Au! Moja głowa! Moja biedna łepetyna! Trzeba było tyle pić? Na szczęście autorka jest abstynentką, a objawy kaca pojawiły się tylko u całej klasy. Ledwo wstali i znowu upadli. Zarówno faceci jak baby nie potrafiły chodzić bez obijania się o wszystko.
Tony: Hej! Żyjecie?
Rhodey: O ja pierdole! Ile myśmy tego wypili?
Tony: Chyba całkiem sporo.
Zauważył trzy flaszki opróżnione, które leżały pod stołem. Nie wierzył, że nawet Rhodey stracił rozsądek z piciem.
Rhodey: Trzeba zejść na śniadanie.
Tony: O nie!
Happy: O tak!
Szybko zgasł mu entuzjazm, zwracając zawartość żołądka.
Tony: Fuuj! To obleśne! O Boże!
No i geniusz również zapaskudził podłoże. Do nich dołączył też histeryk, zwracając największą ilość przetrawionych resztek pokarmu. Razem wyszli z pokoju, obwieszając rękę na ramieniu przyjaciela. Jednak w gorszym stanie była solidarność żeńska, która zarzygała każdy możliwy skrawek podłogi.
Pepper: Seluś, trzymasz się?
Selene: Nie wierzę, że tak się upiłam.
Tośka: I ty nam to mówisz? Au! Przesadziłyśmy.
Selene: Profesorek nie będzie happy.
Pepper: Masz rację. Nie będzie.
Wspólnymi siłami wygramoliły się z pokoju, idąc do stołówki. Ledwo przekroczyły próg pokoju, aż bogini prawie się poślizgnęła na… czyiś szczochach?
Selene: Whoa! Co to kurwa jest?!
Pepper: Pierdoleni faceci! To ich sprawka!
Selene: Ach! Zabiję ich! Normalnie ukatrupię!
Pepper: Kochana, ustaw się w kolejce. Ja im dam tak popalić, że już drugi raz tego nie zrobią.
Selene: Daję ci słowo. Przywalę im w te puste łby!
Pepper: A ja walnę w kokoski!
Tośka: Ej! To ja im dam w pysk!
Cała trójka zaśmiała się ze swoich wrogich zamiarów i poszła dalej. Nikt nie miał bladego pojęcia co dokładnie się działo poprzedniego wieczora. Niby jak mogli pamiętać, skoro urwał im się film?
Po dotarciu na posiłek, nauczyciel już jadł swoją porcję śniadania, którą popijał ciepłą herbatą. Słyszał narzekania wychowanków, dlatego odważył się spojrzeć im prosto w oczy. Nie musiał długo się gapić, bo wniosek był dość oczywisty, a zapach, niczym z gorzelni potwierdzał wszystko.
Prof. Klein: Gratuluję za złamanie regulaminu. Już myślałem, że przedłużę wam wyjazd, ale zmuszacie mnie do zmiany planów. Zbiorowa odpowiedzialność czy każdy z osobna?
Spytał, myśląc nad wymierzeniem kary. Klasa milczała.
Prof. Klein: Dobrze, więc możecie już iść do pokoi i spakować swoje manatki. Czy wyraziłem się jasno?
Nie odpowiedzieli. Odeszli od stołu, kierując się do swoich domków. Bez ociągania się zapełnili plecaki, a następnie sprawdzili czy czegoś nie zapomnieli. Tradycyjnie męska niańka dopytywała wielokrotnie o to samo.
Rhodey: Masz wszystko?
Tony: Mam.
Rhodey: Ładowarkę też spakowałeś?
Tony: Tak, mamo. Skończyłeś?
Rhodey: Ja dopiero zacząłem.
Tony: Głupek.
Rhodey: Heh! Gorzej będzie z mamą, gdy będzie pytać.
Tony: Niech to szlag!
Happy: Hahaha! Macie przerąbane!
Rhodey: A ty?
Happy: Nie upiłem się pierwszy raz, więc nie będzie afery.
Zaśmiał się głupawo, zaś pozostała dwójka nie była zachwycona tym, że czekało ich przesłuchanie.
Tymczasem żeńska część klasy, czekała już przy autobusie z nauczycielem na pozostałych.
Pepper: Sel, mogę cię o coś spytać?
Selene: Jasne. Wal.
Pepper: Czy twoi rodzice będą źli za to… No wiesz.
Selene: Oj! Raczej przymkną na to oko. A u ciebie?
Pepper: Eee… Nie będzie tak dobrze, bo tatuś zawsze znajdzie powód, żeby mieć do mnie pretensje, więc mogę się spodziewać kazania o tym jak to źle postąpiłam.
Selene: Auć! Już współczuję… Tośka, jak z tobą? Tośka?
Nie dostrzegła koleżanki, a była święcie przekonana, iż stała z nimi parę minut temu.
Pepper: Zakład o to, że poszła zajarać?
Selene: Heh! To jest akurat wiadome.
Profesor zerknął na zegarek, orientując się w czasie.
Prof. Klein: Mamy dziesięć minut do odjazdu. Gdzie oni są?
Selene: Na pewno zaraz przyjdą.
Prof. Klein: Brakuje czterech osób. Może pójdę ich poszukać.
Selene: Chyba nie będzie takiej potrzeby.
Zauważyła jak w ich stronę szła grupa brakujących uczniów.
Prof. Klein: Ustawcie się w parach. Muszę was przeliczyć.
Uczestnicy wycieczki spełnili posłusznie prośbę. Klein skontrolował ilość z listą dwa razy, aby być na sto procent przekonany, że nikogo nie zostawił.
Prof. Klein: Gdyby dyrektor pytał, to do niczego nie doszło, jasne?
Selene: Pan chce nas kryć?
Prof. Klein: Jestem waszym wychowawcą i odpowiadam za was. Chcę, żebyście przemyśleli swoje zachowanie i na kolejnej wycieczce nie wywijali takich numerów.
Pepper: Profesorze, nikt nie został ranny, wszyscy żyją i nie ma trupów. Jest dobrze.
Prof. Klein: Panno Potts, udam, że tego nie słyszałem. „Nie ma trupów”. Boże! Co za młodzież!
Drzwi od autobusu otworzyły się, dlatego powoli zajmowali swoje miejsca. Te, na których siedzieli wcześniej. Wychowawca po raz ostatni zliczył dzieciaki.
Prof. Klein: Możemy odjeżdżać.
I wyjechali, opuszczając ośrodek wypoczynkowy. Nastolatkowie jedynie siedzieli na telefonach, cykając coś na nich. Nikt nie był skłonny do rozmowy. Poza jednym osobnikiem. Momencik… Dwoma. Jednak zanim któraś z dziewczyn chciała coś powiedzieć, do nozdrzy Sel doleciał nieprzyjemny zapach dymu. Wkurzyła się i dmuchnęła mocnym powiewem wiatru na palaczy. Włosy Tośki stanęły ku górze.
Tośka: Ej!
Selene: No co? Do Nowego Jorku daleko, więc nie chce wąchać tego smrodu, jasne?
Happy: Oho! Chyba ktoś tu wstał lewą nogą.
Selene: A ty już lepiej siedź cicho!
Zamierzała wymierzyć pięścią w sportowca, lecz ruda ją powstrzymała.
Pepper: Sel, nie warto się denerwować. Zawsze możesz się rozliczyć w szkole.
Zaproponowała, a następnie zaczęła jej szeptać.
Pepper: Znam zajebiste miejsce do wymierzania kar. Chętnie ci je pokażę.
Selene: Oj! Kusisz, kusisz.
Happy: O czym sobie gadacie?
Selene, Pepper: NIE TWOJA SPRAWA!
Happy: Okej. Spoko. Ja tylko pytałem.
Wycofał się i nie miał ochoty nawiązywać z nikim kontaktu. Włączył ulubioną składankę, słuchając jej przez słuchawki. Otaku również zajęła się sobą, czytając jakąś mangę. Poza nią samą nikogo nie obchodziło co dokładnie czytała. Stark był torturowany niańczeniem Jamesa, a było widać, że szykował się do wyjęcia magicznej taśmy, żeby zakleić mu jadaczkę. A jeśli chodzi o najlepsze psiapsiółki, skupiały się wzrokiem na mijanym krajobrazie.
Gdy tak Pepper patrzyła przez dłuższą chwilę, światło z pierścionka rzuciło się w jej oczy. Od razu jak na ciekawską przystało musiała zapytać.
Pepper: No brawo, Sel. Kto jest twoim księciem?
Selene: Oj! Nie bardzo ci mogę powiedzieć, bo raczej nie będziesz wiedziała o kogo chodzi.
Pepper: Dobra, dobra. A ślub kiedy?
Popatrzyła na nią, szczerząc się głupio.
Pepper: Seluś, no powiedz.
Selene: Szczerze? Powiedział, że sam wszystko zorganizuje i mam być przygotowana w każdej chwili.
Pepper: Wow! I ty mu… ufasz?
Selene: Heh! Zaufanie to podstawa w związku, a skoro jest moim przyszłym mężem, to tym bardziej. Zresztą, możemy pogadać po powrocie o tym.
Pepper: Serio? Serio, serio?!
Była mega podekscytowana szczegółami, ale na szczęście nikt na pisk nie zwrócił uwagi.
Selene: Pewnie.
Pepper: Więc trzymam cię za słowo. Och! Już nie mogę się doczekać.
Narzeczona tajemniczego mężczyzny jedynie mrugnęła okiem, uśmiechając się łagodnie. Przez resztę podróży nie usłyszała żadnego pytania. Jednak to nie oznaczało, iż ciekawość wygasła. O nie! Tak to nie działa. Wścibstwo wzrastało wraz z ekscytacją.
Po minionych godzinach, znaleźli się na miejscu. Nauczyciel pozwolił im wrócić do domu, bo wciąż słońce znajdowało się nad nimi. Rozeszli się w swoje strony, żegnając. I tak skończyła się wycieczka.
Tony: Hej! Żyjecie?
Rhodey: O ja pierdole! Ile myśmy tego wypili?
Tony: Chyba całkiem sporo.
Zauważył trzy flaszki opróżnione, które leżały pod stołem. Nie wierzył, że nawet Rhodey stracił rozsądek z piciem.
Rhodey: Trzeba zejść na śniadanie.
Tony: O nie!
Happy: O tak!
Szybko zgasł mu entuzjazm, zwracając zawartość żołądka.
Tony: Fuuj! To obleśne! O Boże!
No i geniusz również zapaskudził podłoże. Do nich dołączył też histeryk, zwracając największą ilość przetrawionych resztek pokarmu. Razem wyszli z pokoju, obwieszając rękę na ramieniu przyjaciela. Jednak w gorszym stanie była solidarność żeńska, która zarzygała każdy możliwy skrawek podłogi.
Pepper: Seluś, trzymasz się?
Selene: Nie wierzę, że tak się upiłam.
Tośka: I ty nam to mówisz? Au! Przesadziłyśmy.
Selene: Profesorek nie będzie happy.
Pepper: Masz rację. Nie będzie.
Wspólnymi siłami wygramoliły się z pokoju, idąc do stołówki. Ledwo przekroczyły próg pokoju, aż bogini prawie się poślizgnęła na… czyiś szczochach?
Selene: Whoa! Co to kurwa jest?!
Pepper: Pierdoleni faceci! To ich sprawka!
Selene: Ach! Zabiję ich! Normalnie ukatrupię!
Pepper: Kochana, ustaw się w kolejce. Ja im dam tak popalić, że już drugi raz tego nie zrobią.
Selene: Daję ci słowo. Przywalę im w te puste łby!
Pepper: A ja walnę w kokoski!
Tośka: Ej! To ja im dam w pysk!
Cała trójka zaśmiała się ze swoich wrogich zamiarów i poszła dalej. Nikt nie miał bladego pojęcia co dokładnie się działo poprzedniego wieczora. Niby jak mogli pamiętać, skoro urwał im się film?
Po dotarciu na posiłek, nauczyciel już jadł swoją porcję śniadania, którą popijał ciepłą herbatą. Słyszał narzekania wychowanków, dlatego odważył się spojrzeć im prosto w oczy. Nie musiał długo się gapić, bo wniosek był dość oczywisty, a zapach, niczym z gorzelni potwierdzał wszystko.
Prof. Klein: Gratuluję za złamanie regulaminu. Już myślałem, że przedłużę wam wyjazd, ale zmuszacie mnie do zmiany planów. Zbiorowa odpowiedzialność czy każdy z osobna?
Spytał, myśląc nad wymierzeniem kary. Klasa milczała.
Prof. Klein: Dobrze, więc możecie już iść do pokoi i spakować swoje manatki. Czy wyraziłem się jasno?
Nie odpowiedzieli. Odeszli od stołu, kierując się do swoich domków. Bez ociągania się zapełnili plecaki, a następnie sprawdzili czy czegoś nie zapomnieli. Tradycyjnie męska niańka dopytywała wielokrotnie o to samo.
Rhodey: Masz wszystko?
Tony: Mam.
Rhodey: Ładowarkę też spakowałeś?
Tony: Tak, mamo. Skończyłeś?
Rhodey: Ja dopiero zacząłem.
Tony: Głupek.
Rhodey: Heh! Gorzej będzie z mamą, gdy będzie pytać.
Tony: Niech to szlag!
Happy: Hahaha! Macie przerąbane!
Rhodey: A ty?
Happy: Nie upiłem się pierwszy raz, więc nie będzie afery.
Zaśmiał się głupawo, zaś pozostała dwójka nie była zachwycona tym, że czekało ich przesłuchanie.
Tymczasem żeńska część klasy, czekała już przy autobusie z nauczycielem na pozostałych.
Pepper: Sel, mogę cię o coś spytać?
Selene: Jasne. Wal.
Pepper: Czy twoi rodzice będą źli za to… No wiesz.
Selene: Oj! Raczej przymkną na to oko. A u ciebie?
Pepper: Eee… Nie będzie tak dobrze, bo tatuś zawsze znajdzie powód, żeby mieć do mnie pretensje, więc mogę się spodziewać kazania o tym jak to źle postąpiłam.
Selene: Auć! Już współczuję… Tośka, jak z tobą? Tośka?
Nie dostrzegła koleżanki, a była święcie przekonana, iż stała z nimi parę minut temu.
Pepper: Zakład o to, że poszła zajarać?
Selene: Heh! To jest akurat wiadome.
Profesor zerknął na zegarek, orientując się w czasie.
Prof. Klein: Mamy dziesięć minut do odjazdu. Gdzie oni są?
Selene: Na pewno zaraz przyjdą.
Prof. Klein: Brakuje czterech osób. Może pójdę ich poszukać.
Selene: Chyba nie będzie takiej potrzeby.
Zauważyła jak w ich stronę szła grupa brakujących uczniów.
Prof. Klein: Ustawcie się w parach. Muszę was przeliczyć.
Uczestnicy wycieczki spełnili posłusznie prośbę. Klein skontrolował ilość z listą dwa razy, aby być na sto procent przekonany, że nikogo nie zostawił.
Prof. Klein: Gdyby dyrektor pytał, to do niczego nie doszło, jasne?
Selene: Pan chce nas kryć?
Prof. Klein: Jestem waszym wychowawcą i odpowiadam za was. Chcę, żebyście przemyśleli swoje zachowanie i na kolejnej wycieczce nie wywijali takich numerów.
Pepper: Profesorze, nikt nie został ranny, wszyscy żyją i nie ma trupów. Jest dobrze.
