawet nie podejdzie, bo go spalisz, a ja dźgnę.
Selene: Chyba jesteśmy zbyt wredne dla facetów. Nie sądzisz?
Pepper: Hmm… Mój tatuś tak mnie wychował, żeby do żadnego gwałtu nie doszło. Dzięki niemu potrafię obronić się przed zboczeńcami.
Selene: Eee… Może zacznijmy od nowa. Selene.
Pepper: Pepper.
Podały sobie ręce na znak zawarcia przyjaźni. Topór wojenny został zakopany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi