Rozdział 51: Wysokie ryzyko życia

Victoria zdołała wziąć się w garść, gdyż Pepper potrzebowała jej wsparcia. Jako matka, lekarz oraz przyjaciółka. Przetarła oczy z łez i wyszła z kabiny.
Gdy zaczęła myć ręce, zauważyła dziewczynę.
-Pepper, co ty robisz? To źle tak biegać ze szwami.
-Ja… Ja tylko…
-Pepper!
Szybko zniknęła jej z oczu. Szybko wytarła ręce i próbowała złapać uciekinierkę. Tony nie mógł pozwolić sobie na bieg, dlatego jedynie szedł w jej stronę.
-Pepper, wróć do sali… Proszę.
Była otoczona z każdej strony. Przez trzy osoby, których nie rozpoznawała. Serce waliło jak młot, a spokój był trudny do odzyskania. Chciała coś wykrzyczeć, ale bezsilnie upadła.
-Ja… Ja was… nie pamiętam.
Powiedziała ze łzami w oczach, patrząc na nich. Lekarka podeszła do niej, zauważając bandaże przesiąknięte krwią.
-Chcemy ci pomóc. Pozwolisz?
Lekko kiwnęła głową. Kobieta chwyciła ją na ręce, zabierając na łóżko. Położyła, podpinając do monitora.
-Reszta stąd wychodzi. Muszę zszyć ranę ponownie.
Poprosiła wszystkich. Poza przyjacielem. Z jego pomocą zmieniła opatrunki oraz założyła nowe szwy. Przez zamyślenie nawet nie poczuła bólu.
-Wiem co jej pomoże. Zostań z nią.
-Rick, a ty nie miałeś przypadkiem wyjść?
Popatrzyła na niego gniewnie.
-Teraz wychodzę, bo muszę coś zrobić.
-Co?
-Mam pewien pomysł. Może się udać albo przyprawię ją o problemy sercowe.
Była przerażona tym co powiedział. Nawet nie zdołała mu wyrazić swojego zdania, bo wyszedł bez zdradzania zamiarów. Pojechał do domu.
Po zaparkowaniu na posesji, wszedł do środka, idąc do pokoju chorej. Tam odnalazł poszukiwaną rzecz. Wziął to i ponownie wrócił do szpitala. Na korytarzu minął się z Tony’m.
-Gdzie pan był?
-Naprawdę muszę się tłumaczyć? Mam coś co może jej pomóc… Albo ją zabije.
Stwierdził z lekkim uśmieszkiem.
-Nie możemy tak ryzykować!
Mężczyzna był nieco poirytowany, więc wszedł do sali bez zapowiedzi. Chłopak poszedł zaraz za nim. Stanął przy drzwiach, żeby nie straszyć nastolatki.
-Coś się stało?
Spytał lekarz, dostrzegając Ricka. Nie otrzymał odpowiedzi, bo skupił się na córce. Podał pudełko do jej rąk. Od razu popatrzyła na niego z naleganiem na odpowiedzi.
-To twoje rzeczy, Patricio. Zabrałem je, bo twój ojciec był moim najlepszym przyjacielem. Obiecałem mu, że jeśli coś się stanie, to zajmę się tobą.
Yinsen pojął plan agenta. Wiedział, iż do tego potrzebny był spokój.
-No dobra, Tony. Musisz wyjść.
Z początku sprzeciwiał się, aż wreszcie udało mu się go złamać. Wyprosił go z sali, a następnie podszedł do chorej.
-Dziękuję, doktorze… Victorio, ty też musisz opuścić salę.
-Co? Czemu?!
-Musi nas być jak najmniej.
Wyjaśnił.
-Akurat Victoria się tu przyda, gdyby coś się działo.
-Wyjaśnię coś panu.
Zabrał go w ustronne miejsce.
-Słucham. Co pan ma mi do powiedzenia?
-To pudełko… to zbiór wszystkiego od czasów najmłodszych. Są tam takie rzeczy, które mogą jej przypomnieć o śmierci mamy, a nawet wywołać niekontrolowany atak paniki. Doktorze, ona… Ona mnie rozpozna, ale Victorii już nie. To ryzyko, więc mówię co może się stać. Proszę być przygotowanym na wszystko.
Wytłumaczył najbardziej jasno jak potrafił.
-Naprawdę nie wiem, jak mógłbym inaczej pomóc.
Lekarz odwrócił się w stronę dziewczyny.
-To naprawdę bardzo ryzykowne posunięcie.
Westchnął.
-Niech będzie. Pod warunkiem, że Victoria zostanie przy drzwiach.
-Zgoda.
Podszedł do żony.
-Victorio, zawołam cię. Po prostu bądź w pobliżu, dobrze?
-Dobrze.
Przytuliła go i ucałowała w policzek.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
-Spróbować nie zaszkodzi.
Lekko zaśmiał się, zaś kobieta zniknęła za drzwiami. Doktor podszedł bliżej łóżka, aby być blisko w razie kłopotów.
-Niech pan zaczyna.
Pokiwał głową, decydując się na ryzykowny krok. Ustawił łóżko, żeby mogła wygodnie na nim siedzieć, a on sam usiadł obok.
-No dobrze, więc nazywam się Rick Bernes. Znałem twojego ojca, odkąd zaczął pracować jako jeden z agentów FBI. Pamiętasz go, prawda?
-Tak.
-Wyjmij coś z pudełka, a ja ci powiem wszystko, dobrze?
Kiwnęła porozumiewawczo. Łagodnie się uśmiechnął, przyglądając się wydobytej rzeczy.
-Może być to?
Wskazała na książkę.
-W porządku. Zajrzyj do środka. Nie bój się.
-Ale to jest dla dzieci.
-A to niby już dzieckiem nie jesteś? No weź. Nie ma czego się wstydzić.
Dziewczyna ostrożnie przeglądała obrazki. Rick pamiętał jak Virgil usypiał ją tymi historyjkami w pracy. Były o elfach.
-Pamiętasz te stworzonka?
W odpowiedzi zaczęła się śmiać. Na tyle, że poczuła lekki bol przy szwach.
-Pamiętam je.
-Dobrze, ale troszkę się powstrzymaj. Chcesz, żeby znowu cię zszywali?
-Nie, nie. Nie chcę tego. Chcę… stąd wyjść.
-Obiecuję, że stąd wyjdziesz, jeśli nie sprawisz żadnych problemów.
Pokusił się o śmiech.
-Mama mi to czytała. Tatuś też.
Powoli przypominała sobie wspomnienia z przeszłości. Wiedział, iż kolejny etap będzie gorszy.
-No to wybierz następną rzecz. Co masz?
Zapytał, a ona zerknęła do pudła. Natrafiła na album.
-Zanim go otworzysz, muszę cię przed czymś ostrzec.
-Coś nie tak, panie agencie?
Od razu zaśmiał się, słysząc stare przezwisko od niej.
-Pepper, musisz wiedzieć, że cokolwiek zniosłaś w swoim życiu, każda taka walka dawała ci jeszcze większą siłę, rozumiesz? Bez względu na to jak bardzo było źle, podnosiłaś się, a twoi przyjaciele cię wspierali… Patricio Potts, jesteś moją córeczką.
Uśmiechnął się ciepło, pozwalając na otwarcie albumu. Chciał ją zostawić samą, lecz nie pozwoliła mu na to.
-Proszę zostać.
-Na pewno? To bardziej taki intymny moment dla ciebie. Największy zbiór twoich wspomnień.
-Proszę.
Poprosiła z grzecznością. Zgodził się, czekając na pytania. Lekarz nadal był w pogotowiu. Powoli przeglądała fotografie, skupiając się na ich. Im była bliższa końca, tym szybciej wertowała strony ze zdjęciami z różnych odstępów czasowych. Pierwsze kroki, przedszkole, życie po śmierci biologicznej maki, szkoła oraz początki poznawania przyjaciół.
W jednej chwili zastygła. Nie ruszała się.
-Pepper, wszystko gra?
-Ja… Ja… pamiętam… wszystko.
-Pepper!
Opadła na łóżko, mdlejąc. Lekarz od razu podszedł do łóżka, zaś przez krzyki pojawiła się Victoria. Mężczyzna zabrał rzeczy z powrotem do pudełka, kładąc go na półce obok łóżka.
-Co z nią?
-Chyba nic jej nie jest.
Sprawdził odczyty.
-Udało się?
-Powiedziała, że pamięta wszystko. Nie wiem co to znaczy… Kochanie?
-Nie wiem, ale bardziej nie mogłeś jej zaszkodzić.
Zerknęła na bransoletkę, którą przez dłuższą chwilę analizowała.
-Victorio, powiedz mi co tam widzisz, a ja sprawdzę resztę.
-Miała atak, ale nie włączył się alarm. Naprawisz ją?
Zdjęła gadżet, podając go przyjacielowi.
-Musiałbym wyjść do pokoju lekarskiego.
Odebrał uszkodzony przedmiot.
-Dasz sobie radę?
-Jasne. Jak na razie, to musi trochę pospać. Nic jej nie jest.
-Ryzyko się opłaciło, a tak mi nie ufacie.
Zaśmiał się, całując żonę w policzek.
-Daliśmy radę. Teraz będzie tylko lepiej.
-No to ja zaraz wrócę.
Wyszedł z sali i pokierował się do odpowiedniego gabinetu. Położył urządzenie na stół. Zabrał się za naprawę, a pager położył obok. Był przygotowany na ewentualne wezwanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X