Prof. Klein: Panno Potts, udam, że tego nie słyszałem. „Nie ma trupów”. Boże! Co za młodzież!
Drzwi od autobusu otworzyły się, dlatego powoli zajmowali swoje miejsca. Te, na których siedzieli wcześniej. Wychowawca po raz ostatni zliczył dzieciaki.
Prof. Klein: Możemy odjeżdżać.
I wyjechali, opuszczając ośrodek wypoczynkowy. Nastolatkowie jedynie siedzieli na telefonach, cykając coś na nich. Nikt nie był skłonny do rozmowy. Poza jednym osobnikiem. Momencik… Dwoma. Jednak zanim któraś z dziewczyn chciała coś powiedzieć, do nozdrzy Sel doleciał nieprzyjemny zapach dymu. Wkurzyła się i dmuchnęła mocnym powiewem wiatru na palaczy. Włosy Tośki stanęły ku górze.
Tośka: Ej!
Selene: No co? Do Nowego Jorku daleko, więc nie chce wąchać tego smrodu, jasne?
Happy: Oho! Chyba ktoś tu wstał lewą nogą.
Selene: A ty już lepiej siedź cicho!
Zamierzała wymierzyć pięścią w sportowca, lecz ruda ją powstrzymała.
Pepper: Sel, nie warto się denerwować. Zawsze możesz się rozliczyć w szkole.
Zaproponowała, a następnie zaczęła jej szeptać.
Pepper: Znam zajebiste miejsce do wymierzania kar. Chętnie ci je pokażę.
Selene: Oj! Kusisz, kusisz.
Happy: O czym sobie gadacie?
Selene, Pepper: NIE TWOJA SPRAWA!
Happy: Okej. Spoko. Ja tylko pytałem.
Wycofał się i nie miał ochoty nawiązywać z nikim kontaktu. Włączył ulubioną składankę, słuchając jej przez słuchawki. Otaku również zajęła się sobą, czytając jakąś mangę. Poza nią samą nikogo nie obchodziło co dokładnie czytała. Stark był torturowany niańczeniem Jamesa, a było widać, że szykował się do wyjęcia magicznej taśmy, żeby zakleić mu jadaczkę. A jeśli chodzi o najlepsze psiapsiółki, skupiały się wzrokiem na mijanym krajobrazie.
Gdy tak Pepper patrzyła przez dłuższą chwilę, światło z pierścionka rzuciło się w jej oczy. Od razu jak na ciekawską przystało musiała zapytać.
Pepper: No brawo, Sel. Kto jest twoim księciem?
Selene: Oj! Nie bardzo ci mogę powiedzieć, bo raczej nie będziesz wiedziała o kogo chodzi.
Pepper: Dobra, dobra. A ślub kiedy?
Popatrzyła na nią, szczerząc się głupio.
Pepper: Seluś, no powiedz.
Selene: Szczerze? Powiedział, że sam wszystko zorganizuje i mam być przygotowana w każdej chwili.
Pepper: Wow! I ty mu… ufasz?
Selene: Heh! Zaufanie to podstawa w związku, a skoro jest moim przyszłym mężem, to tym bardziej. Zresztą, możemy pogadać po powrocie o tym.
Pepper: Serio? Serio, serio?!
Była mega podekscytowana szczegółami, ale na szczęście nikt na pisk nie zwrócił uwagi.
Selene: Pewnie.
Pepper: Więc trzymam cię za słowo. Och! Już nie mogę się doczekać.
Narzeczona tajemniczego mężczyzny jedynie mrugnęła okiem, uśmiechając się łagodnie. Przez resztę podróży nie usłyszała żadnego pytania. Jednak to nie oznaczało, iż ciekawość wygasła. O nie! Tak to nie działa. Wścibstwo wzrastało wraz z ekscytacją.
Po minionych godzinach, znaleźli się na miejscu. Nauczyciel pozwolił im wrócić do domu, bo wciąż słońce znajdowało się nad nimi. Rozeszli się w swoje strony, żegnając. I tak skończyła się wycieczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi